niedziela, 5 listopada 2017

Od Amandy

Wyszłam na zewnątrz bo narobiło się mnóstwo huku i zamieszania. Za mną wyszła profesorowa, sam profesor ,chłopaki i Pati. Ludzie z osady wyszli na ulice wojsko ich nie ogarniało. Nikt nie wiedział co się dzieje. Zdziwiłam się gdy helikopter wylądował a z niego wyszedł mój własny brat, za nim ta wywłoka Roz i cała reszta. Jacyś nowi ludzie oraz ku mojemu zdziwieniu Marek i Iza. Ludzie z osady klaskali, cieszyli się.
-Moi drodzy - zaczął mój brat - z góry widziałem że wiele zrobiliście i to doceniam. Natomiast były zasady, złamaliście je wychodząc z osady i powinienem wysunąć konsekwencje. Ale daruję wam bo mnie pięknie przywitaliście wiec chyba będę musiał częściej was opuszczać. - Brat się roześmiał, a wszyscy zaczęli krzyczeć żeby ich nie zostawiał. - Wiem jaki jest problem - ciągnął dalej Quick. - Jutro dojdzie pierwszy transport, wiec zbierajcie się do domów, bo widzę że jest ich sporo. Jutro was odwiedzę na osadzie być może. Teraz muszę zająć się rodziną wiec proszę się rozejść.
Mariusz i Grzesiek wyjęli inkubator a ja byłam w szoku co stało się Damonowi.
-Quick co się stało Damonowi ?
-Gówno miał operacje przez ciebie był na serce chory. Pościel u Roz w pokoju zmieniona?
-Tak dziś profesorową na sprzątanie wzięło bo mówiła że może wrócisz, a tu syf i będziesz zły.
-Super zajmij się swoja koleżanką a ty Marko za chłopakami.
Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na to, że ta wywłoka ma obrączkę. Więc jednak dopięła swego szmata i Quick będzie jeszcze bardziej nad nią skakał. Wszyscy udali się na górę Roz pytała czy będzie mogła Damona na ręce wziąć. wiec chyba było z nim zle. Quick zapewniał ją że oczywiście tylko zmienią mu opatrunki, podadzą leki i może tamta go nakarmić i zejść z nim na dół. Marek podłączył jakąś kroplówkę. Po chwili mój brat zszedł na dół i poprosił Drake by jakiś kod gdzieś wpisał i zeszli na dół. Wrócił z kuszą i kazał chłopakom pownosić kartony z jakimś jedzeniem. Potem przywitał się z profesorem przedstawił mu resztę nieznajomych i powiedział że po kolacji ich jakoś porozmieszcza. Potem oddawał Drake'owi jakąś kasę i 3 butle wódki mu dał. Gadali o prądzie coś i ogólnie wyglądali jak kumple ,a jak wyjeżdżał to mało co wszystkich nie pozabijał. Iza była zniesmaczona całą tą sytuacją chałupą, ale nadal podziwiała mojego brata.
-Jak tylko będzie okazja to go dopadnę Amanda ,a ty mi w tym pomożesz - mówiła
-Iza on ma żonę.
-I co? Muszę go mieć, ale jak wy tu możecie mieszkać okropnie tu ciasno
-Ty się uspokój bo tu panują zasady, jak nie przestrzegasz to wylatujesz na osadę. Nadal są tu ci zimni i rządzi tu mój brat, jak ktoś nie słucha to w łeb dostaje z pistoletu. A jak was wywali na osadę to tylko potrzebne do przeżycia rzeczy dostaniecie. A tu w domu ma wszystko dla swojej księżniczki to i my korzystamy. Mówię ci średnio to co drugi dzień myliśmy podłogę ze krwi. Quick zabił naszego ojca musiałam go pochować.
-A nas porwał nie myślałam że tak zrobi. Załatwiłam żeby tego gnoja wywalił ten sponsor, bo myślałam że u nas posiedzą ,ale głupi Marek się nie zgodził i on nas porwał, a ja dostałam od tej białej szmaty w samolocie za coś, ale sama nie wiem za co.
-Poczekaj jak tylko ona zejdzie zobaczysz to taka wredna paniulka dopina swego manipuluje moim bratem pindrzy się do niego a jak ten się wkurwi to, albo ryczy, albo do wyra go i ugłaskany, potulny łazi przez jakiś tam czas.
-Powaga? - dopytała Iza
-No tak nawet się z nią ożenił widzę, a do tego dążyła ona z braciszkiem. A teraz widzisz siedzą i w grę cisną. Musisz wiedzieć że tu się wszystko robi za jedzenie i nie można tak sobie gotować co się chce. Dzieci nie mają żadnych przywilejów, ja na przykład muszę prać bo Kasia sika jeszcze a mój brat. Zdenerwowałam go i nie mam dla Kaski nic. Na przykład Kuba ma różne słodycze czasem dzieli się z Kasią szkoda mi jej bo ona tak patrzy.
-Chcesz mi powiedzieć, że tu nie ma sklepów ani nic, że nie mogę się przeprowadzić?
-Pieniądze tu nic nie znaczą, tu rządzi mój brat i żyjemy za jedzenie które tylko on jest w stanie załatwić. Jak go nie było to wszystko się pokończyło i już ledwo przędliśmy.
-Gdzie Supcia? - zapytał mnie nagle Quick.
-Nie wiem może zdechła ktoś zabił jej małe i od tamtej pory się nie pokazała.
-Jutro się tym zajmę winny zginie - i mój brat zaczął patrzyć w okno po chwili wziął wcześniej przyniesioną kuszę.
-Drake jak coś to wejdę na brzeg lasu może coś ustrzelę, bo sporo zwierza się kręci i powołam niespodziankę.
-Dobra powiem Roz tylko nie łaz za długo bo zacznie ryczeć za tobą
-Spoko powiedział mój braciszek - i wyszedł, a Iza zaraz zaczęła patrzeć przez okno i jak na złe zeszła Biała z tym małym.
-Gdzie mój maż? - zapytała z naciskiem na mój.
-Poszedł na brzeg lasu bo sarnę zobaczył i Suprice miał wołać.
-Nie lubię jak wychodzi.
-Siostra wróciliśmy, życie wróciło do normy zaraz pojadę do wiatraka bo światło ustawić trzeba, tylko poczekam aż wróci mój szwagier nie zostawię cię tu samej w gnięzdzie żmij.
Po chwili Iza zaczęła się drzeć że niedzwiedzia Quick prowadzi. Drake wyszedł do niego. Misiek pochłonął dosłownie dwie sarny i wszedł razem z nimi do domu. Iza i jej dzieci strasznie się bały nawet próbowała coś mówić, ale mój brat odraz ją uciszył.
-No a teraz tylko obserwuj - powiedziałam do Izy.
-John dopiero przylecieliśmy a ty już uciekasz do lasu.
-Kochanie no zobacz jaka ona wychudzona. Byłem tylko na brzegu zostawię ją w domu.
Ta wywłoka nachyliła się z Damonem nad miśkiem i zaczęła coś nad nim biadolić.
- Przecież on pożre to dziecko - skomentowała Iza.
-Nie ona swoich nie ruszy. Quick ją tresował i zawsze siedzi z nim.
-Wezmiesz Damona odświeżyła bym się i powiem profesorowej co ma przygotować na kolacje,
-Kochanie najpierw rozejrzyj się co mamy jutro przyjdzie transport to poszalejesz.
-Ty musisz się odpowiednio odżywiać obiecałeś.
-Tak słonko już się nie sprzeczam ty wiesz lepiej co dla mnie dobre - usiadł z Damonem.
-No niezle - powiedziała Iza - mam nadzieje że jak temu gnojowi się poprawi to do siebie będę mogła wrócić.
- Zapomnij Iza on cię nie puści tu ludzie przyjeżdżają a jak odchodzą to 2 metry pod ziemie.
-On nie ma prawa.
-Chodzi o to że prawo to on. Ma wojsko, mafię, pieniądze wszystko dla tego jest taki cenny.
-Mamo jestem głodna.
-Niech ten bachor nie drze ryja - ostrzegł Quick - tu nikt nie wrzeszczy i nie dostaje żreć na rozkaz trzeba sobie zapracować.
-Nie będziesz mi głodził dziecka - zaczęła awanturę Iza, wtedy zeszła Roz.
-Będę gdy mi się spodoba a ty jak ci każę tu i teraz zdjąć majtki to, to zrobisz czego nie rozumiesz?
-Nie denerwuj mojego męża i przynieś tu kroplówkę dla Damona - wrzasnęła na Izę Roz. - No co się gapisz ruszaj się.
No z tej strony to ja Roz nie znałam jak ona się zmieniła przez tych kilka dni i jak oni się dowiedzą że chłopaki tak tańczyli.  Sprowadzali tu kogo chcieli i że pół osady jeść tu przychodziło, to się wścieknie nie na żarty i ciekawe co to za dieta i po co mojemu bratu czy on na coś jest chory? Iza podłączyła tą kroplówkę a Quick położył Damona do wózka potem usadowił się na fotelu a Roz wlazła na niego ja zawsze i zaczęła go namawiać żeby nigdzie jutro nie łaził bo ona boi się o Damona i nie chce zostawać sama.  Ten powiedział że jeżeli będzie trzeba to na polowanie pojedzie, bo stada znów idą i porządek zrobić trzeba. I że Drake zostanie i Jula i wredna Al więc nic im nie będzie i oni dopilnują Marka i Izy. A ta wywłoka znów publicznie zaczęła całować i macać mojego brata jak ja jej nie cierpiałam to przez nią wszystko.Temu to jednak wcale nie przeszkadzało. Potem przyszła starsza pani.
-No widzę Czaruś że się ożeniłeś  bardzo dobrze nie wolno narażać tego kwiatuszka na pośmiewisko jesteś bardzo odpowiedzialny. Babcia przygotuje dla ciebie coś specjalnego.
-Właśnie ja pójdę z babcią - powiedziała ta biała żmija, - bo Czaruś to nie może jeść byle czego zobaczę co tu zostało.
-A nie wiele kochani Krzysiu się bawił z przyjaciółmi.
No i się zaczęło Quick się podniósł i podszedł do Krzysiek.
-Co ja kurwa mówiłem?
-Myślałem że nie wrócisz już - powiedział Krzysiek.
-To się zabawiłeś moim kosztem? Z domu hotel zrobiłeś? Odpracujesz to i do żarcia kasza i woda. A i zbliż się do Roz to cię tym razem zastrzelę.
-Będę robił co chcę i ruchał jaką chcę.
-Oż ty gnoju ja cię wyrucham - i mój braciszek zaczął rządy wyrzucając Krzyśka do celi.
-A co jest temu gnojowi - dopytałam Izę.
-Miał operowane serce i powinien jeszcze trochę zostać w szpitalu, ale udało mi się to załatwić myślałam, że pomieszkają u mnie i będę miała twojego brata a ten nas porwał.
Bo on już się odblokował i zmienił jednocześnie przez tą żmiję.
-Patka będziesz miała koleżankę w pokoju - stwierdził mój brat wskazując na Aśkę. - Mateusz pójdzie do Kuby i to będzie pokój dla państwa profesorze.
-A ty Marko dostaniesz pokój obok bo jest wolny.
-To mamy spać z dziećmi? - oburzyła się Iza.
-Macie nie dysponujemy tu salonami - powiedział ponuro John - i dziś masz dyżur przy moim synu, wiec się napatrzysz i powiedz mojej siostrze co zmalowała. Czemu nie poznała się że Damon ma wadę wrodzoną. Karny dołek za to Amanda jest wiesz. Masz szczęście że Witka lubię i Kaśki mi szkoda bo inaczej osada ,albo las siostra. No a w związku iż dorosłem i stwierdziłem ,że nie mogę obwiniać dzieci za głupotę rodziców to Kaśka dostanie to czego dla niej potrzebujesz plus gratisik od wujka he he.

Od Quicka

Rozstaliśmy się z Drake'm
- Widzisz kochanie jak twój brat zmienia oblicza. Nawet na mojej atomówce chcę polecieć.
Roz jeszcze pytała mnie o Damona tak jak by ja wiedział wszystko. Istotnie miałem iść do lekarza. Ale najpierw spotkałem tu ruskie ścierwo, więc teraz odprowadzę Roz do Damona i spróbuję załatwić żeby mogła do niego wejść. Ale przeżyłem szok gdy go nie było. Roz usiadła na krzesełku.
- On umarł - płakała
- Albo porwał go ten rusek - skomentowałem - mówiłem ci kochanie że z nim nie można na spokojnie ja się starałem i co?
Mój dialog z Roz uciąłem natychmiast bo zobaczyłem jakiegoś konowała pałętającego się po korytarzu.
- Te doktorek - zagadałem po angielsku - mój syn był tu i znikł teleportował się?
Gość był w szoku Roz się podniosła.
- Roz pamiętasz drogę do kawiarni? - pokiwała głową - idz po Drake proszę
- Przecież jesteśmy na cenzurowani
- Obawiam się słońce że będziemy jeszcze bardziej, idz proszę i niech on szybko do mnie przyjdzie.
- A ja co mam robić? - dopytała
- Zostań z Al i znajdzcie Luke i Julkę
Roz poszła i po chwili przybiegł Drake
- Co jest? - dopytał
- Stary musimy pobawić się w doktora? Patrz tu jest pan doktor - pokazałem gościa trzymając go za wraki - to jest mój kolega doktorze
Okazało się że koleś czai po polsku
- W czym mogę pomóc? - dopytał doktor
Drake był z szokowany
- Wybacz Drake ale muszę powiedzieć o twoim przykrym problemie. Ja wiem że to jest szpital dziecięcy ale mój szwagier ma taki problem że może my pójdziemy do łazienki ja doktorowi wyjaśnię bo mój szwagier się wstydzi. Wstydzisz się nie?
- A muszę? - dopytał Drake
- No przecież mi wstydziłeś się powiedzieć pamiętasz
- Oj no tak przypomniałem sobie. Tak się wstydziłem że aż zapomniałem
- No to dobrze co panom dolega
- No choć doktorze nie mi tylko jemu. On był u lekarza i ma problem tego typu
Lekarz był wyraznie zainteresowany i szedł z nami na oślep
- Mam problem tego typu - zaczął Drake - że boli mnie siurek - wypalił
- Dobrze że mi pomogłeś stary ciężko mi się mówi o twoich narządach. Więc doktorze moja żona, a jego siostra poprosiła nas żebyśmy znalezli jakiegoś lekarza bo jego boli a przyczyną tego bólu jest kamień.
- Mam tam kamień? - dopytał Drake
- No przecież miałeś go wysikać a utknął
- No faktycznie - powiedział Drake - utknął
- No tak to wstydliwa przypadłość - stwierdził lekarz
- No i właśnie szwagier nie może się załatwić przez ten kamień
Weszliśmy do łazienki.
- To może doktor zdejmie fartuszek - zaczaił Drake, który nie wiedział o co chodzi - bo taki mi się chce że jak pan doktor wyjmie ten kamień to mogę pana osikać.
- No ja potrzymam - powiedziałem
- To może my pójdziemy do kabiny - powiedział Drake
- Idz Drake'uś tylko bądzcie cicho
- Pan pierwszy - powiedział Drake
A ja stuknąłem go i podałem mu spluwę. I Drake odraz zmienił obliczę
- Słyszysz masz być cicho - powiedział do doktorka - a tej kozy w kawiarni nie było. A po co porywamy tego lekarza?
- Damon znikł z sali ja muszę się tam dostać i dowiedzieć się gdzie on jest.
Ubrałem ten fartuch. Znalazłem nawet w kieszeni słuchawki
- Fajnie byś wyglądał jako lekarz - stwierdził Drake
- Dobra ma tego gościa nie być do puki ja nie dowiem się co się dzieje
- Mam siedzieć z nim w kiblu?
- Nie debilu przytul się do niego i wyprowadzi go stąd
- I co dalej?
- Do helikoptera kurwa, co dalej
- Rozumiem
Ja poszedłem na tą salę. I powiedziałem że kazali mi przejąć tego pacjenta ale znikł. No i kazali mi przekazać żebym sobie przekazał że mam iść do recepcji. Wyszedłem zdjąłem ten fartuch. Zwinąłem go do kupy i poszedłem do samolotu.
- Masz ten szlafrok Drake i pilnuj go tu. Mariusz a ty pilnuj tego helikoptera żeby nikt się tu nie kręcił.
- A po co szef porwał lekarza?
- Bo mam problem z siurkiem - wydarł się Drake z helikoptera.
- Dobra chyba nie chcę wiedzieć - stwierdził Mariusz
Wziąłem z samochodu walizkę i poszedłem do recepcji. Tam uzyskałem informację gdzie leży mój syn. I że mam udać się do profesora który go operował po jakieś wskazówki. Poszedłem po Roz i poprosiłem Alex żeby z nami poszła, reszta w sumie też. Lepiej trzymać się w kupie. Jak tylko wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro. Już na korytarzu słychać było jak Damon wrzeszczy. Dosłownie tam pobiegliśmy. Stała nad nim pielęgniarka i robiła jakieś pomiary jakimś dziwnym urządzeniem. Damon miał podłączoną kroplówkę. Roz odraz zapytała czy może wziąć go na ręce. A to babsko do nas że ją to już nie obchodzi ona zrobiła co miała zrobić.
- Roz ja muszę iść do profesora tylko nie pytaj mnie co się dzieje bo nie potrafię odpowiedzieć ci na to pytanie. Porwałem lekarza i siedzi teraz w samolocie z Drake'em a Mariusz ich pilnuje. Idę teraz do tego profesora wszystkiego się dowiedzieć.
- Myślisz że mogę go trzymać na rękach? - dopytała
- Chyba nawet musisz. Uspokoił się tylko pilnuj tej kroplówki żeby leciała, dobra to ja uciekam
Poszedłem do tego profesora. Ale ten nie był rozmowny. Dał mi mnóstwo papierów i powiedział
- Z naszej strony to było by na tyle. Musi pan w ciągu godziny zabrać syna i przenieść go do innego szpitala to nie moja sprawa. Mamy polecenie od naszego sponsora że w ciągu godziny ma pan opuścić tern szpitala zarówno pan jak i ta bomba. Chciałem tylko zaznaczyć że to dziecko nie nadaje się do transportu.
- Świetnie jest pan bardzo pomocny profesorze
Poszedłem zapłacić kasę za pobyt Damona pózniej poszedłem pogadać z Marco jednak ten był nie ugięty.
- No ludzie ja nie wierze Marco pomóż mi
- Powiem ci tylko tyle stary że mógł byś go przetransportować gdzieś do szpitala ale wyłącznie w cieplarce one są odporne na wstrząsy i tak dalej. No i musiał byś lecieć nisko. Dzieci zle znoszą zmiany ciśnienia.
- Świetnie i co wszystkich tak wyrzucacie? Przecież to jest nie etyczne i nie moralne - powiedziałem
- Choć pokażę ci coś - powiedział Marco - najlepiej by było gdybyś miał taką cieplarkę ona sprawdza parametry serca, wszystko tutaj załączasz, podłączasz będziesz miał instrukcje.
- A gdzie ja coś takiego kupię - dopytałem
- No chodzi o to że w tym stanie to raczej nie kupisz. A generalnie to nie wiem i przepraszam że brzydko się zachowam ale ciesze się że opuścisz mój dom bo twoja rodzina jest dziwna.
- Jasne miło było - powiedziałem
Poszedłem do sali w której był Damon i poprosiłem Luke żeby ze mną poszedł
Poszliśmy do samolotu. Walnąłem tego lekarzynę w łeb żeby stracił przytomność.
- Drake mamy problem
- Czemu mnie to nie dziwi - dopytał - jak Damon?
- Nie wiem drze się na pół oddziału
- Czyli dobrze - stwierdził Drake
- On potrzebuje opieki medycznej a wyjebali mnie kurwa ze szpitala i jeszcze kazali zapłacić. Notabene Marco powiedział że w tym stanie Damona trzeba transportować w inkubatorze. I gdzie ja teraz załatwię jakiś szpital? Przecież w tych czasach to graniczy z cudem. Skąd ja wezmę kurwa inkubator? Znaczy mam plan ale wy musicie mi pomóc i ty Luke również wiem że jesteś przeciwny przemocy ale będziesz musiał jej użyć
- A co miał bym zrobić? - dopytał ponuro Luke
- Wezmiesz Julkę i Majkę pojedziecie do Izy do domu ona ma dzisiaj nocną zmianę Marco będzie wieczorem
- Co ty zamierzasz zrobić? - dopytał Drake
- Oboje są lekarzami znają się na tej całej aparaturze a wygląda na to że Damon nie jest jeszcze stabilny. Saszka zadecydował że mamy się stąd wynosić dużo czasu nie zostało. Skoro oni mieli operować Damona to Marco był by lekarzem prowadzącym jego. W związku z czym ma pojęcie o sprawie a ten cham był uprzejmy powiedzieć mi co by było mi potrzebne i kazał mi spierdalać z jego życia. Ale przecież Damon nie przetrzyma takiego lotu we Włoszech jesteśmy spaleni. Amanda ja jej nawet pasa bym nie powierzył a co dopiero dziecko.
- Więc chyba wiem - stwierdził Drake - ty Luke masz odłączyć panią doktor od telefonu i internetu żeby nie mogła się z nikim komunikować. Zgarnąć tych wszystkich gnoi do kupy...
- Przecież to są tylko dzieci - stwierdził Luke
- My też mamy dziecko i to chore, czego nie rozumiesz? Przecież nie każemy ci och zabijać. Wyobraz sobie że jesteś na wojnie i pilnujesz sobie więzniów.
- Zrobisz to? - dopytałem
- Jak muszę - burknął
- Musisz stary jesteś mi to winien prawie mnie zabiłeś - wypalił Drake
- Łap kluczyki - rzuciłem Lukowi - zabieraj Jule i jedzcie już teraz. Choć Drake pogadamy z Mańkiem. Mariusz za jakieś 20 minut będziemy wylatywać.
- No nie wiem czy wieża nas przepuści
- Przecież nie musi o tym wiedzieć, nie opuszczamy stanów zmieniamy tylko miejsce. Polecimy nisko przecież ten helikopter ma różne gówna jakieś maskowania czy co żeby nie złapały nas radary.
- Dobra szefie to ja rozgrzewam silniki
- Idziemy Drake pokażę ci o który inkubator chodzi
- Czekaj wezmę to białą szmatę
- Tylko to jest tam zamknięte na taką przesuwaną kartę, przeciągasz i się otwiera
- To łatwiejsze niż myślałem - stwierdził Drake
- No więc jak dziewczyny będą na pokładzie to zwijamy ten inkubator i spierdalamy. A pózniej pojedziesz z Izą i kupisz to co jest potrzebne dla Damona
- A to taki plan - stwierdził Drake
- No taki
- A pózniej co?
- A pózniej zabieramy ich do polski
Chciałem jeszcze dopytać Marco gdzie mogę kupić te wszystkie środki potrzebne dla Damona. Ale okazało się że nigdzie go nie ma. Że zwolnił się i pojechał do domu bo żona jest w depresji. To Luke będzie miał problem pomyślałem. Poszedłem do tej sali. I powiedziałem Roz
- Kochanie ty usiądz a ja tobie coś powiem tylko ty się nie denerwuj. Damon już się na tyle dobrze czuje że wypisali nas ze szpitala. Teraz owiń go w kocyk. Al wezmie tą kroplówkę i pójdziecie do samolotu Grzesiek czeka już przy wyjściu.
- Nie uważasz że to jest dziwne Quick - powiedziała
- Wytłumaczę ci wszystko po drodze tylko proszę zrób o co cię proszę i nie pytaj
Al wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Drake'em
- Choć Roz idziemy - powiedziała - chłopaki załatwią jeszcze jakąś papierkologię
- Dokładnie papierkologię - uśmiechnąłem się
Dziewczyny poszły a my skierowaliśmy się do pomieszczenia z tymi inkubatorami.
- Dobra stary a tak naprawdę jak jest? - dopytał Drake
- Tak naprawdę to jest w chuj zle, on ma jeszcze te dreny które czyszczą krew powinni zdjąć mu szwy. Powinien mieć jakieś leki, jakieś kroplówki, jakieś opatrunki wszystko jest tu napisane. No i jakieś inne mleko
- I co, w tym co będziemy kraść ma cały czas leżeć?
- Nie no to jest potrzebne do transportu
- Dobra i jaki jest dalej plan - dopytał Drake
- Podlecimy do nich na chatę zwijamy wszystkich i lecimy do Polski. Po drodze wylądujemy we Włoszech tam zrobimy te wszystkie potrzebne zakupy bo tu to nas raczej namierzą i spadamy bo we Włoszech też mamy nagrabione. Zadzwonię do Tomka żeby wszystko przygotował. Wylądujemy gdzieś w krzakach i poczekamy na nich, znaczy oni muszą poczekać na nas.
- Kurwa to nie ciekawie - stwierdził Drake - dlaczego ty nie zaciukałeś tego Saszy?
- Bo mi twoja siostra zabroniła, jeszcze byłem dla niego miły i go przepraszałem. A wez przepraszaj kogoś kogo chcesz udusić
Drake szybko uporał się z otwarciem drzwi po drodze jeszcze znalazł jakiś czerwony mundurek z pogotowia więc założył od niego kurtkę.
- Teraz będę się mniej rzucał w oczy - stwierdził
- Ta w żarówiastym mundurku - stwierdziłem
- Ale jak to powiesz Roz - dopytał Drake
- Nie wiem jakoś powiem. Dobra spadamy stąd mamy jeszcze 10 minut.
Grzesiek już czekał przy helikopterze
- Wskakuj Grzesiek i zdejmuj flagi koniec z tą miłością.
- Założę dwie nasze żeby ładnie wyglądało - stwierdził Grzesiek
Weszliśmy na pokład,
- Grzesiek zabezpieczaj ten inkubator, a ty Różyczko włóż go tutaj do środka.
- Ale powiedziałeś...
- Włóż go kochanie nie może lecieć na twoich rękach
- Dlatego ukr... pożyczyli nam...
- Ukradłeś ten inkubator
- Ale kochanie
- Drake - powiedziała Roz
- Dobra ukradliśmy go razem siostra
- Chce wszystko wiedzieć - stwierdziła Roz
- Siostra uspokój się uwierz mi że za 5 minut wszystkiego się dowiesz
- Dokładnie my z Drakem nie jesteśmy kompetentni żeby cię informować. Mariusz startuj tylko delikatnie. Leć nisko nad antenkami
- No i gdzie lecimy? - dopytał
- Zabierzemy jeszcze kogoś po drodze
Po chwili powiedziałem Mariuszowi żeby posadził tu helikopter
- Zmieścisz się? - zapytałem
- Jak się popieści to i się zmieści - stwierdził Grzesiek
- Wiesz to twoją bombą lata się o wiele przyjemniej
- Dobra Drake'uś pomóż Lukowi. Ty Grzesiek też idz, a ty Mariusz nie gaś silników.
Po chwili Drake przyprowadził z szokowaną rodzinkę Marco.
- Startuj Mariusz
- Co to ma znaczyć? - dopytała Iza
- Tak cię kocham że nie mogę się z tobą rozstać. Wez mi coś wyjaśnij moja droga. A ty Marco podłączaj te wszystkie kabelki myślisz że co na wakacje lecisz? Powiedz mi Iza jak to jest Ivanow mnie wypierdolił z tego szpitala? Czy może ty dałaś komuś dupy bo ja ci dać nie chciałem
- Pożałujesz tego - wysyczała
- Quick chcesz powiedzieć że oni wyrzucili Damona?
- Tak tylko nie wiem czyja to sprawka naszego porannego rozmówcy czy tej suczy która wjebała nam się do pokoju. Mówiłem ci że ona wszystko na dupę załatwia
- Czyli z nim nie jest tak dobrze jak mówiłeś
- Jest - wyjaśnił Marco - tylko szpital powinien opuścić dopiero za jakiś tydzień teraz będzie potrzebował dużo różnych rzeczy.
Roz popatrzyła na mnie.
- Kochanie ty się nie martw napisali tutaj że Damon jest zdrowy
- Bo jest - stwierdził Marco - tylko musi się wykurować
- To gdzie mam lecieć szefie? - dopytał Mariusz
- Podlecimy jeszcze na ten szpital Maniek. A ty Marco pójdziesz ze mną i grzecznie wezmiesz paczkę mleka bo wszystkie potrzebne rzeczy na transport czyli na dobę otrzymałem. A jak zrobisz coś głupiego to zabiję ci żonę i bachory nie żartuję. Uważałem cię za kumpla a ty okazałeś się szmatą, przekupną szmatą. Handlującą ludzkim życiem.
Po 15 minutach wróciliśmy do helikoptera. W tym czasie Iza przyszykowała go do transportu.
- Daj mu coś na uspokojenie żeby spał. Zaraz będę miał migi na dzień dobry.
- To co szefie lecimy?
- Tak dawaj będę z nimi gadał
Nie bawiąc się w pierdoły. Usiadłem na miejscu Grzesika i odezwałem się do wierzy.
- Wieża tu polski śmigłowiec proszę o pozwolenie na start
- To ty z tego wojskowego? - dopytała wieża
- Dokładnie
- Punktualni jesteście masz pozwolenie i dostaniesz eskortę
- Nie potrzebuje nianiek
- Obiecał pan proszę się z nami nie targować.
- Dobrze tylko muszę lecieć nisko
- Wiem macie dziecko na pokładzie zezwalam.
- No to lecimy Maniek
Grzesiek usiadł na swoje miejsce. Alex pocieszała Rozi która nie bardzo rozumiała co się dzieje.
- To gdzie teraz? - dopytał Drake
- No zwiniemy całą resztę i wracamy do polski przecież wszędzie jesteśmy spaleni.
- Obawiam się że nie dolecimy nawet do Włoch - stwierdził Mariusz
- Bo? - dopytałem
- Bo kończy nam się paliwo - powiedział Grzesiek
- To nie mogliście go zatankować?
- Szefie to nie samochód żeby se jechać na stację benzynową no po za tym przecież nas unieruchomili.
- No fakt
- Czyli co Saszka wygrał - powiedział Drake
- No przynajmniej dobrze to sobie zaplanował powiedziałem
I wtedy mi się przypomniało
- Mariusz jak ostatnio lecieliśmy to gdzieś tu na tym pieprzonym oceanie pływał jakiś taki wielki statek z lądowiskiem
- No tak to chińskie krzaki miał ona burtach
- Dobra poszukamy tego, skoro to był lotniskowiec to muszą mieć tam paliwo
- Ta... - powiedział Mariusz - tylko jak my się z nimi dogadamy
- No po chińsku to ja raczej nie umiem
Praktycznie w ostatniej chwili znalezliśmy ten lotniskowiec. Na szczęście chinole znali angielski i jak usłyszeli hasło dolary to nas przyjęli. Gdy już wylądowaliśmy na pokładzie to ja mówię do Drake'a
- Problem jest taki że ja już tych dolców nie mam za wiele a przelewem to chyba im nie wejdzie
- Ale ja trochę mam, wziąłem sobie a co
- A pożyczysz? - dopytałem
- Jak oddasz z procentem - uśmiechnął się Drake
- Aaa... stęskniłeś się za ruską wódką
- No fajnie było by wypić ruską wódkę, zaciukać zimnego Al a ty nie tęsknisz za Alfredem? - komentował dalej Drake
Po godzinie z pełnymi zbiornikami, pustymi kieszeniami ruszyliśmy do Włoch. Zapakowaliśmy resztę rodzinki na pokład. W tym samym czasie Tomek już wcześniej uprzedzony pojechał z Marco załatwiać potrzebne rzeczy. Pózniej rozpisałem mu jeszcze transport i dopisałem na tą listę podwójną ilość tych wszystkich pierdół dla Damona. Iza gadała coś o jakimś specjalnym łóżeczku a raczej materacu. No i stwierdziła że przez 48 godzin nic mu się nie stanie jak nie będzie tego miał. Po trzech godzinach mogliśmy ruszyć do Polski a w zasadzie nawet musieliśmy bo Tomek powiedział że pełno psów kręci się już po ulicach. Czyli jednym słowem dostali cynk. Roz bardzo ciężko było się znów rozstać z Damonem no i jak się pózniej dowiedziałem Iza w tym samolocie wyłapała od niej w ryj. Ruszyliśmy do Polski po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Ucieszony Mariusz że samobójcza misja puszka pandora się skończyła. Ależ Iza i Marco byli w szoku gdy wysiedli z samolotu.
- To jest ta lepsza część polski - powiedziała Roz
- Chłopaki pomóżcie mi zaniesiemy go w tym do domu. A pózniej będzie go można wyjąć Iza? - dopytałem
- Tak to było potrzebne tylko do transportu. 

Od Rozi

Pojechaliśmy do szpitala. Przez całe moje życie nie byłam w szpitalu tak często i nie spędzałam w nim tak długo czasu. Przerażała mnie cała ta aparatura ale dziś miał jej o wiele mniej. Nie znałam się na tym ale miałam nadzieje że wszystko jest już w porządku. Naprawdę chciałam już tylko żeby Damonowi się polepszyło i żebyśmy mogli już wrócić do domu. Wtedy do Damona weszła masa lekarzy. Przestraszyłam się że jednak coś się stało. I dopiero po chwili zauważyłam że z nimi jest facet w garniturze. Rozpoznałam tego gościa. Przecież to od niego zaczął się ten cały koszmar. Najpierw kłótnia że z nim rozmawiałam, pózniej jeszcze większa jak Borys nakręcił że z nim spałam. Nie dało się nie zapamiętać tego kolesia. Nie wieże to Sasza Ivanow ich sponsor. Jak Quick go rozpozna będzie masakra. Wtedy wszyscy opuścili salę a Sasza spojrzał na Quicka. Spodziewałam się najgorszego, przecież Quick zaraz go zabije.
- Obiecałeś - wypaliłam
Ale Quick był już zakodowany. I jakie było moje zdziwienie kiedy zaczął z nim rozmawiać spokojnie. Nie miałam problemu z rozumieniem tego co mówią. Znałam dość dobrze angielski, ale rozmowa dość szybko przeszła na polski. Poszliśmy do kawiarni, rozmowa przebiegała przyjacielsko-oficjalnie chociaż co chwila jeden prowokował drugiego. Tym bardziej zdziwiłam się kiedy Quick nie dał się sprowokować. Tak jak mówił Ivanow na wyścigach chciał ubić jakiś interes z Quickiem i teraz również o tym wspomniał. Rozmowa nawet zeszła na temat Ivana nie wiem w co pogrywa Sasza i w co gra Quick. Trochę nad tym nie nadążałam. Ale cieszyłam się że wszyscy żyją a szpitala nie zdmuchnęło z powierzchni ziemi. Byłam w szoku przebiegu całej tej rozmowy. Wyszliśmy z kawiarni
- Byłeś naprawdę spokojny i kulturalny - stwierdziłam - no i nie wiedziałam że jesteś taki zmanierowany - pocałowałam go - widzisz że da się załatwiać sprawy na spokojnie
Miał coś nawet odpowiedzieć ale wpadliśmy na Al i Drake'a
- I co jak tam młody? - dopytał Drake
- Dziś chyba lepiej - odparłam - prawda? - dopytałam Quicka
- Tak - przytaknął
- Co ty taki gburowaty? - spytał Drake
- Wpadliśmy na Saszkę - wyjaśnił Quick
- Co? Tu?
- Ivanow jest sponsorem nic dziwnego że tu jest - zauważyłam
- I powiedz mi jeszcze że z nim gadałeś i go nie zabiłeś
- Gadałem z nim i go nie zabiłem - odparł Quick
Drake spojrzał na mnie szukając potwierdzenia. Pokiwałam głową.
- Okej... w takim razie stary nie zabijaj go bo jesteśmy na cenzurowani. Na każdym programie gadając o tobie i o nas - stwierdził Drake - oznajmiam że jak będziemy wracać zabieram się z wami i atomówką. Już nigdy nie wsiądę do samolotu mając Luke'a za pilota.
- Drake nie zaczynaj - powiedziała Al
- On nas wszystkich mało co nie zabił - wypalił Drake - no słuchaj stary. Tak się chwali że taki z niego silny pilot...
- Nigdy nie mówił że jest pilotem - wtrąciła Al
- Dobra nie ważne, taki silny pilot a nie umiał wystartować. - zaczął Drake - pózniej jak już udało nam się jakoś przelecieć kawałek i przy okazji zabić komuś antenę to pan pilot musiał z fochać się na środku oceanu. Czaisz stary idiota puścił stery i gapił się jak spadamy tylko dlatego że Aśka nagadała że się z nią przespałem. To chore, Al mi uwierzyła i się nie gniewa a Luke tak jakbym co najmniej zdradził jego.
Zaczęli się sprzeczać.
- Dobra stary - wypalił Drake - jak by coś będziemy czekać na was w kawiarni muszę zobaczyć tę ruską kozę.
Al i Drake odeszli w stronę kawiarni znów się sprzeczając
- Jak myślisz kiedy będziemy mogli zabrać go do domu? - spytałam kiedy zaczęliśmy iść do Damona
- Nie wiem słońce dziś będę rozmawiał z lekarzem. - wyjaśnił Quick
- John może byśmy przestali nadużywać gościnności twoich znajomych i coś wynajęli. No nie ukrywam że Iza trochę mnie denerwuje. No sam powiedz to nie było normalne...
Wtedy podeszliśmy pod salę gdzie leżał Damon ale jego nie było. Spojrzałam na Quicka, ale on był równie zaskoczony. O Boże... usiadłam na jedno z krzeseł.   

Od Quicka

Rano pojechaliśmy do szpitala a pózniej Marko miał przywieść tego małolata .Poszliśmy zobaczyć jak tam nasz maluszek przespał noc i chciałem porozmawiać z lekarzem.
-Zobacz słonko monitor już nie szaleje jak wczoraj serduszko Damona pracuje już równo zobaczysz wszystko będzie dobrze porozmawiamy z lekarzem.
-I tą rurkę mu usunęli i tej maseczki na buzie nie założyli. jak myślisz on oddycha?
-Tak skarbie skoro go rozintubowali to znaczy że płuca podjęły prawidłowo prace i nie ma tej maseczki z tlenem wiec jest całkowicie wydolny oddechowo .Co prawda nie mam pojęcia co oznaczają te cyferki ale na pewno serce równo pracuje bo te fale się nie podnoszą.
Wtedy zrobiło się jakieś zamieszanie i na te sterylną sale weszło kilku lekarzy i ktoś w garniturze. Co jest grane przecież tu nie można wchodzić to podobno sterylne pomieszczenie i co oni tak nad Damonem sterczą myślałem. Dopiero gdy wychodzili oczy kolesia w garniturku i moje się spotkały. Kurwa no nie wierze toż to Saszka we własnej osobie zagotowałem się jednak Roz mnie szturchnęła i warknęła
-Obiecałeś
Ale już było za pózno.
-witam panie Iwanow nie chce być nie miły ale nie uważa pan że zajście które miało miejsce przed momentem nie powinno się wydarzyć?
-Witam szanowna panią my się chyba już poznaliśmy wtedy na wyścigach .
-Tak dzień dobry -odparła Roz
-To rozumiem szanowny małżonek?
-John- powiedziałem- wyciągając rękę w jego kierunku
Sasza odwzajemnił gest powitania i uścisnął mi dłoń.
-Miło mi wreszcie pana poznać wiele słyszałem o panu
-Doprawdy? A może pan mi wyjaśnić swoja obecność na tej sali?
-Ma pan racje czasami troszkę naginam przepisy tu panujące lekarze to tolerują bo sponsoruje tą placówkę.
-Naraża pan zdrowie mojego syna i jeżeli coś będzie nie tak pociągnę pana do odpowiedzialności prawnej
-Oczywiście ma pan takie prawo
-Zapewniam że z niego skorzystam
-Jest pan obeznany widzę troszkę w medycynie i prawie. Imponujące. Może przejdziemy wypijemy kawę i porozmawiamy
-Z przyjemnością -odparłem- Proszę pan może pójdzie przodem -powiedziałem
-Ubezpiecza się pan ? -dopytał
-Po prostu nie wiem gdzie znajduje się tutaj kawiarnia
-Może przejdziemy na rosyjski lub polski bo szanowna małżonka pana nie nadąża za naszą wymianą zdań te czasy w angielskim można popełnić mnóstwo błędów.
-Ma pan z tym problem? bo dla mnie to całkiem zrozumiałe formy czasowe a pan kaleczy słowa no dobrze po polsku porozmawiajmy czemu mam pana kompromitować w oczach personelu i mojej żony
-Jest pan bardzo uprzejmy a słyszałem że jest pan raczej agresywny i niezdyscyplinowany
-Interesujące kto panu udzielił takich informacji? Ta osoba była totalnie niekompetentna powinien pan zmienić informatora panie Saszo.
Iwanow usiadł szybciej niż chyba chciał słysząc swoje imię jednak zaraz się zrehabilitował i wstał
-Gdzież moje maniery przepraszam ja siadam a dama stoi
-Proszę kochanie- podsunąłem Roz krzesełko i dopiero gdy ona usiadła usiadłem równo z Iwanowem
-To straszne co się państwu przytrafiło gdy ostatnio widziałem to maleństwo wyglądało na zdrowe
-Damon niestety miał wrodzoną wadę serca o czym nie mieliśmy pojęcia
-Przykro mi to słyszeć ale podobno wszystko się udało ciesze się że mogłem pomóc
-A w czym szanowny pan pomógł, nie operował go pan nie dostarczył tutaj i kazał sobie słono płacić no nie wspomnę o tym że wszedł pan na sale intensywnej terapii noworodka bez ochraniaczy narażając mojego syna na niepotrzebne kultury bakterii co w jego stanie jak mniemam może grozić nawet śmiercią
-No nie spodziewałem się tak rozległej wiedzy z pana strony nigdy się nad tym nie zastanawiałem przyznam
-To popełnił pan błąd bo pana błąd może kosztować kogoś życie
-Ma pan słuszność teraz będę wizytował takie sale w odzieży do tego przeznaczonej by nie wnosić zarazków. Przyznam że imponująca maszyna.
-O czym pan mówi?
-Wspomniano mi że ma pan problem z lądowaniem więc zaproponowałem miejsce u siebie ale nie przypuszczałem że przyleciał pan uzbrojonym po zęby helikopterem z bombą atomową na pokładzie
-Ja nie miałem problemu z lądowaniem to raczej wieża miała, sam wylądował bym na lotnisku wojskowym i dojechał tutaj własnym samochodem
-No widzę że zadbał pan o wszystko i mam nadzieje że ten helikopter wymierzony w mój szpital to przypadek
-Istotnie nie posiadam innego sprzętu a czas mnie gonił więc jestem tym czym dysponowałem na obecną chwilę a ustawienie jest przypadkowe stojąc w ten sposób helikopter zajmuje mniej miejsca a zauważyłem że sporo samolotów tu ląduje wiec jak by mieli jakieś drugie międzylądowanie to by się nie zmieścili a ja nie chcę pozbawiać nikogo możliwości leczenia osiągnięcia zdrowia ani utraty życia i istotnie nie pan jest moim celem nie znam pana.
-Przyzna pan jednak że robił kiedyś interesy z Rosją
-Tak przez krótki okres czasu jednak mój partner biznesowy się nie odzywa wiec stosunki nasze się lekko rozluzniły tak bym to ujął
-Jeśli chodzi o Iwana to istotnie też miałem niewątpliwą przyjemność prowadzić z nim pewne negocjacje jednak teraz faktycznie musiał gdzieś wyjechać bo nie mogę nawiązać z nim kontaktu
-Dokładnie pan Iwan chyba nie traktuje nas zbyt poważnie i nie jest w stanie dokończyć zaczętych interesów wiec to chyba nieodpowiedni partner w biznesie z tego też powodu zrezygnowałem z robienia interesów z Rosją
-To może odświeżył by pan kontakty w Rosji i razem ubili byśmy pewien interes? No poza tym poznali byśmy się lepiej i może zacieśnili jakoś naszą znajomość
-Nie uważam tego za konieczne jednak może pan przedstawić swoją propozycje na piśmie przeanalizuje ją i zastanowię się nad podjęciem współpracy z panem. Tym czasem muszę pana niestety przeprosić ale żona chciała by zobaczyć syna a ja muszę porozmawiać z lekarzem .
Podniosłem się i podałem rękę Roz.
-Jeszcze raz dziękuję za umożliwienie mi lądowania na terenie szanownego pana. Do widzenia panie Iwanow
 i nie czekając na jego odpowiedz opuściliśmy kawiarnie
-Byłeś na prawdę spokojny i kulturalny- stwierdziła Roz- no i nie wiedziałam ze jesteś taki zmanierowany .

Od Rozi

Nie spodziewałam się że w drzwiach domu Marco stanie pozostała część rodziny. Wiedziałam że mój brat jest kretynem ale nie spodziewałam się że ukradnie samolot by tu przylecieć. To tylko pokazuje jak bardzo z żyliśmy się ze sobą przez te kilkanaście miesięcy. Mimo wszystko cieszyłam się że oni są. Było już pózno oczywiście Drake namówił wszystkich by opić udaną operację. Drake zawsze znajdzie powód by się nachlać. Więc do łóżka położyliśmy się grubo po północy. I jakoś o koło 2 obudziło mnie otwieranie drzwi. Życie w świecie w jakim żyliśmy nauczyło nas czujnie spać. No a nie ukrywajmy drzwi trochę skrzypiały. Ludzie poważnie ja nie mogę nawet w spokoju się wyspać. Od dłuższego czasu śpię tylko może 3 godziny. Do pokoju weszła ta zdzira Iza. No i legalnie chciała przelecieć mojego męża chociaż jej własny śpi w drugim pokoju. Czy ona jest normalna. Wywaliłam ją z pokoju i naprawdę nie żartowałam mówiąc że jak jeszcze raz przylezie to ją zabije. Reszta nocy minęła w miarę spokojnie. Tylko ja nie mogłam już usnąć. No przynajmniej Iza nie wwaliła nam się drugi raz do pokoju. Rano zebraliśmy się na śniadaniu mimo wszystko gospodarze nie pewnie patrzyli na swoich nie proszonych gości. Leciały jakieś poranne wiadomości gdzie nadal mówili o kradzieży prywatnego helikoptera przez groznych przestępców. Pokazywali również dość słabo jakościowe zdjęcia gdzie nie widać było ich twarzy. Nasi gospodarze poszli do kuchni i cicho rozmawiali.
- Na pewno nas nie sprzedadzą? - dopytał cicho Drake
Luke uważnie wysłuchał wiadomości. Gdzie mówili jak brutalnie zostali potraktowani właściciele domu i że zostali obrabowani.
- Mówiłem wczoraj że Marco nas nie sprzeda - odparł Quick
- I jesteś pewny? - drążył dalej Drake
- Obrabowałeś ich? - wypalił Luke
- No rąbnęliśmy im helikopter - zauważył Drake - tak Luke obrabowaliśmy ich
- Pytam czy zawaliłeś im kasę - warknął Luke
- Tak - przytaknął - ale było jej o wiele mniej niż mówią a reszta to kompletna bujda. Z reszto spytaj Al ona też tam była.
Uspokoiłam się trochę bo w telewizji nie ciekawie o nich mówili. Pózniej dosiedli się Marco i Iza i rozmowa zeszła na neutralny temat. Oczywiście Drake jak zawsze błyszczał w towarzystwie 
- Co ty siostra taka cicha? - dopytał nagle Drake
- Nie wyspałam się - odparłam zgodnie z prawdą
Nie wiem czy uwierzył czy nie ale dziwnie na mnie popatrzył i nie drążył dalej tematu. Po śniadaniu mieliśmy jechać do szpitala. I właśnie po śniadaniu nadarzyła się okazja żeby pogadać z Izą bo obie zostałyśmy w salonie
- Co to miało być? - spytałam na wstępie - dziewczyno ty powinnaś się leczyć
- To ty powinnaś się leczyć, nic się nie stało - oburzyła się
- Oczywiście tylko w środku nocy wlazłaś do pokoju i wzięło cię na wspominki z moim mężem
- Właśnie - wypaliła - chciałam po wspominać...
- Z moim mężem
- Tak było co wspominać. Długo się znamy byliśmy tak jakby parą
- Tak jakby - powtórzyłam
- No zawsze lubił dziewczyny starsze od siebie
- Doprawdy? Patrz a ja nic o tym nie wiem
- No widzisz dużo mogę powiedzieć o twoim mężu - wypaliła
- A twój mąż wie że chciałaś przelecieć mojego męża? - spytałam - ogarnij dziewczyno i trzymaj się od Quicka na odległość nawet na niego nie patrz. Bo może przydarzyć ci się coś bardzo przykrego
- Straszysz mnie? - dopytała
- Nie ja cię ostrzegam. Nie chcę widzieć że pałętasz się przy moim mężu...
Wtedy do salonu wszedł Marco
- W czymś przeszkodziłem? - spytał
- Nie - odparłam od razu - po prostu sobie miło rozmawialiśmy. Marco mógłbyś tak zająć się trochę żoną. Iza mi mówiła że wcale się nią nie interesujesz. Twoja żona też ma potrzeby.
Pózniej zebraliśmy się i pojechaliśmy wszyscy do szpitala.   

Od Quicka

Siedzieliśmy na kanapie. Roz to nawet już przysypiała na moich kolanach. Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Oglądaliśmy wtedy telewizję. Marko poszedł otworzyć. Przyszedł blady jak ściana. Roz wybudził dzwonek .
-Co ci jest?- dopytałem- czemu się tak trzęsiesz
-Chyba mi słabo- powiedział Marko.
-Co się stało?- dopytałem
-Ci terroryści z telewizji pytają o ciebie.
-Co ty bredzisz ja nikogo tu nie znam a już na pewno  żadnych terrorystów. Zresztą sam wiesz że telewizja bredzi.
Pózniej przyszła Izabela z wielkimi oczami też blada.
-Quick oni naprawdę pytają o ciebie. Ta laska i ten gościu to są te same osoby.
-Skąd ty wiesz? ja nikogo tutaj nie znam o mnie też mówili że terrorysta jestem i?
-Ale oni tam są, napadli na nasz dom i pytają o ciebie. Może byś ruszył dupę.
-Pewnie są z telewizji powiedz im że nie będę udzielał wywiadu.
-Masz rację Quick- powiedziała Iza- tylko jeżeli nie są to terroryści to jakiś wywiad.
-Nie udzielam wywiadów powiedz im to.
-Ale oni nie mają kamer ani mikrofonów. To jest ta babka z kapturem i ten koleś.
-A co ja mam z nimi wspólnego może się pomylili? Powtarzam mam problemy z waszym sponsorem więcej nikogo tu nie znam.
-Ten koleś wymienił pełne twoje imię i nazwisko.
-Więc proś na salony.
-No tak- powiedział Marko - proś Iza państwa na salony przecież królewicz dupy nie ruszy.
Roz popatrzyła nic nie rozumiejąc.
-No tak- powiedziała Iza- matka go rozpieściła. I cały czas koło niego skakała. Amanda mi o tym opowiadała.
-Dobra- powiedział Marko- ja ich wpuszczę ale na twoją odpowiedzialność. Ty masz to załatwić i wiedz że mi się to nie podoba. ja się obawiam mam  dzieci. A o nich mówili w telewizji
-Spokojnie. ja to załatwię.
Marko poszedł nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć Roz już wisiała na Drake'u  i piszczała z radości. Marko i Iza zbaranieli.
-Marko zamknij drzwi odłóż telefon, to moja rodzina.
-To się dobraliście.
-No my zawsze za sobą jak za ścianą -stwierdził Drake.
-Siadajcie- powiedziałem -A ty Iza do garów- rozdysponowałem- Nie wiem Marko jeżeli ty tyle czekasz na obiad, śniadanie co ja będąc u ciebie gościem na kolację, żona mi prawie usnęła a tu nadal nic. Wiedziałem Izabelo że jesteś beznadziejna ale nie wiedziałem że aż tak.
-Przygotowałam dla czterech osób plus dwoje dzieci już miałam podawać.
-To musisz zmodernizować na osiem osób i troje dzieci.
-Ta baba jest beznadziejna -stwierdził Drake
-Raczej- dodałem
-To może sami się bujniemy- stwierdził Drake
-Państwo to nie powinni wychodzić bo was szukają- powiedział Marko
-Ale jak to?- zbladł Luke
-Tak to że mówią o was w telewizji- powiedziałem- tylko przysypiałem i nie miałem pojęcia że to o was chodzi.
-Mówcie jak Damon- dopytała Alex. - bo nadal to zle wygląda.
-Tylko wygląda ale jest dobrze- powiedziałem- ale powiem wam coś ciekawego. Rozmawiałem dziś ze sponsorem tego szpitala i wiecie co się okazało
-Że dobrze cie znali albo się za bali- stwierdził Drake
-Nie zły kosmos z tego twojego helikoptera- powiedział Luke
-Nie o to chodzi. Poznałem pana Saszę.
-Tego Saszę- dopytała Al
-Tak tą szmatę.
-nie zabiłeś go?- spytał zszokowany Drake
-Nie zabił- stwierdziła Roz- sama nie podejrzewałam że Quick ma takie maniery.
-Znaczy?- dopytał Drake
-Nie drąż -powiedziałem.
Przedstawiłem wszystkich Marko, zamówiliśmy kolację. Trochę wypiliśmy i Marko wskazał nam nasze pokoje. Jednak noc jeszcze się nie skończyła.
-Chodzcie- powiedziałem do nich- musimy pogadać. Marko wybacz to są rodzinne sprawy. Zajebaliście lota. Trąbią o tym w całych stanach. Jeszcze mnie w to wkręcają. Że wiążą , ja z tą bombą wy z tym lotem i mamy zamach.
-Ale my tak po cichu- stwierdził Luke - i prawie legalnie
-Luke i ty to mówisz?
-My tylko chcieliśmy być z wami- dodała Jula.- jesteśmy rodziną
-ja rozumiem. musimy uważać. Ty Drake i Alex musicie zmienić przynajmniej ciuchy, skoro Marko was poznał to wszyscy was rozpoznają. Jak tylko Damon z tego wyjdzie to spierdalamy stąd. Wy weszliście po cichu a ja wszedłem głośno z fanfarami.
-Ale jak? -dopytał Drake
-Normalnie, znasz Quicka- stwierdziła Roz - na ostro, zaczął do nich strzelać.
-Oni pierwsi zaczęli - wyjaśniłem- dobra tak czy siak jak najszybciej trzeba stąd spadać. Zrobimy międzylądowanie we Włoszech i spadamy do nas no chyba że ktoś chce to może wysiadać na własną odpowiedzialność. Powiążą wszystko i będą was szukać, Drake. No i jeszcze ten Saszka. Ubije skurwiela jak zobaczę. Dobra kładzcie się teraz. Rano widzimy się na śniadaniu i jedziemy do szpitala.
-A ten cały Marko nie doniesie?- dopytała Drake
-Facet jest spoko nie przejmuj się.
Wszyscy rozeszli się do pokoi a my z Roz położyliśmy się spać. nie wiem która to była godzina w nocy gdy obudziło mnie lekkie trącanie w ramie. Nie zaczaiłem wiec najpierw myślałem że to Roz budzi mnie do Damona Ale jak zobaczyłem Izę to wyskoczyłem z wyrka jak oparzony.
-Co ty tu kurwa robisz? Oszalałaś?
-Cicho bądz bo obudzisz żonkę- stwierdziła
-I dobrze bo ma się obudzić.
-Musimy dokończyć to co zaczęliśmy- stwierdziła
-Ze cztery lata temu, zwariowałaś chyba.
-Musisz -nalegała.
-nic nie musi- stwierdziła Roz i się podniosła.
-Słońce wez ja ode mnie, to nie jest moja wina.
-Wiem nie spałam jak wchodziła. A ty troszkę wypiłeś to cię z muliło.
-Przepraszam -powiedziałem chowając się za Roz bałem się tej baby
-Spadaj stąd- powiedziała Roz -Rozmówię się z tobą jutro. Masz męża własne życie czemu rozgrzebujesz coś co było dawno temu. Teraz ty masz dzieci, Quick jest żonaty. nie jest dla ciebie Nawet jakby był to jak widać na załączonym obrazku nie chce- i Roz wypchnęła Izę za drzwi
-Rety to było straszne- powiedziałem
- ludzi zabijasz a głupiej baby się boisz?
-No jak tak się patrzy na mnie
-Chodz spać idziemy- powiedziała
-Ale ja będę miał koszmary. A jak ona znów tu przyjdzie?
-To ją zabiję- stwierdziła Roz

Od Lexi

-Przecież on nas zabije- warknął Drake kiedy helikopter zahaczył o jakąś antenę na dachu domu- Miałeś umieć latać.
-Nigdy tak nie mówiłem.- stwierdził Luke.
-Mówiłeś że przyleciałeś helikopterem do Polski- wypomniał mu Drake.
-Bo przyleciałem ale nie mam licencji pilota. - odwarknął mu Luke a helikopter nie bezpiecznie się obniżył.
-Koniec tematu- przerwałam im- to był twój pomysł Drake i nikogo nie pytałeś czy umie lecieć a ty Luke zajmij się tym helikopterem.
Na szczęście obydwaj się zamknęli i kiedy helikopter podleciał do góry jakoś wyrównał. Czas mijał nie ubłagalnie wolno. A jak tylko maszyna opadała mało co zawału nie dostałam.
-Umiesz wylądować? -spytałam po jakimś czasie , przypominając sobie że wtedy go zastrzeliliśmy.
-Nie bardzo- przyznał. -Ale może wieża tego nie zauważy. Tym razem nikt mi nie odstrzeli ogona.
I tym wypomnieniem zakończyliśmy jakiekolwiek rozmowy. Luke wtedy leciał o wiele lepiej a po godzinie zupełnie opanował maszynę. Powoli zaczynało się robić ciemno a my dalej lecieliśmy. Chciałam zapytać czy daleko jeszcze ale rozproszyłabym Luke'a i wylądowalibyśmy w wodzie.
-Siku mi się chce- poskarżyła się Maja.
-A mi rzygać i co z tego wątpię by była pod nami jakaś wyspa na której będziesz mogła zrobić siusiu- warknął Drake.
-Drake- zawołałam równo z Julką.
-No co taka prawda. Twój brat nie umie tym latać a dzieciakowi chce się siku. Jesteśmy nad oceanem.
-Ona ma dziesięć lat.- warknęła Julka. Nagle helikopter zaczął spadać w dół. Wszyscy spojrzeliśmy na Luke'a który puścił stery.
-Luke- krzyknęłam.
-mam dość a twój chłopak miał się zamknąć. Skoro taki mądry niech sam poleci.
-Luke, zabijesz nas. Nie zachowuj się jak dzieciak- powiedziała Julka.
-Z pretensjami do Drake'a to on się uparł że lecimy, to on ukradł helikopter i to on ma problem z moim lataniem. A więc niech sobie leci.
-Wy obaj razem jesteście nie znośni- stwierdziłam- Luke zrób coś bo spadamy.
-I o to mi chodziło.
-no nie wierzę nie masz kiedy się obrażać?!- spytałam wkurzona.
-Luke zrób coś- poprosiła Julka.
-Dobra ,ok ,to był głupi pomysł- przyznał się Drake - ale chodzi o moją siostrę. Fakt nie pytałem czy umiesz latać i nawet szło ci  świetnie a ja staram się być cicho.
Ale Luke'owi to raczej nie wystarczyło bo obrażony patrzył się przed siebie.
-O co ci chodzi?- spytał  Drake, -przeprosiłem
-O Aśkę. Przespałeś się z nią czy nie?
-Nie. Kocham twoja siostrę.
Luke usatysfakcjonowany złapał za ster i podleciał do góry.
-Kretyn- fuknęłam. Chyba za dużo czasu z nami spędził. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu. Powili przysypiałam kiedy nagle helikopter znów zaczął opadać.
-A teraz o co ci chodzi- krzyknęłam budząc Majkę. Luke spojrzał na mnie zdziwiony.
-O nic. Ląduję. -wyjaśnił.
-Już- dopytałam- a nie trzeba nikogo pytać o pozwolenie?
-Trzeba- przyznał Luke- i już to załatwiliśmy.
-Naprawdę?- dopytałam- możemy wylądować?
-Tak, przecież ten helikopter miał tu lądować, zero kłopotów.
Wlecieliśmy w zasięg świateł a Luke postarał się ładnie wylądować. Jak tylko maszyna dotknęła ziemi Drake otworzył drzwi i zwymiotował.
-To już wiem czemu taki milczący był- skomentował to Luke. -Ok spadamy stąd za nim ktoś nas zobaczy.
-Myślisz że nikt nie zauważył helikoptera- mruknęłam cicho wychodząc.
-Ale nas nie.
Jak tylko wysiedliśmy Drake rzucił się na Luke'a
-Mało co nas nie zabiłeś durniu- warknął.
-A ci znowu- skomentowała to Julka.
-Ej możecie się ogarnąć, nas miało tu nie być- wtrąciłam się. Drake puścił Luke'a którego chyba to bawiło. On na prawdę za dużo czasu z nami spędza. Luke nigdy nie był aż tak nieodpowiedzialny. Pośpiesznie opuściliśmy lotnisko i chyba nikt nas nie zauważył.
-I gdzie teraz- spytałam.
-Idziemy do szpitala- zadecydował Drake. - twój brat to idiota
-Przygadał kocioł garnkowi- powiedział Luke.
Znalezliśmy jakąś łazienkę dla Majki i ten szpital co nie było łatwe bo było ich tu pełno. Na szczęście Drake wiedział jak się nazywał ten szpital. Drake na prawdę musiał się martwić co trochę mnie zdziwiło, on nigdy się niczym nie przejmował. Drake i Luke zaczęli rozmawiać z recepcjonistką. A ja poszłam z Julką aby kupić coś do jedzenia dla Maji. Julka stwierdziła że tu z nią zostanie i na nas poczeka a wiec poszłam do chłopaków którzy już się o coś kłócili.
-Czy was nie można zostawić nawet na chwilę samych- spytałam na wstępie.
-On ją podrywał- poskarżył się Luke.
-To wcale nie tak, Luke wszystko przekręca- i znów zaczęli się kłócić.
-Wiecie gdzie leży Damon?- spytałam przerywając im kłótnie, Luke przytaknął- Julka jest w bufecie a wiec idz do niej Luke'a a my poszukamy Rozi i Quicka.
Nie chętnie ale poszedł a my ruszyliśmy we wskazane miejsce.
-Wcale jej nie podrywałem. Tylko grzecznie spytałem gdzie znajdziemy Damona- wytłumaczył się Drake.
-Tak se to tłumacz- powiedziałam ale nie miałam pretensji.
Podeszliśmy do tych sal a Drake szybko znalazł Damona. Dzieciak leżał w inkubatorze podłączony pod całą masę aparatury.
-Myślisz że z tego wyjdzie- spytałam poważnie.
-Na pewno. Nigdzie ich nie ma- szybko zmienił temat, co potwierdziło że wcale nie był pewny czy Damon przeżyje.
-Kiedyś tu wrócą- stwierdziłam przytulając się do niego. Staliśmy tak jakiś czas, patrząc na Damona. Nagle usłyszeliśmy kroki. Od razu spojrzałam w tym kierunku.
-Spokojnie- powiedział Drake- jesteśmy w szpitalu, chociaż matka pewnie by już szału dostała . Dogadałybyście się.
Nie pewnie spojrzałam na niego. Nigdy nie mówił o swojej przeszłości a już na pewno nie wspominał o rodzinie.
-Co się z nią stało?- spytałam. Fakt to było najgorsze pytanie z możliwych o jak tylko je wypowiedziałam od razu tego pożałowałam. W tym momencie podszedł do nas lekarz i zapytał co tu robimy. Drake wyjaśnił że to jego siostrzeniec i że szukamy Roz i Quicka. Lekarz o dziwo wiedział gdzie ich znaleść. Podziękowaliśmy i wróciliśmy do Luke'a i Julki.
-Są u jakiegoś znajomego Quicka.- wyjaśniłam.
-On to chyba wszędzie ma znajomych- stwierdziła Julka. Poszliśmy we wskazane miejsce i stanęliśmy pod drzwiami jakiejś mini willi.
-Bogatych znajomych- skomentował Luke.
-Jesteście pewni że to tu?- dopytała Julka.
-Zobaczymy- stwierdził Drake i zapukał do drzwi. Po chwili otworzył je jakiś koleś. Spojrzał na nas zdziwiony.
-My do Johna Yohate, jest może?- spytał po angielsku Drake. Facet jeszcze raz spojrzał na Drake'a i na mnie i pobladł. Najpierw wymamrotał coś po angielsku jąkając się i na końcu zaklął po polsku i odszedł w głąb domu. Spojrzałam zdziwiona na pozostałych.
-Chyba mamy poczekać- stwierdził Drake.

Od Quicka

Wsiadłem do samochodu
- pojedziemy za nimi słonko muszę porozmawiać z Marko .Roz o co chodzi?
-Nie podoba mi się twoje zachowanie szalejesz bo Iwanow jest sponsorem .
-Szaleję bo tu jest, bo przyczynił się do tego żebym tu wylądował. Próbuje mną manipulować.Wiec zagram w jego chorą gierkę ze względu na Damona.I do momentu kiedy nie będzie bezpieczny w samolocie.
-I wtedy wywalisz tę atomówkę? .
-Kochanie jak ty nic nie rozumiesz po co maja ginąć niewinne dzieci? Ja tylko chce pokazać demonstrację mojej siły i to że nie podoba mi się to że ktoś ośmiela się decydować za mnie.Ja żeby wypierdolić ten szpital w kosmos nie muszę nas posyłać na księżyc, nie muszę używać atomówki wystarczy jedna z rakiet i po zawodach. Sama wiesz ile niewinnych dzieci zginęło przez tę epidemię. Gdy by nie jego ojciec było by normalnie.A na dodatek on sam też gra w tę chorą grę zmodernizował zimnych czy to normalne zachowanie? A w szerokim świecie się wybiela i jeszcze doi z tego kasę? No pomyśl Roz kto tu jest bardziej nie normalny. Ja nie zabijam dla przyjemności tylko z wyższej konieczności a on? Jego bawi że się miotam podrywa cie i załatwił nas z Damonem to ustawka ewidentna i ja go rozpracuje. Czemu stawia na mojego konia który nie miał szans?Pomaga krajom które ucierpiały a z Polski co robi to chore. Może jestem narwany Roz ,ale nie głupi. I tylko w jednym jestem im wdzięczny że dzięki tej epidemi poznałem ciebie i mamy Damona w normalnym świecie pewnie by do tego nie doszło .Rzadko bywałem w Krakowie i jeszcze przez starego nawet nie patrzyłem na babki .
-A teraz patrzysz?
-Nie Roz to nie tak .Teraz mam ciebie i nikt mnie nie interesuje liczy się dla mnie twoje szczęście i nie chcę dawać tobie powodów do zazdrości .Nie chcę i nie lubię się z tobą kłócić .Bardzo wtedy cierpię słonko naprawdę .A szaleję tak z niepokoju bo nie znam typa nie wiem co zamierza a widzę że kombinuje , za bardzo zbliża się do mnie jest za decyzyjny jeśli chodzi o Damona i kreci się koło ciebie, wiec to wystarczające powody bym nim się zainteresował inaczej .Jeżeli mnie nie chcesz to powiedz jakoś to przełknę.
-Nie jestem nim zainteresowana na tych zawodach przecież nawet nie wiedziałam kto to ja się go boję. Jak mogła bym odejść od ciebie?Kocham cię i akceptuję to co robisz nawet cie rozumie tylko po prostu boje się o Damona o ciebie bo jak wpadasz w szał co właśnie ma miejsce to naprawdę nie panujesz nad sobą i czasem twoje decyzje nie są właściwe.
-Masz rację słonko ogarnę się i jeżeli na niego wpadnę porozmawiam z nim po dżentelmeńsku obiecuje. Nawet mu podziękuję i przeproszę jak będę musiał i jeżeli będzie miał jakiś interes do mnie to przynajmniej wysłucham jego propozycji i się nad nią zastanowię. To dla tego chciałaś wracać z tego szpitala? Żebym na niego nie wpadł?
-Między innymi ale meczy mnie i boli jak Damon tak śpi i nie mogę tam wejść.
-Ja to jutro załatwię słońce obiecuję że wpuszczą ciebie tam. Matka powinna być przy swoim dziecku .On tylko śpi będzie czuł twoja obecność to może szybciej się uda go obudzić? No nie mnie słońce podejmować takie decyzje, ale taka prawda jest pomyśl on tam taki maleńki sam z tymi rurkami hukiem tych aparatów co on musi czuć. On się boi jest sam z obcymi głosami  ktoś obcy go dotyka to straszne dla takiego maluszka. Kiedy był w naszym świecie gdzie była cisza i spokój a nawet jak do Włoch pojechaliśmy czół się bezpiecznie tylko z nami . Pamiętasz na ślubie jak on płakał i znał Jule przecież, ale my nie byliśmy długo w jego zasięgu. Teraz jest tam całkiem sam i to trzeba zmienić.
-Ty płaczesz ?- Dopytała ocierając mi łzę z policzka.
-Nie słonko coś mi do oka wpadło -powiedziałem łamiącym się głosem . -Po prostu czuję się bezradny denerwuje mnie czekanie chcę działać zrobić coś więcej dla niego.
-I tak już zrobiłeś.
-Kochanie to nasz syn nie mogłem się poddać dla ciebie, dla niego, dla nas rozumiesz?I teraz się miotam bo jestem bezradny. I jeszcze tego Saszy mi tu brak .
-Przejechałeś oni skręcili w tamtą bramę.
-Szlak przepraszam jestem rozbity.
-Potrzebujesz pocieszenia -pogładziła mnie po ramieniu.
Chyba tak eh może tu uda mi się nawrócić.
-A z tą Izą?
-To pomyłka ja z nią nic wpadła na mnie. Do Amandy przylazła siedziałem w chacie i cisnąłem w jakąś gierkę .Powiedziała że poczeka więc stwierdziłem że dotrzymam jej towarzystwa może i coś by tam więcej było, gdy by nie ojciec.Generalnie ja mało ją znam sama wtedy mnie sprowokowała jest starsza ode mnie i nie jest w moim typie no poza tym nie lubię starszych dziewczyn i malowanych a ta sobie kudły na biało maluje i kto ją tam jeszcze wie. I widzisz nic do niej nie mam a ona się ślini na mnie i ubzdurała sobie nie wiadomo co. Nie myślałem że ona i Marko szczerze to współczuje gościowi .A to że tu pracują to na dupę pewnie załatwiła trochę Amanda z ojcem o niej gadali to usłyszałem .To ta brama słonko?
-Tak naprawdę coś z tobą nie jest tak przecież ty zawsze pamiętasz nigdy się nie zgubiłeś .
Wysiadłem z auta otworzyłem drzwi Roz .
-Oj zgubiłem się raz a nawet utopiłem he he.
Ciekawe gdzie zaczęła mnie całować.
-W twoich szmaragdowych oczętach poległem już pierwszego dnia gdy cię zobaczyłem więc Drake nie musiał cię wystawiać i tak bym się zakręcił za tobą jakoś .
Tę  pogawędkę między pocałunkami przerwał nam Marko.
-Zapraszam do domu i nie zwracajcie uwagi na Izę znów sobie ciebie uroiła stary.Jest nieznośna i nie przyswaja że nie jest dla ciebie.
-Przepraszam Marko pojawiłem się i mieszam, ale ja naprawdę nie jestem zainteresowany nigdy nie byłem .-Roz przytulała się do mnie a ja ją obejmowałem dobrze że chociaż to mogłem wyjaśnić.-Nie myśl o tym jej zachowaniu Marko ja nie istnieje na rynku jak by he he- pocałowałem Roz .
-A może można cię kupić albo wynająć -dopytała Iza.
-No jak by tu powiedzieć jestem już na emeryturze Izabelo.
-Czemu zawsze jesteś taki oficjalny do kobiet a do żony to kochanie i słoneczko.
-Bo do żony moja droga .Żona ma przywileje.
-Patrz mówią o tobie w telewizji .I już gdybają po co czemu i się boją.
-I niech się boja.- usiadłem na kanapę -Ładnie się tu urządziłeś. Wtedy przybiegły dwa szkraby dziewczynka miała 3 lata a chłopiec 5.
-Tato jak fajnie przyprowadziłeś tego pana od samolotu on ma taki fajny samochód ekstra chłopaki mi nie uwierzą.
-Teraz zacznie cię zanudzać nie wiem w kogo on taki jest. Przepraszam za niego.
-Spoko Marko to tylko dziecko ma swoje zainteresowania .
-Jest pan pilotem.
-Nie ale mam własnego pilota.
-To tak jak my kierowce pochwalił się chłopiec.A to prawda że ma pan bombę ?
-No tak i nie tylko.
-A zabije pan szpital? Po to pan przyleciał? Bo w telewizji tak mówią.
-Nikogo nie zabiję mistrzu przyleciałem tutaj bo mam małego synka i on miał operację  tutaj.  Jego mama bardzo za nim tęskni i musiałem ja tu dostarczyć a nie mam innego samolotu wiec przyleciałem tym.
-Chciał bym mieć taką ładną mamę.
-Roz ten młody cię podrywa he he. Chyba stanę się zazdrosny.
-Właśnie kasanowo nie męcz już pana- powiedział Marko.
-Ale tato proszę.
-Pozwól mu Marko -powiedziała Roz- John niech trenuje cierpliwość bo mu jej brakuje.
-A i chętnie kochanie i udowodnię ci że będę z nim gadał i mnie nie wku... przepraszam nie zdenerwuje.
-Ale on jest upierdliwy do bólu- skomentowała Iza która szykowała kolację.
-To co zakład Roz że nie wyrobi z młodym- dopytał Marko.
-Przyjmuje chociaż też jestem tego samego zdania he he, ale to może nie zakład tylko Quick sam sobie udowodni a my się pobawimy jego kosztem.
-No to nie jest sprawiedliwe ty niedobra -zacząłem łachotać Roz.
-Ej miał pan ze mną rozmawiać nie podrywać dziewczyny to nie ładnie tak mówi tata.
-O przepraszam mistrzu już jestem do twojej dyspozycji.
-A ten samochód ile ma na liczniku?
-325 km.
-A jechał pan tyle?
-290 najwięcej bo się ścigałem z takimi dwoma facetami.
-To pan jest kierowcą wyścigowym?
-Nie raczej zwyczajnym tylko z lepszym samochodem.
-A będę mógł zobaczyć i samochód i samolot?
-ee... Nie no tak o ile rodzice się zgodzą i jak nie będziesz nic dotykał.
-Dobra uciekaj do pokoju- powiedział Marko do syna.- Wygraliśmy poległeś stary.
-Roz powiedz mu to nie prawda tylko się zakręciłem.
Ale Roz się tylko śmiała i dobrze obojgu nam się to przydało.
-Ja trzymam  stronę Marko chłopiec cie wyeliminował.
-A poważnie to pokazał byś mu jutro ten helikopter?
-Jasne nie ma problemu o ile nic nie będzie dotykał.
-Dopilnuje tego.
W tak miłej atmosferze upłynęła nam reszta wieczoru, no trochę pokomplikowała wszystko Iza i o dziwo znalazła nas nasza rodzinka szczerze to mi trochę ich brakowało .