niedziela, 5 listopada 2017

Od Lexi

-Przecież on nas zabije- warknął Drake kiedy helikopter zahaczył o jakąś antenę na dachu domu- Miałeś umieć latać.
-Nigdy tak nie mówiłem.- stwierdził Luke.
-Mówiłeś że przyleciałeś helikopterem do Polski- wypomniał mu Drake.
-Bo przyleciałem ale nie mam licencji pilota. - odwarknął mu Luke a helikopter nie bezpiecznie się obniżył.
-Koniec tematu- przerwałam im- to był twój pomysł Drake i nikogo nie pytałeś czy umie lecieć a ty Luke zajmij się tym helikopterem.
Na szczęście obydwaj się zamknęli i kiedy helikopter podleciał do góry jakoś wyrównał. Czas mijał nie ubłagalnie wolno. A jak tylko maszyna opadała mało co zawału nie dostałam.
-Umiesz wylądować? -spytałam po jakimś czasie , przypominając sobie że wtedy go zastrzeliliśmy.
-Nie bardzo- przyznał. -Ale może wieża tego nie zauważy. Tym razem nikt mi nie odstrzeli ogona.
I tym wypomnieniem zakończyliśmy jakiekolwiek rozmowy. Luke wtedy leciał o wiele lepiej a po godzinie zupełnie opanował maszynę. Powoli zaczynało się robić ciemno a my dalej lecieliśmy. Chciałam zapytać czy daleko jeszcze ale rozproszyłabym Luke'a i wylądowalibyśmy w wodzie.
-Siku mi się chce- poskarżyła się Maja.
-A mi rzygać i co z tego wątpię by była pod nami jakaś wyspa na której będziesz mogła zrobić siusiu- warknął Drake.
-Drake- zawołałam równo z Julką.
-No co taka prawda. Twój brat nie umie tym latać a dzieciakowi chce się siku. Jesteśmy nad oceanem.
-Ona ma dziesięć lat.- warknęła Julka. Nagle helikopter zaczął spadać w dół. Wszyscy spojrzeliśmy na Luke'a który puścił stery.
-Luke- krzyknęłam.
-mam dość a twój chłopak miał się zamknąć. Skoro taki mądry niech sam poleci.
-Luke, zabijesz nas. Nie zachowuj się jak dzieciak- powiedziała Julka.
-Z pretensjami do Drake'a to on się uparł że lecimy, to on ukradł helikopter i to on ma problem z moim lataniem. A więc niech sobie leci.
-Wy obaj razem jesteście nie znośni- stwierdziłam- Luke zrób coś bo spadamy.
-I o to mi chodziło.
-no nie wierzę nie masz kiedy się obrażać?!- spytałam wkurzona.
-Luke zrób coś- poprosiła Julka.
-Dobra ,ok ,to był głupi pomysł- przyznał się Drake - ale chodzi o moją siostrę. Fakt nie pytałem czy umiesz latać i nawet szło ci  świetnie a ja staram się być cicho.
Ale Luke'owi to raczej nie wystarczyło bo obrażony patrzył się przed siebie.
-O co ci chodzi?- spytał  Drake, -przeprosiłem
-O Aśkę. Przespałeś się z nią czy nie?
-Nie. Kocham twoja siostrę.
Luke usatysfakcjonowany złapał za ster i podleciał do góry.
-Kretyn- fuknęłam. Chyba za dużo czasu z nami spędził. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu. Powili przysypiałam kiedy nagle helikopter znów zaczął opadać.
-A teraz o co ci chodzi- krzyknęłam budząc Majkę. Luke spojrzał na mnie zdziwiony.
-O nic. Ląduję. -wyjaśnił.
-Już- dopytałam- a nie trzeba nikogo pytać o pozwolenie?
-Trzeba- przyznał Luke- i już to załatwiliśmy.
-Naprawdę?- dopytałam- możemy wylądować?
-Tak, przecież ten helikopter miał tu lądować, zero kłopotów.
Wlecieliśmy w zasięg świateł a Luke postarał się ładnie wylądować. Jak tylko maszyna dotknęła ziemi Drake otworzył drzwi i zwymiotował.
-To już wiem czemu taki milczący był- skomentował to Luke. -Ok spadamy stąd za nim ktoś nas zobaczy.
-Myślisz że nikt nie zauważył helikoptera- mruknęłam cicho wychodząc.
-Ale nas nie.
Jak tylko wysiedliśmy Drake rzucił się na Luke'a
-Mało co nas nie zabiłeś durniu- warknął.
-A ci znowu- skomentowała to Julka.
-Ej możecie się ogarnąć, nas miało tu nie być- wtrąciłam się. Drake puścił Luke'a którego chyba to bawiło. On na prawdę za dużo czasu z nami spędza. Luke nigdy nie był aż tak nieodpowiedzialny. Pośpiesznie opuściliśmy lotnisko i chyba nikt nas nie zauważył.
-I gdzie teraz- spytałam.
-Idziemy do szpitala- zadecydował Drake. - twój brat to idiota
-Przygadał kocioł garnkowi- powiedział Luke.
Znalezliśmy jakąś łazienkę dla Majki i ten szpital co nie było łatwe bo było ich tu pełno. Na szczęście Drake wiedział jak się nazywał ten szpital. Drake na prawdę musiał się martwić co trochę mnie zdziwiło, on nigdy się niczym nie przejmował. Drake i Luke zaczęli rozmawiać z recepcjonistką. A ja poszłam z Julką aby kupić coś do jedzenia dla Maji. Julka stwierdziła że tu z nią zostanie i na nas poczeka a wiec poszłam do chłopaków którzy już się o coś kłócili.
-Czy was nie można zostawić nawet na chwilę samych- spytałam na wstępie.
-On ją podrywał- poskarżył się Luke.
-To wcale nie tak, Luke wszystko przekręca- i znów zaczęli się kłócić.
-Wiecie gdzie leży Damon?- spytałam przerywając im kłótnie, Luke przytaknął- Julka jest w bufecie a wiec idz do niej Luke'a a my poszukamy Rozi i Quicka.
Nie chętnie ale poszedł a my ruszyliśmy we wskazane miejsce.
-Wcale jej nie podrywałem. Tylko grzecznie spytałem gdzie znajdziemy Damona- wytłumaczył się Drake.
-Tak se to tłumacz- powiedziałam ale nie miałam pretensji.
Podeszliśmy do tych sal a Drake szybko znalazł Damona. Dzieciak leżał w inkubatorze podłączony pod całą masę aparatury.
-Myślisz że z tego wyjdzie- spytałam poważnie.
-Na pewno. Nigdzie ich nie ma- szybko zmienił temat, co potwierdziło że wcale nie był pewny czy Damon przeżyje.
-Kiedyś tu wrócą- stwierdziłam przytulając się do niego. Staliśmy tak jakiś czas, patrząc na Damona. Nagle usłyszeliśmy kroki. Od razu spojrzałam w tym kierunku.
-Spokojnie- powiedział Drake- jesteśmy w szpitalu, chociaż matka pewnie by już szału dostała . Dogadałybyście się.
Nie pewnie spojrzałam na niego. Nigdy nie mówił o swojej przeszłości a już na pewno nie wspominał o rodzinie.
-Co się z nią stało?- spytałam. Fakt to było najgorsze pytanie z możliwych o jak tylko je wypowiedziałam od razu tego pożałowałam. W tym momencie podszedł do nas lekarz i zapytał co tu robimy. Drake wyjaśnił że to jego siostrzeniec i że szukamy Roz i Quicka. Lekarz o dziwo wiedział gdzie ich znaleść. Podziękowaliśmy i wróciliśmy do Luke'a i Julki.
-Są u jakiegoś znajomego Quicka.- wyjaśniłam.
-On to chyba wszędzie ma znajomych- stwierdziła Julka. Poszliśmy we wskazane miejsce i stanęliśmy pod drzwiami jakiejś mini willi.
-Bogatych znajomych- skomentował Luke.
-Jesteście pewni że to tu?- dopytała Julka.
-Zobaczymy- stwierdził Drake i zapukał do drzwi. Po chwili otworzył je jakiś koleś. Spojrzał na nas zdziwiony.
-My do Johna Yohate, jest może?- spytał po angielsku Drake. Facet jeszcze raz spojrzał na Drake'a i na mnie i pobladł. Najpierw wymamrotał coś po angielsku jąkając się i na końcu zaklął po polsku i odszedł w głąb domu. Spojrzałam zdziwiona na pozostałych.
-Chyba mamy poczekać- stwierdził Drake.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz