Impreza się rozkręcała do bólu niebezpiecznie. Najpierw dziewczyny zamęczały mnie o drinki. Ale ja już byłem dość ostro wstawiony.
- Luzik panienki spokojnie. Nie robię nic bez wyraznego polecenia. A drinki eh mogę po gwiazdorzyć. Ale wybaczcie dziewczyny ale wasza widownia jest zbyt skromna.
Podszedłem do Roz która stała z Grześkiem i Mariuszem i o czymś gadali.
- A wy panowie czego podrywacie mi żonę. Brzydko tak gdybym was nie lubił tak jak lubię to bym was zastrzelił. A nawet jak was lubię to też bym was zastrzelił. Ale nie mam spluwy. I macie szczęście.
- No i popłynął szef - powiedział Mariusz do Roz
Roz przytuliła się do mnie.
- Choć brzydalu - powiedziała - chłopcy po prostu zabezpieczają imprezę.
- Słusznie - powiedziałem - mamy basen i morze a na pokładzie nie mamy ratownika. A jak może ktoś się zacznie topić gdzieś. To do basenu jeszcze w skocze ale do morza to już nie bo mnie rekin zje. Kochanie rekiny to straszne ryby są. Wredniejsze niż ja. Krokodyla i aligatora się nie boje ale ryby. No bo z krokodylem to ja wiem jak tańczyć ale z rybami to ja jestem słaby. Myślisz że Supcia taką orkę by trzasnęła. Rety i ta słona woda jak ona by wpłynęła na jej sierść. Jak byś chciała się kochanie wykąpać, kąp się w basenie proszę. Bo sól morska zle wpływa na włosy zdecydowanie zle. A w ogóle to przyszedłem tu w sprawie do ciebie. Bo mi będziemy teraz pić za zdrowie żon i za inne wszystkie zdrowia, za zdrowie zimnych, i nawet Alfredów. I musisz wznieść toast z nami. Ja wiem głupi jestem ale one wszystkie mnie proszą o ukrytą prawdę. A ty jeszcze tego nie wiesz. Ale jak byś wypiła to taki jest warunek.
- Ja wypiję a jak Damon się obudzi?
- Przecież jest środek chyba nocy.
- Pamiętasz co było jak wypiłam jednego drinka twojego
Przyłożyłem jej palec do ust
- Wykombinuje coś naprawdę lekkiego i truskawkowego a no i jeszcze jedno. Wyczarowałem - wyjąłem rękę za pleców - suprise konwalię w sumie nie wiem czy je lubisz bo ja tak. Pierwsze w tym sezonie, dobra jestem nie szczery były z pod foli.
- Dobrze kotku wypije za twoje zdrowie ale ma być tylko kropelka alkoholu.
- Musi być kieliszek żebyś cokolwiek poczuła i słomeczka kochanie pamiętaj. Tatuś mówi to wie a mamusia powinna słuchać.
- Głupi jesteś wariacie - uśmiechnęła się
- I tu się słońce nie mylisz i tak jesteś z byt delikatna.
Gdyby nie Grzesiek to bym się chyba na nią wypierdolił.
- Grzegorz do kapitana idz czego buja tak tą łajbą. Pierniczę zabić się tu można. Za chwile ludzie zmienią kolor na tej łódce na zielony. Wybiegną jakieś majtki, przepraszam cię kochanie chodzi mi o szmatę do podłogi. Znaczy o takiego człowieka co sprząta - wyjaśniłem bo Roz dziwnie na mnie popatrzyła - no to te galoty wybiegną i powią że kosmity atakują.
- Szefie łajba się nie buja to ty się bujasz
- No bo Grzesiu mafia bawi się spokojnie. A nie napierdala laski do śmierci. Co ty kurwa sadomaso jesteś jakiś. Się chyba dziwię że twoja żona żyje.
- Quick ogarnij - powiedziała ostro Roz
- No co kochanie nawet jeszcze marynarkę mam nie ma że boli.
- Choć już wypijemy tego drinka
- No jak byśmy mieli tak razem to musiał być by mocniejszy na dwie słomki.
- Głuptas - uśmiechnęła się i pocałowała mnie
- Powinnaś określić mnie innym mianem. Ty wiesz że oni mówili no debile obrażali cię no chyba pójdę i komuś jebnę.
- Ale o co chodzi? - dopytała
- No te dzieci, ciąże i to wszystko. To gówno jakieś pierdolą. A to mnie upokarza bo nie wiem na kogo już mam się gniewać. Bo skoro ty byłaś w ciąży i wiemy że byłaś. Urodziłaś Damona i ja wiem że to zrobiłaś i wszystko wiem a oni mówią że po 10 miesiącach to jest nie możliwe żebyś tak wyglądała. To już raz mi się nie zgadza i wpierdol. A drugi raz to skoro to się nie zgadza i ty jesteś nadal piękna jak dziewica to Damon musi być z probówki. Chyba muszę zabić profesora. Nie no ktoś dzisiaj popłynie
I wtedy podeszła do nas Natalii
- To co będą te drinki? - dopytała
- A i moja żona się zgodziła to i będą
- A zagrasz a my pośpiewamy? - dopytała
- Dawno tego nie robiłem nie będę się kompromitował
- Ale Diana zawsze grałeś więc na pewno pamiętasz.
- No wiesz ja to grałem tak ogólnie a to taka trocha osobista piosenka jest. I co ja tu będę o Dianie grał no jak się poczuje moja żona.
- Ty grasz na gitarze? - dopytała Roz
- Coś tam brzdąkałem z nudów tak amatorsko z fałszem
- Jedną piosenkę? - dopytała Roz
- Nie no akordy mam opanowane wszystko mogę zagrać a raczej zafałszować. Ale to już dziewczyny z tobą muszą się dogadywać. Bo ty kochane moje, złote, piękne, diamentowe słoneczko. Dałaś mi już lekcję miłości. Teraz pora na rehabilitacje. No to drogie panie jeżeli stawka jest znana to proszę licytować. Znaczy się wy macie przekonać moją żonę żebym coś zafałszował.
Jakaś dziewczyna której imienia nie kojarzę wybiegła i wrzeszczy że rekin zżera statek.
- O kurwa nowy cel gdzie jest Mariusz. - Wybiegłem i drę się - Mariusz będziemy zabijać rekina podnoś lota. Ja ci kurwa dam rekinu jeden będzie jakaś kurwa ryba zjadała mi jacht. Ryby głupie są pierdolą się na potęgę a oni zjadają ich nasienie - pokazałem na całą resztę ekipy. - ludzie no kurwa kto jada macki ośmiornicy, żabie udka dobra ryba nas atakuje. Ej jak wyglądała ta ryba imię, nazwisko, adres.
- co to za zamieszanie - wyszedł kapitan
- W nocy miało nie być ryb a tu rekin nas atakuje całkiem żywy i normalny.
Wpadłem do kajuty kapitana. Zacząłem nim trząchać
- Rekin chłopie rozumiesz. Ogromna ryba która zżera mi jacht
- Szef chyba szczęki oglądał - uśmiechnął się kapitan
- O czym ty człowieku do mnie pierdolisz mam własne zęby ryba pewnie też. Mariusz zdejmuj tą pieprzoną siatkę żadna ryba nie będzie żarła mojego akwarium.
- Pan się opanuje - powiedział kapitan ostro
- Masz brodę i wąsy to myślisz że rządzisz i ty milcz jak do mnie mówisz.
- Szefie złapał mnie za ramię Mariusz bo już prawie przyjebałem kapitanowi w ryj
- Co Mariusz kurwa miało nie być żadnej ryby a tu rekin. Zabierajcie Roz i Damona musimy zabić tą rybę ona jest nie bezpieczna. Ta dziewczyna mówiła że ta ryba ugryzła nam jacht toniemy Mariusz.
- Grzesiek idz po szefową.
- Grzesiek ty nie idz ty biegnij. Bo jak ją zje ta ryba to ja wam nie daruję zabije wszystkich i tą rybę też. Rybę najpierw.
- Szefie ale to tylko pyszczak
- No widzisz Mariusz rekin paszcza sama nazwa wielka morda
- Szefie ogarnij - powiedział Mariusz
- właśnie ja to zaraz ogarnę całe te morze wy pierdole ze wszystkimi rybami na ląd. Poszły won pływać na ląd.
Grzesiek przyszedł z Roz
- Dobrze że jesteś skarbie ty idz do samolotu ja lecę po Damona.
Kapitan coś powiedział do Roz, Mariusz tłumaczył coś swojego. Ja nie rejestrowałem nie wiem czemu oni tyle gadają. Ogromna ryba rekin paszcza nas atakuje. No ja nie wierze czy ryby to mafia. Nie widziałem żadnej flagi z rybą. Roz pokręciła tylko głową. Pózniej przyszedł Paweł.
- Już od jebało? - dopytał Roz
- Co takiego go nie widziałaś odpierdala za każdym razem to normalnie zawsze go próbujemy uchlać. Pózniej wciskamy mu panienkę. Ale on jakiś nie ruchawy jest.
- Co ty kurwa chcesz ruchać - wywaliłem się na niego i po schodach spadliśmy na pokład.
- Nie twoją żonę - zaprzeczył odraz
- Aa... - pomogłem mu się podnieść - to przepraszam - poprawiłem mu ciuchy.
- to co może pogwiazdorzysz przy barze? - dopytał
- No nie mogę ryba atakuje
Mariusz i Grzesiek zaciągnęli mnie pod pokład. Bo Roz im nakazała. A mi powiedziała że mam się nie rzucać.
- To jest ta pana ryba - wskazał kapitan
- No widzisz kapitanie - powiedziałem - baby to głupie są. Ty kochanie nie - powiedziałem do Roz - bo ty jesteś damą a mi chodzi o baby. A jak by ona rekina zobaczyła to co ona by powiedziała że wieloryb nas zjada bo to chyba większa ryba nie kapitanie?
- Szef to powinien się położyć - stwierdził kapitan
- Ja to zaraz ciebie wywalę się mi się nie mówi.
- Proszę niech pan wróci do swoich obowiązków - powiedziała Roz
- Ale... - zaczął kapitan
- Niech pan idzie - powiedział Mariusz - szefowa się jasno wyraziła. Szef na trzezwo jest nie obliczalny a w tym stanie to nawet ja się boje podejść.
- Dobrze ale musimy się zatrzymać - powiedział kapitan - mamy za duże obciążenie na silnikach. Jacht jest nowy nie dotarty już się zagotował.
- Znaczy szef to by pewnie pokrył to bez problemu ale może niech pan rzuci kotwicę, za cumuje cokolwiek niech się ta łajba za trzyma. Niech pan wyłączy co jest zbędne
- Ale szef powiedział - zaczął kapitan
- Kurwa zrób pan pozory jego powiedzenia
- Czyli ma się świecić stwierdził kapitan a basen można wyłączyć na przykład.
- Wyłączaj pan co trzeba a jak powiedział szef że ma się świecić więc niech się świeci. On już nie czai. A szefowa go ogarnie do jutra.
- Coś złego się dzieje? - dopytała Roz Mariusza
- Jacht nowy nie dotarty kapitan jest doświadczony. Za dużo energii pobiera. Jak na świeżyznę. Ten wilk morski zna się na tym. Dlatego trzeba po odłączać powyłączać wszytko co się da.
- Spoko wyłączajcie wszystko powiedział Paweł John już jest na takiej wazie że już nie z czai że na księżycu jest. Jak on w małej rybce widzi rekina.
- Bredzisz to wstrętna baba powiedziała że rekin pływa
- Choć po żonglujesz butelkami może coś zbijesz wreszcie - powiedział Paweł
- Marzysz - stwierdziłem
czwartek, 23 listopada 2017
Od Rozi
Cały ten jacht był niesamowity. I sądziłam że nic innego dziś już mnie nie zdziwi. Nie wierzyłam że jest 3 na liście najbogatszych ludzi świata. Po prostu nie wierze. No i nie spodziewałam się że Quick organizuje tu imprezę na swoje imieniny. Nawet nie wiedziałam że ma imieniny. Szlak ja nawet nie wiedziałam kiedy on ma urodziny. Jestem beznadziejna... On prędzej czy pózniej to zrozumie i się zemną rozwiedzie. A teraz mają przyjechać jego przyjaciele. No tak tym najbogatszym udało się wyjechać z kraju. A biedotę zeżarli zimni. Naturalna selekcja. Stresowałam się, przecież ja jestem zupełnie z innej ligi. No i nie jestem duszą towarzystwa. Nie chodziłam na imprezy a moją jedyną przyjaciółką była Anka i to raczej z musu niż z wyboru. Zawsze trzymałam się jakoś na uboczu. Na imprezach u dziadków bywałam ale raczej jako organizator by wszystkiego dopilnować. Raczej pilnowałam by tacy goście dobrze się bawili ale nie kręciła mnie zabawa razem z nimi. Nie umiem plotkować z dziewczynami, raczej byłam tematem na który się plotkuje. A jak się napije to zaczynam robić głupoty i się ośmieszać. Mój brat jak najbardziej w taką imprezę by się wkręcił ale ja... Pózniej żeby wrażeni było więcej zaprowadził mnie do pokoju który był otwierany na linie papilarne. Pokój jak cała reszta był urządzony luksusowo ale nie bardzo się na nim skupiłam. Bo skupiłam się na sukience którą miałam założyć. Po prostu zaniemówiłam. Takich rzeczy się nie zakłada na takie rzeczy się patrzy. Sukienka była śliczna, z jakiegoś delikatnego materiału w jasno zielonym odcieniu. Serduszkowa góra bez ramiączek była oddzielona od zwiewnego dołu w tali paskiem materiału do którego poprzyszywane były diamenty. Na początku pomyślałam że to tylko kryształki i gdy by tak było wszystko było by w porządku. Ale jak tylko się przyjrzałam okazało się że to jednak diamenty a Quick to potwierdził. On oszalał... Do kompletu oczywiście były szpilki również z diamentowym wzorkiem. Przecież została bym porwana dla samej tej kiecki. A przecież jeszcze były dodatki kolczyki, naszyjnik. Zostałam poinformowana że nasi goście zjawią się o 20 a mieliśmy 19. Musiałam zacząć się szykować. A Quick miał uśpić Damona. Byłam zestresowana samą tą imprezą a teraz doszedł jeszcze stres o to że coś odpadnie i się zgubi albo cokolwiek. Zmyłam poprzedni makijaż i nałożyłam nowy. Podkręciłam włosy upięłam je trochę i ułożyłam na boku. Najchętniej nie wychodził bym wcale z tej łazienki. Byłam na tyle odważna żeby skakać z mostu do rzeki a boję się wyjść do znajomych swojego męża. I jak bym mogła wybierać zdecydowanie jeszcze raz skoczyła bym z mostu. Wyszłam z łazienki. Quick już uśpił Damona.
- A jeżeli coś tej sukience się stanie, coś odpadnie albo... - zaczęłam panikować
- Ślicznie skarbie wyglądasz - powiedział - nic nie odpadnie, po prostu zapomnij że to są diamenty
- No oczywiście łatwo powiedzieć - mruknęłam - to ja mam na sobie całą fortunę. Denerwuje się...
Poradził mi żebym wyobraziła sobie że to zwykła kiecka. I poszliśmy do jego gości którzy już czekali. Weszliśmy do jadalni. Nie wiedziałam że będzie ich tyle. Quick przedstawił mi wszystkich i starałam się zapamiętać imiona ale i tak wypadały mi z głowy. Wszyscy się znali, mieli własne tematy, pełno wspomnień trudno miałam się wbić. Nie pasowałam do tego towarzystwa. Stół był już nakryty. A na nim masa przeróżnych wykwintnych dań. Owoce morza, ośmiornice i co nie tylko a przy talerzach leżało miliony sztućcy. Jak już odważyła bym się coś z tego zjeść to i tak nie wiedziała bym jak się do tego zabrać. Uznałam że nie będę się kompromitować a homara, ośmiornice, krewetki i kawior zostawię gościom. Po paru godzinach i kilku wypitych kieliszkach goście przestali być tacy sztywni. Tylko nie rozumiałam dlaczego Quick jest taki dziwnie zamyślony. Odciągnęłam go na chwilę, musiałam dowiedzieć się o co chodzi.
- John co się dzieje? - dopytałam.
No tak jaka ja jestem głupia. Obawia się że od niego odejdę a ja nie zapewniłam go że tego nie zrobię. Może o to chodzi.
- Jeżeli chodzi o to czego byłam świadkiem... - zaczęłam - okej to było chore, zszokowało mnie w ogóle ostatnio wiele się dzieje że trochę nie nadążam. Ale nie potrafiła bym cię zostawić za bardzo cię kocham. Chociaż czasem mnie przerażasz i ta twoja atomówka również. - pocałowałam go
Quick był tak rozchwytywany że od razu ktoś do nas podszedł. I tyle było z naszej rozmowy. Miałam tylko nadzieje że chodziło o to a nie o coś innego. Pózniej pogadałam z dziewczynami na jakieś luzne tematy. Wypytywały mnie jaką mam dietę i dziwiły się że żadną a część się obraziła że nie chcę powiedzieć. Część z nich była naprawdę spoko i można było z nimi normalnie pogadać. Ale były również gwiazdy które musiały wiedzieć wszystko i być w centrum. W końcu temat zszedł na szkołę. No i zaczęły wypytywać mnie jaką szkołę skończyłam. No oczywiście ich wszystko obeszło. Co ja miałam powiedzieć że nie skończyłam nawet gimnazjum bo jak rozpoczęła się epidemia miałam 14 lat. Udało mi się wymigać od odpowiedzi zmieniając temat który szybko podłapały. A sama dyskretnie się ewakuowałam. Chwilę pózniej podeszła do mnie dziewczyna.
- Co się tak ewakuowałaś - wypaliła - dziewczyny potrafią być upierdliwe. Nie przejmuj się. Właściwie ile masz lat? - dopytała
Kurcze znałam tą dziewczynę i na pewno nie chciałam z nią rozmawiać. Była miła i wcale nie chciałam wiedzieć tego co wiem.
- 18 - odpowiedziałam
- ja 19 - wyjaśniła - jestem Liliana
Wiem ile miała lat wiedziałam o niej wszystko. Tylko teraz od 2 miesięcy nosi nazwisko swojego męża.
- Dzięki dużo trochę tych imion do zapamiętania - powiedziałam
- Gdzie pojechałaś jak wybuchła epidemia - dopytała
- Nigdzie zostałam w Polsce - wyjaśniłam
- W trakcie tej epidemii poznałaś Quicka? - dopytała
- Tak - przytaknęłam
- Musiało być ci ciężko. Mój ojciec był genetykiem wiedział wcześniej że coś nie gra i wysłał nas do stanów. Pojechałam z matką i młodszym bratem...
Mój ojciec też był genetykiem, też wiedział że coś nie gra i szkoda że my nie byliśmy dla niego na tyle ważni żeby nas wysłać do stanów. Chciałam odejść. Nie chciałam z nią gadać bo nie chciałam jej lubić. Przecież to z jej matką ojciec zdradzał moją matkę od lat a ona była moją siostrą. Widziałam ją tylko raz ale rozpoznała bym ją wszędzie. Na szczęście uratował mnie Mariusz z Grześkiem.
- Możemy zając pani chwilkę - powiedział Mariusz
- Wybacz - powiedziałam do dziewczyny.
Z ulgą odeszłam z nimi na bok.
- Dobrze że was widzę - powiedziałam
- Szef trochę zabalował - zauważył Mariusz - i my do pani żeby pani przypilnowała szefa bo jak szef wyda rozkaz my będziemy musieli wykonać.
- Właśnie - przytaknęłam - ja do was w tej samej sprawie. Wy nie będziecie wykonywać żadnych głupich rozkazów mojego wstawionego męża. A ja będę go pilnować ale jak bym nie usłyszała jaki jest rozkaz to zanim wykonacie dajcie mi znać.
Mariusz poszedł ale załamany Grzesiek jeszcze został.
- Rozwaliłem sobie całe małżeństwo - powiedział zamyślony - dlatego pani powinna pilnować szefa by sam nie poszedł do landrynki
- Nie musisz mi tego Grzesiek mówić - powiedziałam - nie puściła bym męża do burdelu
- Ale niech pani uważa bo tam jest księżniczka młodsza siostra tamtej poprzedniej - powiedział - i jeszcze 9 lasek specjalnie dla szefa.
Grzesiek odszedł a ja stałam tam chyba z otwartą twarzą.
- A jeżeli coś tej sukience się stanie, coś odpadnie albo... - zaczęłam panikować
- Ślicznie skarbie wyglądasz - powiedział - nic nie odpadnie, po prostu zapomnij że to są diamenty
- No oczywiście łatwo powiedzieć - mruknęłam - to ja mam na sobie całą fortunę. Denerwuje się...
Poradził mi żebym wyobraziła sobie że to zwykła kiecka. I poszliśmy do jego gości którzy już czekali. Weszliśmy do jadalni. Nie wiedziałam że będzie ich tyle. Quick przedstawił mi wszystkich i starałam się zapamiętać imiona ale i tak wypadały mi z głowy. Wszyscy się znali, mieli własne tematy, pełno wspomnień trudno miałam się wbić. Nie pasowałam do tego towarzystwa. Stół był już nakryty. A na nim masa przeróżnych wykwintnych dań. Owoce morza, ośmiornice i co nie tylko a przy talerzach leżało miliony sztućcy. Jak już odważyła bym się coś z tego zjeść to i tak nie wiedziała bym jak się do tego zabrać. Uznałam że nie będę się kompromitować a homara, ośmiornice, krewetki i kawior zostawię gościom. Po paru godzinach i kilku wypitych kieliszkach goście przestali być tacy sztywni. Tylko nie rozumiałam dlaczego Quick jest taki dziwnie zamyślony. Odciągnęłam go na chwilę, musiałam dowiedzieć się o co chodzi.
- John co się dzieje? - dopytałam.
No tak jaka ja jestem głupia. Obawia się że od niego odejdę a ja nie zapewniłam go że tego nie zrobię. Może o to chodzi.
- Jeżeli chodzi o to czego byłam świadkiem... - zaczęłam - okej to było chore, zszokowało mnie w ogóle ostatnio wiele się dzieje że trochę nie nadążam. Ale nie potrafiła bym cię zostawić za bardzo cię kocham. Chociaż czasem mnie przerażasz i ta twoja atomówka również. - pocałowałam go
Quick był tak rozchwytywany że od razu ktoś do nas podszedł. I tyle było z naszej rozmowy. Miałam tylko nadzieje że chodziło o to a nie o coś innego. Pózniej pogadałam z dziewczynami na jakieś luzne tematy. Wypytywały mnie jaką mam dietę i dziwiły się że żadną a część się obraziła że nie chcę powiedzieć. Część z nich była naprawdę spoko i można było z nimi normalnie pogadać. Ale były również gwiazdy które musiały wiedzieć wszystko i być w centrum. W końcu temat zszedł na szkołę. No i zaczęły wypytywać mnie jaką szkołę skończyłam. No oczywiście ich wszystko obeszło. Co ja miałam powiedzieć że nie skończyłam nawet gimnazjum bo jak rozpoczęła się epidemia miałam 14 lat. Udało mi się wymigać od odpowiedzi zmieniając temat który szybko podłapały. A sama dyskretnie się ewakuowałam. Chwilę pózniej podeszła do mnie dziewczyna.
- Co się tak ewakuowałaś - wypaliła - dziewczyny potrafią być upierdliwe. Nie przejmuj się. Właściwie ile masz lat? - dopytała
Kurcze znałam tą dziewczynę i na pewno nie chciałam z nią rozmawiać. Była miła i wcale nie chciałam wiedzieć tego co wiem.
- 18 - odpowiedziałam
- ja 19 - wyjaśniła - jestem Liliana
Wiem ile miała lat wiedziałam o niej wszystko. Tylko teraz od 2 miesięcy nosi nazwisko swojego męża.
- Dzięki dużo trochę tych imion do zapamiętania - powiedziałam
- Gdzie pojechałaś jak wybuchła epidemia - dopytała
- Nigdzie zostałam w Polsce - wyjaśniłam
- W trakcie tej epidemii poznałaś Quicka? - dopytała
- Tak - przytaknęłam
- Musiało być ci ciężko. Mój ojciec był genetykiem wiedział wcześniej że coś nie gra i wysłał nas do stanów. Pojechałam z matką i młodszym bratem...
Mój ojciec też był genetykiem, też wiedział że coś nie gra i szkoda że my nie byliśmy dla niego na tyle ważni żeby nas wysłać do stanów. Chciałam odejść. Nie chciałam z nią gadać bo nie chciałam jej lubić. Przecież to z jej matką ojciec zdradzał moją matkę od lat a ona była moją siostrą. Widziałam ją tylko raz ale rozpoznała bym ją wszędzie. Na szczęście uratował mnie Mariusz z Grześkiem.
- Możemy zając pani chwilkę - powiedział Mariusz
- Wybacz - powiedziałam do dziewczyny.
Z ulgą odeszłam z nimi na bok.
- Dobrze że was widzę - powiedziałam
- Szef trochę zabalował - zauważył Mariusz - i my do pani żeby pani przypilnowała szefa bo jak szef wyda rozkaz my będziemy musieli wykonać.
- Właśnie - przytaknęłam - ja do was w tej samej sprawie. Wy nie będziecie wykonywać żadnych głupich rozkazów mojego wstawionego męża. A ja będę go pilnować ale jak bym nie usłyszała jaki jest rozkaz to zanim wykonacie dajcie mi znać.
Mariusz poszedł ale załamany Grzesiek jeszcze został.
- Rozwaliłem sobie całe małżeństwo - powiedział zamyślony - dlatego pani powinna pilnować szefa by sam nie poszedł do landrynki
- Nie musisz mi tego Grzesiek mówić - powiedziałam - nie puściła bym męża do burdelu
- Ale niech pani uważa bo tam jest księżniczka młodsza siostra tamtej poprzedniej - powiedział - i jeszcze 9 lasek specjalnie dla szefa.
Grzesiek odszedł a ja stałam tam chyba z otwartą twarzą.
Od Quicka
Nie no ja nie wierze że cała ekipa się zebrała. No dziś to na bank popłynę. Eh rety byle bym głupot nie narobił.
- Mariusz narzućcie lota siatką maskującą. I pilnujcie jak towarzystwo się popije. A i daj znać że ruszamy powoli i przed siebie nie ma konkretnego celu. Jak się ściemni niech podświetlą łajbę. Żeby ładnie się prezentowała
- No ciekawie się zapowiada szefie
- Uchlam się jak nic impreza z nimi zawsze się tak kończy.
Wróciłem do swoich gości. Miałem tylko nadzieję że Roz się jakoś dogada z większością i będzie się dobrze bawiła. Bo wczoraj to był żal nie dość że ją koleś obmacał. To nudziła się z tymi pustakami. Miałem nadzieję że dziewczyny zostały na tym samym poziomie umysłowym co ostatnio gdy się spotkaliśmy.
- Ty gwiazdor coś się ulotnił tak po angielsku - wyrwał mnie z zamyślenia kolega.
- A byłem ruszyć tą łajbę - skomentowałem - a ty co nudzisz się? Co teraz porabiasz?
- Przytuliłem dupę na ciepłej bankowej posadzce i się nudzę chyba całego neta już przeleciałem
- Ta... no ja to czasu na to nie mam
- Nawet jak byś miał to byś na gołe baby się nie ślinił no i gdzieś ty taką księżniczkę upolował
- A nie uwierzysz w lesie he
- No to ciesz się nią puki ci nie zaciążyła. Bo ja i w sumie chłopaki to tam się skarżą że to już nie to samo. Dupy babą porosły i hamulce trzeba wciskać. Bo sam wiesz jak baby toporne są do tabletek. Albo guma normalnie zero frajdy.
- Co ty gówno wiesz. Roz 10 miesięcy temu Damona urodziła i co? Nic się nie zmieniał w tym sensie. A jeżeli chodzi o tapsy to fakt. Przeforsować ciężko no i ja to problem mam. Bo hamulce to u mnie nie działają. Sorry ale pomęcz kogoś innego bo w tej kwestii nie mam za wiele do powiedzenia.
- No i nic się nie zmieniłeś. Noga jeżeli chodzi o baby
- To że nie komentuję, nie prawię komplementów. Nie znaczy że się nie interesuje. Jak ja z każdym z was będę musiał wałkować taki temat to się uchlam i skocze do morza.
Poszedłem do barmana. Dopytać jak tam idzie czy daje radę. Pózniej obszedłem całą załogę. Nowi ludzie nie znałem ich, nie wiedziałem jak dają sobie radę. No i do kapitana poszedłem bo to w końcu nasz pierwszy wspólny wypad.
- I jak? - dopytałem
- No jak wcześniej mówiłem. Powoli jacht musi się dotrzeć. Bo inaczej to silniki mu pójdą. I tak daliśmy pełną moc na agregaty i silniki. Szef trochę za dużo od niej wymaga. Jest nowa nie powinien szef jej tak bujać.
- No niech płynie powoli ale niestety całość musi iść pełną parą. Ludzie są od tego by tego pilnować. Po za tym to nie jest jakieś byle gówno. Mam gości muszą się dobrze bawić. I ma się ona świecić jak choinka na wigilię. A no i odsłońcie podłogę na pokładzie i podświetlić mi dno. Może jaką rybę zobaczymy.
- W nocy szczerze wątpię - powiedział kapitan
- Nie znam się na tym ani na jachtach ani na rybach
- No tak szefie - pokiwał głową starszy facet - na niczym się pan nie zna a w każdym kraju o panu głośno. Nie rozumiałem tej nazwy dlaczego tak. Kocham jachty ale szczerze i żona i jacht obie są piękne. Nie wiem którą bym wybrał
- No a ja mam na to patent. Kup jacht zabierz ładną żonę na pokład i masz obie.
- Mądrze pan gada ale wilk morski to nigdzie portu nie ma. Żona to kula u nogi w takim zawodzie.
- No ja bym tego tak nie nazwał. Też często się przemieszczam. I rodzinę zabieram ze sobą.
- No to ja już rozumiem czemu jacht - stwierdził kapitan - ale helikopter wojskowy tego chyba nigdy nie pojmę. Coś tam mi mówił Mariusz że w tym samolocie
- No - spojrzałem na niego
Stary chwilę pomyślał i po patrzył na mnie z przerażeniem.
- Czy to prawda szefie że my płyniemy z bombą atomową na pokładzie
- A czemu nie bomby fajne są - uśmiechnąłem się
- A ja myślałem że oni żartują. Ten Mariusz to w Afganistanie służył. Syna mi tam zabili. No ale że teraz pod panem służy. No i ta dziwna bandera. Pan Włochem podobno jest myślałem że Włoska flaga będzie, albo Polska bo żona polka. Ale to, to w Włoszech mafia rządzi.
- Widzisz kapitanie, płacę ci dobrze i jak ty będziesz ze mną dobrze. To będziesz miał u mnie jak u mamusi. Nie robię interesów z tą mafią
- Ale o haracz i tak się upomną jak zobaczą ten jacht. I tego się obawiam bo ostatnio pracowałem u anglika. Biznesmen załatwiał tu jakieś interesy musieliśmy zawinąć do portu. No i nas zgarnęli szef nie chciał zapłacić, pobili załogę, rozkradli ten jacht, a i tak zapłacić musiał.
- Spokojnie kapitanie ten jacht już ma ochronę mafii. Pracuje pan dla samego Bossa tej mafii ale to zostaje między nami. Pogadasz pan z chłopakami powiedzą panu jak to jest.
- Nie wiem czy mam się cieszyć czy martwić - powiedział kapitan.
- Może zaufać. Ja ufam panu i nie chciał bym się zawieść. Jest pan osobą starszą, doświadczoną, cały czas na morzu. Liczę że załoga jest tak samo profesjonalna jak jej kapitan.
- Wszystko pod kontrolą szefie, pracowałem z tymi ludzmi jakiś czas na tamtym jachcie o którym wspomniałem. No i pózniej ten koleś go sprzedał. A my na bruk. No ten pana jacht to dużo większy, nowocześniejszy i w sumie bardzo zwrotny.
- Przepraszam ale muszę wracać do gości a wy róbcie swoje. Ma być cacy. I proszę pamiętać kapitanie jest pan za załogę odpowiedzialny.
- Mariusz narzućcie lota siatką maskującą. I pilnujcie jak towarzystwo się popije. A i daj znać że ruszamy powoli i przed siebie nie ma konkretnego celu. Jak się ściemni niech podświetlą łajbę. Żeby ładnie się prezentowała
- No ciekawie się zapowiada szefie
- Uchlam się jak nic impreza z nimi zawsze się tak kończy.
Wróciłem do swoich gości. Miałem tylko nadzieję że Roz się jakoś dogada z większością i będzie się dobrze bawiła. Bo wczoraj to był żal nie dość że ją koleś obmacał. To nudziła się z tymi pustakami. Miałem nadzieję że dziewczyny zostały na tym samym poziomie umysłowym co ostatnio gdy się spotkaliśmy.
- Ty gwiazdor coś się ulotnił tak po angielsku - wyrwał mnie z zamyślenia kolega.
- A byłem ruszyć tą łajbę - skomentowałem - a ty co nudzisz się? Co teraz porabiasz?
- Przytuliłem dupę na ciepłej bankowej posadzce i się nudzę chyba całego neta już przeleciałem
- Ta... no ja to czasu na to nie mam
- Nawet jak byś miał to byś na gołe baby się nie ślinił no i gdzieś ty taką księżniczkę upolował
- A nie uwierzysz w lesie he
- No to ciesz się nią puki ci nie zaciążyła. Bo ja i w sumie chłopaki to tam się skarżą że to już nie to samo. Dupy babą porosły i hamulce trzeba wciskać. Bo sam wiesz jak baby toporne są do tabletek. Albo guma normalnie zero frajdy.
- Co ty gówno wiesz. Roz 10 miesięcy temu Damona urodziła i co? Nic się nie zmieniał w tym sensie. A jeżeli chodzi o tapsy to fakt. Przeforsować ciężko no i ja to problem mam. Bo hamulce to u mnie nie działają. Sorry ale pomęcz kogoś innego bo w tej kwestii nie mam za wiele do powiedzenia.
- No i nic się nie zmieniłeś. Noga jeżeli chodzi o baby
- To że nie komentuję, nie prawię komplementów. Nie znaczy że się nie interesuje. Jak ja z każdym z was będę musiał wałkować taki temat to się uchlam i skocze do morza.
Poszedłem do barmana. Dopytać jak tam idzie czy daje radę. Pózniej obszedłem całą załogę. Nowi ludzie nie znałem ich, nie wiedziałem jak dają sobie radę. No i do kapitana poszedłem bo to w końcu nasz pierwszy wspólny wypad.
- I jak? - dopytałem
- No jak wcześniej mówiłem. Powoli jacht musi się dotrzeć. Bo inaczej to silniki mu pójdą. I tak daliśmy pełną moc na agregaty i silniki. Szef trochę za dużo od niej wymaga. Jest nowa nie powinien szef jej tak bujać.
- No niech płynie powoli ale niestety całość musi iść pełną parą. Ludzie są od tego by tego pilnować. Po za tym to nie jest jakieś byle gówno. Mam gości muszą się dobrze bawić. I ma się ona świecić jak choinka na wigilię. A no i odsłońcie podłogę na pokładzie i podświetlić mi dno. Może jaką rybę zobaczymy.
- W nocy szczerze wątpię - powiedział kapitan
- Nie znam się na tym ani na jachtach ani na rybach
- No tak szefie - pokiwał głową starszy facet - na niczym się pan nie zna a w każdym kraju o panu głośno. Nie rozumiałem tej nazwy dlaczego tak. Kocham jachty ale szczerze i żona i jacht obie są piękne. Nie wiem którą bym wybrał
- No a ja mam na to patent. Kup jacht zabierz ładną żonę na pokład i masz obie.
- Mądrze pan gada ale wilk morski to nigdzie portu nie ma. Żona to kula u nogi w takim zawodzie.
- No ja bym tego tak nie nazwał. Też często się przemieszczam. I rodzinę zabieram ze sobą.
- No to ja już rozumiem czemu jacht - stwierdził kapitan - ale helikopter wojskowy tego chyba nigdy nie pojmę. Coś tam mi mówił Mariusz że w tym samolocie
- No - spojrzałem na niego
Stary chwilę pomyślał i po patrzył na mnie z przerażeniem.
- Czy to prawda szefie że my płyniemy z bombą atomową na pokładzie
- A czemu nie bomby fajne są - uśmiechnąłem się
- A ja myślałem że oni żartują. Ten Mariusz to w Afganistanie służył. Syna mi tam zabili. No ale że teraz pod panem służy. No i ta dziwna bandera. Pan Włochem podobno jest myślałem że Włoska flaga będzie, albo Polska bo żona polka. Ale to, to w Włoszech mafia rządzi.
- Widzisz kapitanie, płacę ci dobrze i jak ty będziesz ze mną dobrze. To będziesz miał u mnie jak u mamusi. Nie robię interesów z tą mafią
- Ale o haracz i tak się upomną jak zobaczą ten jacht. I tego się obawiam bo ostatnio pracowałem u anglika. Biznesmen załatwiał tu jakieś interesy musieliśmy zawinąć do portu. No i nas zgarnęli szef nie chciał zapłacić, pobili załogę, rozkradli ten jacht, a i tak zapłacić musiał.
- Spokojnie kapitanie ten jacht już ma ochronę mafii. Pracuje pan dla samego Bossa tej mafii ale to zostaje między nami. Pogadasz pan z chłopakami powiedzą panu jak to jest.
- Nie wiem czy mam się cieszyć czy martwić - powiedział kapitan.
- Może zaufać. Ja ufam panu i nie chciał bym się zawieść. Jest pan osobą starszą, doświadczoną, cały czas na morzu. Liczę że załoga jest tak samo profesjonalna jak jej kapitan.
- Wszystko pod kontrolą szefie, pracowałem z tymi ludzmi jakiś czas na tamtym jachcie o którym wspomniałem. No i pózniej ten koleś go sprzedał. A my na bruk. No ten pana jacht to dużo większy, nowocześniejszy i w sumie bardzo zwrotny.
- Przepraszam ale muszę wracać do gości a wy róbcie swoje. Ma być cacy. I proszę pamiętać kapitanie jest pan za załogę odpowiedzialny.
Od Lexi
Zaraz po śniadaniu Sasza zabrał mnie do tego laboratorium. Po drodze tłumaczył mi co takiego wszczepiali tym kobietom ale to były tak skomplikowane nazwy że nawet nie potrafiłam ich powtórzyć. Ciąża przebiegała normalnie aż do momentu porodu kiedy z brzucha wygryzał się półroczny dzieciak, tak jak w przypadku Alfreda Juniora, następnie brał to dziecko i je uczył, i właśnie tego chciałam się dowiedzieć przecież to dziecko w bunkrze było potworem który by pozjadał wszystkich wokół, mnie wyczuwał jak każdego innego Alfreda a więc mnie nie ruszył, ale dlaczego żaden z nich nie zeżarł Saszy? Wtedy Sasza wyjaśnił że one reagują na wysokie dzwięki, że to ich paraliżuje, coś jak gwizdek na psy. Dlatego żaden Alfred go nie zaatakował a on ich uczył w miarę ludzkich cech. Rozwijały się o wiele szybciej. Powiedział również że można je zabić, wystarczy przebić serce, że też my na to nie wpadliśmy. Muszę jakoś im o tym powiedzieć.
-Jak będziesz chciała to będziesz mogła obserwować ich, za miesiąc jest termin porodu pięciu kobiet- powiedział to tak jakby zapomniał o fakcie że to pięć dzieci, zmutowanych dzieci zagryzie i zje od środka własne matki. Ale i tak się zgodziłam.
-Ile dowiedziałaś się o projekcie 113?- spytał przerywając moje rozmyślania.
- No, uważają się za braci i faktycznie trzymają się w piątkach z którymi są bardzo zżyci, wiedzą że braci się nie zjada, ale nie rozumieją co to rodzina lub siostra. Rozmawiają telepatycznie. Mają swoje imiona i jakąś osobowość. Są prawie jak ludzie- wyjaśniłam krótko- więcej nie wiem.
-I rozmawiają po rosyjsku? -dopytał.
-no tak- skłamałam.
-I ty wszystko słyszysz ale nie rozumiesz?
-słyszę tylko tych którzy przesyłają mi myśli, to tak samo jak u ludzi słyszę tylko to co chcą mi powiedzieć.
-Od jak dawna ich słyszysz?
-Od jakiegoś czasu- wykręciłam się od odpowiedzi- i nie mam pojęcia dlaczego.
Jeszcze chwilę próbował się tego dowiedzieć ale w końcu odpuścił. Kidy wróciłam do pokoju w oknach nie było krat, na ścianie wisiała plazma oraz było kilka dodatkowych szafek oraz masa słowników i jakiś książek. Wzięłam pierwszy słownik z brzegu i go otworzyłam. Przecież to jakaś czarna magia, jak ja mam to przeczytać. Przez jakiś czas próbowałam to rozkminić, bez rezultatu, było kilka liter wyglądających jak polskie, oraz kilka podobnych ale cała reszta to jakieś szlaczki.
-Większość słów jest podobna do polskich- usłyszałam za sobą. Obejrzałam się za siebie, o framugę opierał się Sasza.
-Wypadałoby nauczyć się pukać- wypomniałam mu.
-Pomyślałem że przydałaby ci się pomoc- wyjaśnił.
-Ale ja sobie świetnie radzę- skłamałam. Przecież nie przyznam się że nawet nie potrafię przeczytać słowa.
-Doradzałbym najpierw nauczyć się jak czyta się dane litery- poradził, przez chwilę upierałam się przy swoim ale w rezultacie Sasza zaczął mnie uczyć rosyjskiego.
-Jak będziesz chciała to będziesz mogła obserwować ich, za miesiąc jest termin porodu pięciu kobiet- powiedział to tak jakby zapomniał o fakcie że to pięć dzieci, zmutowanych dzieci zagryzie i zje od środka własne matki. Ale i tak się zgodziłam.
-Ile dowiedziałaś się o projekcie 113?- spytał przerywając moje rozmyślania.
- No, uważają się za braci i faktycznie trzymają się w piątkach z którymi są bardzo zżyci, wiedzą że braci się nie zjada, ale nie rozumieją co to rodzina lub siostra. Rozmawiają telepatycznie. Mają swoje imiona i jakąś osobowość. Są prawie jak ludzie- wyjaśniłam krótko- więcej nie wiem.
-I rozmawiają po rosyjsku? -dopytał.
-no tak- skłamałam.
-I ty wszystko słyszysz ale nie rozumiesz?
-słyszę tylko tych którzy przesyłają mi myśli, to tak samo jak u ludzi słyszę tylko to co chcą mi powiedzieć.
-Od jak dawna ich słyszysz?
-Od jakiegoś czasu- wykręciłam się od odpowiedzi- i nie mam pojęcia dlaczego.
Jeszcze chwilę próbował się tego dowiedzieć ale w końcu odpuścił. Kidy wróciłam do pokoju w oknach nie było krat, na ścianie wisiała plazma oraz było kilka dodatkowych szafek oraz masa słowników i jakiś książek. Wzięłam pierwszy słownik z brzegu i go otworzyłam. Przecież to jakaś czarna magia, jak ja mam to przeczytać. Przez jakiś czas próbowałam to rozkminić, bez rezultatu, było kilka liter wyglądających jak polskie, oraz kilka podobnych ale cała reszta to jakieś szlaczki.
-Większość słów jest podobna do polskich- usłyszałam za sobą. Obejrzałam się za siebie, o framugę opierał się Sasza.
-Wypadałoby nauczyć się pukać- wypomniałam mu.
-Pomyślałem że przydałaby ci się pomoc- wyjaśnił.
-Ale ja sobie świetnie radzę- skłamałam. Przecież nie przyznam się że nawet nie potrafię przeczytać słowa.
-Doradzałbym najpierw nauczyć się jak czyta się dane litery- poradził, przez chwilę upierałam się przy swoim ale w rezultacie Sasza zaczął mnie uczyć rosyjskiego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)