wtorek, 17 października 2017

Od Mariusza

Każdy robił to co szef mu przydzielił i nagle usłyszałem głos Borysa.
-Maniek mamy zamach na szefa zbieraj ludzi trzeba wszystko obstawić.
Równo z nami dojechali ci z mafii i się zaczęło, wszystkich pod bronią do salonu wywalili nawet panienkę Rozi. My mierzyliśmy do nich, oni do nas i jeszcze do domowników.
-Nikt się nie ruszy, co tu się stało? Kto do szefa strzelał? - rozpytywali
-Ten miał w łapie broń - powiedział Borys wskazując na Drake .
-To nie znaczy że strzelałem - oburzył się Drake .
-To ja strzelałam - powiedziała zszokowana Rozi , ale nikt jej nie uwierzył,
Nie pozwolili ruszać szefa z miejsca. Dom był obstawiony naszymi i tamtymi i w środku i na zewnątrz. Profesor krzyczał, że w takich warunkach nie może pracować jednak tam ktoś z bronią w niego celował i go popychał. Ta cała Amanda biegała po różne rzeczy potrzebne staremu ten wyciągał kulkę z szefa, czyścił ranę. Potem zszywał podłączył kroplówkę,  Amanda zmieniała pościel i ułożyli szefa na wyro. Psora wyprowadzili dopytując jak szef, to powiedział
-Jest dobrze będzie żył niebawem się obudzi i proszę mnie poinformować łaskawie.
Amanda musiała tam zostać psora sprowadzili do reszty ale nic powiedzieć nie mógł. Alex przytulała Rozi która ryczała że kilneła szefa. Drake zabraniał jej gadać i tak staliśmy my, oni. Siedzieli w chuj długo ze 4 godziny i dopiero wszedł jakiś z tej mafii i powiedział że stary ma przyjść bo oni mu karzą i że szef panienkę widzieć chce. Pytali która to ona wstała i ją zaprowadzili. Reszta chwilowo została w salonie.

Od Quicka

Zlałem sobie totalnie pytania jakie mieli do mnie chłopcy i skierowałem się w stronę naszego pokoju wszedłem do środka, a moim oczom ukazał się żałosny widok. Rozi leżała na łóżku i płakała słychać ją było już na schodach .
-Wyjdz stąd, nie potrzebuję litości wiem że on pojechał za tą księżniczką, że odesłał ja tylko na pokaz jak ja się mogę z nią równać? - szlochała .
-Nigdzie za nikim nie pojechałem. - Odparłem łagodnie .
Rozi spojrzała na mnie miała oczy całe opuchnięte od płaczu .
-To gdzie tyle czasu byłeś?
Przyciągnąłem ją do siebie .
-Rozmawiałem z Lex bo była normalna w sensie że nie zamyślona .
-Naprawdę?
-Tak mogę ją zawołać potwierdzi, w sumie to wszyscy potwierdzą bo drą się na dole .
-Myślałam że cię stracę chciałam ją zabić - mówiła płacząc - kocham cię, ale jak ja mam się porównywać z taką księżniczką.
-Kochanie nie ma porównania miedzy Tobą a nią, żadnego. Ty jesteś piękna to ciebie i tylko ciebie kocham i to się nie zmieni, nigdy. No fakt byłem zaskoczony bo przecież gdy bym wiedział, że ona tam jest nie zabierał bym tam ciebie. Gdy by tłumacz wyrażał się precyzyjnie nie otworzył bym nawet tego pojazdu. Oni tam traktują kobiety jak przedmioty, jak towar. Im ładniejsza córka tym więcej załatwisz jak ją podarujesz one nie znają uczuć, są sztuczne. Jak zaprogramowane mówią co chcesz usłyszeć i robią co im się karze.
-Przecież ty nawet nie kontaktowałeś chciałeś do niej iść .
-No przyznam zatkało mnie z deka. Nie widziałem nigdy prawdziwej arabskiej księżniczki, no ale ona wszystkich na kolana powaliła. Drake jest wściekły że ją odesłałem. Uwierz mi to było chwilowe zamroczenie.
-A co ona do ciebie mówiła o czym rozmawialiście i skąd ty znasz niemiecki.
-Powoli słonko znam niemiecki, francuski ,ruski, włoski i angielski. Znaczy dogadać się potrafię, bo pisać i czytać ze zrozumieniem to tylko angol, niemiecki i ruski. A ona się przedstawiła, ale nie przyswoiłem imienia powiedziała, że jest najstarszą córką swojego ojca i jego pierwszej żony czyli prawowitej. Bo reszta żon to w haremie żyje i on jak sobie ma ochotę to z nią no rozumiesz z tą inną żoną że w sensie. Mówiła że ma 24 lata jest czysta w sensie że dziewica i powiedziała żebym sprawdził czy ona na moja żonę się nadaje. Bo tak nakazał powiedzieć jej ojciec a jak mi ona nie podpasuje to mogę zrobić z nią co zechcę a ja jej powiedziałem, że ja mam żonę już , że ciebie mam kochanie no a ona, że może być moja drugą żoną jak stwierdzę czy się nadaje .
-No i chciałeś to stwierdzić bo chciałeś tam wejść.
-Nie skarbie chciałem żeby ona wyszła i zapraszałem ją do domu żeby się odświeżyła i może coś zjadła i potem bym ja odesłał, ale ona powiedziała że z pokoju nie wyjdzie. Bo jest u nich taka zasada że może przekroczyć próg mojego domu ale jako kolejna żona więc zamknąłem tira zaplombowałem i posłałem do diabła, wszystko.
-Zrobiłeś to dla tego bo się na ciebie wydarłam .
-Nie skarbie ja ci mówię że słaby z Niemieckiego jestem i musiałem sobie przypomnieć jak się niektóre słowa wymawia żeby mnie dobrze zrozumiała dla tego byłem taki na niej skupiony bo jej słuchałem.
-I tak wiem że ci się spodobała .
-Eee... - Wyjąłem broń żeby ją odłożyć na fotel, a puzniej nóż zdjąłem kurtkę i chciałem usiąść  - No dobra miło się na nią patrzyło i jak bym ją na ulicy spotkał to pewnie bym się obejrzał ale...  - i nie dokończyłem bo Rozi wzięła spluwę a ta była odbezpieczona i w sumie nacisnęła spust chcąc mnie nastraszyć i broń wypaliła trafiając prosto w ramie. Krew zaczęła się lać niemiłosiernie dopiero wtedy gdy usłyszałem jak krzyczy i jest cała we krwi. Bo chyba próbowała to jakoś uciskać zaczęło mnie boleć. Rozi krzyczała przerazliwie a ja osunąłem się na łóżko i stwierdziłem
-To było wyznanie miłości? Czy demonstracja złości słonko?... - puzniej wszystko powoli się zamazywało i głosy stawały się  niewyrazne. Wiedziałem tylko że był tam Drake i darł się na Rozi że odgrażać się to co innego, ale zabijać z miłości.
-Daj jej spokój -  wymamrotałem resztkami sił - ona nie chciała to moja wina. I tak cię kocham słonko i nie gniewam się i nic mi nie jest - i straciłem chyba świadomość ...

Od Quicka

-Lex szczerze to nie wiem czemu rękę do niego wyciągnąłem, nie czułem się zagrożony i uwierz mi że gdy bym chciał w końcu jakoś bym go zabił ale ja byłem go ciekaw. Skoro kontroluje siebie na tyle by nie zaatakować to chciałem sprawdzić jak on reaguje na gest przyjazni , ale jak mniemam jeszcze nie zna takiego sposobu komunikacji. Nie wie co to powitanie. Al powiedz czy ty jesteś bardziej z nimi teraz niż z nami, izolujesz się to nie jest dobre. Ja muszę dowiedzieć się o nich czegoś więcej, jak oni działają chodzi o nasze bezpieczeństwo jesteśmy w pewnym sensie rodziną.
-No tak tylko ty wydziwiasz coś z jakąś tam księżniczką powinieneś z Rozi teraz być, a ty zaciągnąłeś ją tam do tego samochodu i na jej oczach, a ona teraz płacze powinieneś z nią być, a nie ze mną rozmawiasz.
-No i o tym właśnie ja mówię nic nie wiesz bo się izolujesz Lex. A Rozi zabrałem bo pojęcia nie miałem co jest w środku gdy bym wiedział że księżniczka tam będzie nie otwierał bym samochodu i nie robił błazenady. No to do cholery jest argument i nie wiem czemu ją tu przysłali - kontynuowałem bo wszyscy się zainteresowali .
-Nie powinieneś był jej odsyłać - stwierdził Drake, i złapał się za twarz, bo zdał sobie sprawę że jest tu obecna Al .
-No i widzisz on zareagował podobnie chyba wszyscy obecni faceci w tamtej chwili tak zareagowali .
-Nie o tym jednak chciałem rozmawiać a skoro wszyscy są to informuję że zapraszam na obiad najlepiej Alfreda , jak komu się nie podoba niech konsumuje we własnym pokoju - dodałem .
-Choć Lex na taras pogadamy - poprosiłem .
-Powinieneś być teraz z Rozi .
-Ona naprawdę musi się wyciszyć nie będzie chciała teraz ze mną rozmawiać, a skoro cię złapałem w normalnej fazie umysłu, czyli nie skupioną na rozmowie z przyjaciółmi to naprawdę chciał bym pomówić.
Al zgodziła się i wyszliśmy .
-Wiesz Al może to i głupio zabrzmi, ale czy twój przyjaciel zje zwierzęce mięso? Bo przecież nie podam mu zimnego. Bo wszyscy byśmy padli a chcę go ugościć w końcu to twój przyjaciel.
-Ty się ze mnie nabijasz?
-Nie no co ty mówię poważnie zjemy i chciał bym, jak byś dała radę zadać mu kilka pytań. A ty byś mi przetłumaczyła co on odpowiada. Bo skoro myśli i rozmawia z tobą to na pewno coś odpowie, a ja muszę wiedzieć przecież to o twoje zdrowie chodzi. Bo mam nadzieję że nie chcesz się zmienić?
-Nie chcę, ale nie chcę stracić kontaktu z nimi .
-I obiecuję ci że nie stracisz Al. Proszę zaufaj mi choć troszkę, obiecuję że nic mu nie zrobimy. Profesor pobierze tylko jakieś próbki krwi i śliny czy co... no nie wiem, ale nie pozwolę go skrzywdzić. No i wolał bym nie robić tego na siłę, dla tego chcę żebyś poprosiła go o zgodę na badania. Jeżeli jak mówisz on czuje to może go zaboleć wiesz wkucie się w żyłę. O ile takie ma, więc go uprzedzi i puzniej będzie mógł na legalu wrócić do swojego rodzeństwa .
-Ty tak na poważnie mówisz?
-No tak czy ja wyglądam jak bym się nabijał? Chce dowiedzieć się o nich, jak porozumiewają się z Saszą, czy on też umie z nimi konwersować jak ty?
-Ty na prawdę nie chcesz go zabić?
-Nie no twoi przyjaciele są moimi przyjaciółmi i to chyba normalne że chcę ich poznać skoro nie stanowią zagrożenia .
-No chyba tak - stwierdziła wreszcie Al .
-Widzisz ja nie jestem taki zły i puki nie wejdą mi w drogę nie zrobię im nic i nikt z moich ludzi dopilnuje tego, będzie naszym gościem i zostanie potraktowany jak gość tylko poproś żeby się jakoś zachowywał .
-Nie ufasz Alfredowi ?
-Po prostu znam go tylko z twoich opowieści i sam zdanie chce wyrobić sobie na ten temat , teraz mogę spadać porozmawiać z Rozi , a i dopytaj jakie woli to mięso upoluję mu świeżynkę uśmiechnąłem się i wszedłem do domu , gdzie na tapecie był temat księżniczki.

Od Rozi

To o tych arabach musiałam słyszeć w tym przeklętym radiu, ale mówili że są w Warszawie. Nie mówili że jadą tu i że mają jakiś prezent. Tylko dlaczego Quick o niczym nie wie. Po długiej gadce Borysa która i tak nic nam nie powiedziała zeszliśmy na dół. Przed domem stał tir, a przy tirze najprawdopodobniej ten tłumacz. Mówił po niemiecku a ja nigdy nie byłam dobra z języków dobrze że angielski ogarnęłam. Dlaczego ten tłumacz nie może mówić po angielsku. Nie lubię nie rozumieć co się mówi. Ale tak ogólnie co my zrobimy z następnym koniem. Trzeba będzie niedługo wybudować jakąś stajnie. Czy tych ludzi pogięło? Oni naprawdę nie wiedzą jak wygląda tu życie... Trochę minęło zanim Quick  dogadał się z tłumaczem. A ja najchętniej wróciła bym już do domu. W końcu otworzyli tira a w środku nie było żadnego konia. W środku tira był jakiś pokój ze wszystkimi meblami ładnie ułożonymi. Nie zdziwiła bym się gdyby tira meblował jakiś architekt. A na kanapie siedziała ciemno włosa, opalona dziewczyna. Była niemalże naga chociaż cała ta firanka która robiła jej za spódniczkę i stanik też nie wiele zakrywała. Była ładna i to irytowało mnie jeszcze bardziej. Czy nie mogli wysłać mu jakiejś brzydszej.
- Wow - mruknął Quick
Przestałam gapić się na tę lale i spojrzałam na Quicka. Prawie zaczął się ślinić, a o tym że rozbierał ją wzrokiem już nie wspomnę.
- Ja to powiedziałem na głos? - dopytał nie spuszczając z niej wzroku
- Przecież ona już jest naga - mruknęłam pod nosem - fajna ta klaczka nie? - powiedziałam głośniej
- No - odparł
Trzymajcie mnie ludzie bo wydłubie mu oczy. Ta zasrana księżniczka ma szczęście że nie mam przy sobie broni bo była by martwą księżniczką. Podeszłam do Borysa i pociągnęłam go za fraki kawałek dalej.
- Co to ma być! - wrzasnęłam - Borys czy ja wyglądam na idiotkę? Pytam się ciebie! Dlaczego nic o tym nie wiedziałam! Po co ty w ogóle stoisz pod tymi drzwiami. Rozmawiałam dziś z tobą jeżeli wiedziałeś a jestem pewna że wiedziałeś powinieneś mi powiedzieć. Wyszłam przez ciebie na kompletną idiotkę. Od teraz Borys chcę wiedzieć o takich akcjach, chcę wiedzieć o wszystkim albo stracisz życie.   
Ten tłumacz znów coś mówił do Quicka ale ten nawet pewnie nie rejestrował, on na luzie zaczął iść do tej dziuni. No nie wierze zachowywał się tak jak by mnie nawet nie było. 
- John nie zamierzasz tam chyba iść? - warknęłam
- Chyba zamierzam, trzeba pomóc tej pani zejść. No po za tym to w końcu księżniczka
Słucham? Dżentelmen się znalazł. Całe szczęście że Drake wyszedł z domu i podszedł do mnie bo naprawdę miałam już użyć broni Borysa.
- Siostra uspokój się - szepnął łapiąc mnie za rękę - przecież nie chcesz tego zrobić
- O nie Drake, właśnie chce to zrobić - warknęłam - widzisz tę szmatę
- Widzę - burknął - i proszę aby on ją zatrzymał
- Drake - wrzasnęłam - chcesz być trzecim trupem
- Uspokój się - poprosił - chodz do domu
- O nie
- I dobrze jak ja cię siostra kocham
- Będziesz mnie kochał jak opowiem wszystko Al
- Ja się tylko patrzę - usprawiedliwił się
- Więc się nie patrz
Naprawdę sięgnęłam już po broń Borysa, ten był tak zahipnotyzowany księżniczką że nawet nie zauważył że właśnie stracił broń
- Rozalia - wrzasnął Drake i odebrał mi broń - nie możesz zabić księżniczki
- Dlaczego? - warknęłam
- Bo jest księżniczką i ma ładne cycki
- Zabije go 
- Roz uspokój się, przecież to jakaś wywłoka - próbował uspokoić mnie Drake
No nie wieże on z nią normalnie gada. Co ona go zaczarowała czy jak... I chyba naprawdę zamierzał tam wejść
- John zabraniam ci tam wchodzić - wrzasnęłam
A on jak by był w innym świecie. Mówi że ona chcę aby ten ją sprawdził czy nadaję się na jego żonę
- I ty jej odpowiedziałeś?
- Nie no ja właśnie się pytam czy ona się nadaje na żonę
I chyba dopiero wtedy zrozumiał co mówi i do kogo. Kazał zabrać księżniczkę z powrotem do Warszawy ale nadal miał nieobecny wzrok. Drake coś powiedział ale miałam to gdzieś.
- Drake nie zagęszczaj atmosfery jeszcze bardziej. Ludzie wracajmy do domu. No co się tak na mnie patrzycie ja naprawdę nie wiedziałem co tam jest...
Odkręciłam się na pięcie i poszłam do domu. Wyszłam na kompletną kretynkę. Ze mną żenić się nie chce ale z jakąś księżniczką którą widzi pierwszy raz na oczy jak najbardziej. Poszłam od razu do pokoju, położyłam się na łóżko. Zakryłam się kołdrą i się rozpłakałam. Niech on tylko nie przychodzi. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam go widzieć. Niech jedzie za tą swoją księżniczką... Nienawidzę go... I po co to wszystko... Po co ustawiałam profesora skoro jakiś arab wysyła księżniczkę. A mogłam kazać mu zamontować ten zamek. 

