poniedziałek, 4 września 2017

od Vitka do Rozi

-Łoo ludzowie?! Nie gryzieta? Bo patelnią w łeb - wrzeszczałem
- Nie opuść patelnie tłuściochu - powiedział chłopak
Posłusznie wykonałem polecenie .
- Jestem Witek kucharz, tam w środku jest moja dziewczyna. Jest doktorową i mamy małą córcię. Pomożecie nam?
- Dzidziuś! Naprawdę?! Drake pomożemy im proszę - piszczała dziewczyna
- Ale wiesz co to oznacza? Musimy zawrócić - odparł Drake
- Wiem, ale proszę zabierzmy ich
- No zwłaszcza, że żarcia nie mamy, prawię kiełbacha się już kończy i światło się psuje.
- To też z wiatraka macie? - spytał Drake
- A ja to nie wiem, ale lodówy jeszcze pełne szkoda marnować
 - Idz po swoją dziewczynę i dzidziusia. Zabierzcie potrzebne rzeczy i ruszajmy bo stado jest blisko - zadecydował Drake
Powoli szliśmy do domku, a dziewczyna zabawiała Kasię.
- Jestem Rozi i będę taką twoją ciocią. Dobrze?
Zasapany toczyłem się za nimi.
- Oni nas nie zją - pocieszałem się - Daleko jeszcze? - spytałem kolejny raz z kolei
- Przestań jęczeć grubasie - wypalił wściekły Drake - jeszcze kawałek. Rety, ale wali od Ciebie potem.
- Drake bądz miły dla gości - upomniała Rozi
- Chyba dla gęb do wykarmienia - warknął Drake
- Gdy by był tu mój brat - zaczęła niepewnie Amanda - na pewno by nam było razniej. On jest bardzo zaradny i umie polować.
- Szukasz brata? - zapytała Rozi
- W zasadzie to mam nadzieję, że on mnie znajdzie. Wiesz Witek to takie duże dziecko ciągle się boi, a ja sama i malutka nie wiele możemy. Więc wychodzimy tylko po mleko dla małej.
- To smutne. A jak myślisz gdzie może być twój brat? - zapytała Rozi
- Eh nie wiem to wolny duch - odparła Amanda - pojechał na polowanie. Wszystko przez ojca. Nawet nie wiem czy on żyje. Rodziców pożarły te stwory okrutne. Ojca to nie żałuje, ale mama zawsze nas przed nim broniła. Szczególnie brata, on ciągle coś na wywijał i wszyscy oczami za niego świecili.
- To przykre - odparła Rozi - tym razem jesteśmy w domu. Zapraszamy
- Bardzo dziękujemy, że możemy z wami zamieszkać. We czwórkę to razniej
- No pewnie - odparła Rozi - ale jest nas więcej. W domu jest jeszcze dwójka dzieciaków. I jeszcze dwoje poszło chyba na polowanie - wymieniała Rozi - i mamy niedzwiedzia. To znaczy Quick ma, to on ciągle bije się i kłóci z moim bratem. A Alex i ja musimy ich uspokajać
- Może jak ten Quick wróci to z nim porozmawiam
- No pewnie będziesz musiała - za uwarzył Drake - bo nie wiem czy Ciebie, znaczy was przyjmie do grupy
- Nie martw się Quick jest lekko narwany, ale was przyjmie on pomógł i nam
- Taa pomógł - odparł Drake - raz dostałem z miśka w łeb, a teraz po mordzie bo kolo się wściekł że prawdę powiedziałem, że pedał albo co bo laski wyrwać nie potrafi
- Jesteś sam sobie winien kozaczysz to tak masz - odparła Rozi

od Rozi C.D. ktoś?

Nad ranem ze snu wyrwały mnie podniesione głosy. Głosy dochodzące z ostatniej sypialni na piętrze. Próbowałam nie zwracać na to uwagi. Lecz kiedy głosy się podniosły, a wśród nich rozpoznałam głos Drake nie mogłam już dłużej tego bagatelizować. Wstałam z łóżka i wyszłam na korytarz, gdzie Quick i Drake okładali się po pyskach. O co znowu im poszło? Nie musiałam długo czekać na odpowiedz. Szybko połapałam się w sytuacji, że przyczyną ich bójki była Lexi, która teraz próbowała ich rozdzielić. Czemu tylko od razu nie powiedziała, że jest z Quickem po co była ta cała gra. Czemu tak bardzo się zarzekała. Quick wpadł w jakiś szał i bez żadnej kontroli bił mi brata. Może Drake miał racje. Może powinniśmy odejść.
- Zostaw Quick, zostaw bo go zabijesz, nie warto. - krzyczała Lexi
Nie warto? Naprawdę miałam ochotę wytargać tę czarną zołzę za kudły. Jak mogła tak powiedzieć.
Krzyczałam próbując ich rozdzielić, aż zdarłam sobie gardło. Za to ją posłuchał od razu co tylko bardziej mnie zdenerwowało. Zabrał swojego niedzwiedzia i wyszedł. Byłam wściekła sama nie wiedziałam dlaczego. Drake znowu porządnie oberwał.
- Czy musisz zawsze go prowokować? - fuknęłam oburzona
- Czy musisz zawsze go bronić? Przecież to psychopata? - odparł
- Nie bronię go - wypaliłam - po prostu musimy jakoś się dogadać
- Wcale nie musimy - zauważył - damy sobie radę bez nich zawsze dawaliśmy.
- Idzie zima, dogadujmy się ze sobą chociaż przez zimę dobra? A pózniej zobaczymy
Nie wiem kiedy podjęłam taką decyzję ale byłam gotowa odejść stąd i więcej nie wracać. Od całej tej apokalipsy nie byłam w domu i właśnie tam chciała bym wrócić.
- Trzeba będzie iść do wiatraka, wczoraj mrugało światło - zaczął - coś musiało się tam zepsuć
- Więc chodzimy tam teraz - zaproponowałam
Nie wiem czy to był dobry pomysł ale w tej chwili chciałam być z dala od tego wszystkiego. Jeżeli twierdził że jest to zły pomysł nie za przeczył.
Lexi chyba nie było w domu a Creepy w kuchni robiła śniadanie Kubie. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę wiatraka. Pamiętam, że ostatnio przechodziliśmy przez sieć budynków gdzie mieściły się sklepy i kawiarnia. Byliśmy już prawie na miejscu kiedy drogę zaszedł nam otyły chłopak. Nie wiem co bardziej mnie zaskoczyło fakt, że był żywy czy to, że w dłoni trzymał patelnie.