Po śniadaniu tak jak się umówiliśmy Drake przyszedł do mojego biura.
-Ja już gotów to lecimy do profesorków?
-Ta poczekaj zamknę system i spadamy pójdziemy na piechotę do Roberta, bo jak podjedziemy karawanem to ktoś coś zaczai.
-Jasne - stwierdził Drake - Nie chcę się wtrącać, ale o co chodzi z tobą i Roz.
-Po prostu powiedzmy że spróbujemy dziś wyjaśnić pewne sprawy, ale jak wspomniałem spróbuję nie mam pojęcia z jakim skutkiem. Obiecałem Roz że porozmawiamy, ale nie mogę odpowiadać za nią więc ci nie powiem jakie będą wyniki tej rozmowy.
-Bo wiesz stary ja się martwię ludzie na osadzie gadają tak perfidne rzeczy że gdy by Roz to usłyszała to ...
-Wiem Drake że plotkują bo baby mnie zaczepiają jak pójdę sam na osadę. Ja tam to zlewam kocham Roz i to się nie zmieniło. Rety zimno dziś nie? I po wczorajszym bania mnie boli.
-No dałeś w palnik aż miło. Mam dla ciebie małą radę co do Roz.
-Mianowicie? - dopytałem.
-Pogadaj z nią jak z żoną a nie z małolatą którą puknąłeś.
-Tak właśnie zamierzam. No jesteśmy na miejscu.
Zapukaliśmy do drzwi Roberta. Własnoręcznie je otworzył i zaprosił do pokoju.
-Szybko działasz Drake opowiadałeś szefowi?
-Ta to co powiedziałeś przekazałem.
-Dobra panowie co do szczepionki Robercie to ile musi być tych myszy? Czy mogą być szczury? Bo ja nie dam rady załatwić myszy laboratoryjnych, bo nie można ich przez granice transportować, ale mógł bym spróbować połapać co przyznam nie będzie łatwe.
-No wie szef z 50 sztuk by się przydało, ale muszą być jednej płci. -Kurde dobra załatwimy to Drake nie?
-Ta pójdziemy na myszy. Ale najpierw załatwiasz swoja sprawę.
-A właśnie co jest Roz bo Grażynka opowiadała że jest taka zmarnowana chodzi, wycofana, zamknęła się w sobie, nawet z nią nie chce porozmawiać. Grażyna by pomogła - zapewnił - Bo i na osadzie takie dziwne rzeczy czasem się słyszy że aż serce się kraje. Biedne dziecko straciło matkę, ojca teraz te pomówienia.
-Już Robert wystarczy Roz już nie jest dzieckiem - stuknął mnie Drake w bok - Nie jest dzieckiem. Zrozumiałeś?
-Tak wiem spoko.
-Ale coś nie tak powiedziałem - dopytał niepewnie Robert.
-Wszystko w porządku Robercie zapewniłem
I w tym samym momencie przyszła Grażyna, która musiała słyszeć tę część rozmowy.
-Nie jest w porządku ją coś gryzie pan powinien...
-Wiem co powinienem proszę zamilknąć, bo panią zwolnię ma się pani zajmować Damonem by Roz mogła odpocząć a nie ją rozpytywać i może jakieś chore bajki opowiadać. Wszyscy na nią napadają i próbują kierować i manipulować jej życiem zresztą ja to skończę mi się wydaje - ryknąłem - I proszę opuścić to pomieszczenie bo my tu ważną sprawę rozważamy.
-Jestem u siebie w domu.
-To za moment będzie pani w celi.
-Stary zluzuj - powiedział Drake.
-Przepraszam za żonę wtyka nos w nieswoje sprawy.
-Niech się tą całą Aśką zajmie bo pół osady ją już miało - warknąłem - Dobrze panowie wróćmy do tematu. Drake mówił że wie pan coś o projekcie Alfred.
-No coś przez pomyłkę mi się udało wyciągnąć od starego profesora.
-Proszę mówić.
-Tej szczepionki to on nie brał pod uwagę od początku gdy zbadał tego Alfreda jak mi wspominał opracowywał próbkę i udało mu się zrobić preparat który służy rozwojowi płodu i zmienia go właśnie w taki twór.
-I jak te badania mu idą, pomyślnie? - dopytałem.
-Tak jest na ostatnim etapie testów na zdrowej kobiecie.
-Jaśniej proszę Robercie.
-Znalazł ochotniczkę i wprowadził po przebadaniu jej i przypadkowego dawcy nasienia, to młody chłopak z osady cywil. No to zapłodnił tę dziewczynę systemem na wzór in vitro i brzuszek podobno rośnie mówił że przed wigilią jego dzieło ujrzy świat.
-A gdzie znajdę tę dziewczynę?
-Hmm tego nie wiem, ale trzyma ja gdzieś, chodzi tedy przez las - wskazał Robert przez okno.
-Dziękuję Robercie zajmę się tym osobiście najlepiej zaraz. Wstałem uścisnąłem mu dłoń a i proszę mniej go na celowniku?
-Oczywiście szefie.
-I co robimy? - dopytał Drake gdy wyszliśmy.
-Podejrzewam że stary trzyma ją w jaskini sprawdzimy to. Jak tam będzie to zabieramy ją, będzie pod kontrolą. W sumie to chciałbym zobaczyć jak to przychodzi na świat i jak to wygląda a pózniej będę musiał to posprzątać. A no i trzeba namierzyć tego zapylacza na osadzie.
-Chcesz tam pojechać teraz? - Dopytał niepewnie Drake.
-Tak bierzemy furę i jedziemy tam a co boisz się?
-Nie ale miałeś porozmawiać z Roz.
-Wsiadaj wiem że miałem pogadać i słowa dotrzymam dopiero 11 godzina. Nie będę gadał dziś z tą dziewuchą, ale zwinąć ją muszę, bo jak kaczka pójdzie na osadę to ją stary przeniesie i jej nie znajdziemy. A tak wsadzi się ją do jakiegoś bunkra w tej wielkiej klatce i już.
Podjechaliśmy pod jaskinię. Przed nią stało dwóch kolesi i się nawet do mnie sadzili .
-Ty to widzisz oni z łapami do mnie lecą Drake.
-Bo nie może szef tam wejść teraz trwa badanie tej dziewczyny to tajne.
-To moja jaskinia ja tu żądzę i won po dobroci bo będę nie miły.
Jednak draby nie ustępowały więc dostali od nas wpierdol związaliśmy ich i na pakę. Weszliśmy do jaskini, profesor rozmawiał z młodą dziewczyną w zaawansowanej ciąży.
-Co szef tu robi?
-A pan profesorze?
-Ta biedna dziewczyna została wyrzucona z domu przez rodzinę bo w ciąży jest a ja jej tylko pomagam.
-Bardzo pan wielkoduszny profesorze - powiedziałem - Teraz pójdzie pan z Drake i dołączy do pozostałych.
-Zabraniam wam ją ruszać.
-Pan zabrania mi? Oj profesorze bardzo nieładnie ja was tu przywiozłem, dbam o pana dupę szanuję pana i żonę a pan za moimi plecami bawi się w stwórcę. Wyprowadz go Drake. Ty też wyłaz.
-Nie mogę chodzić pożaliła się dziewczyna.
-Ile ty masz lat?
-25 proszę pana jestem pełnoletnia.
Rety. Naprawdę ploty na osadzie robią spore zamieszanie eh biedna Roz.
-Świetnie jeszcze tylko tego brakowało. Żona mnie zabije - powiedziałem biorąc dziewczynę na ręce. - Tylko mnie nie gryz i nie drap jasne?
-Dobrze - uśmiechnęła się - Ładnie pan pachnie i jest pan naprawdę przystojny.
Rety wyszedłem z nią z jaskini
-Dziękuje za komplement ale nie jest on stosowny mam żonę.
-No niezle - powiedział Drake.
-Łazić nie może już więc pewnie naprawdę niedługo się rozpruje. Otwórz drzwi kurwa i jeszcze nosić ją muszę, ja pierdole do bunkra sam ją wniesiesz bo jak Roz zobaczy to przesrane.
-Prosiłem żeby jej nie ruszać.
-Cicho dziadu - upomniał go Drake.
-Ta masz racje jak będzie trzeba zanieść to lepiej jak ja to zrobię.
-Dzięki a profesorka na strych i pod klucz. Tych dwóch wsadzimy do celi i rozpytamy ich wszystkich, ale jutro bo dziś sam wiesz.
-Ta dziś musisz załatwić tę sprawę.
Podjechaliśmy do domu i wypakowaliśmy naszych więzniów. Drake zaprowadził profesora na strych i zszedł do salonu. Chyba bo słyszałem że rozmawia z Roz o czymś. Ja udałem się do biura sprawdzić pocztę i miałem pójść porozmawiać z Roz. Jednak to ona przyszła do mnie pierwsza.
-Bardzo przeszkadzam? Porozmawiasz ze mną teraz czy mam wpisać się w grafik i poczekać? Nie odpowiadaj nie zamierzam czekać. John to jest chore...Wiem głupia jestem nie powinnam...nie miałam prawa wyrzucać cię z pokoju, ale się zdenerwowałam. Przepraszam. John proszę powiedz mi co się dzieje...Bo ja już naprawdę dłużej nie dam tak rady. Ty chcesz się ze mną rozwieść?-spytała a po policzkach poleciały jej łzy.
-Nie przeszkadzasz słonko poczekaj momencik zamykam właśnie system sprawdzałem tylko pocztę i miałem pójść do ciebie porozmawiać. Znów coś piłaś? Roz tak spraw się nie załatwia. Gdzie Damon?
-Z Drake nie odpowiedziałeś mi.
-Zacznę od tyłu co ci przyszło do głowy z tym rozwodem? Nie zamierzałem się rozwodzić prawdę mówiąc to nawet o tym nie myślałem. Wiesz mam pomysł ubierzemy Damona i pójdziemy na spacer to sobie pogadamy szczerze, bo tu to zaraz ktoś wejdzie, albo będą podsłuchiwać i znów powstaną ploty.
-Dobrze - zgodziła się Roz.
-To ja znajdę Damona uszykuję go a ty się ogarniaj po drodze wstąpimy do sklepu. Dawaj tego szatana - powiedziałem do Drake który siedział z Damonem w swoim pokoju.
-Już po wszystkim? - dopytał
-Wiesz że ona znów piła?
-Zauważyłem - przyznał Drake.
-Nie jest po wszystkim, zaproponowałem spacer. Ona patrzy tak na mnie jak by chciała eh... Ja muszę najpierw to wszystko wyjaśnić to nieporozumienie a pózniej nie mam nic przeciw, ale wolę to na dworze zrobić.
-Jest dorosła patrzy bo jej się chce.
-Rety zrozumiałem uspokój się.
-Dobra rób jak chcesz tylko załatw to proszę.
-Nie czekajcie z obiadem.
-Jasne a jak wytłumaczyć starej?
-Powiedz że ja z nią pogadam jak wrócę.
Wziąłem szkraba który gadał po swojemu .
-Eh mistrzu idziemy na spacer mówiłem ubierając go .
-Ja już gotowa a wy? - dopytała Roz.
-Jeszcze chwilka. Pięknie wyglądasz, ale chłodno już nie za zimno ci będzie?
-Nie dawno nie prawiłeś mi komplementów.
-Przepraszam, wezmiesz go? Wrzucę kurtkę i zniosę wózek.
-Jasne i naprawdę porozmawiamy po drodze?
-Tak obiecuje.
Włożyłem Damona do wózka a ten zaczął podziwiać niespodziankę, która wybrała się z nami na spacer.
-Wiesz słonko - przytuliłem ją - bo chodzi o to że wtedy z tą akcją co małemu podali tą adrenalinę, to ja za mocno pociągnąłem i uświadomiłem sobie. Znaczy Drake mnie z deka oświecił że ja z tobą wtedy to ty 15 lat miałaś. Dopadły mnie wyrzuty sumienia bo męczyłaś się z moimi jazdami i może ze względu na mnie spałaś ze mną a ja czasem byłem naprawdę nieznośny i może niedelikatny. I jakoś tak się zblokowałem, bo nie mogłem sobie z tym poradzić że ci tu piekło zrobiłem. Potem zwinęli mnie ruski i sama z tym byłaś. Teraz Drake mówił że dorosłaś i mam z tobą normalnie gadać a nie kodować się na twoje lata. Bo o te lata mi chodzi, ale teraz to widzę że krzywdzę cie swoim wycofaniem bardziej niż tym że cię jak ja to mówię mordowałem sobą znaczy że się narzucałem rozumiesz teraz?
-Ale mi to nie przeszkadzało przecież nigdy nie mówiłam nie.
-No widzisz i to jest głupie powinienem odraz powiedzieć a ja głupek stwierdziłem że dam ci od siebie odpocząć. Ja naprawdę zbieram się do naszych spraw jak pies do jeża. Przepraszam słaby kontakt mam z babami a ciebie nie chciałem urazić bo cię kocham kruszynko.
Nawet nie wiem kiedy doszliśmy a raczej weszliśmy całując się do sklepu. Dopiero ochroniarz mnie zaczepił że misiek wlazł za mną a ja nieprzytomny warknąłem.
-To niech łazi nie przeszkadzaj bo rozmawiam.
Pokręciliśmy się po sklepie kupiliśmy dla Damona chrupki czekoladowe.
-Co byś powiedziała na lody czekoladowe z truskawkami? - pocałowałem ją.
-No to może być ciekawe zestawienie smaków, ale ty jesteś daniem głównym - uśmiechnęła się Roz.
-Jasne nie ma sprawy - udaliśmy się do kasy którą obsługiwała Al.
-Zobaczysz zamęczę cię dziś dzień i noc a jutro powtórka - nakręcała się Roz.
-Nie wierzę to aż tak? A jak nie wydołam i zemrę - droczyłem się.
Ale ona zaczęła mnie całować i mówić jednocześnie.
-Nic ci nie będzie trochę się rozruszasz.
Nawet nie wiem jak dotarliśmy do początku kolejki.
-Czy ja wam nie przeszkadzam? - powiedziała rozpromieniona Al.
-Nie już uciekamy - odparłem - tylko czekamy w kolejce.
-Raczej ją blokujecie - uśmiechnęła się Al - to ja czekam na pieniążki. I nie wiem czy wiecie ale wszyscy się na was gapią i w sklepie siedzi wasz misiek.
