niedziela, 31 grudnia 2017

Od Lexi

W szpitalu spędziłam około tygodnia.  Lekarze co chwila podłączali mi jakieś kroplówki i podawali leki. Sasza przychodził raz dziennie ale tak jak i lekarze niczego mi nie wyjaśniał. Dimitri chyba niczego mu nie powiedział bo ani razu nie wspomniał o telefonie.
Do reszty dzwoniłam jeszcze kilkukrotnie ale nikt nie odbierał. Bateria powoli się rozładowywała.
Po tygodniu Sasza zawiózł mnie do apartamentu w centrum jakiegoś miasta ,ale nie była to Moskwa, i mnie tam zostawił. Po tej sprawie z Dimitrim bardziej uważałam i  starałam się nie tracić czujności. Tak więc i tym razem poszłam do łazienki i włączyłam telefon. Wybrałam numer i w słuchawce rozległ się sygnał. Tak jak podejrzewałam nikt nie odebrał, zadzwoniłam więc i raz drugi ale w połowie sygnału telefon się wyłączył.
Zaklęłam głośno i mało co nie rzuciłam telefonem o ścianę ale w porę się opamiętałam. Wytarłam łzy które poleciały mi po policzkach i wyszłam z łazienki. Przez jakiś czas chodziłam w te i wewte próbując się uspokoić. To tylko telefon. A w zasadzie bateria. Wystarczy go naładować albo wymienić baterię. Prawdziwy problem polegał w tym że od tygodnia nie mam z resztą kontaktu. Może coś się stało albo mają mnie gdzieś. Sama nie byłam pewna która opcja była gorsza.
Nie wiedziałam również co z Marcysią. Tak, w końcu postanowiłam nazwać jakoś córkę.
Po nie wiem jakim czasie usłyszałam kroki za drzwiami i chwilę pózniej do środka wszedł Sasza. Przez moment stał w progu po czym usiadł obok mnie.
-W porządku?- dopytał
-Nie- warknęłam wkurzona i zrozpaczona jednocześnie.- nic nie jest w porządku. Masz mi powiedzieć co z moim dzieckiem i to w tej chwili.
-Lexi uspokój się- poradził łagodnie.- jesteś w ciąży nie powinnaś się denerwować.
-A więc mnie nie denerwuj i powiedz co z moim dzieckiem.
-Leki podziałały i na dziecko- wyjaśnił ale wyczuwałam że to nie jest wszystko co powinien mi powiedzieć
-Ale..?
-Ale wirus się uodparnia- dokończył.
 Nie wiedziałam co powiedzieć, nie wiedziałam nawet co myśleć. Nie czułam że łzy spływają mi strumieniami po policzku ani nie zauważyłam że Sasza mnie przytulił.
Kolejne dni mijały mi w zupełnym odrętwieniu. Nic nie czułam, nic mnie nie obchodziło i nic mi się nie chciało. Całymi dniami leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit. Sama nie wiedziałam czy dodatkowe leki wpędzały mnie w taki stan czy miały od niego uwolnić ale jak już wspomniałam nie obchodziło mnie to. Sasza spędzał przy mnie niemalże całe dnie. Próbował rozmawiać i czymś mnie zainteresować. Przyniósł mi gitarę i próbował zachęcić abym coś za grała. A ja chciałam być już po prostu sama. Zaczęłam nienawidzić Drake, Luka i całej reszty. Pogłaskałam się po brzuchu, liczyła się już tylko Marcysia. Mam tylko ją i muszę o nią zadbać, po czym z powrotem utkwiłam wzrok w suficie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz