Po śniadaniu tak jak się umówiliśmy Drake przyszedł do mojego biura.
-Ja już gotów to lecimy do profesorków?
-Ta poczekaj zamknę system i spadamy pójdziemy na piechotę do Roberta, bo jak podjedziemy karawanem to ktoś coś zaczai.
-Jasne - stwierdził Drake - Nie chcę się wtrącać, ale o co chodzi z tobą i Roz.
-Po prostu powiedzmy że spróbujemy dziś wyjaśnić pewne sprawy, ale jak wspomniałem spróbuję nie mam pojęcia z jakim skutkiem. Obiecałem Roz że porozmawiamy, ale nie mogę odpowiadać za nią więc ci nie powiem jakie będą wyniki tej rozmowy.
-Bo wiesz stary ja się martwię ludzie na osadzie gadają tak perfidne rzeczy że gdy by Roz to usłyszała to ...
-Wiem Drake że plotkują bo baby mnie zaczepiają jak pójdę sam na osadę. Ja tam to zlewam kocham Roz i to się nie zmieniło. Rety zimno dziś nie? I po wczorajszym bania mnie boli.
-No dałeś w palnik aż miło. Mam dla ciebie małą radę co do Roz.
-Mianowicie? - dopytałem.
-Pogadaj z nią jak z żoną a nie z małolatą którą puknąłeś.
-Tak właśnie zamierzam. No jesteśmy na miejscu.
Zapukaliśmy do drzwi Roberta. Własnoręcznie je otworzył i zaprosił do pokoju.
-Szybko działasz Drake opowiadałeś szefowi?
-Ta to co powiedziałeś przekazałem.
-Dobra panowie co do szczepionki Robercie to ile musi być tych myszy? Czy mogą być szczury? Bo ja nie dam rady załatwić myszy laboratoryjnych, bo nie można ich przez granice transportować, ale mógł bym spróbować połapać co przyznam nie będzie łatwe.
-No wie szef z 50 sztuk by się przydało, ale muszą być jednej płci. -Kurde dobra załatwimy to Drake nie?
-Ta pójdziemy na myszy. Ale najpierw załatwiasz swoja sprawę.
-A właśnie co jest Roz bo Grażynka opowiadała że jest taka zmarnowana chodzi, wycofana, zamknęła się w sobie, nawet z nią nie chce porozmawiać. Grażyna by pomogła - zapewnił - Bo i na osadzie takie dziwne rzeczy czasem się słyszy że aż serce się kraje. Biedne dziecko straciło matkę, ojca teraz te pomówienia.
-Już Robert wystarczy Roz już nie jest dzieckiem - stuknął mnie Drake w bok - Nie jest dzieckiem. Zrozumiałeś?
-Tak wiem spoko.
-Ale coś nie tak powiedziałem - dopytał niepewnie Robert.
-Wszystko w porządku Robercie zapewniłem
I w tym samym momencie przyszła Grażyna, która musiała słyszeć tę część rozmowy.
-Nie jest w porządku ją coś gryzie pan powinien...
-Wiem co powinienem proszę zamilknąć, bo panią zwolnię ma się pani zajmować Damonem by Roz mogła odpocząć a nie ją rozpytywać i może jakieś chore bajki opowiadać. Wszyscy na nią napadają i próbują kierować i manipulować jej życiem zresztą ja to skończę mi się wydaje - ryknąłem - I proszę opuścić to pomieszczenie bo my tu ważną sprawę rozważamy.
-Jestem u siebie w domu.
-To za moment będzie pani w celi.
-Stary zluzuj - powiedział Drake.
-Przepraszam za żonę wtyka nos w nieswoje sprawy.
-Niech się tą całą Aśką zajmie bo pół osady ją już miało - warknąłem - Dobrze panowie wróćmy do tematu. Drake mówił że wie pan coś o projekcie Alfred.
-No coś przez pomyłkę mi się udało wyciągnąć od starego profesora.
-Proszę mówić.
-Tej szczepionki to on nie brał pod uwagę od początku gdy zbadał tego Alfreda jak mi wspominał opracowywał próbkę i udało mu się zrobić preparat który służy rozwojowi płodu i zmienia go właśnie w taki twór.
-I jak te badania mu idą, pomyślnie? - dopytałem.
-Tak jest na ostatnim etapie testów na zdrowej kobiecie.
-Jaśniej proszę Robercie.
-Znalazł ochotniczkę i wprowadził po przebadaniu jej i przypadkowego dawcy nasienia, to młody chłopak z osady cywil. No to zapłodnił tę dziewczynę systemem na wzór in vitro i brzuszek podobno rośnie mówił że przed wigilią jego dzieło ujrzy świat.
-A gdzie znajdę tę dziewczynę?
-Hmm tego nie wiem, ale trzyma ja gdzieś, chodzi tedy przez las - wskazał Robert przez okno.
-Dziękuję Robercie zajmę się tym osobiście najlepiej zaraz. Wstałem uścisnąłem mu dłoń a i proszę mniej go na celowniku?
-Oczywiście szefie.
-I co robimy? - dopytał Drake gdy wyszliśmy.
-Podejrzewam że stary trzyma ją w jaskini sprawdzimy to. Jak tam będzie to zabieramy ją, będzie pod kontrolą. W sumie to chciałbym zobaczyć jak to przychodzi na świat i jak to wygląda a pózniej będę musiał to posprzątać. A no i trzeba namierzyć tego zapylacza na osadzie.
-Chcesz tam pojechać teraz? - Dopytał niepewnie Drake.
-Tak bierzemy furę i jedziemy tam a co boisz się?
-Nie ale miałeś porozmawiać z Roz.
-Wsiadaj wiem że miałem pogadać i słowa dotrzymam dopiero 11 godzina. Nie będę gadał dziś z tą dziewuchą, ale zwinąć ją muszę, bo jak kaczka pójdzie na osadę to ją stary przeniesie i jej nie znajdziemy. A tak wsadzi się ją do jakiegoś bunkra w tej wielkiej klatce i już.
Podjechaliśmy pod jaskinię. Przed nią stało dwóch kolesi i się nawet do mnie sadzili .
-Ty to widzisz oni z łapami do mnie lecą Drake.
-Bo nie może szef tam wejść teraz trwa badanie tej dziewczyny to tajne.
-To moja jaskinia ja tu żądzę i won po dobroci bo będę nie miły.
Jednak draby nie ustępowały więc dostali od nas wpierdol związaliśmy ich i na pakę. Weszliśmy do jaskini, profesor rozmawiał z młodą dziewczyną w zaawansowanej ciąży.
-Co szef tu robi?
-A pan profesorze?
-Ta biedna dziewczyna została wyrzucona z domu przez rodzinę bo w ciąży jest a ja jej tylko pomagam.
-Bardzo pan wielkoduszny profesorze - powiedziałem - Teraz pójdzie pan z Drake i dołączy do pozostałych.
-Zabraniam wam ją ruszać.
-Pan zabrania mi? Oj profesorze bardzo nieładnie ja was tu przywiozłem, dbam o pana dupę szanuję pana i żonę a pan za moimi plecami bawi się w stwórcę. Wyprowadz go Drake. Ty też wyłaz.
-Nie mogę chodzić pożaliła się dziewczyna.
-Ile ty masz lat?
-25 proszę pana jestem pełnoletnia.
Rety. Naprawdę ploty na osadzie robią spore zamieszanie eh biedna Roz.
-Świetnie jeszcze tylko tego brakowało. Żona mnie zabije - powiedziałem biorąc dziewczynę na ręce. - Tylko mnie nie gryz i nie drap jasne?
-Dobrze - uśmiechnęła się - Ładnie pan pachnie i jest pan naprawdę przystojny.
Rety wyszedłem z nią z jaskini
-Dziękuje za komplement ale nie jest on stosowny mam żonę.
-No niezle - powiedział Drake.
-Łazić nie może już więc pewnie naprawdę niedługo się rozpruje. Otwórz drzwi kurwa i jeszcze nosić ją muszę, ja pierdole do bunkra sam ją wniesiesz bo jak Roz zobaczy to przesrane.
-Prosiłem żeby jej nie ruszać.
-Cicho dziadu - upomniał go Drake.
-Ta masz racje jak będzie trzeba zanieść to lepiej jak ja to zrobię.
-Dzięki a profesorka na strych i pod klucz. Tych dwóch wsadzimy do celi i rozpytamy ich wszystkich, ale jutro bo dziś sam wiesz.
-Ta dziś musisz załatwić tę sprawę.
Podjechaliśmy do domu i wypakowaliśmy naszych więzniów. Drake zaprowadził profesora na strych i zszedł do salonu. Chyba bo słyszałem że rozmawia z Roz o czymś. Ja udałem się do biura sprawdzić pocztę i miałem pójść porozmawiać z Roz. Jednak to ona przyszła do mnie pierwsza.
-Bardzo przeszkadzam? Porozmawiasz ze mną teraz czy mam wpisać się w grafik i poczekać? Nie odpowiadaj nie zamierzam czekać. John to jest chore...Wiem głupia jestem nie powinnam...nie miałam prawa wyrzucać cię z pokoju, ale się zdenerwowałam. Przepraszam. John proszę powiedz mi co się dzieje...Bo ja już naprawdę dłużej nie dam tak rady. Ty chcesz się ze mną rozwieść?-spytała a po policzkach poleciały jej łzy.
-Nie przeszkadzasz słonko poczekaj momencik zamykam właśnie system sprawdzałem tylko pocztę i miałem pójść do ciebie porozmawiać. Znów coś piłaś? Roz tak spraw się nie załatwia. Gdzie Damon?
-Z Drake nie odpowiedziałeś mi.
-Zacznę od tyłu co ci przyszło do głowy z tym rozwodem? Nie zamierzałem się rozwodzić prawdę mówiąc to nawet o tym nie myślałem. Wiesz mam pomysł ubierzemy Damona i pójdziemy na spacer to sobie pogadamy szczerze, bo tu to zaraz ktoś wejdzie, albo będą podsłuchiwać i znów powstaną ploty.
-Dobrze - zgodziła się Roz.
-To ja znajdę Damona uszykuję go a ty się ogarniaj po drodze wstąpimy do sklepu. Dawaj tego szatana - powiedziałem do Drake który siedział z Damonem w swoim pokoju.
-Już po wszystkim? - dopytał
-Wiesz że ona znów piła?
-Zauważyłem - przyznał Drake.
-Nie jest po wszystkim, zaproponowałem spacer. Ona patrzy tak na mnie jak by chciała eh... Ja muszę najpierw to wszystko wyjaśnić to nieporozumienie a pózniej nie mam nic przeciw, ale wolę to na dworze zrobić.
-Jest dorosła patrzy bo jej się chce.
-Rety zrozumiałem uspokój się.
-Dobra rób jak chcesz tylko załatw to proszę.
-Nie czekajcie z obiadem.
-Jasne a jak wytłumaczyć starej?
-Powiedz że ja z nią pogadam jak wrócę.
Wziąłem szkraba który gadał po swojemu .
-Eh mistrzu idziemy na spacer mówiłem ubierając go .
-Ja już gotowa a wy? - dopytała Roz.
-Jeszcze chwilka. Pięknie wyglądasz, ale chłodno już nie za zimno ci będzie?
-Nie dawno nie prawiłeś mi komplementów.
-Przepraszam, wezmiesz go? Wrzucę kurtkę i zniosę wózek.
-Jasne i naprawdę porozmawiamy po drodze?
-Tak obiecuje.
Włożyłem Damona do wózka a ten zaczął podziwiać niespodziankę, która wybrała się z nami na spacer.
-Wiesz słonko - przytuliłem ją - bo chodzi o to że wtedy z tą akcją co małemu podali tą adrenalinę, to ja za mocno pociągnąłem i uświadomiłem sobie. Znaczy Drake mnie z deka oświecił że ja z tobą wtedy to ty 15 lat miałaś. Dopadły mnie wyrzuty sumienia bo męczyłaś się z moimi jazdami i może ze względu na mnie spałaś ze mną a ja czasem byłem naprawdę nieznośny i może niedelikatny. I jakoś tak się zblokowałem, bo nie mogłem sobie z tym poradzić że ci tu piekło zrobiłem. Potem zwinęli mnie ruski i sama z tym byłaś. Teraz Drake mówił że dorosłaś i mam z tobą normalnie gadać a nie kodować się na twoje lata. Bo o te lata mi chodzi, ale teraz to widzę że krzywdzę cie swoim wycofaniem bardziej niż tym że cię jak ja to mówię mordowałem sobą znaczy że się narzucałem rozumiesz teraz?
-Ale mi to nie przeszkadzało przecież nigdy nie mówiłam nie.
-No widzisz i to jest głupie powinienem odraz powiedzieć a ja głupek stwierdziłem że dam ci od siebie odpocząć. Ja naprawdę zbieram się do naszych spraw jak pies do jeża. Przepraszam słaby kontakt mam z babami a ciebie nie chciałem urazić bo cię kocham kruszynko.
Nawet nie wiem kiedy doszliśmy a raczej weszliśmy całując się do sklepu. Dopiero ochroniarz mnie zaczepił że misiek wlazł za mną a ja nieprzytomny warknąłem.
-To niech łazi nie przeszkadzaj bo rozmawiam.
Pokręciliśmy się po sklepie kupiliśmy dla Damona chrupki czekoladowe.
-Co byś powiedziała na lody czekoladowe z truskawkami? - pocałowałem ją.
-No to może być ciekawe zestawienie smaków, ale ty jesteś daniem głównym - uśmiechnęła się Roz.
-Jasne nie ma sprawy - udaliśmy się do kasy którą obsługiwała Al.
-Zobaczysz zamęczę cię dziś dzień i noc a jutro powtórka - nakręcała się Roz.
-Nie wierzę to aż tak? A jak nie wydołam i zemrę - droczyłem się.
Ale ona zaczęła mnie całować i mówić jednocześnie.
-Nic ci nie będzie trochę się rozruszasz.
Nawet nie wiem jak dotarliśmy do początku kolejki.
-Czy ja wam nie przeszkadzam? - powiedziała rozpromieniona Al.
-Nie już uciekamy - odparłem - tylko czekamy w kolejce.
-Raczej ją blokujecie - uśmiechnęła się Al - to ja czekam na pieniążki. I nie wiem czy wiecie ale wszyscy się na was gapią i w sklepie siedzi wasz misiek.
-A to już? - dopytałem sięgając do kieszeni - Rety sorki zakręciłem się a oni jak muszą to niech patrzą i się uczą nie plotkować bo nic się nie dzieje.
-Zakręcaj się - dalej śmiała się Al - reszty nie wziąłeś - krzyczała za mną jak już wychodziliśmy.
-Oddasz mi na chacie bo chyba nam się spiesz.
-Bardzo spieszy - ponagliła mnie Roz.
Przytuleni poszliśmy do domu a pózniej do siebie. Dopiero Drake puknął w drzwi po kilku godzinach.
-Ale na kolację to mogli byście zejść.
-Przesuń ją o godzinę krzyknąłem z za drzwi.
-Wyrobisz się? - dopytał
-Jasne - odparłem mu
-No nie wierze kruszynko twój brat mnie rozlicza.
-Nie gadaj - ponaglała mnie Roz.
-Musimy pogadać to naprawdę ważne - wrzeszczał Drake
-Spadaj Drake - wrzasnęła Roz rozpraszasz mi męża.
-Nie no w takich warunkach to ja nie dam rady nawet w dwie godziny. Mogę odpuścić? - dopytałem.
-On już poszedł a ty masz dokończyć.
-Rety mam karę - śmiałem się.
-Tak seksualną - śmiała się Roz.
Gdy już Roz mi odpuściła i szykowała się na kolację to jej opowiedziałem o dzisiejszej wizycie u Roberta i o profesorku i o tej dziewczynie, że i ona tu jest i rodziła będzie niebawem tego Alfreda.
-Ale ja się boję - powiedziała.
-Kochanie zamknęliśmy ją w klatce w bunkrze nic ci nie zrobi muszę mieć to pod kontrolą.
Przytuleni zeszliśmy na kolację, posadziłem Damona do krzesełka a Roz zaczęła go karmić.
-Powiedziałem już wszystkim jakiego gościa będziemy mieli - zaczął Drake.
-Dobrze tylko może na razie nie mówmy Al - zaproponowałem.
-Ta chyba lepiej żeby nie wiedziała - stwierdził Drake. - Mogę cię na słówko? - dopytał mnie.
-Jasne przepraszam kochanie zaraz jestem - pocałowałem ją. Odeszliśmy kawałek - Co tam? dopytałem.
-Chciałem tylko dopytać czy pogadaliście?
-Jasne a nie widać?
-No widzę że Roz promienieje, ale wyjaśniliście sobie wszystko?
-Myślę że tak, ale mógł byś jeszcze ją podpytać bo nie chciał bym niejasności a ona może sama nie ma odwagi. Nie wiem na razie jest ok i wolał bym żeby tak zostało.
I obaj wróciliśmy do stołu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz