niedziela, 31 grudnia 2017

Od Luke'a

Poszliśmy do pokoju aby normalnie porozmawiać choć kłótnie z salonu było słychać w całym domu. Nie odbiliśmy mojej siostry, wszystko się posypało. Pati ma kłopoty z dziewczyną a raczej Quick ma jakiś z nią problem. Tak czy siak na chwilę odłożyłem te wszystkie sprawy na bok, może się nie pozabijają. Jula w końcu chciała ze mną pogadać i chwilowo tylko to się liczyło.
-Jula ja naprawdę przepraszam, zachowywałem się gorzej od Drake'e...- zacząłem ale Julka mi przerwała.
-Jestem w ciąży.
Wmurowało mnie. To chyba najlepsze określenie.
-W ciąży.- powtórzyłem jak echo.
-W ciąży- potaknęła bliska łez. No tak, przydałaby się Lexi która by mi przywaliła i na wywalała że to kobiety mają gorzej, że to one mają okres muszą chodzić 9 miesięcy w ciąży po czym męczyć się przy porodzie, w czasie kiedy faceci umawiają się z ładniejszymi i młodszymi, pózniej włóczyć się po sądach i samotnie wychowywać dzieci albo jeszcze gorzej bo żyć z mężem który tylko siedzi przed telewizorem i chleje. Lexi jest mistrzynią czarnych scenariuszy. Ale czasami miewa racje to Julka się zamartwiała i nie miała żadnego wsparcia z mojej strony bo... chlałem. Wściekły na siebie podszedłem do Juli i ją przytuliłem.
-Będzie dobrze- obiecałem, gładząc ją po włosach.
Kiedy się uspokoiła chwilę porozmawialiśmy po czym trzeba było ogarnąć resztę. Pati panikowała za dziewczyną. Qucik nie wiadomo czemu uwiesił się tej Soni.
Mimo wszystko ją pózniej wypuścił, Pati przeprosiła, Quick zaproponował również aby Sonia się wprowadziła ale Pati oznajmiła że to ona się wyprowadzi. Chwilowo wszyscy odpuścili choć nikomu się to nie podobało odkąd się zebraliśmy żadne z nas się nie wyprowadziło no ale w końcu nie wyprowadza się na drugi koniec świata. Okazało się również że Drake gadał z Lexi. Co prawda chciałbym z nią pogadać i wkurzyło mnie to że Drake mógł a ja nie ale potrafiłem to jakoś zrozumieć. Jednak nie podobały mi się zdawkowe odpowiedzi Drake'a.
Rozi i Quick polecieli do lekarza, po powrocie mieliśmy pomyśleć co zrobić z Lexi a więc poszedłem do Pati.
-Wejdziesz?- spytała kiedy otworzyła drzwi.
-Jak coś to pomożesz?- dopytałem wchodząc do środka.
-Odbić Al? Pewnie.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza, którą przerwałem.
-Wrócisz?
Pati pokręciła przecząco głową.
-Gadałaś z Quickiem?- dopytałem. Przecież nie muszą być przyjaciółmi wystarczy że będą się tolerować.
-Tak, przeprosiłam. Ale nie rozumiem go i nie zrobiłam niczego złego, mogę się spotykać z kim chcę a jeżeli ma coś do związków homo to już nie moja wina.
-To raczej nie o to chodzi, nie wiedział że masz kogoś- próbowałem jakoś załagodzić ich konflikt.
-Jakoś nigdy nie musiałam się nikomu tłumaczyć i nie wiedziałam że teraz muszę. Bardzo przepraszam następnym razem złożę pismo do urzędu czy mogę iść na randkę albo się pocałować.
-Pati ja mówię poważnie.
-Ok, spróbuję pogadać z nim jeszcze raz tak szczerze- obiecała chyba tylko po to bym nie drążył tematu- gadałam z Drake'em.
-I?- dopytałem
-No w sumie to nie wiem dokładnie ale nie pogodzili się. Głownie przez ciebie- wyjaśniła.
-Ej, miała prawo wiedzieć jaki jest Drake. To moja siostra i nie mam zamiaru kryć Drake'a.
-No dobra ale to chyba nie był odpowiedni moment- stwierdziła. Może miała racje i nie powinienem wtedy tego wywlekać. Może by pogadali i wszystko potoczyło by się inaczej. Niestety już było za pózno.

Od Lexi

W szpitalu spędziłam około tygodnia.  Lekarze co chwila podłączali mi jakieś kroplówki i podawali leki. Sasza przychodził raz dziennie ale tak jak i lekarze niczego mi nie wyjaśniał. Dimitri chyba niczego mu nie powiedział bo ani razu nie wspomniał o telefonie.
Do reszty dzwoniłam jeszcze kilkukrotnie ale nikt nie odbierał. Bateria powoli się rozładowywała.
Po tygodniu Sasza zawiózł mnie do apartamentu w centrum jakiegoś miasta ,ale nie była to Moskwa, i mnie tam zostawił. Po tej sprawie z Dimitrim bardziej uważałam i  starałam się nie tracić czujności. Tak więc i tym razem poszłam do łazienki i włączyłam telefon. Wybrałam numer i w słuchawce rozległ się sygnał. Tak jak podejrzewałam nikt nie odebrał, zadzwoniłam więc i raz drugi ale w połowie sygnału telefon się wyłączył.
Zaklęłam głośno i mało co nie rzuciłam telefonem o ścianę ale w porę się opamiętałam. Wytarłam łzy które poleciały mi po policzkach i wyszłam z łazienki. Przez jakiś czas chodziłam w te i wewte próbując się uspokoić. To tylko telefon. A w zasadzie bateria. Wystarczy go naładować albo wymienić baterię. Prawdziwy problem polegał w tym że od tygodnia nie mam z resztą kontaktu. Może coś się stało albo mają mnie gdzieś. Sama nie byłam pewna która opcja była gorsza.
Nie wiedziałam również co z Marcysią. Tak, w końcu postanowiłam nazwać jakoś córkę.
Po nie wiem jakim czasie usłyszałam kroki za drzwiami i chwilę pózniej do środka wszedł Sasza. Przez moment stał w progu po czym usiadł obok mnie.
-W porządku?- dopytał
-Nie- warknęłam wkurzona i zrozpaczona jednocześnie.- nic nie jest w porządku. Masz mi powiedzieć co z moim dzieckiem i to w tej chwili.
-Lexi uspokój się- poradził łagodnie.- jesteś w ciąży nie powinnaś się denerwować.
-A więc mnie nie denerwuj i powiedz co z moim dzieckiem.
-Leki podziałały i na dziecko- wyjaśnił ale wyczuwałam że to nie jest wszystko co powinien mi powiedzieć
-Ale..?
-Ale wirus się uodparnia- dokończył.
 Nie wiedziałam co powiedzieć, nie wiedziałam nawet co myśleć. Nie czułam że łzy spływają mi strumieniami po policzku ani nie zauważyłam że Sasza mnie przytulił.
Kolejne dni mijały mi w zupełnym odrętwieniu. Nic nie czułam, nic mnie nie obchodziło i nic mi się nie chciało. Całymi dniami leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit. Sama nie wiedziałam czy dodatkowe leki wpędzały mnie w taki stan czy miały od niego uwolnić ale jak już wspomniałam nie obchodziło mnie to. Sasza spędzał przy mnie niemalże całe dnie. Próbował rozmawiać i czymś mnie zainteresować. Przyniósł mi gitarę i próbował zachęcić abym coś za grała. A ja chciałam być już po prostu sama. Zaczęłam nienawidzić Drake, Luka i całej reszty. Pogłaskałam się po brzuchu, liczyła się już tylko Marcysia. Mam tylko ją i muszę o nią zadbać, po czym z powrotem utkwiłam wzrok w suficie.