Po rozmowie z Drake'em poszłam poszukać Quicka. Nie byłam pewna czy Drake mówił na serio czy po prostu gadał co mu ślina na język przyniesie tylko po to bym nie krzyczała. Próbowałam również skontaktować się z Alfredem czy ze Stefanem jest wszystko w porządku. Na prawdę się o niego martwiłam. Byłam tak skupiona że dosłownie wpadłam na Luke'a który mnie przytrzymał bym nie spadła z tych schodów.
-Lexi wszystko w porządku?- zapytał. Dopiero teraz zauważyłam jak on to zniósł, choć starał się tego nie pokazywać.
-Tak, muszę znaleść Quicka.
-Jest w salonie z Profesorem rozmawia.- wyjaśnił wyminęłam go i pobiegłam do salonu, z Luke'em też będę musiała pogadać.
-Przeszkadzam?- spytałam na wstępie by nie było że podsłuchuje.
-Nie- zapewnił od razu Quick choć profesor próbował się burzyć. - może pójdzie profesor do Amandy?
Profesor nie chętnie ale poszedł.
-Naprawdę niechcący na niego wpadliśmy. -zaczął Quick.
-Wiem że kłamiesz, nawet Drake to potwierdził.
-A to kabel- mruknął pod nosem.
-To prawda?- spytałam
-No tak fakt skłamałem ale...
-nie o to mi chodzi. Drake powiedział że mam przyprowadzić Alfreda profesor pobierze mu krew a Alfred pózniej będzie mógł wrócić... Czyli kłamał? Przecież ja go uduszę- i już wstałam by pójść się kłócić z Drake'em.
-nie akurat to prawda. Czyli się zgadzasz? I to jest możliwe?
-No...tak. Jeśli Alfred się zgodzi.
-Czyli ty tak na prawdę z nimi gadasz? - spytał z zaciekawieniem. Pokiwałam głową w odpowiedzi.
-I tak na odległość- znów skinęłam głową- a więc możesz się teraz zapytać Alfreda czy przyjdzie?
-No nie bardzo. Nie potrafię na zawołanie z nimi gadać, czasem mi się udaje ale na ogół to oni muszą pierwsi nawiązać "połączenie". A dzisiaj udało mi się to kilka razy.
-Czyli spróbujesz jutro?
-Mogłabym nawet dzisiaj ich poszukać i zapytać ale najpierw musisz coś wiedzieć. Wiem że pewnie i tak mi nie uwierzysz i uznasz że mi do reszty odwaliło ale oni nie są tacy jak zimni. Oni umieją myśleć i czują. Tak jak my. Boją się, smucą, cieszą i w ogóle. Też żywią się ludzmi ale mogą też zimnymi. I na ogół to właśnie nimi się żywią. Polują kiedy są głodni i atakują kiedy się boją. Są jak ludzie rozumiesz?
-Rozumiem- powiedział ale i tak podejrzewałam że jest inaczej.
-Stefan się was bał ale was nie zaatakował bo go o to poprosiłam, reszta mogła by was zaatakować ale tylko dlatego bo są jak rodzeństwo...
-Czekaj chcesz powiedzieć że te cztery pozostałe miały zamiar nas zaatakować?
-Nie...tak. Och, Stefan to ich brat martwili się o niego ale nie chcieli tym bardziej nie pozwoliłabym im- zapewniłam choć Quick i tak patrzył na mnie sceptycznie.
-Nie wierzysz mi- powiedziałam z rezygnacją.
-To nie tak...
-A ja wierzę- powiedziała Rozi. Nawet nie wiedziałam kiedy przyszła. I jak to u nas bywa okazało się że w salonie są prawie wszyscy. Luke, Drake, Pati i Julka. No świetnie. Naprawdę zdawałam sobie sprawę jak to brzmi i podejrzewałam że oni naprawdę uznają mnie za wariatkę. Ale Rozi mi wierzy i w sumie to mi wystarczy.
-A jak to jest? Oni wszyscy mają swoje imię?- zapytała Rozi siadając obok Quicka.
-No tak, Sasza im daje imiona. Ale na przykład Alfred wolał imię jakie dała mu matka.
-Czyli oni mają matki?- dopytała.
-No nie bardzo - ten sen który mi się śnił okazał się prawdą- matki ... umierają przy porodzie ale oni pamiętają jak to było przed porodem. Matka nazwała go Alfred a Sasza- Wania.
-W sumie się nie dziwię że wybrał to pierwsze. Wania... co to za imię? - powiedział Drake. Ale prawda była taka że Alfred miał wyrzuty sumienia że zjadł własną matkę. No i to była jego matka to ona powinna nadać mu imię. To nasunęło mi pytanie czy Rozi już jakieś wybrała dla swojego dziecka ale postanowiłam kiedy indziej ją zapytać.
-Po co wyciągnąłeś rękę do Stefana?- zapytałam Quicka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz