poniedziałek, 27 listopada 2017

Od Quicka

Przeprosiłem chłopaków i poszedłem do Roz wyraznie się z nią coś działo. Co chwile popłakiwała. Podszedłem i przytuliłem ją do siebie.
-Co się dzieje słonko? czemu tak rozpaczasz?
-Ktoś chciał ciebie zabić a ja... ja nie wiem co bym zrobiła bez ciebie.
-Mnie nie jest tak łatwo zabić, ale faktycznie coś a raczej ktoś na mnie poluje.
-Powiedz mu teraz bo pózniej będziesz miała wyrzuty jak coś się mu stanie.
-Ale o czym mówicie kochanie? I co ma mi się stać?
-Bo ty pakujesz się w kłopoty misiu - i Roz zwymiotowała.
-Mów jemu Roz bo to dziwnie wygląda.
-Ale co masz chorobę morską?
-Raczej nie, no przynajmniej nigdy nie miałam.
-Może pójdę do kapitana dopytam czy długo to będzie trwało.
-Nie możesz teraz wyjść Roz chce ci coś powiedzieć, tylko nie wie  jak
-Chodz pójdziemy do pokoju może będzie łatwiej, bo ewidentnie coś się z tobą dzieje. No co prawda piłaś alko, ale ostatnio nie wymiotowałaś to teraz aż tak nie powinnaś.
-Nawet mnie mdli na widok jedzenia - skomentowała Roz.
-To może dla tego, że wypiłaś i wymiotujesz masz teraz wyczulone zmysły po wódzie czasami tak jest.
-Ja się boję, że będziesz zły - powiedziała do mnie gdy doszliśmy do pokoju.
-Ale co się stało?
-Może nic a może coś ostatnio było podobnie i dla tego mi się wydaje. Kurcze jak myślisz kiedy to przejdzie? Boję się takiej pogody a jeszcze teraz na morzu jesteśmy to ryzyko nie uważasz?
-Istotnie kapitan chyba nie do końca zdał sobie sprawę z potęgi tego żywiołu.
-Też tak sądzę - przytaknęła Roz.
-Zaraz do niego pójdę myślę że trzeba znalezć jakiś port czy coś i przeczekamy. No to powiedz co takiego strasznego się stało czy tam prawie stało?
-Bo... - Roz spuściła głowę - Przytulisz mnie? - dopytała.
-Oczywiście - przyciągnąłem ja do siebie nie zdążyła się przytulić i znów zwymiotowała - Kochanie a może do jakiegoś lekarza byś poszła co?
-Ja przypuszczam co może być tego przyczyną - wtuliła się we mnie i się rozpłakała - Gdy bym ciebie straciła to co ja zrobię?
-Obiecuję że nie będę pakował się w kłopoty tylko powiedz wreszcie co podejrzewasz? Wiem a może się zatrułaś?
-Nie wiesz ścisnęła mnie mocniej spóznia mi się już 3 dni zawsze miałam punktualnie i boję się że nie uwierzysz. Jak to będzie prawda że dziecko jest twoje.
-Skarbie ale ty oddychaj ja nie gryzę a ty powiedziałaś o tym jak byś jakieś przestępstwo popełniła.
-Teraz mówisz z innej perspektywy widzisz dla tego się obawiam.
-Rety to, to tak cię boli kochanie moje? Nie martw się przecież to nie jest koniec świata. Chcieliśmy mieć dzidziusia no przynajmniej mieliśmy się zastanowić - Odgarnąłem jej włosy i pocałowałem -
Nie martw się skarbie może poczekamy jeszcze, bo wiesz czasami to zmiana klimatu tak na organizm działa i się wtedy spóznia.
-A jak to faktycznie prawda? Co będzie? To chyba nie najlepszy pomysł bo ktoś chce cię zabić i tyle u nas zimnych i Alfredy i ruch oporu.
-Skarbie nie chcesz nie musimy tam wracać. Zostaniemy w jakimś kraju na przykład stany co?
-Ale powiedz naprawdę byś się cieszył i nie miał wątpliwości że maluszek jest twój?
-Naprawdę kochanie powaga to bardzo możliwe ,bo nie bierzesz tabletek ,nie zabezpieczamy się a ja no widzisz mi nie wychodzi. Nie czerpie z tego przyjemności gdy próbuje ogarnąć.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. To była Jula przyprowadziła Damona.
-Płakał musiałam przepraszam mieliście porozmawiać na spokojnie.
-Nie szkodzi już pogadaliśmy a Damon no on tęskni.
W tym samym momencie fala tak huknęła o szybę, że mało nie wyleciała no co prawda to dolny pokład był, ale fala zbyt wysoka. Jachtem zakołysało i to porządnie.
-Szlak - mruknąłem - Zostańcie tu, idę do kapitana trzeba to jakoś ominąć
-Właśnie szedłem po szefa - stwierdził Mariusz gdy mnie zobaczył.
-Chadz pójdziemy do kapitana zobaczymy ja to wygląda na monitorach bo fale, są zbyt wysokie jak na moje oko.
Po chwili byliśmy już w kajucie gdzie kapitan zmagał się ze sterem.
-Jak sytuacja uspokoi się ten żywioł? - dopytałem.
-Ta czerwona plama to nasza obecna pogoda ciągnie się jeszcze ze 100 kilometrów.A tu mamy tornado i myślę, że popełniłem błąd decydując się na rejs w taką pogodę.
-A do portu jakiegoś daleko mamy? Damy radę dopłynąć do jakiegoś portu i zacumować?.
Naszą rozmowę przerwało zamieszanie na pokładzie.
-Co się tam dzieje? - dopytałem schodząc na pokład.
-Mamy rozbitków szefie 5 osób i rozwalony jacht - powiedział jakiś marynarz.
-Kapitanie kotwica. Panowie przygotować się do akcji ratunkowej, rzucić koła. 
Sam wskoczyłem do wody a za mną Mariusz. Ciężko było dotrzeć do nich bo fale były silne i wysokie a my zamiast płynąć do nich to się cofaliśmy jak by. Po kilku minutach udało nam się dopłynąć i podać koła ratunkowe. Powiedziałem do panikujących ludzi.
-Proszę trzymać się koła ono ma dużą wyporność wiec się nie potopicie. Koło ma też długą linkę, nie panikujcie my sami popłyniemy linka jest mocna, będzie się rozwijała, a pózniej zaczniemy przyciągać was do jachtu. Trzymajcie się spróbujemy was zabrać na pokład.
W oddali słyszałem krzyki spanikowanej Roz które skutecznie zagłuszał wiatr i woda. Załoga po trzy osoby się podobierała by wyciągnąć z wody tych ludzi. Po 20 minutach się udało i 10 letnia dziewczynka znalazła się na pokładzie a pózniej po kolei. Gdy tylko wszedłem do salonu Roz się na mnie rzuciła mało co mnie nie udusiła.
-Mogłeś tam zginąć.
-Kochanie jestem tylko mokry dobrze pływam nic mi nie jest - i Roz znów zwymiotowała - Rety słoneczko nie denerwuj się tak ,bo sama widzisz co się wtedy dzieje.
-Chodz się przebrać już drugi raz miałeś przymusowe wodowanie.
-No tak kochanie - przytuliłem ją do siebie - Panowie dajcie naszym gościom coś do wytarcia, ubrania i wskażcie łazienkę.
Roz mnie nie odstępowała, bo widziała chyba zagrożenie w córce tych ludzi miała podobno 19 lat jak się pózniej okazało. Po kilku minutach wróciliśmy do naszych gości.
-Szefie 10 km od nas jest mały port mogli byśmy tam przeczekać, bo to zaczyna się rozkręcać.
-Dobrze kapitanie to przygotujcie się do cumowania tylko nie porysować mi jachtu.
-Kucharz szykuj kolacje dla nas i dla załogi jak dobijemy do portu zacznij podawać. Do kąt państwo płynęliście zapytałem mężczyznę podając mu alko..
-Na wyspy kanaryjskie jak pan widzi mam 3 córki 6 lat zbierałem pieniądze i widzi pan jacht szlak trafił. No ale pana to wypas mój się chował.
-Jak ma pan ubezpieczenie to powinni pokryć.
-A państwo gdzie się wybieracie?
-A też na Majorkę Kostarykę Hawaje .
-To może byśmy razem popłynęli - zaproponował facet rozglądając się po jachcie.
-No niestety jak dobijemy do portu zjecie państwo kolacje i się pożegnamy. Moja żona nie lubi jak ktoś nieznajomy kręci się po jachcie
-To ja nie wiem co my zrobimy no, ale co panu zależy paliwo te same a my kłopotów nie będziemy robić.
-To rozmawiajcie państwo z moją żoną ja już postanowiłem.
-Przykro mi ale mąż ma racje my po ślubie niedawno i to nasza pierwsza podróż, wiec proszę zrozumieć mojego męża, że chcemy pobyć sami. Mąż długo pracuje żeby stać nas na taki luksus było więc jak możemy pobyć razem choć kilka dni to są bezcenne chwile. No poza tym jak pan odkładał to ma pan na jakiś samochód czy coś - skomentowała Roz.
Udało się rzucić cumę, zjedliśmy kolacje Roz oczywiście nic nie przełknęła. Pożegnaliśmy naszych gość i poszliśmy się położyć.
-Kapitanie jak się tylko rozpogodzi to płyniemy dalej  - powiedziałem nim wszedłem do pokoju.
-Tak jest.

Od Rozi

Obudziła mnie Jula. Kurcze nie miałam pojęcia jak długo spałam. Nawet nie miałam pojęcia kiedy usnęłam. Damon spał obok mnie na łóżku. Było mi nie dobrze ale Jula była już przygotowana na tą okoliczność i przyszła z jakąś miską. Wszystko na nowo wróciło. Wybuch tej motorówki. Quick nie żyje znów wybuchłam płaczem. I obudziłam Damona.
- Roz uspokój się - poprosiła
- Jula przecież to była motorówka Quicka - wypaliłam
- Tak to była motorówka Quicka... - zaczęła
Znów wybuchłam płaczem.
- Roz posłuchaj - powiedziała siadając obok mnie na łóżko - chcę powiedzieć że Quick jest cały nic mu nie jest ale ten stan może długo się utrzymać. Quick bije się z Drake'em i Mariusz wysłał mnie bym cię obudziła bo sam boi się ich rozdzielić czy coś...
Uspokoiłam się i spojrzałam na nią pytająco. O czym ona mówiła Quick żyje. Wstałam z łóżka i znów zwymiotowałam.
- Quick żyje? - dopytałam
- Tak - przytaknęła - jest na pokładzie i okłada się po ryju z Drake'em
- I nic mu nie jest? - dopytałam
- Jest cały
- Nie rozumiem to nie była jego motorówka
Naprawdę próbowałam to wszystko zrozumieć. Przecież z tego wybuchu nie mógł wyjść cało bez niczego.
- Ja też trochę tego nie rozumiem - przyznała - to była jego motorówka. On i Drake to mają więcej szczęścia niż rozumu.
- On żyje - znów zaczęłam ryczeć
Jula mnie przytuliła.
- Chodz - powiedziała
Wstałam z łóżka i zrobiłam dwa kroki
- Nie dobrze mi - zdążyłam tylko powiedzieć i puściłam pawia
- Oj zabalowałaś - skomentowała
- Piłam ze smutku - usprawiedliwiłam się - właściwie ile czasu spałam? Kiedy przyjechał Quick?
- Quick wrócił niedawno. - odparła - a minęło jakieś 5 godzin. Dopiero teraz odlecieli dziennikarze
Poszliśmy na pokład. Chyba do końca nie wierzyłam że zobaczę Quicka. Ale jak mówiła Jula na pokładzie Quick w ciuszkach Mściciela bił się z Drake'em. Ugięły się pode mną nogi. Quick podszedł do mnie mówiąc że ktoś chciał go zabić. Przytuliłam się do niego i się rozpłakałam.
- Myślałam że...
- Nic mi nie jest słoneczko. - zapewnił i mnie pocałował
Pózniej tłumaczył coś Drake'owi chodziło o Al a mnie nie bardzo to obchodziło i nie mogłam się skupić na tym o czym mówią. W tej chwili najważniejsze było że Quick żyje i że nic mu nie jest. Czułam się z tym okropnie. Na koniec obaj się dogadali, dosiadł się Luke i zaczęli razem pić. Podeszłam i usiadłam obok Juli.
- Martwię się o niego - wypaliła Jula - od wymiany pije bez przerwy. To już dwa tygodnie
- Nic mu nie będzie - powiedziałam pocieszająco
- Wszystko się sypie - szepnęła - chciała bym by wróciła już Al i żeby Luke przestał pić.
- Chyba obmyślili już jakiś plan - zauważyłam
Pokiwała tylko głową.
- Fajny ten jacht - zmieniła temat - musiał kosztować majątek
- Też tak uważam - przytaknęłam
- Nadal zle się czujesz? - spytała Jula
- Ta... ja naprawdę myślałam że on nie żyje - wypaliłam a do oczu napłynęły mi łzy 
- Nic mu nie jest - uspokoiła
- Chodzi mi o to że boje się że jestem w ciąży - wyznałam
- Co? - dopytała
- No tak już trzy dni mi się spuznia...
- Roz to jeszcze o niczym nie świadczy. - zauważyła
- No tak ale jak jestem... Jula po prostu się boje. Quick sam powiedział że ktoś chciał go zabić. Do tego zimni, Alfredy, Sasza i ruch oporu. Nie wiem czy to jest dobry moment na dziecko. A jak on mnie zostawi bo powie że to nie jego...
- Jesteście małżeństwem - powiedziała
- Przecież niedawno wróciłam. - zauważyłam - a jak on uzna że go zdradziłam. Amanda już próbowała mu to wmówić.
Nachlałam się i gadam głupoty...
- A gadałaś z nim? - spytała
- Nie przecież nie mam pewności że jestem ale chyba mu powiem.
Jachtem zaczęło strasznie bujać. Zle się czułam, a to wcale nie pomagało.
- Chyba pójdę się położę - wypaliłam



Od Amandy

To z telewizji dowiedziałam się o różnych wyczynach mojego brata. A to że mamy jedynie wspólną matkę powiedział mi w złości kiedyś sam. Szkoda że ta żmija się odnalazła. Jak jej nie było chyba było lepiej. No a jeszcze jak by porwali do tej żmiji Alex. To by już całkiem było spoko. Bo Quick znikał by na całe dnie. Drake również, a Luke o bożym świecie by nie wiedział. Mój brat wyglądał jak by zlał sobie tą wymianę Alex na Rozi. A Luke cały czas bełkotał że on ją kochał jeden dzień Teraz to nawet Luke'owi i Julce się nie układało. O wszystko obwiniali mojego brata. Tylko czemu ta żmija tak się jego trzyma. I on nie potrzebnie o wszystkim jej mówi. Bo kiedyś ktoś zapłaci jej wysoką cenę za te informacje i będzie po moim bracie. Gdy z białą wyjechał. Prawdo podobnie do Wenecji, działy się tu nie stworzone rzeczy. Pati ciągle włóczyła się za Drake'em. Luke co flaszka wpadał na nowy świetny pomysł. I wszyscy obwiniali mojego brata. A przecież ta małpa Alex sama się na to zgodziła. Gdy nie było Roz brat sam postanowił sam zająć się Damonem. I nie skromnie przyznam że wyszło mu lepiej niż mi z Kaśką. Pozwalał się Kasi bawić u siebie w bawialni, przychodziły tam też dzieciaki Izy. Ale ona nie mogła się z nimi widywać. W ogóle Quicka uważały za swojego najlepszego na świecie wujka. A on naprawdę gdyby nie przeszłość która się za nim wlekła. I jakiś Ivan wmówił w niego że jest bogiem był by normalnym człowiekiem. Naprawdę baby się za nim oglądały. Dzieciaki go kochały. Jak Roz znikła to jak wychodził na osadę to zawsze w samochodzie miał jakąś torbę słodyczy. Dlatego po jakimś czasie dzieciaki oblegały jego samochód jak tylko się tam pojawił. Po buncie sklep został zamknięty i jak kiedyś wszyscy otrzymywali tylko potrzebne produkty. Pracowali rozbudowując osadę, podpisywali się na listach, brat zabierał im połowę pensji na ich wyżywienie, a połowę zostawiał i obiecał wypłacić całą kwotę za ten czas gdy tylko zostanie otwarty sklep. Nigdy nie dał ludziom powodu do tego by mu nie ufać. Więc nikt nie protestował. Jak odnalazł Roz to tylko na niej skupił całą uwagę. Z telewizji wiedziałam że kupił sobie jacht. w ogóle jeżeli coś się dowiedziałam to nie od własnego brata tylko na ogół z telewizji. Któregoś dnia przyleciał Mariusz i Grzesiek. Myślałam że brat też z nimi przyleciał już. Mariusz zaprzeczył i kazał pakować nam się do lota. Trzy razy pytałam czy ja też bo brat nigdy nie zabierał mnie na żadne spotkania. Mariusz powiedział tylko że szef kazał zabrać rodzinę a skoro jestem rodzina to mam się pakować. I Witka też tylko bez patelni bo mu ukradną. Pózniej ku nie zadowoleniu Drake'a ruszyliśmy w drogę. I wylądowaliśmy na tym jachcie. Quick pokłócił się z Drake'em a nawet się pobili. Wsiadł w motorówkę i popłynął od jachtu. Było go widać z jachtu gdy wybuchła motorówka. O dziwo nic mu się nie stało. Nie było go kilka godzin jak twierdził podobno był nieprzytomny. I to Mariusz wypatrzył go w wodzie. Tak trafił z powrotem na jacht. Gdy już był względny spokój i panowie omówili strategię porwania Aleksandry. Rozluzniali się przy alkoholu. Najpierw podeszła Majka i oznajmiła Quickowi że jest głodna on się bardzo zmartwił że zapomniał o biedaczce i powiedział że może sobie wziąć co będzie chciała z kuchni. To posłałam do niego Kaśkę. Ona już sporo mówiła. Kasia podeszła do Quicka i poklepała go po nodze.
- Co byś chciała od wujka księżniczko? - zapytał mój brat
Ale Kaśka nie umiała się wysłowić. Więc zaczęła ciągnąć Quicka do kuchni za Majką.
- Jesteś głodna - domyślił się Quick
Oczywiście zaraz zjawił się Damon i zaczął ciągnąc Kaśkę za włosy. Damon był bardzo zaborczy i zazdrosny o Quicka. Był taki jak on miał jego charakter nie znosił sprzeciwu, a ojciec był jego własnością. Ten mały gówniarz był nawet zazdrosny o Roz. Quick ukucnął przy dzieciakach Kaśka płakała.
- Nie płacz skarbie - pogłaskał Kaśkę po głowie - Damon nie można ciągnąć dziewczynek za włosy - powiedział ostro do syna. Jeżeli tatuś jeszcze raz zobaczy że ciągniesz Kasię za włosy to będziesz miał karę.
Chłopiec ścisnął Kaśkę przepraszająco za szyję. A ta znów się rozpłakała.
- Synek chodz tutaj. Ten miłosny sadysm to już chyba masz po mamusi - stwierdził - Amanda przepraszam za niego. On nawet jak przeprasza to jest trochę brutalny.
- Ty też taki byłeś - uśmiechnęłam się
Poprawiałam Kaśce kucyki które potargał jej Damon. I opowiadałam Quickowi wspomnienia z naszego dzieciństwa to co ja pamiętałam a on jeszcze nie mógł. Powiedziałam mu też że często się nim opiekowałam bo matka wybywała. I nosiłam go na rękach jak płakał. A ten jak kiedyś za dawnych lat jak żyło nam się razem całkiem dobrze. Złapał mnie na ręce zakręcił dookoła i puścił. Musiałam się go przytrzymać bo miałam problem z błędnikami.
- Całkiem jak kiedyś - powiedział - jeden obrót i karuzela siostrzyczko
Pocałował mnie w czoło. I zaprosił do kuchni żebym coś przygotowała dla Kaśki. Sam zrobił też jedzenie dla Damona. I wszystko by było fajnie gdyby nie odzyskał tej żmiji ale złe przecież chodzi parami. Więc żmija zjawiła się zaraz za nami.
- Amanda co teraz chcesz ugrać?
- Nic - opowiedział jej szybko Quick - kochanie wiesz ja zapomniałem całkiem że dzieciaki mogą być głodne. Najpierw Maja do mnie przyszła, pózniej Kasia i nasz synek.
- On to tak seryjnie jak morderca - uśmiechnęła się Roz
- No mało co Kaśki nie udusił - powiedziałam
- tak sobie myślę - zaczął mój brat - bo już na wigilię planowałem prezenty dla dzieciaków. Ale myślę że teraz będzie można im to wynagrodzić.
- Tak a co byś chciał im ofiarować? - zapytała Roz która już chyba całkiem wytrzezwiała - bo jak byś skończył już karmić Damona to chciała bym cię o coś prosić.
- Mianowicie - uśmiechnął się brat lubi jak ona coś od niego chciała
- Chciała bym takiego delikatnego drinka jak wtedy co mi na imprezie zrobiłeś.
- Jasne dla ciebie wszystko księżniczko
Ale cały czas nie odrywał oczu od telewizora.
- Kruszynko pożyczyła byś mi swojego telefonu bo mój niestety się utopił. Może informatycy odzyskają moje dane z niego. Głównie chodzi mi o kontakty ale potrzebuje zadzwonić. No a nie mam z czego
Roz dała mu swój telefon on rozmawiał z kimś o jakiś akcjach o jakiś posunięciach. Ktoś mu coś odradzał bo się zdenerwował i powiedział że to on utopi kasę. Rozmówca brata chyba się z nim zgodził bo odpuścił a Quick zakończył rozmowę.
- Muszę zmienić trochę trasę - oznajmił Roz
- nie wiem gdzie płyniemy - powiedziała - ale chyba w dość fajne miejsca
- I tam gdzie chcę was zabrać tam dopłyniemy. Ale kochanie to jest taka podróż rekreacyjno biznesowa.
Roz stwierdziła że zle się czuje. I brat zawinął się i poszedł zrobić jej tego drinka. Pózniej oboje wrócili do kuchni gdzie pokładowy kucharz szykował kolacje i przez pomyłkę stałam się światkiem ciekawej rozmowy.
- Co się dzieje? - dopytał braty Roz - jesteś biała jak ściana
- Zle się czuje - powiedziała
- To może dlatego że za dużo wypiłaś a teraz znów pijesz
- bo jak pije to mam powód. - powiedziała
- Mianowicie - dopytał
- No teraz to chyba ci powiem odraz bo znów ktoś cie porwie. Bo mi to już się spóznia dwa dni.
Nim zdążyłam otworzyć usta brat powiedział
- Tym się nie przejmuj bo to zmiany klimatyczne mogą być. Wczoraj chłopaki mówili że ich baby tak mają.
- a jak by się okazało to prawdą? - dopytała go Roz
- To nie rozumiem jaki masz problem kochanie - uśmiechnął się brat
- Bo...- zaczęła się jąkać - nie wiele czasu upłynęło odkąd jesteśmy znów razem
- No widzisz John ma wyrzuty sumienia zdradziła cię - wypaliłam
- Siostra ty znowu swoje tak jak z tymi plastikami. W jakim celu Roz miała by kłamać pytam się ciebie. Gdyby chciała to ukryć przede mną i gdyby nawet mnie zdradziła powiedziała by to pózniej żebym się nie połapał. Ona wie że jestem głupi w tych sprawach ale głupota i ciemnota to dwie zupełnie różne rzeczy. Po za tym zaczynałem cię znów lubić a ty znów swoje.
- Przepraszam brat - powiedziałam
- No i tego się trzymaj. Roz ja tobie jedną rzecz mogę obiecać na 100% jeżeli okaże się pózniej że faktycznie jesteś w ciąży i wyjdzie tak że stało się to na dniach to jak tu stoję obiecuje ci że wpierdolę twojemu bratu za to że wlał w ciebie pół litra wódy. A pózniej sam dam sobie w ryj za to że zrobiłem ci tego drinka na kaca. Ale w to żebyś mnie z kimkolwiek zdradziła to raczej szczerze wątpię. Jak mogłaś oddawać się jakimkolwiek przyjemnościom kiedy jesteś w takim stresie że po nocach się budzisz i płaczesz. Sasza znam go trochę. On skrzywdził cię właśnie w ten sposób zamykając cię w piwnicy ze szczurami. Dlatego nie chce się z nim spotykać. On sam musi wyjść z taką propozycją. Nie pomyśl sobie o mnie zle kochanie ale na pewno bym miał ciężko znalezć cię w tej szczurowni. A gdybym nie zjawił się u niego jako Mściciel to byś pewnie cały czas siedziała u niego w ciepełku. A tak się bał i włóczył cię z konta w kąt. Wiele miesięcy upłynęło za nim się odezwał i sprecyzował o co mu chodzi. Nie chce tego fundować Al.
A ja myślałam że mój brat jest totalnie beznamiętny i że jemu chodzi tylko o własną dupę. Ale jak widać tak nie jest. Naprawdę zmienił się i z tą ciążą to nie będę się wygłupiać. W ogól muszę z nim nawiązać kiedyśny kontakt. Bo trzymaliśmy się razem jak ja zbuntowałam się i poznałam Witka. Może to nie jest dobra partia o Johnie też tak mówiły laski że to taki czaruś jest na pieniążkach tatusia i przykro się tego słuchało. Bo jedyne co mój brat od ojca dostawał to w skórę. A ja spijałam śmietankę. Nie mogę sobie pozwolić na utratę tego co mam. Więc na tym jachcie muszę zachowywać się bez zarzutów. 

Od Lexi

Wróciliśmy do Rosji. Sasza zachowywał się tak jakbym wcale nie próbowała uciec. Jego spokój mnie przerażał. Przecież próbowałam uciec, przeze mnie nie poszedł na ten bankiet, powinien być wściekły. A ten ze spokojem tylko stwierdził że za cztery dni ma drugi bankiet i powinnam z nim jechać.
Polecieliśmy do Nowego Jorku. Była masa ludzi, telewizja. Wcale mi się to nie podobało. Sasza gadał z jakimś amerykanem, chodziło o jakąś umowę ale paplał tak szybko że nic nie zrozumiałam. Ciekawe czy Sasza rozumiał. Tak czy siak odeszłam od stołu a Sasza musiał zostać z tym kolesiem. Była masa ludzi może uda mi się jakoś zgubić jego ludzi, wyszłam do ogrodu i od razu wpadłam na Dimitra.
-Znów masz zamiar uciekać?- spytał.
-Nie, wyszłam się przewietrzyć- skłamałam.- nie wiedziałam że tu będziesz.
-Sasza dość często zabiera mnie na różne bankiety. Dam ci dobrą radę, nie próbuj uciekać. Rozumiem dlaczego chcesz to zrobić i w sumie nie chcę ci w tym przeszkadzać ale teraz nie uda ci się uciec.
-Bo?- dopytałam. Zastanawiałam się czy Dimitri mówi prawdę czy też kłamie aby nie musieć mnie ganiać.
-Pilnuje cię trzydziestu ludzi.- wyjaśnił. Na co prychnęłam, kto dawałby trzydziestu ludzi do pilnowania jednej dziewczyny- na prawdę. Zobacz widzisz tych dwóch przy drzwiach- spytał wskazując na dwóch kolesi- a tamtych przy samochodzie?
Co chwila kogoś wskazywał i faktycznie uzbierało się ich trzydziestu. Co prawda nie miałam pewności czy to są ludzie Saszy może Dimitri blefował.
-Dlaczego mi to mówisz?- spytałam pełna podejrzeń.
-Bo wydajesz się być rozsądna. Lepiej wyjdziesz na współpracy z Saszą. Raz próbowałaś uciec i ci się nie udało, Sasza o tym zapomniał ale jak drugi raz będziesz próbowała, no nie wiem jak na tym skończysz.- powiedział i zaczął odchodzić, od razu poszłam za nim.
-Skąd mam wiedzieć że to są jego ludzie? Kto by dawał trzydziestu uzbrojonych kolesi do pilnowania jednej dziewczyny. Może gdybym była jakimś seryjnym mordercą...- chwilę się nad tym zastanawiałam- fakt zabiłam kilka osób, ale nikt nie złożył doniesienia, no tak bo nie żyje chodzi mi o to że w Polsce jest trochę inaczej i mało kogo obchodzi czy kogoś zabiłam czy nie. I nie mam broni. Na pewno nie potrzebuję aż trzydziestu niań.
Ale Dimitri w milczeniu szedł przed siebie utwierdzając mnie że mówi prawdę. Pilnuje mnie trzydziestu ludzi. Jak ja mam uciec? Muszę poczekać aż mi zaufa i zwolni większość z nich, albo najlepiej wszystkich. Próbą ucieczki sobie nie pomogę. Zrezygnowana wróciłam do środka. Ale nie mogłam się na niczym skupić. Wściekałam się sama na siebie, muszę szybko dowiedzieć się w co gra Sasza. Dlaczego zabiera mnie na bankiety. Co na tym zyska. Przecież wcale nie musiał iść na te moje warunki, mógł mnie zmusić do tłumaczenia co gadają Alfredy. Muszę z nimi się jakoś dogadać, może czegoś się od nich dowiem.