czwartek, 30 listopada 2017

Od Quicka

Dzień mijał od samego rana bardzo ponuro, Drake się wycofał Jula uciekała w zabawianie Damona a Luke miał wszystko gdzieś. Plan za groma nie wypali.No dodatkowo nie mam pojęcia czemu Roz kleiła się do mnie jak nigdy coś ewidentnie wisiało w powietrzu.Gdy byliśmy jeszcze w domu chodziła do domu dziecka odwiedzała dzieciaki po krótkim czasie robiła to coraz rzadziej zastanawiało mnie to. Gdy przyszła poprosić mnie żebym pogadał z Drake powiedziałem
-Wiesz słonko obawiam się, że to nie wypali Drake się totalnie wycofał no ja oczywiście z nim porozmawiam ,ale czy coś to da wątpię nie mam wpływu na jego tok rozumowania. Wiesz zauważyłem że często włóczy się z Pati a i za dziewuchami w miasteczku się kręci.Muszę z wami wszystkimi porozmawiać z każdym z osobna.
-Ze mną też? -dopytała Roz
-Z tobą przede wszystkim kruszynko. Zacznę jednak od Drake- stwierdziłem podnosząc się.
Poszedłem do jego pokoju i nie pukając wszedłem do środka. Drake podniósł się zdecydowanie niezadowolony z mojej wizyty.
-Twoja żona już tu była i próbowała nakłaść mi do bani.
-Moja żona ma imię ,dobra nie istotne,chciałem zapytać czy wdrażamy w życie nasz plan.
-Mnie to zwisa ja się nie wychylam nie będę przeszkadzał zakochanym.
-Drake przecież w to nie wierzysz to mistyfikacja.Al naprawdę kocha tylko ciebie i ciebie potrzebuje. Nie ma jej trzy miesiące a ty już laski wyrywasz? To jest chore ja szukałem Roz do skutku.
- Bo ty jesteś nieskazitelny.Tylko przypomnę ci panie nieskazitelny, że wszystko od ciebie się zaczęło, mogłeś Al nie zostawiać mogłeś nie upierać się na tę wymianę tylko porwać Roz. Ty masz co chcesz kosztem Al i naszym znaczy moim i Luke'a.
-Tylko przeczytałem list Al sama zadecydowała .Wy dwaj też mi nie pomagaliście, no żal najpierw chlaliście teraz ty się łajdaczysz, a tamten chleje pierdole sam to załatwię. A swoją drogą to co ty tam z Pati kombinujesz?
-Nic ci do tego to moja sprawa do domu lasek nie spraszam więc się nie czepiaj i załatw mi jakiś transport dupku bo do siebie chcę wrócić,nie mam ochoty patrzeć na tego ruska i na nią też.
-Skurwiel z ciebie Drake .Dobra jak liczą się dla ciebie dziunie to wrócisz do Polski .- Powiedziałem i wyszedłem.
-Luke mogę?- Zapukałem i uchyliłem drzwi.
-Wejdz co chciałeś nie mam ochoty na chore gadki. Przez tego dupka ona płakała.
- Luke wez się w garść proszę oni zaraz tu będą co się z tobą dzieje. Ja robię wszystko żeby to jakoś odkręcić, ale jak sam widzisz  nie wychodzi. Drake się wymiksował chce wracać do domu.
-A ja chcę z nią porozmawiać tak żeby nikt mi nie przeszkadzał.
-To mogę załatwić mi naprawdę zależy na Al.
-Jak to możliwe, ty ją kochasz?
-Luke- trząchnąłem nim- co ty bredzisz, mam żonę po prostu mi na niej zależy, lubię ja ona była pierwszą żywą istotą jaką od roku zobaczyłem .Ty nie rejestrujesz co do ciebie się mówi rety. Powinieneś zająć się Julą ona cierpi.
-Sam się nią zajmij ja siostrę chcę odzyskać. Julka jak mnie kocha to poczeka na mój lepszy dzień. Ja też chcę spadać jak Al pojedzie i gówno mnie obchodzi wasza rocznica.
-Dobra widzę że i z tobą nie da się porozmawiać. Nachlaj się Luke niech siostrzyczka zobaczy jak nisko upadłeś.
-Jesteś totalnie głupi i możemy robić co nam się podoba, za równo ja jak i Drake. Od ciebie chce tylko pomocy by zobaczyć siostrę i już mnie nie ma.
-Ta chce siostrę i pełny barek.- wyszedłem.
-Też się z tobą pokłócił?- usłyszałem za sobą głos Juli.
-Raczej mnie wywalił, ale on sobie nie radzi obaj nie radzą sobie z tym a ja jestem głupi.
-Yohn mogę mieć prośbę?
-Jasne co byś chciała?
-Inny pokój, nie z Luke.
-Dobrze a wiesz że oni chcą wracać jak Al pojedzie? Ja miałem w planach coś innego .Jutro mamy z Roz rocznice i pomyślałem, że zabalujemy wszyscy całą paczką ,ale wygląda na to, że raczej nie.
- Ja mogę zostać zajmę się Damonem,  to pobędziecie sami i tak nikt oprócz ciebie i Roz nie zwraca uwagi jak bardzo mi zle.
-Chodż Jula pooglądasz pokoje -uśmiechnąłem się i wróciliśmy do salonu.
-I co?- dopytała Roz.
-Ano lipa chłopaki chcą wracać maja wszystko w nosie. Drake nawet z Al porozmawiać nie chce .Starałem się słonko naprawdę, ale z nimi się nie da.
Wtedy rozmowę przerwał nam kapitan mówiąc, że nasi goście już przyjechali.Wstałem i poszedłem się przywitać zabierając ze sobą Roz. Jula pobiegła po Luke i Drake.
-Witam pana Iwanow- podałem rękę Rosjaninowi.
-Uszanowanie- odwzajemnił gest Sasza.- No naprawdę jestem pełen podziwu, z bliska wygląda jeszcze piękniej no i nazwa adekwatna do urody jachtu i żony.Próbował pan kiedyś je porównać Yohate?
-Nie mam w  zwyczaju porównywać przedmiotów do osób tym bardziej mi bliskich.
-Zapraszam- podałem rękę Al.- Moja droga wyglądasz czarująco. Może z Roz obejrzysz jacht? Panowie muszą tu zostać mam własną ochronę- skomentowałem ostro, gdy na pokład chciał wejść goryl Al.
-Chętnie- odparła Al.
-Kapitanie kotwica w górę i cała na przód -wydałem komendę.
I zwróciłem się do Iwanowa.
-Teraz będzie miał pan pewność że nie porwę Aleksandry, ale uważam że pobyt z rodzina jej się przyda a interesy to nudny temat.
-A czy ja będę mógł obejrzeć ten cud techniki?
-Oczywiście oprowadzę pana osobiście. Proponuję porozmawiać i jakoś dojść do porozumienia na wszystkich płaszczyznach- powiedziałem.- Aleksandra bardzo cierpi rozłąkę z bratem i chłopakiem rozumie pan .No i mam nadzieje, że nie traktuje pan Al jak moją żonę pan potraktował?
-Istotnie obaj musimy pójść na jakieś małe ustępstwa, Aleksandra może poruszać się po Jachcie, ale proszę pozbyć się helikoptera z pokładu.- Poprosił Iwanow.
-Oczywiście Mariusz lota w górę i postaw na lądzie czekaj na info ode mnie.
-Tak jest- odparł Mariusz i poleciał.
-No widzi pan można się dogadać tylko trzeba chcieć -skomentował Iwanow.
-Proponuję przejść do interesów- stwierdziłem.- Co pan ma mi do zaoferowania Iwanow?
-Zamierzam wybudować kompleks tu jest mały zarys -wyjął plany.
-Spory teren powiedziałem ale ... to co jest tu napisane ma tam powstać? Pomieścić się? Nie realne teren za mały i Kostaryka? Ja wiem czy to dobre miejsce na taki kompleks?- powiedziałem
-Sugeruje pan że całość się nie zmieści?
-Dokładnie tu to ewentualnie szpital, budynki pomocnicze, jak stołówka, baseny lecznicze, a miejsca na hotel i kompleks wodny, oraz rozległy parking  nie ma, no parking to bym proponował podziemny  zaoszczędził by pan miejsca ,Tylko nie rozumiem co ja mam z tym wspólnego?
-Już tłumaczę widzi pan -zaczął Rusek- ja się na tym nie znam a chciałem tam zrobić to wszystko . Wystarczyło że pan rzucił okiem i już stwierdził że zostałem oszukany na terenie chociaż by. Chciałem zaproponować panu fuzję, ja zajął bym się sprawami szpitala, pan hotelem i rekreacją, zyski fyfty fyfty i pan to nadzoruje .
-Mógł bym pomyśleć i darować sobie zyski i zrobić tak by było cacy, ale wolał bym w zamian  uwolnić Aleksandrę.Wie pan to potężna inwestycja, umiejscowienie jak najbardziej właściwe i wszystko przynosiło by zyski i to ogromne  przedsięwzięcie określił bym mianem  w punkt ,cały wkład kasy zwraca się panu w ciągu roku, a za dwa lata jak się rozkręci to tak ze dwa razy.
-Świetnie pana rozumiem Yohate, ale no cóż porozmawiam z Aleksandrą, zastanowię się wiedziałem że pan wysoko się ceni ale że aż tak?
-No taka jest moja cena skomentowałem. Poza tym projekt jest mało przejrzysty słabego ma pan architekta Iwanow.
-Tego już nie musiał pan komentować -stwierdził Sasza- .No ale pan jest szczery do bólu.
-Po prostu stwierdzam fakty.
Zajmowałem go rozmową bo chciałem żeby wszyscy porozmawiali z Al, sam chciałem ale no ktoś musi być kozłem ofiarnym eh.Po kilku godzinach które spędziłem na rozmowie o projekcie z naszym znienawidzonym Ruskiem Roz oświadczyła że Al jest głodna.
-No my to już skończyliśmy kochanie- pocałowałem ją
-To zapraszam na obiad pózny, ale przed podróżą niezbędny- powiedziała Roz.
-Eh kobiety ... mi też by się przydała taka żona,-powiedział Sasza i tym samym wydał się że z Al nic go nie wiąże.
Nie miałem pewności czy Drake gadał z Al, bo na obiedzie się nie pojawił . Po obiedzie nasi goście chcieli już wracać. Iwanow oglądał jacht i w tym  samym czasie, gdy skończył dopłynęliśmy do portu,pożegnaliśmy się i pojechali.

Od Rozi

Quick dotrzymał słowa i zajął się sprawą sierot. Ludzie szybko uwinęli się z budową. Zatrudnił osoby które miały się opiekować dziećmi. Okazało się że dzieci było więcej. I nadal nie mieliśmy pojęcia czy to wszystkie. Nie chciałam więcej kłócić się z Quickiem więc ograniczałam wizyty w sierocińcu do minimum. I już nie wspominałam ani słowem o dzieciach. W sierpniu mieliśmy lecieć na bankiet charytatywny. Jednym z gości miał być Sasza a że ostatnimi czasy często pokazywał się z Al. Podejrzewaliśmy że tym razem też jej nie zabraknie. Nie tylko Drake ja również nie miałam ochoty iść na ten bankiet. Znaczy chciałam zobaczyć Al. Chciałam się upewnić że nic jej nie jest ale bałam się. Przecież ona musi mnie nienawidzić. Przeze mnie musi teraz siedzieć u Saszy. I wcale nie miałam ochoty go widzieć. Tak jak się spodziewaliśmy z Saszą pojawiła się również Al. Wiedziałam że to będzie porażka ale nie spodziewałam się że mój brat tak wścieknie się na Al. I będzie takim dupkiem.
Miałam nadzieje że Sasza przyjmie zaproszenie i zjawi się na jachcie by ubić interes z Quickiem. Swoją drogą nie rozumiałam dlaczego tak mu na tym zależy. Rano obudził nas Damon.
- Myślisz że Sasza przyjdzie? - spytałam Quicka
- Oczywiście za bardzo mu zależy na interesie ze mną - powiedział
- I myślisz że zabierze Al ze sobą? - dopytałam
Przecież nie musi zabierać jej ze sobą. I rozsądnie było by jej nie brać. I obawiałam się że Sasza nie będzie ryzykował i przyjdzie sam. Chociaż nie wiem jaki Quick ma plan miałam nadzieje że jakiś dobry i wypali.
- Nie brałem innej opcji pod uwagę - stwierdził
- Jesteś zbyt pewny siebie - zauważyłam całując go - John musimy ją wyciągnąć
- I wyciągniemy - powiedział pewnie
- Ale zdajesz sobie sprawę że Sasza nie jest głupi a Al jest dla niego zbyt cenna
- Słoneczko każdy popełnia błędy trzeba tylko cierpliwie zaczekać
Ogarnęliśmy się i zeszliśmy na śniadanie. O 12 miał zjawić się Sasza. Tak jak wczoraj dziś również stresowałam się tym spotkaniem. Nienawidziłam tego człowieka. Zrujnował mi życie. Porwał mnie i więził przez 5 miesięcy. To była połowa życia mojego dziecka i połowa mojego małżeństwa. Na śniadanie zszedł również Luke który o dziwo znów był trzezwy. Ciekawe czy Quick znów dał mu bana na alko. I Jula, szkoda mi jej było. Ona chyba już się poddała. Niby się uśmiechała i udawała że wszystko jest w porządku ale wiedziałam jak ona się czuje. Przecież już dwa razy myślałam że straciłam Quicka na zawsze. I w obu przypadkach odpowiedzialność za to ponosił rusek. Jak nie Ivan to jego synuś Sasza. Czułam się odpowiedzialna za rozpad jej związku i związku Al i Drake'a. I jak tylko pomyślałam o Drake'u jak na zawołanie zszedł na śniadanie.
- Mam coś na twarzy czy może zamieniłem się w zimnego? - dopytał siadając
- Patrzymy na ciebie bo chyba nikt nie widział takiego dupka - warknął wściekły Luke - Moja siostra przez ciebie płakała
- No co ty nie powiesz - odparł Drake - a nie zauważyłeś że przez ciebie płacze Jula. Najpierw zajmij się własnymi sprawami a pózniej zbawiaj świat
I właśnie w takiej atmosferze minęło nam śniadanie. Co chwilę powstrzymując jednego by nie przywalił drugiemu. Dobrze że Quick się w to nie mieszał. Na koniec każdy z nich obrażony poszedł w własną stronę. Znów zostaliśmy sami. Usiadłam Quickowi na kolana.
- Myślisz że Luke pogodzi się z Julą? - dopytałam po chwili
- Tak - powiedział Quick - oboje się kochają, Luke musi tylko się ogarnąć i przestać pić.
- A co myślisz o Drake'u i Al? - dopytałam, przytulając się do niego
- Nie myślę - wypalił - Drake zachował się jak dupek. I z chęcią bym mu przywalił
- Drake jest wściekły - broniłam brata - ty na jego miejscu zachował byś się podobnie
- Wcale nie - zaprzeczył
- Nie wcale, a pamiętasz jak Borys nakręcił i wyszło...
- Nie przypominaj - poprosił - dobra pewnie zachował bym się podobnie.
- Drake naprawdę ją kocha - powiedziałam - wiesz że zamierzał się jej oświadczyć.
Pózniej nie mieliśmy już czasu. Musieliśmy się ogarnąć bo niebawem mieli przyjść. Jak już się ogarnęłam poszłam jeszcze do Drake. Zapukałam ale nie dostałam żadnej odpowiedzi więc po prostu weszłam. Drake leżał na łóżku z zamkniętymi oczami ze słuchawkami na uszach. Zdecydowanie nie spał bo palcami wybijał rytm na materacu i co jakiś czas podśpiewywał. Usiadłam na łóżko. A Drake otworzył oczy westchnął i zdjął słuchawki.
- Zaraz mają przyjechać - powiedziałam
- Mam to gdzieś - mruknął - nie robię z ruską kozą żadnego interesu
- A Al? - dopytałam
- Ona już mnie nie obchodzi.
- Ale przecież... - zaczęłam
- Siostra spieprzaj i daj mi spokój - fuknął na nowo zakładając słuchawki
Wstałam i wyszłam co innego mogłam zrobić. Wróciłam do Quicka. Byłam zdania że powinni ze sobą porozmawiać. Drake powinien ją przeprosić, powinni sobie wszystko wyjaśnić. Quick przeglądał jakieś papiery. 
- Co się stało kochanie? - dopytał
- Gadałam z Drake'em - wyznałam, Odłożył papiery i spojrzał na mnie - jest uparty jak osioł, porozmawiasz z nim misiu? - poprosiłam

Od Lexi

To była jedna wielka porażka. To nie tak miało być. Kretynka ze mnie. Jak można być aż tak naiwnym, powaga. Naprawdę zaczynam się mocno zastanawiać jak ja przeżyłam ten rok epidemii, przecież teraz nawet uciec nie potrafię, ani poradzić sobie z tym że chłopak mnie zostawił i to jeszcze z mojej winy. Dobrze że Quick ogarnął to spotkanie na jachcie, przecież ja nawet nie potrafiłam się skupić na tym co mówią. A tak nie powinno być. Powinnam olać to i poryczeć sobie jak będzie na to czas. Quick chyba rozumiał i hamował Luke który wypytywał mnie o wszystko po kolei. Drake już się do mnie nie odzywał, nawet na mnie nie patrzył. Chciałam komuś powiedzieć o tej ciąży, Luke'owi prawie powiedziałam, ale szybko zmieniłam zdanie. Nie mogę im powiedzieć, to już mój problem, a jak tylko bym o tym wspomniała Drake na obrażałby mnie jeszcze bardziej. Na pewno nie uwierzyłby że to jego dziecko. Tego bym już nie zniosła. Kiedy Sasza oznajmił że wracamy nie protestowałam. Przytuliłam każdego po kolei.
-Wszystko będzie dobrze- zapewnił Luke. Skinęłam głową i starałam się powstrzymać łzy.
-Pamiętaj co obiecałeś. Masz to załatwić, jak jutro się nie pogodzicie to cię utopię- pogroziłam. Luke się uśmiechnął. Tak, na pewno się ogarnie. Pózniej przytuliłam Rozi i Julę.
-Wydostaniemy cię- obiecał Quick.
-Ok, tylko nie rób niczego czego będziesz pózniej żałował. - poradziłam z własnego doświadczenia. Najgorzej było z Drake'm. Po raz drugi nie mogłam się z nim pożegnać. Nawet na mnie nie spojrzał. Pośpiesznie wróciłam do helikoptera.
-Naprawdę jutro polecimy?- dopytałam
-Skoro John Yohate zgodził się na omówienie mojej propozycji to nie zmarnuję takiej szansy, ale nie wiem czy wezmę cię ze sobą.
-Ale dlaczego, przecież, wróciłam, niczego nie kombinowałam.- powiedziałam pełna obaw, a jeżeli mnie nie wezmie, przecież z nimi nie porozmawiałam. Jaka ja jestem głupia. Muszę wziąść się w garść, naprawdę to nie jest czas na rozklejanie się.
-Tak, ale umowa była że ich zobaczysz i z nimi porozmawiasz, tak też się stało. Nie było mowy o drugim spotkaniu.
Byłam zdesperowana a więc zaczęłam robić to czego nigdy nie miałam w zwyczaju. Zaczęłam prosić.
-Proszę, to moja rodzina
-Przemyślę to- obiecał
-Sasza proszę. Ja nie dam rady, zostałam sama, jestem w ciąży, Drake mnie nienawidzi, a nawet mu o ciąży nie powiedziałam.
-Przykro mi że tak się stało. Nie wiedziałem że masz chłopaka gdybym wiedział nie proponował bym abyś udawała moją dziewczynę przed kamerami. Naprawdę mi na tobie zależy, i bardzo mi przykro że przeze mnie cierpisz jak chcesz mogę porozmawiać z Drake'em. Wyjaśnię mu jak to naprawdę było.
-Nie to nic nie da- odparłam, Drake wkurzyłby się jeszcze bardziej, a ja nawet nie mogę o to wszystko obwiniać Saszy, przecież on naprawdę nie wiedział że mam chłopaka, nigdy nie wspominałam o Drake'u.
-Ale nie martw się, naprawdę, dasz sobie radę. No i możesz liczyć na mnie. Pomogę ci.- zapewnił- i jeżeli chcesz możesz ze mną jutro lecieć ale obiecaj że wrócisz ze mną.
-Obiecuję.
-Dobrze, jest coś jeszcze. Dzisiaj pójdziesz na badania, musisz mieć zrobione usg przed upływem 13 tygodnia i 6 dnia ciąży.- oznajmił, w sumie nie wiedziałam że potrzebne jest mi jakieś badanie, myślałam że usg robi się aby określić płeć. Sasza mi wyjaśnił że to tylko rutynowe badanie aby sprawdzić czy płód rozwija się prawidłowo i nie mam się czym martwić. I oznajmił że faktycznie można będzie stwierdzić czy to chłopiec czy dziewczynka bo to prawie 14 tydzień, ale pod warunkiem że się odpowiednio ułoży.
Zrobili mi te badania ale lekarz nie chciał mi niczego powiedzieć. To mnie wkurzyło, przecież to moje dziecko to ze mną powinien gadać a nie z Saszą. Dimitri całą drogę próbował mnie uspokoić i odprowadził mnie pod same drzwi. Choć znałam drogę do pokoju. Przez kilka godzin czekałam, nie potrafiłam usiedzieć w miejscu i robiłam się coraz bardziej poddenerwowana. A jeżeli coś się stało dziecku. Co prawda nie chciałam mieć dzieci ale skoro już zaszłam w ciążę to dziecko nie może umrzeć. Dlaczego miałabym się tak męczyć aby urodzić martwe dziecko. Snułam najgorsze scenariusze. Nie potrafiłam myśleć optymistycznie. Przecież jestem zarażona, moją przemianę blokują tylko tabletki. W końcu przyszedł Sasza.
-nie można stwierdzić czy to chłopiec czy dziewczynka- wyjaśnił na wstępie- ale może na drugim usg się dowiesz.
Ale płeć dziecka teraz mnie nie obchodziła.
-Co z dzieckiem?-spytałam.
-Jeszcze jest za wcześnie aby dokładnie stwierdzić...
-Ale- ponagliłam go.
-Są pewne komplikacje- przyznał- wirus którym jesteś zarażona atakuje dziecko.
Powiedział to czego się najbardziej obawiałam, usiadłam na łóżku.
-Czy ono umrze?- dopytałam.
-Nie wiem. Postaram się zrobić wszytko by tak się nie stało. Musisz być pod stałym nadzorem lekarza. Postaramy się zablokować tego wirusa, ale musisz powiedzieć co przyjmujesz i najlepiej będzie jeśli jutro nie polecisz....
Ale ja już tego nie słuchałam. Sasza usiadł obok mnie i mnie przytulił. W innych okolicznościach odsunęłabym się i na niego nawrzeszczała, ale teraz mi to nie przeszkadzało.  Sasza cały czas próbował mnie uspokoić i mówił że nie ma pewności, że muszą porobić dokładniejsze badania. Nawet nie wiem kiedy usnęłam. Na drugi dzień Sasza powtórzył mi to wszytko i próbował przekonać mnie abym nie leciała. Zaproponował również że można usunąć ciążę. Taka opcja nie wchodziła w grę. Nakrzyczałam na niego że w ogóle o tym wspomniał i uparłam się że lecę.