Quick gdzieś pojechał z Rozi a mój kochany braciszek uruchomił nam konsolę. I tradycyjnie zaczęliśmy grać w strzelankę z udziałem zombie, co było ironią w tych czasach. Nie rozmawiał ze mną na temat więznia. Nie wiem czy nie chciał czy Quick mu zabronił. Ale zakaz Quicka wkurzył mnie na maksa. I jedyne czego chciałam to zostać sama.
-Pójdę pogadać z Pati, chyba się na mnie obraziła.- powiedział po upłynięciu jakiejś pół godziny. Skinęłam głową i udawałam silnie zagraną. Luke poszedł do swojej przyjaciółki. Odczekałam chwilę i wyszłam z domku. Przeszłam wzdłuż płotu. Po metalu rozchodził się cały czas prąd a nawet gdyby udało mi się wyłączyć napięcie ktoś na pewno by zauważył. Znalazłam to czego szukałam. Przy płocie rósł duży dąb. Wystarczyło na niego wejść i zeskoczyć po drugiej stronie. Gorzej byłoby z wejściem ale na to też miałam sposób na co utwierdzał mnie sznur, który znalazłam w spiżarni.
-Nudzi ci się?- niemal podskoczyłam. Spojrzałam na Drake którego nie usłyszałam jak podchodził.- Co ty już kombinujesz?- zadał kolejne pytanie.
-A co cie to obchodzi?- spytałam oschle.
-Mnie wcale, ale jak twój brat zauważy że sobie poszłaś a ja ci pozwoliłem to mnie zabije a Quick poprawi jak wróci.
- Sama decyduję co robię i gdzie a teraz chcę sobie pójść.
-Gdzie i po co?- spytał opierając się o drzewo. Czy on musi być taki wkurzający?
-A bo co?- ale wiedziałam że i tak nie odpuści więc dodałam- idę poobserwować szpital.
-Ciebie to do reszty powaliło?- spytał oburzony.
-Nikt mnie nie zauważy- zaczęłam tłumaczyć- a tak to dowiemy się co planują.
-Luke miał się dowiedzieć od tego typka.
-I co dowiedział się?- spytałam- Może tobie coś powiedział bo mnie przez Quicka totalnie zlewa.
-To twój brat, a jak ostatnio pamiętam byłaś gotowa komuś gardło poderżnąć jak tylko coś o Quick'u powiedział.
-Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie, potrafię o siebie zadbać.- powiedziałam- pójdę, zobaczę i wrócę nikt nawet nie zauważy że mnie nie było a nawet jeśli to ty nie musiałeś mnie widzieć.
-Lexi...
-I tak pójdę jak nie teraz to za godzinę, wieczorem czy jutro.- to był już mój ostatni argument.
-Okej, ale ja pójdę z tobą.
-Co? Opcji nie ma.- zaczęłam protestować a Drake się uśmiechnął zadowolony.
-Okej- powiedziałam. Skoro to był jedyny sposób a bym poszła to czemu nie. Tym bardziej nie dam mu tej satysfakcji.
środa, 13 września 2017
Od Quicka do Rozi
- Różyczko... faktycznie wybieram się w dość wysokie góry. I mógłbym - Ba... podniosłem lekko brew - może nawet chciał bym żebyś wybrała się ze mną. Moja zielareczko. Ale są dwa warunki.
- Jakie - dopytała zirytowana Rozi
- Dobra są trzy - podniosłem ręce w górę w geście poddania się
- Jakie - powtórzyła pytanie i już kipiała ze złości - Tylko nie każ mi mówić jeden - wysyczała Rozi
- Nie denerwuj się Różyczko. Jesteś gwiazdeczką na tym nieboskłonie. Nie wiem jak ty ale ja kocham noc. W nocy jest przyjemnie. Bo ciemno wszędzie.
- Oki... oki. Znamy się Quick o co ci chodzi.
- Pierwsze primo
- I znów jeden - powiedziała sarkastycznie Rozi
- Uwolnij swoje piękne włosy z gumki w którą masz je zaplątane. Jesteś śliczna. Gdy twoje włosy bez ładu i składu oplatają twoje ciało.
Uśmiechnęła się delikatnie. Zdjęła gumkę potrząsając głową by włosy rozsypały się w nie ładzie.
- Taaaak... Jestem tobą urzeczony. - potrząsnąłem głową próbując wybić się z pod wpływu jej uroku.
- Teraz punkt drugi Quick - wytrąciła mnie totalnie wybitego z kontekstu. Totalnie oniemiałego... Kurwa gapiłem się na nią jak głupi. Przeczesałem ręką po włosach by upewnić się czy są nadal nie nagannie ułożone. Miałem świadomości co się ze mną dzieje. Więc wepchałem łapy w kieszenie od spodni.
- Coś mi tu czarujesz Różyczko. Idę zapytać Drake czy faktycznie wie o twoim wypadzie.
Poszedłem za dom. Drake pracował przy płocie, ale tak jak się tego spodziewałem nie miał bladego pojęcia o planach Rozi. Zapytałem czy mogę zabrać ją ze sobą. Odparł że mi ufa. Zapewniłem go że nie zrobię nic czego Rozi by nie chciała.
- Ale jeżeli będzie chciała?....
- Wiem, wiem, wiem - odparł Drake - obaj nie mamy na to wpływu.
- Kontynuujesz za mnie - powiedziałem nie co zdziwiony.
- Już się ciebie nauczyłem - uśmiechnął się Drake.
- Jo...jo...jo. Co do Różyczki to się zgodzę. Ale cała reszta?...
- Fakt - odpowiedział Drake - ciebie nie da się rozgryść. I nigdy nie wiadomo z którego kraju palma ci odbije. - uśmiechnął się.
- No tak sobie to tłumacz - stuknąłem go w ramie.
Puknął mnie pięścią w bark
- Będę wzmacniał ten pieprzony płot.
- Luke wyciągnie z ciula co tylko można. A ja mam już plan na zimnych
- Już ci mówię - żachnął się Drake hardo - że płot tego naporu nie wytrzyma
- Tak...tak...tak, wiem to spoko luz. Chcę abyś zamontował coś w stylu. No nie znam się na tym Drake. Kurwa... ale chodzi mi o to żeby zwiększyć pole rażenia płotu tak na wszelki wypadek. Jadę na polowanie. Zwierzyna będzie dobrą przynętą dla zimnych. Spróbujemy bezpiecznie przeprowadzić ich obok chałupy. Więc mogę zabrać Różyczkę żeby pozbierała swoje ziółka.
- Różyczkę powiadasz - syknął Drake
- Czego jęczysz? boli cię coś? - zapytałem z troską.
- Mówisz o niej Różyczka
- Drake' u to nie jest jakaś tam ona, to jest twoja siostra. Podoba mi się to słowo i pasuje do niej. Więc zgadzasz się czy nie? krótka piłka.
- Przecież nie potrzebujesz mojej zgody - powiedział Drake - i tak zrobisz co będziesz chciał.
- Zle o mnie myślisz - powiedziałem - uważacie mnie za psychopatę. Ja siebie za matkobójce no kurwa... uważam cię za przyjaciela. Przecież do huja nie skrzywdzę ci siostry. Przecież to jest jasne. Po za tym sam wiesz słyszałeś moją rozmowę z Alex. Jestem ciemny jak moje włosy w sprawach damską-męskich.
- Dobra zgadzam się - powiedział Drake - A ty Quick nazywaj to sobie jak chcesz, tę swoją niby niemoc.
Mimo wszystko, mimo sarkazmu w jego głosie wiedziałem że mi ufa. I choć by przez ten fakt nie skrzywdził bym Różyczki. Drake jest jej bratem. Jego akceptacja jest podstawą. W pewnych sytuacjach... momentach życia ludzkiego mój pojebany ojciec miał racje.
- No dobrze Drake'u więc jedziemy. Będziemy tak koło wieczora. Podrzucę klatkę dla Kuby. Obiecałem dziewczynom, naciskały. Proszę przenieś go tam. I pamiętaj żadnych kodów. Rozumiesz brak dostępu do usługi chociaż by nie wiem co by się miało stać.
- Ok - powiedział Drake
I poszedłem...Rozi już na mnie czekała
- Jedziemy vanem - powiedziałem podczepiając jednocześnie przyczepkę - podjedziemy najpierw po klatkę do Kubusia.
- Słowny jesteś - stwierdziła Rozi
- Bella jak ja obiecuje to również wykonuje a pózniej jedziemy na polowanie. Więc jak chcesz to teraz możesz zostać i się przygotować. Mogła byś nie wiem, ogarnąć jakieś kanapki. Dziś jeszcze nic nie jadłem.
-Ale na pewno mnie nie zostawisz? - zapytała Rozi
- nie odrzekłem. Rozmawiałem z niczego nieświadomym Drak'em. Pojadę tylko po tą klatkę dla Kuby przecież tego właśnie chciałyście.
- Ale wrócisz - zapytała Rozi - na pewno?
- No dokładnie, zabieramy ze sobą niespodziankę. Połowi ryby w strumyku. Postrzelę sarnę w końcu jest już na tyle dorosła.. że jeżeli ma w sobie małe misie to powinna nauczyć się polować. Więc to będzie taki mały sprawdzian dla niej.
- A jeżeli jej nie złapie? To umrze i umrą jej młode?
- No przecież to moja królewna. Nie martw się jeżeli jej nie złapie dobiję ją ona musi mieć świeże mięso nie z zamrażarki. Przepraszam cię Różyczką idz zrób te kanapeczki bo dziwnie Witkowi nie ufam .A jego jedzenie fakt jest smaczne ale w postaci bagna wygląda odrażająco, nie będę tego spożywał.
- Dobrze Quick, ale obiecaj
- No... zosawiam niespodziankę 20 min i jestem z powrotem. A może ty Różyczko masz jakiś zielarski patent na chorobę Kuby no wiesz na to by się nie przemienił?
- Mogę popróbować
- No to ja jadę i będę za 20 min
- Jakie - dopytała zirytowana Rozi
- Dobra są trzy - podniosłem ręce w górę w geście poddania się
- Jakie - powtórzyła pytanie i już kipiała ze złości - Tylko nie każ mi mówić jeden - wysyczała Rozi
- Nie denerwuj się Różyczko. Jesteś gwiazdeczką na tym nieboskłonie. Nie wiem jak ty ale ja kocham noc. W nocy jest przyjemnie. Bo ciemno wszędzie.
- Oki... oki. Znamy się Quick o co ci chodzi.
- Pierwsze primo
- I znów jeden - powiedziała sarkastycznie Rozi
- Uwolnij swoje piękne włosy z gumki w którą masz je zaplątane. Jesteś śliczna. Gdy twoje włosy bez ładu i składu oplatają twoje ciało.
Uśmiechnęła się delikatnie. Zdjęła gumkę potrząsając głową by włosy rozsypały się w nie ładzie.
- Taaaak... Jestem tobą urzeczony. - potrząsnąłem głową próbując wybić się z pod wpływu jej uroku.
- Teraz punkt drugi Quick - wytrąciła mnie totalnie wybitego z kontekstu. Totalnie oniemiałego... Kurwa gapiłem się na nią jak głupi. Przeczesałem ręką po włosach by upewnić się czy są nadal nie nagannie ułożone. Miałem świadomości co się ze mną dzieje. Więc wepchałem łapy w kieszenie od spodni.
- Coś mi tu czarujesz Różyczko. Idę zapytać Drake czy faktycznie wie o twoim wypadzie.
Poszedłem za dom. Drake pracował przy płocie, ale tak jak się tego spodziewałem nie miał bladego pojęcia o planach Rozi. Zapytałem czy mogę zabrać ją ze sobą. Odparł że mi ufa. Zapewniłem go że nie zrobię nic czego Rozi by nie chciała.
- Ale jeżeli będzie chciała?....
- Wiem, wiem, wiem - odparł Drake - obaj nie mamy na to wpływu.
- Kontynuujesz za mnie - powiedziałem nie co zdziwiony.
- Już się ciebie nauczyłem - uśmiechnął się Drake.
- Jo...jo...jo. Co do Różyczki to się zgodzę. Ale cała reszta?...
- Fakt - odpowiedział Drake - ciebie nie da się rozgryść. I nigdy nie wiadomo z którego kraju palma ci odbije. - uśmiechnął się.
- No tak sobie to tłumacz - stuknąłem go w ramie.
