Rozstaliśmy się z Drake'm
- Widzisz kochanie jak twój brat zmienia oblicza. Nawet na mojej atomówce chcę polecieć.
Roz jeszcze pytała mnie o Damona tak jak by ja wiedział wszystko. Istotnie miałem iść do lekarza. Ale najpierw spotkałem tu ruskie ścierwo, więc teraz odprowadzę Roz do Damona i spróbuję załatwić żeby mogła do niego wejść. Ale przeżyłem szok gdy go nie było. Roz usiadła na krzesełku.
- On umarł - płakała
- Albo porwał go ten rusek - skomentowałem - mówiłem ci kochanie że z nim nie można na spokojnie ja się starałem i co?
Mój dialog z Roz uciąłem natychmiast bo zobaczyłem jakiegoś konowała pałętającego się po korytarzu.
- Te doktorek - zagadałem po angielsku - mój syn był tu i znikł teleportował się?
Gość był w szoku Roz się podniosła.
- Roz pamiętasz drogę do kawiarni? - pokiwała głową - idz po Drake proszę
- Przecież jesteśmy na cenzurowani
- Obawiam się słońce że będziemy jeszcze bardziej, idz proszę i niech on szybko do mnie przyjdzie.
- A ja co mam robić? - dopytała
- Zostań z Al i znajdzcie Luke i Julkę
Roz poszła i po chwili przybiegł Drake
- Co jest? - dopytał
- Stary musimy pobawić się w doktora? Patrz tu jest pan doktor - pokazałem gościa trzymając go za wraki - to jest mój kolega doktorze
Okazało się że koleś czai po polsku
- W czym mogę pomóc? - dopytał doktor
Drake był z szokowany
- Wybacz Drake ale muszę powiedzieć o twoim przykrym problemie. Ja wiem że to jest szpital dziecięcy ale mój szwagier ma taki problem że może my pójdziemy do łazienki ja doktorowi wyjaśnię bo mój szwagier się wstydzi. Wstydzisz się nie?
- A muszę? - dopytał Drake
- No przecież mi wstydziłeś się powiedzieć pamiętasz
- Oj no tak przypomniałem sobie. Tak się wstydziłem że aż zapomniałem
- No to dobrze co panom dolega
- No choć doktorze nie mi tylko jemu. On był u lekarza i ma problem tego typu
Lekarz był wyraznie zainteresowany i szedł z nami na oślep
- Mam problem tego typu - zaczął Drake - że boli mnie siurek - wypalił
- Dobrze że mi pomogłeś stary ciężko mi się mówi o twoich narządach. Więc doktorze moja żona, a jego siostra poprosiła nas żebyśmy znalezli jakiegoś lekarza bo jego boli a przyczyną tego bólu jest kamień.
- Mam tam kamień? - dopytał Drake
- No przecież miałeś go wysikać a utknął
- No faktycznie - powiedział Drake - utknął
- No tak to wstydliwa przypadłość - stwierdził lekarz
- No i właśnie szwagier nie może się załatwić przez ten kamień
Weszliśmy do łazienki.
- To może doktor zdejmie fartuszek - zaczaił Drake, który nie wiedział o co chodzi - bo taki mi się chce że jak pan doktor wyjmie ten kamień to mogę pana osikać.
- No ja potrzymam - powiedziałem
- To może my pójdziemy do kabiny - powiedział Drake
- Idz Drake'uś tylko bądzcie cicho
- Pan pierwszy - powiedział Drake
A ja stuknąłem go i podałem mu spluwę. I Drake odraz zmienił obliczę
- Słyszysz masz być cicho - powiedział do doktorka - a tej kozy w kawiarni nie było. A po co porywamy tego lekarza?
- Damon znikł z sali ja muszę się tam dostać i dowiedzieć się gdzie on jest.
Ubrałem ten fartuch. Znalazłem nawet w kieszeni słuchawki
- Fajnie byś wyglądał jako lekarz - stwierdził Drake
- Dobra ma tego gościa nie być do puki ja nie dowiem się co się dzieje
- Mam siedzieć z nim w kiblu?
- Nie debilu przytul się do niego i wyprowadzi go stąd
- I co dalej?
- Do helikoptera kurwa, co dalej
- Rozumiem
Ja poszedłem na tą salę. I powiedziałem że kazali mi przejąć tego pacjenta ale znikł. No i kazali mi przekazać żebym sobie przekazał że mam iść do recepcji. Wyszedłem zdjąłem ten fartuch. Zwinąłem go do kupy i poszedłem do samolotu.
- Masz ten szlafrok Drake i pilnuj go tu. Mariusz a ty pilnuj tego helikoptera żeby nikt się tu nie kręcił.
- A po co szef porwał lekarza?
- Bo mam problem z siurkiem - wydarł się Drake z helikoptera.
- Dobra chyba nie chcę wiedzieć - stwierdził Mariusz
Wziąłem z samochodu walizkę i poszedłem do recepcji. Tam uzyskałem informację gdzie leży mój syn. I że mam udać się do profesora który go operował po jakieś wskazówki. Poszedłem po Roz i poprosiłem Alex żeby z nami poszła, reszta w sumie też. Lepiej trzymać się w kupie. Jak tylko wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro. Już na korytarzu słychać było jak Damon wrzeszczy. Dosłownie tam pobiegliśmy. Stała nad nim pielęgniarka i robiła jakieś pomiary jakimś dziwnym urządzeniem. Damon miał podłączoną kroplówkę. Roz odraz zapytała czy może wziąć go na ręce. A to babsko do nas że ją to już nie obchodzi ona zrobiła co miała zrobić.
- Roz ja muszę iść do profesora tylko nie pytaj mnie co się dzieje bo nie potrafię odpowiedzieć ci na to pytanie. Porwałem lekarza i siedzi teraz w samolocie z Drake'em a Mariusz ich pilnuje. Idę teraz do tego profesora wszystkiego się dowiedzieć.
- Myślisz że mogę go trzymać na rękach? - dopytała
- Chyba nawet musisz. Uspokoił się tylko pilnuj tej kroplówki żeby leciała, dobra to ja uciekam
Poszedłem do tego profesora. Ale ten nie był rozmowny. Dał mi mnóstwo papierów i powiedział
- Z naszej strony to było by na tyle. Musi pan w ciągu godziny zabrać syna i przenieść go do innego szpitala to nie moja sprawa. Mamy polecenie od naszego sponsora że w ciągu godziny ma pan opuścić tern szpitala zarówno pan jak i ta bomba. Chciałem tylko zaznaczyć że to dziecko nie nadaje się do transportu.
- Świetnie jest pan bardzo pomocny profesorze
Poszedłem zapłacić kasę za pobyt Damona pózniej poszedłem pogadać z Marco jednak ten był nie ugięty.
- No ludzie ja nie wierze Marco pomóż mi
- Powiem ci tylko tyle stary że mógł byś go przetransportować gdzieś do szpitala ale wyłącznie w cieplarce one są odporne na wstrząsy i tak dalej. No i musiał byś lecieć nisko. Dzieci zle znoszą zmiany ciśnienia.
- Świetnie i co wszystkich tak wyrzucacie? Przecież to jest nie etyczne i nie moralne - powiedziałem
- Choć pokażę ci coś - powiedział Marco - najlepiej by było gdybyś miał taką cieplarkę ona sprawdza parametry serca, wszystko tutaj załączasz, podłączasz będziesz miał instrukcje.
- A gdzie ja coś takiego kupię - dopytałem
- No chodzi o to że w tym stanie to raczej nie kupisz. A generalnie to nie wiem i przepraszam że brzydko się zachowam ale ciesze się że opuścisz mój dom bo twoja rodzina jest dziwna.
- Jasne miło było - powiedziałem
Poszedłem do sali w której był Damon i poprosiłem Luke żeby ze mną poszedł
Poszliśmy do samolotu. Walnąłem tego lekarzynę w łeb żeby stracił przytomność.
- Drake mamy problem
- Czemu mnie to nie dziwi - dopytał - jak Damon?
- Nie wiem drze się na pół oddziału
- Czyli dobrze - stwierdził Drake
- On potrzebuje opieki medycznej a wyjebali mnie kurwa ze szpitala i jeszcze kazali zapłacić. Notabene Marco powiedział że w tym stanie Damona trzeba transportować w inkubatorze. I gdzie ja teraz załatwię jakiś szpital? Przecież w tych czasach to graniczy z cudem. Skąd ja wezmę kurwa inkubator? Znaczy mam plan ale wy musicie mi pomóc i ty Luke również wiem że jesteś przeciwny przemocy ale będziesz musiał jej użyć
- A co miał bym zrobić? - dopytał ponuro Luke
- Wezmiesz Julkę i Majkę pojedziecie do Izy do domu ona ma dzisiaj nocną zmianę Marco będzie wieczorem
- Co ty zamierzasz zrobić? - dopytał Drake
- Oboje są lekarzami znają się na tej całej aparaturze a wygląda na to że Damon nie jest jeszcze stabilny. Saszka zadecydował że mamy się stąd wynosić dużo czasu nie zostało. Skoro oni mieli operować Damona to Marco był by lekarzem prowadzącym jego. W związku z czym ma pojęcie o sprawie a ten cham był uprzejmy powiedzieć mi co by było mi potrzebne i kazał mi spierdalać z jego życia. Ale przecież Damon nie przetrzyma takiego lotu we Włoszech jesteśmy spaleni. Amanda ja jej nawet pasa bym nie powierzył a co dopiero dziecko.
- Więc chyba wiem - stwierdził Drake - ty Luke masz odłączyć panią doktor od telefonu i internetu żeby nie mogła się z nikim komunikować. Zgarnąć tych wszystkich gnoi do kupy...
- Przecież to są tylko dzieci - stwierdził Luke
- My też mamy dziecko i to chore, czego nie rozumiesz? Przecież nie każemy ci och zabijać. Wyobraz sobie że jesteś na wojnie i pilnujesz sobie więzniów.
- Zrobisz to? - dopytałem
- Jak muszę - burknął
- Musisz stary jesteś mi to winien prawie mnie zabiłeś - wypalił Drake
- Łap kluczyki - rzuciłem Lukowi - zabieraj Jule i jedzcie już teraz. Choć Drake pogadamy z Mańkiem. Mariusz za jakieś 20 minut będziemy wylatywać.
- No nie wiem czy wieża nas przepuści
- Przecież nie musi o tym wiedzieć, nie opuszczamy stanów zmieniamy tylko miejsce. Polecimy nisko przecież ten helikopter ma różne gówna jakieś maskowania czy co żeby nie złapały nas radary.
- Dobra szefie to ja rozgrzewam silniki
- Idziemy Drake pokażę ci o który inkubator chodzi
- Czekaj wezmę to białą szmatę
- Tylko to jest tam zamknięte na taką przesuwaną kartę, przeciągasz i się otwiera
- To łatwiejsze niż myślałem - stwierdził Drake
- No więc jak dziewczyny będą na pokładzie to zwijamy ten inkubator i spierdalamy. A pózniej pojedziesz z Izą i kupisz to co jest potrzebne dla Damona
- A to taki plan - stwierdził Drake
- No taki
- A pózniej co?
- A pózniej zabieramy ich do polski
Chciałem jeszcze dopytać Marco gdzie mogę kupić te wszystkie środki potrzebne dla Damona. Ale okazało się że nigdzie go nie ma. Że zwolnił się i pojechał do domu bo żona jest w depresji. To Luke będzie miał problem pomyślałem. Poszedłem do tej sali. I powiedziałem Roz
- Kochanie ty usiądz a ja tobie coś powiem tylko ty się nie denerwuj. Damon już się na tyle dobrze czuje że wypisali nas ze szpitala. Teraz owiń go w kocyk. Al wezmie tą kroplówkę i pójdziecie do samolotu Grzesiek czeka już przy wyjściu.
- Nie uważasz że to jest dziwne Quick - powiedziała
- Wytłumaczę ci wszystko po drodze tylko proszę zrób o co cię proszę i nie pytaj
Al wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Drake'em
- Choć Roz idziemy - powiedziała - chłopaki załatwią jeszcze jakąś papierkologię
- Dokładnie papierkologię - uśmiechnąłem się
Dziewczyny poszły a my skierowaliśmy się do pomieszczenia z tymi inkubatorami.
- Dobra stary a tak naprawdę jak jest? - dopytał Drake
- Tak naprawdę to jest w chuj zle, on ma jeszcze te dreny które czyszczą krew powinni zdjąć mu szwy. Powinien mieć jakieś leki, jakieś kroplówki, jakieś opatrunki wszystko jest tu napisane. No i jakieś inne mleko
- I co, w tym co będziemy kraść ma cały czas leżeć?
- Nie no to jest potrzebne do transportu
- Dobra i jaki jest dalej plan - dopytał Drake
- Podlecimy do nich na chatę zwijamy wszystkich i lecimy do Polski. Po drodze wylądujemy we Włoszech tam zrobimy te wszystkie potrzebne zakupy bo tu to nas raczej namierzą i spadamy bo we Włoszech też mamy nagrabione. Zadzwonię do Tomka żeby wszystko przygotował. Wylądujemy gdzieś w krzakach i poczekamy na nich, znaczy oni muszą poczekać na nas.
- Kurwa to nie ciekawie - stwierdził Drake - dlaczego ty nie zaciukałeś tego Saszy?
- Bo mi twoja siostra zabroniła, jeszcze byłem dla niego miły i go przepraszałem. A wez przepraszaj kogoś kogo chcesz udusić
Drake szybko uporał się z otwarciem drzwi po drodze jeszcze znalazł jakiś czerwony mundurek z pogotowia więc założył od niego kurtkę.
- Teraz będę się mniej rzucał w oczy - stwierdził
- Ta w żarówiastym mundurku - stwierdziłem
- Ale jak to powiesz Roz - dopytał Drake
- Nie wiem jakoś powiem. Dobra spadamy stąd mamy jeszcze 10 minut.
Grzesiek już czekał przy helikopterze
- Wskakuj Grzesiek i zdejmuj flagi koniec z tą miłością.
- Założę dwie nasze żeby ładnie wyglądało - stwierdził Grzesiek
Weszliśmy na pokład,
- Grzesiek zabezpieczaj ten inkubator, a ty Różyczko włóż go tutaj do środka.
- Ale powiedziałeś...
- Włóż go kochanie nie może lecieć na twoich rękach
- Dlatego ukr... pożyczyli nam...
- Ukradłeś ten inkubator
- Ale kochanie
- Drake - powiedziała Roz
- Dobra ukradliśmy go razem siostra
- Chce wszystko wiedzieć - stwierdziła Roz
- Siostra uspokój się uwierz mi że za 5 minut wszystkiego się dowiesz
- Dokładnie my z Drakem nie jesteśmy kompetentni żeby cię informować. Mariusz startuj tylko delikatnie. Leć nisko nad antenkami
- No i gdzie lecimy? - dopytał
- Zabierzemy jeszcze kogoś po drodze
Po chwili powiedziałem Mariuszowi żeby posadził tu helikopter
- Zmieścisz się? - zapytałem
- Jak się popieści to i się zmieści - stwierdził Grzesiek
- Wiesz to twoją bombą lata się o wiele przyjemniej
- Dobra Drake'uś pomóż Lukowi. Ty Grzesiek też idz, a ty Mariusz nie gaś silników.
Po chwili Drake przyprowadził z szokowaną rodzinkę Marco.
- Startuj Mariusz
- Co to ma znaczyć? - dopytała Iza
- Tak cię kocham że nie mogę się z tobą rozstać. Wez mi coś wyjaśnij moja droga. A ty Marco podłączaj te wszystkie kabelki myślisz że co na wakacje lecisz? Powiedz mi Iza jak to jest Ivanow mnie wypierdolił z tego szpitala? Czy może ty dałaś komuś dupy bo ja ci dać nie chciałem
- Pożałujesz tego - wysyczała
- Quick chcesz powiedzieć że oni wyrzucili Damona?
- Tak tylko nie wiem czyja to sprawka naszego porannego rozmówcy czy tej suczy która wjebała nam się do pokoju. Mówiłem ci że ona wszystko na dupę załatwia
- Czyli z nim nie jest tak dobrze jak mówiłeś
- Jest - wyjaśnił Marco - tylko szpital powinien opuścić dopiero za jakiś tydzień teraz będzie potrzebował dużo różnych rzeczy.
Roz popatrzyła na mnie.
- Kochanie ty się nie martw napisali tutaj że Damon jest zdrowy
- Bo jest - stwierdził Marco - tylko musi się wykurować
- To gdzie mam lecieć szefie? - dopytał Mariusz
- Podlecimy jeszcze na ten szpital Maniek. A ty Marco pójdziesz ze mną i grzecznie wezmiesz paczkę mleka bo wszystkie potrzebne rzeczy na transport czyli na dobę otrzymałem. A jak zrobisz coś głupiego to zabiję ci żonę i bachory nie żartuję. Uważałem cię za kumpla a ty okazałeś się szmatą, przekupną szmatą. Handlującą ludzkim życiem.
Po 15 minutach wróciliśmy do helikoptera. W tym czasie Iza przyszykowała go do transportu.
- Daj mu coś na uspokojenie żeby spał. Zaraz będę miał migi na dzień dobry.
- To co szefie lecimy?
- Tak dawaj będę z nimi gadał
Nie bawiąc się w pierdoły. Usiadłem na miejscu Grzesika i odezwałem się do wierzy.
- Wieża tu polski śmigłowiec proszę o pozwolenie na start
- To ty z tego wojskowego? - dopytała wieża
- Dokładnie
- Punktualni jesteście masz pozwolenie i dostaniesz eskortę
- Nie potrzebuje nianiek
- Obiecał pan proszę się z nami nie targować.
- Dobrze tylko muszę lecieć nisko
- Wiem macie dziecko na pokładzie zezwalam.
- No to lecimy Maniek
Grzesiek usiadł na swoje miejsce. Alex pocieszała Rozi która nie bardzo rozumiała co się dzieje.
- To gdzie teraz? - dopytał Drake
- No zwiniemy całą resztę i wracamy do polski przecież wszędzie jesteśmy spaleni.
- Obawiam się że nie dolecimy nawet do Włoch - stwierdził Mariusz
- Bo? - dopytałem
- Bo kończy nam się paliwo - powiedział Grzesiek
- To nie mogliście go zatankować?
- Szefie to nie samochód żeby se jechać na stację benzynową no po za tym przecież nas unieruchomili.
- No fakt
- Czyli co Saszka wygrał - powiedział Drake
- No przynajmniej dobrze to sobie zaplanował powiedziałem
I wtedy mi się przypomniało
- Mariusz jak ostatnio lecieliśmy to gdzieś tu na tym pieprzonym oceanie pływał jakiś taki wielki statek z lądowiskiem
- No tak to chińskie krzaki miał ona burtach
- Dobra poszukamy tego, skoro to był lotniskowiec to muszą mieć tam paliwo
- Ta... - powiedział Mariusz - tylko jak my się z nimi dogadamy
- No po chińsku to ja raczej nie umiem
Praktycznie w ostatniej chwili znalezliśmy ten lotniskowiec. Na szczęście chinole znali angielski i jak usłyszeli hasło dolary to nas przyjęli. Gdy już wylądowaliśmy na pokładzie to ja mówię do Drake'a
- Problem jest taki że ja już tych dolców nie mam za wiele a przelewem to chyba im nie wejdzie
- Ale ja trochę mam, wziąłem sobie a co
- A pożyczysz? - dopytałem
- Jak oddasz z procentem - uśmiechnął się Drake
- Aaa... stęskniłeś się za ruską wódką
- No fajnie było by wypić ruską wódkę, zaciukać zimnego Al a ty nie tęsknisz za Alfredem? - komentował dalej Drake
Po godzinie z pełnymi zbiornikami, pustymi kieszeniami ruszyliśmy do Włoch. Zapakowaliśmy resztę rodzinki na pokład. W tym samym czasie Tomek już wcześniej uprzedzony pojechał z Marco załatwiać potrzebne rzeczy. Pózniej rozpisałem mu jeszcze transport i dopisałem na tą listę podwójną ilość tych wszystkich pierdół dla Damona. Iza gadała coś o jakimś specjalnym łóżeczku a raczej materacu. No i stwierdziła że przez 48 godzin nic mu się nie stanie jak nie będzie tego miał. Po trzech godzinach mogliśmy ruszyć do Polski a w zasadzie nawet musieliśmy bo Tomek powiedział że pełno psów kręci się już po ulicach. Czyli jednym słowem dostali cynk. Roz bardzo ciężko było się znów rozstać z Damonem no i jak się pózniej dowiedziałem Iza w tym samolocie wyłapała od niej w ryj. Ruszyliśmy do Polski po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Ucieszony Mariusz że samobójcza misja puszka pandora się skończyła. Ależ Iza i Marco byli w szoku gdy wysiedli z samolotu.
- To jest ta lepsza część polski - powiedziała Roz
- Chłopaki pomóżcie mi zaniesiemy go w tym do domu. A pózniej będzie go można wyjąć Iza? - dopytałem
- Tak to było potrzebne tylko do transportu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz