czwartek, 12 października 2017

Od Quicka

W nocy obudziła mnie Rozi pocałunkami .
-Coś mi obiecałeś wczoraj- powiedziała kokietując mnie.
-No tak ale zasnęłaś i mi też oko się przymknęło.
-Więc gotów do działania ? -dopytała .
-Dla ciebie słonko zawsze- uśmiechnąłem się, dwie kolejne godziny to był kosmos i byliśmy tylko my i nasza miłość .Ledwie skończyliśmy i Różyczka układała się do snu wszedł Drake cicho pytając czy możemy pogadać .
-Jasne.- Odparłem.
-Słyszałem że nie śpicie ale poczekałem aż skończycie- tłumaczył nie -mogę spać Alex przyprowadziłem.
-Moment założę spodnie .-Przerwałem mu wkładając spodnie i zacząłem zakładać buty.
-I jak Al ? -Zapytałem.
-No nie wiem profesor oglądał ranę powiedział ze nie jest dobrze i chciał z tobą mówić ja całą ja zapłakaną zaniosłem do pokoju i utuliłem usnęła ja nie mogłem spać poszedłem się przejść spotkałem takiego kolesia nawet nie wiem jak miał na imię . Luke jest w całkowitej rozsypce wypiliśmy trochę i graliśmy w karty żeby jakoś odreagować- ciągnął dalej swój monolog.Wtedy odezwała się Rozi ze do łazienki musi a że nie miała nic na sobie podałem jej koszulkę którą miałem właśnie założyć swoją drogą była jak sukienka rozwidniało się już Rozi poszła do łazienki a Drake ciągnął swój monolog dalej.
- Myślisz że jest na to jakiś lek? Nie chcę jej stracić kocham ją człowiek uświadamia sobie pewne rzeczy dopiero jak ma świadomość że tę osobę może stracić tak naprawdę na zawsze .Nie radzę sobie z tym muszę wypić masz coś?- Dopytał
-Coś się znajdzie- powiedziałem i podałem mu butelkę ruskiej wódki .-Stary jak jest trucizna to i odtrutkę zrobić można tylko musimy wiedzieć co to za cholerstwo ja zaraz pogadam z profesorem i dziś do Krakowa miałem pojechać bo stary gadał coś wczoraj że jeszcze jakieś papiery na kwadrat do was przesłał nim się z laboratorium zwinął więc trzeba trzepnąć waszą chatę.
-I instytut- dodał Drake- jadę z tobą chociaż ciężko mi będzie bo gdy ostatnio tam byłem to ojca spotkałem był zmieniony musiałem go zabić , ale siostra nic nie wie i chce żeby tak zostało
 Wtedy rozległ się krzyk Rozi ja wypadłem z pokoju rozejrzałem się i dostrzegłem jak Rozi szamocze się z jakimś gościem który ją normalnie  i legalnie próbował przelecieć zwinąłem go za fraki powoli dochodzili inni pobudzeni lokatorzy domu. Rozi wystraszona wtuliła się we mnie a tamten zbierał się z podłogi .
-Kochanie idz do brata- powiedziałem spokojnie .Rozi wtuliła się w Drake a tamten wstał na równe nogi.
-Co ty robisz w moim domu jak się tu dostałeś i czemu dobierasz się do mojej narzeczonej ?- ryknąłem.
-Ten imbecyl mnie zaprosił jak se polazł to Ivana szukać zacząłem . ale że ty żyjesz to pojęcia nie miałem on przyjechał i myślałem że cie już zajebał jak mówił wcześniej i se idę zobaczyłem twoja cizie to myślę ze se dogodzę a chciało mi się bo wypiłem a ta gębę wydarła no i jestem zdziwiony.
-To zaraz zdziwisz się jeszcze bardziej .To ty szpiegujesz? Kto jeszcze , ilu was jest ?
-Trzech -spokojnie stwierdził tamten nie zdając sobie sprawy z tego co robi wyglądał jak naćpany .
-Co jeszcze wiesz ?
-Dużo ale powiem ci tylko jedno zginiesz marnie .
-No co ty nie powiesz -Borys był już na górze -Kod niebieski wszyscy za 20 minut przed domem całe wojsko przed dom rozumiesz Borys? A cywile mają w jednej grupie stać i czekać na mnie czy to baba chłop starucha czy mały gnój włączyć syrenę budzić to barachło Borys nikt spał nie będzie do puki ich nie dopadnę nikt ma poza mur nie wychodzić po ulicach chodzi tylko wojsko i moja rodzina dodałem strzelać bez ostrzeżenia do każdego kto się nie dostosuje ja wam zrobię dziś takie tango ze się posracie
Borys wybiegł z domu
-No to czas na lekcje pokory kretynie -powiedziałem podchodząc do niego.
-I się zaczyna- skomentowała Pati bo ktoś dopytał co się dzieje
Ja już nie słuchałem bo zacząłem lać tamtego debila za wszystko chyba nawet za to że się urodził był niezły wiec troszkę się zeszło zanim go położyłem musiał się szkolić w jakiejś sztuce walki bo oberwałem i ja nawet limo miałem ale gdy by mnie z niego nie zdjęli to zabił bym bydlaka .
-Masz ty szczęście kurwa że nie dali mi dokończyć z tobą ,a może nie masz bo się jeszcze spotkamy obiecuje
-Amanda poskładaj pana bo go połamałem chyba .Ochrona dla naszej pani doktor i to 4 najlepszych ludzi ma stać.
-Tak jest
-Zajmijcie się nim -i wszedłem na piętro bo bójka potoczyła się tak że wylądowałem w salonie razem z nim .
-Sorry nie pomyślałem -wybełkotał Drake .
Przytuliłem Różyczkę a część ludzi napadła z gębami na Drake co on za typa przyprowadził.
-Dobrze wszystko -dopytałem pokiwała głową tylko Krzysiek stał przy naszym pokoju i gapił się na mnie.
-A ty co w gębę też zarobić chcesz?- wydarłem się .
-Już uspokój się  John nic mi nie jest muszę cie obejrzeć bo oberwałeś .
-No właśnie dla tego czekam bo chyba szwy puściły i nie wiem czy po profesora iść?
Dopiero wtedy popatrzyłem na siebie a Rozi na mnie z rany lała się krew i była w koło sina.
-Nic mi nie jest burknąłem do niego.
-Idz Krzysiek ale po profesora bo Amandę to zatłucze. Usiądz i uspokój się muszę cie obejrzeć będziesz miał siniaka pod okiem proszę cię tylko spokojny bądz i nie drzyj się na profesora to zszyć trzeba zawsze pakujecie się w kłopoty obaj co ja z wami mam- mówiła Rozi przykładając mi coś zimnego do oka pózniej mnie pocałowała
-bardzo boli?- dopytała
-Już nie bo mnie pocałowałaś słonko
-Obiecaj że będziesz spokojny jak przyjdzie profesor żeby nie było jak ostatnio
-Tak obiecuję .
-Drake dostanie za to już ja mu powiem do słuchu tylko tu ciebie przypilnuje wariacie -uśmiechnęła się Rozi .
-Daj mu spokój słonko ciężko mu, chciał zluzować a przysłużył się nam muszę znaleść jeszcze dwóch kabli i po kłopocie .Jak stary skończy pojadę do osady.
-Jadę z tobą- oświadczyła .
-Dobrze jak chcesz ale to nudne będzie .
-A do Krakowa dziś jedziemy? -zapytała
-Tak zaraz po śniadaniu i Drake chce jechać z nami .
Wtedy wszedł profesor który już o wszystkim był poinformowany zaczął zszywać mi te ranę rozmawialiśmy też o Alex jak jej pomóc i stary powiedział że posprawdza krew, mocz i takie jakieś badania porobi coś o składzie chemicznym mówił że jak się da to będzie można to wyselekcjonuje jakieś tam pierwiastki chemiczne i trzeba będzie robić lek na to.Ja wysłuchałem go dokładnie a pózniej zapewniłem ze pojadę i zbiorę wszystko co możliwe by coś się o tym dowiedzieć .Puzniej poczekałem na Rozi i pojechałem na osadę .Gdy wyszedłem z domu wszystko było gotowe zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy w asyście wojska do osady Tam wszystko było jak kazałem Ludzie jak mnie zobaczyli najpierw klaskali pózniej ja im tłumaczyłem wydzierałem na tych dwóch którzy gdzieś tam byli ze ich znajdę kazałem przywieść Ivana z celi i darłem się ze nawet jego zabije i ze od niego dowiem się o wtykach że tak się nie robi ja ich tu przywiozłem broniłem przed Ruskiem a oni mi pod górkę robią  szpiedzy napadają na moja rodzinę na koniec ustaliłem zasady że nikt nie wychodzi poza mur bo zostanie zastrzelony i każdy wybryk będzie miał swoje konsekwencje że ja tu rządzie i albo będą przestrzegać moich zasad a jak nie to ich powybijam była totalna cisza więc zwinąłem Ivana i pojechaliśmy do domu. Powiedziałem jeszcze wojskowym co maja robić i nie zdjąłem kodu niebieskiego zarządziłem godzinę policyjna i zakaz wychodzenia poza płot i ruszyłem do domu.

Od Quicka

Alex zarażona, popatrzyłem na Rozi bo wiem że miałem nie opuszczać chaty.
-tak wiem mam szlaban. Ale może choć tutaj uda mi się załatwić, słońce my pójdziemy do pokoju ty mi wszystko opowiesz ale dokładnie ze szczegółami a no i ja cie ze szczegółami obejrzę czy aby na pewno nikt ciebie nie ugryzł.
Rozi blada pokiwała tylko głową.
-Luke posłuchaj chłopie trochę gadałem z Rozi i wychodzi mi z tego że tutaj coś zmutowało albo ja już zupełnie nie wiem, wiec tak sobie myślę że będziemy musieli odłowić jednego normalnego i tego jakby innego. Rozumiesz co do ciebie mówię chłopie- wrzasnąłem bo chłopak był ledwie przytomny.- Różyczko ty chodz ze mną, Julka wez zajmij się Luke'em. Profesorze zapraszam do gabinetu.
-Będziecie mnie oglądać obaj?- zapytała Rozi.
-spokojnie my to sobie już coś ustaliliśmy dzisiaj.- uśmiechnąłem się. weszliśmy do gabinetu i zacząłem gadać z Profesorem.
-Profesorze niech profesor opisze jak to wygląda. W sensie że ta rana.
A profesor wywalił na mnie oczy.
-Ale ja jej jeszcze nie widziałem.
-jak kto to ten kretyn jeszcze jej tu nie przyprowadził no przecież ja go zaraz za morduję.
-I co teraz zrobisz synu?
-no myślę o tym żeby odłowić dwóch. A zaraz porozmawiam z Rozi żeby dowiedzieć się jak ci drudzy wyglądają bo ja w ciemnościach to nic nie widziałem, ale jak prowadziłem stado to też było kilku takich którzy inaczej reagowali niż reszta wiec coś w tym musi być
-A co z tą dziewczyną -dopytał profesor
-Jezu to mnie pan pyta? Ja to ją mogę jedynie złapać i przytrzymać by się nie wyrywała. A dzisiaj to w ogóle jestem uziemiony. Po za tym między dwoje zakochanych trzeci włazić nie powinien.
-ty synu to się zajmij swoją rodziną bo u was też widzę pewne problemy
-A profesor coś może wie o tej drugiej odmianie
-no były jakieś zarysy. I badania też prowadziliśmy i ja nawet przysłałem je do instytutu do Krakowa nim udało mi się z tego wszystkiego wymiksować bo ze sobą nic zabrać nie mogłem.
-no rozumiem czyli te papiery mogą znajdować się gdzieś w instytucie tak?
-No teoretycznie to tak.
No i oczywiście wpadła Amanda
-A może są na moim uniwersytecie?
-No i co przestudiowałaś je i srasz pod siebie?!- ryknąłem.
-Sugerowałbym- powiedział Profesor- żeby szef wziął coś na uspokojenie.
-Ale ja jestem spokojny.
-po ostatnich wydarzeniach to ja wnioskuje że trochę coś psychika ci siadła.
-no nie wariata to ja już z siebie zrobić nie dam. Niech profesor coś myśli i kombinuje. A do Krakowa i tak miałem jechać. Dobra chodz Rozi idziemy na górę tu i tak nic po nas.
Poszliśmy na górę bo Luke'owi to ja raczej w  niczym pomóc nie mogłem mówiłem do niego a on był nie obecny a przecież przytulał go nie będę. Gdy byliśmy już w pokoju to chyba ze cztery razy pytałem Rozi czy aby na pewno nawet nie chuchnął na nią żaden zimny. próbowałem też czegoś dowiedzieć się od niej jak oni wyglądają ale ona coś dziwnie mówiła znaczy mniej więcej brzmiało to tak
-oni to jak normalni ludzie w sumie- zamyśliła się przez chwilę i nagle wypaliła- tylko po co ten trzeci pedał.
-Co takiego- dopytałem -zaraz ja czegoś nie rozumiem, zombie zamiast nóg miał pedały
-Nie samochód miał trzy.
-No to prawidłowo
-I nie rozumiem po co był ten trzeci
-To o to chodzi z tymi pedałami,- pomijając cały komizm sytuacji uśmiechnąłem się do własnych myśli jeżeli pedały w samochodzie to nie długo dowiem się o co chodziło z tymi lodami. Westchnąłem ciężko.
-Wiesz co ja ci kiedyś w wolnej chwili wytłumaczę jak to leci z tymi pedałami. W sensie że w samochodzie.
-Ale poradziłam sobie z dwoma pedałami i dojechałam. I ja myślałam że dlatego Alex się zrzygała. A wtedy oni ją ugryzli a może to przez te trupy co ukradła Pati...
-Eee...czekaj ale o jakich trupach teraz mówimy o tych śmierdzących czy o tych nowych
-nie no Pati ukradła dwa trupy z podwórka.
-A kto przyprowadził zimnych na podwórko?
- Ale ona nie mówił że są zimni tylko że są ciężcy
-Aha czyli... układając wszystko w jedną całość Pati ukradła dwa ruskie trupy
-No -wtrąciła się Rozi- ale przecież one były tobie nie potrzebne John. Przecież ty ich zabiłeś już
-Dobra nie ważne- powiedziałem- wiec Pati ukradła te dwa trupy zapakowałyście je na pakę...
-I pózniej ukradłyśmy jeszcze drut
-Aha.. drut i co z tym drutem zrobiłyście jak już tam dojechałyście
-No otoczyliśmy ich
-Ale jak?- dopytałem
-No dziewczyny tym drutem
Złapałem się za głowę.
- Stado liczące koło 200 trupów otoczyłyście drutem i co miałyście zamiar z tym pózniej zrobić?
-No dziewczyny miały ich po cichu pozabijać tak po kolei a ja miałam ubezpieczać jakby któryś uciekł.
-Po kolei, trup uciekł i co było póznie Różyczko
-no i pózniej ten drut się przerwał bo one się tam bić zaczęły i Alex powiedziała że to ogarnie i tam pobiegła a pozniej to kazały mi samochód podstawić no i ja je przywiozłam tylko te pedały
-Yhym to zimny ugryzł ją wtedy  jak pobiegł czyli zastanówmy się to było wczoraj i gdzieś tak będzie koło 15 -16. No bo wstałem poszedłem do tych ruskich pozabijałem ich no to tak  będzie a teraz mamy 15. To 24 godziny. O kurde
-Myślisz ze coś zle zrobiłyśmy? Bo my chciałyśmy tylko się przydać
-Nie no wszystko jest dobrze Słoneczko ty to się nie denerwuj Tylko szkoda że Alex nic nie powiedziała.
-Ale ona na pewno o siebie zadbała- powiedziała Rozi.
-No w to nie wątpię ale pamiętasz ty miałaś gorączkę a ona wymiotuje i dziwnie się zachowuje, krzyczy, przecież ostatnio przy obiedzie nikt nic nie mówił a was uciszała. Rety ciekawe który ja dziabnął
no i oczywiście czar popołudnia prysł zmęczonej Rozi jakoś udało się zasnąć a ja leżałem i kombinowałem jak tu złowić tych zimnych czym oni się różnią bo jakoś tak Rozi nie składnie mówiła. mam nadzieję że Drake ją przyprowadzi a dalej to nie wiem  dupa jadę jutro do Krakowa. Chciałem nawet poczekać trochę i zejść aby dowiedzieć się czy już wrócili może ale sen niestety tez dopadł i mnie i zasnąłem jak dziecko.

Od Luke'a

Przerażony patrzyłem jak Lexi znika miedzy drzewami. Rozkojarzony wróciłem do domu, nie rejestrowałem co mówi do mnie Julka minąłem ją bez słowa i poszukałem profesora. Siedział w gabinecie Amandy, na szczęście jej nigdzie nie było.
-Profesorze, obieca pan że nikomu nie powtórzy tego co panu powiem?
Profesor był zdziwiony ale obiecał.
-No więc chodzi o Lexi...
-jednak jest w ciąży?- przerwał mi.
-niestety nie, jest o wiele gorzej została zarażona...- nagle za drzwiami rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Wybiegłem z gabinetu ale Amanda już była w salonie
-Amanda ani mi się waż -wrzasnąłem do niej ale było już za pózno.
-Alex jest zarażona- powiedziała Amanda, jak tylko wszedłem do salonu wszystkie oczy były skierowane na mnie.
-jak to zarażona?- spytał Quick
-Powiedz że Amanda się przesłyszała- rozkazał Drake, ale ja milczałem, wiedziałem że każdy czeka na to że zaprzeczę. - gdzie ona jest?
-nad strumieniem- wyjaśniłem i Drake od razu wybiegł z domu. No pięknie a ona prosiła żebym nikomu nie mówił, załamany usiadłem na kanapie.

Od Lexi

Drake i Rozi mieli jechać, nie chciałam by wyjeżdżali ,ale nie wiedziałam co powiedzieć. Siedziałam w pokoju Pati i wyglądałam przez okno, kiedy do środka wszedł Luke. Nawet nie zapukał co było do niego nie podobne.
-O co chodzi?- spytał na wstępie.
-A o co ma chodzić?- odparłam pytaniem na pytanie.
-Alex nie jestem ślepy. Może zacznijmy od tego dlaczego zerwałaś z Drake'em.
-Bo tak- odparłam naburmuszona.
-To nie jest odpowiedz.- stwierdził wzdychając ciężko- możesz mi powiedzieć wszystko, wiesz o tym, no nie?
Pokiwałam głową i się do niego przytuliłam.
-jest obiad- oznajmił po jakimś czasie i wyszedł. Niechętnie ale zeszłam na dół. Zdziwiona spojrzałam na Drake i Rozi. Oni nie mieli jechać? Tak czy siak usiadłam do stołu. Ale jak tylko spojrzałam na talerz zaczęło mnie mdlić, znaczy nie to że coś było z tym jedzeniem nie tak.
-teraz jesteś jedną z nas- rozległ się głos w mojej głowie aż się wzdrygnęłam.
 -Zmieniasz się- dodał jakiś inny.
-Zabić- rozbrzmiał kolejny i dołączyły jeszcze inne zlewając się ze sobą. 
-Alex- zawołał mnie Quick a głosy ucichły tak samo znienacka jak się pojawiły.
-Co?- spytałam, wszyscy się na mnie gapili.
-Amanda zapytała czy jesteś w ciąży.- wyjaśniła mi Julka.
-No pewnie i to z trojaczkami- powiedziałam sarkastycznie.
-Alex my pytamy na serio- oznajmił Luke.
-Oczywiście że nie, w ogóle kto mądry wpadł na ten pomysł?
-No Pati zauważyła że często wymiotujesz, każdy stwierdził że jesteś ... nie w humorze no i nikt nie wie dlaczego zerwałaś z Drake'em- podliczył Quick- wystarczy połączyć fakty.
-W takim razie nie najlepiej wam to idzie. Nie jestem w ciąży, zachowuje się normalnie, wymiotuje bo muszę i zerwałam z Drake'em bo tak mi się podoba. Koniec tematu.
-I znowu nie jesz- powiedziała Rozi.
-Bo znowu mi nie dobrze- mruknęłam pod nosem.
-No właśnie, jesteś w ciąży- podsumowała Amanda. Właśnie rozważałam czy jej nie przywalić kiedy Pati zmieniła temat.
-A co z tymi zimnymi, ci ze szpitala byli dziwni. Zaczęli się żreć między sobą...
Na te słowa przypomniał mi się sen, mdłości się na siliły i pobiegłam do łazienki wymiotować.
Nie miałam ochoty wracać do salonu, wyszłam z domu i usiadłam na schodach. Próbowałam wyrównać rozszalałe serce i oddech. Może powinnam komuś powiedzieć  na przykład Luke'owi.  Podbiegł do mnie Zombiak wyciągnęłam do niego rękę by go pogłaskać a ten odskoczył powarkując. Węszył na odległość i cały się najeżył. To mnie dobiło, mój własny pies jak się dowiedział że się zmieniam zaczął na mnie warczeć. Tego było za wiele, rozpłakałam się.
Po chwili ktoś mi położył rękę na ramieniu, podniosłam wzrok na mojego brata.
-Przejdziemy się?- zapytałam przez łzy, Luke nie protestował. Poszłam w las, kiedy byłam pewna że nikogo nie ma w pobliżu zaczęłam najspokojniej jak umiałam.
-Kiedy pojechałyśmy rozwalić te stado... w tedy... ja... zostałam ugryziona- wyjaśniłam wreszcie, rozwijając bandaż- ugryzł mnie ten  dziwny, w nocy śnił mi się dziwny sen był bardzo realny, i słyszę głosy... oni mówią do mnie,że już jestem jedną z nich że się zmieniam- powiedziałam przez łzy i pokazałam rękę bratu.
Luke spojrzał na rękę, a w jego oczach dostrzegłam strach. Brat mnie przytulił i zaczął głaskać po włosach.
-Chodz pójdziemy do profesora niech to obejrzy- powiedział spokojnie choć głos mu drżał.
-nie Luke proszę nie mów nikomu- poprosiłam.  -Luke mogę zostać sama? Pójdę nad strumyk nigdzie indziej.

Od Quicka

Z chodziliśmy już na duł gdy z zamyślenia wyrwał mnie głos Luka
-Drake i Rozi nas opuszczają - wywalił znienacka
-A tak dobra - powiedziałem
-Ty żyjesz - wydarł się Luk
Wtedy przyswoiłem
-Nadal mam kod niebieski zabiją ich jak wyjdą i w te pędy wydostałem się garażem na zewnątrz. Podniosłem rękę do góry żeby strzelać nie zaczęli i podszedłem do nich
-Gdzie się wybieracie? - dopytałem
-Spadamy stąd - odparł Drake
-Ale czemu co się stało?
-Rozi się uparła. Powiedzmy że ja to bym może i został ale ona po tej akcji z blondynką powiedziała że spadamy
-Eeee... no tak - powiedziałem i chciałem kontynuować myśl ale wtedy wydarła się Rozi na Drake
-Czemu na mnie zwalasz to ty powiedziałeś że Alex zerwała z tobą i spadasz a ja po tym wszystkim to chyba tez nie mam czego szukać poza tym nie puszczę cię samego bo narozrabiasz
-Alex... coś z nią nie jest tak - powiedziała Pati wychodząc na ganek
-Ale co? - dopytał Drake
-Wymiotuje i ma jakieś jazdy - odparła spokojnie a swoją drogą to Rozi też pawia puściła dziś dodała
Spławiłem ją bo przecież mnie irytowała
-To może jednak zostaniecie to pogadamy?
-Chyba nie mamy o czym przynajmniej my - popatrzyła na mnie Rozi
-Jeżeli Drake zostanie to ty też? - dopytałem
-Powiedzmy - odparła
-Drake a nie kojarzysz faktów? Może ona jest w ciąży wymiotuje ma jakieś jazdy. Na początku przecież tak jest prawda Rozi? - dopytałem
-No muszę się zgodzić z tym
-dziękuje - odparłem
-Musisz z nią porozmawiać naprawdę jeżeli to prawda to jej przecież przejdzie. Poza tym wszyscy jesteśmy zmęczeni tym wszystkim, a ja to życiowa oferma. A jeżeli wszystko się wyjaśni przecież zawsze możecie odejść, jeżeli będziecie mieli ochotę - stwierdziłem
-Masz racje - zgodził się Drake - spróbuję z nią pogadać bo w sumie to chciałem ją tylko pocałować a ona dała mi kosza
-No widzisz to nie jest normalne zachowanie. Mnie to ominęło bo Ivan mnie chapnął ale pewnie było by podobnie. Kochacie się i to się liczy szkoda w tym świecie to spierdolić. Bo sam widzisz jak ciężko komuś zaufać, a co dopiero pokochać i być kochanym? - popatrzyłem na Rozi
-To co? Słoneczko może tak być? Zgódz się proszę niech oni rozwiążą swoje sprawy a i ja... my powinniśmy porozmawiać
-Dobrze niech będzie, ale twoich wyjaśnień to nie wiem czy chce słuchać - dodała
-Ale czemu słonko?
-Bo jak wtedy cie na noc nie było to Pati zasugerowała ze jesteś w  osadzie i zabrzmiało to jednoznacznie
-Wejdzmy do domu proszę porozmawiamy i oni porozmawiają
Jakimś cudem ubłagałem Rozi i weszliśmy do środka
-Gdzie Alex? - dopytał Drake
-Z Lukiem rozmawia - odparła Pati
-Ok to ja poczekam - powiedział Drake - no i chyba muszę się napić - dodał siadając na kanapie
Rozi w tym czasie poszła do swojego pokoju ruszyłem w stronę schodów i napatoczyłem się na Pati
-Ja ci z te ploty w pierdole, że po dziwkach się włóczę niby kurwa mać
-A teraz to co niby z tą lala robiłeś? - huknęła
-To co było konieczne, tylko w ten sposób mogłem uśpić czujność Ivana. I tobie to się chyba tłumaczyć nie muszę - ryknąłem i poszedłem na górę. Zapukałem i nim pozwolono mi wejść otworzyłem drzwi i zapytałem czy mogę wejść
-Jak musisz - odparła Rozi
Zamknąłem za sobą drzwi ona siedziała na łóżku i nawet nie odwróciła się, patrzyła przed siebie
-Nie chcesz ze mną rozmawiać? - zapytałem
-Nie - powiedziała i odkręciła się do okna
-A przynajmniej mnie wysłuchasz? Co ja mam do powiedzenia
-Skoro muszę - odparła
-Nie musisz ale chyba powinnaś
- Dobra mów i niech mam to z głowy
-Najpierw to chciałem cie przeprosić, za swoje zachowanie. Za to że ciebie zlewałem przez te dni, ale myślałem że z tego nie wyjdę, że już mnie nie zobaczysz jak zamknę was w tym bunkrze. Dla tego odsunąłem się od ciebie żebyś zaczęła uczyć się żyć beze mnie. No i żebyś nie zauważyła jak bardzo się boje... Tak miałem plan. Przygotowałem was wszystkich, sprawiłem żebyście uwierzyli w niego. Jednak tak naprawdę sam osobiście w to nie wierzyłem. Wiedziałem że zdechnę dla tego podszedłem do tego na totalnym luzie
-Ty się bałeś? - dopytała
Pokiwałem głową
-Gorzej niż bałem. Spać nie mogłem, myśleć nie mogłem. Włóczyłem się po lesie i nawet ryczałem po kątach. Rozsypałem się jak klocki lego, nie chciałem żebyś oglądała mnie w takim stanie
Wtedy poczułem jej rękę na swojej głowie
-Trzęsiesz się teraz - stwierdziła
Klęknąłem na kolana
- Bo tak bardzo się boje... Boje się tego że mnie zostawisz. Ja się uspokoję, ustatkuję. Jak ja będę żył bez ciebie... bez nas - wtuliłem się w nią - boje się, bo jak zostawisz mnie teraz to bez ciebie nie będzie mnie. Nie będę istniał, nie potrafię
-Teraz to wstań - powiedziała
-Przytul mnie moje słonko... Błagam cię, ja nie mam nikogo prócz ciebie i naszego maleństwa
Wtedy Rozi się rozpłakała. Wziąłem ją na kolana i podsunąłem się do ściany
-Ty naprawdę cały się trzęsiesz... Naprawdę nie pomyślałam że mogłeś tak to przeżyć
-Bo strasznie miętki ze mnie skorupiak jest - to ja zacząłem ją całować, a ona oddawała mi pocałunki. Wtulała się we mnie coraz bardziej
-A ta blond dziunia przecież...
-Taki miałem plan. Musiałem zbliżyć się do Ivana, a ona to jego słaby punkt. Jak mieliście podgląd to sprawdz ją. Z nią nic, ja się jej brzydzę.... Ona już w Moskwie pakowała mi się do wyrka. Ja się nie znam na miłości, wiesz przecież. Nauczyliśmy się siebie... Ty słonko masz takie aksamitne ciałko, włosy tak ślicznie falują ci na wietrze i pachniesz konwaliami. To ty nauczyłaś mnie być, kochać i żyć. Głupio to zabrzmi ale dałaś mi lekcje miłości. Ja to na ostro nawet nie wiem... Jak wiesz, że ja to raczej delikatny i ciapowaty w tym jestem. Więc proszę uwierz mi... Kocham cię
-Ja też ciebie kocham John - zaczęliśmy się całować tak już na dobre. Trwało to jakiś czas, pózniej nie chciała mnie puścić ale gdy już jej przeszło dopytała
-A będziesz dzisiaj ze mną, nie spał?
-Ja wszystko mogę z tobą księżycu mój
-A jak Drake będzie chciał jechać muszę z nim pojechać przecież narobi sobie kłopotów
-To ja pojadę z wami dokąd tylko chcesz. Na koniec świata, tylko mnie kochaj
-Kocham i nie przestane i nie zdradziłeś mnie? Pati się myliła?
-Myliła i to grubo i dostanie za to, już jej to obiecałem
-A ta blondyna co z nią zrobisz?
-Lukowi oddam. Nie spojrzę na szmatę ruska nawet, ale dopilnuje by miała piekło na ziemi zanim zdechnie... Przyrzekam
-Ale ja chce do niej pójść. Muszę jej coś powiedzieć. Muszę jej dać w pysk bo jesteś mój a ona łapami cię dotykała
-Rób z nią kwiatuszku co chcesz... Ja pilnował będę żebyś tylko bezpieczna była
-I dziś będzie już normalnie? Miedzy nami nie pójdziesz na warte, zostaniesz już w domu do końca dnia? Nie zejdziesz do Ivana? Będziesz mnie cały czas przytulał? Nie upijesz się z Drake i położysz się ze mną do łóżka? I przytulimy się ale nie będziesz spał?
-Wymagająca jesteś ale i argumenty masz bardzo słuszne. Wiec nie mogę się nie zgodzić i jak co to ja spadam z wami żeby nie było. Sam bez tego barachła - dodałem
-Jesteś kochany... Jak ja ciebie niesprawiedliwie posądzałam. A wiesz te stado tam pod szpitalem co we trzy zlikwidowałyśmy to tam było coś dziwnego. Alex strzelała niektórym w łeb i nic... I one bały się siebie, jakby
-Nie zadrapał cię żaden? Kochanie wiesz jakie to ważne
-Nie. Nie martw się. Zresztą jak nie wierzysz to sam mnie sobie obejrzyj
- Trzymam cie za słowo - pocałowałem ją - a z tym stadem to coś jest nie tak. Ja ich nie widziałem dokładnie bo ciemno było i w ogóle, ale te co zgarnąłem do wąwozu... Niby poszło ale były tam też jakieś dziwnie się zachowujące. I obawiam się że to jakaś mutacja, nowa odmiana nie wiem trzeba będzie od Ivana to wyciągnąć jakoś. Bo przecież jeszcze Kraków i swoją drogą dziwne bo jak by nas osaczały nie?
-No też mi się tak wydaje - odparła
-Mogę? - usłyszeliśmy za drzwiami głos Krzyśka
-Proszę - powiedziała Rozi a Krzysiek skrzywił się gdy zobaczył nas przytulonych
- Obiad już jest - powiedział i wyszedł zniesmaczony
-To co idziemy ? zapytałem
-Tak - odparła
-Ale jeszcze chwila czemu ty wymiotowałaś? Zle się czujesz?
-Nie to z nerwów... Bałam się o ciebie że zostaniemy sami ja i maluszek - powiedziała
-Ale teraz jest już ok? I zjesz obiad albo cokolwiek?
Obiecała że zje i poszliśmy na dół gdzie już wszyscy siedzieli przy stole

Od Rozi

Quick znowu gdzieś się zmył. Jutro miał przyjechać Ivan. Nie mogła spać, w ogóle nie chciałam być sama. Wstałam z łóżka i zapukałam do pokoju Alex, gdzie zapewne był Drake.
- No - wrzasnął przez drzwi
Otworzyłam je i weszłam do pokoju uważając by się o coś nie zabić. Przecież to poniekąd pokój Drake'a
- Mogę? - spytałam
- Już weszłaś - odparł
- Nie mogę spać - wyznałam
On też nie mógł spać, leżał w poprzek na łóżku. Usiadłam na łóżko, dużo gadaliśmy. Wspominaliśmy jak przyszliśmy do tego domu pierwszy raz. Wtedy też siedzieliśmy w jednym pokoju, bałam się że znajdą nas ci co zabili naszą grupę. Położyłam się na jego łóżko i w którymś momencie gdy za oknem zaczęło się rozjaśniać chyba przysnęłam. Nie spałam długo, obudziła mnie rozmowa pozostałych. Ogarnęłam się i zeszłam na dół. Quicka nadal nie było w domu, a żona profesora właśnie podawała śniadanie. Wszyscy siedzieliśmy ale nikt nawet nie ruszył jedzenia.
- Jak to wszystko się skończy - zaczął Drake - znaczy jak skończymy z Ivanem i będzie względny spokój to my spadamy
- Co? - wypalił Luke - o czym ty gadasz?
- Że ja i Rozi wyjeżdżamy - odparł
- Ale jak? - dopytywał Luke - Gdzie? Dlaczego?
Pytań była masa a Drake odpowiadał na każde spokojnie. Nie rejestrowałam co dzieje się dookoła i choć nic nie zjadłam z nerwów zwymiotowałam dwa razy. Nasze śniadanie - nieśniadanie przerwał Quick wchodzący do domu. Chciałam nawet coś powiedzieć ale nie wiedziałam co. Pewnie i tak by go to nie obchodziło.
- Będą tu za godzinę - oświadczył - zbierajcie się na dół i proszę was nie dyskutujcie ze mną. Nie mam na to siły.
I naprawdę nawet ze mną nie porozmawiał. Siedziałam i żeby się nie rozpłakać skupiłam się na dłubaniu w jedzeniu. Drake o czymś z nim rozmawiał. Zaczął się żegnać z każdym ale tego też nie rejestrowałam.
- Rozi? - powiedział cicho Drake
Podniosłam głowę i dopiero wtedy zorientowałam się że pożegnał się już ze wszystkimi tylko nie zemną. Wstałam z krzesełka i podeszłam do niego. Przytulił mnie, pierwszy raz odkąd paru dni unikania mnie.
- Tylko nie płacz. Będzie dobrze słoneczko, przecież mnie znasz. Taka łajza jak ja zawsze spada na cztery łapy.
Wierzyłam że będzie dobrze. Z Drake nie zakładaliśmy innego scenariusza. Jego plan wypali. Pokiwałam głową i nawet udało mi się uśmiechnąć. Nie podobało mi się że mamy siedzieć w bunkrze i czekać ale nawet nie protestowałam. Za to uniosła się Alex po wykłócała się trochę i na koniec i tak zostaliśmy zamknięci w bunkrze.
- Nie podoba mi się to - mruknął Luke - nie wiemy co się tam dzieje
- Wiemy - oparł Drake
Podszedł do telewizora w jednym z pomieszczeń bunkra. I go włączył, coś tam po przełączał i na ekranie pokazały się dwa ujęcia salonu, a nawet kuchnia, i korytarz z widokiem na drzwi. Byłam pogrążona we własnych myślach ale telewizor mnie zaciekawił. Podeszłam do nich i usiadłam obok nich przed telewizorem
- Jak? - spytałam zdezorientowana
- Zamontowałem kamery - powiedział - spokojnie nie zamontowałem ich w łazienkach i pokojach, żeby nie było
Patrzyłam jak Quick siada na fotelu i wyciąga na stół broń.
- Co ty robisz! - wrzasnął na niego Luke przez krótkofalówkę
- A skąd ty wiesz co ja robię. - powiedział Quick - siedzę tylko
- A my tu widzimy że się rozbrajasz - wtrącił się Drake
- Wy widzicie? Ale jak?
 - No widzisz jestem genialny - wychwalił się Drake
- No to wam powiem że podjeżdżają więc teraz się lepiej nie odzywajcie - powiedział
Chwile pózniej do domu wszedł Mariusz, pogadał coś i wyszedł by po chwili wrócić z Borysem, dwoma kobietami, zapewne Ivanem i jego dwoma ochroniarzami. Siedziałam jak by miała wybuchnąć bomba nawet nie zorientowałam się że ściskam za rękę swojego brata.
- Siostra - powiedział cicho Drake - człowiek aby żyć musi oddychać
I dopiero wtedy zorientowałam się że wstrzymałam oddech.
- Jesteś pewna że chcesz ze mną jechać? - spytał tak cicho że ledwo go słyszałam
- Tak - odparłam
Musiałam z nim pojechać. To mój brat i jestem na 100% pewna że zrobi coś głupiego jak puszcze go samego. Druga sprawa to taka że muszę pomyśleć i Quick też musi pomyśleć. Wszystko się pokręciło, zapewne był ze mną bo nie miał wyboru. A teraz jest tak dużo ludzi i tak dużo dziewczyn. Jest przywódcą nie ukrywajmy że każda z nich chciała by z nim być. I właśnie wtedy zaczął macać tę blond ślicznotkę. Podobało jej się a on najwidoczniej nie zamierzał przestawać. Co on odwala! Przecież Drake powiedział że wszystko widzimy. A ten na moich oczach maca tę zdzirę. Podniosłam się przewracając krzesełko. Wszystkie oczy skierowały się na mnie ale mi było wszystko jedno. Poszłam do innego pomieszczenia i położyłam się na jednym z łóżek. Niech to szlak to na tym łóżku położyłam tą małą 6 latke której zabili brata na ulicy. Była chyba córką jednego z żołnierzy. Pamiętałam jak płakała... Po jakimś czasie przyszedł Drake
- Myślałem że płaczesz - powiedział opierając się o ścianę
- Jak widzisz nie płaczę. - odparłam - co tam?
- Quick unieszkodliwił Ivana... - zaczął
- I przeleciał blondynkę... - dodałam
Drake spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Nie - zaprzeczył
- Nie ważne - odparłam wstając - to jak jedziemy do domu?
- Myślałem że zostaniesz
Wyszliśmy z bunkra i poszliśmy na górę. Cieszyłam się że żyje, i chciałam żeby było normalnie. Nawet próbowałam zachowywać się normalnie. Nawet wytknęłam mu że będziemy musieli porozmawiać o tej damulce ale w sumie nie chciałam słuchać. Quick z Luke'm poszli na dół zaprowadzić Ivana i te dwie.
Chciałam tylko stąd wyjechać. Przecież to było do przewidzenia że ktoś taki jak on nie może być kimś takim jak ja. Nie ta liga, należy to tej do której w normalnym świecie nie miałabym wstępu.
- Jedziemy? - spytałam
Drake chyba chciał pogadać z Quickiem. Chociaż się kłócą to jednak są kumplami ale bez słowa wyszliśmy z domu. Nie mieliśmy zamiaru nic zabierać. Mieliśmy wyjechać stąd tak jak przyjechaliśmy. Bez niczego, bez jedzenia tylko z bronią którą zawsze nosimy przy sobie... 

Od Quicka

Wreszcie usłyszałem słowa na które czekałem. I poszedłem do domu. Nikt tej nocy nie spał.
-Będę tu za godzinę- oświadczyłem. - zbierajcie się na dół. I proszę was nie dyskutujcie ze mną nie mam na to siły.
Drake dopytał czy wiem co robię. Przytaknąłem i podałem mu krótkofalówkę. Miałem otworzyć gębę aby znów wyłożyć mu kolory ale ten powiedział.
-wiem, pamiętam.
Pożegnałem się z nim. Powiedziałem jemu że gdyby co to żeby zajął się Rozi. Pożegnałem się z nimi razem i z każdym z osobna tak na wszelki wypadek. Najtrudniej było pożegnać się z Rozi. Jak ja mam jej wytłumaczyć że może 10% szans jest na to że to przeżyję? Plan miałem dobry. Ale Ivana nie znalem aż tak dobrze. Przewidywałem jakieś jego ruchy no i znałem jego słaby punkty. A to podstawa. Przywódca nie powinien go mieć. A ja go też mam. To było takie moje jak to mówi Mariusz zawieszenie. Przytuliłem Rozi do siebie i powiedziałem
-tylko nie płacz. Będzie dobrze słoneczko, przecież mnie znasz. Taka łajza jak ja zawsze spada na cztery łapy.
 Rozi pokiwała głową. I uśmiechnęła się nawet do mnie.
- No już uciekajcie, a ja schowam te drzwi
No i poszli, zasłoniłem drzwi i czytnik kartonami, skoro oni tak długo ich nie znalezli to jak coś to i Ivan będzie miał problem. Poszedłem na górę do salonu usiadłem w fotelu i czekałem na Ivana. Powoli wyjąłem całą broń na stół. Przecież i tak mnie rozwali. Byliśmy jeszcze na łączach w sumie i Luke wydzierał się na mnie co ja w ogóle robię
- A skąd ty wiesz co ja robię siedzę tylko
- A my tu widzimy że się rozbrajasz - powiedział Drake
- Wy widzicie? Ale jak?
- No widzisz jestem genialny
- No to wam powiem że podjeżdżają więc teraz się lepiej nie odzywajcie.
Szybko schowałem broń, do jakiejś szafki w salonie. I ciężko usiadłem na fotelu. Kurwa jeszcze będę miał widownie. Będą patrzeć jak mnie zabijają z drugiej strony to dobrze. Nie ma co Drake jednak ma łeb. Będą mieli podgląd czy ktoś jest w domu. Będą wiedzieli kiedy będą mogli wyjść. No i pózniej toczyło się wszystko powoli zgodnie ze scenariuszem. Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Wejść - powiedziałem
Wszedł Mariusz i wypowiedział formułkę tak jak wcześniej było ustalone
- Ktoś do szefa z Moskwy
- Z Moskwy - zdziwiłem się - przedstawił się?
- Nie szefie
- Skąd więc wiesz że jest z Moskwy?
- Na czarnej limuzynie są umieszczone cztery niebieskie flagi szefie.
- Proś gościa do salonu
- Gości jest troje - powiedział Mariusz
- Więc zaproś
Wtedy wszedł Ivan jego żona i córeczka. No to cię mam debilu pomyślałem. Tak myślałem że uf debil przyciągnie tu ten plastik.
- Ivan witam w moich skromnych progach - przywitałem się wyciągając rękę
Nawet mi ją podał
- Witam szanowną panią - skłoniłem się w stronę jego małżonki
Pózniej podszedłem do Angeliny. Mdliło mnie jak na nią patrzyłem.
- Miło znów cię widzieć panienko Angelino
- Papcio czyż on nie jest rozbrajający
Ale Ivan wydał polecenie żeby mnie przeszukać. Zdziwił się że nie byłem uzbrojony.
- Czym sobie zasłużyłem że sam pofatygowałeś się do mnie. I czemu nikt mnie nie uprzedził? Przygotował bym się jakoś. Upiekł bym jakiegoś dzika, specjalnie dla ciebie Ivanie. A tak to co paluszki, kawa, alkohol.
- Siadaj - powiedział Ivan - Nie otrzymałeś ode mnie żadnej korespondencji? Miało tu się zjawić 16 ludzi po ciebie
- Chciałeś mnie widzieć ?- dopytałem
- Tak chciałem się z tobą rozliczyć
- Za ubiegłe zlecenia i transport tak?
- To też -powiedział Ivan
- Pewnie chodziło ci o recepturę
- Tego też jestem ciekawy
- No ale wrócimy do tych 16 osób przecież ja przyjechał bym sam. Gdybyś przysłał kuriera.
- Wyglądasz jak byś naprawdę nic nie wiedział
- A tak na poważnie mówisz z tymi 16 osobami?
- Bardzo poważnie, i zastanawiam się gdzie one zniknęły.
- A samochody były oflagowane? - dopytałem
- Były a ty masz tu burdel w tej Polsce - burknął Ivan
- Tak troszkę jest tu bałaganu. Mariusz wyjdz na zewnątrz, daj na łącza kod niebieski i dopytaj wszystkie posterunki na trasie Moskwa- Polska czy ktoś widział mały konwój. Czy wie gdzie się znajduje? Albo nie lepiej tutaj.
Więc tak jak w scenariuszu włączył nadajnik i powiedział.
- Grzesiek mamy kod niebieski
Co oznaczało że Grzesiek miał po cichu sprzątnąć ludzi Ivana. A wcześniej szczelnie zamknąć bramę i upewnić się że nikt nie został. Pózniej Mariusz według scenariusza wywoływał kolejne miasta i rozpytywał czy widzieli cztery samochody. Wszyscy potwierdzili że widzieli do momentu gdy wywołał Kraków. Kraków potwierdził że do nich nie dojechali. Za to ulicami przeszło ogromne stado zombie, kieruje się lasem w naszą stronę.
- Dziękuje Mariusz - powiedziałem - więc widzisz Ivanie mam porządek. Musieli wpaść na stado
- I co oni z nimi zrobili? - zapytał niepewnie Ivan
- Zjedli ich - powiedziałem najspokojniej w świecie
- Byli uzbrojeni to nie możliwe. Przecież te trupy nie myślą.
- Widocznie twoi ludzie też nie myśleli Ivanie. Te istoty to trzeba umieć zabijać, a nie walić z kałacha jak jakąś szynkę gdzie popadnie.
- To mówisz że znasz sposób na likwidowanie takich sytuacji
- No tak trzeba trafić w mózg
- To chyba trudne prawda?
- Dokładnie
Ile ja bym dał żeby to wreszcie skończyć przecież to farsa.
- No dobra tą kwestię mamy wyjaśnioną - powiedział Ivan
- Dobrze że nas nie napadli kochanie - powiedziała żona Ivana
- Ma szanowna pani rację. Dużo państwo ryzykowaliście przyjeżdżając tutaj. Trzeba było na posterunku poinformować kogoś że jedziecie do mnie. Przydzielił bym ochronę. Moi ludzie są przeszkoleni, wiedza jak obchodzić się z zimnymi
- Dobra przejdzmy do rzeczy - powiedział ostro Ivan - dotarły do mnie pewne informacje.
- Mianowicie? - dopytałem
- Wiesz co Quick ja podziwiam cię twój spokój, pewność siebie,
Jak zdychać to z klasą - pomyślałem
- no więc - ciągnął dalej Ivan - dowiedziałem się że mieszka tu profesor, mój profesor.
- Wiesz moi wojskowi, przyjechali tutaj z rodzinami. Więc może tam i jakiś profesor był i jest.
- Wiem też że masz rodzinę jak to wytłumaczysz?
- Tu to masz chyba nieświeże informacje. Przecież nie będę siedział tu sam w tym domu, kiedy po osadzie kręci się tyle fajnych dziewczyn. Jedna mi się spodobała to sobie ją biorę na noc. W końcu jestem tylko człowiekiem, po za tym nie wspominałeś że to zabronione.
- A pokazał byś mi tą dziewczynę
- Jasne musisz dać mi tylko kilka minut kręci się tu gdzieś po osadzie. Borys wyślij kogoś żeby poszukał tej dziewuchy.
- No dobra to teraz wyjaśnię ci po co tu przyjechałem. Przyjechałem żeby popatrzeć na twoją śmierć
- Co takiego? - dopytałem
- Przyjechałem dać ci zlecenie i dobrze zapłacę. Ale skoro jak twierdzisz nie masz rodziny to nie będę miał komu zapłacić.
- Znaczy że mam gdzieś jechać i miał bym nie wrócić
- Znaczy że dam ci pukawkę i masz sam się zastrzelić
- Naprawdę? - powiedziałem z uśmiechem na twarzy - bez urazy Ivan ale skoro mam zdechnąć to coś ci powiem. Ja na twoim miejscu bym tego nie robił, w sensie że nie dawał bym mi broni. Bo jaką masz gwarancje że nie zabiję ciebie skoro będę ją już posiadał. Twojej żony i córki.
- Mam tu dwóch ludzi- powiedział Ivan uzbrojonych po zęby.
- Moi też są uzbrojeni i stoją obok. Więc może zabij mnie sam bo po co mamy przelewać krew
- A o tym nie pomyślałem że mógł byś zwrócić się przeciwko mnie.
O rany ale imbecyl. Przecież to że jest szefem nie znaczy że gdybym miał broń to trzasnął bym się w łeb. Pewnie bym zginął ale każdy na moim miejscu najpierw próbował by zabić jego.
- Więc ja zabije ciebie - skwitował Ivan
- Skoro musisz- wstałem - przed śmiercią człowiek ma prawo do ostatniego życzenia. Czy ja mogę takowe mieć?
- Jeżeli będę mógł je spełnić proszę. Nawet bawi mnie ta cała sytuacja. Martwy a kozak
- No a więc Angelino - zwróciłem się do plastiku - zawsze miałaś na mnie ochotę, a dziś chyba masz ostatnią szanse. Więc? Możesz poprosisz tatę, może o ostatni taniec?
- Ostatni taniec... Dobrze więc tańczcie
No i zaczęliśmy tańczyć. Prowokowałem ten plastik aż rzygać mi się chciało. Jak ją dotykałem i mówię do niej
- A jak by jakiś seksik tak na koniec, ale ja to lubię tak na ostro. Wiesz wytargał bym cię za kudły. Wydaję mi się że tak lubisz? No przynajmniej zawsze twierdziłaś że wiesz czego chcesz
Stary patrzył na mnie dziwnie. Kręcił głową
- No proś tatusia Angelino, proś i rób to szybko nim mnie zabije. Bo chyba mu się to nie podoba co mówię.
- Bardzo mi się nie podoba - stwierdził Ivan
- Widzisz Angelino, czyli nie będzie seksu a ja już tak się na jarałem. No ale skoro z seksu nici
Stanąłem za nią niedaleko Ivana.
-To mam dla ciebie niespodziankę.
 Wtedy złapałem ją za kudły. Mariusz i Borys przystawili pukawki do głów tych imbecyli a Surprise wywaliła się na Ivana który wywalił się z fotelem do góry kołami.
- Kurwa tu jest niedzwiedz Quick broń mnie
A ja szarpałem tą plastikową szmatę za łeb. I mówię
- Przepraszam szefie ale ja się boje niedzwiedzi.
- Jak na nas nie patrzy to my wyjdziemy - stwierdził Mariusz - a ty stara siedz na krześle to może przeżyjesz - dodał i wyszedł
Suprice charczał nad silnym Ivanem za chwile przyszedł Mariusz po zakładał obu paniom bransoletki no bo przecież dam nie będziemy wiązać sznurkami.
- Musicie mnie panie docenić, ładna biżuteria co prawda nie złota ale ładna
Mariusz dał mi pukawkę kazałem zleść Suprice z biednego Ivana. Obezwładniłem go i już miałem nawet zacząć z nim takie tango gdy się zorientowałem że większość rodziny jest na górze.
- Fajna akcja- stwierdził Drake - tylko chyba masz przejebane- powiedział
- A czemu? - dopytałem zbity z tropu
- Bo pamiętasz mówiłem ci że mamy podgląd na cała sytuację i w sumie to nie wiem o co chodziło Rozi bo wszystkim nam się kazał gapić na twoje oczy. Ale tu wez się gap na twoje oczy jak ty taką dupę obracasz.
I wtedy do salonu weszła Rozi. Najpierw popatrzyła się na mnie, potem faktycznie gapiła się na moje oczy.
- Masz szczęście diable powiedziała, ale i tak na temat tej pani sobie porozmawiamy.
- Ale ja przecież nic nie robiłem
- Ona widziała chciałem przypomnieć - stwierdził Drake
- Czy ty Drake kiedyś mi odpuścisz?
- No co ja też widziałem jak trzymasz ją za dupę
Uciąłem ta rozmowę bo trwała by chyba w nieskończoność stwierdzeniem że pójdę dam pokoje naszym gościom. Luke stwierdził że nam pomoże, pokarze, oprowadzi po salonach. I zeszliśmy do piwnicy. 

Od Mariusza

Te 72 godziny naprawdę musiały być trudne dla wszystkich ale co może czuć człowiek który za te 72 godziny będzie trupem? Szczerze to mu współczułem gdy załatwił tych 18 ludzi poszedł do domu i przez jakiś czas było głośno i wesoło ,pózniej wszyscy z tego domu wyszli no prawie wszyscy faceci z tej rodziny robili ten mur nawet dzieci pomagały tylko po co to wszystko przecież on i tak już martwy jest.Okazało się że wkrótce miałem się dowiedzieć tego dnia już szefa nie widziałem panienki z domu gdzieś pojechały a szef z czego wiem od Borysa trochę gadał z profesorem pózniej poszedł na górę  i tam został podobno do póznego wieczora. Ludzie mówili ze widzieli go na osadzie jak oglądał co wszyscy zrobiliśmy był chyba na swój sposób zadowolony kręcił się tak całą noc pózniej zniknął w domu ale tam podobno też nic się nie działo rozmawiali o wiatrakach pózniej Borysa wywalili i nie wiem co było Szef 3 razy dziennie przychodził i upewniał się czy wszystko wiemy mówił że szczegóły są bardzo ważne że mały drobiazg pomyłka niedopatrzenie może kosztować nas życie miały być 3 kody czerwony niebieski i zielony Ivana miało przywitać 30 ludzi i zaprowadzić do szefa Grzesiek miał się zająć ochroną Ivana musiał dopilnować żeby wszyscy weszli poza ogrodzenie i zamknąć bramę ja i Borys mieliśmy wejść z Ivanem do domu i tam zostać i wykonywać rozkazy gdy by jakieś padły tak minął czas do dnia ,sądu ostatecznego szef nie jadł nie spał nie istniał często jak rozmawiał z nami zawieszał się patrzył w las w nocy tej ostatniej gdy spodziewaliśmy się Iwana na godzinach wziął ostatnią wartę siedział na pieniku czesał swojego miśka patrzył w gwiazdy musiało mu być bardzo ciężko szkoda mi go było męczył się .Współpracowaliśmy z Krakowem to oni pierwsi zobaczą Ivana mieli dać znać i na tym ich rola się skończyła w końcu nadeszła ta chwila gdy w nadajnikach usłyszeliśmy
-Kod czerwony błękitny ptak wylądował- oznajmił ktoś
-No to do roboty Mariusz i pamiętaj szczegóły są najważniejsze
-Tak jest i powodzenia szefie
-Nie dziękuję ale powodzenie będzie nam bardzo potrzebne
Jeszcze raz spojrzał na gwiazdy westchnął ciężko i poszedł do  domu Co tam się działo i jaki był tam plan nie mam pojęcia nikt tego nie wiedział.

Od Quicka

Gdy robiło się już tak pięknie po całej tej kłótni i zamieszaniu i gdy wyjaśniłem już wszystkie zasady które miałyby obowiązywać. Wtedy Mariusz wraz z Borysem przynieśli mi ten pieprzony wyrok śmierci. Byłem wkurwiony tak podwójnie bo przed chwilą obiecałem że czegoś nie będzie a tu mało tego że są w domu to jeszcze wpierdalają mi się do sypialni. Najpierw się załamałem pózniej chciałem z nimi pogadać w końcu powiedziałem tylko tyle że mnie zabiją i sobie poszedłem dobiegły mnie tylko głosy że jak mnie nie ma to jest ze mną problem a jak jestem to jest jeszcze większy. No i że teraz każdy martwi się o własną dupę, co mnie jeszcze bardziej przy łamało. No wiec skoro mają już uciekać każdy w swoją stronę dodajmy to uchlam się na rozchodniaka może i ja jakoś odreaguję. No i odreagowałem tak że mało wypiłem wyspałem się  następnego dnia nie wiele pamiętałem zle się czułem a mur kurwa stał a przynajmniej cała jego część wznosiła się coraz bardziej w górę. Wiec zacząłem obmyślać plan. W sumie to wszyscy patrzyli na mnie jak na trupa a ja świadomie zacząłem wycofywać się z ich życia w szczególności z życia Rozi. Coraz bardziej zaczynałem doceniać to co już mam, żałować że pewne rzeczy mógłbym zrobić inaczej. No i coraz bardziej uświadamiałem się w tym że za kilkadziesiąt godzin zginę ale mimo to postanowiłem obmyślić jakiś plan. Po za tym że włóczyłem się bez celu po całej osadzie gadałem z Mariuszem, Grześkiem i Borysem o planie to wszystko było jak gdyby po za mną. Siedziałem przy stole ale nie rozumiałem o czym rozmawiają tak jakby ktoś mnie włączał i wyłączał. czasami odpowiadałem na jakieś pytania ale chyba zupełnie bez związku z tematem rozmowy która się toczyła. Nie wiedziałem kto gdzie chodzi czym się zajmuje nie dostrzegałem swojej rodziny i jak ognia unikałem Rozi, jej bliskości, pocałunków nawet sypiania z nią. Całymi nocami brałem wartę w dzień leżałem gapiąc się w sufit jednym słowem wszystkich unikałem. A przed oczami przelatywało mi całe życie. Tak ładnie fragment po fragmencie odkąd byłem mały i zacząłem coś kojarzyć. Czyli mniej więcej jak miałem jakieś 4 lata może 5 i to było straszne bo miałem plan sam w niego nie wierzyłem wszystkich do niego przekonałem choć i tak wiedziałem że umrę ale jeżeli Ivan dostanie mnie moja rodzina albo się rozproszy albo zostanie w bunkrze to przeżyje. Bo mało prawdopodobne żeby jak nawet znajdzie drzwi to żeby rozszyfrował kod, prosiłem Drake'a żeby go zmienił i skomplikował go tak by nie można było go złamać. A cała reszta tych ludzi no cóż chcieli przyjechać ja odradzałem a oni się uparli wiec mają swoją apokalipsę. I w ten sposób dotrwałem do dnia sądu ostatecznego.

Od Rozi

Odkąd Quick wytrzezwiał zaczął mnie unikać. Robił wszystko aby nie jeść z nami, aby nie rozmawiać z nami i w ogóle praktycznie nie przebywał w domu. Jeżeli spał nie robił tego w pokoju. A jeżeli Pati miała racje. Może on ma kogoś w osadzie i teraz gdy jest na krawędzi życia zrozumiał że tak naprawdę mnie nie kocha i chce spędzać czas z kimś innym. Próbowałam kilkukrotnie z nim rozmawiać i jeżeli udało mi się go znalezć zawsze był zajęty. Nawet jak przyjechaliśmy i powiedziałam mu o tym szpitalu też mnie spławił. Nawet mnie nie słuchał, kompletnie przestałam go obchodzić. Zeszłam na dół na obiad. Byli wszyscy oprócz Quicka i Drake'a. Usiadłam i w milczeniu zaczęłam jeść.
- Luke ja naprawdę jestem ciekawa co wy robiliście we troje tamtej nocy? - spytała Amanda
- O jakiej nocy mówisz? - dopytał Luke
- Widziałam jak Julka odprowadzała Drake'a - ciągnęła - Na początku myślałam że jesteś na warcie, ale chwile pózniej ty też wyszedłeś z pokoju.
- Gdzie mój brat? - spytałam zmieniając temat
- Chyba został przy ogrodzeniu - wyjaśnił Luke
Amanda nadal drążyła temat owej nocy ale w końcu się zamknęła. Jedliśmy w milczeniu. Byłam ciekawa gdzie jest Quick... Co robi i z kim... Głupia Pati to wszystko przez nią. No ale faktem jest to że powinien ze mną porozmawiać. Miał plan na Ivana i był pewny że wypali więc w czym rzecz...
- Zamknij się - wrzasnęła nagle Alex
Spojrzałam na nią zdziwiona. Przecież nikt nic nie mówił. Alex wstała od stołu i poszła do pokoju Pati. No tak nie wiedzieć czemu wczoraj Alex zamieszkała w pokoju Pati. Jadłam jedzenie a z mojego talerza nic nie ubywało. Wstałam od stołu i wyszłam na zewnątrz. Tak jak mówił Luke, Drake'a znalazłam przy ogrodzeniu. Mur już stał, wykonali kawał naprawdę dobrej roboty. Teraz Drake kombinował coś przy ogrodzeniu przed murem.
- Co robisz? - spytałam
- Nie dotykaj - warknął szybko - próbuje podłączyć ogrodzenie pod nasz wiatrak.
- Wytrzyma? - spytałam
- Nie - odparł - ale nie uda nam się zbudować wiatraków, będzie przepięcie miejmy nadzieje że dopiero po wizycie Ivana.
- Gdzie ludzie? - spytałam
Drake był jedyną osobą kręcącą się przy ogrodzeniu
- Wszyscy długo pracowali - wyjaśnił - mają prawo do przerwy
- A ty? - dopytałam
- Zrobię to pójdę. Wywaliłem ich bo mnie wnerwiają - warknął
- Drake - powiedziałam
Wiedziałam że coś go męczy, i chyba wiedziałam co
- Rozi jak cała ta sytuacja się uspokoi - zaczął - znaczy wiesz jak ten Ivan pojedzie czy cokolwiek zamierza zrobić Quick to stąd spadam
- Co? - wrzasnęłam
Przez co zwróciłam na siebie uwagę przechodzących ludzi. Umilkłam aż sobie poszli
- Co ty mówisz? - warknęłam cicho
- Lexi ze mną zerwała - wyjaśnił - nie podała powodu po prostu powiedziała, zabrała rzeczy ze swojego pokoju i poszła. Cholera - warknął - pieprzony prąd
- Drake - powiedziałam spokojnie
Zostawił te ogrodzenie i na mnie spojrzał.
- Rozi postanowiłem - oznajmił - jak skończy się cały ten cyrk z Ivanem wyjeżdżam.
- Gdzie? - spytałam tylko
- Jadę do domu do Krakowa. Będziemy w kontakcie jak będziesz mnie potrzebowała to wystarczy że powiesz. Kraków nie jest daleko...
Kompletnie nie dał mi dojść do głosu
- Drake - przerwałam mu - jadę z tobą
- Co takiego? - dopytał
- Jadę z tobą - powtórzyłam - przyjechaliśmy tu razem i wyjedziemy stąd razem
- A Quick? - dopytał zdziwiony
- Co z nim - wypaliłam - zostanie tu ze swoimi ludzmi.
- Rozi ale... - zaczął zmieszany
- Unika mnie - wyjaśniłam - Jak skończymy z Ivanem jadę z tobą. Dam czas Quickowi aby wszystko sobie przemyślał. On chyba ma mnie... nieważne jadę z tobą
Oparłam się o jakiś samochód i patrzyłam jak Drake kombinuje z płotem.

Od Lexi

Byłam przerażona, zarażona i sama z tym wszystkim. Quick się z tego wszystkiego wycofał, i miał do tego prawo chciałam z nim pogadać jakoś pocieszyć ale odpuściłam. Luke starał się jakoś po ogarniać ludzi jak obiecał starał się im przekazać wszystko o zimnych. Drake... no właśnie Drake. Nie chciałam nikomu powiedzieć że zostałam zarażona może zrobię to pózniej jak już pozbędziemy się Ivana a więc starałam się unikać Drake'a. Quick mówił że można się zarazić od siebie, a ja nie chciałam by przeze mnie Drake został zarażony. A więc poszłam go poszukać. Niestety znalazłam go szybciej niż tego chciałam. Jak tylko go zobaczyłam chciałam mu o wszystkim powiedzieć chciałam żeby mnie przytulił i powiedział że wszystko będzie dobrze. Ale nie mogłam. Jak tylko podeszłam chciał mnie pocałować ale mu nie dałam, i właśnie o to mi chodziło.
-Drake, to koniec- wypaliłam za nim stchórzyłam.
-Nie martw się Quick ma plan Ivan....
-Drake nie o to mi chodzi, nie kocham cię. Zrywam z tobą
I sobie poszłam za nim zdążył jakoś zareagować ,za nim rozryczałam się. Wchodząc do domu wpadłam na Pati której nawet nie zauważyłam przez łzy.
-Alex co się stał?-spytała jak mnie zobaczyła.
-Zerwałam z Drake'em....
-Ty? To czemu płaczesz?
-Tak, ja i nie mam zamiaru z tobą o moich nie udanych związkach gadać. Mogę mieć z tobą pokój?-spytałam- pokój Drake'a zajął Mateusz a więc....
-Ok- zgodziła się- tylko żadnej twojej paplaniny bo tego nie zniosę.
I tak wszyscy się dowiedzieli że zerwałam z Drake'em. Tej nocy spałam w pokoju Pati. I jak tylko usnęłam nawiedził mnie koszmar.
Śniła mi się kobieta w ciąży. Była już pewnie w dziewiątym miesiącu. Miała duży brzuch cały pokryty czarnymi żyłkami. Krzyczała. Nagle z jej brzucha coś zaczęło się wygryzać. Kobieta wrzeszczała jeszcze bardziej a z jej brzucha wyszło dziecko całe we krwi i czarnej substancji. Kobieta ucichła i patrzyła martwymi oczami przed siebie, a to dziecko na ręce wziął jakiś chłopak pewnie o kilka lat starszy od mojego brata.
Sceneria się zmieniła szłam przez las a wokół mnie było pełno zombie ale nie zauważali mnie. Nagle rzuciłam się na jednego z nich i zaczęłam go jeść.
Gwałtownie się obudziłam ,miałam wrażenie jakby cała ręka mi płonęła i jak tylko się podniosłam zwymiotowałam na podłogę. Niestety obudziłam Pati. Ta chyba szczerze się o mnie martwiła, zapewniłam ją że to pewnie zatrucie i że zaraz posprzątam. Nie dając jej dojść do głosu wyszłam z pokoju. Zaczęło mi się kręcić w głowie i jak tylko doszłam do łazienki zwymiotowałam drugi raz. Odwinęłam bandaż i polałam rękę zimną wodą co choćby trochę osłabiło ból.
Ale kiedy spojrzałam na ranę zaczęłam płakać. Krawędzie rany zrobiły się czarne. Przepłukałam ranę wylałam całą wodę utlenioną i z powrotem zabandażowałam. Wróciłam do pokoju i posprzątałam, Pati cały czas coś do mnie mówiła ale ją zlałam położyłam się i udałam że śpię. Jednak nie potrafiłam już zasnąć.  Całą noc słyszałam jakieś szepty, nie potrafiłam rozróżnić słów ale panikowałam coraz bardziej. Jak już się rozwidniło poszłam do łazienki, rozwinęłam bandaż i spojrzałam na ranę. Na jakiś centymetr na około rany wszystkie żyły zrobiły mi się czarne.
Starałam się zachowywać normalnie, nie panikować, zeszłam na obiad. Jak tylko spojrzałam na jedzenie zrobiło mi się nie dobrze. Nagle zrobiło się głośno, choć każdy jadł i był pogrążony we własnych myślach, słyszałam głosy wielu osób każdy próbował się przekrzyczeć. Nie potrafiłam rozróżnić słów choć próbowałam. Od tego krzyku zaczynała mnie już głowa boleć.
-Zamknij się- krzyknęłam a wszystkie oczy zwróciły się na mnie.

Od Rozi

Miałyśmy plan i było to chyba jeden z najlepszych na jakie wpadliśmy. Może dlatego że pierwszy raz faceci nie przeforsowali swojego zdania. Znalezienie chodliwego samochodu i drutu nie było ciężkie. Pati do bagażnika wrzuciła dwóch ruskich trupów. Ciekawe jak ona nie zauważenie ich zgarnęła. Zabraliśmy Zombiego i pojechaliśmy pod szpital. Wedle planu rozłożyłyśmy drut. Naprawdę cieszyłam się że wreszcie ktoś uwzględnił mnie w jakimś planie. No wiadomo nie jestem głupia, zdaję sobie sprawę z tego że jestem w ciąży i nie pcham się na żywioł ale przecież mogę być przydatna. Pewnie jak by Julka była bardziej obrotna i Pati nie miała by na nią uczulenia, za miast mnie zabrali by ją. No ale Julka to Julka. Miałam stać z dala i dobijać tych których nie dobiły dziewczyny. Jak w planie zimni zaczęli napierać na drut i zaczęły rozrywać się na pół. Co jakiś czas jakiś niedobitek się trafił więc go dobiłam. I jak zwykle z planami bywa wszystko poszło nie tak. Trupy w panice zaczęli napierać na drut.
- Nie - mruknęłam
Drut nie wytrzyma... Ale trupy miały nas gdzieś, nie rzucały się na nas one uciekały...
I wtedy drut z jeden strony nie wytrzymał.
- Drut się zerwał - krzyknęłam
- Ok, zajmę się tym - oznajmiła Lexi i pobiegła
Została ze mną Pati. Zdezorientowana podeszła do mnie i zamieniła nóż na karabin.
- Widzisz to co ja? - spytałam nie dowierzając
Trupy miały nas centralnie w dupie. Mało tego one zaczęły atakować siebie nawzajem. Pati głośno przeklęła
- Podjedz tu samochodem - wypaliła i pobiegła w stronę gdzie pobiegła Alex.
Ani jednej, ani drugiej już nie widziałam. Zrobiło się tam duże zamieszanie, a trupy uciekały w las. Odkręciłam się na pięcie i szybko poszłam po ten samochód. Dlaczego akurat ja... Niech to szlak nie umiem prowadzić samochodu. Usiadłam przed kierownicą. Przecież to nie może być trudne - warknęłam. Kierownica, gaz, hamulec łatwizna. I było by gdyby nie fakt że samochód miał trzeci pedał. Po długim czasie udało mi się odpalić tego złoma. Samochód wyrwał się do przodu, nie potrafiłam nad nim zapanować i mało co nie zaparkowałam na drzewie. W końcu udało mi się zapanować nad samochodem. Okazało się że to wcale nie jest takie trudne jednak nadal nie rozszyfrowałam po co jest ten trzeci pedał. Podjechałam do dziewczyn potrącając po drodze paru zimnych. Poszła bym już siedzieć.
W śród trupów kręciło się paru... ludzi. Wyglądali normalnie i nie gnili. Pati udało się ich zabić.
- Co to było? - spytałam jak dziewczyny wsiadły do samochodu 
- Nie wiem - odparła
- Nie wyglądali na zimni -  zauważyłam
Spodobało mi się prowadzenie samochodu więc zawiozłam je do domu. I nawet jeżeli nie podobał im się sposób mojej jazdy nic nie powiedziały.
Minęłam Mariusza stojącego przy bramie. Drake miał rację oni naprawdę są jak psy... Weszłam do domu, Alex od razu pobiegła do łazienki. Nie wiedziałam że aż tak zle prowadziłam.
- Gdzie byliście? - spytała Julka
W salonie o dziwo był również Quick. Gadał o czymś z Borysem, jak nas zobaczył podniósł na chwile głowę. Spojrzał na mnie i Pati po czym po prostu wstał i skierował się do drzwi a Borys za nim.
- Nie interesuje cię gdzie byłyśmy? - spytałam za nim
- Gdzie byłyście? - spytał na odczepnego
Miał mnie totalnie gdzieś...
- Poszłyśmy za szpital pozbyć się stada
Zupełnie go to nie ruszyło
- We trzy? - dopytał - ile ich było? Bo muszę wysłać ludzi by posprzątali 
- Dużo - warknęłam - i były dziwne
Nie słuchał mnie dalej, otworzył drzwi i jak bym nic nie mówiła zamknął je za sobą.
- Widziałaś - wrzasnęłam do Pati
- Jak był by babą powiedziała bym że ma okres

Od Lexi

-Ok ruszamy- oznajmiła Pati. Chłopacy wrócili do tego muru a Quick gdzieś znikł. W samochodzie miałyśmy już uszykowaną broń i zwój drutu. Wwaliłyśmy do bagażnika zwłoki dwóch kolesi których nie dawno zastrzelił Quick. Pati stwierdziła że nikt nawet nie zauważy bo kto by trupy liczył przy zakopywaniu. Tak więc zawołałam Zombiego i we trzy pojechałyśmy pod szpital. Zatrzymałyśmy się trochę dalej i wyjęłyśmy drut. Po cichu rozciągnęłyśmy go na około stada. Kiedy ,,ogrodzenie" było gotowe Pati podjechała samochodem wywaliłyśmy zwłoki i kilkukrotnie zatrąbiła. Zombie zaczęło się zbliżać. I zgodnie z planem zaczęły się rozpoławiać na tym drucie. Ja i Pati podeszłyśmy i zaczęłyśmy dobijać zimnych a Rozi miała stać kawałek dalej i nas ubezpieczać. Nie chciałyśmy jej za bardzo narażać a i tak potrzebowałyśmy kogoś kto będzie strzelał do tych które nam zagrażają. Rozi na szczęście celnie strzelała i szybko trupy zaczęły padać jeszcze za drutem. Nagle wśród zimnych powstało jakieś zamieszanie i na drut nacierało coraz ich więcej jakby przed czymś uciekały.
Ale z tych rozmyślań wyrwało mnie ostre przekleństwo Rozi.
-Drut się zerwał- krzyknęła, spojrzałam w tym kierunku i faktycznie, kilka metrów dalej pojawiło się kilka rozproszonych zimnych.
-Ok, zajmę się tym- oznajmiłam, schowałam nóż za pasek, wzięłam broń i poszłam w tym kierunku. Dziewczyny znikły mi z  pola widzenia. Zaczęłam strzelać do tych zimnych i podchodziłam coraz bliżej do tego drutu. Strzelałam do mijanych zombie ale one nie zwracały na mnie uwagi jakbym wcale nie stała im na drodze. Za drutem powstało jakieś zamieszanie. Zimni gryzli się między sobą. nigdy nie widziałam żeby trup atakował trupa. Podchodziłam bliżej wciąż do nich strzelając. Zombiak biegał w pobliżu i obszczekiwał zimnych ale nawet na niego nie zwracały uwagi. Nagle jeden z nich spojrzał na mnie i ruszył w moją stronę. To nie był zimny, nie gnił. Wyglądał jak normalny człowiek a całą jego skórę pokrywały czarne żyłki które wyglądały jak pajęczyna. A jego oczy całe były czarne. Zimni padli pod nimi a oni szli równo nie byli rozproszeni jak zimni. Było ich pięciu. Strzelałam do nich ale oni nie padali, nawet kiedy trafiłam w łeb te szły dalej jakby nawet tego nie zauważyły.
 Zaczęłam się wycofywać nie przestając strzelać. Byli coraz bliżej. Nagle jeden z nich padł. Nie wiem co było przyczyną. Zaczęli mnie otaczać. Jeden z nich podchodził do mnie. Reszta stała jakby na coś czekała. Strzelałam do niego cały czas aż skończyły mi się na boje. Zaczęłam się bać, zrozumiałam że to koniec.
To coś rzuciło się na mnie, wyjęłam nóż i próbowałam się bronić. Te trzy pozostałe również ruszyły, Zombiak jakoś ich ominął i zrzucił ze mnie tego czwartego. Wtedy poczułam piekący ból w prawym nadgarstku.
Rozległy się strzały. I po chwili wszyscy padli. Pati pomogła mi wstać.
-W porządku?- spytała a ja skinęłam głową.
-Gdzie Rozi?- spytałam ale nim mi odpowiedziała Rozi zatrzymała samochód obok nas.
-Co to było?- spytała kiedy wsiadłyśmy.
-Nie wiem- odparłam.
-Nie wyglądali jak zimni- stwierdziła Rozi.
-I nie zdychali kiedy w łeb oberwali- dodała Pati. Mówiły coś jeszcze ale wszystko zeszło na dalszy plan. Nic nie rozumiałam, nigdy wcześniej tego nie widziałam a jedno z nich mnie ugryzło, tego byłam pewna. Jak tylko się zatrzymałyśmy pod domem pobiegłam do łazienki. Podwinęłam rękaw.
Byłam ugryziona. Przemyłam ranę a razem z krwią po ręku spływała mi jakaś czarna substancja. Zaczynałam panikować jeszcze bardziej. Kiedy krew była czysta i coraz wolniej wypływała obwinęłam rękę bandażem i zwymiotowałam.