piątek, 17 listopada 2017

Od Quicka

Nie myślałem że będzie aż tak zle masakra jakaś. Damon w ogóle nie kojarzył Roz, ona załamała się jeszcze bardziej siedziała przy aucie i powtarzała cały czas coś pod nosem. Obok niej dostrzegłem ten pierścionek, ukucnąłem, podniosłem go. Damon zaczął mnie gdzieś ciągnąć.
- Zaraz synek tata z tobą pójdzie tylko zobacz nasza mamusia płacze - powiedziałem. Roz spojrzała na mnie. Zdjąłem okulary. - Teraz lepiej? - dopytałem łagodnie. - Uspokój się proszę troszeczkę co? Ja wiem to wszystko trudne niepojęte, ja odpowiem na każde pytanie, ale pozwól się sobą zająć ręka eh paskudnie obie wyglądają. Mokra jesteś co stało się po drodze? Damon choć tutaj co tata mówił, że nie wolno odchodzić nie ma misia tata ma w samolocie. - Damon podszedł do nas Roz nadal siedziała przy samochodzie - Zobacz synek mama nam płacze? A co robimy jak ktoś płacze?
Mały podszedł do Roz pogłaskał ja po włosach i cofnął rękę popatrzył na nią.
- Ble - powiedział.
- No mama ma brudne włoski, ale i tak musimy ją taką brudną przytulić. - Damon śmiało podszedł i wtulił się w Roz.
- Przepraszam za niego za to jego ble on czasem tak ma.
- Nie szkodzi - uśmiechnęła się.
- Grzeczny chłopiec - pochwaliłem syna .- Popatrz teraz i powiedz nam kto to jest mistrzu? - dopytałem. Mały chwilę myślał i oczy mu się zrobiły większe.
- Mama - odpowiedział.
- Brawo - uśmiechnąłem się.
- To jak wstaniesz słonko?
Roz pokiwała głową.
- To naprawdę ty? Nie rozumiem, zmieniłeś się - Nim zdążyłem coś powiedzieć przytuliła się do mnie - Wtedy u Saszy nie zwariowałam to byłeś ty.
- Tak kochanie szukam cię od 5 miesięcy razem z mistrzem i wpadłem do Saszy, nie wiedziałem że ta szuja cie porwała, ale nie mogłem się zdradzić i odszedłem. Musiałem czekać na jego ruch list przyszedł dopiero dziś 4 godziny temu. Przepraszam.
- Ale Al. Grzesiek....
- Spokojnie porozmawiamy po drodze tu nie jest bezpiecznie wsiądziesz do samochodu?
- Tak tylko... - zaczęła mnie całować, płacząc
- Kochanie spokojnie wsiądz proszę. Naprawdę musimy uciekać.
Roz wsiadła do samochodu a ja podałem jej Damona, który patrzył na nią jak na zdjęcie.
- Czemu teraz nie płacze?
- Bo cie poznał no poza tym jestem blisko i za kółkiem on wie że wtedy nie można mi przeszkadzać. Jest bardzo mądrym chłopcem. Nie mistrzu?
Roz przytulała go do siebie, a on o dziwo jej na to pozwalał.
- To dasz mi mój pierścionek?
- Jasne i sam na paluszek włożę tam gdzie jego miejsce. Al nie została porwana choć mogło to tak się wydawać - zacząłem - Gdy dostałem list Drake oszalał bo on już chować ciebie chciał, stracił nadzieję i wiesz znalazł kota dziadków podobno był gruby a teraz skóra i kości no i ten kot to go chyba nie lubi he, bo go pogryzł i podrapał.
- To on żyje?
- Jasne wszyscy są cali, tylko trochę sobie popija z żalu za tobą.
- A Al?
- Odbiję ją coś wymyślę sama zadecydowała że leci i nie mogliśmy jej przetłumaczyć, znaczy chłopcy nie mogli, bo ja no znałem miejsce więc i tak bym cię dziś odbił, ale nic jej nie jest nie wiedziała o naszym planie pewnie myśli że mnie porwali. Nikt z naszych nie wie o mścicielu. A ja... ja oszalałem z żalu i tak się zaczęła moja misja. Bojówki szaleją chyba we wszystkich sąsiadujących krajach. Mariusz jestem na drodze lokalizuj....
- 10 minut do celu szefie.
- Jesteś za mną czy....
- Przed ,ale za szefem 4 cele poruszają się szybko.
- Ta zawracaj i zdejmuj ich.
- Rozkaz.
- Powiedz czemu tak mokra jesteś kochanie.
- Złapią mnie to Filip - zaczęła się trząść.
- Jesteś bezpieczna nie oddam cię już nikomu będę pilnował dzień i noc, za długo cie szukałem, za bardzo kocham by tracić kolejny raz. Powiedz czy to był Filip, on ciebie porwał?
- Tak jeszcze Niemiec i Ruski.
- Ładnie, Filip tobie nie zagraża, ale Drake jak się dowie to będzie jazda
- Ja nie podejrzewałam go a pózniej mówił że nie żyjecie obaj, że twoja mafia upadła, zamknął mnie ze szczurami i nie wiem jak długo mnie po piwnicach ciągali, bo Sasza bał się ciebie znaczy mściciela
- Wszyscy mnie się boją - założyłem okulary Damon prawie spał.
- Jest już taki duży, a ja wszystko przegapiłam.
- Nie wszystko kochanie zęby mu wychodzą, a dziś ogólnie całą noc nie spał, miałem jechać z nim do Włoch do lekarza ,ale dostałem list od Saszy więc może jutro polecimy co?
Rozmowę przerwał głos Mariusza.
- Szefie jest problem bojówka jest spora co wybije ich to nowi się pokazują.
- Myślisz że o Roz im chodzi?
- Możliwe,
- Dobra to ja się rozwijam ty podleć i sadzaj maszynkę spadamy stąd
- Ok to radz sobie szefie za 5 minut dojedziesz do celu i radził bym zwijać asfalt.
- Rozumiem, śmigaj.
- Masz cały czas prosto szefie wiec piłuj go.
- Dzięki.
- Zabija mnie - panikowała Roz - zaraz przyleci ten Niemiec. Dymitr pewnie mu powiedział już.
- Jak przyleci to ja go przylecę - warknąłem i przyspieszyłem z dala widziałem jak Mariusz otwiera lota wjechałem do środka.
- Nie wysiadaj Roz, zostań tu z Damonem choć by nie wiem co.
- Wyskoczyłem z samochodu i pobiegłem do działek
Mariusz zamykał lota.
- Góra Mariusz.
- Samochód nie zabezpieczony.
- Zajmę się tym, podnoś go wysoko, szybko. Sporo tego badziewia tu.
- Bo pewnie nie czyszczą - powiedział. - Jak żona?
- Kiepsko nie pytaj musimy ich zgubić zmieniaj kierunek na pola gdzieś tam nie pojadą, pózniej do domu spadamy.
Było już w miarę wysoko, gdy zostawiłem Mariusza i zająłem się zabezpieczaniem samochodu. Po chwili otworzyłem drzwi od samochodu wyjąłem Damona i pomogłem wysiąść Roz.
- Choć kochanie - wziąłem ją na ręce, bo strach ją sparaliżował. - Damon idziemy do misia.
- Chyba często z tobą latał zna ten samolot.
- Codziennie nigdy go nie zostawiam pracuję z nim, latam, jeżdżę od kąt wróciłem a ciebie nie było ,nie spuszczam z niego oka, no w nocy tylko śpi u siebie, ale i tak o 6 przybiega i dosypia u nas w łóżku - uśmiechnąłem się. Posadziłem Roz na siedzeniu mały już na podłodze dokuczał supci.
-Mogę się teraz tobą zająć? - Wyjąłem apteczkę i koc zaprowadziłem Roz kawałek dalej - Tu możesz się śmiało rozebrać, bo się zaziębisz, ja się odkręcę i poczekam.
Po chwili Roz była otulona w koc miała pełno siniaków na nogach. Przemywałem jej rany na rękach pozawijałem i podałem kanapki od babci i kubek z kawą.
- Przepraszam ale mam tylko kawę kochanie, ale napij się jest gorąca rozgrzeje cię troszkę, a kanapeczki od babci zawsze mi je wciska - Uśmiechnąłem się podając jej jedną z nich.
Widać było że Roz jest głodna jadła z apetytem.
- Opowiesz mi troszkę co się stało?
- Sasza znaczy Filip przykuwał mnie do rur, bo im uciekałam a teraz do rzeki z mostu skoczyłam.
- No nie wierze mogłaś zginąć. Jutro lekarz cię nie ominie. A tak poza tym nie bili cię?
-Nie nikt mi nic nie zrobił nawet przed wymianą pozwolili mi się ogarnąć i przespać w łóżku.
-Ależ hojni ale sama to załatwisz jeszcze dziś bo Filipa zwinął Grzesiek więc raczej Drake mu nie odpuści a ja z przyjemnością też go pomęczę nawet do wiatraka po myszy pojedziemy razem - pocałowałem ją. Wtedy przyszedł Damon i zaczął pakować mi się na kolana i wyganiać Roz. - Nie ładnie tak synek teraz musisz się dzielić z mamusią, ona była tu pierwsza wiesz?
Mały popatrzył na Roz i powiedział tak sam z siebie mama. Roz się rozpłakała.
- Nawet mu nie kazałeś.
- Nie muszę on doskonale wie że jesteś jego mamą tylko zdziwiony jest bo do niego mówisz a wiesz zdjęcia twoje były niestety nieme - pocałowałem ją.
- Tylko całusy będę otrzymywała?
- Zapewniam że nie - uśmiechnąłem się - ale na razie muszą ci wystarczyć.
- A takiego prawdziwego dostane? - Dopomniała się.
- No nie wiem 5 miesięcy się nie całowałem z tobą, znaczy z nikim to może zapomniałem, a jak mi coś się zrobi...? - Droczyłem się dalej, ale i tak ją pocałowałem.
- Szefie gdzie siadamy? - dobiegł mnie głos Mariusza.
- Przed samą chatą Roz całą mokrą w kocu mam.
- Podchodzę do lądowania. No mistrzu trzymaj się mamy bo troszkę potrzęsie - Mały złapał Roz za szyje - No i masz przechlapane teraz będzie cię męczył he.
Drake i Jula podeszli do lota gdy tylko go posadził Mariusz na ziemi.
-Wez ją Drake i zanieś do domu - poleciłem mu - Miała nieplanowane wodowanie w rzece, a za wszystko odpowiedzialny jest Filip.
-Co takiego? - dopytał Drake.
-No tak mówi Roz w piwnicy chuj ją trzymał ze szczurami.
-Jak go znajdę...
-Zaraz poproszę go na salony spokojnie pogadajcie chwile i zanieś Roz może do pokoju odraz ja za chwilkę będę.
-Nie zostawiaj mnie - spanikowała Roz.
-Spokojnie, chwilę porozmawiam z Mariuszem i już do ciebie biegniemy nie mistrzu?
Drake zaniósł Roz do domu po drodze coś rozmawiali, a ja poprosiłem Mariusza by zaparkował lota, przywiózł tego kretyna i poczekał aż zejdziemy

Od Rozi

Nic już nie wiedziałam. Nawet nie wiedziałam ile minęło czasu odkąd zniknęłam. Mówili że Quick i Drake już nie żyją. A tylko im zależało na tyle by wziąć tą wymianę pod uwagę. No może jeszcze Al ale przecież to ona ma być na moim miejscu. Muszę coś wymyślić. Po jakimś czasie pewnie po upłynięciu tych dwóch godzin przyszedł Filip. A ja nadal miałam mętlik w głowie. Jest maleńka szansa że któregoś z nich zobaczę. Ale boje się bo jak jednak żaden się nie pojawi będzie znaczyło tylko jedno.
- Już czas - oznajmił Filip - choć musimy jechać
Wstałam posłusznie
- Ile minęło czasu? Jak długo nie było mnie w domu? - spytałam
- 5 miesięcy - wyznał
5 miesięcy. Przecież to kupa czasu. Damon już urósł, teraz ma już prawie rok. Pewnie zaczął już chodzić, a może już mówi jakieś słowa, może wyszły mu ząbki. A ja to wszystko przegapiłam bo poszłam szukać Drake'a. Bo poszłam za Filipem w ten pieprzony las. Jeżeli Quick żyje pewnie ma już kogoś. Pewnie o mnie zapomniał a Damon nawet mnie nie pamięta. Przecież minęło 5 miesięcy. Po policzkach popłynęły mi łzy. Nie wiem co jest gorsze fakt że nie żyją czy to że zaczęli żyć a w ich życiu nie ma dla mnie miejsca. Dałam się grzecznie wyprowadzić z domu. Dimitri siedział już za kierownicą. Jeżeli oni żyją... nie wiedziałam ale nie mogłam pozwolić na tą wymianę. Nie mogłam pozwolić aby przez moją głupotę musiała odpowiadać Al. Więc wzięłam pod uwagę tylko to że żyją i że są chętni na wymianę. Tylko to pozwoliło mi jeszcze nie zwariować.
- Daleko będziemy jechać? - spytałam po pewnym czasie
- Jeszcze jakieś 20 minut drogi - oznajmił Filip
- Co zrobisz jak staniesz twarzą w twarz z Drake'em
- Tobie nic się nie stało, pilnowałem żeby tak było - odparł
- Al to jego dziewczyna - fuknęłam
Musiałam wydostać się z samochodu. Obaj popełnili błąd i nie zablokowali drzwi. Tylko nie wiem czy jestem na tyle odważna by z niego wyskoczyć. Właśnie wjeżdżaliśmy na most nad dużą rzeką.
- Nie dobrze mi - mruknęłam
- Co? - dopytał zdziwiony Filip
- Chce mi się rzygać - powtórzyłam i dla poparcia własnych słów złapałam się za twarz
- Dimitri zatrzymaj się
Samochód zaczął zwalniać a ja bez zastanowienia pociągnęłam za klamkę i wyskoczyłam. To druga najgłupsza rzecz jaką zrobiłam. W filmie wyglądało to naprawdę łatwo. Podbiegłam do barierki i miałam wskoczyć do wody. Miałam tylko nadzieje że się nie zabiję. Ale w tym czasie podbiegł do mnie Filip i w rezultacie oboje wpadliśmy do rzeki. Woda była lodowata a prąd silny. Próbowałam się wyrwać Filipowi, ale ten przykuł się do mnie kajdankami. Nawet nie wiem kiedy zdążył to zrobić. Jestem wariatką ale Filip nie jest lepszy. Boże chyba w tych czasach nie ma normalnych ludzi. Po paru minut to Filip wyciągnął nas z wody. Ręka bolała mnie okropnie i rozwaliłam ją sobie jeszcze bardziej
- Czy ty jesteś normalna - fuknął Filip
- A ty - odparłam - przykułeś się do mnie
- I się nie odkuję - warknął
I pociągnął mnie za sobą do samochodu gdzie stał Dimitri i patrzyła na nas jak by zobaczył ducha
- Polacy to jednak szurnięty naród - skomentował
- Boli mnie ręka - warknęłam
- Nie odzywaj się już. Ty pieprzona masochistko. Samobójstwo chciałaś popełnić.
I tak jak zapewnił nie odkuł się ode mnie. Było mi zimno ale nic już nie mówiłam. A z ręki lała mi się krew.
- Jesteśmy spóznieni - zauważył Dimitri
- No co ty nie powiesz. - fuknął Filip
- Są - wypalił Dimitri
- Jak się ciesze że się ciebie pozbędę mam nadzieje że ta druga jest mądrzejsza i ma instynkt samozachowawczy.
Nie udało mi się. Filip otworzył kajdanki
- Idziemy - zarządził, Ale cały czas trzymał mnie bym mu nie uciekła - a ty nie gaś silnika
Poprowadził mnie w stronę helikoptera. Z przeciwnej strony szedł Grzesiek prowadzący szarpiącą się Al. Zmusili ją do wymiany. Jak mogli ją zmusić. Cieszyłam się że ją widzę chciałam ją przytulić i przeprosić to wszystko moja wina. Zmusili ją musi mnie nienawidzić. Między nami został tylko metr. Kiedy ktoś zaczął strzelać.
- Co się dzieje? - spytałam
Filip wyjął spluwę i pociągnął mnie do tyłu ale w tym momencie podjechał jakiś samochód. Otworzyły się drzwi a kierowca wciągnął mnie do środka. Boże... czy ja muszę mieć takiego pecha. Kierowcą był ten pieprzony Mściciel. Mam dość być porywaną, mam dość obmyślania ucieczek, mam dość być ganianą i przykuwaną do rury w piwnicy. Zasrany psychopata. Po co on mnie porwał. Nie rozumiałam czyżby Sasza dogadał się z Mścicielem. Zaczęłam na niego wrzeszczeć i naprawdę byłam tak zdeterminowana że wyskoczyła bym z samochodu. Przecież przed chwilą to zrobiłam ale wtedy z tyłu usłyszałam płacz dziecka. Damon... On zabił mi męża i porwał moje dziecko. Spojrzałam na dziecko które ledwo poznawałam. Ale Damona rozpoznałabym nawet po latach wiedziałam że to był on. Wjechał w las. Nie rozumiałam przeklęty mściciel wiózł mnie do Rosji ale po co... Widziałam w nim swojego Quicka ale to przecież nie możliwe. Ja po prostu zwariowałam to przez tą piwnicę. Mściciel zatrzymał samochód w środku lasu. Nie słuchaj go wszyscy mieszają ci w głowie - wrzeszczałam na siebie - to nie jest Quick. Nie miałam pojęcia czego ten typ ode mnie chce. Do czego jest zdolny. Dlaczego nie mogę spotkać chociaż jednej przyjaznej osoby. Podał mi pierścionek. Sasza mówił że wyśle list do Quicka. To dlaczego dostał go Mściciel. Nic nie rozumiałam. Łzy płynęły mi po policzkach. Słyszałam płacz Damona. Pozwolił mi wziąć Damona. To jakaś gra? Wyciągnęłam Damona z nosidełka jak on urósł. Ale jak tylko wzięłam go na ręce. Rozpłakał się jak bym go poparzyła. On mnie zapomniał stałam się dla niego obcą osobą.
- Damonek - zaczęłam łamiącym się głosem ale on tylko bardziej zaczął się wyrywać i wykręcać. Nie chciałam by płakał i nie chciałam by zrobił sobie krzywdę. Moje własne dziecko się mnie boi. Po policzkach popłynęły mi łzy. Pokonana, zrozpaczona, załamana osunęłam się na ziemie. Usiadłam na ziemi, opierając się o samochód. Wypuściłam go z rąk. Chłopiec nie co się uspokoił i od razu podbiegł do mojego porywacza wyciągając do niego ręce. Objęłam rękoma kolana i się rozpłakałam
- Czego ode mnie chcesz? Czego wy wszyscy ode mnie chcecie? Dlaczego nie zostawicie mnie w spokoju? Jeszcze tylko brakuje ruchu oporu. Chce do domu, chce tylko wrócić do domu... - szepnęłam
Zaczęłam powtarzać to w kółko nawet tego nie rejestrując. Nie wiem czy cokolwiek usłyszał i zrozumiał z tego co mówiłam. Bo bardziej mówiłam do siebie. Damon przestał płakać. A mi było już wszystko jedno. Chciałam do domu, do Quicka. Chciałam żeby wszystko było jak dawniej. Ale czas nie zatrzymał się w miejscu. Dlaczego po prostu nie dostałam kulki w głowę było by łatwiej. Przecież uciekałam tyle razy dla nich. Dla swojej rodziny, której już nie ma.              

Od Lexi

Nie rozumiałam po co mam się pakować. Powinniśmy już tam polecieć i mieć to z głowy. Za nim się rozmyślę, i pewnie na to liczył Quick, tego to najbardziej nie rozumiałam, przez pięć miesięcy wariował za żoną a kiedy ma możliwość odzyskania jej ten zwleka. Luke chyba się obraził a Drake poszedł za mną. Puszek bo okazało się że tak miał na imię kot od razu podbiegł się łasić. Bynajmniej się na mnie nie rzucał w odróżnieniu od Zombie'go.
-Naprawdę chcesz to zrobić, jesteś pewna?- spytał Drake.
-Oczywiście- odparłam, jak mogłabym się nie zgodzić na taki układ. Roz to siostra mojego chłopaka i moja przyjaciółka, oczywiście że chciałam jej pomóc. A to że miałam się wpakować przez to w kłopoty no cóż to nie było nic nowego. Spróbuję uciec, albo umrę próbując.
-Lex przemyśl to.- poprosił całując mnie.
-Już to przemyślałam. Chodzi o Roz, to twoja siostra...
-Wiem ale co się zmieni skoro stracę ciebie?
Starałam się spakować jak najszybciej, Drake próbował mnie przekonać bym została i prawie mu się udało. Nawet kot mi przeszkadzał bo za każdym razem kładł się w torbie.
Zeszliśmy na dół w salonie siedział Luke i wstał z kanapy jak nas zobaczył, wymienił z Drake'em spojrzenie którego nie potrafiłam odgadnąć.
-A więc od gniewałeś się i mnie odprowadzisz czy mam się już pożegnać?- spytałam
-Odprowadzę- odparł zrezygnowany.
-A więc idziemy.- oznajmiłam
-Poczekaj, musisz najpierw coś zobaczyć- stwierdził Drake łapiąc mnie za rękę.
-Ale co?- dopytałam- stało się coś?
Nie przypominam sobie aby coś się stało, no i co jest na tyle ważne abym musiała to koniecznie zobaczyć.
-Oj choć musisz to zobaczyć aby zrozumieć- wykręcił się od odpowiedzi Drake.
-Ale o co chodzi, Luke wiesz o co chodzi?- próbowałam czegoś się dowiedzieć, powoli zaczynałam się martwić.
-mamy problem, jest coś czego nie wiesz. Nie chcieliśmy ci tego mówić no ale masz zamiar polecieć- zaczął Luke, znowu jest coś czego mi nie powiedzieli? jakaś kolejna baba w bunkrze, bo własnie tam mnie prowadzili. - po prostu chodz, zobaczysz to zrozumiesz.
Coś mi tu nie grało, od kiedy są tacy zgodni no i czemu chcą mi to pokazać. Dlaczego mi nie wyjaśnią. Stanęłam przed otwartym bunkrem.
-tam nic nie ma, prawda?- dopytałam.
-Po co mielibyśmy prowadzić cię do pustego bunkru?- spytał Drake pociągając mnie za sobą.
-Drake puść mnie- rozkazałam, wyrywając rękę.
-Lexi ty nic nie rozumiesz- stwierdził Luke zastawiając mi drogę kiedy chciałam wyjść z piwnicy.
-Luke przesuń się- warknęłam wymijając go. Wyszłam z piwnicy ale wtedy złapał mnie Drake.
-nie puszczę cię- oświadczył- zamknę w bunkrze, przykuję do grzejnika ale nie puszczę.
-Drake czy ty się słyszysz?- spytałam- a to Quick'a wyzywają od psychopaty ten bynajmniej nie zamyka swojej dziewczyny w bunkrze.
-Wypuścił bym cię- wyjaśnił.
-Albo zapomniał i z głodu bym zdechła.
-Nie prawda.
-Jesteś nie normalny- skomentowałam całując go, możliwe że już nigdy go nie zobaczę, wyjęłam pistolet i uderzyłam Drake'a w głowę, miałam nadzieję że nic poważnego mu nie będzie no i żeby go łeb kilka dni bolał, no kretyn chciał mnie w bunkrze zamknąć i nawet się przyznał.
-Co ty zrobiłaś?- spytał zdziwiony Luke.
-A ty? naprawdę chciałeś mnie w bunkrze zamknąć?
-Tylko na kilka godzin- przyznał. Ukucnęłam przy Drake'u by sprawdzić czy nic mu nie będzie.
-A jeżeli coś mu się stało, może zostaniesz- zaproponował Luke.
-Nic mu nie jest- warknęłam, choć już miałam wyrzuty sumienia- idę i jak mi jeszcze raz wejdziesz w drogę to tobie też przywalę.
-Ok- mruknął i podniósł ręce w geście poddania. Podniósł torbę i ruszył w stronę drzwi, pożegnałam się z Julą która spoglądała na mnie niepewnie, prawdopodobnie się zastanawiała kiedy mi aż tak zaczęło odwalać, ostatni raz spojrzałam na Drake'a i pobiegłam za Luke'em. Szybko go wyprzedziłam. Wtedy Luke złapał mnie i przystawił kawałek szmaty. Poczułam słodki zapach, wstrzymałam oddech, prawdopodobnie był to chloroform. No nie wierzę. Wyszarpnęłam się bratu. Obstawiałam że to zamknięcie w bunkrze było pomysłem Drake'a, najwidoczniej mojemu bratu też się udzieliło. Po chwili mnie puścił a ja mu przywaliłam.
-Ty kretynie- wydarłam się na niego- ja postanowiłam że lecę a to moja decyzja, tym bardziej otruć mnie chciałeś?!
I nie czekając na odpowiedz ruszyłam przed siebie. Byłam wkurzona na maksa i ucieszyłam się na widok helikoptera chociaż nie podobała mi się perspektywa lotu, pewnie przez Luke'a.
-lecimy i bez dyskusji- powiedziałam na wstępie i popchnęłam Quicka w kierunku maszyny.
-Lexi,- za rękę złapał mnie Luke zmuszając do  wysłuchania- to była przesada, masz rację ale nie mogłem ci pozwolić polecieć.
-Do zobaczenia, braciszku- pożegnałam się, przytulając go, nie chciałam się z nim kłócić tym bardziej że mogłam go już nie zobaczyć, szkoda że z Drake'em się nie dało- obiecaj że przypilnujesz tego kretyna i powiedz mu że go kocham.
Wsiadłam z pomocą Quicka do helikoptera i poskarżyłam się mu że chcieli mnie w bunkrze zamknąć. Zdziwiłam się że nie ma Mariusza. Helikopter powoli wystartował, uniósł się na odpowiednią wysokość. Dopiero teraz dotarło do mnie tak naprawdę na co ja się zgodziłam. Nagle helikopterem szarpnęło a ja uderzyłam się w głowę. Przed oczami pojawiły mi się mroczki i straciłam przytomność.
***
Może jednak jest jakaś sprawiedliwość na tym świecie. To była pierwsza myśl po odzyskaniu przytomności. Ciekawe czy Drake już oprzytomniał. Po woli docierały do mnie wszystkie fakty. Była jednak jedna rzecz jaka mi tu nie grała. Skoro odzyskałam przytomność to czemu wciąż nic nie wiedzę. A może uderzyłam się o wiele mocniej niż myślałam i straciłam wzrok. To by dopiero było. W normalnym świecie byłoby mi ciężko a tutaj zdechłabym już po kilku godzinach. Jednak szybko dotarło do mnie że mam jakiś worek na głowie, dobra wiadomość była taka że jednak nie oślepłam a zła że coś się stało. W sumie nie wiem czemu szarpnęło helikopterem, mam worek na głowie i jestem przykuta do siedzenia, nie miałam pewności czy wciąż jestem w helikopterze, ale raczej tak bo wydawało mi się że wciąż lecimy, z drugiej strony kręciło mi się w głowie i było mi nie dobrze.  Zaczęłam się szamotać, oczywiście bez skutku. Wokół panowała zupełna cisza. Po kilku minutach potwierdziło się to że jednak lecimy bo helikopter zaczął się obniżać. Chwilę po wylądowaniu usłyszałam czyjeś kroki. Ktoś zerwał ten cholerny worek, i jak tylko to zrobił zwymiotowałam na buty....Grześka? To była ostania osoba jakiej się spodziewałam. Wszystko wskazywało na jakieś porwanie więc obstawiałam że przyjdzie ktoś kogo nawet nie znam, ewentualnie Quick który już się uwolnił i wrócił po mnie, ale Grzesiek? Może Quick go wysłał.
-Grzesiek co się stało- spytałam go, ale on był wpatrzony we własne, obrzygane, buty.
-Nienawidzę cię- mruknął i odpiął mnie od siedzenia.
Chyba jest gorzej niż myślałam, Grzesiek jest w zmowie.
-Gdzie Quick- spytałam nie mal krzycząc- co mu zrobiłeś.
Ale Grzesiek nie odpowiedział, postawił mnie i musiał mnie przytrzymać bo bym padła, w głowie mi się kręciło i potykałam się o własne nogi, zaczął mnie ciągnąć,  próbowałam mu się wyszarpnąć, nawet go obrażałam a ten się słowem nie odezwał. Grzesiek podprowadził mnie do dwóch kolesi i Rozi. Poczułam taką ulgę że ją zobaczyłam. Chciałam ją przytulić, byłyśmy już tak blisko siebie kiedy rozległy się strzały, ktoś wciągnął Rozi do samochodu. O co tu chodzi? Grzesiek mnie puścił, zaczęłam osuwać się wtedy złapał mnie jakiś koleś i wrzucił do samochodu. Nie byłam wstanie się ruszyć. Spróbowałam zapytać o co chodzi ale chyba mi to nie wyszło.
-Co oni ci dali- wymamrotał pod nosem rusek, o dziwo mówił po polsku. Samochód ruszył z piskiem opon, strzały ucichły i straciłam przytomność w najgorszym momencie.

Od Quicka

Tej nocy Damon jakoś niespokojnie spał. Chyba zęby mu dokuczały w sumie to nie wiem bo miał i gorączkę. Amandzie nie ufałem więc uszykowałem go około godziny 6 wyszliśmy z domu. I jak zwykle skierowałem się na jednostkę po drodze dzwoniąc do Mariusza.
- Maniek będziemy wylatywać do Włoch za godzinę. Musze Damona do lekarza zawieść, nie spał całą noc chyba coś jest chory.
Mariusz przytaknął i powiedział że zbiera się do wyjścia. Po drodze zatrzymał mnie mój człowiek.
- Szefie mam to - pokazał kopertę
- Koperta? No i co znalazłeś ją w lesie i się chwalisz nie rozumiem
- Dziś dostarczył ją jakiś człowiek
Spojrzałem na kopertę. Była zaadresowana do mnie i do Drake'a.
- Całkiem jak do małżeństwa - powiedziałem na głos
- Słucham - dopytał mój czarny brat
- Gdzie jest ten co dostarczył kopertę?
- Zastrzelił się na naszych oczach a ja go zastrzeliłem jeszcze raz żeby na pewno nie żył.
- No brawo ty - mruknąłem
Zabrałem się za otwieranie koperty. No w końcu była zaadresowana do mnie i do mojej żony którą był Drake. Na to wychodzi.
- Niech szef lepiej nie otwiera tam może być bomba
- Ta wezwij sapera albo się odsuń bo możesz wybuchnąć
- Sapera nie porwaliśmy nie było zlecenia. To się oddalę - stwierdził posłusznie cykor i poszedł
Rety z kim ja pracuję pomyślałem. Skupiłem się na otwieraniu koperty. Jednak faktycznie nim ją otworzyłem to coś dziwnego w niej było oprócz kartki. Otworzyłem ją w środku był pierścionek Roz. Wiem że jej bo miał nie typową dedykację. Z wypowiedzeniem słowa Ivaonow wcisnąłem gaz i niemalże wyjebałem w drzewo. Damon dzisiaj był bezkonkurencyjny.
- Jedziemy do domu - powiedziałem do niego
Posadziłem go w salonie. I skupiłem się na czytaniu ruskiej treści. Damon obudził wszystkich swoim wrzaskiem. Najpierw zbiegła Julka, Luke pózniej Alex na końcu Drake.
- Czemu on się tak drze - dopytał
- Nie wiem coś go boli na tą chwilę jest to nie ważne
- Nie ważne - ofukała mnie Jula biorąc go na ręce - Przecież odkąd Roz...
- No właśnie daj mu syrop jakiś przeciwbólowy bo chodzi o Roz
Drake wyrwał mi list.
- Ej tu jest wszystko napisane po rusku
I oddał mi list
- Wróć - powiedziałem oddając mu lis - przeczytaj i przetłumacz tak bym zrozumiał.
Nie wiedziałem co jest w liście. Drake dopytał na jaki język. Po chwili zbladł oddał mi kartkę i powiedział
- Sam przeczytaj ja za długo będę tłumaczył
- Wiesz że nie zdałeś egzaminu - dopytałem
- Moja siostra za trzy godziny - zaczęły trząść mu się łapy
Dopiero wtedy zacząłem czytać o co chodzi z tymi trzema godzinami
- Który dzisiaj mamy? - miałem nadzieję że usłyszę datę dnia poprzedniego
- No leć po nią - szarpał mną Drake
- Drake to nie jest takie proste
- Jak to bierz kasę, narkole i leć po nią
- Ale Sasza niczego takiego ode mnie nie chce.
- To czego chce? - dopytał Luke
- Chce się wymienić za Al
- To nie możliwe - stwierdził Drake
- Nie ma takiej opcji - powiedział Luke
- Dobrze was rozumiem - powiedziałem - mówię tylko że tak jest tutaj tak napisane. Roz żyje i warunkiem odzyskania jej jest przekazanie Saszy Al
Wszyscy trzej zaczęliśmy się kłócić. Tę kłótnię przerwał krzyk Al
- Może zagracie w pokera o to czy mam jechać czy nie, może zrobicie licytacje kto da więcej ten mnie wezmie. Nie jestem towarem na półce i zdecydowałam że jadę.
- Chyba lecisz - poprawiłem
- Nie chyba tylko na pewno - stwierdziła Al
- Al powinnaś się zastanowić - stwierdziłem
- Aleksandro ja się absolutnie na to nie zgadzam, zabraniam ci - powiedział Luke głosem nieznoszącym sprzeciwu
- Ja osobiście też jestem przeciw chociaż chciał bym zobaczyć siostrę
- To nie jest przetarg - ryknęła Al na nas wszystkich - czego nie rozumiecie w słowie wymieńcie mnie
- Al uspokój się - powiedziałem - sama przecież stwierdziłaś że nie jesteś towarem na przetarg. A wymiana to dokładnie to samo.
- Przestań ze mną dyskutować lećmy już - szarpała mnie za rękaw
- Nie zgadzam się - fukał Luke
- Może przemyśl to skarbie - powiedział Drake - chociaż spróbuj - poprosił
- I ty to mówisz. Ty nie masz uczuć. Gdyby ja miała taką możliwość wymienić kogoś za Luke nie wahała bym się.
Luke był rozżalony, Drake rozdarty.
- Al to może chociaż się spakuj - powiedziałem - jest jeszcze trochę czasu.
- Ciebie to już znam - warknęła do mnie Al - wrzucę jakieś szmaty bez znaczenia ale to i tak nie zmieni mojego zdania. Im szybciej tam będziemy tym szybciej będziemy mieć to z głowy.
Otworzyłem gębę by coś jeszcze przemówić jej do rozsądku
- Roz męczyła się z Saszą tyle miesięcy teraz moja kolej
- Okej ja tam się nie wtrącam za pół godziny możemy wylatywać, tym czasem pójdę ustalę wszystko z Mariuszem. Będę czekać jeżeli Al zdecyduje się pojechać to podbijcie ją na jednostkę.
- Przecież nie mamy prawa tam wejść
- Prawo to ja - stwierdziłem
Wziąłem Damona i wyszedłem. Przecież to jest bezsensu. Chciałem odzyskać Roz ale dlaczego cena musi być aż tak wygórowana. No w każdym razie tak czy siak coś ugramy. Jednak ku mojemu zdziwieniu po 20 minutach zobaczyłem idącą Alex a za nią biegł zdyszany Luke.
- Lecimy i bez dyskusji - powiedziała popychając mnie prawie do helikoptera
- Rety ale baba - skomentował Grzesiek który siedział już za sterami - szefie fajnie jest jak tobą ktoś pomiata?
Podałem rękę Alex która miotała się przy helikopterze.
- Jestem tak na was zła że nie mogę do tego wsiąść
- Rety przepraszam nie wiedziałem że masz z tym problem.
- Albo mnie tu wsadzisz albo dostaniesz w mordę tak jak Luke. Mam nadzieję że Drake szybko oprzytomnieje.
 -Co takiego? - dopytałem zapinając jej pasy
- Ty wiesz że ten kretyn Drake z Luke chcieli zaciągnąć mnie do bunkra i tam zamknąć. I co myśleli że będą mi tak dawać jeść jak pisklakowi
Luke zdążył tylko wrzucić torbę
- Góra Grzesiek - powiedziałem
- A gdzie jest pies nr 2? - zapytała Alex
- Pojechał obszczekać wroga - stwierdziłem
- Wolała bym pojechać niż lecieć
- To się przelecimy - stwierdziłem - Mariusz musi mieć zajęcie - skłamałem
Usiadłem przy Grześku.
- Jak to załatwimy szefie? - dopytał
- Normalnie jak ustaliliśmy robimy między lądowanie.
- Ja pierdole - powiedział Grzesiek
- To zrobisz pózniej teraz steruj
- To co teraz szefie - dopytał
Skinąłem głową. Grzesiek wykonał manewr Alex jak się spodziewaliśmy uderzyła się porządnie w głowę i straciła przytomność. Pózniej Grzesiek założył jej worek na głowę i przykuł do siedzenia. Wysiedliśmy z helikoptera w drugim siedział już Mariusz.
- Dobra plan jest taki - powiedziałem do chłopaków - ma wyjść jedna osoba z dziewczyną. Podejrzewam że ze strony Saszy będzie to Filip o którego mi chodzi. Bo ja też miałem przysłać albo Drake albo któregoś z was. Tylko zdejmij jej Grzesiek ten worek z głowy jak ją będziesz wyprowadzał. A czekaj jeszcze na uspokojenie coś jej dam bo cię jeszcze zabije.
- Dobrze sobie szef to wymyślił - stwierdził Mariusz
- No jeżeli ja w trakcie wymiany porwę Roz odstrzelacie Filipa i zabieracie go do drugiego helikoptera. Wtedy głupi Sasza będzie w szachu. A ja jako czarny koń. Powiem że wymiana coś nie poszła i niech mi odda Alex za darmo. Zobaczymy jak to się potoczy ale przynajmniej będę miał go w szachu.
Tak też się stało. Polecieliśmy na dwa helikoptery. Mariusz już był przyszykowany ja przebrałem się w samolocie. Byliśmy pół godziny wcześniej. Mariusz posadził helikopter 30 km od ustalonego miejsca. Zapakowałem Damona na tył samochodu. Czarny Mściciel właśnie w ten sposób ruszał do akcji.
- Dobra Maniek na mój znak ty ubezpieczasz, jak Roz będzie już z dala od helikoptera miej więcej jak będą miały się mijać. Podleć i pierdzielnij serią żeby tamten nie wycofał się nam. Grzesiek puszcza Alex łapie kretyna szpryca w kark ja zwijam żonę spierdalam ty ubezpieczasz. Mam nadajnik to mnie namierzysz bo nie wiem w którą stronę pojadę. Pieprzony rusek 5 miesięcy mi żonę trzymał. A niech ja się tylko dowiem że coś jej zrobił.
- A Grzesiek leci na bazę tak? - dopytał Mariusz
- Grzesiek tak
- Ty masz przypilnować tego helikoptera żeby za mną nie poleciał albo samochodu cokolwiek to będzie. Tylko go nie traf, żebyś nie skrzywdził Al.
- Myśli szef że się ocknie - dopytał Mariusz
- Nic jej nie będzie dostała tylko trochę na rozluznienie mięśni. Najwyżej pózniej wyżyje się na Saszce hehe. Wiesz Al to jak amazonka jak ją pierwszy raz spotkałem zaimponowała mi jest twarda jak facet niesamowita babka. A Grzesiek to wiesz że jest pies na baby. Przewróciła by oczętami i już był by jej. Dostał by w łeb i po całej akcji.
- To jeszcze im szef nie powiedział
- Jak byliśmy u tych rusków to nie spodziewałem się że spotkamy tam Roz. Miałem powiedzieć ale Drake jest zwariowany on nawet nie wiedział że ja wiedziałem że ona żyje. Człowieku oni chcieli ją pochować żywcem.
- Świetnie ich rozumiem szef jest psychiczny.
- Ej - ostrzegłem go
- Dobrze niech szef spada tylko niech szef nie robi głupot.
- No nic normalka tak jak to czarny mściciel
- Ta czarny mściciel normalny w Rosji
- Nie biadol bo już nie ma na to czasu.
Dalej wszystko potoczyło się zgodnie z planem. Z pewnej odległości widziałem jak Grzesiek wyprowadził z samolotu szarpiącą się Alex. Tamci raczej byli we dwóch. Gdy dziewczyny się do siebie zbliżały. Ruszyłem i w tym samym momencie dałem znak Mariuszowi żeby podrywał maszynkę.
- Mariusz mam dwie minuty do celu. Pózniej ty przejmujesz akcję. Wjechałem na plac. Narobiłem huku. Otworzyłem drzwi i wciągnąłem Roz do samochodu. Wszyscy nie byli bardziej zaskoczeni ode mnie gdy Roz się na mnie rzuciła z pięściami.  
- Ty wstrętny szajbusie - wrzeszczała lejąc mnie pięściami.
Wtedy rozwrzeszczał się Damon.
- Myślałam że ty jesteś. A ty porwałeś mi dziecko
Pokazałem tylko palcem na drzwi żeby je zamknęła. Posłusznie je zamknęła.
- Miał przyjechać po mnie mój mąż.
Kiwnąłem głową.
- Tam stał helikopter mojego męża i Grzesiek jego człowiek
- Zgadza się - powiedziałem
- A ty po prostu wciągasz mnie do samochodu i porywasz nie wierze. Jesteś bardziej szajbnięty niż mój własny mąż.
- Dzięki - powiedziałem wjeżdżając do pobliskiego lasu
- Wieziesz mnie z powrotem do Rosji? - dopytała bo właśnie w tą stronę się skierowałem
Zatrzymałem samochód i wysiadłem z niego bez słowa. Zabierając kluczyk ze stacyjki bo kto to Roz wie. Otworzyłem jej drzwi z drugiej strony. I niemalże siłą wyciągnąłem ją z samochodu. Próbowała mnie bić ale oparłem ją jakoś o samochód.
- Ty pieprzony zboczeńcu - wrzeszczała - będziesz to robił na oczach mojego dziecka.
- Tak wyszło - burknąłem
Wyjąłem z kieszeni pierścionek.
- Chciałem tylko go zwrócić - uśmiechnąłem się
Roz niby się uśmiechała, łzy leciały jej po policzkach. Po chwili zbladła. Rzuciła pierścionkiem i wrzasnęła.
- Ty skurwysynu zabiłeś mi męża.
- Nie wierzę - powiedziałem
- Ale co? - dopytała
- Będę musiał szukać teraz tego pierścionka.
- Moje dziecko płacze - ryczała
- Ma dziś gorszy dzień - burknąłem - możesz go wyjąć z samochodu tylko uważaj żeby ci nie uciekł.

Od Rozi

Dni mijały, nie rozróżniałam dnia od nocy. Już któryś raz z kolei zabierali mnie z jednej kryjówki do drugiej. Ale cały czas siedziałam po ciemnych piwnicach, zawsze przykuwał mnie kajdankami do jakiejś rury przez co miałam pokaleczone oba nadgarstki. Filip zawsze mówił że będzie przychodzić co dwie godziny. Więc liczyłam sobie czas bazując na jego wizytach. Przynosił mi jedzenie ale nic się nie zmieniło. Miałam gdzieś jego jedzenie więc jadłam tylko wtedy kiedy naprawdę potrzebowałam. Co dwie godziny kiedy przychodził odkuwał mnie i zaprowadzał do łazienki. Na początku próbował zemną rozmawiać ale nigdy nie chciałam po czasie już nie próbował. Dwa razy przy zmianie kryjówki próbowałam uciec ale zawsze nic z tego. Po czasie już się poddałam. Sasza miał wysłać list a ani Quicka, ani Drake'a nadal nie było. Co znaczyło tylko jedno obaj nie żyją. To była głupia wymiana. A może oni żyją tylko nie chcą się wymienić. No to przynajmniej próbowali by mnie odbić. Drzwi od piwnicy znów się otworzyły a do środka wleciało światło
- Jesteś głodna? - dopytał Filip
Pokiwałam przecząco głową
- Teraz przestałaś się odzywać
- Bujaj się Filip - warknęłam
- Idziemy - oznajmił
- Dokąd? - dopytałam
- Zmieniamy kryjówkę
Podszedł i uwolnił moją rękę z kajdanek. I wyprowadził mnie z piwnicy. Moje nadgarstki wyglądały okropnie, i okropnie bolały. Wyprowadził mnie z domu, był środek nocy. Nigdy nie przewozili mnie w dzień. Śnieg już stopniał a na dworze było już ciepło. Dimitri siedział już za kierownicą. Za każdym razem było tak samo. Dimitri prowadził a Filip siadał ze mną z tyłu.
- A gdzie twój charakterek - mruknął
- Odwal się Filip - fuknęłam zrezygnowana
- Wyglądasz okropnie
- Akurat tobie podobać się nie muszę - warknęłam
Już więcej nie odezwałam się do niego. Nie wiem gdzie mnie zabierali ale jechaliśmy naprawdę długo. Zaczęło już świtać. Jeszcze nigdy nie jechaliśmy tak długo. Nagle Dimitri zatrzymał samochód przed domem.
- Idziemy - powiedział
Wysiadłam z samochodu a Filip wprowadził mnie do domu. Byłam święcie przekonana że znów wyląduje w piwnicy ale Filip zaprowadził mnie na górę i wprowadził do jakiegoś pokoju. W oknach miał kraty. Spojrzałam pytająco na Filipa.
- Zrób siusiu, wez prysznic, zjedz - wypalił - prześpij się w łóżku. Bo za dwie godziny wyruszamy
- Gdzie? - spytałam
- List został wysłany już jakiś czas temu. - zaczął - Sasza napisał miejsce i godzinę spotkania. To wypada dziś za cztery godziny.
- Zgodzili się? - spytałam zdziwiona
- Nie wiem nie było żadnej zwrotki. - odparł - pojedziemy, poczekamy, jak nikt nie przyjedzie wrócimy i Sasza zastanowi się co z tobą królewno.