Od Quicka

- To co Różyczko z tymi drzwiami odpuścisz mi czy nie?
- No skoro chcesz przebudowywać ten dom to niech ci będzie - i ciągnęła dalej, że jak jesteśmy przy tych domach to że ona obiecała ludziom trzy domy.
- Różyczko czemu ty mnie stawiasz w tak trudnej sytuacji. Ja naprawdę wszystko rozumiem wtedy był ten kryzys. No i zimna wojna ale oczami świecić będę musiał ja. A wracając do i imienia to w sumie mogło by i być ale musimy wymyślić rezerwowe bo Damon brzmi prawie jak diabeł nie. A co będzie jak on się urodzi z jasnymi włosami. No bo zorientowałem się że ty to masz taki naturalne a na początku myślałem że malowałaś.
- No - powiedziała - diabeł albinos nie było by fajnie
- Słuchaj i wspomniałaś też o tym szpitalu sorry że zmieniam temat. Nie żeby ten nie był ważny ale ehh... Naprawdę musi przyjść ten Alfred czy inny Stefan. I na prawdę może jak stary pobrał by krew to coś by wyłapał. Mi też się nie podoba pomysł robienia jakiegoś zmutowanego dziecka. No i druga sprawa no to wyobraz sobie może ja i jestem cham ale co pójdę do osady powiem żeby mi wystawili wszystkie panienki. Po oglądam je sobie i sobie tak stwierdzę ty zajdziesz w ciąże i sorry Gregory ale urodzisz potwora. Sama widzisz ja mogę posunąć się do różnych rzeczy ale coś takiego. Przez gardło mi nie przejdzie.
No i wtedy z hukiem do pokoju wpadł Borys. I powiedział że Araby przyjechały.
- Ale jacy Arabii?
- No ci z Warszawy meldowali szefowi na łączach że będą
- Ja nic o tym nie wiem
- No ale są i pod domem stoją.
- To pokierujcie ich do jednostki i niech tam zostawią tego tira
- Szefie ale to się nie da
- No jak się nie da
- On ten tłumacz po niemiecku gada
- Ale jaki tłumacz?
- No od tych Arabów
- Przecież zawsze były papiery czarno na białym i żadnych tłumaczy nie potrzebowałem
- Ale teraz szef będzie potrzebował
- Różyczko ty wiesz o czym on do mnie gada? Chodz ze mną słonko zobaczymy co za konia nam tu przywiezli. No bo jak araby to pewnie w konie bogate nie? Przynajmniej kiedyś tak czytałem że bogactwo araba to konie no i oni tam chyba mają ponumerowane żony.
Powoli zeszliśmy na dół za Borysem i podeszliśmy do tira. Pytam się wiec tego niby tłumacza nigdy nie lubiłem niemieckiego. Więc chyba mówiłem od rzeczy. Bo rozumiał mnie chyba piąte przez dziesiąte. Ja do niego o koniu a on do mnie że księżniczka nie może czekać.
- Skoro nie może - stwierdziłem - to widzisz kochanie będziemy mieli konia zimno krwistego i gorąco krwistego
- Proszę mi uwierzyć że zrobi się panu gorąco - powiedział tłumacz po niemiecku
- Dobra otwierajcie chłopaki tego tira. Tylko ostrożnie, bo jak nie jest przywiązana, żeby nie uciekła
- Szefie nie ucieknie - powiedział Mariusz - i nie jest przywiązana.
- To ty wiesz co tam jest?
- No tak bo co kilka posterunków tir był otwierany. Rozumie szef postój
- A co ty jakiś taki speszony Maniek jesteś
- Dobra szefie - powiedział Grzesiek - jest tu panienka Rozi. Ja tam już mogę zarobi nawet kulkę w łeb. Ale ja powiem oni na łączach po niemiecku wyraznie mówili co znajduje się w tym tirze i robili postoje żeby to co tam jest się przewietrzyło, odpoczęło i zrelaksowało
- Co takiego? - dopytała się Rozi
- No widzisz słoneczko to się umie relaksować - uśmiechnąłem się
Jak chłopaki zaczęli powoli otwierać tego tira to jebnęła z niego łuna światła.
- Ej ale dlaczego on jest zapalony w środku
- Szefie żeby ciemno nie miała i klima tam jest
- No kurwa to w chuj drogi musi być ten koń, no i nauczony bo nie ucieknie
No i jak oni otworzyli tego tira to normalnie mało co się nie wypierdzieliłem. Najpierw to było takie wow i wszyscy się na mnie popatrzyli.
- Ja to powiedziałem na głos? - dopytałem się Rozi
Ale ona stwierdziła
- Fajna ta klacz nie?
A ja jak ten głupi
- No
Ja pierdole... No i ten tłumacz do mnie mówi. Nie wiele zrozumiałem tylko to że to księżniczka i że pierwsza córka, pierwszej żony jakiegoś tam Shaika
- John nie zamierzasz tam chyba iść?
- Chyba zamierzam, trzeba pomóc tej pani zejść. No po za tym to w końcu księżniczka
No i jak to u nas zrobiło się totalne zamieszanie że wszyscy w efekcie wyszli na dwór. Ale ja jak by tego nie widziałem nie rejestrowałem. A ona do mnie mówi po niemiecku że ona rok czasu szlifowała język niemiecki i że ojciec chcę ją wydać za mąż w europie.
- A tutaj to księżniczka... na wakacje przyjechała?  Zrelaksować się tak?
Kurde było chłodno a mnie się zrobiło gorąco.
- I ja się pytam czy wy tak zawsze wyglądacie? I twoje włosy są naturalne
Księżniczka pokiwała głową ale wyjść z samochodu nie chciała. Za to zaprosiła mnie do środka. Powiedziała coś co zwaliło mnie z nóg. I wtedy usłyszałem krzyk Rozi który wybił mnie z jakiegoś amoku w który wpadłem
- John zabraniam ci tam wchodzić
A ja głupi otumaniony jeszcze z deka mówię do swojej Rozi
- Że ta księżniczka przed chwilą mi powiedziała że mam ją sprawdzić czy nadaję się na moją żonę. I że do puki nie uzyska odpowiedzi to nie wyjdzie z samochodu 
- I ty jej odpowiedziałeś?
- Nie no ja właśnie się pytam czy ona się nadaje na żonę
I dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego co ja bredzę
- O Boże... ludzie zamknijcie to. Odesłać z powrotem
- Ale nie ma zwrotów - powiedział tłumacz
- Kierowca ma zabrać stąd ten samochód. Mariusz wrzucaj na niego flagi dawaj 40 chłopa ja to kurwa plombuje. Niech to w chuj stąd jedzie. A ty powiedz swojemu Shaikowi że ja nie przyjmuję takich prezentów.
- Ale gdzie my to mamy odprowadzić, znaczy eskorta - poprawił się Maniek
- Nie wiem wal to na Warszawę i niech Warszawa się z tym buja. Jeżeli muszą niech się zatrzymają ale dopiero po stu kilometrach.
- Może lepiej po dwustu - stwierdził sarkastycznie Drake - bo jeszcze się pan mafiozo rozmyśli i popierdoli za panem tirem
- Drake nie zagęszczaj atmosfery jeszcze bardziej. Ludzie wracamy do domu. No co się tak na mnie patrzycie ja naprawdę nie wiedziałem co tam jest...
Rozi poszła przodem a ja za nią. Właśnie chyba mam przejebane.

Od Rozi do Quicka

Całe szczęście Borys wziął sobie moje słowa do serca. Nie chciałam znowu kłócić się z Quickiem a zapewne tak to by się skończyło. A może i nie w sumie Quick powiedział że nie ufa profesorowi. Przynajmniej starucha mam z głowy. Tylko o co chodziło z tym strumykiem. Jedno jest pewne Quick nie umie kłamać. Tylko kogo zabrał nad ten strumyk? Stwierdziłam że nie będę chwilowo tego wspominać. Popracuje nad Borysem może uda mi się coś ciekawego z niego wyciągnąć.
- Może te i powiększenie domu to dobry pomysł - skomentowałam - Tylko kto będzie to robił... O Boże zapomniałam
Przecież obiecałam tym ludziom trzy domy. Wcześniej czy pózniej upomną się o nie. A ja nawet nie porozmawiałam o tym z Quickiem
- O co chodzi? Co zapomniałaś? - spytał
- Pamiętasz jak wtedy za atakowali nas zimni? - dopytałam
- Tak - potwierdził
- No właśnie - ciągnęłam - i wtedy na drugi dzień wszyscy sterczeli nam pod domem.
- No
- No właśnie i wtedy byłam zdenerwowana i chciałam żeby sobie poszli. Trzeba było robić ten mur i w ogóle. No wiec wyszłam do nich postraszyłam ich, kazałam odebrać broń cywilom by nie było drugiej takiej sytuacji no i obiecałam im dom
- Co takiego? - dopytał
- No tak powiedziałam że są trzy domy zdatne do zamieszkania i można je podłączyć pod prąd. No i że będą mogły zamieszkać tam osoby wraz ze swoimi rodzinami które spiszą się najlepiej. I tak sobie przypomniałam no i chciałam cię uprzedzić że pewnie niedługo zaczną się upominać abyś wybrał te osoby które dostaną ten dom. No ale dziś już skończyłeś pracę wiec co z tym imieniem dla dziecka. Przecież nie będę wybierała sama... Bo zobaczysz zostanie Alfred
- No proszę - powiedział
- Więc jak? - ciągnęłam dalej - nazwijmy go Damon
- Damon - powtórzył
- Jak sam już zauważyłeś do porodu nie zostało dużo czasu i do puki nie wymyślisz lepszego imienia zostanie Damon
Pocałowałam go przytulając się do niego. Quick był zamyślony. I chodz wolałam wybierać imiona dla dziecka wiedziałam że nie obejdzie się bez wrócenia do tematu Alfreda 
- A jeżeli te Alfredy myślą, odczuwają - zaczęłam - Lex mówi że są jak normalni ludzie. Nie za atakowali was może coś w tym jest. Może Sasza wcale ich nie kontroluje... Może po prostu byśmy odpuścili. Znaczy musimy pracować nad odtrutką dla Al ale zostawmy w spokoju jej przyjaciół.
- Nie wiem... ehh... nie podoba mi się to
- Sama już nie wiem co o tym myśleć. Szkoda mi Al jej naprawdę na nich zależy - powiedziałam - i nawet jak jeden z nich przyjdzie tu do nas. Musimy go wypuścić jeżeli tak obiecałeś Alex.
- Ona nas by tu wszystkich rozszarpała - stwierdził
- Nie podoba mi się to co zamierza robić profesor - wypaliłam - John przecież byliśmy przeciwni temu co robiły te grupy pokroju szpitala a teraz sami będziemy to robić. Przecież to chore. Nie możemy zmusić dziewczyny by zaszła w ciąże i urodziła nam zmutowane dziecko
- Słoneczko... - zaczął ale przerwało mu pukanie do drzwi
- John - warknęłam
No nie wierze czy my nigdy nie możemy normalnie porozmawiać. Quick na mnie popatrzył i się nie odezwał ale osoba zapukała drugi raz, i następny i następny
- Zabije - warknęłam - wlazł
Quick był rozbawiony ale przeszło mu jak tylko zobaczył w drzwiach Borysa
- Szefie ja nie chciałem przeszkadzać ale...
- Borys mów do rzeczy - poprosiłam
Naprawdę dam mu zlecenie na niego. Za nim on zacznie gadać minie więcej czasu niż załatwienie danej sprawy
- Mów Borys - rozkazał Quick
- No bo szefie przyjechały te Araby co w Warszawie były - wyjaśnił - przywiozły prezent 

Od Quicka Cd Rozi

Już się ściemniało gdy wróciłem na chatę. Miałem co prawda ten zamek i nawet poszedłem z zamiarem założenia go ale drzwi były za stare, próchniały. Więc po prostu by się rozwaliły. Rozi siedziała w pokoju i patrzyła na mnie. Trochę nie ciekawie to wyglądało.
-Nie przywitałeś się- stwierdziła. Usiadłem obok Rozi na łóżku a ta wpakowała mi się na kolana.
-Przepraszam zamyśliłem się trochę nad tym zamkiem. Będzie trzeba tu zrobić nowe drzwi bo do tych to nie warto wstawiać. Spróchniałe są.- wstałem i powiedziałem- popatrz jak to wszystko się rusza. To nie jest już drewno to gąbka albo próchno. A w sumie to moglibyśmy poczekać z tym zamkiem.
-John, czy ja ci coś zrobiłam? Nie przywitałeś się ze mną.
-Nie no skąd słońce.- pocałowałem ją , uśmiechnąłem się i powiedziałem- oprócz tego że musiałem przewalić z 15 ton węgla to pózniej musiałem iść do roboty i użerać się z tymi imbecylami.
-No wiesz, ja tobie tylko chciałam pokazać że profesor ma racje i że nie musisz się ze mną tak delikatnie obchodzić.
-Ja przepraszam cię że musiałaś słuchać tej rozmowy. Stary... czasami wyciąga z ludzi informacje i ma zgred takie podejście że kurde nie chcesz a powiesz. Mówię w sensie tego co dotyczy mnie. Ale ta jego propozycja to mnie zwaliła z nóg. Wiesz nie to słonko że ja się z tobą jak z jajkiem obchodzę ja po prostu nie wiedziałem czy w twoim stanie to jest dozwolone. A przecież wiesz jaka jest Amanda po pierwsze to jej nie trawię a po drugie jakbym zapytał to zaraz cała chata by wiedziała. A to że mi trochę odwaliło to nic miedzy nami nie zmienia. I naprawdę nie musisz udowadniać mi jak wiele możesz znieść. No bo dzisiaj to mnie z terroryzowałaś no i nie ukrywajmy raz to mnie zmusiłaś do czynu seksualnego a to jest karalne.- zacząłem się śmiać.
-Przepraszam nie chciałam cię tak męczyć. No ale sam przyznaj że profesor przesadził a co myślisz o Al? I tych Alfredach?
-ech no właśnie słońce. Oni naprawdę są i ja nie wiem ona próbowała ze mną rozmawiać ale ja muszę jeszcze sam z nią pogadać. Tylko muszę zastanowić się jak to zrobić, bo w sumie coś w tym jest. I zastanawia mnie jak ten Sasza do tego doszedł. Bo on jakoś chyba nimi steruje. I mówię poważnie. Będziemy musieli zjeść obiad z zimnym. Bo pomysł profesora to nie bardzo mi się podoba. Nawet się obawiam bo w sumie to nie wiadomo czy Sasza ma nad nimi kontrolę. A gdybyśmy my stworzyli takiego zimnego to z jednej strony moglibyśmy Saszę zwalczyć jego własną bronią. Natomiast z drugiej co by się stało jeśli ci zimni obrócili by się przeciwko nas?
-Czyli jesteś przeciwny temu tak jak ja- stwierdziła.
-W sumie to i tak i nie. Trzeba poddać to dyskusji. Bo skoro wszyscy wiedzą to niech się wypowiedzą. A z Al to ja nie wiem jak rozmawiać. Nie mam pojęcia czy ona jest bardziej z nami czy bardziej z nimi. Pewne jest jedynie to że jeżeli będziemy gadać to jej na pewno przy tym być nie może. Bo Drake to zasiał we mnie takie wątpliwości że ja naprawdę sam nie wiem co mam o tym myśleć.
-A co sądzisz o profesorze może on miesza ci w głowie żeby przejąć kontrolę nad wszystkim.
-Nie wiem słońce ale ja z siodła wysadzić się nie dam. I na pewno nie takiemu staremu capowi. W sumie to też lepiej mieć go na oku. Bo niby wie że nic nie wie. Niby nie wiedział a fiolkę na klona ma więc może nie ma żadnego antydotum. Ci ruscy to zawsze inni byli. A z tymi drzwiami to ty tak na prawdę na poważnie i na wczoraj?
-No tak- powiedziała- no co ja ci tu striptiz będę robić a Krzysiek albo Borys wejdzie nam do pokoju.
-No albo twój brat. Te drzwi naprawdę są spróchniałe do bólu a ja mam tu plany o kurde w sumie nie wziąłem ich z samochodu. Ale mogę po nie iść.
-Miałeś nie przynosić pracy do domu.
-No ale to jest moja praca domowa. No mówiłaś o tym imieniu no a ja ci mówię że oprócz imienia to co my we troje na trzech metrach siedzieć będziemy. Mały będzie spał a te przylezą tu z rozdartymi japami i co z tego że ja ten zamek pierdolony założę słońce i się zamkniemy załóżmy. To nie dość że będą krzyczeć to jeszcze walić w te pierdolone drzwi. I tak obudzą dziecko i tak obudzą dziecko. A i tak myślałem o garażu bo ten samochód to więcej stoi niż jezdzi  i w końcu ruda szmata mi go opierdoli. To nad garażem pociągnął bym dwa pokoje a w garażu zrobię sobie mini biuro i wtedy będziemy mieli sypialnię. A z tyłu tu gdzie jest teraz okno mielibyśmy pokój dla młodego i bawialnie tylko wtedy trzeba by było poprawić oświetlenie tutaj bo zamiast okna będzie otwór drzwiowy i bez drzwi bo sobie paluchy poprzycina ja podobno kiedyś sobie złamałem. No i można by było założyć te nowe drzwi. A co do imienia to proszę cię tylko nie Alfred i Stefan. Ani żaden inny nieboszczyk błagam.
-Czyli nie masz imienia? - popatrzyła na mnie
-No nie mam pomysłu na tą chwilę ale proszę cię nie patrz na mnie takim wzrokiem bo nie dość ze zacznę się jąkać to jeszcze się zabiję o własne nogi kiedyś.
-Ty się mnie boisz- roześmiała się
-No i to tak bardzo że na samo wspomnienie twojego imienia trzęsą mi się kolana. -I zacząłem ją łaskotać. - Ty wiesz że jesteś niegrzeczna. I teraz odbywasz swoją karę.
Rozi dziwnie zapaliła się czerwona kontrolka.
-Borys ci jakiś głupot na gadał?
-A miał mi coś przekazać? Nie no pójdę mu wpierdolę.
-nie no nie miał- wycofała się szybko. -Tylko...- zawiesiła się
-Tylko co?- dopytałem
-denerwuje mnie on -odparła
-No pojutrze go tu nie będzie spokojnie słońce ja wszystko załatwiłem. Sprowadzę mu tu rodzinę i się nią zajmie a do tej pory muszę go mieć na oku, w końcu był wtyką Iwana. A ty coś mi tu czarujesz czarodziejką.
-a z całą resztą co?
-No załatwione. Po obiedzie będziemy wychodzić na spacerek do lasu.
-Pogadać z Alfredem?- zaczęła się śmiać
-Nie ale to fajne czasy były posiedzieć sobie tak nad strumykiem, o kurde- podrapałem się po głowie - znaczy że ja sam jak z Niespodzianką byłem to siedziałem sobie tak nad strumykiem no w sensie że lubiłem sobie tak nad nim posiedzieć a Surprise rybami we mnie rzucała.

Od Borysa

Czemu ja kurwa stałem w tym salonie. Czemu nie poszedłem z szefem. Ba nie pojechałem, ten już nawet zaczął mnie wozić. To ja się usrałem, że będę pilnować tego silnego Krzyśka. A tu ta mała żmija taki nr wycięła. Muszę najpierw porozmawiać z chłopakami. Szef musi to wiedzieć, nie wiem jak to zrobię. Musi to wiedzieć, ale z drugiej strony jak się dowie i przejdzie mu miłość to zapierdoli niewinną dziewczynę. A przecież to tylko nastolatka po uszy zakochana w chłopaku no nie ukrywajmy jest w wieku mojej córki.
- Panienko Rozi szef mnie wzywa do siebie - skłamałem - miałem pilnować tego Krzyśka ale teraz muszę iść na jednostkę.
- Dobrze idz, tylko pamiętaj
- Wiem morda w kubeł, ale przed szefem to się nie da proszę mnie o to nie prosić.
- Ja ciebie Borys nie proszę. Ja tobie rozkazuje. Jesteś psem mojego męża... prawie... i co ty myślisz że ja nie mam sposobów na Quicka, że ja jestem głupią blondynką. Domyślam się że wszystkie psy tak o mnie myślą, ale macie jeden problem to ja z nim sypiam i ze mną jest szczery. I jeżeli czegoś się dowie od ciebie o rozmowie mojej z profesorem to na pewno wspomni o tym przy najbliższej okazji. I wiesz co Borys w tym wszystkim będzie najfajniejsze że to ja dam twojemu szefowi bezpośrednie zlecenie na ciebie. Zapłacę mu w naturze, pozwolę zabić cię w domu i jeszcze po tobie posprzątam.
- O Boże mówi pani jak mój szef.
- Właśnie zacznij zmawiać swoje zdrowaśki, czy do kogo ty tam się modlisz.
- Ja przepraszam ja nie wiedziałem
- No to nie przepraszaj tylko wynoś się lizać dupę swojemu szefowi. I pamiętaj ja nie obiecuję, jeżeli będzie trzeba to Quick cię zlikwiduje i zrobi to z przyjemnością...
- I bez zmrużenia oka - dodałem i wyszedłem
Mariusz stał pod bramą
- Coś ty taki blady chłopie?
- Słyszałem coś o czym nie mogę mówić
- To przestań gadać. Co ty pierdolisz? Szefa nie ma
- No właśnie nie ma i nie może się dowiedzieć
- A jednak z ruchał ją ten cały Krzysiek - stwierdził Mariusz
- Właśnie nie. Ona się zmieniła - powiedziałem
- Ale co zmieniła kolor włosów przecież nie ma ruskich
- Z profesorem coś rozmawiała i nie chcesz wiedzieć. Znaczy chcesz pewnie ale lepiej byś nie wiedział, bo zabije i ciebie
- Ona ta gówniara czym? - dopytał
- Nie no szef, w domu
- Co ty bredzisz?
- Ona mi powiedziała że jak ja powiem to co wiem, a wiem że wiem to mnie zabije szef.
- No ale za co? - dociekał Mariusz
- Bo dostanie na mnie zlecenie
- No ale od kogo?
- I pozwolenie
- Jakie pozwolenie? Co ty bredzisz
- No będę mógł zdechnąć na dywanie a tam dywanu nie ma i że ona posprząta jak już zdechnę jak szef mnie zabije. I wtedy jak ona posprząta to szef zabije mnie drugi raz już martwego że ona sprzątać musiała. - powiedziałem
- Grzesiek - powiedział Mariusz przez krótkofalówkę. - chodz tu bo ja nie rozkminiam Borysa, ty go bardziej czaisz
Po kilku moich papierosach przyszedł Grzesiek
- Co się dzieje? - zapytał
- No biała Borysa chce zajebać, to znaczy szef ma go zabić bo biała mu da zlecenie. - wyjaśnił Mariusz
- A ja myślałem że coś innego - stwierdził Grzesiek
- Tak to mu zapłaci - powiedziałem
- Ale o co chodzi? - dopytał Grzesiek
- No ogólnie to o jajko - powiedziałem
- O co ci z tym jajem chodzi?
- No bo profesor zaproponował szefowi że jak go tak rozwala od środka to niech se jakąś pannę znajdzie i niech się na niej wyżywa do woli. - zacząłem
- No jak ma ją lać to niech se lepiej wezmie chłopa do bicia - powiedział Grzesiek
- Nie ma jej lać tylko ruchać - powiedziałem
- No - powiedział Mariusz - pamiętam te jego słowa wtedy co Ivan przyjechał jak on to z jego córkę na ostro chciał
- Nie no ja wam mówiłem że szef to psychopata - stwierdził Grzesiek
- No i profesor mu to zaproponował ten się oburzył a ona tam stała i wszystko słyszała no że blondynka. I to ja nie wiem. Bo on z tą blondynką tak na delikatnie i dlatego profesor mu tak doradził. A ta mała żmija najpierw wygarnęła profesorowi mało co na zawał nie zszedł. A potem zagroziła mi że jak powiem szefowi to ona ma sposoby na szefa i się dowie i tak zakręci szefa że on mnie zabije. - wyjaśniłem
- No to trzeba myśleć - stwierdził Grzesiek - jak już szef zacznie szukać a gustuje w małolatach jak widać to podeślesz mu swoją córeczkę Borys. Popłacze, popłacze pózniej się przyzwyczai
- Wy jesteście pojebani. Łapy mi się trzęsą, zaczynam się bać tej żmiji.
- No wiesz - powiedział Maniek - walczy o swoje. Wszyscy się trzymamy żeby nas z siodeł nie wysadził. Bo co zrobisz na osadzie będziesz siedział i czekał na kolejny transport. A tak to jest git, sami się na to zapisaliśmy. A i chałupy mają trzy. Jak będziemy lojalni to się załapiemy. A widzicie tu się kasa nie liczy
- No - powiedziałem - ja to musiałem tu z nim przyjechać bo Ivan mi kazał ale wy wpierdoliliście się w to szambo na własne życzenie.
No i poszedłem bo co miałem zrobić.
- Szybko wróciłeś - stwierdziła blondyna
- Bo ja panią okłamałem na fajka chciałem iść, a pani taka zła. Głupio mi było
Ona na mnie tylko popatrzyła i poszła sobie do kuchni. A profesor siedział nad jakimiś papierami, kręcił głową i powtarzał w kółko
- Nie rozumiem tej rodziny i prędzej umrę nim rozszyfruje co tu się dzieje, a taka miła, mała dziewczynka
I tak w kółko gadał aż przysnąłem

Od Rozi

Rozmowę profesora i Quicka usłyszałam całkiem przez przypadek. Fakt mogłam się odezwać, albo zakasłać, cokolwiek ale stałam tam cicho i słuchałam. I to co usłyszałam wcale mi się nie podobało. Jakim prawem profesorek miesza w głowie Quickowi. Może mieszał mu od samego początku, może to przez niego Quick tak się zmienił, a teraz profesor przestał go kontrolować albo może nadal go kontroluje. Byłam wściekła, i chyba trzeba przypomnieć profesorkowi gdzie jest jego miejsce. I oberwało się Quickowi. Dopiero koło wieczora przed kolacją miałam okazje porozmawiać z profesorem. W salonie był tylko profesor który coś czytał i Borys stojący przy drzwiach. Swoją drogą ciekawe gdzie jest Quick. Usiadłam na przeciwko na fotelu.
- Nie przeszkadzam? - spytałam - Mogę zając profesorowi chwilkę
Zdziwiony profesor odłożył swoją lekturę i spojrzał na mnie
- Słucham cię moja droga - powiedział zdezorientowany profesor
- Mogę rozmawiać z panem otwarcie? - spytałam na wstępie
- Oczywiście - odparł
- Ma pan wielki wpływ na Quicka - wypaliłam - ufa panu
- Można tak to ująć - odparł profesor - ale niestety nie mówi mi wszystkiego
- Mówi panu wystarczająco dużo - zauważyłam - A pan chyba zapomina że jest tu tylko gościem. Szanuję pana i nawet podziwiam ale nie podoba mi się że pan miesza Quickowi w głowie
- Moje dziecko musiałaś zle mnie zrozumieć. - powiedział spokojnie profesor - na pewno usłyszałaś coś wyjęte z kontekstu i nie zrozumiałaś
- Zrozumiałam - zapewniłam - i usłyszałam wystarczająco dużo.
- Więc nie wiem skąd dziecko wywnioskowałaś że mieszam komuś w głowie
- Pan uważa że jestem głupia? - powiedziałam
- Ależ skąd - oburzył się
Cokolwiek profesor sobie myślał najwidoczniej go bawiłam. Myśli że ma przed sobą głupią małolatę. To jeszcze się zdziwi
- Powiem coś panu - powiedziałam - przeżyłam rok epidemii jaką zesłał na nas pan. Pan profesor nawet nie zdaję sobie sprawy z tego do czego ludzie byli zmuszeni by przeżyć w tym świecie. Pan mnie nie zna i nie chciał by pan dowiedzieć się do czego jestem zdolna. Quick siedział w jaskini ale ja z bratem chodziliśmy po całej Polsce. Wy w Rosji mieliście tylko jednego wroga i wiedzieliście do czego wasz wróg jest zdolny. A my tutaj... Mieliśmy wrogów na każdym kroku, nie mogliśmy ufać nikomu. Zagrożeniem byli zimni i inni ludzie którzy byli wstanie zabić kogoś za puszkę konserwy albo jeden nabój. To że nie lubię nosić przy sobie broni i nie lubię patrzeć na czyjąś śmierć nie równa się tego że sama tego nie robiłam. Jestem egoistką, myślę o sobie a teraz i o swoim dziecku i nie pozwolę by ktoś taki jak pan który nie zna życia mi w jakikolwiek sposób zagrażał. Nie podoba mi się i nie życzę sobie aby pan wciskał Quickowi jakieś laski do łóżka. Nie podoba mi się że zamierza pan eksperymentować na ludziach. Mało panu tej apokalipsy chce pan narobić więcej bałaganu... Ostrzegam pana Panie profesorze nie pozwolę na to by mieszał pan Quickowi w głowie. Jeżeli będę zmuszona zrobię to co będzie trzeba by przeżyć...
Profesora wmurowało, biedny staruszek zbladł i chyba nie wiedział co o tym myśleć. Wstałam z fotela.
- Miło się z panem konwersuje
Już miałam wrócić do pokoju ale odkręciłam się jeszcze do Borysa.
- Miło by było gdybyś trzymał twarz na kłódkę - poleciłam - i aby ta rozmowa została w tym salonie. Bo z tobą również będę musiała przeprowadzić taką rozmowę.
Poszłam na górę. Tylko mój brat zna mnie na prawdę. A ja nie pozwolę by jakiś marny, stary profesorek odebrał mi wszystko. 

Od Lexi

Po rozmowie z Drake'em poszłam poszukać Quicka. Nie byłam pewna czy Drake mówił na serio czy po prostu gadał co mu ślina na język przyniesie tylko po to bym nie krzyczała. Próbowałam również skontaktować się z Alfredem czy ze Stefanem jest wszystko w porządku. Na prawdę się o niego martwiłam. Byłam tak skupiona że dosłownie wpadłam na Luke'a który mnie przytrzymał bym nie spadła z tych schodów.
-Lexi wszystko w porządku?- zapytał. Dopiero teraz zauważyłam jak on to zniósł, choć starał się tego nie pokazywać.
-Tak, muszę znaleść Quicka.
-Jest w salonie z Profesorem rozmawia.- wyjaśnił wyminęłam go i pobiegłam do salonu, z Luke'em też będę musiała pogadać.
-Przeszkadzam?- spytałam na wstępie by nie było że podsłuchuje.
-Nie- zapewnił od razu Quick choć profesor próbował się burzyć. - może pójdzie profesor do Amandy?
Profesor nie chętnie ale poszedł.
-Naprawdę niechcący na niego wpadliśmy. -zaczął Quick.
-Wiem że kłamiesz, nawet Drake to potwierdził.
-A to kabel- mruknął pod nosem.
-To prawda?- spytałam
-No tak fakt skłamałem ale...
-nie o to mi chodzi. Drake powiedział że mam przyprowadzić Alfreda profesor pobierze mu krew a Alfred pózniej będzie mógł wrócić... Czyli  kłamał? Przecież ja go uduszę- i już wstałam by pójść się kłócić z Drake'em.
-nie akurat to prawda. Czyli się zgadzasz? I to jest możliwe?
-No...tak. Jeśli Alfred się zgodzi.
-Czyli ty tak na prawdę z nimi gadasz? - spytał z zaciekawieniem. Pokiwałam głową w odpowiedzi.
-I tak na odległość- znów skinęłam głową- a więc możesz się teraz zapytać Alfreda czy przyjdzie?
-No nie bardzo. Nie potrafię na zawołanie z nimi gadać, czasem mi się udaje ale na ogół to oni muszą pierwsi nawiązać "połączenie". A dzisiaj udało mi się to kilka razy.
-Czyli spróbujesz jutro?
-Mogłabym nawet dzisiaj ich poszukać i zapytać ale najpierw musisz coś wiedzieć. Wiem że pewnie i tak mi nie uwierzysz i uznasz że mi do reszty odwaliło ale oni nie są tacy jak zimni. Oni umieją myśleć i czują. Tak jak my. Boją się, smucą, cieszą i w ogóle. Też żywią się ludzmi ale mogą też zimnymi. I na ogół to właśnie nimi się żywią. Polują kiedy są głodni i atakują kiedy się boją. Są jak ludzie rozumiesz?
-Rozumiem- powiedział ale i tak podejrzewałam że jest inaczej.
-Stefan się was bał ale was nie zaatakował bo go o to poprosiłam, reszta mogła by was zaatakować ale tylko dlatego bo są jak rodzeństwo...
-Czekaj chcesz powiedzieć że te cztery pozostałe miały zamiar nas zaatakować?
-Nie...tak. Och, Stefan to ich brat martwili się o niego ale nie chcieli tym bardziej nie pozwoliłabym im- zapewniłam choć Quick i tak patrzył na mnie sceptycznie.
-Nie wierzysz mi- powiedziałam z rezygnacją.
-To nie tak...
-A ja wierzę- powiedziała Rozi. Nawet nie wiedziałam kiedy przyszła. I jak to u nas bywa okazało się że w salonie są prawie wszyscy. Luke, Drake, Pati i Julka. No świetnie. Naprawdę zdawałam sobie sprawę jak to brzmi i podejrzewałam że oni naprawdę uznają mnie za wariatkę. Ale Rozi mi wierzy i w sumie to mi wystarczy.
-A jak to jest? Oni wszyscy mają swoje imię?- zapytała Rozi siadając obok Quicka.
-No tak, Sasza im daje imiona. Ale na przykład Alfred wolał imię jakie dała mu matka.
-Czyli oni mają matki?- dopytała.
-No nie bardzo - ten sen który mi się śnił okazał się prawdą- matki ... umierają przy porodzie ale oni pamiętają jak to było przed porodem. Matka nazwała go Alfred a Sasza- Wania.
-W sumie się nie dziwię że wybrał to pierwsze. Wania... co to za imię? - powiedział Drake. Ale prawda była taka że Alfred miał wyrzuty sumienia że zjadł własną matkę. No i to była jego matka to ona powinna nadać mu imię. To nasunęło mi pytanie czy Rozi już jakieś wybrała dla swojego dziecka ale postanowiłam kiedy indziej ją zapytać.
-Po co wyciągnąłeś rękę do Stefana?- zapytałam Quicka

Od Lexi Cd Drake

W głowie rozległ mi się harmider. Nie potrafiłam rozróżnić słów, ale wiedziałam że będą kłopoty. Próbowałam jakoś porozumieć się z Alfredem. On z całego rodzeństwa był najbardziej wyrozumiały i najłatwiej mi się z nim rozmawiało. Nigdy nie potrafiłam rozmawiać z całą piątką.
Muszę się uspokoić.
Powoli zaczynałam wyłapywać pojedyncze słowa w kółko powtarzały się ,,zabić" i ,,ludzie". Próbowałam wyłapać kto mówi najgłośniej, a może myśli? Kiedy się skupiłam potrafiłam rozróżnić ich głosy. Stefan. To o niego chodzi.
"-Stefan co się dzieje?"- spytałam go w myślach. W odpowiedzi usłyszałam te trzy magiczne słowa "ludzie" i "zabiją mnie".
"-Jacy ludzie kto zabije?"
"-Twój brat i ktoś jeszcze"- dobra wiadomość była taka że to była pierwsza cała wypowiedz którą usłyszałam od Stefana czy pozostałej trójki, zła no cóż chyba nie muszę tłumaczyć. Drake musiał pójść z Quickiem.  Drake obiecał że ich nie zabije ale oni nie rozumieli. Nie rozumieli że oni też myślą i czują.
"-Stefan spokojnie..."- próbowałam go uspokoić ale straciłam "połączenie". Znów rozległ się hałas. Próbowałam jeszcze kilkukrotnie nawiązać z nim kontakt tak samo jak i z Alfredem ale nadaremno. Dopiero pózniej zrozumiałam w jakim zagrożeniu są chłopacy. Przecież oni będą się starać pomóc Stefanowi. No a chłopacy chcą go zabić albo bynajmniej tak to odbiera Stefan. To mnie zmotywowało na tyle że nawiązałam "połączenie" z Alfredem.
"-Alfred nie możecie ich skrzywdzić"
"-Ale oni skrzywdzą Stefana, przykro mi ale to mój brat"
"-Alfred poczekaj, spróbuje z nimi porozmawiać"
Sama nie byłam pewna o kogo się boję. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego że płaczę do puki do pokoju nie weszła Rozi.
-Al co jest?- spytała spokojnie.
-Oni go zabiją- poskarżyłam się.
-Kogo? Kto?
-Oni go zabiją nie mogą, Drake obiecał- histeryzowałam dalej i nawet nie wiedziałam jak w moim ręku znalazła się krótkofalówka. Nie wydaje mi się żebym wychodziła z pokoju.
-daj- poprosiła, posłusznie oddałam jej urządzenie. Rozi chwilę rozmawiała z chłopakami ale nie przyswajałam co, wciąż próbowałam skontaktować się ze Stefanem. Ale nie potrafiłam czułam jedynie jego strach. Zaczynałam się zastanawiać czy ktokolwiek może z nim  rozmawiać, czy Stefan się nie odgrodził z tej paniki.
"-Stefan wiem że się boisz, ale oni cię nie skrzywdzą, jestem tego pewna"- mówiłam do niego spokojnie choć sama nie wiedziałam czy mnie słyszy. Ale chyba poskutkowało bo się trochę uspokoił.
"-Stefan co moi bracia robią?"
"-Jeden z nich wyciąga rękę"- odpowiedział już spokojniej. Podobno Stefan był z nich najmłodszy choć podobno urodzili się tego samego dnia, ale i tak się zachowywał i ja też powoli zaczynałam go traktować jak młodszego brata choć to było chore.
"-Ma w niej coś?"- spytałam a Stefan zaprzeczył.
 Wyrwałam Rozi krótkofalówkę.
-Drake jak go zabijecie nie wybaczę wam tego.- krzyknęłam i oddałam Rozi urządzenie- Roz powiedz im że nie mogą go zabić. On nic nie robi, nie jest zagrożeniem. Stefan to brat Alfreda. - poprosiłam ją. Rozi coś do nich powiedziała i chyba poskutkowało bo Quick zwrócił się do mnie.
-Al no pomóż mi. Wpadłem dosłownie na twojego przyjaciela, przypadkiem. Uciekałem przed świnią naprawdę...  nie zauważyłem go naprawdę.
"-Nie prawda- warknął Stefan- polowali na mnie, boję się"
"-Ciii Stefan, ciii, już jest dobrze."- zwróciłam się do Stefana. Chciałam wierzyć Quickowi ale to było kłamstwo, ja to wiedziałam, znałam go. On niczego nie rozumnie. Chce dobrze ale mnie okłamał a to oznaczało że... Oni mi nie ufają, uważają że mi odwala. A może mają racje?
"-Boję się, naprawdę my cię nie okłamiemy nigdy"- obiecał Stefan. To mi pomogło a nie powinno, powinnam to zlać to są zombie oni jedzą ludzi. Rozpłakałam się jeszcze bardziej.
-kłamiesz- wytknęłam Quickowi.
"-Nie, ja bym cię nie okłamał"- Stefan najwyrazniej uznał że to było do niego.
"-Wiem Stefan"- uspokoiłam go.
"-My żywimy się tymi gnijącymi- tłumaczył- oni zjadają was. Myślałem że nie są wam potrzebni ale jeśli to też są twoi bracia możemy polować dalej"
"-nie Stefan ci gnijący są zli, ale moich braci nie możesz zjeść, dobrze?"
-Oni nic mu nie zrobią- uspokoiła mnie Rozi i wyszła. Czy ona też uważa mnie za wariatkę? Położyłam się na łóżku i płakałam dalej do momentu aż przyszedł Drake.
-Lex..- zaczął ale mu przerwałam.
-Obiecałeś. Oni nic nie robią, wiesz że oni tylko nam pomagają? Żywią się zimnymi a Stefan powiedział że jeśli nam to przeszkadza to oni mogą polować gdzie indziej. Zresztą po co ci to mówię? Ty i tak mi nie wierzysz.
-To nie jest tak że ci nie wierzę- zaczął się tłumaczyć- boje się o ciebie, chcieliśmy się dowiedzieć jak ci pomóc...
-Nie odzywaj się do mnie i tak mówię do ciebie- ale Drake mnie nie słuchał i mówił dalej.
- Tym bardziej nie zabiliśmy Stefana. I nie mieliśmy takiego zamiaru. Chcieliśmy go złapać i profesor miał go przebadać. Chcieliśmy się dowiedzieć jak ci pomóc.
-A pózniej go zabić?
-Lex potrzebujemy jego krwi, jeśli go tu zaprosisz i namówisz by ją dał i nie będzie nikomu zagrażał to go wypuścimy.