-A to już? - dopytałem sięgając do kieszeni - Rety sorki zakręciłem się a oni jak muszą to niech patrzą i się uczą nie plotkować bo nic się nie dzieje.
-Zakręcaj się - dalej śmiała się Al - reszty nie wziąłeś - krzyczała za mną jak już wychodziliśmy.
-Oddasz mi na chacie bo chyba nam się spiesz.
-Bardzo spieszy - ponagliła mnie Roz.
Przytuleni poszliśmy do domu a pózniej do siebie. Dopiero Drake puknął w drzwi po kilku godzinach.
-Ale na kolację to mogli byście zejść.
-Przesuń ją o godzinę krzyknąłem z za drzwi.
-Wyrobisz się? - dopytał
-Jasne - odparłem mu
-No nie wierze kruszynko twój brat mnie rozlicza.
-Nie gadaj - ponaglała mnie Roz.
-Musimy pogadać to naprawdę ważne - wrzeszczał Drake
-Spadaj Drake - wrzasnęła Roz rozpraszasz mi męża.
-Nie no w takich warunkach to ja nie dam rady nawet w dwie godziny. Mogę odpuścić? - dopytałem.
-On już poszedł a ty masz dokończyć.
-Rety mam karę - śmiałem się.
-Tak seksualną - śmiała się Roz.
Gdy już Roz mi odpuściła i szykowała się na kolację to jej opowiedziałem o dzisiejszej wizycie u Roberta i o profesorku i o tej dziewczynie, że i ona tu jest i rodziła będzie niebawem tego Alfreda.
-Ale ja się boję - powiedziała.
-Kochanie zamknęliśmy ją w klatce w bunkrze nic ci nie zrobi muszę mieć to pod kontrolą.
Przytuleni zeszliśmy na kolację, posadziłem Damona do krzesełka a Roz zaczęła go karmić.
-Powiedziałem już wszystkim jakiego gościa będziemy mieli - zaczął Drake.
-Dobrze tylko może na razie nie mówmy Al - zaproponowałem.
-Ta chyba lepiej żeby nie wiedziała - stwierdził Drake. - Mogę cię na słówko? - dopytał mnie.
-Jasne przepraszam kochanie zaraz jestem - pocałowałem ją. Odeszliśmy kawałek - Co tam? dopytałem.
-Chciałem tylko dopytać czy pogadaliście?
-Jasne a nie widać?
-No widzę że Roz promienieje, ale wyjaśniliście sobie wszystko?
-Myślę że tak, ale mógł byś jeszcze ją podpytać bo nie chciał bym niejasności a ona może sama nie ma odwagi. Nie wiem na razie jest ok i wolał bym żeby tak zostało.
I obaj wróciliśmy do stołu.
środa, 8 listopada 2017
Od Rozi
Quick pierwszy raz od paru miesięcy spędził noc w pokoju chociaż był niezle wstawiony to się chyba nie liczy. Już sama nie wiem o co chodzi. Jedno jest pewne nie potrzebnie się wczoraj wściekłam i nie powinnam była go wyrzucać. Ale przecież tak naprawdę nie chciałam żeby wyszedł. Miał zostać dlaczego on nic nie rozumie. No i o co mu chodzi? Ze śniadania też się wymiksował do biura. Po zjedzonym śniadaniu Drake poszedł i pewnie pojechali do Roberta. Swoją drogą dobrze że udało mu się zrobić szczepionkę. I ciekawe co Quick zrobi z profesorem i tym dzieckiem.
- Pracujesz dziś? - spytałam Al
Chciałam by miała wolne. Musiałam z kimś pogadać. Ja już naprawdę nie wiedziałam co mam robić. I co o tym myśleć.
- Tak - wypaliła
- Damonowi przydał by się spacer może cię odprowadzę
- Nie ma sprawy - wypaliła zadowolona
- Kiedy wychodzisz? - dopytałam
- No właściwie to zaraz
Więc poszłam na górę ubrać Damona. I chwilę pózniej wyszliśmy z domu.
- Myślisz że dziś też będzie taki ruch? - spytałam
- W sumie to nie wiem - przyznała - wczoraj to była jakaś masakra nie miałam nawet chwili by iść siusiu. Powaga, ludziom należy się przerwa a ja nawet nie miałam jak ich na nią wysłać
- Świetnie sobie radzisz - pochwaliłam ją - nie wiem czemu Luke tak w ciebie nie wierzył.
- Dzięki - wypaliła uśmiechając się - ale wątpię byś chciała gadać o sklepie. Co tam się dzieje Roz?
- Najgorsze jest to Al że ja nawet nie wiem - przyznałam - nie pokłóciliśmy się ani nic z tych rzeczy. Było dobrze i nagle on przestał mnie dostrzegać.
- A próbowałaś z nim rozmawiać? - dopytała
- Myślisz że łatwo jest rozmawiać jak on unika mnie jak może. I tak spędza ze mną i z Damonem mało czasu a jak tylko próbuję zejść na ten temat on ucieka mówiąc że ma masę pracy. Na początku pomyślałam że ma kogoś ale gadałam z Drake'em
- Nie Quick cię kocha nie ma nikogo jestem pewna. Z reszto on pracuje w domu
- No właśnie to samo powiedział mi Drake
- Wiesz że ludzie plotkują - wypaliła jak byłyśmy już przy sklepie
- Jak to plotkują o czym? - dopytałam
- No o was - wyjaśniła - wiesz jak siedzę na kasie, ludzie stoją w kolejce coś tam słyszę piąte przez dziesiąte
- A dokładniej o czym plotkują? - ciągnęłam dalej
- Naprawdę jako twoja przyjaciółka nie będę tego powtarzać. - wypaliła - nawet nie chciała bym tego słuchać
- Al no proszę - poprosiłam - przecież mnie kojarzą nie będą plotkować gdy będę stała obok.
- Dobra ale to tylko plotki i nie będziesz się nimi przejmować - powiedziała
- Nie będę - obiecałam
- Dobra choć bo zimno do otwarcia sklepu jeszcze godzina pogadamy
Przed sklepem już czekało trzech pracowników Al otworzył sklep. Weszłam za nią i skierowałyśmy się do biura.
- Kawy? - dopytała
- Al - warknęłam
- Dobra - usiadła na przeciwko mnie na krzesełku - ludzie mówią że Quickowi znudziła się żonka i już jest tylko na pokaz. Plotkują o tym że wam się nie układa i że to na bank skończy się rozwodem. Laski już wyłapały okazję i próbują zabłysnąć. No i że po rozwodzie wylecisz na osadę bez Damona. Śmieją się że bez pieniędzy Quick sobie nie poradzisz i że oni chętnie na to popatrzą. Nie wiem kto nagadał o tobie takich plotek ale oni sądzą że jesteś tępą, pustą, wredną zdzirą która się wywyższa i zadziera nosa.
- Al oni tak gadają czy ty sobie dośpiewujesz by mi na ubliżać - fuknęłam by pokazać jej że wcale się tym nie przejęłam
Chociaż prawda była zupełnie inna. Wcale nie podobało mi się że o mnie plotkują. Nie znają mnie a wymyślają o mnie nie stworzone bajeczki. No ale najgorsze w tym wszystkim że każda plotka ma trochę prawdy. A jeżeli Quick faktycznie z kimś gadał o tym że chce się ze mną rozwieść. W sumie chyba nawet mnie to nie dziwi przecież parę tygodni po ślubie to się zaczęło.
- Dobra Al nie będę ci przeszkadzać
- Obiecałaś że nie będziesz się przejmować
- I się nie przejmują. Niech gadają co chcą ja i ty wiemy że to nie prawda - powiedziałam uśmiechając się najwiarygodniej jak potrafiłam
Jak on się ze mną rozwiedzie to ja faktycznie nie dam rady ale nie z tego powodu co plotkują. Po prostu nie potrafiła bym już żyć bez niego i bez Damona. Wyszłam ze sklepu i chociaż chciało mi się wyć nie dała satysfakcji tym sukom które już stały przed sklepem sztucznie się uśmiechały a pózniej gadały za moimi plecami. Wróciłam do domu rozebrałam Damona, nakarmiłam go i nawet uśpiłam a Drake'a i Quicka nadal nie było. Mam już dość całej tej szopki. Dziś jak tylko Quick wróci od razu pójdę z nim pogadam. Muszę wiedzieć na czym stoję. I już któryś raz z kolei sięgnęłam po alkohol. Co wkurzyło mnie jeszcze bardziej. Po jakimś czasie wrócił Drake.
- No nie wierze siostra - powiedział na wstępie - znów piłaś?
- Słyszałeś wszystkie te plotki? - dopytałam - Al i tak pewnie pominęła te najgorsze
- Roz teraz plotkami się przejmujesz - powiedział
- Nie, przejmuje się swoim małżeństwem które jest w kompletnej rozsypce. Przejmuje się przyszłym rozwodem...
I się rozpłakałam i wtedy obudził się Damon więc wstałam i poszłam do niego a Drake poszedł za mną
- Roz nie zakładaj czarnych scenariuszy. Każdy związek ma kryzysy
Wzięłam Damona na ręce
- Myślisz że jak on się ze mną rozwiedzie to zabierze mi Damona?
- Boże... siostra spójrz na mnie - Popatrzyłam na Drake'a - Quick się z tobą nie rozwiedzie - powiedział powoli
Pokiwałam głową. Drake naprawdę wierzył w to co mówił.
- A gdzie Quick? - dopytałam
- W biurze - odparł Drake
- Zajmiesz się Damonem? - spytałam - tylko trzeba mu dać...
- Idz już - przerwał mi biorąc Damona na ręce - damy sobie radę a jak nie to poprosimy o pomoc nie mistrzu? Poszukamy Juli albo kogoś tam... A jak sobie teraz tego nie wyjaśnicie to zmuszę was abyście sobie wszystko wyjaśnili.
- Jak? - dopytałam
- Porwę wam Damona - odparł - nie mistrzu? Jak mama i tata się nie dogadają to robimy strajk - Damon zaczął coś pogadywać i machać grzechotką - widzisz was syn się ze mną zgadza.
Uśmiechnęłam się i poszłam do biura Quicka. Zapukałam nie usłyszałam słowa wejść ale i tak weszłam. Quick siedział nad jakimiś papierami
- Bardzo przeszkadzam? - dopytałam - Porozmawiasz ze mną teraz czy mam wpisać się w grafik i poczekać? Nie odpowiadaj nie zamierzam czekać. John to jest chore... Wiem głupia jestem nie powinnam... nie miałam prawa wyrzucać cię z pokoju ale się zdenerwowałam. Przepraszam. John proszę powiedz mi co się dzieje... Bo ja już naprawdę dłużej tak nie dam rady. Ty chcesz się ze mną rozwieść? - spytałam a po policzkach poleciały mi z nienawidzone łzy.
Od Amandy
Quick odpuścił Izie i nawet ją wypuścił. Ale oboje dzieci im zabrał. Mogli się z nimi widywać ale się nimi nie opiekowali i nie zajmowali. Iza po akcji Quick odpuściła mu. W sumie to oboje przestali kozaczyć. Ale nadal mieszkali w rezydencji Quicka bo wolał mieć ich na oku. Ja przez Izę też nie chciałam się jemu narażać. W związku z czym plotkowaliśmy sobie ale jak temat schodził na Quicka to starałam się go ucinać. Dał mi pracę i mogłam kupować Kaśce co mi się podoba. Witek też był na etacie u niego bo pracował w domu przecież. No dodatkowo to był dobry układ. Bo Quick dla siebie, jeszcze Drake'a, Alex, Luke'a i Julki miał nawet więcej niż to co było w tym sklepie. Tak że mogliśmy z Witkiem korzystać z tego wszystkiego. Dodatkowo jakoś się uzdrowił i trochę inaczej traktował Kaśkę. No jednym słowem miała wszystko co jej potrzeba i jeszcze nadwyżkę w postaci słodyczy i zabawek. Mogła też przebywać w bawialni Damona który co prawda dopiero zaczynał się bawić. W tedy nad dzieciakami jak wszystkie były w tej bawialni czuwała Pani Grażyna. Bo Quick jej za to płacił. Żeby ta biała wywłoka mogła niby trochę odpocząć niby od czego ale dobra. A mały Damon lubił panią Grażynę bo ona miała podejście do dzieci. Quick raczej jej nie ufał. Bo zarówno w sypialni Damona jak i w bawialni był ciągły monitoring. Były tam kamery a w biurze u Quicka były odbiorniki by w każdej chwili mógł patrzeć co dzieje się z Damonem. Do tego zawsze na czujkach stał Borys, Mariusz lub Grzesiek. Bo teraz co niektórzy mieli pracę zmianową. Jednak między białą a moim bratem coś się popsuło. Co mnie cieszyło. Bo nawet na osadzie gadali że to śmierdzi rozwodem. I że biała wyleci na osadę bez dzieciaka. No tak przynajmniej mówiła Iza co na osadzie gadają. Bo ona często się tam kręciła. I jak się okazało nawet była w ciąży. Tylko jak to przyjmie Quick. No nie w sensie że z nim tylko z kimś się łajdaczyła. A Quick takich rzeczy nie popierał. On sam nie sypiał z tą białą wywłoką od kilku miesięcy a i tak prędzej się uchlał niż jakąś babę se przygruchał. A jak był pijany to nawet był jak mój kiedyśny brat. Generalnie lubiłam jak pił. Bo wtedy mogłam ugrać coś dla siebie. I na wmawiać mu że ta biała wywłoka go zdradza na przykład. Nie wiem czy w to wierzył bo strasznie się zmienił. I w sumie to już chyba nikt nie ogarniał o co mu chodzi. Białą to już bardziej traktował jak młodszą siostrę nie jak żonę. Jeżeli gdzieś się włóczył to z Drake'em. I oni dwaj mieli jakieś swoje tajemnice. Ciągle też rozmawiał z Lukiem że coś jest nie tak i nie takie tam sprawy. Nie do słuchałam o co chodziło. Ale generalnie Quick nie miał cierpliwości nie lubił nigdy czekać. I jak mu coś się spuzniało to Luke studził go i próbował coś mu tłumaczyć. W ogóle to jakiś dziwny układ był. Bo oni w sześcioro to mieli jakieś specjalne traktowanie. Zachowywali się jak prawdziwa rodzina i jeszcze nawet Quick rozmawiał z Julką bo nie długo przecież wigilia. I jako prezent chciał Mai podarować kucyka szetlandzkiego w różowym kolorze. Jeszcze rozkminiał z nią sprawę że może by tą grzywę i ogon tej klaczki pomalować w kolorze tęczy. Maja miała takie przywileje jak Damon. Miała wszystko co chciała w sumie Sylwia to i też. Bo Quick po tej akcji z Izą miał do niej jakąś słabość. Więc często dawał jej jakieś prezenty. Dostawała różne książeczki do malowania kredki. A pod choinkę też chciała konia a Quick się z nią wykłócał że będzie bujany bo mikołaj nie zgadzał się na prawdziwego. Tłumaczył jej że jest jeszcze za mała. A ona nazywała go swoim najukochańszym wujkiem. Najfajniejsze jest to że we wigilię Quick ma urodziny i to będzie jego 19. Ale nikt o tym nie wie. I to ja mu kupię prezent i to ja zabłysnę a oni wszyscy będą mieli lola. Biała na pewno wyłapie punkty ujemne cała reszta też. I wtedy to ja będę gwiazdą i wrócę na pozycję siostry. Biedny braciszek jak mu złoże życzenia to on sobie przypomni o tych urodzinach i pewnie będzie mu przykro że nikt nie pamięta. A mówię że biedny bo zaczęłam doceniać to co on robi dla innych i nie interesuje mnie jak on zdobywa kasę i to wszystko ale wszystko zaczyna wracać do normalności. Ludzie go słuchają, kochają różne państwa zapraszają do współpracy. Ale to on zawsze jest decyzyjny jest nawet lepszy niż ojciec. Bo ojcem można było manipulować. Zarówno w życiu prywatnym jak i służbowym. A Quickiem się nie da. No biała miała na niego jakieś tam wpływy. Ale teraz jak się między nimi zepsuło. No i po ostatniej akcji jak wywaliła go z pokoju. To już na pewno się nie pogodzą. Bo Quick ją kocha ale jest zbyt dumny by się płaszczyć przed nią. Z reszto jak była w sklepie to ludzie dupami się śmiali. Że szef żonę na pokaz wystawił. Borys, Mariusz, Grzesiek siedzą wszystko widzą i wiedzą. Więc plotka nie powstała znikąd. A może to naprawdę jest prawda tylko ja nic nie widzę jak mogłam to przegapić. To wszystko przez Izkę muszę bardziej się temu przyjrzeć. Żeby urobić brata w odpowiednim czasie. To może nas zabierze za granicę gdzieś i zamieszkamy normalnie. On ma teraz totalnego doła jakiegoś i nie wiem o co chodzi, ale jak by wyczaić odpowiedni moment. To by się skończyło panowanie wywłoki. Musze obgadać to z Izą.
Od Mariusza
Z Grzesikiem mieliśmy pilnować porządku przy sklepie ja naprawdę nie miałem pojęcia że to tak pójdzie. Wszyscy dysponowali kasą ja tam swojej żonie powiedziałem żeby się ogarnęła z tymi zakupami bo to musi starczyć na miesiąc wyznaczyłem jej limit. Do tego powiedziałem jej że zakręcę się dla niej za jakąś robotą. Grzesiek w sumie poszedł za moją radą i w sumie zrobił to samo. No jednak my byliśmy trochę po za tą epidemią. Ale ludzie wychodzili z marketu z pełnymi koszami i byli szczęśliwi. I wtedy podjechał szef. Ale jaka klasa limuzynka tylko kierowca lama. Sam go podpowiedziałem
- Mariusz - na wstępie dostałem opierdol od szefa jak tylko wysiadł. - to tak nie może być. Ten szofer jest nie odpowiedzialny. Totalnie nie panuje nad autem no dodatkowo prawię obtarł mi limuzynę i to prawie trzy razy już mniejsza o większość. Ale z żoną i synem jechałem. No powiedz mi Mariusz jaka to jest filozofia jeżeli ktoś ma prawo jazdy. No chyba że do limuzyny są potrzebne uprawienia jak do tira to się zgodzę.
- Dobrze szefie ja kogoś załatwię - powiedziałem - a do domu sam szefa odwiozę.
- Nie fatyguj się sam siebie odwiozę to normalnie porażka jakaś jest
- Był szef patrzeć na tę helikoptery?
- No ta są takie jak chciałem jak tamten w hangarze.
- To co wkładamy pod nie atomówki
- Wszystko w swoim czasie Mariusz jak tam biznes? - dopytał szef
- Się chyba kręci trzeciego tira podstawiliśmy
- Wiesz ktoś mnie uświadomił przez pomyłkę że powinienem limity im jakieś pozakładać bo jak tu patrzę to teraz się nakupują a pózniej nie będą mieli za co żyć.
- Właśnie oni chyba nie wiedzą jak to działa - stwierdziłem - a do tej Anglii szef jedzie?
- Nie ale będę leciał i pewnie raczej sam
- A żona? - dopytałem
Szef popatrzył na mnie
- Raczej chyba nie będzie miała ochoty
- To jednak to prawda co mówią na osadzie
- A co mówią? - dopytał szef
- A ja tam nie wiem - wykręciłem się - nie słucham plotek. Borys tylko nadmienił że szef to w biurze albo na kanapie zasypia i że szefowa czasami przychodzi na tą kanapę
- I co jeszcze nadmienił ci Borys - zdenerwował się szef - zmęczony jestem Mariusz czasami zasnę przy telewizorze a że Rozi przychodzi i kładzie się obok mnie bo dobudzić mnie nie może.
- No właśnie Borys namieszał, reszta sobie dopowiedziała i jest plotka
- Dobra bez komentarza Mariusz - powiedział szef - sprawdzisz mi jutro te loty. I ten odrzutowiec. Dobra to przejdę się na ten sklep.
- Jak się szef dopcha
- Słusznie wejdę od zaplecza
- Jak się szef dopcha - uśmiechnąłem się
- Tam też jest zagęszczenie ludności?
- Ta, mafia to zgarnęła bo próbują z tirów kupować.
- Nie wierze - powiedział szef - dobra to w takim razie wracam na chatę. Bo widzę że nic tu po nas.
- No ale dobrą reklamą by było gdyby szef coś kupił
- Ta Mariusz ale co ty myślisz że ja mam czas godzinę stać w kolejce po głupią czekoladę
- No ja wiem że szef to zaopatrzony jest
- Nie no dzisiaj to wykluczone - powiedział szef - Ale na pewno się wybiorę do sklepu któregoś dnia jak się rozluzni
Szef zwinął żonę i syna do samochodu i stwierdził że jadą do domu. Kurde jaki ten dzień był długi. No i jednak szykuje się ten lot do Anglii.
- Mariusz - na wstępie dostałem opierdol od szefa jak tylko wysiadł. - to tak nie może być. Ten szofer jest nie odpowiedzialny. Totalnie nie panuje nad autem no dodatkowo prawię obtarł mi limuzynę i to prawie trzy razy już mniejsza o większość. Ale z żoną i synem jechałem. No powiedz mi Mariusz jaka to jest filozofia jeżeli ktoś ma prawo jazdy. No chyba że do limuzyny są potrzebne uprawienia jak do tira to się zgodzę.
- Dobrze szefie ja kogoś załatwię - powiedziałem - a do domu sam szefa odwiozę.
- Nie fatyguj się sam siebie odwiozę to normalnie porażka jakaś jest
- Był szef patrzeć na tę helikoptery?
- No ta są takie jak chciałem jak tamten w hangarze.
- To co wkładamy pod nie atomówki
- Wszystko w swoim czasie Mariusz jak tam biznes? - dopytał szef
- Się chyba kręci trzeciego tira podstawiliśmy
- Wiesz ktoś mnie uświadomił przez pomyłkę że powinienem limity im jakieś pozakładać bo jak tu patrzę to teraz się nakupują a pózniej nie będą mieli za co żyć.
- Właśnie oni chyba nie wiedzą jak to działa - stwierdziłem - a do tej Anglii szef jedzie?
- Nie ale będę leciał i pewnie raczej sam
- A żona? - dopytałem
Szef popatrzył na mnie
- Raczej chyba nie będzie miała ochoty
- To jednak to prawda co mówią na osadzie
- A co mówią? - dopytał szef
- A ja tam nie wiem - wykręciłem się - nie słucham plotek. Borys tylko nadmienił że szef to w biurze albo na kanapie zasypia i że szefowa czasami przychodzi na tą kanapę
- I co jeszcze nadmienił ci Borys - zdenerwował się szef - zmęczony jestem Mariusz czasami zasnę przy telewizorze a że Rozi przychodzi i kładzie się obok mnie bo dobudzić mnie nie może.
- No właśnie Borys namieszał, reszta sobie dopowiedziała i jest plotka
- Dobra bez komentarza Mariusz - powiedział szef - sprawdzisz mi jutro te loty. I ten odrzutowiec. Dobra to przejdę się na ten sklep.
- Jak się szef dopcha
- Słusznie wejdę od zaplecza
- Jak się szef dopcha - uśmiechnąłem się
- Tam też jest zagęszczenie ludności?
- Ta, mafia to zgarnęła bo próbują z tirów kupować.
- Nie wierze - powiedział szef - dobra to w takim razie wracam na chatę. Bo widzę że nic tu po nas.
- No ale dobrą reklamą by było gdyby szef coś kupił
- Ta Mariusz ale co ty myślisz że ja mam czas godzinę stać w kolejce po głupią czekoladę
- No ja wiem że szef to zaopatrzony jest
- Nie no dzisiaj to wykluczone - powiedział szef - Ale na pewno się wybiorę do sklepu któregoś dnia jak się rozluzni
Szef zwinął żonę i syna do samochodu i stwierdził że jadą do domu. Kurde jaki ten dzień był długi. No i jednak szykuje się ten lot do Anglii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)