Puknął mnie pięścią w bark
- Będę wzmacniał ten pieprzony płot.
- Luke wyciągnie z ciula co tylko można. A ja mam już plan na zimnych
- Już ci mówię - żachnął się Drake hardo - że płot tego naporu nie wytrzyma
- Tak...tak...tak, wiem to spoko luz. Chcę abyś zamontował coś w stylu. No nie znam się na tym Drake. Kurwa... ale chodzi mi o to żeby zwiększyć pole rażenia płotu tak na wszelki wypadek. Jadę na polowanie. Zwierzyna będzie dobrą przynętą dla zimnych. Spróbujemy bezpiecznie przeprowadzić ich obok chałupy. Więc mogę zabrać Różyczkę żeby pozbierała swoje ziółka.
- Różyczkę powiadasz - syknął Drake
- Czego jęczysz? boli cię coś? - zapytałem z troską.
- Mówisz o niej Różyczka
- Drake' u to nie jest jakaś tam ona, to jest twoja siostra. Podoba mi się to słowo i pasuje do niej. Więc zgadzasz się czy nie? krótka piłka.
- Przecież nie potrzebujesz mojej zgody - powiedział Drake - i tak zrobisz co będziesz chciał.
- Zle o mnie myślisz - powiedziałem - uważacie mnie za psychopatę. Ja siebie za matkobójce no kurwa... uważam cię za przyjaciela. Przecież do huja nie skrzywdzę ci siostry. Przecież to jest jasne. Po za tym sam wiesz słyszałeś moją rozmowę z Alex. Jestem ciemny jak moje włosy w sprawach damską-męskich.
- Dobra zgadzam się - powiedział Drake - A ty Quick nazywaj to sobie jak chcesz, tę swoją niby niemoc.
Mimo wszystko, mimo sarkazmu w jego głosie wiedziałem że mi ufa. I choć by przez ten fakt nie skrzywdził bym Różyczki. Drake jest jej bratem. Jego akceptacja jest podstawą. W pewnych sytuacjach... momentach życia ludzkiego mój pojebany ojciec miał racje.
- No dobrze Drake'u więc jedziemy. Będziemy tak koło wieczora. Podrzucę klatkę dla Kuby. Obiecałem dziewczynom, naciskały. Proszę przenieś go tam. I pamiętaj żadnych kodów. Rozumiesz brak dostępu do usługi chociaż by nie wiem co by się miało stać.
- Ok - powiedział Drake
I poszedłem...Rozi już na mnie czekała
- Jedziemy vanem - powiedziałem podczepiając jednocześnie przyczepkę - podjedziemy najpierw po klatkę do Kubusia.
- Słowny jesteś - stwierdziła Rozi
- Bella jak ja obiecuje to również wykonuje a pózniej jedziemy na polowanie. Więc jak chcesz to teraz możesz zostać i się przygotować. Mogła byś nie wiem, ogarnąć jakieś kanapki. Dziś jeszcze nic nie jadłem.
-Ale na pewno mnie nie zostawisz? - zapytała Rozi
- nie odrzekłem. Rozmawiałem z niczego nieświadomym Drak'em. Pojadę tylko po tą klatkę dla Kuby przecież tego właśnie chciałyście.
- Ale wrócisz - zapytała Rozi - na pewno?
- No dokładnie, zabieramy ze sobą niespodziankę. Połowi ryby w strumyku. Postrzelę sarnę w końcu jest już na tyle dorosła.. że jeżeli ma w sobie małe misie to powinna nauczyć się polować. Więc to będzie taki mały sprawdzian dla niej.
- A jeżeli jej nie złapie? To umrze i umrą jej młode?
- No przecież to moja królewna. Nie martw się jeżeli jej nie złapie dobiję ją ona musi mieć świeże mięso nie z zamrażarki. Przepraszam cię Różyczką idz zrób te kanapeczki bo dziwnie Witkowi nie ufam .A jego jedzenie fakt jest smaczne ale w postaci bagna wygląda odrażająco, nie będę tego spożywał.
- Dobrze Quick, ale obiecaj
- No... zosawiam niespodziankę 20 min i jestem z powrotem. A może ty Różyczko masz jakiś zielarski patent na chorobę Kuby no wiesz na to by się nie przemienił?
- Mogę popróbować
- No to ja jadę i będę za 20 min
Od Rozi do Quicka
Nadal byłam roztrzęsiona. Siedziałam na łóżku w jednym z pokoi, który zajmowałam wraz Drake'm. I pomyśleć, że ten koleś podszedł tak blisko. Jest ich więcej i będziemy mieć z nimi problemy. Idzie zima. Leki w aptece się kończą. Muszę iść pozbierać rośliny to ostatni czas za nim przyjdą mrozy i je zniszczą. Tak myślałam rano i głupia sama chciałam iść w las. Całe szczęście, że Quick zareagował tak szybko. I choć miałam nie ciekawe spotkanie nadal uważam tak samo. Zarzuciłam na siebie sweter i zeszłam na duł. O dziwo nikogo nie było w salonie. Spotkałam tylko Witka gotującego coś w kuchni.
- Jak się masz? - spytałam siadając na jednym z krzeseł
- Gotuje obiad - odparł - użyłem ziół... Będzie dobre - zapewnił
- Nie wątpię - wypaliłam z uśmiechem.
Pachniało ładnie bazylią.
- Widziałeś mojego brata? - spytałam
- Nie, dziś jeszcze nie - odparł grubasek - są tu gdzieś może suszone grzyby?
- Tak, obok piwnicy są drzwi do spiżarni - wyjaśniłam - Pierwszy regał, górna półka. Muszę iść...
- Miłego dnia Rozi
- Dzięki. - wypaliłam wstając z krzesła
Przeszłam przez salon i wyszłam tarasem. Kiedyś musiał być tu ładny ogród ale teraz nikt nie przejmuje się takimi głupotami. Na wiosnę trzeba będzie zająć się ogrodem. Można będzie posadzić warzywa i owoce zapewne w sklepach nadal można dostać sadzonki i nasiona.
Przeszłam na przód domku. Nadal zastanawiając się czy dobrze robię. Rano też chciałam iść sama. No ale przecież teraz szukałam Drake. Dwa razy w ciągu dnia nie mogę mieć pecha. Miałam już podchodzić do skrzynki przy furtce aby odciąć napięcie od furtki. Gdy zobaczyłam Quicka który przy garażu szykował swój motor. Cicho do niego podeszłam. Był tak pochłonięty tym co robił że nawet nie zauważył jak do niego podeszłam.
- Jedziesz gdzieś? - spytałam
Odkręcił się w pełnej gotowości bojowej.
- To tylko ja
W ręku trzymał jakieś narzędzie. I w pewnej chwili nie miałam pewności czy nie rozbije mi tym głowy.
- Co tu robisz? - spytał opuszczając dłoń
- Gdzie jedziesz? - odparłam pytaniem na pytanie
- Po załatwiać sprawy - odparł krótko opierając się plecami o motor
- Jedziesz do lasu? - drążyłam dalej
Przecież nie będzie jechał sam szukać reszty grupy.
- Może - odparł
- Mogę jechać z tobą?
- Nie - wypalił hardo odkręcając się do mnie plecami
- Dlaczego? - nie dawałam się spławić
- Wracaj do domu - nakazał
- Dlaczego nie chcesz zabrać mnie ze sobą?
- Dlaczego jesteś taka upierdliwa. - wypalił nawet na mnie nie patrząc - nie mam ochoty cię niańczyć
- Wcale nie będziesz musiał - zaczęłam - albo zabierzesz mnie ze sobą albo pójdę sama
W końcu znużony na mnie spojrzał.
- Drake wie?
- Tak
- Jak się masz? - spytałam siadając na jednym z krzeseł
- Gotuje obiad - odparł - użyłem ziół... Będzie dobre - zapewnił
- Nie wątpię - wypaliłam z uśmiechem.
Pachniało ładnie bazylią.
- Widziałeś mojego brata? - spytałam
- Nie, dziś jeszcze nie - odparł grubasek - są tu gdzieś może suszone grzyby?
- Tak, obok piwnicy są drzwi do spiżarni - wyjaśniłam - Pierwszy regał, górna półka. Muszę iść...
- Miłego dnia Rozi
- Dzięki. - wypaliłam wstając z krzesła
Przeszłam przez salon i wyszłam tarasem. Kiedyś musiał być tu ładny ogród ale teraz nikt nie przejmuje się takimi głupotami. Na wiosnę trzeba będzie zająć się ogrodem. Można będzie posadzić warzywa i owoce zapewne w sklepach nadal można dostać sadzonki i nasiona.
Przeszłam na przód domku. Nadal zastanawiając się czy dobrze robię. Rano też chciałam iść sama. No ale przecież teraz szukałam Drake. Dwa razy w ciągu dnia nie mogę mieć pecha. Miałam już podchodzić do skrzynki przy furtce aby odciąć napięcie od furtki. Gdy zobaczyłam Quicka który przy garażu szykował swój motor. Cicho do niego podeszłam. Był tak pochłonięty tym co robił że nawet nie zauważył jak do niego podeszłam.
- Jedziesz gdzieś? - spytałam
Odkręcił się w pełnej gotowości bojowej.
- To tylko ja
W ręku trzymał jakieś narzędzie. I w pewnej chwili nie miałam pewności czy nie rozbije mi tym głowy.
- Co tu robisz? - spytał opuszczając dłoń
- Gdzie jedziesz? - odparłam pytaniem na pytanie
- Po załatwiać sprawy - odparł krótko opierając się plecami o motor
- Jedziesz do lasu? - drążyłam dalej
Przecież nie będzie jechał sam szukać reszty grupy.
- Może - odparł
- Mogę jechać z tobą?
- Nie - wypalił hardo odkręcając się do mnie plecami
- Dlaczego? - nie dawałam się spławić
- Wracaj do domu - nakazał
- Dlaczego nie chcesz zabrać mnie ze sobą?
- Dlaczego jesteś taka upierdliwa. - wypalił nawet na mnie nie patrząc - nie mam ochoty cię niańczyć
- Wcale nie będziesz musiał - zaczęłam - albo zabierzesz mnie ze sobą albo pójdę sama
W końcu znużony na mnie spojrzał.
- Drake wie?
- Tak
Od Quicka do Lexi
- Alex przecież wiesz że musi być odizolowany. Mogę się zgodzić na przeniesienie go do salonu, ale niestety muszę skombinować klatkę. Przykro mi. I tak musi pozostać w zamknięciu. Nie wiem kiedy się przemieni i wolał bym żeby właśnie w tym momencie był zamknięty. Mam nadzieje że to rozumiesz. Nie robię tego bo mam nasrane w głowie lecz dla ogółu dla wspólnego bezpieczeństwa. Po za tym Kuba ma schizofrenie więc jako nie przemieniony jest nieobliczalny. Idzie stado nie chcę więcej kłopotów. Muszę to jakoś rozegrać. Zrozum mnie Alex. Zajmę się sprowadzeniem Kuby w pierwszej kolejności. To mogę tobie Lexi obiecać. I pózniej jadę na polowanie. Stado będzie tu najwcześniej rano. Więc jak sami widzimy goni mnie czas. Trzeba wzmocnić płot to też priorytet bo ma słabe punkty.
- No właśnie! A ty jedziesz sobie na polowanie?! Przecież jest żarcie.
- Nie jadę dla przyjemności muszę, mam plan. Jeśli się powiedzie może zimni ominą domek. No przynajmniej całe stado się na niego nie zwali.
- No ale po co będziesz polować?
- Zimni słyszą i czują... No przynajmniej tak mi się wydaje, bo reagują na te dwa czynniki. Zamierzam ustrzelić kilka sporych sztuk dla zimnych. Pójdą za zapachem krwi. Rozumiesz? Wezmiemy je w dwa ognie tak żeby przeszły w miarę bezpiecznie przy chałupie.
- A ten facet w piwnicy?
- Jest z grupy która splądrowała dom. Drake z Rozi wtedy uciekli. To Drake go tak urządził, musiał za siostrę. Sam bym to zrobił ale rozumiesz... To on jest jej bratem. Ja tylko znajomym.
- Czyli uważasz że jest z tej grupy ze szpitala?
- Luke wyciągnie to z niego
- A jeżeli faktycznie będzie z tej grupy? Co wtedy - drążyła temat Lexi
- Lexi nie, ma nie. Jeżeli jest z tamtej grupy lub jakiejś innej zabije go. Stanowi zagrożenie dla nas.
- Nie musisz tego robić. Przecież może zostać więzniem
- Już postanowiłem to nie podlega dyskusji jak również to, że kobiety nie będą schodzić do piwnicy. Piwnica dla kobiet od tej chwili jest niedostępna
- Ale Kuba - patrzyła błagalnie
- Alex ja cię znam. Z twoich dedukcji będą tylko i wyłącznie problemy. Kuba jeszcze dziś znajdzie się na górze. Natomiast ten koleś zginie. No przecież nie będę mu dawał obiadków skoro chciał ze szmacić Rozi, a nawet zabić.
- Drake - wrzasnąłem
- Co się dzieje - przybiegł z jakimiś narzędziami
- Pozmieniaj wszystkie kody. Mam je znać tylko ty i ja. Chodzi o piwnicę.
- Co się dzieje? Czemu tak?
- Coś czuję kłopoty. Zrób to proszę - poleciłem - A i nawet Rozi ma ich nie znać do puki ten ciul tam siedzi.
- A Kuba przecież nim się trzeba zajmować
- Pomyślałem o tym. Jadę, widziałem klatkę w tym sklepie gdzie dzieciaki znalazłem. Jest duża, przestronna trzeba będzie tylko poskręcać.
- Zajmę się tym
- Dobrze bo trzeba zrobić porządek ze stadem. Ehh... męczy mnie to. - Powiedziałem i wyszedłem
A Drake zaczął zmieniać kody.
- No właśnie! A ty jedziesz sobie na polowanie?! Przecież jest żarcie.
- Nie jadę dla przyjemności muszę, mam plan. Jeśli się powiedzie może zimni ominą domek. No przynajmniej całe stado się na niego nie zwali.
- No ale po co będziesz polować?
- Zimni słyszą i czują... No przynajmniej tak mi się wydaje, bo reagują na te dwa czynniki. Zamierzam ustrzelić kilka sporych sztuk dla zimnych. Pójdą za zapachem krwi. Rozumiesz? Wezmiemy je w dwa ognie tak żeby przeszły w miarę bezpiecznie przy chałupie.
- A ten facet w piwnicy?
- Jest z grupy która splądrowała dom. Drake z Rozi wtedy uciekli. To Drake go tak urządził, musiał za siostrę. Sam bym to zrobił ale rozumiesz... To on jest jej bratem. Ja tylko znajomym.
- Czyli uważasz że jest z tej grupy ze szpitala?
- Luke wyciągnie to z niego
- A jeżeli faktycznie będzie z tej grupy? Co wtedy - drążyła temat Lexi
- Lexi nie, ma nie. Jeżeli jest z tamtej grupy lub jakiejś innej zabije go. Stanowi zagrożenie dla nas.
- Nie musisz tego robić. Przecież może zostać więzniem
- Już postanowiłem to nie podlega dyskusji jak również to, że kobiety nie będą schodzić do piwnicy. Piwnica dla kobiet od tej chwili jest niedostępna
- Ale Kuba - patrzyła błagalnie
- Alex ja cię znam. Z twoich dedukcji będą tylko i wyłącznie problemy. Kuba jeszcze dziś znajdzie się na górze. Natomiast ten koleś zginie. No przecież nie będę mu dawał obiadków skoro chciał ze szmacić Rozi, a nawet zabić.
- Drake - wrzasnąłem
- Co się dzieje - przybiegł z jakimiś narzędziami
- Pozmieniaj wszystkie kody. Mam je znać tylko ty i ja. Chodzi o piwnicę.
- Co się dzieje? Czemu tak?
- Coś czuję kłopoty. Zrób to proszę - poleciłem - A i nawet Rozi ma ich nie znać do puki ten ciul tam siedzi.
- A Kuba przecież nim się trzeba zajmować
- Pomyślałem o tym. Jadę, widziałem klatkę w tym sklepie gdzie dzieciaki znalazłem. Jest duża, przestronna trzeba będzie tylko poskręcać.
- Zajmę się tym
- Dobrze bo trzeba zrobić porządek ze stadem. Ehh... męczy mnie to. - Powiedziałem i wyszedłem
A Drake zaczął zmieniać kody.
Subskrybuj:
Posty (Atom)