środa, 18 października 2017

Od Rozi

Jak zwykle nie porozmawialiśmy bo najpierw wpadł Krzysiek pózniej był Mariusz. I znów jakieś sprawy że Quick wyszedł z domu. Nie było to zbyt dobrym pomysłem w jego stanie. Miałam tylko nadzieję że on mnie nie zostawi. Ja bym ze sobą zerwała... Jestem upierdliwa, a teraz jeszcze do niego strzeliłam. Ciężko mi to sobie wybaczyć. No i jeszcze Borysowi się oberwało przeze mnie. Nie czułam się najlepiej i chciałam porozmawiać z Lex. No ale w pokoju znalazłam tylko Drake'a, leżał rozwalony na łóżku.
- Nie wierze że się zgodziłeś - wypaliłam na wstępie
- Nie zgodziłem - zauważył - to pokój Al ona się zgodziła mi zostało tylko to za akceptować.
- Łaskawca się znalazł
- Widzisz coś narobiła - mruknął - musiałaś do niego strzelać?
- Nie chciałam - odparłam zgodnie z prawdą
- Siostra nie chcący to można uderzyć kogoś piłką, albo ustać komuś na nogę. Za to poszła byś siedzieć...
- Zamknij się - warknęłam - nie mamy sędzi, ani więzienia
- Nie miałem pojęcia że jesteś zdolna do czegoś takiego
- Drake - ostrzegłam - myślisz że się na mnie gniewa?
- Ty tak na poważnie? - dopytał - Roz ty go postrzeliłaś, prawie go zabiłaś i pytasz mnie czy się na ciebie gniewa...
- Jak ty to podsumowałeś faktycznie nie fajnie to wygląda. Kurcze...
- Ja na jego miejscu już bym z tobą zerwał no ale on jeszcze tego nie zrobił. A to że tego nie zrobił potwierdza tylko to że jest nienormalny. Pasujecie do siebie
- Głupek - stwierdziłam - gdzie Al?
- Nie ma jej na dole? - dopytał
- Jak by była nie przychodziła bym tu...
- Niech to szlak - warknął zbierając się z łóżka - musiała iść do Alfreda
- Jak podoba ci się pomysł obiadu z Alfredem? - spytałam jak wychodził z pokoju
- Wręcz skacze z radości - warknął i wyszedł
Swoją drogą ciekawe co Al zrobiła że Drake w końcu zaczął sprzątać po sobie. Trochę nie zręcznie będzie spać w jednym pokoju. Położyłam się na łóżko. Już nawet przysypiałam kiedy usłyszałam głośne przekleństwa Drake'a. A temu o co znowu chodzi? Wstałam z łóżka i zeszłam na dół.
- Kto rozwalił mi telewizor no kto? - wrzeszczał
W salonie zebrali się wszyscy nawet Al się znalazła. Brakowało tylko Quicka.
- Drake - powiedziałam - przestań piłować ryja
- Więc kto zepsuł mi telewizor - ciągnął dalej
- Jakiś typ aby nas postraszyć w niego strzelił - wyjaśniła spokojnie Lexi
- No nie wierze - odparł - w mój telewizor
Całą kolację wspominał o tym telewizorze i nie mógł tego przeżyć. Szykuje się długa noc. Quick nie pojawił się również na kolacji. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Nie miałam ochoty na jedzenie więc tylko dłubałam w tym czymś. Zaczął boleć mnie brzuch nie chciałam o tym wspominać. Amanda to Amanda i mnie irytuje, a z profesorem ostatnio miałam nieciekawą rozmowę. Więc po prostu wróciłam na górę. Nie wiem ile czasu minęło. Quick wracaj już do domu. Myślałam że mi przejdzie ale było co raz gorzej. Usłyszałam pukanie do drzwi...
- Proszę - powiedziałam cicho
Do pokoju wszedł Krzysiek
- Nie ma tego twojego psychopatycznego chłopaka. Więc to dobry moment aby z tobą pogadać. Martwię się o ciebie. Przecież bez powodu nie strzeliła byś do niego. On cię bije prawda? Rozi musisz w końcu komuś powiedzieć. Nie musisz się go bać...
- Krzysiek - wypaliłam
- Wiem, powiesz że on nic ci nie robi. Ja wiem swoje Rozi. Przecież jesteśmy przyjaciółmi możesz mi mówić takie rzeczy pomogę ci...
- Krzysiek zamknij się wreszcie - warknęłam
- Dobrze się czujesz? - spytał
Czy on jest ślepy, głupi, upośledzony czy jak... Wątpię żebym wyglądała jak bym czuła się dobrze. O Boże... Przecież to jeszcze za wcześnie.
- Nie - odparłam - idz po Amandę 

Od Quicka

Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, już w pokoju siedział Krzysiek .
-Naprawdę ty? Czego tu? - zapytałem zrezygnowany .
-Mówię w imieniu nas wszystkich, że jest śniadanie i masz zejść na dół i się wytłumaczyć.
-No kurwa... Co ja mam? Ja mam? Ja to zaraz sprzedam ci pierdoloną kulkę gnoju.
-Gówno mi zrobisz - powiedział - nie masz spluwy i się nie ruszysz z tego wyrka .
-To po kiego chuja tu przylazłeś?
-Żeby ci powiedzieć że żałuję, że Rozi cię nie zabiła i zapraszam ją na śniadanie.
-No to powiedziałeś teraz spierdalaj bo przeginasz i masz wielkie szczęście że mnie boli, ale jak przestanie to mówię ci spierdalaj i się pakuj bo albo cie zabije, albo z chaty wywalę.
Tylko wyszedł Krzysiek przyszedł koleś od szwabskiego
- Najpierw zawołaj Borysa on wie co gdzie mam.
-Obawiam się szefie że jest niedysponowany - stwierdził.
-No to Mariusz niech się tu stawi a ty wez długopis i pisz.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę że Rozi siedzi obok i płacze rety... naprawdę, znowu pomyślałem .
-Ty czekaj zaraz niech Mariusz mi tu przyjdzie. A ty skarbie uspokój się choć trochę. Zaraz się... eee... nie się... Wyrko trzeba przestawić ta krew jest ohydna. To może pójdziemy na dół, muszę się oprzeć. Poza tym ten pokój zle mi się kojarzy. Przepraszam cię skarbie za siebie. Naprawdę dałem dupy ale eeee... muszę do łazienki. - Powoli wstałem i po ścianie do kibla szedłem, a płacząca Rozi za mną
-Co ci jest? - zapytała w momencie gdy otworzyłem drzwi od kibla i puściłem pawia
-Nie dobrze mi się zrobiło. Choć zejdziemy na dół. Nie wejdę do tego pokoju, a ty musisz zjeść coś. I proszę nie płacz słonko. Ja wiedziałem że mocno mnie kochasz, ale nie aż na zabój... he he... ała i śmiać się chyba nie mogę. Nie możesz tak się denerwować - powoli zeszliśmy na dół i ciężko posadziłem dupę na kanapie. -
No chodz tu do mnie słonko nie będę ciebie przez jakiś czas na rekach nosił, ehh... niegrzeczna jesteś
Rozi usadowiła mi się na kolanach i oparła głowę o moje ramie i nadal ryczała że prawie mnie zabiła, że co ona by zrobiła gdy bym nie przeżył
Uspokajałem ją aż w końcu się udało. Mariusz i ten drugi już czekali. Babka podała Rozi jakieś kanapki i stwierdziła ze obiad będzie pózniej niż zawsze i że bałagan w domu wszyscy siedzieli nad swoimi talerzami i Rozi wreszcie coś zaczęła jeść, ehhh... nareszcie pomyślałem ale ona cały czas mnie przepraszała
-Ale ja się nie gniewam mój błąd. Nie zabezpieczyłem broni musiałem się zakręcić, a lekcja pokory mi się przydała. Jest dobrze słonko i nic się nie zmieniło. Nadal jesteś, byłaś i będziesz moim słoneczkiem i nadal cię kocham tylko muszę załatwić papierkologię z arabami
-Znów ta księżniczka - przestała jeść
-No w sumie to te araby ją zabili bo ją odesłałem ale muszę napisać wyraznie, że nie chcę żywego towaru. Bo przyślą mi następną ehh... a ja już nie chce tego przerabiać, ale jedno powiem jeszcze raz. Ja naprawdę nie miałem pojęcia że ona jest w tym jebanym tirze. No kto handluje własnymi dziećmi i je zabija wiec może spróbujmy jakoś zapomnieć kawałek co?
Pokiwała głową
- i żadnych księżniczek ani innych bab
-Jasne - uśmiechnąłem się - już mnie ustawiłaś ale teraz trzeba sobie znalezć gdzieś miejsce bo muszę to pomalować za dużo czerwieni
-To Drake i Al nas przygarną prawda Al?
-Jasne - uśmiechnęła się - tylko bez tych pajaców
-Spoko - powiedziałem
-I macie być cicho - stwierdził Drake
-Ja jestem, ale Rozi. No wiesz ona... ona ma - zacząłem się śmiać
-Nie kończ nic nie mam on się wygłupia
-No to panowie wyrko do pokoju Al, a jutro się pomyśli. Przynieś mi Mariusz moje pierdoły. A ty pisz - po podyktowałem kolesiowi co ma pisać - I wyjebać tych arabów z przesyłką z kraju, a następną razo macie sprawdzać transport od nich nim do mnie dojdzie. Bo wy kurwa mnie wykończycie. Dacie dupy a potem terror mi tu i panikę siejecie cholera jasna. Wykonać i przy naszym pokoju ma stać 2 ludzi a wejść do niego może tylko Rozi i ja. Jasne? Mam tam dokumenty i żaden wścipski ciul i mam na myśli tu osobę Krzysztof nie będzie mi tu propagandy robiło. To jak przeniosą to wyro to pójdziemy się poprzytulać. No jesteś mi chyba coś winna a poza tym się stęskniłem sam tyle czasu leżałem i nikt mnie nie kopnął, a chciał bym - szepnąłem i pocałowałem ją - swoją drogą to będzie ciekawe doświadczenie tak spać we czworo w jednym pokoju. Bój się Drake

Od Rozi do Quicka

Quickowi chyba nic poważnego się nie stało. Przynajmniej odzyskał przytomność. W pokoju nadal było około 20 ludzi machającymi bronią. Byłam zdenerwowana i nie mogłam się uspokoić. Próbowałam mu wszystko powiedzieć ale jak zwykle kiedy jestem zdenerwowana zaczynam gadać szybko i przeskakiwać z tematu na temat. Zapewne nic nie zrozumiał. No ale w końcu mogłam iść do łazienki. Siedziałam tam znacznie dłużej niż potrzebowałam. Uspokój się - nakazałam sobie. Muszę porozmawiać z Quickiem, a nie dogadam się z nim kiedy będę histeryzować. Ciężko było mi się uspokoić kiedy nie wiedziałam co dzieje się z moim bratem i całą noc byłam na celowniku. No i jak ja wytłumaczę mu to że go postrzeliłam, to nie jest normalne. Ja nie jestem normalna... Wzięłam dwa głębokie wdechy i wyszłam z łazienki. Na korytarzu roiło się od ludzi z bronią. Wcale mi się to nie podobało. Zdecydowanie wolałam bym mieć za miast ich w domu taką samą liczbę zimnych. Nie byłam pewna czy któryś nie strzeli mi w głowę. Wróciłam do pokoju, z Drake'm minęłam się w drzwiach.
- Mogę was zostawić? - spytał przytulając mnie - w porządku?
- Nic nie jest w porządku - wypaliłam i znów zaczęłam płakać - przecież ja go postrzeliłam
- Po prostu wybiłaś mu z głowy księżniczkę - stwierdził - jestem pewny że od razu mu się odechciało
- Głupek - mruknęłam
- Dobra siostra tylko nie strzel do niego drugi raz - wypalił - bo idę spać
Weszłam do środka, Quick siedział na łóżku.
- John ja przepraszam - zaczęłam - Kocham cię nie chciałam cię postrzelić. Naprawdę nie miałam pojęcia że ta broń jest odbezpieczona. Właściwie dlaczego nosisz przy sobie odbezpieczoną broń...
I ciągnęła bym dalej gdyby Quick mi nie przerwał i nie powiedział że porozmawiamy jak wróci.
Usiadłam na łóżku, jak ci dwaj wyszli z Quickiem do pokoju wszedł trzeci. Okej... To wcale nie jest dziwne. Zdecydowanie wolałam Borysa ten przynajmniej nie patrzył na mnie morderczym wzrokiem a nawet gadał. Stresował mnie, jak bym mało była zdenerwowana. Jak tylko się poruszyłam miałam wrażenie że koleś jednak sprzeda mi tę kulkę. Po chwili która była jak wieczność Quick wrócił. Koleś wyszedł na zewnątrz ale ci dwaj ustali przy drzwiach. A ja śmiałam się że postawi tu Borysa...
- Wyjść - rozkazał Quick
Oboje jak roboty wyszli za drzwi i byłam nawet więcej niż pewna że stoją przy drzwiach...
- To wszystko moja wina - zaczęłam - przepraszam że do ciebie strzeliłam. Mówiłam im że to ja, a oni usrali się na Drake'a. Jestem kretynką... Nie wiedziałam że ta broń była odbezpieczona, Boże... tak bardzo cię przepraszam. Boli cię? Jakie głupie pytanie... oczywiście że cię boli
- Słoneczko uspokój się - powiedział
- Przecież ja mogłam cię zabić... 
I znów wybuchłam płaczem. 

Od Quicka

Otworzyłem oczy rozejrzałem się dookoła. Próbowałem zerwać się z wyrka ale przeszywający ból ramienia położył mnie z powrotem. A no tak faktycznie przypomniałem sobie. Dostałem kulkę
- Co wy tu robicie? - zapytałem
- Niech szef coś zrobi - powiedział jeden z nich
Nie mogłem skupić myśli chyba Fernando miał na imię.
- Mamy winnego całego zajścia.
- Moja narzeczona - dopytałem
Wszyscy dziwnie na mnie popatrzyli.
- Mariusz gdzie jest Rozi co tu się kurwa dzieje
- W telegraficznym skrócie melduje
- Tylko szybko nie mam siły szczyć mi się chce, co oni mi tu wlewają co to za butelka?
- Nic szefowi nie dali - powiedział Fernando - pilnowaliśmy na żywca robił jakiś dziadek po no profesor
- To co robi tu Amanda?
- Ta do pilnowania jak by szef się obudził i coś było nie halo. Podobno doktorowa
- Właśnie, słyszysz Amanda że za jaja masz doktorat. Mariusz miałeś meldować a ty się zamknij Fernando
- Więc księżniczka nie żyje, Drake prawie też bo stwierdzili że winny jest. Wszyscy w salonie pod bronią.
- Jak wszyscy? - dopytałem
- Pańską rodzinę mierzy mafia my mierzymy w mafię a mafia mierzy w nas.
- I co przebijacie się argumentami kto strzela lepiej. Dawajcie mi tu profesora musi mnie odczepić od tego gówna, przyprowadz Mariusz Rozi, ale kto napadł na księżniczkę.
- Araby ją zajebały, będzie druga nowa będzie lepsza tak mówią.
- A te Araby już wyjechały, wyleciały, wypłynęły
- Nie siedzą jeszcze w Warszawie
- Niech Warszawa ich pilnuje. Dawajcie kogoś kto zna niemiecki będziemy pisać. Przyprowadzicie kurwa tego niby winnego. Mariusz spadaj po Różyczkę.
Jednak Fernando był szybszy i wydał już polecenia. I przyszedł profesor i Rozi
- Zrób coś chłopcze -powiedział profesor.- Bo ta dziecina to zaraz nam tu urodzi.
Rozi roztrzęsiona nadal płakała mówiła coś o Drake, coś że nie chciała. Jedyne co zarejestrowałem to, to że chce jej się siku.
- Idz kochanie- powiedziałem
- Ale oni nas pozabijają
- Nikt nikogo nie zabije. Fernando, Mariusz zabierajcie te barachło i mi się tam nie powybijać. Wszyscy jesteście do dupy. No jak wy mnie kurwa pilnujecie. I dawaj mi kogoś od niemca. A profesor niech mnie odłączy od tego muszę iść do kibla.
 I wtedy przyprowadzili Drake'a. wyjaśnili że on miał dwie spluwy że strzelano do mnie z mojego pistoletu.
- No wiem, tylko czyja jest druga spluwa i puśćcie mojego szwagra. Siadaj stary, sorry że na leżąco cię witam, ale tak już jest. I ściany kurwa będę musiał malować. Skąd ty masz tą drugą pikawkę stary
- Ta druga to Borysa- wydałem jakieś polecenie jakiemuś ziomkowi - wpierdolić mu
- A jak ty go rozbroiłeś Drake?
- No w sumie to nas wszystkich rozbrajała księżniczka twoja
- Nie mów o niej moja proszę cie.
- No i jak się tak gapiłem to zaczaiłem że Rozi w ręku ma spluwę i celuje do tej księżniczki. No to ją ogarnąłem. No tylko nie rozkminiłem do końca że ty za to oberwiesz kulkę. Swoją drogą to ja bym się z moją siostrą nie żenił jak już teraz do ciebie strzela.
- Bo widzisz to jest taka bomba z opuznionym zapłonem. Swoją drogą to fajne będzie życie cały czas na czujkach. Nie zgubię orientu.
- Wez ty coś zrób bo do nas ze spluwy mierzą raczej z kilku dziesięciu spluw.
- To już mam pod kontrolą spoko. No tylko szczyć mi się chce. Znasz może niemiecki?
- Nie no co ty po rusku ostatnio profesor nam czytał. A co?
- Araby księżniczkę zajebały i drugą mają tu przysłać, i tu uważaj. Młodsza i ładniejsza ma być, ale ja to pierdole żadnych więcej księżniczek na kwadracie. No i muszę do nich napisać, że nie chcę żywego towarów ani trupów bo martwą mi przywiozą. Mogę mieć do ciebie prośbę Drake.
- No tylko nie każ mi ze sobą iść do kibla, bo tego bym nie zniósł
- No ja chyba też, będę musiał szczać na siedząco. Ale nie o to chodzi wczoraj gadałem z Al o tych Alfredach nie wiem która jest godzina, ale dzisiaj ma przyjść na obiad, chyba. Przynajmniej Al miała go zaprosić
- Poważnie zaprosiłeś zimnego na obiad?!
- No i tu do ciebie prośba jak nie jedliście bo tu profesor się naskarżył, to niech pani starsza przyszykuje śniadanie. Zapytał byś Al co on tam chciał ten Alfred do żarcia i byś odstrzelił jakiegoś zwierzaka.
- Że ja sam, do lasu, do Alfreda no chyba cię coś boli
- No te Alfredy przecież nic nie robią
- Niech Luke idzie on ma swoich ludzi
- Wszystko jedno niech tylko Alfredów nie odstrzeli bo wtedy Al mnie zabije.
- Obiecałeś nietykalność Alfredom? Zwariowałeś?
- Nie no stary ja nawet nie wiem czy oni mają żyły trzeba coś ruszać. I wyczaić moment kiedy Al nie będzie na kwadracie i musimy pogadać. Wszyscy, profesor ma fiolkę i możemy stworzyć własnego zimnego. Podobno. Ja tam jestem przeciwny, bo co jak to coś obróci się przeciwko nam. Po za tym no wez powiedz takiej kobitce że musi urodzić takie coś a pózniej umrze bo podobno tak jest. No więc chce aby wszyscy się wypowiedzieli. W końcu jesteśmy jak by rodzina. Dobra idzie Rozi wez uciekaj i zabierz sora ze sobą ja naprawdę muszę iść do kibla. Wy tam pomóżcie mi zaprowadzić się do kibla.
Gdy już siedziałem, strasznie bolało mnie to ramię i jeszcze Rozi się na mnie rzuciła. Coś mówiła ale nie rejestrowałem w sumie. Coś o kochaniu, coś że nie chciała. Powiedziałem że porozmawiamy tylko wrócę z kibla. No i z pomocą dwóch błaznów poszedłem i obróciłem w drugą stronę. 

Od Rozi

A jednak pojechał za tą księżniczką. Przecież jak by nie pojechał to by tu przyszedł. To była kompletna ściema, darłam się na niego to kazał ją odesłać. Mogłam ją zabić, było by z głowy. To było kompletne upokorzenie... I gdy by mnie tam nie było on by wlazł do tej pieprzonej księżniczki.
- Rozi - powiedział Drake
- Spadaj - warknęłam
- Uspokój się - poprosił - nie warto płakać przez jakąś wywłokę
- Wywłokę, wywłokę przed chwilą była księżniczką
- Oj uspokój się wiesz że lubię się ponabijać - powiedział - nie płacz już. A Quick dostanie za tę księżniczkę
- Idz Drake chce zostać sama - wypaliłam
- Jesteś ładniejsza od tej księżniczki - powiedział siadając na łóżko - mówię serio, patrzyła na ciebie z zazdrością bo u nich dziewczyny z blond włosami są najbardziej pożądane. Uwierz mi każdy z tych arabów wołał by ciebie niż tę księżniczkę
- Nie obchodzą mnie Arabowie - warknęłam - Drake idz stąd
- Jeżeli nie będziesz już płakać
- Spadaj Drake - wrzasnęłam
- Nie przejmuj się - powiedział na odchodne
I wyszedł. Znów zostałam sama i chociaż kazałam mu wyjść wcale tego nie chciałam. Głupi faceci nigdy nie wiedzą co powinni zrobić. Znów zaczęłam płakać, miałam już nawet iść do Alex albo Julki ale wtedy drzwi znowu się otworzyły. No nie spadaj Drake... Z tobą nie chcę gadać.
- Wyjdz stąd, nie potrzebuje litości. Wiem że on pojechał za tą księżniczką, że odesłał ją tylko na pokaz. Jak ja się mogę z nią równać?
Miałam dodać jeszcze spadaj Drake nie chce z tobą gadać.
- Nigdzie za nikim nie pojechałem - odparł łagodnie Quick
Spojrzał na niego naprawdę myślałam że go nie ma w domu. Próbował przekonać mnie do tego, że wcale nie chciał do niej iść. Co on też myśli że jestem głupią blondynką. Przecież byłam tam i widziałam. I jeszcze te jego błędne tłumaczenie że musiał skupić się na tym co do niego mówi. Przecież on nawet nie słuchał co ona do niego mówi za bardzo skupiony był na tej firance... Jak chce mnie okłamywać niech najpierw wezmie lekcje od Drake'a... On chciał do niej iść i gdyby mnie nie było on by to zrobił.
- Zrobiłeś to dlatego bo się na ciebie wydarłam.
- Nie skarbie. Ja ci mówię że słaby z Niemieckiego jestem i musiałem sobie przypomnieć jak się niektóre słowa wymawia, żeby mnie dobrze zrozumiała dla tego byłem taki na niej skupiony bo jej słuchałem
No nie wierze, on naprawdę myśli że ja jestem aż tak głupia. Przecież przed chwilą mówił że zna dobrze niemiecki i że umie pisać i czytać ze zrozumieniem.
- I tak wiem że ci się spodobała. - warknęłam
Odłożył broń na krzesełko i zdjął kurtkę. I co on myśli że teraz po prostu zapomnimy o sprawie księżniczki.
- No dobra miło się na nią patrzyło
Słucham?... Miło się na nią patrzyło, przecież ja go zabije. Jak może mówić że miło się na nią patrzyło. Złapałam za jego broń. Sama w sumie nie wiedziałam co chce z nią zrobić ale wymierzyłam ją w jego kierunku. Przecież tak szczerze nie chciałam go zabić.
 - I jak bym ją na ulicy spotkał - ciągnął dalej nie zauważając że nie znalazł się w ciekawym położeniu. - to pewnie bym się obejrzał ale...
Nie wyrobiłam nacisnęłam spust, ale nie odbezpieczyłam broni. Huk wystrzału mnie sparaliżował. Chciałam tylko ulżyć swojej złości i nacisnąć na spust ale broń była zabezpieczona. Co za debil chodzi z odbezpieczoną bronią. Pamiętam jak przerabiałam to z Drake'm. Uważałam że lepiej mieć odbezpieczoną ale on powtarzał że nigdy nie trzyma się przy sobie odbezpieczonej broni. Robią tak tylko kretyni, bo załóżmy jak byś się przewróciła sama byś się postrzeliła. Dlaczego Quick nosi przy sobie odbezpieczoną broń no tak bo on jest kretynem... Nie wiem nawet kiedy znalazłam się przy nim. Postrzeliłam go na szczęście tylko w ramię. Przecież ja nawet nie wycelowałam dobrze broni. Chyba na początku nawet nie przyswoił co się stało. A ja próbowałam jakoś uciskać ranę. Nie wyglądało to dobrze. Zabiła byś własnego chłopaka idiotko - wrzeszczałam na siebie.
Do pokoju wpadł Drake. Zdezorientowany rozejrzał się po pokoju. Nawet nie rejestrowałam że nadal w ręku trzymam tę przeklętą broń
- Daj - nakazał i wyciągnął mi z dłoni broń - coś ty zrobiła
- Drake ja... - zaczęłam - o Boże...
- Siostra odgrażać się to jedno ale pociągnąć za spust - wrzeszczał - przecież mówiłaś że go kochasz! Nie strzela się do kogoś kogo się kocha!
Quick stracił przytomność. Wszystko działo się tak szybko i do pokoju wpadła masa ludzi. Kim oni są i skąd się wzięli... Wymierzyli w nas broń.
- Stary wyluzuj - warknął Drake
- Wstawać - wrzeszczał jeden z nich
- Zbierz ich wszystkich w jednym miejscu - dodał drugi
- Nawet nie podchodzi - ostrzegł Drake
Ale pomógł mi wstać a raczej mnie postawił. Postrzeliłam własnego chłopaka.
- Rozi - powiedział Drake zmuszając mnie abym na niego spojrzała - musimy iść
- Nie chce - powiedziałam
- Nie podchodzi - wrzasnął Drake - umiemy chodzić
Pociągnął mnie do wyjścia a za nami szedł jakiś koleś z wymierzoną nas bronią.
- Drake... - zaczęłam
- Cicho - powiedział
W salonie byli już wszyscy. I dodatkowo cały salon zapełniony był obcymi ludzmi z karabinami wymierzonymi w każdego po kolei. Al chciała się podnieść...
- Siedzi - warknął ktoś a Luke złapał siostrę za rękę zatrzymując ją na miejscu
Usiadałam obok Alex. Przytuliłam się do niej i się rozpłakałam. Zauważyłam że w salonie był Mariusz, Grzesiek, Borys i ich ludzie. Tylko ciężko było mi dostrzec do kogo oni mierzą. Wszystko wyglądało jak w jakimś kiepskim filmie akcji gdzie w scenie każdy mierzy w każdego.
- Nikt się nie ruszy, - wrzeszczał jeden z tych ubranych na czarno - Co tu się stało? Kto do szefa strzelał?
- Ten miał w łapie broń - powiedział Borys pokazując na mojego brata.
O Boże...
- To nie znaczy że strzelałem - zauważył Drake
- To ja strzelałam - powiedziałam szybko
Ale oni kompletnie mnie olali.
- Wstawaj - powiedział jeden z tych ubranych na czarno
- A co to jakieś ćwiczenia, siadaj, wstawaj. Co ja twój pies tresowany jestem - wrzasnął Drake ale wstał
- Rzuć broń na podłogę - rozkazał jeden z nich
Drake odkręcił się do nas
- Rzuć - poprosił Luke
- I co będziemy czekać aż nas rozstrzelają - zauważył
- I tak to zrobią - wytknął mu Luke - i nie ważne czy masz broń czy nie. Ich jest nie wiem 300 razy więcej.
Drake zrezygnowany rzucił dwa pistolety na podłogę. Jeden był Borysa, drugi Quicka. Oba miał bo odebrał mi.
- A teraz pójdziesz z nami - powiedział któryś
- Nie możecie - oburzyłam się
Oni nie mogą go zabrać, nie mogą go zabić.
- Luke pilnuj je - powiedział Drake i poszedł
A co innego miał zrobić gdy mierzyło do niego z 20 ludzi. Zabrali go gdzieś a ja nie wiedziałam gdzie. Alex się burzyła ale Luke nie pozwolił wstać jej z kanapy. Zabiłam własnego chłopaka i skazałam na śmierć własnego brata. Nie mogłam się uspokoić.
- Nie chciałam do niego strzelić - wyjaśniłam - ta broń była odbezpieczona
- Rozi - powiedział spokojnie Luke - nic nie mów, uspokój się. Quick zaraz odzyska przytomność
- A Drake? - powiedziałyśmy jednocześnie
- Ten gość to ma pecha - stwierdził Luke
Po jakimś czasie na dół został sprowadzony profesor. Nie byłam wstanie nawet zadać logicznego pytania ale na szczęście Luke nadal myślał trzezwo.
- Co z nim?
- Zamknąć się - wrzasnął któryś z ubranych na czarno
I tak siedzieliśmy nie wiem jak długo. Pewnie jak wspomnę że muszę do łazienki to się wściekną. To wszystko moja wina.
- Roz będzie dobrze, musi być - próbowała uspokoić mnie Al
- A jak nie - mruknęłam - Al a jak ja...
- Będzie dobrze - powiedziała szybko
- Co oni zrobią Drake'owi
- Zamknijcie się - ostrzegł jeden z nich i na pokazanie ze nie żartuje strzelił w telewizor.
Już się nie odezwałam ale nie mogłam przestać płakać. Jak muszą niech mnie zastrzelą mam to gdzieś. Chyba nawet przysnęłam na tej kanapie z głową opartą na Al. Nie wiem ile czasu minęło ale było już jasno. Ich ręka nie boli od mierzenia w kółko z tej broni. I na prawdę musiałam do łazienki, ale bałam się odezwać.
Ze schodów z szedł jakiś koleś ubrany na czarno.
- Stary zgredzie idziesz ze mną a i szef chce widzieć swoją narzeczoną
Spojrzałam na niego.
- Która to? - dopytał
- Idz - szepnęła Al lekko mnie popychając w jego stronę
Wstałam, ale nogi mi się trzęsły. Poszłam obok profesora a za nami szedł ten typ ze spluwą.