Cały czas trzymałam się blisko Drake aby mnie nie wykluczył z wyjazdu do Krakowa. To ja znalazłam notatki i powinnam jechać. Zeszliśmy na kolacje oczywiście Drake od początku zaczął się kłócić o to że go zostawiliśmy. Swoją drogą nigdy nie podejrzewałabym brata że wykluczył Drake bo tak mu się podobało. To było bardzo nie rozsądne ale kiedy Rozi oświadczyła że jest w ciąży przerwała tę głupią kłótnie i oderwała wszystkich od swoich myśli. Ze zdziwieniem wbiłam w nią wzrok. Zatkało mnie, wiedziałam że czeka aż ktoś coś powie ale nie byłam pewna czy mam jej gratulować czy współczuć a może zarzucić nieodpowiedzialność. Musiało być jej ciężko. Być w ciąży w tych czasach no i nie wiadomo czy Quick żyje. Drake musiał dowiedzieć się wczoraj, to by wyjaśniało jego zamyślenie. Amanda chyba też wiedziała. A Witek chyba nawet nie przyswoił co Rozi powiedziała. Drake przerwał tę niezręczną ciszę i powiedział o bunkrze i wyjezdzie. Dodałam że ja też jadę. Rozi też się zapisała na tę wyprawę, sprzeciwiłabym się w końcu jest w ciąży ale Luke zaczął się kłócić że nigdzie nie jadę. Poważnie? Ja nie jadę? Aha, już to widzę. Jednak Luke nie odpuszczał i wkurzona poszłam do pokoju. Wiem że zachowuje się jak dziecko i unikam problemów ale trudno. Teraz kiedy miałam brata mogłam tak się zachowywać. Szczeniak poszedł ze mną, poważnie trzeba wybrać mu jakieś imię. Nie wiem ile czasu leżałam na łóżku wpatrzona w sufit, kiedy ktoś zapukał. Byłam pewna że to Luke, musiałam z nim pogadać. Więc nie chętnie poszłam otworzyć, ale się zdziwiłam kiedy w drzwiach stał Drake.
-Mogę?- i nie czekając na odpowiedz wszedł.- Musimy wyjechać jeszcze tej nocy, nie możemy zabrać Rozi ze sobą.
-Ok- zgodziłam się zdziwiona jeszcze bardziej. Skoro chciał wyrolować siostrę to czemu miałby mnie nie spróbować. Drake czekał aż dodam coś jeszcze, kiedy stwierdził że tego nie zrobię kontynuował.
-Zabiorę cie pod warunkiem że będziesz się mnie słuchać- skinęłam głową- nie będziesz obrażona sobie gdzieś iść. Nie będziesz mnie denerwować..
-A wierzysz w cuda?- spytałam
-Ok, żadna z tych zasad jest dla ciebie nie do wykonania, chodzi mi o to że nie chcę żałować że cie zabrałem a ni tłumaczyć się Luke'owi czemu nie żyjesz.
-To da się zrobić.- zgodziłam się- Dziś wartę ma Pati a pózniej Luke.
-To mojej siostry nie bierzemy, a jak ty wyjdziesz to twoja sprawa.- stwierdził. Tak to by wyjaśniało dlaczego zgodził się mnie wziąć, Luke mnie nie puści.
-Pójdziemy na warcie Pati.- zadecydowałam.
-Ona cie puści?- spytał sceptycznie Drake
-Bardziej niż Luke. A wcześniej musimy zabrać jakąś broń, jedzenie i jakieś opatrunki...
-Hola, hola jedziemy do Krakowa po notatki i jak znajdziemy to jakieś zapasy a nie na wojnę.
-Możemy potrzebować broni, a jak będziemy potrzebować broni to ktoś może zostać ranny a jedzenia to już w ogóle potrzebujemy. Jest zima i może nic nie znajdziemy- upierałam się przy swoim.
-Ale psa nie bierzemy.
-Ok.
-I lepiej by było gdyby nikt nie zauważył że się gdzieś wybieramy bo tutaj nic nie zostaje długo w tajemnicy. - stwierdził przy czym i ja się zgodziłam.
Po cichu zebraliśmy potrzebne rzeczy, raczej nikt nie zauważył. Szybko zapadł zmrok, odczekaliśmy jeszcze kilka godzin. Parę minut po północy mieliśmy zamiar jechać. W domu było ciemno a więc szliśmy raczej na pamięć. Kiedy byliśmy przy drzwiach światło się zapaliło.
-Jadę z wami- powiedziała Rozi ubrana do wyjścia i spakowana.
-Nigdzie nie jedziesz- stwierdził Drake.
-Nie jadę? To mój dom a zamiast mnie jedzie ona- warknęła wskazując mnie. To zabrzmiało trochę wrednie, i głównie przez to się wtrąciłam.
-Może jadę ja, bo ja nie jestem w ciąży.- tak to też było wredne i na pewno nie w porządku ale ona zaczęła.
-Możesz sobie nie być w ciąży a i tak nigdzie nie jedziesz- stwierdził Luke który zszedł bo musiał usłyszeć krzyki Rozi.
-Właśnie że jadę- odparłam
-To mój dom, wiem gdzie czego szukać. Ciebie Drake prawie nigdy w domu nie było a nawet kiedy byłeś miałeś wszystko gdzieś, wiec skąd będziesz wiedział czego i gdzie szukać?- upierała się przy swoim Rozi- potrzebujesz mnie.
-Przypomnę ci że to też mój dom na pewno dam sobie radę- zapewnił Drake.
-Odkąd to się zaczęło zawsze chodziliśmy razem czemu teraz miało by być inaczej?
-Bo tak- powiedział Drake.
-Lexi zostajesz tutaj- rozkazał Luke głosem nieznoszącym sprzeciwu, co mnie jeszcze bardziej podjudziło.
-Nie będziesz mi rozkazywał.
W tym momencie przyszła Pati.
-Moglibyście się ogarnąć? Wymykacie się i kłócicie jak dzieci. No ludzie. Niech sobie jadą skoro muszą. Ciążą to nie choroba a ty nie możesz decydować za Lexi. Skoro Drake nie ma nic przeciwko niech jedzie.
Wszyscy wlepiliśmy w nią wzrok.
-A swoja drogą skoro żadne z was nie ma zamiaru spać to ja idę.- oznajmiła i poszła do pokoju.
-Ok. Jedz jak musisz ale musicie wziąć broń- zgodził się Luke.
-Mamy broń- uprzedził mnie Drake.
-No chyba żartujecie. Wezmiecie więcej broni. I uprzedzam cie bez Lexi nie masz po co wracać.- spojrzałam zdziwiona na brata.
-Po pierwsze nie grzeb mnie kiedy jeszcze żyje przez rok sobie sama radziłam, a po drugie Drake ma takie same prawa być tutaj co ty...
-jak i nie większe- wtrącił się Drake ale kontynuowałam dalej.
-Tym bardziej Rozi jest w ciąży.
-To Drake ma nie wracać- wyjaśnił Luke
-Rozi nie wróci bo nigdzie nie jedzie- dodał Drake.
-A ty myślisz że Rozi go zostawi?- spytałam sceptycznie.
-Gdzie ona jest?- spytał Drake przerywając naszą kłótnie, Rozi nigdzie nie było.
-Poszła do samochodu - oznajmiła Amanda która wszystko obserwowała -Bynajmniej jedna mądra.
I tak o to ustało na tym że Rozi jedzie z nami. Próbowaliśmy wyperswadować Luke'owi że nie potrzebujemy więcej broni bo może będziemy musieli zostawić samochód a wtedy tyle broni się zmarnuje ale Luke nie słuchał. Pożegnaliśmy się a Luke obiecał że zajmie się szczeniakiem i pojechaliśmy.
-Zatrzymaj się- powiedziałam, Drake nawet nie pytał po co po prostu to zrobił. Wyszłam, otworzyłam bagażnik i wyrzuciłam całą broń na trawnik. Nim Luke zdążył cokolwiek powiedzieć jechaliśmy do Krakowa.
sobota, 23 września 2017
Od Amandy
Jak już wszystkie widelce zawisły w powietrzu i tylko Drake i ja... i Witek jedliśmy spokojnie. Coś mnie nad tchnęło nie wytrzymałam i wypaliłam
- To dobry pomysł żeby sprawdzić jak to wszystko się zaczęło. Quick na pewno był by z tego dumny, że próbujemy dociec prawdy. A może i nawet sensu istnienia trupów.
- Jasne - wychylił się Luke - tylko Quick już pewnie jest martwy. I raczej na pewno
- Nawet tak nie myśl - wywrzeszczała się na niego Rozi - mój Quick żyje. Dla mnie i dziecka.
- Jasne... jasne. Królewna się znalazła
- On żyje - krzyczała dalej Rozi
Drake podniósł się. Przytulił Rozi
- Tak żyje siostrzyczko i na pewno da znać że żyje. Prędzej czy pózniej da nam znać że jest cały - upewniał ją chociaż jego mina wskazywała na to że sam w to nie wierzy
- Tak... tak... tak - powiedziałam - nawet jak coś jemu się stało. Znam go, to mój brat. Wyliże się, wykaraska z kłopotów i wróci. Wróci do ciebie Rozi i do dzidziusia to mój brat wiem to na pewno.... wróci
- Dokładnie - powiedziała Lexi - wróci inaczej Suprice by odpuściła
Wszyscy pokiwali głowami bo spojrzałam na nich wzrokiem chyba nie znoszącym sprzeciwu. Pózniej porozumiewawczo popatrzyliśmy na siebie. I gdy Rozi wyszła do toalety wyjaśniłam całej reszcie, że dla dobra Rozi będzie jeżeli wszyscy będziemy sprawiać przynajmniej pozory że Quick żyje. Chociaż w sumie przyznałam im się że sama w to nie wieże. Tak... tak... tak mój błąd, może ale to inne czasy i no wiem, jestem jego siostrą ale u mnie ma w tych czasach 0,001% szansy na to że żyje. Bo to w końcu zombie rządzą światem.
- Wiem to nie realne co powiedziałam przed chwilą ale musimy utrzymać Rozi w tej świadomości że Quick wróci żeby donosiła ciąże. Niedługo relanium już nie wystarczy. A innych uspokajaczy nie mam. Więc może stwórzmy jakiś plan i trzymajmy się go.
Odeszłam od stołu że niby do Kasi żeby inni nie widzieli że łzy płyną mi po policzkach. Dobiegły mnie strzępki rozmowy.
- Tak... tak - mówił Drake - stwórzmy jej taką iluzję Quicka żyje, jest cały tylko wrócić do nas nie może bo go śledzą
- Masz rację - dodała Alex - Niespodzianka przychodzi. W sumie to pewnie dlatego że jest głodna. A Quick mówił że spodziewa się młodych.
- O ironio - ryknął o dziwo Luke - ty martwisz się miśkiem
- Kurwa czego nie zrozumiałeś - wyryczał szeptem Drake - powiemy jej że misiek przychodzi
- Człowieku po co? - ryknął szeptem Luke
- Co po co? - droczył się Drake
Ostudziła ich Alex
- Misiek przychodzi bo wie że on wróci. Zwierzaki są głupie ale czują że ich pan żyje, tylko jej raczej nie. - powiedziała ze smutkiem w głosie - ale Drake ma dobry pomysł stwórzmy tą iluzję dopóki nie urodzi. Pózniej....
wtedy nie wytrzymałam i wypaliłam
- Pózniej zrobimy mu grób, postawimy krzyż i powiemy że znalezliśmy go w lesie ale nie byliśmy w stanie przetransportować go gdziekolwiek
- Jasne... jasne - wtrącił Luke - tylko po czym niby go poznamy, że tego trupa
- Po butach i kurtce - odpowiedziałam spokojnie - skóra to bardzo trwały materiał. A Quick miał orginalną kurtkę i buty. Kupę kasy wyciągnął na to od ojca.
- Skoro tak, to dobry pomysł - powiedział Luke
- No na tym się bazujmy - przytaknął Drake
Udaliśmy że jemy i że bardzo nam smakuje. Że wręcz jesteśmy tym pochłonięci bez reszty bo usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi. I po chwili zjawiła się Rozi
- To dobry pomysł żeby sprawdzić jak to wszystko się zaczęło. Quick na pewno był by z tego dumny, że próbujemy dociec prawdy. A może i nawet sensu istnienia trupów.
- Jasne - wychylił się Luke - tylko Quick już pewnie jest martwy. I raczej na pewno
- Nawet tak nie myśl - wywrzeszczała się na niego Rozi - mój Quick żyje. Dla mnie i dziecka.
- Jasne... jasne. Królewna się znalazła
- On żyje - krzyczała dalej Rozi
Drake podniósł się. Przytulił Rozi
- Tak żyje siostrzyczko i na pewno da znać że żyje. Prędzej czy pózniej da nam znać że jest cały - upewniał ją chociaż jego mina wskazywała na to że sam w to nie wierzy
- Tak... tak... tak - powiedziałam - nawet jak coś jemu się stało. Znam go, to mój brat. Wyliże się, wykaraska z kłopotów i wróci. Wróci do ciebie Rozi i do dzidziusia to mój brat wiem to na pewno.... wróci
- Dokładnie - powiedziała Lexi - wróci inaczej Suprice by odpuściła
Wszyscy pokiwali głowami bo spojrzałam na nich wzrokiem chyba nie znoszącym sprzeciwu. Pózniej porozumiewawczo popatrzyliśmy na siebie. I gdy Rozi wyszła do toalety wyjaśniłam całej reszcie, że dla dobra Rozi będzie jeżeli wszyscy będziemy sprawiać przynajmniej pozory że Quick żyje. Chociaż w sumie przyznałam im się że sama w to nie wieże. Tak... tak... tak mój błąd, może ale to inne czasy i no wiem, jestem jego siostrą ale u mnie ma w tych czasach 0,001% szansy na to że żyje. Bo to w końcu zombie rządzą światem.
- Wiem to nie realne co powiedziałam przed chwilą ale musimy utrzymać Rozi w tej świadomości że Quick wróci żeby donosiła ciąże. Niedługo relanium już nie wystarczy. A innych uspokajaczy nie mam. Więc może stwórzmy jakiś plan i trzymajmy się go.
Odeszłam od stołu że niby do Kasi żeby inni nie widzieli że łzy płyną mi po policzkach. Dobiegły mnie strzępki rozmowy.
- Tak... tak - mówił Drake - stwórzmy jej taką iluzję Quicka żyje, jest cały tylko wrócić do nas nie może bo go śledzą
- Masz rację - dodała Alex - Niespodzianka przychodzi. W sumie to pewnie dlatego że jest głodna. A Quick mówił że spodziewa się młodych.
- O ironio - ryknął o dziwo Luke - ty martwisz się miśkiem
- Kurwa czego nie zrozumiałeś - wyryczał szeptem Drake - powiemy jej że misiek przychodzi
- Człowieku po co? - ryknął szeptem Luke
- Co po co? - droczył się Drake
Ostudziła ich Alex
- Misiek przychodzi bo wie że on wróci. Zwierzaki są głupie ale czują że ich pan żyje, tylko jej raczej nie. - powiedziała ze smutkiem w głosie - ale Drake ma dobry pomysł stwórzmy tą iluzję dopóki nie urodzi. Pózniej....
wtedy nie wytrzymałam i wypaliłam
- Pózniej zrobimy mu grób, postawimy krzyż i powiemy że znalezliśmy go w lesie ale nie byliśmy w stanie przetransportować go gdziekolwiek
- Jasne... jasne - wtrącił Luke - tylko po czym niby go poznamy, że tego trupa
- Po butach i kurtce - odpowiedziałam spokojnie - skóra to bardzo trwały materiał. A Quick miał orginalną kurtkę i buty. Kupę kasy wyciągnął na to od ojca.
- Skoro tak, to dobry pomysł - powiedział Luke
- No na tym się bazujmy - przytaknął Drake
Udaliśmy że jemy i że bardzo nam smakuje. Że wręcz jesteśmy tym pochłonięci bez reszty bo usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi. I po chwili zjawiła się Rozi
Od Drake do Lexi
Na kartkach nie było napisane zbyt dużo. Kilka wyróżnionych gatunków ptaków i zmutowana wścieklizna. Zapewne Alex nic to nie mówiło ale ja nasłuchałem się w domu wystarczająco. Przed apokalipsą wiele nasłuchałem się od Ojca o tych przeklętych ptakach. Przyznam słuchałem piąte przez dziesiąte, ale miałem dość codziennego słuchania o pracy ojca. Może gdybym wtedy uważniej słuchał teraz wiedział bym to czego nie wiem. Dobre w tym jest to że ojciec nawet gdy miał wolne i siedział w domu w kółko pochłonięty był pracą. Na pewno zostawił wiele notatek. Musiałem wrócić do domu, a to był dobry pretekst by pobyć trochę samemu i wszystko przemyśleć. Więc nie chciałem zabierać ze sobą Lexi. Zwłaszcza jej... Jest irytująca, trzeba cały czas jej pilnować no i jest Luke, który łazi za nią jak pies... A ty kretynie! - upomniałem się w myślach - robisz dokładnie to samo.
Wróciliśmy do domu. Luke i Pati nadal przestawiali samochody. Niech radzą sobie sami skoro tak zadecydował Luke. Musiałem pogadać z Rozi ona pewnie wiedziała więcej. Zawszę uważnie słuchała nawet kiedy ojciec zanudzał na śmierć nawet matka odpuszczała i szła zmywać naczynia. Lexi szła za mną krok w krok.
- Do łazienki też za mną pójdziesz? - spytałem z uśmiechem
- Nie - zaprzeczyła - ale ty nie idziesz do łazienki
- A skąd możesz to wiedzieć - ciągnąłem
- Jak ty mnie denerwujesz - fuknęła
Poszedłem prosto do pokoju Rozi i zapukałem. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju, a za mną Alex.
- Co to za komitet? - spytała
- Ojciec badał ptaki - zacząłem
Rozi spojrzała na mnie jak na kretyna
- Ojciec był genetykiem nie ornitologiem - powiedziała
- Mniejsza z tym - odparłem - przed apokalipsą gadał o ptakach
- Nie braciszku - wypaliła - mówił o zmutowanej wściekliznie przenoszonej przez ptaki
- Przecież o tym mówię - mruknąłem - W domu miał notatki?
- Tak
- O to mi chodziło
- Zejdziecie na kolacje? - spytała Creepy przechodząc obok pokoju - Witek już nałożył. Luke i Pati też wrócili
- Tak już idziemy - odpowiedziałem
Zeszliśmy na dół nawet Rozi z nami poszła. Jak na złość akurat dzisiaj musiała przejść jej ta żałoba. Nie żebym się nie cieszył, ale chciałem oznajmić że jadę. Przy jej obecności będzie trudniej. Siedzieliśmy i w milczeniu jedliśmy, cokolwiek to było
- Dzięki Luke że mnie wykluczyłeś - wypaliłem
- Byłeś czymś zajęty nie chcieliśmy ci przeszkadzać - odparł spokojnie Luke
- Jasne - mruknąłem
Luke już chciał coś powiedzieć kiedy uprzedziła go moja siostra
- Jestem w ciąży - wyznała wpatrzona w swój talerz
Oprócz mnie jeszcze tylko Amanda spokojnie jadła swoje jedzenie. Pozostali zamarli z widelcem w dłoni i wlepili oczy w Rozi. Nie wiedziałem co sobie myślą. Dziecko w tych czasach może narazić całą grupę. Nastała cisza tylko zegar tykał. Czekałem tylko, aż ktoś o tym wspomni. Od paru dni po prostu muszę się z kimś pokłócić. Rozi zmieszana odłożyła widelec i już miała odejść od stołu.
- W piwnicy znalazłem bunkier i trupa - wypaliłem szybko
Rozi na nowo rozsiadła się na krzesełku. Jednak na tym nie skończyłem
- Po jutrze jadę do Krakowa - wyznałem spoglądając na siostrę
- Jedziemy do domu - wypaliła zdziwiona
Faktycznie odkąd zaczęło się to wszystko ona nie była w domu. Całe wakacje spędziła u dziadków i już tam nie wracaliśmy
- Ja jadę sam - sprostowałem kładąc nacisk na "sam"
- Nie ma mowy - zaprzeczyły Alex i Rozi razem
- Powiedziałam że jadę z tobą - upierała się Alex
- Ja też jadę - zadecydowała Rozi
- Alex nigdzie nie jedziesz - oburzył się Luke
Oboje zaczęli się sprzeczać... obydwoje nie lubią odmowy. Za to Rozi była aż nad to pewna że pojedzie. Oby się nie przeliczyła.
- Po co chcesz jechać? - spytała rzeczowo Amanda
- Ojciec pracował nad wirusem - wyjaśniła Rozi - Drake myśli że czegoś nowego się dowiemy. Prawda?
Siedziałem słuchając zażartej kłótni Luke i Alex...
Wściekła Alex poszła do siebie, a pies za nią. Chyba z pięć minut stałem przed drzwiami jej pokoju, za nim zapukałem. Alex otworzyła z ociąganiem i ze zdziwieniem kiedy przed nimi zobaczyła mnie.
- Mogę? - spytałem wchodząc do pokoju
Odsunęła się z niemalże otwartą twarzą.
- Musimy wyjechać jeszcze tej nocy - wypaliłem - nie możemy zabrać Rozi ze sobą
Wróciliśmy do domu. Luke i Pati nadal przestawiali samochody. Niech radzą sobie sami skoro tak zadecydował Luke. Musiałem pogadać z Rozi ona pewnie wiedziała więcej. Zawszę uważnie słuchała nawet kiedy ojciec zanudzał na śmierć nawet matka odpuszczała i szła zmywać naczynia. Lexi szła za mną krok w krok.
- Do łazienki też za mną pójdziesz? - spytałem z uśmiechem
- Nie - zaprzeczyła - ale ty nie idziesz do łazienki
- A skąd możesz to wiedzieć - ciągnąłem
- Jak ty mnie denerwujesz - fuknęła
Poszedłem prosto do pokoju Rozi i zapukałem. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju, a za mną Alex.
- Co to za komitet? - spytała
- Ojciec badał ptaki - zacząłem
Rozi spojrzała na mnie jak na kretyna
- Ojciec był genetykiem nie ornitologiem - powiedziała
- Mniejsza z tym - odparłem - przed apokalipsą gadał o ptakach
- Nie braciszku - wypaliła - mówił o zmutowanej wściekliznie przenoszonej przez ptaki
- Przecież o tym mówię - mruknąłem - W domu miał notatki?
- Tak
- O to mi chodziło
- Zejdziecie na kolacje? - spytała Creepy przechodząc obok pokoju - Witek już nałożył. Luke i Pati też wrócili
- Tak już idziemy - odpowiedziałem
Zeszliśmy na dół nawet Rozi z nami poszła. Jak na złość akurat dzisiaj musiała przejść jej ta żałoba. Nie żebym się nie cieszył, ale chciałem oznajmić że jadę. Przy jej obecności będzie trudniej. Siedzieliśmy i w milczeniu jedliśmy, cokolwiek to było
- Dzięki Luke że mnie wykluczyłeś - wypaliłem
- Byłeś czymś zajęty nie chcieliśmy ci przeszkadzać - odparł spokojnie Luke
- Jasne - mruknąłem
Luke już chciał coś powiedzieć kiedy uprzedziła go moja siostra
- Jestem w ciąży - wyznała wpatrzona w swój talerz
Oprócz mnie jeszcze tylko Amanda spokojnie jadła swoje jedzenie. Pozostali zamarli z widelcem w dłoni i wlepili oczy w Rozi. Nie wiedziałem co sobie myślą. Dziecko w tych czasach może narazić całą grupę. Nastała cisza tylko zegar tykał. Czekałem tylko, aż ktoś o tym wspomni. Od paru dni po prostu muszę się z kimś pokłócić. Rozi zmieszana odłożyła widelec i już miała odejść od stołu.
- W piwnicy znalazłem bunkier i trupa - wypaliłem szybko
Rozi na nowo rozsiadła się na krzesełku. Jednak na tym nie skończyłem
- Po jutrze jadę do Krakowa - wyznałem spoglądając na siostrę
- Jedziemy do domu - wypaliła zdziwiona
Faktycznie odkąd zaczęło się to wszystko ona nie była w domu. Całe wakacje spędziła u dziadków i już tam nie wracaliśmy
- Ja jadę sam - sprostowałem kładąc nacisk na "sam"
- Nie ma mowy - zaprzeczyły Alex i Rozi razem
- Powiedziałam że jadę z tobą - upierała się Alex
- Ja też jadę - zadecydowała Rozi
- Alex nigdzie nie jedziesz - oburzył się Luke
Oboje zaczęli się sprzeczać... obydwoje nie lubią odmowy. Za to Rozi była aż nad to pewna że pojedzie. Oby się nie przeliczyła.
- Po co chcesz jechać? - spytała rzeczowo Amanda
- Ojciec pracował nad wirusem - wyjaśniła Rozi - Drake myśli że czegoś nowego się dowiemy. Prawda?
Siedziałem słuchając zażartej kłótni Luke i Alex...
Wściekła Alex poszła do siebie, a pies za nią. Chyba z pięć minut stałem przed drzwiami jej pokoju, za nim zapukałem. Alex otworzyła z ociąganiem i ze zdziwieniem kiedy przed nimi zobaczyła mnie.
- Mogę? - spytałem wchodząc do pokoju
Odsunęła się z niemalże otwartą twarzą.
- Musimy wyjechać jeszcze tej nocy - wypaliłem - nie możemy zabrać Rozi ze sobą
Od Lexi Do Drake
-A co z Drake'em- spytałam.
-A co ma z nim być? Poszedł czegoś szukać.Idziecie czy nie?- spytał
Chwilę się wahałam, z Drake'em mielibyśmy większe szanse, no ale skoro był czymś zajęty to nie będziemy na niego wieczność czekać. Pierwszym punktem na liście było przestawienie samochodów na dwóch drogach.
-A więc Lexi przejdzie się po mieście i rozejrzy się ile jest zombie. Będzie trzeba ich jakoś wyłapać ale ty tylko masz ich policzyć.- zwrócił się do mnie. Skinęłam głową. -Ja i Pati zagrodzimy drogi. Jest czołg a więc może uda nam się go uruchomić i jedną drogę zastawimy.
-A jeśli ktoś nam go podwali?- spytała Pati- jeśli działa to lepiej go mieć przy sobie.
-Dobra, czołg zostaje. A ty Lexi naprawdę masz się nie wychylać.- zgodziłam się i poszłam swoją drogą, psa niestety nie mogłam zabrać. Był jeszcze za mały i nie zawsze się słuchał a Luke nie chciał ryzykować. Szłam pustym miastem. Kluczyłam między uliczkami. Zombiaków nie było wielu. Z dwudziestu paru, nie więcej. Przechodziłam obok szpitala,coś mnie podkusiło i weszłam do niego. Była totalna cisza, nie tak jak wtedy. Szłam pustymi poniszczonymi korytarzami do których nie dochodziło za bardzo światło dzienne z pootwieranych sal. Wszędzie było pełno krwi i martwych ludzi, w powietrzu unosił się smród zgnilizny. Kiedy tak przechodziłam tymi korytarzami moją uwagę przykuły jedyne zamknięte drzwi. Podeszłam i pociągnęłam za klamkę. Nic to nie dało. Chwilę szarpałam klamką ale drzwi nie odpuszczały. Może gdybym potrafiła otworzyć drzwi wsuwką lub coś... Wtedy mi coś zaświtało i jak najszybciej wróciłam do domku. Słyszałam pracę silnika samochodu co oznaczało że Luke wciąż zagradza drogę.
-Gdzie Drake?- spytałam Amandy która siedziała w salonie.
-W piwnicy, chyba się obraził że go zostawiliście- i mówiła coś jeszcze ale już weszłam do piwnicy.
-Musimy iść do szpitala- powiedziałam szybko. Dopiero wtedy poczułam smród. Zeszłam na środek i zobaczyłam że są jeszcze jedne drzwi których wcześniej nie widziałam. Były otwarte i to właśnie z tam tond wydobywał się smród. Za nimi ciągnęły się schody w dół. Ze środka wypływało delikatne światło z żarówek. Ściany były wyłożone chyba żelazem. Zeszłam po schodach, na dole było wielkie pomieszczenie.
-To bunkier- wytłumaczył Drake który przeglądał jakąś książkę. W kącie leżało rozkładające się ciało po którym pełzały robaki. Zakryłam ręką usta.
-Możesz rzygać, gorzej być już nie może- stwierdził.- Uznaliście że beze mnie sobie nie radzicie?
-Luke pewnie sobie radzi ale potrzebuję kogoś kto otworzy mi drzwi.- Drake się zaśmiał wciąż nie podnosząc wzroku znad książki.
-Możemy stąd wyjść, poczytać książkę możesz na górze.
-To pamiętnik- wyjaśnił.- Dobra co za drzwi bo się nie odczepisz. Pokój ci się zatrzasnął?
-Nie, w szpitalu są zamknięte drzwi. No chodz- ponagliłam i wyszłam z tego bunkru.
-I co z tego?- spytał idąc za mną.
-I to że wszystkie inne są otwarte.- zabrałam mu ten pamiętnik i położyłam na jakimś kartonie - no chodz.
Nie chętnie ale poszedł.
-Jedno pytanie po co poszłaś do szpitala?
- No Luke chciał bym policzyła zombie. Chyba nic bardziej nudnego już wymyślić nie mógł- marudziłam- no i po prostu przechodziłam obok to weszłam.
Doszliśmy do tego szpitala a Drake szybko otworzył te drzwi.
-Zadowolona?- spytał.
-Dzięki.
Był to gabinet lekarski a całe biurko było pełne jakichś kartek. Na kartkach były jakieś notatki z których nic nie rozumiałam. Pełno dziwnych nazw i jakieś gatunki ptaków. Drake wyrwał mi kartki i czytał zawzięcie
-No i?- dopytywałam ale Drake mnie tylko uciszał.
- Myślałem że po prostu bada zwierzęta, ale to o to chodziło.- mruknął pod nosem.
-Ale co?- dopytywałam się.
-Muszę pojechać do domu- powiedział tylko, pozbierał te kartki i poszedł. Ruszyłam za nim.
-Ale po co? Co tam pisze? No hej- krzyknęłam na niego- ja to znalazłam.
-A ja otworzyłem drzwi- stwierdził- Wiesz jak to się zaczęło?- spytał, przecząco pokręciłam głową.
-Od ptaków, piszą tu że odkryli nowy rodzaj wścieklizny. A mój ojciec badał ptaki. W domu na pewno znajdę notatki które nam się przydadzą.
-Ja też jadę- oświadczyłam od razu a Drake spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
-A co ma z nim być? Poszedł czegoś szukać.Idziecie czy nie?- spytał
Chwilę się wahałam, z Drake'em mielibyśmy większe szanse, no ale skoro był czymś zajęty to nie będziemy na niego wieczność czekać. Pierwszym punktem na liście było przestawienie samochodów na dwóch drogach.
-A więc Lexi przejdzie się po mieście i rozejrzy się ile jest zombie. Będzie trzeba ich jakoś wyłapać ale ty tylko masz ich policzyć.- zwrócił się do mnie. Skinęłam głową. -Ja i Pati zagrodzimy drogi. Jest czołg a więc może uda nam się go uruchomić i jedną drogę zastawimy.
-A jeśli ktoś nam go podwali?- spytała Pati- jeśli działa to lepiej go mieć przy sobie.
-Dobra, czołg zostaje. A ty Lexi naprawdę masz się nie wychylać.- zgodziłam się i poszłam swoją drogą, psa niestety nie mogłam zabrać. Był jeszcze za mały i nie zawsze się słuchał a Luke nie chciał ryzykować. Szłam pustym miastem. Kluczyłam między uliczkami. Zombiaków nie było wielu. Z dwudziestu paru, nie więcej. Przechodziłam obok szpitala,coś mnie podkusiło i weszłam do niego. Była totalna cisza, nie tak jak wtedy. Szłam pustymi poniszczonymi korytarzami do których nie dochodziło za bardzo światło dzienne z pootwieranych sal. Wszędzie było pełno krwi i martwych ludzi, w powietrzu unosił się smród zgnilizny. Kiedy tak przechodziłam tymi korytarzami moją uwagę przykuły jedyne zamknięte drzwi. Podeszłam i pociągnęłam za klamkę. Nic to nie dało. Chwilę szarpałam klamką ale drzwi nie odpuszczały. Może gdybym potrafiła otworzyć drzwi wsuwką lub coś... Wtedy mi coś zaświtało i jak najszybciej wróciłam do domku. Słyszałam pracę silnika samochodu co oznaczało że Luke wciąż zagradza drogę.
-Gdzie Drake?- spytałam Amandy która siedziała w salonie.
-W piwnicy, chyba się obraził że go zostawiliście- i mówiła coś jeszcze ale już weszłam do piwnicy.
-Musimy iść do szpitala- powiedziałam szybko. Dopiero wtedy poczułam smród. Zeszłam na środek i zobaczyłam że są jeszcze jedne drzwi których wcześniej nie widziałam. Były otwarte i to właśnie z tam tond wydobywał się smród. Za nimi ciągnęły się schody w dół. Ze środka wypływało delikatne światło z żarówek. Ściany były wyłożone chyba żelazem. Zeszłam po schodach, na dole było wielkie pomieszczenie.
-To bunkier- wytłumaczył Drake który przeglądał jakąś książkę. W kącie leżało rozkładające się ciało po którym pełzały robaki. Zakryłam ręką usta.
-Możesz rzygać, gorzej być już nie może- stwierdził.- Uznaliście że beze mnie sobie nie radzicie?
-Luke pewnie sobie radzi ale potrzebuję kogoś kto otworzy mi drzwi.- Drake się zaśmiał wciąż nie podnosząc wzroku znad książki.
-Możemy stąd wyjść, poczytać książkę możesz na górze.
-To pamiętnik- wyjaśnił.- Dobra co za drzwi bo się nie odczepisz. Pokój ci się zatrzasnął?
-Nie, w szpitalu są zamknięte drzwi. No chodz- ponagliłam i wyszłam z tego bunkru.
-I co z tego?- spytał idąc za mną.
-I to że wszystkie inne są otwarte.- zabrałam mu ten pamiętnik i położyłam na jakimś kartonie - no chodz.
Nie chętnie ale poszedł.
-Jedno pytanie po co poszłaś do szpitala?
- No Luke chciał bym policzyła zombie. Chyba nic bardziej nudnego już wymyślić nie mógł- marudziłam- no i po prostu przechodziłam obok to weszłam.
Doszliśmy do tego szpitala a Drake szybko otworzył te drzwi.
-Zadowolona?- spytał.
-Dzięki.
Był to gabinet lekarski a całe biurko było pełne jakichś kartek. Na kartkach były jakieś notatki z których nic nie rozumiałam. Pełno dziwnych nazw i jakieś gatunki ptaków. Drake wyrwał mi kartki i czytał zawzięcie
-No i?- dopytywałam ale Drake mnie tylko uciszał.
- Myślałem że po prostu bada zwierzęta, ale to o to chodziło.- mruknął pod nosem.
-Ale co?- dopytywałam się.
-Muszę pojechać do domu- powiedział tylko, pozbierał te kartki i poszedł. Ruszyłam za nim.
-Ale po co? Co tam pisze? No hej- krzyknęłam na niego- ja to znalazłam.
-A ja otworzyłem drzwi- stwierdził- Wiesz jak to się zaczęło?- spytał, przecząco pokręciłam głową.
-Od ptaków, piszą tu że odkryli nowy rodzaj wścieklizny. A mój ojciec badał ptaki. W domu na pewno znajdę notatki które nam się przydadzą.
-Ja też jadę- oświadczyłam od razu a Drake spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
Od Drake
Moja siostra zamknęła się w pokoju i nie chciała z nikim gadać. Może to i dobrze sam też nie miałem sił na rozmowy z nią. Więc zająłem się istotnymi sprawami. Trzeba poszukać krótkofalówkę. Zszedłem do piwnicy gdzie zamknięci byli ci ze szpitala. Z nimi też trzeba coś zrobić... Całe szczęście siedzieli cicho. Patrzyło na mnie 20 par przerażonych oczu. Piwnica była duża i cała zagracona. Nic dziwnego skoro wszystko ze strychu zanosiliśmy do piwnicy. Nie ma to jak sprzątanie pod dywan. Przeszukałem pomieszczenie z bronią swoją drogą ktoś mógł by tu posprzątać. A może wcale ich nie posiadamy. Luke pewnie sam nie wie co posiada. Znajdywałem masę dość ciekawych sprzętów ale nie tego czego szukałem.
- Możemy się dogadać - szepnęła jedna z czterech obecnych dziewczyn - wcale nie musicie nas zabijać...
Jeszcze tego mi brakowało
- Milcz - ostrzegłem
- Nie mieliśmy wyboru - dodał któryś - robiliśmy co nam kazali
- Zgadza się - wypaliła dziewczyna - Odejdziemy i o nas nie usłyszycie
- Czy wy macie nas za kretynów - wrzasnąłem
- Nie, po prostu - ciągnęła dalej - niczego się od nas nie dowiecie. Nic nie wiemy... nic nam nie mówili... Ja nawet nie umiem strzelać
Miałem dość, nie miałem ochoty ich słuchać.
- W takim razie nie mam żadnych powodów by was nie zabijać. Jeszcze raz ktoś się odezwie a skończy z kulką w głowie.
Nastała cisza przynajmniej chwilowa.
- W szpitalu były duże zapasy żywności - wypalił tamten
- Mów - nakazałem
Nie znalezliśmy tam żadnego żarcia.
- Często kazali pilnować mi spiżarni - tłumaczył - na pewno jej nie znalezliście... Zaprowadzę was
Chłopak który gadał za pewne był moim rówieśnikiem. I miał szanse przedłużyć sobie życie o parę dni...
Siedzieli cicho, a ja szukałem dalej. Pewnie spędziłem na tej czynności dobrych parę godzin. Na końcu piwnicy przy ścianie poukładane były kartony. O dziwo nigdy do nich nie zaglądałem. Z ciągnąłem jedno z pudeł. W środku była tylko folia. Złapałem za kolejne i znów tylko folia. Co jest do cholery - warknąłem. Wszystkie kartony były puste, ale za nimi były kolejne kodowane drzwi a obok nich panel do wbicia kodu. Spędziłem kolejnych parę godzin na złamaniu kodu. Już miałem zrezygnować, wpisałem jeszcze ostatni kod a dioda zapaliła się na zielono. Żelazne drzwi otworzyły się z piskiem, buchając paskudnym odorem rozkładanej padliny. Były tylko schody prowadzące w dół i żelazne ściany. Zamknąłem drzwi i wróciłem na górę. Po drodze na półce przy spiżarni znajdując 4 krótkofalówki. Jak mogłem wcześniej ich nie zobaczyć. W salonie była tylko Amanda i Kasia bawiąca się na podłodze.
- Gdzie pozostali? - spytałem
- Poszli - oznajmiła - Luke stwierdził że nie będą na ciebie czekać
- Luke tak stwierdził? - dopytałem
- Możemy się dogadać - szepnęła jedna z czterech obecnych dziewczyn - wcale nie musicie nas zabijać...
Jeszcze tego mi brakowało
- Milcz - ostrzegłem
- Nie mieliśmy wyboru - dodał któryś - robiliśmy co nam kazali
- Zgadza się - wypaliła dziewczyna - Odejdziemy i o nas nie usłyszycie
- Czy wy macie nas za kretynów - wrzasnąłem
- Nie, po prostu - ciągnęła dalej - niczego się od nas nie dowiecie. Nic nie wiemy... nic nam nie mówili... Ja nawet nie umiem strzelać
Miałem dość, nie miałem ochoty ich słuchać.
- W takim razie nie mam żadnych powodów by was nie zabijać. Jeszcze raz ktoś się odezwie a skończy z kulką w głowie.
Nastała cisza przynajmniej chwilowa.
- W szpitalu były duże zapasy żywności - wypalił tamten
- Mów - nakazałem
Nie znalezliśmy tam żadnego żarcia.
- Często kazali pilnować mi spiżarni - tłumaczył - na pewno jej nie znalezliście... Zaprowadzę was
Chłopak który gadał za pewne był moim rówieśnikiem. I miał szanse przedłużyć sobie życie o parę dni...
Siedzieli cicho, a ja szukałem dalej. Pewnie spędziłem na tej czynności dobrych parę godzin. Na końcu piwnicy przy ścianie poukładane były kartony. O dziwo nigdy do nich nie zaglądałem. Z ciągnąłem jedno z pudeł. W środku była tylko folia. Złapałem za kolejne i znów tylko folia. Co jest do cholery - warknąłem. Wszystkie kartony były puste, ale za nimi były kolejne kodowane drzwi a obok nich panel do wbicia kodu. Spędziłem kolejnych parę godzin na złamaniu kodu. Już miałem zrezygnować, wpisałem jeszcze ostatni kod a dioda zapaliła się na zielono. Żelazne drzwi otworzyły się z piskiem, buchając paskudnym odorem rozkładanej padliny. Były tylko schody prowadzące w dół i żelazne ściany. Zamknąłem drzwi i wróciłem na górę. Po drodze na półce przy spiżarni znajdując 4 krótkofalówki. Jak mogłem wcześniej ich nie zobaczyć. W salonie była tylko Amanda i Kasia bawiąca się na podłodze.
- Gdzie pozostali? - spytałem
- Poszli - oznajmiła - Luke stwierdził że nie będą na ciebie czekać
- Luke tak stwierdził? - dopytałem
Od Luke'a Cd ktoś
Kiedy się obudziłem wartę trzymali Drake i Lexi... tak to było dziwne. Cud że oni się jeszcze nie pozabijali. Lexi próbowała w ciąż uczyć psa, przy płocie stał zombiak a ta gadała coś do tego psa ten sprawiał wrażenie jakby jej nawet słuchał. Z Drake'em dogadaliśmy się co do planów na cały dzień. Tak jak podsunęła Lexi zaczęliśmy układać harmonogram. Zgodnie stwierdziliśmy że trzeba przesłuchać tych z piwnicy i ich po odstrzelać ale dopiero za jakiś czas mieliśmy ważniejsze rzeczy na głowie niż paranoja mojej siostry. Amanda próbowała jakoś zrozumieć czym w ogóle są te trupy. Jak można się zarazić i czy mają jakąś świadomość. Codziennie chodziła do zagrody gdzie trzymaliśmy kilka zombiaków i ich obserwowała. Kilkukrotnie słyszałem jak kłóci sie z Lexi która przy tym płocie uczyła psa. Jednak Amanda cały czas wracała wściekła, o dziwo na nikim się nie wyżywała.
Zgodziliśmy się co do tego że najpierw musimy poprzestawiać samochody. Do miasteczka można było dojechać tylko dwiema drogami.
-Lexi poddała pomysł żeby połapać zombiaki i zrobić z nich dziki płot.
-Czego ta moja siostra nie wymyśli- mruknąłem tylko.
-Ale uważam że pomysł może wypalić. Drogi zagrodzimy ale co z lasem. A tak to mało kto odważy się przejść przy trupach.
-A my jak wyjdziemy jak będzie trzeba?- spytałem.
-Wystarczy przywiązać ich na odpowiednią odległość, będziemy wiedzieć jak przy nich przejść.
-Można pomyśleć ale najpierw zastawimy te drogi. Pózniej poszukamy Quicka do puki się nie ściemni i ani chwili dłużej.
-Musimy się podzielić na trzy grupy, w tedy obejdziemy większy teren.Pójdę poszukać w piwnicy jakiś krótkofalówek abyśmy wciąż byli w kontakcie. - podsunął Drake. Ciężko było by się z tym nie zgodzić.- I muszę pojechać do sklepów. Nie ma kto polować a więc trzeba poszukać jakichś zapasów.- wiedziałem że jest coś jeszcze, mamy co jeść i starczy na dość długo ale i tak się zgodziłem. Poszedłem do Lexi przedstawić jej palny na dziś by znów się nie obraziła za to że ją wykluczamy a Drake poszedł do Rozi.
Zgodziliśmy się co do tego że najpierw musimy poprzestawiać samochody. Do miasteczka można było dojechać tylko dwiema drogami.
-Lexi poddała pomysł żeby połapać zombiaki i zrobić z nich dziki płot.
-Czego ta moja siostra nie wymyśli- mruknąłem tylko.
-Ale uważam że pomysł może wypalić. Drogi zagrodzimy ale co z lasem. A tak to mało kto odważy się przejść przy trupach.
-A my jak wyjdziemy jak będzie trzeba?- spytałem.
-Wystarczy przywiązać ich na odpowiednią odległość, będziemy wiedzieć jak przy nich przejść.
-Można pomyśleć ale najpierw zastawimy te drogi. Pózniej poszukamy Quicka do puki się nie ściemni i ani chwili dłużej.
-Musimy się podzielić na trzy grupy, w tedy obejdziemy większy teren.Pójdę poszukać w piwnicy jakiś krótkofalówek abyśmy wciąż byli w kontakcie. - podsunął Drake. Ciężko było by się z tym nie zgodzić.- I muszę pojechać do sklepów. Nie ma kto polować a więc trzeba poszukać jakichś zapasów.- wiedziałem że jest coś jeszcze, mamy co jeść i starczy na dość długo ale i tak się zgodziłem. Poszedłem do Lexi przedstawić jej palny na dziś by znów się nie obraziła za to że ją wykluczamy a Drake poszedł do Rozi.
Od Lexi Cd Drake
Tej nocy nie mogłam spać, jak tylko zapadałam w sen nawiedzały mnie koszmary z udziałem Quicka. Po nie wiem już której próbie uśnięcia wstałam, ubrałam się i wyszłam na dwór. Szczeniak zamerdał ogonem ale nie przyszedł, miał wartę. I o zgrozo wartę miał też Drake, czemu mi się wydawało że to będzie Pati? Usiadłam obok niego.
-Zmienię cię- oznajmiłam. Drake drgnął zaskoczony.
-Przypomniałaś sobie o mnie czy spać nie mogłaś?
-Chcesz szczerej odpowiedzi?-spytałam.
-Tak też myślałem- odparł tylko, o dziwo był zamyślony. Nie wiedziałam że on umie myśleć.
-Idz spać. Siedzisz tu już pół nocy, jest zimno jeszcze się przeziębisz.
-Martwisz się o mnie?
-Raczej o siebie, przeziębienie jest zarazliwe, wiesz?- i zapadła cisza. Pies przebiegł wokół domu.
-Przydała by się kawa- stwierdził po jakimś czasie Drake.
-Mogę zaproponować tylko herbatę z ziół twojej siostry.- Drake westchnął ciężko.
-Pokłóciliście się?
-Nie- odparł krótko.
-Ale coś się stało- drążyłam temat.
-Lexi nie dziś.
-Ok. Trzeba będzie napisać jakiś harmonogram wart.- zmieniłam temat. Drake tylko przytaknął.- Musimy poprzestawiać te samochody- kontynuowałam, Drake nie był rozmowny- i trzeba...- przypomniałam sobie co zrobiła z trupami pewna grupa- może przywiązać zombiaki do drzew wtedy będziemy mieli lepsze zabezpieczenie. Jutro musimy iść szukać dalej Quicka, a co z tymi z piwnicy, trzeba coś z nimi zrobić. Wystarczy że atakują nas z zewnątrz nie potrzebujemy kłopotu od środka, mogą się wydostać i...
-Lexi nie dziś- powtórzył ostro. Momentalnie zamilkłam. Korciło mnie by zadać jedno pytanie i w końcu nie wytrzymałam.
-Myślisz że on żyje?- spytałam i wyczekiwałam z nadzieją. Nie wiem czemu tak mi zależało na jego odpowiedzi.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem- przyznał i objął mnie ramieniem, zaskoczył mnie, fakt, ale i tak oparłam mu głowę na ramieniu.
-Zmienię cię- oznajmiłam. Drake drgnął zaskoczony.
-Przypomniałaś sobie o mnie czy spać nie mogłaś?
-Chcesz szczerej odpowiedzi?-spytałam.
-Tak też myślałem- odparł tylko, o dziwo był zamyślony. Nie wiedziałam że on umie myśleć.
-Idz spać. Siedzisz tu już pół nocy, jest zimno jeszcze się przeziębisz.
-Martwisz się o mnie?
-Raczej o siebie, przeziębienie jest zarazliwe, wiesz?- i zapadła cisza. Pies przebiegł wokół domu.
-Przydała by się kawa- stwierdził po jakimś czasie Drake.
-Mogę zaproponować tylko herbatę z ziół twojej siostry.- Drake westchnął ciężko.
-Pokłóciliście się?
-Nie- odparł krótko.
-Ale coś się stało- drążyłam temat.
-Lexi nie dziś.
-Ok. Trzeba będzie napisać jakiś harmonogram wart.- zmieniłam temat. Drake tylko przytaknął.- Musimy poprzestawiać te samochody- kontynuowałam, Drake nie był rozmowny- i trzeba...- przypomniałam sobie co zrobiła z trupami pewna grupa- może przywiązać zombiaki do drzew wtedy będziemy mieli lepsze zabezpieczenie. Jutro musimy iść szukać dalej Quicka, a co z tymi z piwnicy, trzeba coś z nimi zrobić. Wystarczy że atakują nas z zewnątrz nie potrzebujemy kłopotu od środka, mogą się wydostać i...
-Lexi nie dziś- powtórzył ostro. Momentalnie zamilkłam. Korciło mnie by zadać jedno pytanie i w końcu nie wytrzymałam.
-Myślisz że on żyje?- spytałam i wyczekiwałam z nadzieją. Nie wiem czemu tak mi zależało na jego odpowiedzi.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem- przyznał i objął mnie ramieniem, zaskoczył mnie, fakt, ale i tak oparłam mu głowę na ramieniu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)