Otworzyłem oczy rozejrzałem się dookoła. Próbowałem zerwać się z wyrka ale przeszywający ból ramienia położył mnie z powrotem. A no tak faktycznie przypomniałem sobie. Dostałem kulkę
- Co wy tu robicie? - zapytałem
- Niech szef coś zrobi - powiedział jeden z nich
Nie mogłem skupić myśli chyba Fernando miał na imię.
- Mamy winnego całego zajścia.
- Moja narzeczona - dopytałem
Wszyscy dziwnie na mnie popatrzyli.
- Mariusz gdzie jest Rozi co tu się kurwa dzieje
- W telegraficznym skrócie melduje
- Tylko szybko nie mam siły szczyć mi się chce, co oni mi tu wlewają co to za butelka?
- Nic szefowi nie dali - powiedział Fernando - pilnowaliśmy na żywca robił jakiś dziadek po no profesor
- To co robi tu Amanda?
- Ta do pilnowania jak by szef się obudził i coś było nie halo. Podobno doktorowa
- Właśnie, słyszysz Amanda że za jaja masz doktorat. Mariusz miałeś meldować a ty się zamknij Fernando
- Więc księżniczka nie żyje, Drake prawie też bo stwierdzili że winny jest. Wszyscy w salonie pod bronią.
- Jak wszyscy? - dopytałem
- Pańską rodzinę mierzy mafia my mierzymy w mafię a mafia mierzy w nas.
- I co przebijacie się argumentami kto strzela lepiej. Dawajcie mi tu profesora musi mnie odczepić od tego gówna, przyprowadz Mariusz Rozi, ale kto napadł na księżniczkę.
- Araby ją zajebały, będzie druga nowa będzie lepsza tak mówią.
- A te Araby już wyjechały, wyleciały, wypłynęły
- Nie siedzą jeszcze w Warszawie
- Niech Warszawa ich pilnuje. Dawajcie kogoś kto zna niemiecki będziemy pisać. Przyprowadzicie kurwa tego niby winnego. Mariusz spadaj po Różyczkę.
Jednak Fernando był szybszy i wydał już polecenia. I przyszedł profesor i Rozi
- Zrób coś chłopcze -powiedział profesor.- Bo ta dziecina to zaraz nam tu urodzi.
Rozi roztrzęsiona nadal płakała mówiła coś o Drake, coś że nie chciała. Jedyne co zarejestrowałem to, to że chce jej się siku.
- Idz kochanie- powiedziałem
- Ale oni nas pozabijają
- Nikt nikogo nie zabije. Fernando, Mariusz zabierajcie te barachło i mi się tam nie powybijać. Wszyscy jesteście do dupy. No jak wy mnie kurwa pilnujecie. I dawaj mi kogoś od niemca. A profesor niech mnie odłączy od tego muszę iść do kibla.
I wtedy przyprowadzili Drake'a. wyjaśnili że on miał dwie spluwy że strzelano do mnie z mojego pistoletu.
- No wiem, tylko czyja jest druga spluwa i puśćcie mojego szwagra. Siadaj stary, sorry że na leżąco cię witam, ale tak już jest. I ściany kurwa będę musiał malować. Skąd ty masz tą drugą pikawkę stary
- Ta druga to Borysa- wydałem jakieś polecenie jakiemuś ziomkowi - wpierdolić mu
- A jak ty go rozbroiłeś Drake?
- No w sumie to nas wszystkich rozbrajała księżniczka twoja
- Nie mów o niej moja proszę cie.
- No i jak się tak gapiłem to zaczaiłem że Rozi w ręku ma spluwę i celuje do tej księżniczki. No to ją ogarnąłem. No tylko nie rozkminiłem do końca że ty za to oberwiesz kulkę. Swoją drogą to ja bym się z moją siostrą nie żenił jak już teraz do ciebie strzela.
- Bo widzisz to jest taka bomba z opuznionym zapłonem. Swoją drogą to fajne będzie życie cały czas na czujkach. Nie zgubię orientu.
- Wez ty coś zrób bo do nas ze spluwy mierzą raczej z kilku dziesięciu spluw.
- To już mam pod kontrolą spoko. No tylko szczyć mi się chce. Znasz może niemiecki?
- Nie no co ty po rusku ostatnio profesor nam czytał. A co?
- Araby księżniczkę zajebały i drugą mają tu przysłać, i tu uważaj. Młodsza i ładniejsza ma być, ale ja to pierdole żadnych więcej księżniczek na kwadracie. No i muszę do nich napisać, że nie chcę żywego towarów ani trupów bo martwą mi przywiozą. Mogę mieć do ciebie prośbę Drake.
- No tylko nie każ mi ze sobą iść do kibla, bo tego bym nie zniósł
- No ja chyba też, będę musiał szczać na siedząco. Ale nie o to chodzi wczoraj gadałem z Al o tych Alfredach nie wiem która jest godzina, ale dzisiaj ma przyjść na obiad, chyba. Przynajmniej Al miała go zaprosić
- Poważnie zaprosiłeś zimnego na obiad?!
- No i tu do ciebie prośba jak nie jedliście bo tu profesor się naskarżył, to niech pani starsza przyszykuje śniadanie. Zapytał byś Al co on tam chciał ten Alfred do żarcia i byś odstrzelił jakiegoś zwierzaka.
- Że ja sam, do lasu, do Alfreda no chyba cię coś boli
- No te Alfredy przecież nic nie robią
- Niech Luke idzie on ma swoich ludzi
- Wszystko jedno niech tylko Alfredów nie odstrzeli bo wtedy Al mnie zabije.
- Obiecałeś nietykalność Alfredom? Zwariowałeś?
- Nie no stary ja nawet nie wiem czy oni mają żyły trzeba coś ruszać. I wyczaić moment kiedy Al nie będzie na kwadracie i musimy pogadać. Wszyscy, profesor ma fiolkę i możemy stworzyć własnego zimnego. Podobno. Ja tam jestem przeciwny, bo co jak to coś obróci się przeciwko nam. Po za tym no wez powiedz takiej kobitce że musi urodzić takie coś a pózniej umrze bo podobno tak jest. No więc chce aby wszyscy się wypowiedzieli. W końcu jesteśmy jak by rodzina. Dobra idzie Rozi wez uciekaj i zabierz sora ze sobą ja naprawdę muszę iść do kibla. Wy tam pomóżcie mi zaprowadzić się do kibla.
Gdy już siedziałem, strasznie bolało mnie to ramię i jeszcze Rozi się na mnie rzuciła. Coś mówiła ale nie rejestrowałem w sumie. Coś o kochaniu, coś że nie chciała. Powiedziałem że porozmawiamy tylko wrócę z kibla. No i z pomocą dwóch błaznów poszedłem i obróciłem w drugą stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz