piątek, 3 listopada 2017

Od Rozi

Myślałam że już skończył się limit złych wydarzeń. Zdecydowanie wszystkiego było za dużo. Najpierw ta chora Jessica i jej chore gierki. Pózniej cały ten wyścig no i Sasza. I kiedy z Quickiem wyjaśniliśmy całą tą chorą sytuację myślałam że już wszystko będzie dobrze. A już na pewno nie myślałam że coś złego przytrafi się Damonowi. Przecież był zdrowy, Boże co by było gdyby to wydarzyło się w Polsce. Przecież my nawet nie mamy tam lekarza. Bo Amanda to kretynka a profesor jak widać się nie zna. Lekarz przecież mówił że takie rzeczy można zdiagnozować od 3 do 5 dni po porodzie. To moja wina jestem jego matką powinnam była zauważyć wcześniej że coś jest nie tak. Może jak bym poszła z nim do lekarza jak proponował Quick. Nie to ja musiałam uprzeć się że dopiero po ślubie. Nie wiem jak Quick to załatwił ale jak wcześniej nie mogłam tu być tak teraz nikt nie miał nic przeciwko. On był taki malutki całej tej aparatury było więcej od niego. A jak on umrze... Co ja wtedy zrobię. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Przecież on już wygląda jak by umarł. Jak nie będzie miał operacji umrze ale operacja też może pójść zle. Przecież jest dużo nie udanych operacji na dorosłych ludziach a on jest taki malutki. A może ten pomysł Drake'a nie jest wcale taki głupi. Wiem że mówił tak tylko żeby mnie jakoś pocieszyć. Ale może faktycznie jak bym była w ciąży może wtedy nie odczuła bym tej straty aż tak bardzo. Matka zawsze mówiła że lekarzom się nie ufa że oni zawsze mają wszystko gdzieś. Całe życie wysłuchiwałam o szpitalach i lekarzach wszystko co najgorsze. Matka chyba nawet ich obwiniała za ataki terrorystyczne. Nigdy nie byłam w szpitalu a teraz mam po prostu zaufać lekarzom. Przyszła Al z dwoma plastikowymi kubkiem kawy
- Proszę - wypaliła podając mi 
- Ja chciałam kawę? - dopytałam odbierając kubek - dzięki
- Pytałam się czy chcesz przytaknęłaś - wyjaśniłam
- Al myślisz że to moja wina? - spytałam
- Co? - dopytała nie rozumiejąc
- No to że Damon jest chory. Cały czas próbuję przypomnieć sobie czy było coś co by mogło wskazywać że...
- Roz - przerwała mi Al - nie jesteś winna temu że jest chory. I przestań się obwiniać. To chore zawsze tak jest dziecko zachoruje. Rodzice zaczynają się obwiniają, dziecko umrze a rodzice zaczynają obwiniać siebie na wzajem co zawsze kończy się rozwodem.  
Wybuchłam płaczem. Nie dość że stracę Damona to jeszcze i Quicka. Ale jak bym była w ciąży Quick by mnie nie zostawił nawet jak bym była nieznośna.  
- Roz to nie tak - zaczęła szybko chyba dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego co powiedziała - zle to zabrzmiało. Ja nie mówię że Damon umrze. On wyjdzie z tego
- Naprawdę uważasz że on z tego wyjdzie? - dopytałam płacząc - popatrz na niego. Jest taki malutki a oni chcą go operować. 
- Ej musimy wierzyć że on przeżyje - zaczęła - wierzyliśmy że Quick się odnajdzie i wrócił pamiętasz. A też już myśleliśmy że przepadł na dobre
- Quick wrócił bo umie o siebie zadbać. To że wrócił to tylko i wyłącznie jego zasługa. A Damon...
- Roz - przerwała mi - chcę powiedzieć że wszystko jest możliwe nawet kiedy wydaje się nie
- A jak Quick uważa że to moja wina i się ze mną rozwiedzie 
- Głupia przestań nawet tak myśleć - warknęła na mnie Al - nie pozwolę mu się z tobą rozwieść 
- Jak go zmusisz 
- Jak będzie próbował wymyślę sposób - zapewniła 
- Al Damon nie może umrzeć jak on umrze to ja...
- Czy ty nie możesz myśleć pozytywnie - warknęła - jestem twoją przyjaciółką mam cię pocieszać. Więc pomóż mi jakoś 
- Się pocieszać? - dopytałam zdezorientowana 
- Właśnie. Zawaliłam z tą kiecką nie mogę polegnąć i w kwestii pocieszania bo naprawdę wyjdzie że jestem beznadziejną przyjaciółką.
- Nie mam ci za złe tej kiecki - wyjaśniłam - no dobra może troszeczkę ty zapewne pocisnęła byś Dominikowi i by mnie tak nie torturował. Ale poszła ze mną Jula nie było tak zle. No i sukienka mi się podobała. A ty przecież siedziałaś w celi. Miałaś dobre alibi 
- Co nie - wypaliła
- A ja tej Aśki nie ściągnęłam by zrobić ci nazłość - wyjaśniłam - z reszto ona nie ma mózgu i nie jest w typie mojego brata
- Aśka mówiła że on był u niej w nocy - zaczęła
- A był? Znaczy chciałam zapytać czy nie było go w pokoju?
- No był pózniej wy się pokłóciliście - zaczęła
- I wtedy Drake poszedł z Quickiem do baru - wyjaśniłam - pózniej Borys i Tomek zaprowadzili ich do pokoi 
- No tak Borys przyprowadził go naćpanego 
- No właśnie - stwierdziłam - nie przejmuj się nią. Drake nawet pijany lazł do ciebie. On cie kocha Al i martwi się o ciebie. Może to dupek który nie umie tego pokazać ale znam własnego brata. Na osadzie jest Filip - zauważyłam - on będzie wiedział wszystko. Byli przyjaciółmi i on zawsze wiedział wszystko o jego dziewczynach. Jak wrócimy pójdziemy go przepytać co było między Drake'em a Aśką. A w hotelu są kamery możemy pogadać z Quickiem i przekonamy się czy Drake był u Aśki. Jeżeli był to pożałuje.
- Widzisz beznadziejna ze mnie przyjaciółka za miast pocieszać ciebie to ty znów pocieszasz mnie. 
- Nie jesteś beznadziejną przyjaciółką. Na chwilę za pomniałam o tym całym koszmarze - zauważyłam - nawet przestałam płakać. Jak byś była beznadziejną przyjaciółką nie została byś ze mną. 
Było już dość pózno. A powiedziałam że wrócę do hotelu. Z resztą chciałam się dowiedzieć co Quick załatwił. Nie chciałam zostawiać Damona samego ale on i tak był nieprzytomny. Chciałam go wziąć na ręce, przytulić. Chciałam żeby zaczął płakać. Przecież tylko dzięki Damonowi Quick mnie nie zostawił jak wrócił z tej Rosji i dzięki nie mu się ze mną ożenił. Jak on umrze on na pewno się ze mną rozwiedzie. Na pewno myśli że to moja wina. Al w samochodzie próbowała nawiązać ze mną jakąś gadkę ale nie miałam ochoty. Ja muszę mieć dziecko. Przed hotelem fajka palił Borys, Mariusz i Grzesiek i coś gadali. O dziwo od razu podszedł do mnie Borys
- Ten rozkaz wydał Armando - wypalił od razu 
- Co? - dopytałam zdezorientowana 
- Jak szef był nieprzytomny to pani pytała kto wydał rozkaz pilnowania drzwi Armando. - wyjaśnił. Zapomniałam o tym. Wydawać się mogło że było to tak dawno temu - Ja chciałem jeszcze raz przeprosić że tak na mieszałem i chcę powiedzieć że bardzo współczuję. No ale szef już obdzwonił najlepszych lekarzy więc na pewno wszystko będzie dobrze
Borys najwidoczniej chciał się podlizać. 
- Dziękuje - wypaliłam tylko i poszłam do środka
- Kazałaś mu się dowiedzieć kto wydał jakiś rozkaz - zainteresowała się Al
- Tak - przytaknęłam - od momentu tej księżniczki i facetów w czerni ze spluwami czasem wypytuje Borysa o różne rzeczy żeby żaden facet w czerni nie zrobił nam nalotu na chatę. Przecież przyznałam się do tego Quickowi. No i tu była podobna sytuacja tylko na szczęście pilnowali drzwi a nie strzelali. Ale przecież nie może tak być że jakiś obcy typek będzie wydawał polecenia jak Quick będzie nie przytomny. Bo kiedyś wszystkich nas wystrzelają. W holu windy wpadł a nas Drake
- Siostra mogę chwilę z tobą pogadać? - spytał 
Al bez słowa poszła na górę 
- Al jest na ciebie zła - zauważyłam
- Widzę tylko nie wiem o co
- O Aśkę - wyjaśniłam
- Szlak. Dobra ale nie o tym chciałem gadać. Wiesz że Quick załatwił transport do Bostonu. Tylko wy nie możecie lecieć z Damonem więc Quick zamierza lecieć lotem którym przyleciał Mariusz 
- I co? - dopytałam idąc na górę - ważne że dolecimy. Ciężko mi będzie tylko pozwolić by go zabrali. Nie lubię tracić go z oczu a... - I znów zaczęłam płakać - zostawiłam go w szpitalu 
- Siostra szpital to nie kostnica. Cholera zapomnij że coś mówiłem 
Ale ja zaczęłam bardziej płakać
- Chodziło mi o to że ten lot Mariusza to wojskowy, zbrojny helikopter - wyjaśnił Drake
- Co po co uzbrojony helikopter? - spytałam 
- No widzisz siostra bo Mariusz przyleciał bo Quick mówił, pisał kto go wie że idzie na tych ruskich. Więc Mariusz i Grzesiek go do zbroił 
- O czym ty mówisz? - dopytałam - do szpitala nie potrzeba nam uzbrojonego samolotu
- Siostra w tym samolocie jest bomba atomowa - wyłożył
- Jak to atomowa 
- Normalnie - wypalił - zastanów się czy chcesz wsiąść na ten pokład bo możecie wylecieć w kosmos a na księżycu lekarza raczej nie znajdziecie
- Ale przecież jak... - zaczęłam
- No jak polecicie do stanów tym lotem to uznają to za atak i będzie kiepsko. Helikopter medyczny by przepuścili ale jeżeli zobaczą wojskowy to...
- Zaczną strzelać to chcesz mi powiedzieć? - dopytałam
- Właśnie chcę ci powiedzieć żebyś przekonała męża że to zły pomysł. Bo wszyscy wraz z Damonem możecie zginąć. Albo iść siedzieć, albo wypowiedzieć wojnę 
- To jest samolot Brazylijczyków - zauważyłam - jak by go rozbroić 
- Podobno się nie da. Z reszto gadaj o tym ze swoim mężem bo on zamierza rano jechać 
- Chyba lecieć - poprawiłam 
Właśnie znalazłam się przed drzwiami pokoju.
- Al myśli że zdradziłeś ją z Aśką - wyjaśniłam i weszłam do pokoju
Quick nie było. Ciekawe co robi i gdzie albo z kim? 
Położyłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Od jakiś 24 godzin nic innego nie robię.             

Od Quicka

Runda pierwsza za nami. Wiem że Roz może zostać teraz z Damonem. Drake poszedł załatwić opiekunkę do ich obojga. Bo ja się raczej nie dogadywałem z nimi wszystkimi już. Poszedłem załatwiać ten medikopter. Stawka była duża. Ale chuj większa była inna że ani ja, ani Roz nie możemy lecieć. Znaczy duża w rozumieniu Drake'a że stawka. Dla mnie to był wrzut na ciele zdrowego organizmu. A już myślałem że będę musiał sprzedać tego lexusa. Znaczy nie żebym żałował tylko myślałem że życie jest droższe. Przyszedł Drake
- Już wszystko załatwiłem. Powiedziałem Al żeby upomniała się o uspokajacze dla Roz i mimo tego iż mam u niej na minusie zgodziła się.
- Ja mam na większym uwierz mi
- No widzisz stary przyjazń kobiet jest bezgraniczna i bez warunkowa a jeżeli chodzi o moją siostrę i twoją żonę to masz bracie problem
- No ale co? - dopytałem - jaki? Zle się czuje?
- Nie stary ma syndrom stracenia
- Znaczy? - dopytałem
- Rety ty na prawdę nic nie rozumiesz?
- No gdybym rozumiał to nie pytał bym
- No powiedziała że dzisiaj wieczorem będzie w domu.
- No i dobrze - stwierdziłem - odpocznie troszkę. Cieszę się że trochę się zdystansowała
- No właśnie nie szwagier jesteś na cenzurowanym
- Ale co?
- Kurwa jaki ty jesteś trudny.
- No przecież już nic nie zrobiłem
- No ona chce drugiego dzieciaka
- Co? - dopytałem
- No tak. Jak jej dzisiaj w nocy nie zrobisz dobrze to się wkurwi znam własną siostrę.
- No przecież jest Damon i skończyły jej się tabletki
- No i czego nie rozumiesz?
- No ma eee...
- No ma ale mówiła mi że Damon umrze i rozumiesz
- Nie bardzo przecież nie umrze
- No tłumaczyłem ale wez jej wytłumacz
- To co ja mam zrobić? - dopytałem
- Pozostało ci upierdolić wyro krwią
- No przestań to nie etyczne jest
- Gówno wiesz - powiedział Drake - baby to tak mają. Bachora chcą zastąpić bachorem. Taki syndrom straty
- Co ty pieprzysz Damon przecież to przejdzie. Właśnie załatwiam szpital w Bostonie.
- To wez to wytłumacz mojej siostrze
- No się nie da - powiedziałem
- Ty to wiesz, ja to wiem. Musisz to wziąć na klatę.
- Ale? - dopytałem
- Robisz a nie robisz - powiedział zirytowany Drake
- No po to są te tabsy bo nie potrafię się powstrzymać.
- Rety wiedziałem że jesteś dupek i ciemniak ale że aż taki. Gorzej to już moja siostra nie mogła trafić. Ja bym ciebie o coś zapytał ale chyba już to pominę milczeniem. Bo ty raczej nie za kumasz
- Ale co?
- No i nie kumasz
- To przestań gadać szyfrem
- To co teraz? - dopytał Drake
- No zwijaj wszystkich do hotelu. Jeżeli Al się zobowiązała to niech zostanie ja pójdę pogadam z Roz. Załatwię ten medikopter no i muszę coś wyczarować dla siebie znaczy no mam tego czarter'a którym Maniek przyleciał więc polecimy.
- Jutro jest rozprawa - przypomniał Drake
- Dobra więc my polecimy a wy zostaniecie. Dam wam papugę swoją
- Dobra to my dolecimy - stwierdził Drake
- Miłego bociana - uśmiechnąłem się
- Miłej nocy w nocy - stwierdził Drake - i się nie migaj Quick bo wyłapiesz i nie ma tłumaczenia.
- No nie znaczy tak
- Przestaniesz - warknął Drake
- Nie znaczy tak. Wszystko jasne Drake'uś nie denerwuj się
- To idziemy łatwić ten helikopter - powiedział Drake
- Czekaj zadzwonię czy tam miejsce dla Damona będą mieli.
Po kilku dziesięciu minutach, to powiedzieli że istotnie mogą go przyjąć. Mogą przeprowadzić operację ale muszą zrobić swoją diagnostykę i za wszystko trzeba bulić. Odpowiedziałem że cena nie gra roli że liczy się czas. Wyszło tak że mamy 24 godziny na stawienie się na miejscu. Powiedziałem o tym Drake'owi i Roz nim poszła do Damona z Alex.
- Ale stać nas na to? - dopytała Roz
- Jeżeli mnie nie będzie stać to zastawię samego siebie - powiedziałem
- Dobrze - uśmiechnęła się blado - przyjadę wieczorem do hotelu
Eh... a ja myślałem że zostanie to nie wróżyło nic dobrego. Stuknąłem Drake
- Roz - powiedział Drake - a może byście zostały z Damonem na noc. On taki malutki jest.
- On prawie nie żyje - warknęła Alex
- Jest w śpiączce farmatologicznej - poprawiłem ją
- Boli mnie jak patrzę jak on się męczy - stwierdziła Roz - nawet na ręce go wziąć nie mogę. Boli mnie gdy na niego patrze
- Dobrze kochanie - powiedziałem - podstawię wam limuzynę taką z flagami. Gdy będziesz chciała to przyjedziesz do hotelu. Ja załatwiłem już szpital w Bostonie. I całą resztę załatwię.
- Dobrze - powiedziała spokojnie Roz
Poszliśmy z Drake'em do samochodu. A ten zaczął
- Jak moja siostra mówi tak spokojnie to masz przejebaną noc chłopie
- Już ty się nie martw - powiedziałem
Podjechaliśmy pod hotel rozmawiając. W wejściu przywitał mnie Tomek
- Dawaj mi tu Mańka czasu nie mam
Pogadałem z Mariuszem i generalnie to byłem w wielkim szoku. Umowa była inna, inne warunki ktoś chyba coś zle przetłumaczył. Ktoś inny tego nie zrozumiał i otrzymałem trzy hotele i wojskowy samolot zbrojony po zęby. I Mariusz musiał lądować 200 km dalej na wojskowym lotnisku. Maniek mówił że dobrze że ma papiery na lota i tak powołał się na mnie a generalnie to mam coś do zapłacenia bo przejebane było.
- Spoko Maniek - powiedziałem - musimy spierdalać do Bostonu znajdz tam jakieś lotnisko.
- Będzie trudno - stwierdził Mariusz
- Bo? - dopytałem
- No jak go dostarczyli to zajebałem mu tą atomówkę na pokład jeszcze
- Ja pierdolę debilu. Wez ją jakoś rozbrój.
- Się nie da bo kazałeś ją uzbroić
- Może nie byłem sobą
- Może - uśmiechnął się Mariusz - ale teraz to tylko czerwony przycisk pomoże - stwierdził
- To go naciśnij i rano wylatujemy - powiedziałem
- Jak go nacisnę to rozpierdoli trzy państwa w pobliżu nigdzie nie wylecimy w powietrze co najwyżej
- I o to chodzi - powiedziałem
- Nie no chodzi o to że szef do Bostonu chce lecieć nie w kosmos a jak to odpalę na ziemi to wylecimy co najwyżej w kosmos.
- To aż tak - dopytałem
- Szef chciał to szefowi dali. Szef przykazał że idziemy na ruskich to go dozbroiliśmy
- Ale to miał być czarter - powiedziałem
- To jest bojowy helikopter wojskowy doposażony przeze mnie.
- Znaczy? - dopytałem
- Ciemniaku - stracił cierpliwość Drake - znaczy że nie wiesz co nabyłeś. I możesz wywalić pół kosmosu w powietrze.
- A mój samochód się zmieści? - dopytałem
- No ten helikopter ma dużą ładowność szefie. Nie myślałem o samochodach raczej o bombach
- No ja syna na operacje... znaczy muszę lecieć do syna. Co ty mi bredzisz o jakiś bombach i atomówkach
- Szefie ja nie rozumiem
- A wiesz że ja też. Dobra nie ważne dawaj to coś na jutro i w Bostonie mamy wylądować
- Tylko na wojskowym nas przyjmą szefie i żeby jutro wylecieć to lotnisko jest 150 km dalej. Ta szefa fura się zmieści. To niech szef wezmie czas pod uwagę.
- Ej Maniek ty chyba mówiłeś obok mnie już teraz czaje. Będziesz ubezpieczał ten medikopter
- Znaczy? - dopytał Mariusz
- Musimy zgrać się w czasie - powiedziałem - Jesteś za nim, przed nim, pod nim, nad nim, obok niego. No przecież naruszymy strefę powietrzną stanów zjednoczonych. Nie możemy czekać.
- Czyli szantaż rozumiem - stwierdził Mariusz
- Ta... medikopter ma dostarczyć Damona do szpitala w Bostonie ale jak to zrobię pójdą w ruch migi amerykańskie. Powiesz im przez radio że ubezpieczasz ten medikopter.
- Będą się sadzić - powiedział Mariusz
- Dasz radę ich zestrzelić? - dopytałem
- Tak tylko potrzebuję Grześka i konsekwencję będą. A jak w nas pierdolną wylecimy w kosmos.
- Oni też. Znasz angielski wytłumaczysz im że mamy atoma nie będą kozaczyć. Szybki musi jeszcze myśleć
- A to dlatego szef ma taką ksywkę
- No moja żona by się z tym nie zgodziła
- Wiem bo szef jest za szybki. Szef to powinien mieć na szybki jakiś przyrostek bardzo
- Ta... myślący pózniej - skomentował Drake
- Dobra to załatwiaj sprawy Mariusz
- A tak dla jasności szefie to złamałem regulamin
- Znaczy - zjeżyłem się
- No przywiozłem nasze rodziny i Borysa też
- Tylko tyle?
- No aż - powiedział Mariusz
- Rety - zawiesiłem się
- Właśnie - dodał Drake - rety a my myśleliśmy że wysadziłeś kogoś w powietrze
- Spokój - powiedziałem - ty Drake urabiaj Alex jak przyjadą
- No a ty? Masz zadowolić moją siostrę bo inaczej nim odlecisz to cię w powietrze wysadzę
- Spoko luzik tylko nie odpowiadam za skutki
- Kolejny Damon? - dopytał Drake 
- Ja się na tym nie znam
- Ta, ta i cała piosenka - powiedział Drake - skończ już śpiewać
- No co? - dopytałem
- ble ble ble - powiedział Drake - jak będę miał dwóch takich pojebanych siostrzeńców
- No dobra stary luzik co Roz będzie chciała to zrobię.
- Ale ona...
- Zamknij się, wiem co ona. Przestań mi to w kółko powtarzać. Mówisz co innego, myślisz co innego a pierdolisz na mnie. Trzeba to się robi.
- A ty to tak na komendę jesteś? - dopytał Drake
- Wiesz mi to wystarczy że ona mi na kolanach usiądzie i pełna gotowość bojowa
- Debil - stwierdził Drake
- Lepiej debil niż zooofil
- Ale co? - dopytał Drake
- Jajco ja dzisiaj nie przytulałem małpy a ty tak
- Poważnie? - dopytał zdziwiony
- No niby
- Mów jaśniej
- Macałeś poduszkę po cipie i gadałeś że yeti jest takie mięciutkie
- Poduszka nie ma cipy - stwierdził Drake
- No właśnie i tu jest pies pogrzebany
- Ale co?
- No byłeś tym zafascynowany tą poduszką
- Idę spać - skwitował Drake zmieszany
- Tylko nie wpadnij na Aśkę Drake'uś bo znów cię zgwałci
- Jednak ja i ona to tak - powiedział poważnie
- No tak znaczy nie. Ja tylko podążam za twoim tokiem myślenia że Aśka i ty razem na zawsze
- Masz chorego syna i jak ty się możesz nabijać
- Płakanie Drake tu nic nie pomoże to dobre dla bab. facet musi działać a ja za działałem
- To zmień baterie i działaj w nocy - stwierdził Drake
- No - powiedziałem - włożę sobie te paluszki diurasel
- Ty jednak jesteś popierdolony - stwierdził Drake
- Ojej odkryłeś Amerykę Drake'uś. Kolombo XXI wieku
- Dobra spadam - stwierdził Drake
I poszedł.

Od Lexi

Rozi poszła a do mnie przysiadła się Aśka.
-Mogę? Wiesz wydaje mi się że powinnaś sobie odpuścić Drake'a.- powiedziała słodko.
-Aha już lecę z nim zerwać- mruknęłam sarkastycznie. Naprawdę nie miałam ochoty z nią rozmawiać. 
-Ty nic nie rozumiesz- pożaliła się- Drake'a nie interesują stałe związki. Zostawi cię.
-Tak jak ciebie?- dopytałam. 
-Nie, bardzo mało wiesz o nim. Drake kocha mnie i tylko mnie. Może mieć wiele dziewczyn ale zawsze wraca do mnie.
-Chyba powinnaś zejść na ziemię dziewczyno bo się trochę zagalopowałaś. 
-Ach tak? To dlaczego w nocy przyszedł do mnie?
Spiorunowałam ja wzrokiem. 
-Coś ci się przyśniło, w nocy był ze mną- powiedziałam ale sama nie byłam pewna którą z nas próbowałam przekonać.
-Całą noc?- dopytała.- Zresztą jak sobie chcesz, by nie było że ci nie powiedziałam. 
Zarzuciła włosy na plecy i odeszła. 
Nie to nie mogła być prawda. Nazmyślała abym z nim zerwała. Ale z drugiej strony przecież zostawiłam go z Quickiem w tym barze i do pokoju wrócił kilka godzin pózniej. Będę musiała pogadać z Quickiem. 
-A ty nie powinnaś już jechać- z rozmyślań wyrwał mnie Luke. 
-Eee już jadę- powiedziałam zerkając na zegarek było za dziesięć. 
-A Drake? Miał z tobą jechać. 
-Brat, potrafię znaleść drogę do szpitala. Drake chyba jeszcze kilka godzin będzie nieprzytomny. 
-Naprawdę siostra lepiej wybrać już nie mogłaś, Drake jest...- i urwał kiedy po policzkach zaczęły mi płynąć łzy- O co chodzi?- dopytał.
-O nic- odparłam wstając.
-Poczekaj pojadę z tobą.- zadecydował. I zanim zdążyłam zareagować jego już nie było. Wytarłam łzy i nakazałam sobie spokój. Luke po chwili był z powrotem razem z Julką. 
Julka całą drogę gadała, nawet jej nie słuchałam. Luke się zatrzymał a ja dopiero po chwili zauważyłam  że dojechaliśmy do szpitala. 
-O co chodzi?- powtórzył pytanie kiedy wysiadłam.
-O nic, naprawdę- zapewniłam. 
-Siostra, znów się pokłóciliście?
-W sumie jeszcze nie zdążyliśmy- przyznałam z godnie z prawdą. 
-Gadałaś z Aśką- drążył temat dalej- Czekaj.... ja go zabiję...
-Kogo? -dopytała Julka- idziemy czy będziemy tak stać przy samochodzie? Lexi przeżyłaś w świecie zombie to i z lekarzami dasz radę. 
-tak idziemy- powiedziałam ucinając temat Drake'a i uśmiechnęłam się do dziewczyny. Jak dobrze że jest Julka. 
Poszliśmy do tego szpitala. Ledwo to rejestrowałam. Po jakimś czasie Luke powiedział że możemy wracać. 
Przy samochodzie spotkaliśmy kogo? Drake. Czy on jest wszędzie? Luke jednak nie żartował i od razu rzucił się na Drake, który niczego się nie spodziewał. 
-Luke- krzyknęłam w tym samym czasie co Julka. 
-W końcu przypomniałeś sobie o mojej siostrze? Masz się od niej odwalić rozumiesz?
-nie bardzo- odparł zmieszany Drake i pewnie gdyby nie Julka znów by zarobił od Luke.
-Przecież nie długo ktoś go zabije.- stwierdziła cicho Julka. 
-Może ktoś mi wytłumaczyć za co dostałem, to już trzeci raz w tym dniu.
-I nie ostatni- obiecał Luke ale już go zostawił. Drake patrzył na niego jak na wariata.
-My to wyjaśnimy pózniej bo teraz mamy ważniejsze rzeczy. Coś z Damonem się stało- wyjaśnił Drake. 

Od Quicka

Próbowałem pogadać z Tomkiem na temat Drake. Bo to że mieliśmy fazę to się wyjaśniło. Drake wypił tą whisky a ja to doktorek pomylił leki i dał mi jakieś narkotyki. Tylko jemu chodziło o tą Aśkę bo go wkręcała. Jednak Tomek powiedział że nie mogło nic takiego mieć miejsca bo odprowadził nas do pokoi. W tym samym momencie  Roz powiedziała.
-Damon, coś się z nim dzieje.
-On śpi niespokojnie kochanie.
-John on ma otwarte oczka chce płakać a nie może.
-Podszedłem do małego był cały siny łezki mu leciały z oczek, ale nie wydawał krzyku.
-Drake otwórz okno Różyczko może rozepnij go troszkę nie wiem dzwonie na pogotowie.
Po skończonej rozmowie i milionie wyjaśnień powiedzieli mi że przyślą karetkę.
-Tomek leć i czekaj na nich zblokuj windę niech nie czekają. Borys mój samochód niech czeka gdzieś na uboczu pilnujcie żeby karetka mogła stanąć pod drzwiami.
Po 15 minutach było już pogotowie długo badali małego podawali tlen wreszcie stwierdzili że muszą go zabrać bo parametry oddechowe się pogarszają.
-Żona może z nim pojechać? - zapytałem cała rozmowa odbywała się po włosku.
-Nie ma takiej możliwości można tu wprowadzić inkubator?
-Tak obie windy są do panów dyspozycji. Proszę mi powiedzieć jaki jest jego stan zdrowia.
-Przyznam że ciężki - powiedział lekarz.
Rety wytłumaczyłem wszystko co mówili Roz.
-Musimy jechać za karetką kochanie.
-Co mu jest on umrze?
-Skarbie oni nie wiedzą, nie możesz z nim pojechać bo nie maja miejsca. Wezmą go do inkubatora żeby lepiej mu się oddychało my pojedziemy za karetką i zaraz będziemy przy Damonie. Będę jechał za dupa tej karetce nie denerwuj się.
Roz zjechała winda z Damonem umieszczonym w inkubatorze razem z lekarzami najgorzej było jak zamknęli drzwi od karetki Roz  przed nosem .Wpadła w panikę.
-Choć kochanie oni muszą jechać pojedziemy za nimi liczy się każda minuta. - Zaciągnąłem Roz do samochodu. Całą drogę płakała a ja siedziałem na dupie tej karetce. No kurwa sam bym szybciej go dowiózł kląłem. Podjechałem za karetka pod same drzwi.
-Musi pan stąd odjechać tu nie wolno parkować nie widzi pan znaku?
-Widzę chwila Roz idz z nimi muszą cie wpuścić ja zaparkuje i do was dobiegnę.
Roz poszła z obsługą karetki i Damonem. Zaparkowałem samochód i pobiegłem do szpitala załatwiłem tłumacza i pokierowałem się pod wskazane miejsce. Tam Roz czekała z plikiem dokumentów.
-Musimy to wypełnić i mnie nie wpuścili.
-Spokojnie kochanie zerknąłem na nazwę oddziału. To jest oddział neonatologiczny tu nie wpuszczają rodziców. Znaczy wpuszczają ale na jakiś czas raz w ciągu dnia i na pewno jak go zbadają to będziemy mogli go zobaczyć. Teraz wypełnimy te dokumenty.
To nie okazało się proste Damon nie miał szczepień, książeczki zdrowia.Tłumaczyłem tej babie, ale ona nie rozumiała i wkoło gadała że to karalne że mnie posadzą za niedopełnienie obowiązków.
-To będę siedział zamknij ryj i po lekarza zapierdalaj migiem nie wiesz kim ja jestem - zdenerwowałem się. Tłumacz wszystko przetłumaczył Roz a nie miał tego robić.
-Jak cię zamkną ja nie dam rady - płakała jeszcze bardziej Roz.
-Nikt mnie nie zamknie kochanie. Nie mają prawa zadzwonię po moją papugę na wszelki wypadek - spokojnie wyjąłem telefon. Wtedy nie wiadomo z kąt pojawili się Al, Luke, Jula i nawet Drake dotarł. Musiał im powiedzieć bo pytali czy coś już wiemy.
-Niestety czekamy - powiedziałem przytulając Roz.
-Czemu po adwokata dzwoniłeś? - dopytał Drake.
-Mały nie ma tych szczepień , nigdzie nie był diagnozowany a jest wcześniakiem i za niedopełnienie obowiązku rodzicielskiego mnie chcą sadzać. Tłumaczyłem im że u nas nie istnieje służba zdrowia ale dupa .
-A jak cie posadzą? - zapytał Drake
-Nie maja prawa mogą to sprawdzić nie maja podstaw ani argumentów. Przez prawie dwa lata  nie wpuszczali do Włoch nikogo. Wszędzie były blokady granic nawet jak byśmy chcieli nic by to nie dało, bo by nas nie puścili. Baba się nie zna a kozaczy.
-No stary bo bez ciebie to Roz polegnie.
-Spoko Drake ja zaciukam tego ruska kurwa takie piekło to przez niego.
-Uspokój się - warknęła Al.
-No co? Prawda taka jest - Tuliłem Roz do siebie - Gdy by nie oni to w Polsce było by normalnie a tak ty ugryziona, zresztą kogo ty uczysz Al zabije gada i tych twoich Alfredów i daj mi spokój. Drake mi pomoże to jego siostrzeniec jak by nie patrzeć.
-Teraz to masz racje jak coś młodemu się stanie to pójdę z tobą na tego ruska.
-Oni powariowali - stwierdziła Jula.
-Trzyma ich od wczoraj jeszcze szwagierki naćpały się i się razem trzymają - stwierdziła Al.
-Zamknij się Al - wrzasnęła Roz - John ma rację jak coś się stanie Damonowi to niech jadą.
-Spokój teraz nie czas na takie gadki - powiedziałem - Rety czemu to tyle trwa siedzimy tu już godzinę
Po dwóch godzinach przyszedł lekarz z diagnozą.
-Państwa syn ma wrodzoną wadę serca nazywamy ją fachowo przewód tętniczy Botalla. Już państwu tłumaczę. Przewód tętniczy Botalla to naczynie krwionośne, które u płodu łączy bezpośrednio lewą tętnicę płucną z aortą, aby krew omijała naczynia płucne <płód nie oddycha płucami dla tego nie odbywa się transport krwi z serca do płuc> Prawidłowo przewód ten ulega samoistnemu zamknięciu w ciągu 24 godzin od wykonania pierwszego wdechu. Ponieważ przestaje pełnić swoją funkcję. Kiedy nie dojdzie do jego zamknięcia krew z lewej komory zamiast płynąć do aorty a następnie do tkanek całego ciała przepływa do tętnicy płucnej i do płuc. Objawy pojawiają się 3 do 5 dni po porodzie. To przyspieszone bicie serca, cichy i miękki szmer słyszalny w okolicy mostka, gdy przeciek jest duży dziecko słabo rośnie, rozwija się z opóznieniem. Konieczne jest przeprowadzenie operacji, aby nie dopuścić do uszkodzenia serca i płuc. Musicie państwo podjąć decyzję w miarę szybko bo mały jest wcześniakiem i słabo sobie radzi. Utrzymujemy go teraz w stanie śpiączki farmakologicznej jest podłączony pod tlen na razie samodzielnie oddycha. Zapraszam możecie państwo wejść do synka tylko ostrzegam że to nie wygląda najlepiej bo pełno w koło niego kabli przewodów monitorów, ale wszystko jest w porządku znaczy pod kontrolą.
Poszliśmy z Roz za tym lekarzem to co zobaczyliśmy nas powaliło nasz maleńki synek prawie nie widać go było z poza rurek kabli szok
-On umrze co my zrobimy, już nie żyje - płakała Roz.
-Żyje słonko tylko śpi żeby spokojny był, żeby nie płakał.
-Musi mieć operację a jak się nie uda?
-Nie myśl tak nawet. Musze pomyśleć nie wiem. No tak to jest jak byś była pod kontrolą w tej ciąży a on urodził by się pózniej to może by tego nie było. Rety moja wina. Mógł bym po prosić o coś na uspokojenie jakieś relanium dla żony?
-Tak oczywiście - powiedział doktor jednak Roz nie rozumiała bo tłumacza nie wpuścili. - Nie ma sensu żebyście państwo tu tkwili nie pomożecie mu a decyzje musicie podjąć no nie ukrywam szybko. Tu też długo nie możecie państwo przebywać.
-Rozumiem doktorze jeszcze chwilkę popatrzymy na nasz skarb i postaram się zabrać żonę eh.
Roz nie bardzo chciała wychodzić. Ale powolutku jakoś ją przekonałem
- Kochanie musimy stąd wyjść nie mogę się bardziej narażać lekarz powiedział - skłamałem - że w ogóle nie możemy tutaj zostać. A wiesz że chcą mnie posadzić. Więc może chodzimy.
- A jak on umrze?
- Kochanie nie umrze. Ja mu zabraniam a to grzeczny chłopiec słucha tatusia.
Roz przestała płakać bo chyba leki już zaczęły działać.
- No tak wszyscy ciebie słuchamy - powiedziała - czasem ci nie wychodzi decydowanie najlepiej ale zawsze spadamy na cztery łapy, jakoś.
- No właśnie chodzimy już. Teraz ja pomyślę powoli. Bo to o naszego synka chodzi. Wydaje mi się słonko że to nie jest najlepszy szpital do tego typu operacji. Musimy podjąć decyzję czy w ogóle ją przeprowadzić.
Wyszliśmy już na hol szpitalny. Usiedliśmy tam na jakichś kanapach. Wziąłem Roz na ręce dosiadła się do nas cała reszta.
- Bo widzisz kochanie - mówiłem do niej dalej - decyzja jest tylko jedna. Musimy się zgodzić na tą operację. Stawką jest życie naszego synka. Ryzyko jest duże ale bez operacji umrze. No przynajmniej ja tak zrozumiałem.
Wszyscy słyszeli diagnozę. I potwierdzili Roz zgodność moich słów.
- Tylko kochanie nie wydaje mi się że to jest dobry szpital. I tak pomyślałem że ja dopytam tego doktora może czy był by możliwy transport Damona gdzieś indziej. Oni mają tu medyczny helikopter przystosowany. Tylko czy Damon nadaje się do transportu. No i na pewno nie będziemy mogli pojechać razem z nim skarbie.
- Ale gdzie ty chcesz go wywieść?
- Nie wiem kochanie. Muszę poszukać jakiejś kliniki kardiologicznej nie wiem coś takiego, może stany. Nie wiem słyszałem że jest tam jakiś dobry szpital jeszcze przed epidemią. Matka moja udzielała się w takiej fundacji na rzecz chorych dzieci na serce. To bym to wszystko posprawdzał
- Ale jak mogą tu zrobić to nie dadzą ci helikoptera na kasę. - powiedziała Al
- Ja to wiem ale może będę mógł go wynająć. W stanach i tak będę musiał bulić za tą operację. Chodzi tylko o to czy dam radę wyciągnąć ten helikopter. I czy Damon nadaję się do transportu.
- No - powiedział Drake - choć dowiemy się czy on nadaje się do transportu znaczy że Damon. A jak ci tego helikoptera nie dadzą to ty mafia jesteś ukradniesz go. Zaciągniesz flagę na szpital i chuj twój. Bo ty jesteś taka mafia nie? 
- No trochę nie tak to działa Drake ale pomysł jest dobry. Helikoptera możemy pożyczyć.
- No widzisz co ty byś zrobił beze mnie
- No to mówiłem ci że moja prawa ręka będziesz.
- No a dogadaliśmy się dzięki małpie.
- To było yeti - uśmiechnąłem się
- No tak to pamiętasz, a brązowa koza?
- Chodzi idziemy ja ci opowiem co ja dziś od dziwiłem. Ty wiesz co ja przyszedłem do pokoju. I Roz tak dziwnie siedziała na tym wyrku i ja jeszcze chyba nie do końca byłem sobą i ja myślałem że ona tą kozę pod kołdrą ma. Ale ona powiedziała że nie no to pogodzić się chciałem no i mówię wiesz żeby przyszła do mnie no i wiesz rozumiesz
- No ta godzenie przez wyro
- No ja pod tą kołdrę a ta nie, won do mnie mówi wręcz. Ty ja tak patrzę i mnie olśniło. I drę się na nią że spałem z nią i Saszą. I zacząłem kotłować się z tą kołdrą bo myślałem że ten chłop tam jest. A potem spadłem z wyrka i oprzytomniałem słuchaj. Bo ono całe we krwi było. To ja myślałem że coś jej zrobiłem
Ten mnie zwinął za fraki
- Coś ty jej zrobił?
- Uspokój się bo nas ochrona zwinie - odepchnąłem go - też myślałem że coś jej zrobiłem. Ale ona tych babskich spraw dostała. A za nim mi to powiedziała to myślałem że zawału dostanę. I potem ty przyszedłeś i jeszcze mi w mordę dałeś.
- No normalnie król hip hopu jesteś - zaśmiał się Drake - dobrze że ja z tą Aśką nic
- No a ja się nie znam w ogóle na babach wiesz o tym. Co ja tam może tam przez cały ten czas to może ze 4 razy z Roz.
- Rety ale ta moja siostra jest biedna - stwierdził Drake - no ale im bardziej cię poznaje tym bardziej cię nie rozumiem. Im bardziej się do ciebie zbliżam tym bardziej się ciebie boje.
- Ale ja naprawdę tego ruska zapierdole mówię ci
- Jeszcze umowy nie mam z tobą ale ty jesteś mafia, przez ciebie moja siostra jest mafia. No to ja jestem jej brat też muszę być mafia. Tylko musisz wyjaśnić mi zasady o co z tym ciukaniem chodzi. Czy to się robi tak ja ty nie podoba ci się to kulka w łeb.
- No mniej więcej. A jak chcesz od kogoś coś wyciągnąć to bierzesz taką starą sześciostrzałówkę na bębenek. Wkładasz jeden nabój ty wiesz w którą komorę go włożyłeś ten nad którym się znęcasz nie i wiesz do pięciu razy sztuka.
- Znaczy że co?
- Znaczy że na spluwie masz zaznaczone gdzie masz włożony nabój jak chcesz wyciągnąć informację zakręcasz bębenek i patrzysz żeby ten nabój nie wypalił przystawiasz do głowy i strzelasz na sucho. Po pierwszej takiej próbie gość pęknie i się zesra. A im bliżej będziesz 6 tym więcej się dowiesz.
- A jak już się dowiem? - dopytał Drake
- To musisz go zabić.
- No tak my mafia nie zostawiamy świadków.
- No i takich ludzi ja potrzebuję i chciał bym bo rodzina jesteśmy
- No...
- To interes rodzinny mamy nie
- Że mafię gadasz? Bo mafia to rodzina
- No to ty będziesz taki tajnos agentos.
- Taki twój as w rękawie
- No... taki czarny charakter w garniturze i okularach będziesz grał w pokera i wyciągał info. A jak nie dasz rady to spłukanego do burdelu.
- A jak ja przegram - dopytał
- To zwiną cię moi dla pozoru bo będą wiedzieć że ty to ty
- Ale nie wsadzą mnie do bagażnika?
- Nie no co ty wyprowadzą cię tylko.
- A czyli ustawka. To ja robiłem w czymś takim
- Grasz zawodowo? - dopytałem
- No grałem
- I nic nie gadasz
- Nie pytałeś
- Rety ty wiesz ile jesteśmy w plecy. Dobra Drake ten konował jest chodzimy. Przepraszam doktorze - powiedziałem po Włosku
- Żona lepiej się czuje? - dopytał doktor
- Udało nam się uspokoić moją siostrę - powiedział Drake
Zdziwiłem się że tak szybko się nauczył
- Tak troszeczkę - powiedziałem do doktora
- Rodzina się nią zajmuje - dodał Drake
- Rozumiem że podjęliście państwo decyzję.
- Znaczy nie mamy wyboru ale chciał bym się dowiedzieć czy jest możliwy transport do innego szpitala.
- Jedynie lotniczy - stwierdził lekarz
- Ale wy macie helikopter medyczny
- No tak ale tego nie obejmuje ubezpieczenie
- Rozumiem a wyczarterować go można?
- Chyba pana nie stać
- Chyba pan nie wie na co go stać - wtrącił Drake
- Czyli tak - powiedziałem
- No tak trzeba złożyć podanie do dyrekcji
- Doktorze sam pan mówił że czas nas goni.
- Przecież możemy to zrobić tutaj.
- Jasne dla was to jedno życie w to jedno w tamto.
- No taka ruletka - powiedział Drake - Jeden na sześć się udaje
- Drake ty nic nie rozumiesz nie jeden na sześć. To ty decydujesz jeden na ile
- A to tak działa - powiedział Drake
- Dobra niech pan mi powie gdzie urzęduje ten wasz pan dyrektor
- A gdzie chce pan zabrać syna? Pana żona jest nie pełnoletnia nie może decydować w świetle naszego prawa.
- Moją żonę to niech pan zostawi w świętym spokoju. To jest jej syn i to jest jej decyzja.
- Ale pan jest za nich odpowiedzialny.
- Dlatego stoi przed panem i mówi grzecznie do pana - skomentował Drake - teraz mówi grzecznie - ciągnął dalej - do momentu kiedy stanie się nie przyjemy, pózniej zacznie panu grozić a na końcu przedstawi panu swoje drugie oblicze.
- Drake - warknąłem
- No co ja tylko tłumacze
- Doktorze - powiedziałem - ile u pana kosztuje pobyt na intensywnej albo inaczej kto będzie miał dyżur przez najbliższe 24 godziny.
- No ja - przyznał lekarzyna
- Możemy iść do pana gabinetu? - dopytałem
- Zapraszam - powiedział
- Więc ile kosztuje pobyt dwóch osób na oddziale intensywnej terapii noworodka
- Dwóch osób? nie ma takiej ceny bo jest to nie możliwe
Wyjąłem cały pliczek banknotów rzuciłem mu na biurko
- Ale to są dolary - stwierdził doktor
- Ta cała setka setek - powiedział Drake
- Teraz jest to możliwe - dopytałem doktora
- Dwie osoby... hmm... gdyby
Rzuciłem drugi pliczek
- A teraz?
- Teraz to od zaraz i zadzwonię do dyrektora umówię panów o ten helikopter
- No już pana lubię - powiedziałem - chodzi Drake zabieramy się stąd
- I co teraz? - dopytał
- Nie wiem Roz stąd nie będzie chciała wyjść. Może Al by z nią posiedziała albo Jula. Ja muszę sprawdzić te szpitale na spokojnie. No po za tym jeszcze rozwałkę dziś muszę zrobić za tą Jessicę. Wiesz nim polecę
- Chyba polecimy - stwierdził Drake
- Drake proszę cię to moja żona, moje dziecko
- Ale ja jestem jej bratem lecę z wami
- Tak wiem a z tobą Al i cała reszta łańcuszek szczęścia. Dobra powiedziałem. Wez się z nimi dogadaj bo mnie nie trawią. Naprawdę muszę znalezć dobry szpital.
- Okej no to lecimy z tym bałaganem - powiedział Drake