środa, 11 października 2017

Od Quicka

Gdy się obudziłem Rozi nie było już w łóżku. W pokoju śmierdziało wódą. A ode mnie żulem ja pierdole moja głowa. Jeszcze o kurwa i wybiegłem do łazienki i się z rzygałem. Pózniej wróciłem do pokoju i otworzyłem okno. Biedna Rozi czy ona nie jest pijana od tego. A tak w ogóle to może wcale nie spała ze mną. Wziąłem prysznic bo czułem się brudny od tej wódki. Ułożyłem sobie włosy. Kurwa gdzie jest lakier. A ten jebany stał jak wół przede mną a ja go nie widział. Chyba jeszcze nie wytrzezwiałem. Swoją drogą to ciekawe co ja jeszcze odpierdalałem. Puściłem pawia, umyłem zęby i zszedłem na dół.
- Dzień dobry wszystkim - powiedziałem - czy wy wstaliście tak rano czy ja wstałem tak pózno. Czemu tak na mnie patrzycie. Coś mnie ominęło.
I nadal cisza. Dopiero Rozi zapytała mnie czy może coś zjem
- O nie przepraszam dziękuje. To ja wyjdę do tej pieprzonej osady. Trzeba pogonić ludzi do roboty.
O dziwo nikt nie protestował. No to musiałem wczoraj na odpierdalać. No i nadeszło moje zbawienie czyli Borys
- Słuchaj Borys jak by cię tu kurde zapytać... Bo ty wiesz wszystko, przynajmniej powinieneś. Ale to pogadamy po drodze. Pakuj się do fury.
- Szef będzie prowadzić? - dopytał
- No co się tak dziwisz?
- Bo sam się szef ledwie prowadzi, ale w sumie jak tak na szefa patrze to całkiem żywo szef wygląda. Jedzie szef do Moskwy?
- Ja a na cholerę?
- No u Ivana miał się szef wstawić
- A kto tak powiedział?
- No przyszedł list
- W kopercie? - uśmiechnąłem się
Pokiwał głową.
- I chcesz powiedzieć że ta koperta miała nogi i przyszła z Moskwy do Polski
- Nie no przywiezli ją ci ludzie których szef kazał zamknąć.
- Aaa... ci ludzie.
Coś tam błędnie kojarzyłem i wtedy mi się przypomniało, że przecież przyjechały ruskie to się chyba Ivan doczeka. Bo jednak popełnię samobójstwo. Zapakowaliśmy się do samochodu i skierowałem się w stronę osady. Kurwa co robią tu te wszystkie maszyny, w ogóle co tu się dzieje, ile tu już jest zrobione.
- No brawo - powiedziałem do Borysa i wtedy Borys mnie oświecił że to wszystko tak by nie stanęło gdyby nie moja rodzina.
-Na prawdę- dopytałem i prawie przyjebałem w drzewo
-Chyba jednak szef nie powinien prowadzić.
-Podważasz moje kompetencje Borys?
-Nie ależ skąd nie śmiałbym.
-Wywołaj mi przez radio Mariusza i Grześka.
Podjechałem do nich a Mariusz do mnie z tekstem
-Jak tam szefie żyjesz?
-No jeszcze żyję.
-imprezka pożegnalna się udała?
-Co wy wszyscy się tak uwiesiliście na moją śmierć.
-My ależ skąd.
-A te ruskie? To coś pod czailiście?
-Dwóch zwinęliśmy razem z nimi.
-No to dobrze to o dwóch mamy mniej. Kto jest odpowiedzialny za robotę tutaj?
-Kierują tym Luke i Drake.
-Mariusz a ty to brudzia piłeś z którymś z nich? - przecząco pokręcił głową - no wiec jak mówimy w cywilizowanym świecie.
-Pan Drake, pan Luke i pan szef- wywrzeszczał się Borys.
-Ja ci zaraz dam pana szefa. Tak serio chłopaki to ja naprawdę jestem dzisiaj nie w formie. Chodzcie ze mną to znaczy wsiadajcie- Borys przecząco pokręcił głową. - No co się tak gapicie- wydarłem się
 Czy ja dziś wyglądam jak chińczyk i mówię po chińsku? Wszyscy się na mnie gapią i nie rozumieją co do nich mówię.
-No wsiadaj Mariusz- popychał go Grzesiek.
-No pakujcie się przecież was tu nie poduszę.
Zapaliłem silnik i podjechałem pod dom. W sumie generalnie to nie wiem po co ja po nich pojechałem przecież mogłem na nich gwizdnąć sami by przyszli. Co ja szofer jestem jakiś czy cóś? Wysiedliśmy przy chałupie
-ma ktoś pukawkę- zapytałem wszyscy trzej podali mi własne. Jednak wyglądam jak ufo.
-Potrzebuję tylko jednej a ręce mam dwie- weszliśmy do garażu usiadłem na jakiejś skrzynce przed trzema celami w których było osiemnaście osób.
-No to dobra, nie mam dziś siły na przesłuchania wiec może ktoś mi powie ktoś z was ,skąd wy kurwa wiecie że jest tu profesor i kto komu i co donosi.
Jednak nikt się nie odezwał.
-Ok nie chcą mówić to wyprowadzajcie.
-A nie lepiej by było najpierw a pózniej powynosić- stwierdził Borys
-Człowieku moja narzeczona jak dobrze kojarzę przeze mnie sprzątała całe pomieszczenie z krwi a w tym pomieszczeniu wcześniej było 45 osób
-tak szefie w tym 30 dzieci.
-Nie przypominaj mi Borys. I nie zamierzam stwarzać kolejnego pretekstu no i robić tu też syfu żeby przeze mnie znów sprzątać musiała wiec proszę was pilnujcie mnie dziś żebym nigdzie nie polazł i nic głupiego nie zrobił. Dobra idziemy, będziemy sprzątać. I dawać mi tych 18 wspaniałych. 
-Więc jak mamy ich ustawiać?- spytał Mariusz
-Jak Niemcy Żydów.
-A na kolana też i tyłem do szefa czy przodem do szefa.
-A co ja pedał jestem żebym ludzi od tyłu stukał.
No i o ironio usłyszałem głos Drake'a.
-Wszystko słyszałem.
-Ale co że od przodu będę to robił?
-No po patrze jak celujesz w rurkę ciekawy jestem.
-To mają stać czy klęczeć- dopytał Mariusz. Wtedy Drake mu odpowiedział.
- Stać kretynie bo inaczej zrobią waszemu szefowi loda.
-o co ci chodzi znowu z tymi lodami. Wczoraj Pati coś mówił o lodach. A ja mówiłem że wolę zimne, chyba tak mówiłem.
-No ty wczoraj to w ogóle dużo mówiłeś. Mało wypiłeś szybko się upiłeś paciorek i lulu.
-Przestań bredzić bo łeb mi pęka
-To może po piwie?
-Chyba wolałbym jednak lody.
-E ty pies uklęknij pana szef chce loda.
-Drake ja cię za moment zabiję. Nie będę zżerał Rozi lodów.
No wszyscy się ze mnie kurwa śmiali.
-Nie rozumiem o co wam chodzi z tymi lodami - powiedziałem ale wtedy moja publiczność się poszerzyła bo Drake skomentował do tych co są w domu że otwieramy lodziarnie i kto chętny na loda może wyjść.
-Ja ci naprawdę dam tego karzełka pożyczę ci niedzwiedzia nawet i róbcie sobie cyrk jak chcecie.
Jednak wszyscy wyszli już na zewnątrz. A te biedaki stały ale kurwa ruskie świnie też się ze mnie śmiały
-Ludzie możecie mówić do mnie po rusku możecie nawet po francusku tylko powiedzcie o co chodzi z tymi lodami.
- No patrzcie wreszcie zaczaił- krzyknął Drake
-Ale co? Francuskie lody nic nie rozumiem- i wtedy Drake już nie wytrzymał ze śmiechu i wypalił
-powiem ci tak ładnie John'uś wiesz może co to jest miłość francuska
-Co ty mi tu o miłości pierdolisz powiedz mi o tych lodach
-No ale wiesz czy nie wiesz?
-No czaje, co mam powiedzieć co do czego - wtedy Drake się skrzywił
-Jak wiesz to dobrze bo teraz już wiesz co z tymi lodami.
-nie ale z lodami nadal nie rozumiem. Dobra nie rozśmieszajcie mnie bo będę strzelać teraz, podnieście mi tego trupa -na a pózniej to już było raczej normalnie no i wszyscy się zmyli no ale oczywiście Drake musiał się, jeszcze trochę ponabijać
-Jak celujesz to widzisz jednego faceta czy dwóch?
-18 i nie denerwuj mnie.- no i prosto w punkt czyli każdy dostał miedzy oczy. -dobra wezcie jakiś ludzi wykopcie dół i zakopcie to gówno.
-A poduszkę też zrobić?- dopytał Borys
-Ta i jeszcze przykryj ich kołderką.
No oni wszyscy sobie jaja ze mnie robili ewidentne jaja

Od Lexi

Obudziłam się kiedy usłyszałam szum maszyn. Nie słyszeliśmy tego od ponad roku tak wiec kiedy zeszłam na dół Pati już była w kuchni a po chwili zeszła Rozi.
-Co się dzieje?- uprzedziła mnie Rozi
-Stawiają mur.- wyjaśniła Pati- Chcecie kawę?
-A Quick?- spytałam.
-Śpi- odparła Rozi.
Pati i tak zrobiła nam kawę. Chwilę siedziałyśmy w milczeniu każda pogrążona we własnych myślach a więc przerwałam tę ciszę.
-No dobra, chłopacy zajęli się murem i wiatrakami, Luke chce nauczyć tych ludzi walczyć z zimnymi.- podsumowałam- jeszcze mamy dwa stada jedno stoi pod szpitalem a drugie idzie z Krakowa. No i jest jeszcze Ivan.
-Stado stoi pod szpitalem- powtórzyła Pati.
-Hmm no tak. Było jeszcze trzecie stado w lesie te niedobitki ale Quick się nimi zajął- wyjaśniła Rozi.
-A więc my się zajmiemy tymi przy szpitalu- postanowiłam.
-jak?- zapytała Pati
-Oni na pewno nam nie pozwolą- stwierdziła Rozi w tym samym czasie.
-A więc nikt się nie dowie, zrobimy to we trzy no ewentualnie wezmiemy Creepy i Julkę jak będą chciały i będzie taka potrzeba.- zadecydowałam.
-O nie Julki nie bierzemy nie ma mowy- od razu zaprotestowała Pati. Bez wnikania obiecałyśmy że Julki w to nie wplączemy. Pozostała kwestia planu. Co mi nie wychodziło najlepiej.
-Chodzcie- powiedziała Pati i przeniosłyśmy się do salonu. Pati chwile grzebała w szafkach aż wyjęła białą kartkę A-3,  zapełnioną kartkę z zeszytu i jakiś ołówek.
- Co to?- wskazałam na ładny rysunek na tej kartce w kratkę.
-Plan miasteczka- wyjaśniła w chwili kiedy sama to zauważyłam.
-Ty to narysowałaś?- spytałam spoglądając na nią zdziwiona. Na kartce były małe rysunki różnych budynków, lasów i pól naszkicowane starannie z dokładnością do najmniejszych szczegółów przez co wcale nie wyglądało to na plan, które zawsze są prostymi rysunkami.
-A kto? Duch Święty?- mruknęła.- Tu mamy szpital- powiedziała wskazując na planie- za nim jest las a w pobliżu trzy budynki w tym kościół.
-Zimni są w lesie.- dodała Rozi.- i jest to stado, czyli trochę ich sporo a my jesteśmy trzy.
-A więc trzeba ich wybić jakoś pojedynczo- stwierdziłam.
-Ale jak? Jeśli pójdziemy do lasu i zaczniemy ich wybijać po cichu to i tak po jakimś czasie rzucą się na nas całym stadem.- zauważyła Rozi
I znów zapadła cisza. Gorączkowo próbowałam coś wymyślić ale na marne.
-A więc ich ogrodzimy.- oświadczyła Pati. Obie spojrzałyśmy na nią nie pewnie- rozciągniemy jakaś linę nie...może łańcuch... tak czy siak ogrodzimy ich czymś trwałym i cienkim i zwabimy w jedno miejsce. Będą szły na nas i rozedrą się. Bez nóg będą mieli ciężko nas zaatakować a my ich podobijamy. Tak pozbędziemy się stada we trzy- oznajmiła z dumą w głosie.
-To może się udać- przyznałam.
-Ale nikt nie może się dowiedzieć zwłaszcza Quick bo na pewno nas nie puści. - z tym akurat nie mogłam się nie zgodzić. Pati obiecała ze nikomu nie powie i zaczęła szkicować nasz plan. Na dół zeszła Julka ale zbyłyśmy jej pytania. Babcia i Witek poszli szykować śniadanie do kuchni. Słyszałam jak babcia krzyczy na Witka że na niczym się nie zna. Pati narysowała również potrzebne nam rzeczy, łatwiej było by napisać łańcuch, samochód i martwą zwierzynę a ona to rysowała, w tym momencie do domu weszli chłopacy. Ich zaciekawienie również zbyłyśmy. Postanowiłyśmy że trzeba to zrobić za dnia bo światło nam się przyda, samochód nie powinien być problemem a zwierzyna no cóż Quick wciąż poluje a więc może nie zauważy małego braku, a wybierał się dzisiaj choć w tych okolicznościach może odpuści. Uzgodniłyśmy że zaraz po zdobyciu zwierzyny wyruszamy z całą akcją. Wtedy wszedł Quick i zwinęłam kartkę.

Od Luke'a

Drake miał racje, nie wierzę że to mówię ale to prawda. A więc zaoferowałem się że pomogę i zorganizuję jakichś ludzi w czwórkę przecież nie postawimy muru czy wiatraków. Artur jeszcze nie przyniósł mi listy może wciąż próbuje nakłonić ludzi a może kawałka kartki szuka kto go wie, a może bał się przyjść. Tak wiec poszedłem do koloni go poszukać. Na szczęście nie trwało to długo.
-Mała zmiana planów, budujemy mur.- oznajmiłem.
-Teraz? Przecież śpię- mruknął zaspany. Jeszcze coś tam po marudził pod nosem ale poszedł ze mną i pomógł mi pozbierać ludzi. Każdego mi przedstawiał część znałem a więc nie miałem problemu z zapamiętaniem ich imion ale tych ludzi było gdzieś z 60 wez bądz mądry i je zapamiętaj. Ale Artur znał je wszystkie i chyba z każdym się kumplował. Drake'a zatkało kiedy ich zobaczył on na prawdę chciał stawiać mur w cztery osoby ale oczywiście od razu zamaskował swoje zdziwienie.
-Nie wierzę Luke awansował na psa nr 4
-Ja ci kiedyś przyjebię- obiecałem mu.
-Ej stary, nie dawno zostałem postrzelony.
-A tobie zbiera się od kilku miesięcy- stwierdziłem.
 Minuty mijały a robota szła do przodu. Po jakimś czasie dołączyła do nas pierwsza osoba. Ciężko spać, kiedy chodzą maszyny i świecimy się jak jakieś ufo.
Nad ranem zrobiliśmy przerwę i odesłaliśmy ludzi. Za dwie godziny mieliśmy pracować dalej a kto chciał mógł przyjść.
W domu już nikt nie spał i wszyscy byli w salonie no poza Quickiem który rzygał.
Alex, Rozi i Pati pochylały się nad jakąś kartką i gadały o czymś głośno. Julka wręczyła nam kawę a Drake spojrzał na kubek jak na boga i on wcale nie jest uzależniony.
-Co wy robicie?- spytałem dziewczyn.
-Plan. Stwierdziłyśmy że jak tak już stawiacie mur to przy okazji postawicie nam Rossmann'a i Hebe.- odparła sarkastycznie Lexi nie podnosząc na mnie wzroku. Do stołu dosiadła się Amanda.
-A więc może jak już jesteśmy wszyscy wyjaśnisz nam Drake co robiłeś w pokoju z Julka i Luke'em.- Zakrztusiłem się kawą a  jak na złość w tym momencie Quick odzyskał siły i postanowił zejść.
-No nie wierzę Drake, Alex ci nie wystarcza potrzebujesz jeszcze jej brata? Co to?- spytał podchodząc do dziewczyn ale Lexi zwinęła kartkę i schowała ją do kieszeni.
-Nic- odparła z miną niewiniątka.
-Ok, co przegapiłem?- spytał Quick spoglądając na nas po kolei.
-No my stawiamy mur a dziewczyny postanowiły wznieść Rossmann'a i Hebe- wyjaśniłem.
-Co takiego?- dopytał
-To była drogeria- wyjaśniła Julka- można tam było kupić kosmetyki i takie tam.
-Nic nie rozumiem- stwierdził Quick
-Ja też- dodałem.

Od Drake cd ktoś

No pięknie wiedziałem że z nimi będą tylko kłopoty. I tak jak przewidywałem wśród ludzi mamy wtyki Ivana. Nie wiem jaki plan ma Quick i nie wiem czy ten plan wypali ale jak nie spróbujemy to się nie dowiemy. Nie wiem skąd on się urwała ale nie realne jest stworzenie muru i zbudowanie dwóch wiatraków w ciągu 24 godz.
- Quick zdajesz sobie sprawę że to nie realne - wypaliłem pijąc drugą szklankę whisky
- Ale że co? - spytał Quick poważnie był już wstawiony
Ma słabą głowę, wystarczyły dwie szklanki a ten nie wie co się dzieje.
- Nie realne jest by postawić ogrodzenie i dwa wiatraki w ciągu 24 godz - wypaliłem spokojnie
- Drake - powiedział - wieże w ciebie... dasz radę. Robisz rzeczy które dla mnie to czarna magia
Jak wypił kolejną szklankę to już nie szła mu ani gadka ani gra. Mam tylko nadzieje że jak będzie trzeba to będziemy mieli wystarczająco dużo czasu by stąd spadać. Quick poszedł na kanapę do mojej siostry.
- Co o tym myślisz Luke? - spytałem cicho - nie wiem czy plan Quicka wypali
- Też nie wiem - przyznał Luke - miałeś racje jak zrobi się gorąco trzeba zacząć myśleć o własnej dupie. Miejmy tylko nadzieje że nie będzie trzeba. My mamy już plan na wszelki wypadek.
Wiedziałem co Luke ma na myśli. Planowaliśmy najgorsze już wcześniej jak porwali Quicka. Wszystko mamy w bunkrze a z niego łatwiej się bronić ale jest za mały by zmieścić wszystkich tych ludzi. A nie w porządku było by gdybyśmy zostawili ich na łasce Ivana.
- Ta... - zgodziłem się - miejmy nadzieje że wypali plan Quicka. 
I do domu weszły dwa pieski z nowym dodatkowym o dziwo najpierw zapukali.
- No proszę psy się rozmnożyły, a myślałem że to samce
- Drake - warknęła Lexi - jesteś niemożliwy. Idziemy na górę.
Oczywiście po drodze narzekała że jak się napije to jestem nie do życia i takie tam. W sumie nawet jej nie słuchałem a jak tylko zamknąłem za sobą drzwi, pocałowałem ją żeby wreszcie się zamknęła. Dziewczyny są fajne ale zdecydowanie za dużo gadają.
- To co jak mi już lepiej mam spadać do siebie? - spytałem kładąc się na jej łóżko
- Jakoś nie widzę abyś gdzieś się wybierał - skomentowała
- Bo się nie wybieram. - powiedziałem - mnożą nam się ludzie w domu, zdecydowanie przyda się dodatkowy pokój, a skoro i tak razem śpimy to równie dobrze mogę przenieść swoje rzeczy do siebie
- Nie ma mowy Drake - powiedziała szybko - tak możesz spać u mnie w pokoju. Możesz również przenieść rzeczy ale tylko te na które ja udzielę ci pozwolenia czyli te najważniejsze.
- Skarbie - powiedziałem - w moim pokoju są same potrzebne rzeczy
- Czyli możesz przenieść tu rzeczy na które udzielę przyzwolenia i będziesz sprzątał - ciągnęła
- Słucham? - dopytałem
- Twój pokój to jeden wielki śmietnik - stwierdziła - jak będziesz sprzątał będziesz mógł tu mieszkać
- Jesteś okropna - stwierdziłem
- Możesz wrócić do siebie
- Co myślisz o tym wszystkim? - spytałem po chwili
- Nie wiem - przyznała - ty tak naprawdę chciałeś stąd spadać?
- Przeżyliśmy dzięki temu że udawaliśmy nomadów, a z tobą było inaczej?
- Nie też zmieniałam miejsce ale...
Chyba domyśliłem się o co jej chodzi
- Lex nie zostawił bym cię tak jak nie zostawił bym Rozi, a ty nie zostawiła byś Luke za to on nie zostawił by Julki która notabene nie zostawiła by Majki.
- Patrz i wyszło że to rodzina - skomentowała Lexi
- Dasz wiarę że Amanda jest twoją rodziną
- Nie... - mruknęła - nie wierze
- A to wszystko przez moją siostrę
- Drake - zaczęła po chwili
- Yyy - mruknąłem
- Ty jesteś ze mną bo mnie kochasz czy dlatego że nie miałeś wyboru?
- A ty jesteś ze mną bo mnie kochasz czy dlatego że nie chciał cię Quick? - odparłem pytaniem na pytanie
- Dupek z ciebie - skomentowała i odkręciła się do mnie plecami
- Dokończymy tego pokera? - spytałem
- W życiu - odparła - i tak bym przegrała
Jeszcze trochę podroczyłem się z nią o różne głupoty. Do momentu kiedy przytuliła się do mnie i zasnęła. Wstałem z łóżka, ostrożnie by jej nie obudzić i wyszedłem z pokoju. Zapukałem do pokoju Krzyśka i Mateusza. Po paru długich minutach drzwi się otworzyły... swoją drogą ciekawe co oni tam robili? W drzwiach stanął Krzysiek.
- Co? - spytał
- Jak to jest dzielić pokój z innym facetem? - po prostu nie mogłem sobie darować.
- Tylko po to przyszedłeś w środku nocy? - dopytał ziewając
- W zasadzie to nie ale naprawdę interesują mnie relacje między tobą a Mateuszem
- Drake powiedział ci ktoś żebyś się bujał - powiedział Krzysiek
- I to nie raz - odparłem - dobra ale teraz tak na poważnie. Krzysiek pomożecie? - spytałem
- Masz na myśli mnie i Mateusza? - dopytał
- A masz w pokoju kogoś jeszcze?
- Dobra stary daj nam chwilę i widzimy się w salonie - powiedział
- Chwilę... A po co wam chwila? - spytałem - Krzysiek co wy tam robicie?
Powstrzymując się by nie wybuchnąć śmiechem poszedłem na górę do Luke'a. Zapukałem do jego pokoju i oparłem się o ścianę. Miałem tylko nadzieje że im nie przeszkodziłem. Po paru minutach drzwi otworzyła Julka.
- Coś się stało? - spytała
- Nie Jula ja do Luke'a, obudzisz go i powiesz mu by zszedł do salonu? - spytałem
- okej - odparła - ale po co?
- Chodzi o ten mur trzeba go zrobić - wyjaśniłem
I wtedy drzwi pokoju obok się otworzyły a z drzwi wyszła Amanda.
- Drake co ty tu robisz? - spytała
- A co cie to obchodzi? - warknąłem - Jula to była najlepsza noc. Dzięki 
Minąłem zaskoczoną Amandę i zszedłem do salonu.
Nie długo pózniej na dół zszedł Krzysiek, Mateusz i Luke
- Drake coś ty nagadał Amandzie? - spytał Luke na wstępie
- Nic - uśmiechnąłem się - Dobra więc jak pomożecie mi?
- Z tą budową? - dopytał Luke
- Z jaką budową? - zainteresował się Krzysiek
- Trzeba zrobić ten mur - powiedziałem
- W środku nocy? - oburzył się Mateusz
- Ivan może przyjechać w każdej chwili - zauważyłem
A tak naprawdę po prostu postawiłem sobie za cel zbudowanie tego muru. I nie ważne czy Ivan przyjedzie czy nie. Lubię wyzwania i nie chcę dać innym możliwości wyśmiania mnie że nie dałem rady. Chociaż nie ukrywam Quick postawił wysoko poprzeczkę.
- Pomogę - zaoferował się Krzysiek
- Ja też - zgodził się Luke - spróbuję skołować jakiś ludzi
- Aha - mruknął Mateusz
Luke poszedł w stronę osady. A my z Krzyśkiem i Mateuszem poszliśmy do granicy gdzie miał powstać mur.
- Przestawmy samochody - zarządziłem - i zapalmy światła
- A trupy? - spytał Krzysiek
- Jak jakieś podejdą cicho je ubijemy
I zrobiliśmy tak jak powiedziałem, przestawiliśmy samochody i zaczęliśmy stawiać mur. Nie długo po tym przyszedł Luke z dość liczną grupą.
- Skąd ty ich wytrzasnął? - spytałem
- To Artur - przedstawił jednego z nich
- Aha
- Luke jest naszym dowódcą - wyjaśnił Artur
- Nie wieże Luke awansowałeś na psa nr 4
Ale cieszyłem się że zorganizował ludzi. Wzbudziliśmy zainteresowanie i co jakiś czas dołączała się następna osoba. W ciągu godziny zrobiliśmy więcej niż oni przez cały ten czas swojego pobytu.   

Od Mariusza

Pilnowałem tych najebanych Ruskich gdy doturlał się do mnie Borys.
-Mariusz ja ty i Grzesiek musimy do szefa.
-Musimy?- dopytałem.
-Koniecznie musimy.
-A co się dzieje?- dobiegł Grzesiek.
-Chyba kłopoty- stwierdziłem.
-Może o tą furę chodzi.- wypalił Grzesiek
-Toż fura jest czysta.- fuknąłem.
-To o co chodzi Borys?- zapytał Grzesiek.
-No piekło.- powiedział Borys
-Co się dzieje?- zapytałem
-No wszyscy spierdalają a może nie. Nie wiem.
-Co ty kurwa bredzisz- ryknąłem.
-Nie będę zaczynał od początku powiem to co ważne- powiedział Borys.
-No przejdziesz do sedna.- wrzasnął Grzesiek.
-To weśta usiąćta, w tych papierach to profesor przeczytał bo szef to nic nie powiedział. Znaczy powiedział ale nie ważne...
-Jak kurwa nie ważne toż to szef- warknąłem.
-Dobra słuchajta no. To profesor wyczytał że szef ma zlecenie na Czarnego Konia...
-No kurwa jak toż to on...
-No mówię przecież.
-Ale jak?- dopytał Grzesiek.
-No tak pokrótce to albo te ruskie go dostarczą albo on ma się sam zabić z czego zakminiłem.
-Ma se sprzedać kulkę w łeb?- zapytałem
-No i to wciągu 24godz. a ktoś z rodziny ma dostarczyć jego zwłoki i odebrać kasę.
-Grubo- stwierdził Grzesiek.
-I co dalej?- byłem ciekawy.
-No teraz to o jakiś lodach i lalkach gadają.
-Przecież mieli spierdalać- powiedział Grzesiek.
-Zluzuj majty szef ich ogarnął.- powiedziałem .
-I co teraz- zapytał Grzesiek
-czego nie czaisz? Się idzie mówi i na rozkaz nie?
-Ja się Ivanowi nie podkładam.
-jak znam szefa a trochę go znam i skoro nas woła to ma plan.- powiedziałem.
-Zajebie Ivana?- zapytał Grzesiek.
-Z czego się orientuje zajebał Salvadore'a. Chodzmy to się dowiemy
 No i poszliśmy. Zapukałem i o zgrozo usłyszałem głos Luke.
-Wlazł.
-My do szefa- odezwałem się jak już weszliśmy. I to co zobaczyliśmy to przynajmniej mnie zwaliło z nóg aż mnie Grzesiek podtrzymał nasz szefo siedział sobie na kanapie, był dość porządnie wstawiony bo chyba nawet nie pamiętał że nas wołał no i oczywiście moja mała blondyneczka, całkiem jak w piosence Bayer Full'a. Przytulał ją i takie tam inne sprawy że tak się wyrażę sercowe inaczej. Wszyscy tam w ogóle byli weseli.
-E oni są najebani- zauważył Grzesiek. Borys go stuknął.
-Ryj kurwa przed szefem stoisz.
-Chyba już nie długo- powiedział Grzesiek.
-Mało go znasz- powiedziałem.- Ja w niego wierzę.
-ta wierzysz. Ja bym spierdalał a ten chla. -fuknął Grzesiek
-Bo to nasz szef- stwierdziłem.
-A wy tu czego- wreszcie nas zauważył.
-szef prosił żeby zawiadomić- wychylił się Borys.
-Prosi to się świnia- powiedział szef.
-Co on ma z tą świnią- stuknął mnie Grzesiek.
-Ryj kurwa- powiedziałem.
-A no właśnie mieliście wpaść.
-Ja już wpadłem trzy razy- powiedziałem.
-Ja dwa- stwierdził Grzesiek
-A ja mam piątkę- pochwalił się Borys.
-Usiądz cię- powiedział Szef. I pózniej zaczął bredzić- A ja będę miał jednego malutkiego synka i wpadłem w szmaragdowe oczy tej ślicznej panienki.- i jeszcze bardziej przyciągnął do siebie blondynkę.- prawda słoneczko że wpadłem w oko- mówił do niej jakby nas nie było.
-Utopiłeś się.
-Właśnie- powiedział szef- umiem pływać a się żem utopił.
-Też bym się utopił- odezwał się Grzesiek. Borys go jebnął w łeb.
-Zostaw- podniósł szef rękę do góry.- piękna jest moja niunia. Wszystkie się kurwa na nią ślinita. I ty McDonald też. I ja cię z tego rozliczę chłopie.- ciągnął dalej szef.
No to niezły cyrk. Szef się napierdzielił ruskie też po no Ivan za progiem a my w dupie. Ale wtedy odezwał się szef.
-Luke będzie teraz od wczoraj wydawał wam polecenia. I ma być na rozkaz to jest raz, muszę się zabić to jest dwa, nie zrobię tego to jest trzy bo nie jestem samobójcą a cztery to zabiję Ivana skoro tego chce.
-No teraz to na pewno zdziałasz.- odezwał się Grzesiek i wtedy szef przeprosił swoją księżniczkę wstał chwiejąc się na nogach, podszedł do Grześka, zwinął go za chochoły i cytuję.
-Mówisz do mnie, obok mnie czy o co ci chodzi. Albo słuchasz Luke'a albo ci wpierdolę że się zesrasz albo Borys daj pukawkę...
-Szefie nie trzeba- krzyknąłem- Grzesiek zrozumiał.
-Przepraszam i na rozkaz- powiedział Grzesiek.
-No- powiedział szef -to Luke wytłumacz im.
Biedny znienawidzony przeze mnie Luke nie wiedział co ma powiedzieć bo w sumie nikt nie wiedział co ma szef na myśli. Ale szef jak to szef Bayer Full
-no powiedz mu Luke- zaczął- że na żłopane ruski do celi, i że ludzie mają robić dzień i noc. I 48 godzin na dobę.
-Co- zapytał Borys. Szef jak automat się odwrócił. Ale zadziałał czar blondynki gdy się do niego przytuliła.
-Miałeś się wyluzować John.
-Już się poprawiam. No to jasne- powiedział szef.
-Tak jest- powiedziałem chodz nic nie rozumiałem. Porozumiewawczo spojrzałem na Luke'a nie cierpię gościa w sumie nie wiem dlaczego ale ten cały Luke upewnił szefa że on to załatwi i wyszedł za nami.
-Co my mamy robić? -zapytałem
-No proszę proszę... a taki be byłem- powiedział Luke- dobra ale bez urazy Quick...znaczy szef wasz bo nie mój- podkreślił- ma prawo być w takim stanie zrozumcie go.
-Coś tam wiemy- powiedziałem.
-No to tych Ruskich to zgarnijcie do piwnicy do celi, żywi stąd nie wyjdą na pewno. Jutro wasz szef zdecyduje co dalej, jeśli wcześniej wyda wam jakieś polecenia to spróbujcie tego dopilnować. I z tym płotem to on nie żartował. niech robią w nocy. On poświecił się dla was..
-Z wami też miał problem- stwierdziłem.
-ze wszystkimi miał. Nie ukrywam tego -powiedział Luke.- stara się dla nas wszystkich. Wystawił się Ivanowi przynajmniej miał taki zamiar.
-Ale ma plan?- dopytałem
-Miał już po trzezwemu- uspokoił mnie Luke.- a teraz weście się postarajcie- ciągnął Luke.- on nawet nie ma jeszcze 19 lat a wszystko zwalone jest na jego głowę.
-A moja rodzina- zapytał Borys
-Teraz to ty módl się żebyś sam przeżył.
-No ale szef ma plan.- usprawiedliwiał się Borys.
-Ta ma plan, ma blondynkę, bleblebleble- skwitował to Grzesiek
-Przestań się czepiać- skwitowałem.
-Dobra idzcie już- skwitował Luke - bo ja waszego szefa w takim stanie nie widziałem. A wiecie że jest nie przewidywalny.
-No - stwierdziłem- jak z tą świnią.
-No właśnie- stwierdził Luke- przeżył świnię to i Ivanowi da radę.
-Szczerze nie wierzę- i dodałem- spadamy chłopaki.
-Nie nawalcie- krzyknął za nami Luke.
Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Ivan jest zagrożeniem, szef się nawalił i co teraz będzie z nami?
-Jak coś to spierdalamy do lasu- powiedziałem do chłopaków.
-To przyszykuj rodzinkę- stwierdził Grzesiek. -A dalej to ja zostawię to bez komentarza. Silny szef a osiemnastka mu nie dawno stuknęła.
-No widzisz jak kozaczy- powiedziałem. I wróciliśmy do naszych obowiązków. Jak poradził Luke.

Od Quicka

Z mojego użalania się nad sobą wybił mnie hałas dochodzący z salonu. No więc profesorek im przetłumaczył. Ociągając się wyszedłem z pokoju ale jak zobaczyłem Rozi leżąco przy schodach. To bez namysłu jak torpeda zbiegłem na dół.
- Kurwa pierdolić wszyscy do siebie - wrzeszczałem zbierając Rozi z podłogi - a nikt nie zareagował jak zasłabła. Czego wy się kurwa boicie. Mam 24 godz żeby się tam stawić. Przecież się podłoże normalne. A ty Drake dosłownie martwisz się o własną dupę. Bo jak na załączonym obrazku to trzymam na rękach twoją nie przytomną siostrę. Amanda a ty co tak kurwa świecisz oczami.
- Trzeba nogi wyżej głowa niżej zapomniałeś.
- A co to ja waga jestem powiedziałem jak automat
Ale położyłem Rozi na kanapę i podniosłem jej do góry nogi. A Drake stwierdził
- Patrzcie on działa a nawet myśli
- Dobrze że ją pocałowałem- stwierdził Krzysiek
- Co zrobiłeś- dopytał się Luke
- Ja to powiedziałem na głos? Pocałowałem pierwszy i ostatni raz a teraz umrzemy.
Pózniej Krzysiek złapał się za gębę i spojrzał na Luke'a. A ten pokiwał tylko głową i stwierdził
- Tak stary powiedziałeś to na głos.
- Co oznacza- wtrącił się Drake- że nim Ivan zabije jego
- O boże a jednak tego dążyłem zabije mnie - stwierdził Krzysiek z przerażeniem
- I na pewno zdąży- dodała Alex
- Bo nie ukrywajmy jest szybki - stwierdziła Pati
Wszystko by było fajnie gdy by się nie działo to co się zadziało. I na szczęście Rozi się ocknęła. Oczywiście zaprogramowana na płakanie i gadanie.
- To jak zabijesz mnie czy nie - zapytał nie pewnie Krzysiek
- Może byś przestał Krzysiek - próbowała z hamować go Julka
- Ale co -dopytała ledwie przytomna Rozi - ja nie zdążyłam - powiedziała bo chyba skumała o co chodzi.
- Ludzie czy ja jestem w cyrku- dopytałem
Rozi otworzyła usta by coś powiedzieć. Jednak z hamowałem ją
- Nie chce wiedzieć
No i się stało. Ta się rozryczała już na amen. No tak gnój dopiął swego, a może coś między nimi było? Dlatego się tak bał a że ma nie wyparzoną gębę to się biedak wyspał. Na chwilę się wyłączyłem. Czaiłem że Rozi coś do mnie mówi, że panuje ogólny chaos. Ja to widziałem ale nie słyszałem. Dosłownie tak jak bym wyszedł z siebie i stanął obok. Nie mogłem się ruszyć ani nic powiedzieć. Rozi cały czas ruszała twarzą... Hmm... Pewnie wyjaśniała mi jak to było z tym Krzyśkiem. W pewnym momencie tak jak by ktoś wsadził mi nowe baterie. I się odezwałem aż sam się zdziwiłem że umiem mówić nadal
- Słońce ty się nie denerwuj wszystko logicznie da się wyjaśnić. Dobrze się czujesz słonko?
Pokiwała głową. Więc wstałem i zapierdoliłem Krzyśkowi aż się wyjebał z krzesłem.
- Jeszcze raz, dostawisz się do niej to tak się nie skończy tylko gorzej.
Ale ten o dziwo za kozaczył
- Twój to chyba ostatni bo my to spadamy.
- No chyba ty powiedziałem
No i pózniej to już było. Jeden strzał i kolejny bez oddaj. Aż mnie chłopaki z niego zdjęli. Profesor powiedział
- Przepraszam synu
- Mój stary to już zdechł i niech go kurwa piekło pochłonie. Synem to ja byłem jak miałem 5 lat. Drake napijesz się ze mną?
- jasne może jakiś pokerek?
- Chyba nie powinieneś - powiedział Rozi
- Zdecydowanie - powiedział Luke co był o dziwne bo to Drake wszystkich do wódy ciągnął
- McDonald - powiedziałem idz tu stwórz jakiegoś wieśmc czy jakieś inne chujostwo
- Co musisz się nażreć przed śmiercią
- Nażreć, na chlać i na ruchać wszytko na. A ty będziesz stał i kurwa na to patrzył.
Pózniej wróciłem do Rozi. Przytuliłem ją
- To tylko taka metafora słoneczko. Ja nic na... na siłę
- I co teraz zrobimy- dopytała Rozi
- Ty i ja spierdalamy -powiedział Drake
- Tchórz fuknęła Rozi
A ja znów się wyłączyłem. Właśnie co dalej... Będę miał jakiś plan ale wez się tu skup. Jeszcze nic się nie stało a moja święta rodzina sra po nogach. Znaczy większa jej cześć. Tylko moje słoneczko jak by takie ogarnięte. I chyba tylko ona we mnie wierzy... I usłyszałem mój zapalnik
- John - to był głos Rozi
- Kocham cię maleńka - odpowiedziałem automatycznie
Patrzyłem tak na nią i mnie olśniło.
- Lalka -powiedziałem
Wszyscy zbaranieli totalnie. Drake skwitował
- Od jebało mu
- Nie no mam plan
- olśniło - stwierdził Luke
- Ale o co chodzi z lalką - dopytała Pati
- Będziesz mogła ją...wziąść chciałem powiedzieć... I jak będziesz chciała oczywiście. Ja ci ją dam jak z nią skończę.
No i znów się kurwa zaczęło. Dlatego nie miałem żadnej dziewczyny. Bo ja nie czaję ich toku myślenia i się Rozi na mnie wywaliła. Że to Krzysiek ją pocałował i że uciekł i że nie zdążyła go trzasnąć. A ja za to będę jakąś lalkę... no wiesz co będziesz z nią robił dodała.
- Z lalką dopytałem wytrzeszczając oczy
No pokiwali głową wszyscy.
- A że to, to nie tak, Ja za raz wytłumaczę.
Krzysiek rozlewał alkohol trzęsącymi się rękoma.
- Słoneczko mandarynki, czekoladę, śledzie, ogórki co podać.
- Siebie wypaliła
A my wszyscy chórem
- Co?
- No chcę ciebie
Pocałowałem ją
- Jestem cały czas słonko i będę. A mogę się napić- dopytałem
Pokręciła głową i powiedział
- Nawet powinieneś
- No to mam plan.
Krzysiek niepewnie podał mi szklankę.
- żeby mnie zabić
- Do tego planu nie trzeba. No to zaczynamy jeżeli w ciągu 24 godz się nie zjawię. To w ciągu 24 następnych powinien zjawić się ktoś z moja głową. A jeżeli on się nie zjawi to Ivan przyśle tu ludzi a trochę go znam. I jeżeli ludzie nie wrócą a nie wrócą to przyjedzie sam. Znaczy z rodziną bo będzie grał na zwłokę
- Znaczy?- dopytał Luke
- Znaczy że mamy przynajmniej cztery razy 24 godziny na to żeby się przygotować bo Ivan przyjedzie tu z rodzinką. Czyli z żoną i lalką. Stąd się wzięła lalka bo zupełny plastik jest.
- No widzieliśmy - pokiwali głową Drake i Luke
- No i on chciał mi ten plastik wcisnąć. Więc jeżeli zaczai że ja zakminiłem to będzie próbował zamydlić mi oczy córką. Żebym się wystawił a on mnie wtedy trzaśnie. I tu popełnia błąd w toku myślenia.
- Bo on nie zna ciebie synu - ryknął profesor nagle
- Bo ja to zawsze myślałem że czaruś jest najlepszy - stwierdziła babunia i dodała - idę podać obiad. Czemu wy tak zle się odżywiacie?
- Czyli mamy zarys - stwierdził Luke
- No o tym właśnie mówię
- Przydam się? - spytał niepewnie Drake
- Jasne ty zawsze się przydajesz. Mam wykopane już wszystkie doły zalane fundamenty. Drake ty jesteś cudotwórcą więc stworzysz mi trzy wiatraki i ogrodzenie pod napięciem
Drake był zszokowany.
- Nie wiedziałem że aż tak mnie doceniasz
- No przecież to ty jesteś tu gwiazdą- powiedziałem
- Tak tylko ty pociągasz za sznurki. To co kurwa- powiedział Drake- stukniemy się za te wiatraki. Bo ty coś masz do tych wiatraków Quick bez urazy.
- No z tymi wiatrakami to on coś ma - stwierdziła Alex
- No co wy chcecie wiatraki są fajne powiedziałem - jak mi się synuś urodzi to zrobię mu wiatraczek. Miałem to w podstawówce na technice.
Wszyscy wyluzowali. Nawet Rozi poprosiła o jakiś dziwny zestaw jedzeniowy. Co Krzysiek wykonał jak automat. Nim pociągnąłem następny łyk znienawidzonego alkoholu i nim zawołałem Mariusza, Borysa i Grześka to stanowczo i zdecydowanie powiedziałem do Rozi
- Ty idziesz do bunkra, babcie profesory i dzieci też
- Drake już go rozszyfrował
- Poważnie - dopytałem
- Ej to ja miałem powiedzieć i się pochwalić - powiedział Drake
- Ale to ja wbiłam kody
- Ale to ja je wytypowałem
- Ale to mi się zapaliła zielona lampka
- Pokerek odpowiedział Luke
- Właśnie Rozi wygrała lody - stwierdziła Pati - nie pomyl z lodem Quick dodała
- On nie wie co to jest - machnął ręką Luke
- A warto się dowiedzieć ?- dopytałem
- Może po robocie - stwierdziła Pati
- Co po robocie - dopytałem
- No nie zrobię ci loda ale wrócimy do tematu
- Mi loda. Co ja taki wymagający jestem. Wystarczą normalne w pudełku oby zimne były.
- A ciepłe lubisz - dopytała Pati
- Ble...
- Patrzcie i nie jest pedałem - powiedział rozczarowany Drake
- Ale o co wam chodzi ludzie
- No i chyba nie kuma - stwierdził Luke
- Dobra mniejsza o rower i o słodycze - bo wiedziałem
- O czym ty bredzisz Quick - powiedział Drake
- No przecież o tym gadaliśmy
- Mówiłam że jest inny - mówiła Pati
- Ej no jestem normalny. Krzysiek ty to się do niczego nie nadajesz. Włazisz mi w drogę a mimo to cię lubię. Możesz zawołać tu Borysa.
- Robi się szefie
Za chwilę przyszedł Borys
- Dawaj tu Mariusza i Grześka
- Się robi szefie. A te ruski to są najebane jak perszingi
- Dobrze - powiedziałem - tak miało być
Borys poszedł a ja nim dostatecznie się nachlałem dopytałem
- To co rodzinko jesteście ze mną?
W sumie to wszyscy się zgodzili ale każdy skomentował to inaczej. Drake powiedział
- Że beze mnie było by nudno
- Musimy przecież postrzelać jeszcze w cycki z jarzębiny - powiedział Luke
Rozi powiedziała że jest cała ze mną. Pati bez komentarza.Alex
- Jak będzie trzeba to kogoś ubiję - powiedziała Alex
Nawet Creepy
- Ja też... ja też
- A ja kogoś uduszę - krzyknął mały Kubuś krzyknął wybiegając z pod stołu i dodając - jak zombie
- Jasne mistrzu

Od Rozi do pozostałych

Jak tylko zobaczyłam Borysa i Mariusza wiedziałam że będą kłopoty. Nie musieli nawet nic mówić. Nie ukrywajmy ani jeden ani drugi nigdy nie weszli na górę. Więc albo poczuli większą swobodę albo było coś bardzo nie tak. I chyba wolała bym gdyby chodziło tylko o większą swobodę. I tak to jest jak zaczynamy ustalać zasady panujące w domu...
Quick słusznie pocisnął Mariuszowi że nie jest instytucją działającą 24 godz na dobę.
- Ale ruscy przyjechali - wypalił Mariusz
Dobrze że już siedziałam. Przecież niedawno przyjechali do nas ludzie z Rosji. Sprawdza się scenariusz Drake'a. Ivan ma tu wtyki które zaczęły mówić. Nawet jak pozbędziemy się ludzi Ivana, on przyśle następnych. Mariusz podał Quickowi jakąś kopertę i wraz z Borysem wyszli.
- Co teraz John - szepnęłam - boje się... zabiją cię...
- Spokojnie niunia zaraz coś wymyślę - powiedział patrząc mi w oczy - zbierz naszych w salonie... Jak byś mogła - dodał szybko - i profesora, a i jak Drake da radę to pomóżcie, znaczy niech chłopaki pomogą mu zejść. Musimy się naradzić. Po za tym coś tu mi nie śpiewa i nie tańczy. Ja poczytam co tu się nawyprawiało. czego chcą?
Nie chciałam iść chciała by powiedział że to tylko głupi żart i nikt nie przyjechał. Ale wiedziałam że nic takiego się nie wydarzy więc wyszłam z pokoju. I oczywiście wpadłam na... Krzyśka.
- Rozi - zaczął, przytulając mnie - co się stało? Czemu płaczesz? Co on ci zrobił?
- Co? - spytałam zdezorientowana. O czym on mówił? Szybko zrozumiałam jego tok myślenia - Nie - zaprzeczyłam - Quick nic mi nie zrobił
- A gdy by zrobił powiedziała byś? - spytał
- A co to za różnica czy bym powiedziała... - odparłam - znam go i wiem że nie musiał bym nic mówić bo nic takiego by się nie wydarzyło
- Okej - powiedział - nie denerwuj się. Więc co się stało? 
- Zrobisz coś dla mnie - poprosiłam
- Jasne - wypalił szybko
- Możesz zebrać wszystkich w salonie
- Wszystkich w salonie - powtórzył
Kiwnęłam głową
- A mogę wiedzieć czemu? - dopytał - znaczy ja zrobię to dla ciebie nawet bez wyjaśnień, tylko chcę wiedzieć bo na pewno będą pytać.
- Mamy problemy - zauważyłam
Krzysiek spojrzał jeszcze na mnie i mnie pocałował. Zrobił to tak szybko i tak szybko zniknął w pierwszym pokoju należącym do Lexi. Że nie miałam możliwość by jakkolwiek na to za reagować. Na szczęście nikogo nie było na korytarzu nawet głupiej Amandy.
Zeszłam na dół do salonu, gdzie była Pati
- Znowu gdzieś się ulotnił? - spytała - Czy mam mu wyłożyć tak by zrozumiał. Dziewczyno powinnaś sobie odpuścić. Faceci to kretyni.
- Przyszedł Mariusz i Borys... - zaczęłam
- To normalne zawsze przychodzą - wtrąciła
- Tym razem przyciągnęli za sobą kłopoty
- Co jest? - spytała i pociągnęła mnie na kanapę
- Przyjechali ludzie Ivana - wyjaśniłam - Quick chciał byśmy wszyscy zebrali się w salonie. Poprosiłam Krzyśka by ich wszystkich zebrał.
- Niech to szlak - warknęła - z Quickiem to same kłopoty. Zniknął - kłopot, wrócił - kłopot.
Chwile pózniej do salonu weszli profesor i jego żona.
- Ludzie umiem chodzić - usłyszałam na schodach Drake'a
Pati zbladła jak go zobaczyła. Zupełnie nie wiedziałam co jej jest. Poszłam do kuchni i za chwile wróciła z kawą którą wręczył Drake'owi. Nie wiem kto z nas wszystkich był najbardziej zdziwiony.
- Przepraszam - zaczęła zmieszana - to wszystko moja wina. Zawaliłam i nie zorientowałam się że padła bateria.
- Pati to nie ty mnie postrzeliłaś - odparł biorąc od niej kubek i patrzył nie pewnie na Lexi - dobra co się dzieje?
Usiadł na krzesełko i spojrzał na wszystkich zgromadzonych. Chwile pózniej do salonu wszedł Quick. Był biały jak ściana, usiadł na jeden z foteli.
- Ivan wie o wszystkim. Zaprasza mnie do Moskwy by mnie zabić to w skrócie. Jesteście bezpieczni, dostanie mnie a wy musicie spadać. Przepraszam ale... - powiedział jak automat. Wstał i jak robot poszedł na górę.
Nastała cisza
- On się naćpał? - spytał Drake
- Co jest grane? - spytała Lexi
Nie wiem czemu wszyscy popatrzyli na mnie. Przecież ja też nie wiedziałam co jest grane.
- Słyszeliście musimy spadać - powiedział Mateusz wstając
- Siadaj - warknął Luke
Profesor sięgnął po papiery które zostawił Quick na stole. I zaczął je czytać.
- Ivan wie o wszystkim - powtórzył Drake - mówiłem żeby pozbyć się tego psa
- Quick wiedział że Borys to wtyka - powiedziałam - dlatego trzymał go przy sobie by nie mógł zdawać relacji Ivanowi. Oni wiedzą że profesor tu jest - mruknęłam
- Co tam napisali? - spytał Drake
- Przyszło rozliczenie - powiedział profesor przerzucając kartki - Oraz wezwanie
- Do czego? - dopytał Drake
- Ivan pisze że szef ma 24 godz by stawić się przed nim w Moskwie. W celu rozliczenia się.
- Przecież przyszło rozliczenie - przypomniałam łamiącym się głosem
- Jest również zlecenie - powiedział profesor
Pobladł i odłożył kartkę po którą od razu sięgnął Drake.
- Zna ktoś ruski? - spytał wpatrzony w kartkę
- Zlecenie jest dla Quicka. - powiedział ledwie słyszalnie profesor - ma zabić Czarnego Konia, a po zapłatę ma przyjechać ktoś z rodziny, wyznaczony przez niego.
- Chwila bo chyba nie do końca rozumiem - powiedział Drake - wy też to słyszeliście? Quick ma zabić Czarnego Konia którym sam jest. Dobrze rozumiem czy przysnąłem w którymś momencie?
- Spadajmy stąd - powiedział Mateusz
Ivan się o wszystkim dowiedział. Quick nie może tam pojechać. Cokolwiek teraz nie zrobi i tak Ivan go zabije.
- Co zrobimy? - spytał Krzysiek
- Nic - odparłam - Quick nie pojedzie do Ivana. Ivan przyjedzie do nas i najlepiej było by żeby nikogo tu nie było. Koniec z murem, koniec z waszymi planami.
- Więc zwijamy manatki i spieprzamy. Znowu będziemy musieli zaczynać od początku - podłapał Drake - Każdy musi zadbać o własną dupę.
Wstałam z kanapy i skierowałam się do schodów. Nie chciałam by tak było ale nic więcej nie możemy zrobić. Musimy rozdzielić się na małe grupki i próbować przeżyć. Wszystko co działo się w salonie zeszło na drugi plan. Zrobiło mi się słabo, a oczy zaszły mi czarną mgłą, która mnie pochłonęła.

Od Luke'a

Za oknem już było widno, zerknąłem na zegarek który wskazywał za dwadzieścia szóstą. Nie lubiłem się spózniać. Julka wciąż spała. Zszedłem na dół. W kuchni przy oknie stała Rozi a Pati z nią rozmawiała.
-Idziesz?- spytała Lexi która właśnie schodziła.
-No w końcu obiecałem- odparłem wciąż patrząc na dziewczyny.
-Quick nie wrócił na noc- wyjaśniła.
-To o niczym nie świadczy.- uspokoiłem ją.- Co z Drake'em?
-Jak to z Drake'em. On twierdzi że nic mu nie jest.
-Wyliże się- stwierdziłem przytulając siostrę. Ale za nim wyszedłem musiałem jeszcze się z nią pokłócić  i wypuściła mnie z domu dopiero kiedy wziąłem krótkofalówkę. Ona naprawdę dostała jakiejś obsesji. Zombie pobiegł za mną. Szybko poszedłem pod ratusz gdzie była spora grupa. Część siedziała, większość o czymś gadała ale to były poważne rozmowy.
-Na pewno przyjdzie- usłyszałem Artura który próbował ich wszystkich przekrzyczeć.
-Siema- przywitałem się podchodząc do niego.
-No jesteś, ile czekać na ciebie można!?
Spojrzałem na zegarek było za pięć. Artur podążył za mną wzrokiem.
-Nie stary, jest 8:15.
-Czyli wy tak stoicie dwie godziny?- dopytałem. Fakt, kilka miesięcy temu po przestawialiśmy zegarki aby każdy miał ten sam czas. Staraliśmy się ustawić odpowiednią godzinę no i było głosowanie a moja siostra zawsze musi się wyspać i ma mocne argumenty. A oni w Rosji mieli dobrze odliczany czas , prawdopodobnie jak przyjechali obliczyli nawet strefę czasową.
-Hej- zawołałem próbując zwrócić na siebie ich uwagę. Rozmowy po chwili ucichły a wszystkie oczy skierowały się na mnie.
-Od czego by tu zacząć, nigdy nie byłem dobry w przemowach....
-No pamiętam jak na składaniu przysięgi się zrzygałeś- wtrącił się Artur. Próbowałem być poważny i kontynuować.
-Jestem Luke jeśli ktoś z was tego jeszcze nie wie. Część z was znam z życia przed tym wszystkim a wiec pewnie większość z was była w wojsku a jak nie to została przeszkolona przez pozostałych. Większość z was od początku była w Rosji i przyjeżdżając tu nawet nie wiedziało jak wygląda zimny. Druga część pewnie widziała ich ale tylko z początku. A ja tu byłem cały czas. A więc coś wam powiem. Nic nie wiecie o tym życiu, to czego się nauczyliście w poprzednim w dupy możecie se powkładać. Ćwiczenia, treningi to jest nie ważne bo kiedy przychodzi coś do czegoś wpadacie w panikę. Ja to rozumiem, wciąż pamiętam pierwsze dni w tym świecie. Ja powoli przystosowywałem się do tego świata, uczyłem się nowych reguł, wy wpadacie jak już wszystko jest ustalone. Czepiacie się Qui... szefa że powybijał ludzi, dzieci i w ogóle. W takim razie możecie od razu odejść i wrócić do swoich poprzednich oddziałów. Wasz szef miał powód by ich pozabijać, każdy normalny w tym świecie by to zrobił i miałby w dupie czy to dziadek, dzieciak czy Rihanna. Ja sam zabiłem szesnaście ludzi w ciągu trzech dni tylko dlatego że byli w innej grupie. Nie byli zarażeni, błagali bym ich wypuścił a i tak ich pozastrzelałem. W tym świecie nawet trzynastoletnie dziecko było by wstanie was zabić a poznałem jedno takie szalone. W tym świecie ludzie zabijają się dla jednej puszki konserwy lub naboju. Zabiją resztę tylko dla tego że się boją że oni zrobią to pierwsi. Tutaj nikt nie patrzy na wiek czy kwalifikacje. Ja przyleciałem z Afganistanu do Polski helikopterem choć nigdy nawet nie grałem w gierki o samolotach. Nauczyłem się latać choć mało co nie rozwaliłem się, próbując. Potraficie strzelać? I co wam to da kiedy skończą się wam kulki. Zimni zeżrą was za nim zdążycie policzyć do trzech. Tak wiec gówno umiecie i wolałbym pójść na stado trupów z wyżej wymienioną trzynastolatką niż z wami wszystkimi. To co się stało jest winą wszystkich. Ivana który stworzył te gówno, idioty który wpadł na pomysł imprezy w lesie, i tych baranów którzy zamiast strzelać do trupów strzelało na oślep, jedyną winę jaką ponosi Szef jest fakt że was tu przywiózł i nie nauczył walczyć, ale halo on ma 19 lat. Nie jest bogiem, ani jakimś robotem. Ma własne życie a i tak stara się wam pomóc jak może a co ma w zamian? Przecież sam dałby radę się z tam tond wydostać i wrócić do swojej rodziny. Nie wydaje mi się również żeby trzymał wam nóż na gardle kiedy wchodziliście do tych autobusów a wiec ogarnąć dupy i brać się do roboty. Mur musi powstać. To podstawa. Musicie też się nauczyć o zimnych. Jutro o szóstej tutaj może przyjść każdy, wasza matka, babka, syn, córka czy kogo tam macie. Przedstawię wam naszych zimnych musicie nauczyć się kilku zasad w tym świecie. Nie mam zamiaru bawić się w wojska i uczyć was dyscypliny bo zombie będzie miało w dupie czy będziecie szli w szeregu czy w rozsypce i tak was zjedzą. Jeżeli chcecie się uczyć a pózniej patrolować i rozwalać stada i inne grupy które nam zagrażają to ja was nauczę...-wtedy Pati przez krótkofalówkę powiedziała że coś się stało Quickowi- a jak nie to spadajcie. Ci którzy wciąż chcą dołączyć do mojego oddziału niech się wpiszą na listę, mogą też to zrobić cywile, Artur przyniesiesz mi tą listę- poprosiłem i sobie poszedłem a Zombie za mną.
-A Mariusz?- dopytał Artur biegnąc za mną.
-Powiedz że ja ci każę i ma cię przepuścić bo będzie miał do czynienia ze mną to mój dom i jakiś Mariusz nie będzie mi się rządził.- oznajmiłem i wróciłem do domu. Quick był zalany krwią i gadał coś o świni.
-Co z nim?- spytałem Alex która pocieszała rozpłakaną Rozi.
-Chyba nie najlepiej, profesor go szyje.- wyjaśniła. -Chyba jakieś stado było, trochę ciężko zrozumieć o co jemu chodzi.
-Sprawdzę to- obiecałem bo tutaj i tak na nic bym się zdał.
-Idę z tobą- od razu zapisała się.
-Nie ty tu zostań, Drake jest postrzelony to ten poharatany. Nie zostawiaj z tym Rozi samej.- i poszedłem sobie nie dając jej się wykłócać.
-Pati, Krzysiek, Creepy idziecie?- spytałem.
-Ja?- dopytał Krzysiek.
-Eee... no tak
-Pewnie...zrobię wszystko co trzeba i...
I dalej go nie słuchałem. Mieliśmy obejść las po cichu i rozejrzeć się gdzie są i ile ich. Psa zostawiłem w domu.