Było już koło 22 gdy podjechaliśmy z Tomkiem pod hotel byłem zadowolony
-No bracie to była rozwałka, ale ich zgarnąłeś
-No ba trzeba im pokazać kto tu rządzi. Jak wrócę z Bostonu to przejmę całe Włochy, bo tu bezkrólewie się porobiło.
-Witajcie panowie pózno już, a wy na nogach. Przecież jutro o 5 wyjeżdżamy i lecimy do Bostonu
-Tak właśnie my w sprawie Bostonu szefie
-No wal Mariusz co wam na wątrobie leży.
-Ta misja jest samobójcza szefie. Rozwalą nas.
-No co ty bredzisz ja z nimi pogadam wszystko można załatwić tylko trzeba umieć. No pamiętajcie jutro o 5 na dole przy moim samochodzie.
Skierowałem się w stronę windy. A za sobą słyszałem jeszcze zdanie wypowiedziane przez Grześka.
-Widzisz stary my tylko wykonujemy rozkazy od pertraktacji mamy szefa.
-Ta będzie z nimi gadał do puki go nie wkurwią
Na górze wpadłem na Al. Właśnie skończyłem rozmawiać z lekarzem i wyszło że Damonowi się nie pogorszyło
-Al mogę zamienić z tobą słówko?
-Jasne co tam?
-Chciałem przeprosić za swoje zachowanie wczoraj
-To będziesz długo musiał przepraszać - stwierdziła uśmiechając się.
-Śmiejesz się znaczy ze mi wybaczyłaś he he. Kochana jesteś że mimo wszystko zostałaś z Roz. Ona potwornie to znosi. Eh ja zresztą też.
-Co ciebie też mam poprzytulać?
-Nie no co ty naraził bym się Drake'owi i Roz wiesz jaka ona jest zazdrosna
-A ma o co? a może raczej o kogo?
-No co ty ja świata poza nią nie widzę. A słuchaj bo nawet nie miałem czasu zadzwonić przez to całe zamieszanie. Jak tam z tymi badaniami?
-No uwinęli się i porobili wszystkie powiedziała. Wyniki podobno za tydzień będą.
-Powinienem jeszcze twojego brata przeprosić, ale słyszę że Roz płaczę wiec lepiej do niej pójdę.
Wszedłem do pokoju Roz płakała wtulona w poduszkę. Uwaliłem się na wyro a ona przytuliła się do mnie.
-Nie płacz kochanie jutro Damona zoperują i będzie dobrze. To dobry szpital jak tylko dolecimy i zapłacę połowę to automatycznie mały trafia na stół.
-Tego typu operacje trwają podobno 4-5 godzin, wiec wieczorem nasz skarb już będzie zdrowy. Może troszkę obolały ale zdrowy. Dzwoniłem tam przed chwilą nic się nie pogorszyło to dobry znak kochanie.
-A jak on umrze to ty mnie zostawisz - popłakiwała jeszcze.
-Nie umrze skarbie a jak nawet tak by się stało to czemu miał bym ciebie zostawiać skarbie. Ja cię kocham zrozum to, bardzo kocham i to czy Damon by był na świecie czy nie, nie zmieniło by moich uczuć do ciebie kochanie. No może bym się z tobą tak szybko nie ożenił gdy by go nie było, ale z czasem zrobił bym to na pewno. No nie płacz już dobrze? Poszedł bym pod prysznic bo się pobrudziłem troszkę, ale jak będziesz płakała to nie mogę ciebie zostawić. Pózniej zamówili byśmy kolację bo jutro o 5 lecimy.
-Dobrze to ty się wykąp a ja zamówię kolację zgoda? - dopytała ocierając łzy
-No widzisz kochanie i już ci lepiej nie trzeba płakać - powiedziałem podnosząc się z wyrka i kierując do łazienki.
-A porozmawiamy przy kolacji? I pózniej no...
-Wszystko co będziesz chciała skarbie powiem, zjem i zrobię. - Powiedziałem odkręcając wodę. Jeszcze nie miałem pojęcia co Roz dla mnie szykuje
Wyszedłem z łazienki i się zszokowałem. Roz siedziała przy stole w takiej fajnej koszulce troszkę prześwitującej, pod spodem widać było koronkową bieliznę. O rety pomyślałem chyba się nie wykręcę jak widzę truskawki to znaczy to tylko jedno. A przecież ona teraz ma te dni muszę jej to jakoś wybić delikatnie z głowy. No i jeszcze nie wiem czy to działa jak się tych tabletek nie bierze
-Więc kolacja przy świecach - uśmiechnąłem się siadając po drugiej stronie stołu.
-No tak pomyślałam że miło by było i pózniej byś się troszkę zrelaksował, taki spięty jesteś
-Mm... no a jaki konkretnie relaks masz na myśli?
-Zobaczysz - uśmiechnęła się tajemniczo.
Coś na pewno zobaczę pomyślałem.
-To o czym chciała byś porozmawiać?
-Gdzie byłeś? Bo jak przyjechałyśmy z Al ze szpitala nigdzie nie mogłam ciebie znalezć ?
-Robiłem porządek z tą mafia od tej raszpli. Jutro wylatujemy wiec musiałem ustalić zasady i zaprowadzić tam swoje prawo.
-Dużo osób zabiłeś?
-Osobiście nikogo nie brudzę sobie rąk pionkami kochanie mam od tego ludzi. Jeszcze troszkę a w ogóle na tyłku w domu siedział będę bo jak Damonek wyzdrowieje to chyba wracamy co kochanie?
-To ja mam podjąć decyzje? Naprawdę? - dopytała - Pozwolisz mi samej zadecydować i uszanujesz moją decyzje?
-Dokładnie tak powiedziałem. Jesteś moją żoną i w pewnych kwestiach twoje decyzje są dla mnie bardzo ważne. Nie wiem co postanowi reszta, ale jak będziesz chciała wracać to wracamy. Rozbuduję ten domek bo ciasnawo tam jest. A jak będziesz chciała zostać, to tu jakąś rezydencję postawię bo w hotelu to się nie da mieszkać
-A ten samolot? Co nim polecieć mamy to Drake mówił że jest jakiś wojskowy i niebezpieczny.
-No tak to helikopter wojskowy ja chciałem taki normalny samolot pasażerski taki na 20 osób, ale oni chyba zle coś umowę przetłumaczyli i przyleciał ten helikopter. No i jeszcze jak się wściekłem na tego Saszę to Mariuszowi kazałem go dozbroić ma kilka dodatkowych działek. Rakiety dalekiego zasięgu i tę bombę. Niestety Mariusz nie pomyślał i ją uzbroił wiec teraz nie da się jej zdjąć raczej
-To nas nie przepuszczą i jeszcze zabiją.
-Nie kochanie ja się z nimi dogadam a jeżeli nie to nie wiem, ale nas nie mogą zestrzelić. Bo wywali z połowę stanów w powietrze wiec ryzykować nie będą. No poza tym mam już plan jak z nimi gadać żeby było ok.
Roz wpakowała mi się na kolana bo skończyliśmy jeść i zaczęła bawić się tymi truskawkami.
-Położymy się? - zaproponowałem
-Pewnie - odparła, ale zejść z kolan to mi nie chciała.
-Ty niegrzeczna dziewczynko - uśmiechnąłem się biorąc ją na ręce i kładąc do łóżka. Sam przeskoczyłem przez nią i położyłem się obok. -Pusto tu bez Damona - zacząłem - brakuje mi jego płaczu i tego całego zamieszania przy nim.
-A za tą operację to drogo zapłacisz?
-Nie wiem kochanie pewnie sporo, ale kosztorys dostane jak będziemy na miejscu no i to wstępny kosztorys. Resztę będę musiał zapłacić jak będą go wypisywali
-A to ja nie wiedziałem że tak to działa
-Szczerze to ja też nie.
-Nic nie powiedziałeś znaczy nie skomentowałeś mojego wyglądu. Nie podoba ci się?
-Nie no znaczy tak bardzo i dla tego nie powiedziałem bo słów mi brakowało kochanie.
Zacząłem ją całować żeby już nic nie mówiła, ale to nie było dobre posunięcie, bo skończyło się godzinę póżniej i poległem. Roz dopięła swego no i dopinała tak jeszcze trzy razy.
Nie protestowałem bo zaraz by płakała no poza tym miałem na nią ochotę jest piękna. Zawsze mam tylko teraz za każdym razem prysznic brać trzeba było
O 4 obudził mnie Mariusz pukaniem do drzwi.
-To co zbieramy się szefie?
-Jasne już się szykuję o piątej przy samochodzie.
-A co szef taki zmarnowany?
-Pózno się położyłem i jeszcze pięć godzin z życia mi Roz wyjęła.
-E to musi się szef zwijać przy żonie widzę.
-Raczej jak ją najdzie to ... e ale ja nie narzekam - uśmiechnąłem się - jest zestresowana musiała się jakoś rozładować.
-Moja to raz na tydzień da i się bujaj.
-Ja to bym się wtedy rozwiódł, gdy by mi baba dupy nie dała jak chcę - Stwierdziłem.
-No wie szef pan to każdą może mieć lecą na pana a żonka to Borysa pod nogę wzięła żeby pana pilnował.
-Daj spokój on tak miesza no ostatnio z tym ruskiem.
-No właśnie i co z tymi ruskimi?
-Damon zostanie wyleczony to się pomyśli nie odpuszczę mu tylko chyba więcej ludzi potrzeba i sprzętu. Myślę że zgarnę za łeb te włochy i może jeszcze z dwa światki i styknie. Dogadam się z japońcami i chinolami może pomogą i zrobię rozpierduchę ruskim świniom wszystkich zapierdole kurwa.
-To ja uciekam - powiedział Mariusz dziwnie spoglądając.
-Jak długo nie śpisz kochanie?
-Obudziło mnie pukanie do drzwi.
-Oj strasznie cię przepraszam Mariusz przyszedł mnie obudzić i pogadaliśmy trochę po świńsku. Naprawdę nie powinnaś tego słyszeć jeszcze raz cię przepraszam kochanie za siebie.
-Ale ja się nie gniewam - pocałowała mnie - idę się szykować i spakuje nam troszkę rzeczy.
-Dobry pomysł - powiedziałem.
-A gdzie się zatrzymamy?
-Ee o tym nie pomyślałem szczerze nic nie wynająłem, ale załatwię coś na miejscu nie martw się
-A Damona jeszcze zobaczymy?
-Z góry kochanie a pózniej raczej dopiero po operacji. Zaraz zadzwonię i dopytam co z nim.Wziąłem z szafki telefon i pogadałem z lekarzem.
-I co? - dopytała Roz.
-Wszystko z nim dobrze wylatują o 6 wiec musimy zagęszczać ruchy kochanie.
O piątej wszyscy byliśmy przy samochodzie. Chłopaki zapakowali się jakoś do tyłu i pojechaliśmy.
-Fajny wózek tylko trochę ciasno z tyłu - stwierdził Grzesiek.
-Nie marudzi wytrzymasz szaf szybko daje 40 minut i będziemy przy locie - powiedział Mariusz.
-Dokładnie ty Grzesiek wskoczysz na lota i zawiesisz dwie białe flagi i naszą na środek.
-To co poddajemy się?
-Nie kretynie to misja pokojowa wiec odraz nie będą strzelać raczej sprawdzać i próbować nas zawracać.
-I co dalej - dopytał Grzesiek
-Dalej lecimy zgodnie z planem i w zależności co się wydarzy będę myślał.
Dojechaliśmy i wsiedliśmy do tego helikoptera w chuj wielki był. Samochód wszedł na luzie zabezpieczyliśmy go i w górę
-Cholera jesteśmy spóznieni musieli wylecieć wcześniej.
Zadzwoniłem i faktycznie wylecieli 20 minut temu.
-Szlak by to Mariusz pełna moc musimy go dogonić.
-Spokojnie szefie to cacko ma moc nie zgubie młodego już ich namierzam chwila pokazało mi się coś dobra dojdziemy ich z 5 minut
Dobrze i oblatuj go co jakiś czas.
-Nie trzeba wszystko na radarach się nam pokazywać będzie o tak tu to on medyczny
-Ta kropka?
-No niezle nie szefie?
-Debile nie wiedzieli co mi dają - byłem zadowolony Roz zasnęła.
Po jakimś czasie byliśmy już niedaleko stanów.
-Mamy 2 migi szefie co robić.
-Leć dalej.
-Wywołują nas.
-Dawaj pogadam z nimi - powiedziałem
-Powtarzam do helikoptera wojskowego naruszyliście przestrzeń powietrzną stanów zjednoczonych proszę zawrócić nie możecie kontynuować lotu.
-Widzisz te flagi pajacu? Czy ja wyglądam jak bym miał was tu powybijać? Konwojuje ten medyczny helikopter i spadać z tym rykiem bo mi dziecko obudzicie.
-Szefie grabimy sobie.
-No grubo przesadziłem.
-Namierzyli nas - powiedział Mariusz.
-Powtarzam proszę zawracać naruszył pan przestrzeń powietrzną stanów zjednoczonych jeżeli będziecie lecieć dalej zaczniemy strzelać.
-Zawieś go - powiedziałem do Mariusza - Grzesiek namierz jednego wyciągaj działka.
-Szefie to nie jest dobry pomysł.
-Wojskowy do mig. Chce rozmawiać z waszym dowódcą. Wieża proszę o pozwolenie na przelot do bostońskiego szpitala dziecięcego. Powtarzam polski helikopter wojskowy prosi o pozwolenie na wejście w waszą przestrzeń powietrzną.
-Gówno szefie nie puszczą nas powinni odpowiedzieć.
-Mówi generał sił powietrznych stanów zjednoczonych. Sprecyzujcie się jakie macie zamiary w stosunku do mojego kraju.
-To misja pokojowa w Polsce mamy zimną wojnę proszę o pozwolenie na przelot do Bostonu.
-Macie bombę na pokładzie.
-Dlatego grzecznie proszę panie generale o pozwolenie na przelot. Pan wie i ja wiem że to samobójstwo. Jeżeli otworzycie ogień to pójdzie wszystko z dymem nie tylko ja i moi ludzie. Spieszę się ostatni raz proszę o zezwolenie. Leć Mariusz.
-Ale zaczynają seriami strzelać.
-Nie biadol leć wiedzą co mamy na pokładzie nie będą ryzykować straszą.
-Ale szef to ma nerwy ze stali.
-No nie powiedział bym.
-Proszę się zatrzymać nie uzyskał pan pozwolenia na przelot powiedział koleś z miga.
-Zbyt długo to trwa Grzesiek sprzedaj serie obok po prawej i po lewej .
Po chwili zrobiło się totalnie pusto.
-Rozeszły się na boki i siadają nam na ogon, zbliżają się jeszcze dwa.
-Grzesiek działka na tył wystaw a ty Mariusz leć.
-Kurwa zdechniemy tu szefie w tej puszce - powiedział Mariusz.
-Nie panikuj leć.
-Generał do helikoptera.
-Zgaszam się.
-Imponujące - powiedział ten generał - Polacy to twardy naród podziwiam pana. Dam eskortę macie pozwolenie na lądowanie na teranie szpitala w Bostonie panie John moje migi będą panu towarzyszyć.
-Dziękuję długo panu zajęła identyfikacja mojej osoby generale.
-No przyznam nasz system nie mógł pana namierzyć. Tylko proszę grzecznie ma pan pokojowe zamiary widzę po flagach wiec może niech tak zostanie?
-Dokładnie będę grzeczny i dziękuję. Bez odbioru.
-No i widzicie panowie tak się negocjuje he he wymiękają fiuty.
-Chować działka szefie?
-Nie Grzesiu jak wylądujemy niech się za boją nas. Zresztą wiesz nigdy nie wiadomo trzeba być na wszystko przygotowanym.
-Rety szefie ale adrenalina jak ja szefa kocham.
-No Mariusz bez takich proszę - powiedziałem w momencie gdy podchodziliśmy do lądowania - Z gracją Mariusz ląduj zobacz jaką mamy widownię he he.
Po chwili byliśmy na ziemi.
-Zabezpieczcie go wyprowadzicie moją furę i macie wolne bądzcie pod telefonem tu macie kasę na hotel tylko mi nie chlać bo nie wiem co będzie.
-Tak jest.
-Chodz kochanie - powiedziałem do Roz - może zobaczymy jeszcze Damona przed zabiegiem.