wtorek, 21 listopada 2017

Od Quicka

-Przepraszam ale czy mogła byś odejść od mojej osoby? Uprzejmie proszę, nie mam ochoty na wróżby ani odczynianie uroków Sabrino - powiedziałem
-Sabrino proszę nie męcz naszych gości uważam że państwo zdecydują się na skorzystanie z twoich usług - Powiedziała Oliwia na którą z krytyką spojrzał jej własny maż.
Przy stole siedział jeszcze starszy mężczyzna z żoną i teściowie naszego gospodarza Zbyszka. Starszy człowiek wstał skierował się do stolika z nalewkami.
-Może by pan skosztował naleweczki, moja żona sama ją robiła, są tutaj wybitne roczniki, co rok robimy i zostawiamy po kilka buteleczek. Ta na przykład ma 50 lat robiliśmy ją na początku zaraz po ślubie, za miesiąc mamy rocznice 50 więc proponuję skosztować i serdecznie państwa zapraszam.
-Jestem bardzo zajęty, ale jak znajdę czas na pewno się zjawimy. Prawda kochanie? - Dopytałem Roz.
-Oczywiście jak tylko znajdziesz na tę niewątpliwą przyjemność czas.
-Za nalewkę podziękuję jestem samochodem.
-To nie ma pan osobistego kierowcy? Podjechał pan limuzyną.
-Istotnie - potwierdziłem - to jest nieplanowane spotkanie mój kierowca ma dziś wolne.
-Skromne macie to mieszkanko Zbyszku i tyle tu niepotrzebnych bibelotów - powiedziała jego matka - Masz tę sieć sklepów, masarnię a i tak ledwo wiążcie koniec z końcem.
-Nie idą ci interesy Zbigniewie? To dobry rynek zbytu sporo hoteli, sklepów mnóstwo głodnych turystów. Dziwne troszkę knajpa na każdym rogu. Powiedz jakie produkty masz w swojej ofercie - Dopytałem.
-Interes to dość dobrze się kręci tylko moja żona no niestety i teściowa inwestują w Sabrinę.
-Sabrina jest prawie jak domownik - powiedziała jego żona.
-Hm rozumiem to skoro szanowna wróżka tu przesiaduje, stołuje się i robi notabene nieciekawy wystrój wnętrza to nie powinna dodatkowo czerpać korzyści finansowych nie uważacie? - stwierdziłem.
-Myślę że pana żona też ma jakieś swoje drogie zachcianki - usprawiedliwiał żonę i córkę ojciec Oliwi.
-Istotnie jednak gdy by mnie nie było stać na spełnianie jej kaprysów odpuścił bym no na sto procent spławił bym wróżkę, gdy bym wypruwał sobie flaki ,a jak bym do chaty wrócił ,to dziecko głodne, a wróżka kurczaka żre, liczy sobie za godzinkę, no niedorzeczne przepraszam ,bo to nie jest moja sprawa. Co to za przewidywanie przyszłości jak owa dama spędza z państwem cały wolny czas to normalne że ona to wie bo z was to wyciąga.
-Może wiec sprawdzimy kompetencje pani i wywróży pani czy panowie podpiszą umowę - wtrąciła się Roz.
-Musiała by pani za to zapłacić, no poza tym pani mąż może zrobić wtedy na odwrót żeby się nie sprawdziło - Powiedziała Sabrina.
-Dobrze drogie panie nie licytujcie się - uspokoiłem - stać mnie na pani usługi Sabrino, jednak nie sądzę bym kiedyś z tego miał i chciał skorzystać. Natomiast no cóż myślę że buciki mojej żony kosztują tyle co dzienne utrzymanie pani, plus wynagrodzenie, ale jak mówię to tylko buty, wiec dochodzi jeszcze sukienka, bielizna ,dodatki. Kobieta to inwestycja na całe życie, ale jeżeli ty Zbyszku masz na utrzymaniu żonę własną, kawałek teściowej, wróżkę i córeczkę, no 4 kobiety? Mnie raczej na taki luksus nie było by stać eh. Widzisz Zbyszku na to co obecnie ma na sobie moja żona wydałem około 10 tysięcy, no a jutro mam kolejne spotkanie i ona już tego nie założy, wiec znów pójdzie dyszka rozumiesz co chce ci powiedzieć? No ale to nie jest moja sprawa, może przejdzmy do interesów - zaproponowałem i w tym samym momencie zadzwonił telefon - Przepraszam muszę odebrać - wstałem od stołu
-Coś się stało? - dopytała Roz
-Nie martw się to Mariusz zaraz się dowiem o co chodzi - Wyszedłem na zewnątrz a przy stole dyskusja trwała dalej
-Szefie jest problem - powiedział Mariusz.
-Co się dzieje?
-Są tu ludzie z mafii przy recepcji mają dwa sztandary różne.
-Jakie?
-Jeden ma gwiazdę, drugi smoka, na zewnątrz Etny mnóstwo czarnych oflagowanych samochodów.
-Nie dobrze a o co im chodzi?
-O tę dziewczynę, gościa od ręki i alfons z landrynki to wtyka
-Nie wiele rozumiem, ale zabieraj Grześka zjedz windą na podziemny parking i tam stoi samochód, to na punkt do lota tylnym wyjazdem i ostrzelajcie ich.
-Nie da rady szefie Grzesiek... on zrobił coś... no nie da rady.
-Dobra to zwijaj go i w moim pokoju są 2 torby wez je ze sobą i jedz na punkt, i podnoś lota, bo ci z recepcji wiedzą gdzie jestem mamy kłopot i to spory.
-Jeszcze nawet szef nie wie jak spory.
-Dobra wykonuj Maniek - rozłączyłem się i wróciłem do pokoju
Roz wiedziała że coś nie jest tak pewnie było to po mnie widać. Tamci tu przyjadą i rozwałkę tu zrobią trzeba chronić tych ludzi.
-Mogę cie prosić kochanie - powiedziała ciągnąć mnie za rękaw - Co się stało masz dziwną minę - dopytała.
-Zaraz musimy spadać kochanie, coś musiało się zadziać, a ja nie mam pojęcia co, szukają mnie i wygląda na to, że będą chcieli...
Roz zbladła.
-Co teraz?
-Musimy ich zabrać ze sobą. Chodz i nie bój się - pocałowałem ja - Mam dla państwa propozycje zapakujcie te smakołyki i wybierzemy się nad wodę, tam sobie porozmawiamy i może uda nam się dogadać, nie przywykłem do tylu bibelotów, od tej aury głowa mnie boli.
Zbyszkowi bardzo zależało na umowie wiec bez pytań się zgodził i szybko zaczęli się pakować, a ja zadzwoniłem do Mariusza
-Mariusz wiesz gdzie jestem a jak nie namierz telefon i podleć po nas na szybko.
-Za 10 minut będę dopiero do punktu dojeżdżam.
Póżniej wykonałem kolejny telefon
-Ernesto za 20 minut odpalaj silniki i wypływaj w morze.
-Tak jest
Po kilku minutach na podwórko podleciał helikopter.
-Zapraszam - powiedziałem - Kochanie szybciutko wskakuj - poleciłem jej biorąc Damona na ręce.
Mariusz z Grześkiem pomagali ludziom z dala dochodził warkot samochodów.
-Mamy komitet powitalny szefie.
-Lecimy - zadecydowałem.
-Uciekamy?
-Mściciel nie ucieka. Grzesiek przygotuj państwa do podróży na ostro
- Co tu się dzieje? - dopytała Sabrina.
-Przynosisz złe moce - wysyczała Roz.
-Kochanie ty z Damonem na przód usiądziesz, Mariusz was upnie ja muszę się przebrać w ciuchy robocze - pocałowałem ja.
-A jednak narozrabiałam - dopytała po drodze.
-No może troszkę, ale chyba nie sama he ja to zaraz naprawie bądz spokojna, tu i ze mną nic ci nie grozi. No pózniej porozmawiamy uciekam rety jak ja lubię tą robotę - Roz patrzyła na mnie jak na kosmitę. Po chwili wróciłem w ciuchach roboczych czyli jako Mściciel - Mariusz łącz zestaw do telefonu dowiemy się co panowie chcą i od kogo.
-Rozkaz - po chwili - Gotowe.
Wybrałem numer telefonu.
-Witam Panowie to rozmowa w systemie konferencyjnym wiec obaj będziecie mogli mówić, najpierw zapytam ja. Czemu mnie nachodzicie w hotelu, i czemu tak liczna grupą przybyliście
-Śmierć lub wymiana?
-Mianowicie?
-Twoja żona i dzieciak za zamordowaną dziewczynę i uciętą rękę mojego syna?
-Jaką dziewczynę? Bo ręka ok, to wina syna twojego, do żony mi się dobierał.
-Dziewczynę to Grzesiek szefie.
-Sprzątnął ją? - dopytałem.
-Nie zupełnie to było w tej landrynce.
-Dobra potem
-Szefie mamy 3 cele zbliżają się.
-Jak? Kto?
-A co myślałeś Mścicielu my też mamy latającą broń, to oddajesz żonę i grzecznie wylądujesz czy mamy cię rozwalić.
-Wyląduje za 20 minut na polanie w lesie obok jeziora, mam na pokładzie atomówkę, wiec wszystkich wywalę w powietrze razem ze sobą. Nie radzę do mnie strzelać i mnie prowokować mogę syna zwrócić, żony i syna nie dam.
-Rozsądna decyzja i nie rób głupot. Może syna ci zostawimy.
-Dobra do zobaczenia na dole - odpowiedziałem i rozłączyłem się.
-Naprawdę to zrobimy szefie? Poddamy się?
-Cicho myślę.
Roz cała się trzęsła, przytuliłem ja
-Oddasz mnie i Damona?
-Nigdy kochanie. Nie smuć się ja to załatwię. Mariusz włączyć tryb bojowy, poinformuj jakie flagi idą na maszt i wszyscy na te polane na cito.
-Tak jest.
-Musze cofnąć samochód - stwierdziłem wstając - Tego atoma muszę wyłączyć i na pokład wrzucić, bo nas w powietrze wypierdoli jak zaczną z rakiet dawać tymi samolocikami I się oddaliłem. Zabezpieczyłem ładunek i wróciłem na miejsce. - To do roboty - powiedziałem - Jak pięknie wiszą starocie he. Jeszcze pięć minut Mariusz jak wszyscy się zgłoszą zaczynamy zabawę i spadamy. Włącz namierzanie. Roz kochanie muszę zabrać Damona tu go posadzę w fotelik, bo jak będą nas ostrzeliwać musimy robić uniki, będzie bujać itd. Nie denerwuj się błagam on cały czas będzie tu obok ciebie.
Tylko kiwnęła głową, nie była w stanie nic powiedzieć, a ja nie miałem pojęcia co ona czuła i że dobierał się do niej sam syneczek smoka.

Od Rozi

Szczerze to urwał mi się film i nie wiele pamiętałam z poprzedniego wieczoru. Miałam tylko nadzieje że nie namieszałam Quickowi za bardzo. No i że za bardzo nie na odwalałam. Obudziła mnie rozmowa w pokoju. Czułam się okropnie, normalnie ledwo żyłam jak bym wpadła pod pociąg. Miałam wrażenie że eksploduje mi głowa no i kręcił mi się świat. W pokoju był Mariusz i ten... Skąd ten typ się tu wziął. Sam widok tego gościa podnosił mi ciśnienie. Quick też wyglądał jak by przejechał go czołg. Ja mu naprawdę zrobiłam malinkę. Obudził się również Damon który przyszedł się do mnie przytulić. Naprawdę się ucieszyłam bo myślałam że dziś znów zacznie omijać mnie łukiem. Zaproponowałam że sama zrobię śniadanie i Quickowi chyb ten pomysł odpowiadał. Damon mało tego że się do mnie przytulił to zjadł ode mnie śniadanie a nawet dał się wykąpać. Trochę miałam problemów z ubraniem go. Bo Damon zaczął biegać po łazience
- Damonek - powiedziałam - nie można biegać bo zrobisz bam. Choć do mamy ubierzemy się - Trochę nie chętnie ale przyszedł i grzecznie się ubrał. - A dasz mamie buzi?
Podszedł i dał się pocałować ale jak tylko otworzyłam drzwi zawstydzony wybiegł z łazienki.
- Mamy małą zmianę planów - oznajmił Quick
- Znaczy? - dopytałam siadając mu na kolanach.
- Mamy zaproszenie na obiad do tego biznesmena - wyjaśnił
- A on nie miał przyjechać tutaj
- Miał skarbie, ale zaprosił nas do siebie - przytaknął Quick
- Na którą na ten obiad? - dopytałam
- Na 13
Spojrzałam na zegarek było trochę po 11
- Zdajesz sobie misiu sprawę z tego która jest godzina
- Oczywiście kochanie dlatego mówię że mała zmiana planów
- Jak to dobrze że nie spuzniłeś się na własny ślub - powiedziałam i go pocałowałam
- Widzisz kochanie bo ja się spuzniam tylko do osób mało znaczących - sprostował
- Kocham cię i bardzo za wami tęskniłam - pocałowałam go - w takim razie idę się szykować.
Szczerze nie miałam ochoty nigdzie dzisiaj wychodzić. Zdecydowanie wolałam posiedzieć tutaj. I poszłam do garderoby która oczywiście była zaopatrzona w nowe ubrania. Znów miałam ciężko się zdecydować. No i znów nie miałam pojęcia jak się ubrać by nie przesadzić. Właśnie patrząc na te kiecki przypomniało mi się jak ostatnim razem tu byliśmy. Wtedy też nie wiedziałam jak mam się ubrać. Były oczywiście też złe chwile jak to że Damon zachorował albo trzeba było wyciągać z paki Drake'a i Al. Właśnie Al... Byłam okropną przyjaciółką. Osobiście wydałam ją Saszy, ona zawsze była w porządku. I po dziś dzień przeżywa to kieckę. Odkąd zobaczyłam Quicka nawet o niej nie pomyślałam. Czułam się z tym okropnie. Powinniśmy obmyślać plan jak ją odbić a ja siedzę i stroje się w kiecki. Założyłam pierwszą lepszą sukienkę w miętowym odcieniu, która jak dla mnie nadawała się do tej okazji. Dobrałam do niej szpilki. Zrobiłam sobie makijaż i skręciłam na lokówkę włosy. Byłam gotowa godzinę pózniej. Między innymi dlatego że myślałam o Al i o tym jak traktuję ją Sasza. Quick uszykował Damona.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział i mnie pocałował
- Może uda nam się nie spuznić - zauważyłam
Poszliśmy do samochodu, oczywiście razem z nami jechała Suprice. Podjechaliśmy pod mały piętrowy domek z ogródkiem. Był ładny, trochę podobny do mojego rodzinnego. Przywitał nas gospodarz domu
- Witam panie Yohate - powiedział - cieszę się że jednak wziął pan moją propozycję pod uwagę...
I gość zaniemówił wpatrzony w Suprice
- Suprice zastępuje nam... - zaczął John
- Tresowanego psa domowego - dokończyłam
- Oczywiście - wypalił szybko mężczyzna - a to pana żona
- Rozali - przedstawił mnie Quick
- Bardzo mi miło, zapraszam
Poprowadził nas do salonu.
- To moja żona Oliwia - przedstawił kobietę która do nas podeszła
Oboje byli młodzi.
- Sabrina mówi że trzeba przestawić stół bo na drugą stronę salonu bo tam jest zła karma
- Chyba aura - poprawiłam odruchowo
- Właśnie aura - powiedziała kobieta
Sabrina okazała się wróżką, która doiła z kasy zarówno Oliwię jak i jej matkę. W salonie była masa przedmiotów, część z nich sama się wykluczała. A sama Sabrina była zwykłą, słabą oszustką amatorką łączącą wszystkie techniki wróżenia. Wszystkie wróżki to oszustki ale większość z nich bierze tylko kilka technik i się w nich specjalizuje. A na pewno nie mówią o tym na czym się wcale nie znają. Na pewno nie łączy różnych technik na raz a ona była również medium i szamanką. Oczywiście stół został przestawiony.
- Sabrina jest najlepszą tutejszą wróżką, wszystko się sprawdza - wyjaśniła Oliwia - wywróżyła mi że będę w ciąży i niedługo pózniej się to sprawdziło.
- Naprawdę? - dopytałam
- Widzisz kochanie może my też pójdziemy do wróżki żeby powróżyła nam z kuli
- Przestań się nabijać - fuknęłam cicho    
- Ma pani bardzo złą energię - powiedziała do mnie Sabrina - za to twój mąż... nie spotykana energia, taka silna...
Zaczęła się kręcić na około niego.
- Dziwne że ta moja zła energia nie przechodzi na dobrą energię mojego męża
- Energia pani męża jest zbyt mocna
- Naturalnie... Sabrina Kapłanką woodoo również jesteś? - dopytałam
Duża część z tego co Sabrina dawała Oliwi pochodziło właśnie z woodoo
- Oczywiście - powiedziała Sabrina - to co się dzieje na świecie. Zombie jest chorobą zesłaną przez czarowników.
Na woodoo nie znałam się za dobrze ale tu również mieszała te dobre przedmioty z tymi złymi. W całym salonie Oliwia miała różne przedmioty z różnych kult. Matka nie weszła by nawet to tego pomieszczenia. Bo większa część tych przedmiotów miała "złą energię"

Od Lexi

Na obiad i kolacje również zostałam zaproszona, jak i na śniadaniu niczego nie ruszyłam a Sasza cały czas drążył temat Alfredów lub jak kto woli projektu 113. Cały czas upierałam się przy swoim. Nie wiem skąd wie o mojej więzi z nimi. Ale jedno było pewne nie mogę mu niczego ułatwić. Jak najszybciej wracałam do pokoju, pod eskortą dwóch psów którzy nie byli Alfredami.
Na śniadaniu dnia następnego próbował dowiedzieć się dlaczego potrafię się z nimi komunikować oraz od kiedy. Te pytania też zbyłam sarkazmem. Chciał porobić mi jakieś badania na które się nie zgodziłam i chciałam wrócić do pokoju. Zdziwiłam się że pozwolił mi odejść i nie zrobił tych badań, w końcu kogo obchodzi moje zdanie. 
Przyszła pora obiadu a w drzwiach pojawił się Dimitri.
-Współpraca nie polega tylko na przychodzeniu kiedy ci każą.- powiedział na powitanie.
-A kto powiedział że mam zamiar współpracować- mruknęłam i ruszyłam już mi znanym korytarzem. Starałam się zapamiętać plan budynku.
 - opowiedz mi jak było w przypadku Roz- poprosiłam po chwili ale Dimitri zbył moje pytanie,  wpuścił mnie do jadalni i sobie poszedł. Bez słowa usiadłam na krzesełku.
-Jeżeli nie będziesz nic jeść, będziemy zmuszeni podłączyć ci kroplówki i sprawdzić czy twój stan nie zagraża życiu, przy okazji porobimy badania o których rozmawialiśmy na śniadaniu.
-Jestem na diecie w ten sposób można schudnąć ponad 25 kilogramów- powiedziałam ale zaczęłam jeść. O dziwo Sasza nie odezwał się już do puki nie skończyłam.
-Chciałabyś się przejść na spacer- zaproponował oczywiście się zgodziłam, to mogłaby być moja szansa. Sasza wyprowadził mnie z budynku tym samym wejściem którym wprowadził mnie Dimitri. Było ciepło i wiał lekki wiatr. Sasza poprowadził mnie chodnikiem na tyły budynku, gdzie znajdował się ogród. Zauważyłam że przy bramie stało dwóch uzbrojonych ludzi i co jakieś pięć metrów pojawiał się jakiś człowiek bądz Alfred. Razem na liczyłam trzydziestu. Rezydencję otaczał mur wyskoki na jakieś pięć metrów. Może udałoby  mi się na niego wspiąć ale na pewno zauważyła by to połowa ze stróżujących. W ten sposób nie da się uciec. Muszę to zrobić inaczej, tak aby nikt się nie spodziewał.
Sasza przez cały czas się nie odzywał, co stanowiło odmianę. Przywykłam do ciągłego gadania a więc taka cisza zaczynała mi przeszkadzać.
-Wiesz co stało się z Rozi? -spytałam
-Jeszcze nie ale na pewno nie długo to się wyjaśni.- zapewnił.
-Dobra a miałeś jakieś wieści o Quick'u- zadałam kolejne pytanie, martwiłam się że mogło mu się coś stać ale nie mogłam o tym powiedzieć Saszy, nie może wiedzieć że coś się stało w helikopterze- w telewizji dużo mówili o Czarnym Mścicielu, groził mu.
-Faktycznie, był czas że myślałem że Czarny Koń umarł ale jak widać to nie była prawda, ponieważ doszło do wymiany.
-Wymiany- powtórzyłam- Rozi została porwana, Quick jej nie odzyskał a to oznacza że do wymiany nie doszło.
-Jeśli dowiem się czegoś co dotyczy twoich przyjaciół przekażę ci tę wiadomość- zapewnił co nie bardzo mnie przekonało. I znowu zapadła cisza.
-Ok, skąd wiesz że potrafię komunikować się z tym twoim projektem? - spytałam, wiedziałam że przeczę sama sobie ale on i tak wiedział i jak skończy mu się cierpliwość to zrobi te badania i nie tylko potwierdzi się to że mogę z nimi rozmawiać ale dowie się też dlaczego, wtedy będę mu zbędna i mogę nie zdążyć uciec.
-Och, powiedziała mi o tym twoja przyjaciółka.
Moja przyjaciółka? Rozi mu powiedziała? Na pewno by tego nie zrobiła no chyba że ją torturował lub coś. W sumie nie najlepiej wyglądała...
-Co ty jej zrobiłeś?- spytałam  zatrzymując się.
-A co miałbym?- dopytał
-nie udawaj głupiego, Rozi w życiu by ci tego nie powiedziała gdybyś jej jakoś do tego nie zmusił- zarzuciłam mu.
-Uważasz że ją torturowałem?- spytał rozbawiony- twoja przyjaciółka tak samo jak ty dostała pokój, faktycznie przetrzymywałem ją wbrew jej woli, ale dostawała trzy posiłki dziennie, próbowałem z nią rozmawiać i jak nie chciała do niczego jej nie zmuszałem. Była traktowana tak samo jak ty- wyjaśnił co wcale nie oznaczało że było prawdą.
-A więc dlaczego była pokaleczona i cała mokra? -spytałam.
-Nie mam pojęcia- przyznał- kiedy wysłałem list o wymianie kazałem Dimitriowi i Filipowi ją gdzieś ukryć pewnie próbowała uciekać i przy okazji się trochę pokaleczyła. O tobie powiedziała mi przed tym, podczas jednej z rozmów, to ona podsunęła mi pomysł aby się wymienić na ciebie.
-Kłamiesz- zarzuciłam mu.
-A więc skąd miałbym wiedzieć o tobie, może nie znasz swojej przyjaciółki tak dobrze jak myślisz.
Niestety musiałam przyznać mu rację,  tylko od niej mógł się o tym dowiedzieć i faktycznie mogła mu powiedzieć, ma przecież małe dziecko, na pewno chciała wrócić do domu, a może wcale nie chciała o tym powiedzieć, może to on ją podszedł. Ale wiedziałam w jakim była stanie choć faktycznie mogła próbować uciec. Zresztą nie ważne, nie ma znaczenia skąd o tym wie. Sasza próbuje mieszać mi w głowie chce abym myślała że nie mam do czego już wracać.
-Mogę wrócić do pokoju- spytałam chcąc znaleść się od niego jak najdalej.
-Oczywiście, znajdziesz drogę powrotną czy mam cię odprowadzić?- spytał, nie pewnie spojrzałam na niego, on naprawdę pozwala mi samej wrócić do pokoju. Co prawda jest trzydzieści osób które by  nie dopuściły do ucieczki ale.... po chwili zrozumiałam że to test. Nie byłam pewna o co dokładnie chodzi ale on mnie sprawdza.
-Znajdę- zapewniłam i wróciłam do budynku, minęłam tych wszystkich ludzi którzy nawet na mnie nie spojrzeli. Mogłam uciec, to jest ta szansa. Ta myśl powracała do mnie jak bumerang i ciężko było ją uciszyć.
To test, powtarzałam w kółko, jeszcze nie czas, jeszcze nie teraz. Wróciłam do pokoju i zamknęłam drzwi, czekałam aż ktoś przyjdzie aby przekręcić klucz ale minuty zmieniły się w godziny a nikt nie przyszedł. Nie pewnie patrzyłam na drzwi. Co powinnam teraz zrobić? Potrzebowałam kogoś kto mi odpowie ale każdy kto mógłby został w Polsce. Chciałam aby był ze mną Drake ale byłam sama i sama musiałam coś wymyślić tak jak wtedy za nim spotkałam Quicka.
Co jakiś czas słyszałam że ktoś przechodzi ale nikt nie sprawdził czy wróciłam do pokoju, nawet się nie zatrzymał. Chociaż z drugiej strony było tu pełno kamer.
Musiałam coś zrobić, wyszłam z pokoju i ruszyłam w drugą stronę. Skoro nikt nie zamknął drzwi mogę sobie chodzić. Może znajdę coś co mi pomoże. Na pewno jest tu jakieś inne wyjście. Kilkukrotnie skręcałam w jakieś korytarze które wyglądały tak samo i starałam się zapamiętać drogę powrotną. Doszłam do jakiś schodów które prowadziły na górę i na dół. Ruszyłam na niższe piętra. Po drodze nikogo nie spotkałam. Zeszłam już z dwóch pięter ale schody ciągnęły się dalej. A więc zeszłam jeszcze niżej. Schody się skończyły i dalej ciągnął się ciemny obskurny korytarz którym oczywiście ruszyłam. Korytarz się rozszerzył, po obu stronach było pełno drzwi ,szybko rozpoznałam to pomieszczenie. To tutaj przetrzymywany był Quick. Przeszłam wzdłuż korytarza, naliczyłam dziesięć cel kiedy za sobą usłyszałam kroki.
-Tej części jeszcze nie prze remontowałem- powiedział Sasza- bynajmniej tej połowy, tu gdzie teraz jest laboratorium wtedy było pozostałą częścią tych cel, była sala przesłuchań i takie tam.
Nic nie odpowiedziałam, to tutaj był torturowany Quick, to wtedy wszystko zaczęło się sypać. No prawie wszystko, wtedy również przestałam wzdychać do Quicka i zakochałam się w Drake'u, Rozi dowiedziała się że jest w ciąży.
-Domyślam się że jest ci ciężko- ciągnął Sasza, na co prychnęłam -Postrzegasz mnie jako wroga.
-A jak mam cię postrzegać?! Nie wspomnę o tym co robił twój ojciec bo to akurat nie twoja wina ale wyrzuciłeś chore dziecko ze szpitala tylko dlatego że to dziecko Quicka, porwałeś Rozi. Tak nie można.
-Ale tobie nic nie zrobiłem. -zauważył, westchnęłam sfrustrowana.
-Ale zrobiłeś moim przyjaciołom.- wytknęłam mu.
-Tylko się broniłem- usprawiedliwił się- twój przyjaciel zarzuca mi coś na co nie miałem wpływu, kiedy mój ojciec go przetrzymywał mnie nawet nie było na terenie tej rezydencji. Pewnie to co powiem nie przemówi na moją korzyść ale nawet się ciesze że pozbył się Ivana. Nie rozumiem tylko jego nienawiści do mnie, chciałem podjąć z nim współpracę...
 Jak ja nienawidziłam z nim rozmawiać. Mówił mądrze i sensownie, nie potrafiłam znaleść kontrargumentów.
-Słyszałeś o tym co spotkało Quicka czy widziałeś?- spytałam.
-Widziałem- przyznał- pełno tu kamer, to tutaj narodził się Czarny Koń, zawsze podziwiałem twojego przyjaciela, jak tylko zobaczyłem go pierwszy raz wiedziałem że obali Ivana, przekazałem kilka wiadomości buntownikom, nie wiedziałem tylko że pózniej będę mieć z nim takie kłopoty.
Przez chwilę nie docierało do mnie co powiedział, myślałam tylko o tym co tu się wydarzyło. Przekazał kilka wiadomości buntownikom? -To ty powiedziałeś buntownikom o Quicku, wspierałeś ich?- dopytałam nic nie rozumiejąc.
-Oczywiście, zawsze wspierałem buntowników, przyjazniłem się z Czarkiem, był synem ich przywódcy, po śmierci ojca przejął dowodzenie. Ivan i jego zabił.
Nie to było nie możliwe, on nie mógł mówić o wnuku profesora i babci. Nie mógł się z nim przyjaznić, on miesza mi w głowie, wybiegłam z tej sali tortur i wróciłam do pokoju.
Nie zeszłam już na kolację.


Od Mariusza

Wieczorem szef wybrał się z białą na tą mafijną imprezkę. Ja robiłem mu za ochronę dla dzieciaka. A Grzesiek za pilota w locie czekał. Od początku spekulowaliśmy że to nie jest dobry pomył i najpierw przywalił się jakiś goryl którego zdzieliła w banię spluwą. Szefo się zagotował bo na obiekcie miało nie być broni. Biała się rozkręciła. No jak gówniara ma wpływowego chłopa to tak to się kończy. Czyli poważną burdą. Jak było w tym przypadku. Biła wypiła jednego drinka i zaczęła swoją zabawę. A mój rąbnięty szef na wszystko tylko się gapił i jeszcze się uśmiechał. Pózniej narobiła zamieszania bo wpadła na jakiegoś gościa. Sprowokowała go i szef mu wpierdoli a może i zabił. Jak wróciliśmy to szef obiecał nam tą premię więc i słowa dotrzymał. Zadzwonił coś po marudził przez telefon i na koniec powiedział
- to uciekajcie i bawcie się dobrze.
- Szefie a czasowo
- No macie te trzy dni to się bawcie jak coś to zadzwonię.
- Ho Grzechu - powiedziałam
Grzesiek nie był specjalnie przekonany ale po moich usilnych namowach się zgodził. Ta landrynka to jakiś obłęd był. Barek był na wejściu do dyspozycji gości. Posiadał najróżniejsze trunki. Więc się poczęstowaliśmy. Usiedliśmy na skórzanych kanapach bo nie bardzo wiedzieliśmy jak to załatwiać. Pomieszczenie było ozdobione w zwiewne różowe firanki po podwieszane na suficie, porozrzucane na podłodze perski różowy dywan, zdobił różowe płytki na których co jakiś czas pojawiał się płatek róży. Schemat układał się w cały kwiat. Po kilku minutach podszedł do nas starszy koleś.
- Przepraszam że kazałem panom czekać ale mam okazje zrobić rozliczenie więc się staram. Szef wydał stosowne polecenia tak więc najpierw może oprowadzę panów po pokojach. W każdym są różne gadżety. Zapraszam to się przejdziemy.
- To nie jest konieczne. Chcemy dziewczyny pooglądać.
- Rozumiem wojskowi to rzeczowi są - koleś klasnął w ręce i z różnych stron zaczęły złazić się dziewczyny - możecie panowie wybierać powiedział.
- A mogę dwie - dopytałem - bo jakoś zdecydować się nie mogę
- Oczywiście panowie macie ful opcję. Ty Emili wracaj do siebie. Jesteś już kolejnym prezentem dla szefa. I puki z ciebie nie zrezygnuje lub się tobą nie zainteresuje nie wychodzisz do gości.
Dziewczyna miała znajomą mi urodę. Gościu był rozmowny więc o nią dopytałem
- To arabska księżniczka prezent z Sudanu. Tu ją wrzucili bo zamieszanie podobno było jak jej starsza siostra bezpośrednio trafiła do szefa. Już dziesięć fajnych dziewczyn tak bezczynnie sobie tu siedzi.
- Czyli to młodsza siostra tamtej
- Dokładnie nie wiem ma 19 lat
- Jest ładniejsza od tamtej - stwierdziłem i dodałem -a szef wie?
- On o niczym jeszcze nie wie. Obiecał tu kiedyś zajrzeć więc trzymam te dziewczyny i Emili w jej specjalnie urządzonym pokoju. Żeby go pocieszyła bo żona biedakowi przepadła. A słyszałem że tamta zrobiła niezłe wrażenie
- Tylko on już znalazł żonę i z nią przyjechał - skomentowałem
- To nie szkodzi oni to podobno nie bardzo z łóżkiem słyszałem że ona się nie sprawdza. A szef szaleje
- No pewno tak i jest
Grzesiek wybrał sobie blondyneczkę młodziutka była bo jak się okazało potem miała 17 lat. I zadowolony wziął flachę i powędrował do pokoju. Ja znalazłem murzynkę o której tak marzyłem. Była naprawdę zjawiskowa włosy miała posplatane w cieniutkie warkoczyki i fantazyjnie upięte, ogromne ozy przeszywały mnie na wylot i ta skóra taka czarna że aż granatowa. Natomiast druga dziewczyna była hinduską o czarnych kręconych włosach taka filigranowa laleczka. Miała na sobie mnóstwo kolczyków podobno w każdym istotnym miejscu. Ona była bardzo rozkoszna kusiła, uwodziła na odległość. Włączyła muzyczkę gdy tylko znalezliśmy się  w pokoju i zaczęła tańczyć. Wszystkie dziewczyny miały na sobie jak to mówiła biała firanki ale wyglądały zajebiście. Alfons otworzył tą landrynkę i nazłaziło się chyba ludzi bo głośno się zrobiło. Oddawałem się rozkoszom, i uciechom cielesnym gdzieś za ścianą jakaś dziewczyna błagała o litość. He... ktoś się ciekawie zabawia pomyślałem leżąc usatysfakcjonowany na łóżku. Dziewczyny nadal mnie rozpieszczały gdy do pokoju ktoś zapukał. Włożyłem gacie i otworzyłem myślałem że może to Grzesiek chce się przyłączyć. Ale ku mojemu rozczarowaniu to nie był on.
- Proszę niech pan ze mną pójdzie mamy ogromny problem. Ja byłem już u szefa ale nie odważyłem się wejść. Bo tam jakaś orgia się odbywa.
Nic nie rozumiejąc ubrałem się i poszedłem z alfonsem to co ujrzałem wmurowało mnie. Łóżko było całe we krwi  na nim naga zmasakrowana dziewczyna. Krew płynęła jej z twarzy i nie tylko obok siedział Grzesiek.
- Co tu się stało - ryknąłem
- Tak ją ruchałem że chyba umarła - wzruszył ramionami
- Nie żyje - potwierdził alfons - a najgorsze to to że szef ją przyjął na prośbę jej matki ona miała tylko siedzieć i dotrzymywać towarzystwa na sali samotnym gościom. Którzy chcieli po prostu pogadać i się po przytulać.
- Coś ty narobił Grzegorz
- Nie wiem no jak się zorientowałem to już nie żyła.
- Ale jak to nie żyła co jej zrobiłeś
- No już ci mówiłem coś mnie opętało.
- Niech pan to powie jakoś szefowi bo on nas pozabija. I ktoś musi powiadomić jej matkę.
- Teraz to już pójdę - powiedziałem - bo szef musi to sam zobaczyć. Niech pan nic nie rusza, nikomu nie mówi i zamknie drzwi na klucz. Ja zabiorę kolegę i porozmawiam z szefem jakoś.
Wyszliśmy
- Stary ja naprawdę nie wiem co się stało - powiedział Grzesiek - a może ona jakaś chora była
- A wrzeszczała żebyś ją zostawił? - dopytałem
- Noe wrzeszczała ale ja myślałem że to taka gra. To i ja wrzeszczałem ja cię kurwo zostawię.
- No słyszałem że ktoś wrzeszczy ale twojego głosu nie poznałem. Brzmiałeś jakoś inaczej. Idz teraz do pokoju i wez się prześpij.
- Myślisz że ja ją naprawdę zabiłem? - dopytał Grzesiek nie dowierzając
- Tak na tym wyrku leży babski trup. Idz już - powiedziałem
Pojechałem windą na górę. Ale faktycznie tam też na górze nie było lepiej. Na piętrze nikogo nie było jak zwykle z reszto. A hałasu co nie miara. Więc se pomyślałem że zaczekam. Ale nie odważyłem się tam wejść. To pomyślałem że znajdę tego gościa. Co białą na tarasie obmacywał i spróbuje jakoś to szefowi powiedzieć. Ale jak już udało mi się wejść do środka. To zdołałem wykrztusić że chcieliśmy pogadać. I poszedłem do Grześka.
- I co powiedziałeś mu? - dopytał
- Nie miałem odwagi sam musisz to zrobić - powiedziałem
- Tylko jak ja mu to powiem - złapał się za głowę Grzesiek