Drake odkręcił się na pięcie i wyszedł na dwór.
- Co on będzie robił na zewnątrz w środku nocy?
-Będzie utrudniał mi wyjście zapewne - usłyszała za sobą mój głos aż podskoczyła bo była skupiona na kubku.
Trzymałem już w nosidełku spakowanego Damona.
-Boisz się mnie to widać Roz słuchałem cię dokładnie. Zasnąłem przepraszam chciałem rozmawiać, chciałem poczuć twoja bliskość. Ucieszyło mnie to że położyłaś się przy mnie po chwili jednak zmartwiło, bo czułem że trzymasz się na dystans, że się po prostu boisz .Też czasem się siebie boję, ale ciebie bym nie skrzywdził. Choć teraz po tym co usłyszałem jestem zmuszony to zrobić.
-Co ty do mnie mówisz? - złapała się za twarz.
-Zostawiam waszą szczęśliwą rodzinkę to nigdy nie był mój dom mieszkałem tu bo ty tu jesteś bo to wasz azyl Twój i Drake. Tolerowaliście mnie ty nawet kochałaś, ale teraz... Teraz to ja już sam nie wiem nie ogarniam. Do Włoch musiałem pojechać zrobić czystki wracam i co? Zostaje postawiony pod ścianę i za wszystko winien. Choć nie mogę być wszędzie, nie mogę się teleportować nie potrafię. Świat jest podły i brutalny a ten nasz tu tak dwukrotnie. Powoli wszyscy osada i wojsko po prostu ten kto będzie chciał opuści to miasto i zostaniecie tu sami jak kiedyś i żyjcie jak chcecie. Tak wpadłem w szał poleciały głowy nie wiedziałem co i kto i dla czego wyłączyłem myślenie i przełączyłem. Teraz wiem już co. Nie zbliżajcie się do Krakowa jak już będziecie się stąd zwijać. Róbcie co chcecie, ale omijajcie Kraków tam jest coś co zagraża całemu światu, coś się tam dzieje i ja nie wiem co, ale się dowiem tylko czasu potrzebuję. Ty dostałaś kulkę nawet dwie Creepy poległa bo polują na mnie i mojego syna. Wielu ludzi mną manipulowało teraz to zrozumiałem. Znaczy wcześniej wiedziałem tylko chciałem sprawdzić do jakich granic się posuną, ale to co zrobili przekroczyło wszelkie granice przyzwoitości. Ty dałaś mi wiele szczęścia, ale jak powiedział twój brat że nie jestem sobą i stanowię zagrożenie. Wiec Roz od miłości poprzez lęk do jebanej nienawiści. Ty jesteś na etapie lęku wiec czas uciąć łeb hydrze. Więcej mnie nie zobaczysz jego raczej też. Wybacz i nie lubisz pożegnań a ja nie będę próbował. Nie zbliżę się do ciebie, ale jeżeli ktokolwiek mi teraz przeszkodzi pozabijam ich. Nie obchodzi mnie kto to będzie mam już dość wiec zostań gdzie jesteś - Wyjąłem spluwę i odbezpieczyłem.
-John nie możesz, nie zrobisz tego.
-Owszem mogę i zrobię a i podziękuj bratu za rozmowę z tobą to nie musiało tak się skończyć. Ja nie jestem w stanie kazać tobie wybierać miedzy nami. Miłość to piękne uczucie i cholernie bolesne wiec nie krzywdzimy się na wzajem. I dziękuje że pozwoliłaś mi poznać to uczucie, bo teraz to lecą na mnie żeby przez dupę załatwić swoje sprawy. Wszyscy myślą że jestem głupi i naiwny i ślepy ale ja widzę i przyswajam tylko oni mnie słabo znają i tego nie wiedzą. Do tej pory nie tknąłem żadnej suki było ich w chuj Roz ale byłem wierny jak pies jedynemu panu. Byłem twój no ok zawiesiłem się przed tą księżniczką , ale było minęło teraz jestem już wolny i skoro chcą w ten sposób załatwiać sprawy to ja ugram dla siebie zabawie się a potem, potem ...
Dopiero teraz zobaczyłem że mam publiczność wiec ruszyłem w stronę drzwi. Roz zagrodziła mi drogę.
- Nie puszczę cię John.
Przesunąłem ją.
- Roz ty nic nie wiesz nie rozumiesz ja nie pytam o zgodę koniec - powiedziałem odsunąłem ją delikatnie i wyszedłem.
Drake majstrował coś przy płocie Roz wybiegła za mną.
-A ty nie miałeś spać? - dopytał podnosząc głowę.
-Miałem ale jak widzisz nie śpię. A ty co szykujesz drogę ucieczki tak po cichu? To się nie wysilaj.
-Roz ci wypaplała? - dopytał.
-Sam to powiedziałeś do niej właśnie.
Drake pobladł a ja skierowałem się za bramkę zwolniłem alarm i obszedłem samochód z drugiej strony by usiąść za kierownicą.
-Roz nie rób tego. - Usłyszałem Drake gdy zamykałem drzwi. Byłem pewien że będzie strzelała, ale zdziwiłem się że siedzi w aucie.
-Nie możesz mnie zostawić proszę porozmawiaj ze mną.
Zablokowałem drzwi Drake darł się i walił w furę.
-I kto tu jest nienormalny eh...
Odpaliłem silnik.
- Skoro nie mogę cię zostawić to muszę zabrać cię ze sobą. - Ruszyłem.- Widzę że mimo tego iż jestem pierdolnięty zależy ci na mnie. Boisz się że stracisz Damona ale nie wspomniałaś o nim wiec chodzi o mnie chciałaś porozmawiać, pogadamy po drodze -uśmiechnąłem się.
-Czemu się śmiejesz? To nie jest śmieszne Drake oszaleje z niepokoju.
- Mógł nie kozaczyć - Przyspieszyłem Roz wyjęła Damona z nosidełka rozumiałem to bała się go stracić, a ja nadal byłem zadowolony z siebie.
-Odjechaliśmy wystarczająco daleko porozmawiajmy John proszę Drake naprawdę się pewnie martwi.
-Myślę że raczej pogrążony jest teraz w lekturze minęła godzina od naszego wyjazdu.
-W jakiej lekturze?
-Bo przygotowałem się na dwa warianty, albo pierwsze pojedziesz ze mną bo ci na mnie zależy i ci na to pozwolę a pozwoliłem bo cie kocham. I nie musisz się mnie bać. Drugi wariant był taki że nie pójdziesz za mną do samochodu, wtedy faktycznie już byś nas nie zobaczyła. Ale myślę że dokonałaś właściwego wyboru.
-Boję się twojego spokoju nigdy nie wiem co to znaczy -skomentowała.
Zatrzymałem samochód wyszedłem i obszedłem dookoła.
-Wywalisz nas tu? Co ty chcesz zrobić?
-Nakarmię Damona żeby dalej spał dzieci umieją ssać przez sen wiec jakieś pięć godzin będzie z głowy.
Gdy skończyłem z Damonem położyłem go do nosidełka i podszedłem do Roz która sparaliżowana siedziała na fotelu pasażera. Oparłem się o samochód.
-To jak to jest boisz się mnie?
-Nie tylko dziś na osadzie nie byłeś sobą bo się zdenerwowałeś.
- Kochasz mnie czy nie? - dopytałem zalotnie.
-Tak tylko nie strasz mnie więcej.
-To się nie powtórzy obiecuję .
Roz położyła mi ręce na szyi i przyciągnęła mnie do siebie. Zaczęliśmy się całować.
-Teraz jesteś moim prawdziwym Johnem - Powiedziała.
-To jak to jest? Bo wiesz ja nie mogę się całować z laskami które biorę na stopa mam narzeczoną proszę pani.
Roz zaczęła się śmiać.
-Wariat.
-To chcesz wyjść za mąż? Chcesz mieć na wyłączność postrzelonego mnie?
Pokiwała głową.
-Tak i to nie masz pojęcia jak bardzo.
-To poczekamy tu jakieś 47 minut.
-Czemu akurat tyle?
-Na Świadka czekam, nie ma ślubu bez światków, ale dogonić mu się nie dam bo on nic nie wie, wiec jest nadal wściekły.
-Ale ja nic z tego nie rozumiem, a te tabletki? I chcesz powiedzieć że Drake tu przyjedzie?
-No i będzie wściekły za pewne już terroryzuje Borysa he he może wsiądę to go ostudzę kawałek co?
-Ale jak?
-Przez radio. Jak myślisz może mnie nie zabije co? No przecież ja nigdy bym was nie rozdzielił ja wiem że mamy łańcuszek szczęścia.
-Ty jesteś łącznikiem między mną a nimi ,a Al i ty jesteście łącznikami między nami wszystkimi ale to pokręcone. Czarny koń do szybkich i wściekłych odbiór.
-Quick gdzie ty jesteś co zrobiłeś mojej siostrze .
-Powinieneś zapytać co ona zrobiła mi. Słuchaj wskazówek Borysa i jedz. Czekamy na was. Siostra twoja nawet chyba dobrze się bawi.
-Czemu dałeś mi ten samochód i napisałeś że mają być wszyscy?
-Bo chciałem żebyś mnie dogonił i żeby wszyscy to widzieli. Może popełnimy zbiorowe morderstwo no widzę cie stary to spadamy goń mnie - powiedziałem odpalając silnik .
-Widzisz już są - powiedziałem uśmiechając się. - Zapnij pasy - poprosiłem - podroczę się z nim .
-Ale co ty zamierzasz zrobić po co te tabletki mi kazałeś połknąć?
-A zle się po nich czujesz? - dopytałem skoncentrowany na drodze.
-No właśnie nie, a Drake mówił że zaczynasz już szprycować mnie prochami.
-Drake bredził. No przecież sama się zgodziłaś. Dobrze się czujesz bo ta różowa tabletka to antykoncepcyjna była i te powinnaś brać każdego dnia. Tylko zanim zacznie działać to minie miesiąc, a tyle czekał nie będę. Wiec masz tu wytłumaczenie po co była niebieska tabletka. To tabletka o szerokim spektrum działania . W ciągu 24 godzin załatwi te babskie sprawy żeby tam w porządku było. No i trzecia biała to tabletka o szybkim przedłużonym spektrum działania potrzebowaliśmy takiej bo skoro ma być ślub i wesele też, to i noc poślubna chyba będzie co???
-Ty chcesz mi powiedzieć?
-Wiele mam do powiedzenia na przykład załatwiłem prochy dla Al tylko muszą poobserwować to zmianę. One spowolnią postęp choroby a może zatrzymają? Wasz ojciec jest wpisany do aktu notarialnego jako twój ojciec, więc chciał bym to sprawdzić bo profesor w coś gra a ja nie chcę żebyście z Drake mieli jakieś wątpliwości.
-Jak ci się to udało?
-Byłem w konsulacie polskim ale musimy podjechać bo co mogłem załatwiłem ale potrzebne są podpisy. Tak słonko ożenię się z tobą w sobotę a dziś mamy wtorek będziemy koło czwartku ja już wszystko ustawiłem będzie kościół, ksiądz, cywilniak i biała kiecka, kareta zaprzężona w 6 białych koni .Chcesz tak?
Roz rzuciła się mi na szyje aż straciłem panowanie nad autem i musiałem się zatrzymać.
-Ty nie mówisz poważnie? - stwierdziła.
-Jestem śmiertelnie poważny zabieram cie, was wszystkich do Włoch tylko szkoda że to w taki sposób wyszło i teraz to ty musisz bronic mnie przed moim szwagrem bo mnie zabije albo pobije. A przecież nie mogę mieć na własnym ślubie lima pod okiem on zresztą też nie - i wtedy dojechał Drake i wyskoczył z samochodu.
-Ty nie mówisz poważnie - nie dowierzała Roz.
-Mówię - podałem jej zaproszenia - to oficjalne zaproszenia może byś im dała i pogadaj z bratem bo chce dożyć ślubu.
-I pozwól że nie będę ci towarzyszył i schowam się za tobą a raczej w aucie ale oni chyba mnie nie trawią.
Drake miotał się po ulicy jak szalony wtedy z samochodu wyszła Roz by z nim porozmawiać. W sumie to wszyscy wyszli z niego.
Plan nie miał tak wyglądać no fakt przygotowałem wszystko z grubsza ale nie znałem jej odpowiedzi. Czy jeszcze chce i nie wiedziałem że w domu zastane taką masakrę. No poniosło mnie ale ja znaczy my wszyscy się pobawimy odstresujemy. A z Krakowem zrobią Włosi porządek tylko czemu zawsze nawet proste rzeczy ktoś musi mi komplikować. Czemu jak wypadnę z chaty zawsze coś się dzieje jedno jest pewne Roz mnie usadziła i teraz wszędzie będę ich zabierał ze sobą. Bo są dla mnie najważniejsi na świecie i bez nich ten świat był by niczym. Nie istniał bym ja, a nic nie miało by sensu a teraz tylko trzeba poczekać eh. Albo wyjść i dać się zlać hm... nie muszą sobie wyjaśnić. Wszyscy sporo przeżyliśmy no i oni zobaczyli do czego mogę się posunąć to nie powinno mieć miejsca, nie powinno się wydarzyć.
poniedziałek, 23 października 2017
Od Rozi
Quick wystraszył mnie nie na żarty. Naprawdę zaczęłam się go bać. Widziałam że chodzi Drake udaje spokojnego to w rzeczywistości też jest zdenerwowany. Quick zabił własnego ojca. Wiedziałam że to zrobi przecież Borys mi to powiedział ale... Po prostu mam mętlik w głowie. Ściemniałam z tym omdleniem miałam dość tego. Zabijał bez powodu przecież tak się nie robi. Zabijamy by przetrwać nie dla jakiejś chorej zabawy. I ten jego spokój. Co się z nim dzieje nie poznaję go. On z dnia na dzień się zmienia i ta przemiana mi się nie podoba. Poszłam z nim na górę. Mariusz wraz z Borysem wstawili już drzwi. A Damon spał w wózku. Kurcze nie wiedziałam co robić. Bałam się własnego chłopaka. Quick położył się na łóżko. Położyłam się obok przytulając się do niego. Ta cisza między nami była nie zręczna.
- To nie tak że cię olałam - powiedziałam po chwili - nie pożegnałam się z tobą bo...
- Bo? - dopytał
- Bo byłam na ciebie zła. Nie chciałam żebyś jechał a ty i tak postanowiłeś że pojedziesz. Chciałam rozmawiać o tym twoim wypadzie do Włoch to urywałeś rozmowę albo zmieniałeś temat. Bałam się że coś się stanie że już nie wrócisz. Mówiłam ci że za nim spotkaliśmy ciebie i Al z Drake'm przyłączaliśmy się do różnych grup. Stawali się naszymi przyjaciółmi i w końcu zawsze przychodził ten moment że ktoś wyjeżdżał szukać jedzenia, leków albo broni. Był czas pożegnań, życzenia sobie powodzenia i takie tam. Czasem pożegnania były łatwiejsze czasem trudniejsze ale jak ktoś już się żegnał to na dobre. Znaczyło to że już nie wracali. Albo nie było już do czego wracać. Co miałam ci powiedzieć. Jak miałam się z tobą pożegnać. Miałam udawać że żyjemy w tamtych czasach że jedziesz tylko w delegacje na którą wysłali cię z pracy. Miałam czekać na twój telefon. Przecież doskonale wiem że żyjemy w czasach gdzie nawet idąc w krzaki siku możesz już nie wrócić a ty pojechałeś aż do Włoch. - byłam zdenerwowana więc zaczęłam dużo mówić. - Dlaczego zabijałeś tych ludzi? Większość z tych których zabiłeś nic nie zrobiła tylko sobie stała. John tak nie wolno. Kiedyś tego nie rozumiałam ale teraz rozumiem musimy zabijać ale nie wolno zabijać bez powodu jeżeli ktoś ci zagraża w porządku, jeżeli zabijasz by przetrwać w porządku. Ale jeżeli zabijasz tylko dlatego że ktoś patrzył. I co naprawdę chcesz zabić chorego Kubę? Przecież to tylko dziecko. A Mateusz, Krzysiek, Pati? Kogo chcesz jeszcze zabić? Czemu nie zabijmy jeszcze profesora i jego żonę, zabijmy Al bo przecież się zmienia. Zabijmy Luke i Julkę. Po co się rozdrabniać od razu zrzucimy jakąś atomówkę i będzie z głowy. Bałam się rozumiesz ktoś mnie postrzelił, straciłam przytomność a byłam tylko za domem z Damonem. Bałam się że jemu też mogło się coś stać. Bałam się a ty nie wróciłeś chociaż miałeś być za tydzień. To było same południe. Zostałam postrzelona pod własnym domem w biały dzień. - nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. To nie jest mój Quick. Nie mam pewności czy za chwile nie strzeli mi w głowę. - Co się z tobą dzieje?
I wtedy zaczął płakać Damon musiałam go obudzić tą swoją gadką. Wstałam z łóżka i podeszłam do wózka.
- Nie płacz wystarczy powiedzieć że jesteś głodny - powiedziałam wyjmując go z wózka
Trzymając go na rękach zrobiłam mleko i go nakarmiłam. Usnął z butelką w buzi. Odłożyłam go wózka i odkręciłam się do łózka ale Quick już spał. Ale byłam interesująca aż go zanudziłam na śmierć. Byłam zdenerwowana poszłam na dół zrobić sobie herbaty. Głupi nawyk mojej matki. Borys spał na stojąco, nawet mu współczułam biedak nie dość że śpi na stojąco to pewnie nawet nie widzi swojej rodziny. Pewnie żonka go zdradza a ten nie ma bladego pojęcia. Co mnie tak ostatnimi czasy wzięło na te zdrady. Chyba naprawdę przydał by mi się jakiś terapeuta. Minęłam go i poszłam do kuchni. Zaparzyłam sobie herbaty z ziół i zapatrzyłam się w okno. Nawet nie słyszałam że ktoś wszedł do kuchni.
- Nie możesz spać? - spytał Drake
- Jak widać - mruknęłam
- To było chore - zauważył - Roz zaczynam się bać nie na żarty. Widziałaś jego?
- Drake proszę
- Nie Roz - fuknął - kto będzie następny ja, ty. Musimy stąd spadać. Rozumiesz? Tu nie jest bezpiecznie. Quick nie jest bezpieczny. Nie wiadomo co mu odwali. Spadamy stąd zacząłem gadać trochę z Al jeszcze będą ją przekonywał. Ona pózniej pogada z Luke'm i Julką pewnie przyczepi się jeszcze Pati o ile nasz szef jej nie zabije. To już nie jest nasz przyjaciel Roz.
- Drake to jest ojciec mojego dziecka...
- Tak wiem Roz kochasz go ale on jest nie obliczalny. Wiem jak się stąd wydostać nie zauważenie i ty jedziesz ze mną - zarządził
- Drake Quick był zdenerwowany...
- Był zdenerwowany? On zabił własnego ojca bez słowa oraz połowę koloni bez powodu. Już faszeruję cię jakimiś prochami.
- Drake - poprosiłam - ja z nim pogadam
- To sobie z nim gadaj ale ja gadam z Al. I spadamy stąd jeżeli jesteś siostra tak głupia by tu zginąć trudno.
- Drake
Ale ten odkręcił się na pięcie i wyszedł na dwór. Co on będzie robił na zewnątrz w środku nocy.
- To nie tak że cię olałam - powiedziałam po chwili - nie pożegnałam się z tobą bo...
- Bo? - dopytał
- Bo byłam na ciebie zła. Nie chciałam żebyś jechał a ty i tak postanowiłeś że pojedziesz. Chciałam rozmawiać o tym twoim wypadzie do Włoch to urywałeś rozmowę albo zmieniałeś temat. Bałam się że coś się stanie że już nie wrócisz. Mówiłam ci że za nim spotkaliśmy ciebie i Al z Drake'm przyłączaliśmy się do różnych grup. Stawali się naszymi przyjaciółmi i w końcu zawsze przychodził ten moment że ktoś wyjeżdżał szukać jedzenia, leków albo broni. Był czas pożegnań, życzenia sobie powodzenia i takie tam. Czasem pożegnania były łatwiejsze czasem trudniejsze ale jak ktoś już się żegnał to na dobre. Znaczyło to że już nie wracali. Albo nie było już do czego wracać. Co miałam ci powiedzieć. Jak miałam się z tobą pożegnać. Miałam udawać że żyjemy w tamtych czasach że jedziesz tylko w delegacje na którą wysłali cię z pracy. Miałam czekać na twój telefon. Przecież doskonale wiem że żyjemy w czasach gdzie nawet idąc w krzaki siku możesz już nie wrócić a ty pojechałeś aż do Włoch. - byłam zdenerwowana więc zaczęłam dużo mówić. - Dlaczego zabijałeś tych ludzi? Większość z tych których zabiłeś nic nie zrobiła tylko sobie stała. John tak nie wolno. Kiedyś tego nie rozumiałam ale teraz rozumiem musimy zabijać ale nie wolno zabijać bez powodu jeżeli ktoś ci zagraża w porządku, jeżeli zabijasz by przetrwać w porządku. Ale jeżeli zabijasz tylko dlatego że ktoś patrzył. I co naprawdę chcesz zabić chorego Kubę? Przecież to tylko dziecko. A Mateusz, Krzysiek, Pati? Kogo chcesz jeszcze zabić? Czemu nie zabijmy jeszcze profesora i jego żonę, zabijmy Al bo przecież się zmienia. Zabijmy Luke i Julkę. Po co się rozdrabniać od razu zrzucimy jakąś atomówkę i będzie z głowy. Bałam się rozumiesz ktoś mnie postrzelił, straciłam przytomność a byłam tylko za domem z Damonem. Bałam się że jemu też mogło się coś stać. Bałam się a ty nie wróciłeś chociaż miałeś być za tydzień. To było same południe. Zostałam postrzelona pod własnym domem w biały dzień. - nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. To nie jest mój Quick. Nie mam pewności czy za chwile nie strzeli mi w głowę. - Co się z tobą dzieje?
I wtedy zaczął płakać Damon musiałam go obudzić tą swoją gadką. Wstałam z łóżka i podeszłam do wózka.
- Nie płacz wystarczy powiedzieć że jesteś głodny - powiedziałam wyjmując go z wózka
Trzymając go na rękach zrobiłam mleko i go nakarmiłam. Usnął z butelką w buzi. Odłożyłam go wózka i odkręciłam się do łózka ale Quick już spał. Ale byłam interesująca aż go zanudziłam na śmierć. Byłam zdenerwowana poszłam na dół zrobić sobie herbaty. Głupi nawyk mojej matki. Borys spał na stojąco, nawet mu współczułam biedak nie dość że śpi na stojąco to pewnie nawet nie widzi swojej rodziny. Pewnie żonka go zdradza a ten nie ma bladego pojęcia. Co mnie tak ostatnimi czasy wzięło na te zdrady. Chyba naprawdę przydał by mi się jakiś terapeuta. Minęłam go i poszłam do kuchni. Zaparzyłam sobie herbaty z ziół i zapatrzyłam się w okno. Nawet nie słyszałam że ktoś wszedł do kuchni.
- Nie możesz spać? - spytał Drake
- Jak widać - mruknęłam
- To było chore - zauważył - Roz zaczynam się bać nie na żarty. Widziałaś jego?
- Drake proszę
- Nie Roz - fuknął - kto będzie następny ja, ty. Musimy stąd spadać. Rozumiesz? Tu nie jest bezpiecznie. Quick nie jest bezpieczny. Nie wiadomo co mu odwali. Spadamy stąd zacząłem gadać trochę z Al jeszcze będą ją przekonywał. Ona pózniej pogada z Luke'm i Julką pewnie przyczepi się jeszcze Pati o ile nasz szef jej nie zabije. To już nie jest nasz przyjaciel Roz.
- Drake to jest ojciec mojego dziecka...
- Tak wiem Roz kochasz go ale on jest nie obliczalny. Wiem jak się stąd wydostać nie zauważenie i ty jedziesz ze mną - zarządził
- Drake Quick był zdenerwowany...
- Był zdenerwowany? On zabił własnego ojca bez słowa oraz połowę koloni bez powodu. Już faszeruję cię jakimiś prochami.
- Drake - poprosiłam - ja z nim pogadam
- To sobie z nim gadaj ale ja gadam z Al. I spadamy stąd jeżeli jesteś siostra tak głupia by tu zginąć trudno.
- Drake
Ale ten odkręcił się na pięcie i wyszedł na dwór. Co on będzie robił na zewnątrz w środku nocy.
Od Quicka
- Nie chcesz mi przeszkadzać ale dokładnie to robisz. Opuzniasz mnie i nie zamierzam mieć ogonów. Mam z przodu, tylnego już nie potrzebuje. Skoro chcesz gadać będziemy gadać. Wyjąłem ciuchy i wziąłem Drake pod ramię. I wpierdoliłem go do łazienki. Zamykając drzwi na klucz
- Co ty kurwa robisz? - dopytał się Drake nie pewnie
- Jak widzisz - zacząłem rozpinać spodnie - chciałeś gadać to rozmawiajmy. Wolisz popatrzeć na striptiz twoja sprawa ja ci powiedziałem. Opuzniasz mnie. I nie próbuj stąd wychodzić. Wiesz ja rozumiem - ciągnąłem dalej włażąc pod prysznic. - Ktoś postrzelił Roz nie powinno do tego dojść. Zabili Creepy no cóż mogła nie wychodzić. Ty obwiniasz o wszystko mnie. Nawet nie masz pojęcia ile ja mogę zrobić. Nie masz pojęcia co zamierzam zrobić. Dowiesz się jak to zobaczysz a jak zobaczysz to nie uwierzysz.
Wyszedłem z pod prysznica. Przeczesałem lekko włosy. Zwinąłem ciuchy i powiedziałem
- Idziemy
- Ty zamierzasz z tej łazienki wyjść w tym ręczniku?
- Mogę bez - stwierdziłem otwierając drzwi - nie wkurwiaj mnie
- A jak ci... - i wtedy się Drake zawiesił bo pod naszymi drzwiami stał Krzysiek i Julka
- A jak mi spadnie Drake'uś to będzie mógł podziwiać mnie jeszcze raz. A wy co się tak patrzycie takie rzeczy się zdarzają rozebrał mnie i tyle. Tak mnie nie znosi że zamiast mnie rozbroić to mnie rozebrał wzrokiem.
Roz była już w pokoju i patrzyła na nas jak na jakiś idiotów.
- Krzysiek wez sprzątnij te drzwi bo nie będziemy tu skakać jak małpy.
- Co wy wyprawiacie - wrzasnęła Rozi
- Rozmawiamy - stwierdziłem
- Pod prysznicem - dodał Drake
- Mógł byś się przynajmniej nie chwalić - stwierdziłem - Roz jak ty się czujesz? Jesteś gotowa na przejażdżkę?
Rozi nie pewnie pokiwała głową.
- No i widzisz Drake - mówiłem dalej ubierając się i szczerze pierdoliłem ile ludzi mi się przygląda. - bo jest tak... ktoś tu kiedyś zrobił coś. Nikt z was nie wie kto, kiedy i jak? A ja się domyślam coś. Także wybiorę się na małą rozpierduchę. W Italii też zrobiłem rozpierduchę z Borysem na pokładzie. I żyję. A ty z czego się zorientowałem ładujesz się tylko w kłopoty
- Przestań zmieniać temat - warknął Drake
- A ty nie rób z siebie kilera bo nie umiesz nim być
Wpakowałem Damona do nosidełka i powiedziałem
- Wychodzimy Roz
Nie pewnie ale posłusznie za mną poszła. Drake zupełnie zbaraniał. I poszedł za nami.
- No więc teraz lekcja nr 1 Drake'uś skoro zostałeś już moim ogonem
I w piwnicy kulkę w łeb dostał mój ojciec.
- Nawet nie spytałeś - wrzasnął Drake
- Nie musiałem
- To skąd wiedziałeś że to on?
- Nie wiedziałem
- To czemu go zabiłeś?
- Bo się przyzwyczaiłem
- Zaczyna się robić nie ciekawie - powiedział Drake do Roz - myślę siostra że powinnaś zostać w domu.
- W domu może chcieć ktoś ją zabić - stwierdziłem - teraz bezpieczna jest tylko przy mnie. Bo albo przez nią chcą dojść do mnie albo stanowi dla nich jakieś zagrożenie i chcą ją zabić. Więc ja się ciebie Drake pytam co ty nawywijałeś? Ufałem ci... Roz jest twoją siostrą byłeś za nią odpowiedzialny. Nawaliłeś chłopie nie tylko ja nie potrafiłem upilnować Roz. Bo mnie tu nie było. A ty gdzie byłeś?
- To co miałem z nią spać - wrzasnął
- Nie zdziwił bym się gdybyś to zrobił a wtedy był byś już martwy.
Kazałem wsiąść Roz na przednie siedzenie. Młodego zapiąłem pasami
- Pakuj dupę z tyłu Drake
- Stój - zwinął mnie za fraki - kogo jeszcze zamierzasz zabić?
- Dzisiaj czy w ciągu najbliższych 24 czy 48 godzin. I puść mnie nie uprawiaj mi tu propagandy. Najpierw włazisz mi pod prysznic a teraz chcesz się mieszać w moje interesy. Będziesz wiedział tyle ile ja chcę ci powiedzieć. A wracając do twojego pytania. W domu drażni mnie te psychopatyczne dziecko, Krzysiek, Mateusz, Amanda i Pati. Więc może sobie zrobię małą strzelnicę w domu. A teraz zabawię się w GTA.
Roz się przestraszyła.
- Woda słoneczko - podałem jej - a tutaj proszę tableteczki trzy łykasz wszystkie trzy. Nie pytaj wytłumaczę pózniej.
- Ale ja chcę wiedzieć - domagał się Drake
- Nie włazi mi w życie z butami. Połknęłaś - dopytałem Roz
Pokiwała głową. Więc najpierw pojechaliśmy na osadę.
- Chcę wiedzieć czym naszprycowałeś przed chwilą moją siostrę
- Gadasz jak mały bachor, tato chce lizaka. Zostań i pilnuj Damona - poleciłem Drake'owi
Wyskoczyłem z samochodu otworzyłem drzwi z drugiej strony. I wysiadła Roz. Przytuliłem ją i stwierdziłem
- Pójdziemy na spacerek skarbie.
Siedem osób które się patrzyły poleciały od razu.
- Quick czemu ich zabiłeś zaczynam się ciebie bać
- Bo się krzywo patrzyli - powiedziałem zmieniając magazynek
Pózniej poleciało jeszcze pięciu wojaków.
- Byli dziwnie spokojny - wyprzedziłem jej pytanie
- Możemy już wracać do samochodu? - dopytała - trochę mi słabo
Więc nie wiele myśląc wziąłem ją na ręce.
- Wiesz co ja zauważyłem - stwierdziłem - że odkąd wróciłem w sensie że od ruskich to ja cię więcej nosze niż ty sama chodzisz. Ale przynajmniej to w tym wszystkim jest fajne. Pózniej pojechaliśmy na jednostkę. Tam polecieli z miejsca strażnicy, łysy i ludzie którzy byli odpowiedzialni za każdą grupę. Zawołałem jakiegoś tam kolesia
- Za godzinę chcę tu widzieć, a raczej we własnym domu listę rodzin tych co tu leżą martwi. No to będzie na tyle na początek
Wsiadłem do samochodu i pojechaliśmy na chatę.
- Po co to zrobiłeś? - zapytał Drake
- Ktoś musiał wydać rozkaz tak? Więc zginęli ci co dowodzili innymi. A skoro padli żołnierze przed bramami znaczy że to były porachunki gangsterskie. Czyli coś co lubię najbardziej. A swoją drogą Drake już tak na spokojnie to nie wiem czy zauważyłeś jak byliśmy pod prysznicem w kiblu leżały podpaski. A u nas jak ja zauważyłem każda dziewczyna takie rzeczy trzyma w pokoju a zużyte takie rzeczy lądują w śmieciach na dole.
- Ależ ty spostrzegawczy aż pójdę zobaczę.
- Nadal jest ci słabo? - dopytałem Roz
- Nie ale chciała bym z tobą porozmawiać.
- Uwierz mi że ja też bym chciał. I nawet nie masz pojęcia jak wiele chciał bym się dowiedzieć.
Otworzyłem drzwi mało co nie zabijając Borysa który wyłożył się jak długi na podłodze.
- Nie śpij na służbie - powiedziałem
- Jestem zmęczony tą drogą
- Chyba jedzeniem i spaniem
- No w samochodzie trochę nie wygodnie się spało - stwierdził
- Wiesz co Borys? Ja cię kiedyś zabije ale nim to zrobię pojedziesz z Mańkiem na jednostkę przywieziecie tu nowe drzwi i je założycie. Bo tylko mi tu brakowało domu bez klamek. Ten dzień to jakaś masakra. Więc łaskawie Drake'uś zostaw nas teraz samych. Idziemy na górę ja muszę porozmawiać z Roz. Jesteśmy chyba oboje sobie winni wyjaśnienia.
Drake popatrzył się na mnie nie pewnie
- Ty zwariowałeś
- Bo chcę porozmawiać ze swoją własną narzeczoną?
- Do tej pory powinna być już twoją żoną - skomentował Drake
- Żoną z nazwy czy prawdziwą?
- Prawdziwą durniu
- No więc ja się ciebie pytam Drake'uś widziałeś tu gdzieś jakiegoś księdza i urząd stanu cywilnego bo ja kurwa nie. Ja naprawdę nie mam siły. Chciałbym się położyć, porozmawiać i odpocząć bo dawno tego nie robiłem
- Czego? - dopytał niepewnie Drake
- Nie spałem, nie leżałem, nie ruchałem i nawet się nie przytulałem. Co ja mówię nawet się nie pożegnałem wyjeżdżając bo twoja siostra była uprzejma mnie olać.
I poszliśmy na górę.
- Co ty kurwa robisz? - dopytał się Drake nie pewnie
- Jak widzisz - zacząłem rozpinać spodnie - chciałeś gadać to rozmawiajmy. Wolisz popatrzeć na striptiz twoja sprawa ja ci powiedziałem. Opuzniasz mnie. I nie próbuj stąd wychodzić. Wiesz ja rozumiem - ciągnąłem dalej włażąc pod prysznic. - Ktoś postrzelił Roz nie powinno do tego dojść. Zabili Creepy no cóż mogła nie wychodzić. Ty obwiniasz o wszystko mnie. Nawet nie masz pojęcia ile ja mogę zrobić. Nie masz pojęcia co zamierzam zrobić. Dowiesz się jak to zobaczysz a jak zobaczysz to nie uwierzysz.
Wyszedłem z pod prysznica. Przeczesałem lekko włosy. Zwinąłem ciuchy i powiedziałem
- Idziemy
- Ty zamierzasz z tej łazienki wyjść w tym ręczniku?
- Mogę bez - stwierdziłem otwierając drzwi - nie wkurwiaj mnie
- A jak ci... - i wtedy się Drake zawiesił bo pod naszymi drzwiami stał Krzysiek i Julka
- A jak mi spadnie Drake'uś to będzie mógł podziwiać mnie jeszcze raz. A wy co się tak patrzycie takie rzeczy się zdarzają rozebrał mnie i tyle. Tak mnie nie znosi że zamiast mnie rozbroić to mnie rozebrał wzrokiem.
Roz była już w pokoju i patrzyła na nas jak na jakiś idiotów.
- Krzysiek wez sprzątnij te drzwi bo nie będziemy tu skakać jak małpy.
- Co wy wyprawiacie - wrzasnęła Rozi
- Rozmawiamy - stwierdziłem
- Pod prysznicem - dodał Drake
- Mógł byś się przynajmniej nie chwalić - stwierdziłem - Roz jak ty się czujesz? Jesteś gotowa na przejażdżkę?
Rozi nie pewnie pokiwała głową.
- No i widzisz Drake - mówiłem dalej ubierając się i szczerze pierdoliłem ile ludzi mi się przygląda. - bo jest tak... ktoś tu kiedyś zrobił coś. Nikt z was nie wie kto, kiedy i jak? A ja się domyślam coś. Także wybiorę się na małą rozpierduchę. W Italii też zrobiłem rozpierduchę z Borysem na pokładzie. I żyję. A ty z czego się zorientowałem ładujesz się tylko w kłopoty
- Przestań zmieniać temat - warknął Drake
- A ty nie rób z siebie kilera bo nie umiesz nim być
Wpakowałem Damona do nosidełka i powiedziałem
- Wychodzimy Roz
Nie pewnie ale posłusznie za mną poszła. Drake zupełnie zbaraniał. I poszedł za nami.
- No więc teraz lekcja nr 1 Drake'uś skoro zostałeś już moim ogonem
I w piwnicy kulkę w łeb dostał mój ojciec.
- Nawet nie spytałeś - wrzasnął Drake
- Nie musiałem
- To skąd wiedziałeś że to on?
- Nie wiedziałem
- To czemu go zabiłeś?
- Bo się przyzwyczaiłem
- Zaczyna się robić nie ciekawie - powiedział Drake do Roz - myślę siostra że powinnaś zostać w domu.
- W domu może chcieć ktoś ją zabić - stwierdziłem - teraz bezpieczna jest tylko przy mnie. Bo albo przez nią chcą dojść do mnie albo stanowi dla nich jakieś zagrożenie i chcą ją zabić. Więc ja się ciebie Drake pytam co ty nawywijałeś? Ufałem ci... Roz jest twoją siostrą byłeś za nią odpowiedzialny. Nawaliłeś chłopie nie tylko ja nie potrafiłem upilnować Roz. Bo mnie tu nie było. A ty gdzie byłeś?
- To co miałem z nią spać - wrzasnął
- Nie zdziwił bym się gdybyś to zrobił a wtedy był byś już martwy.
Kazałem wsiąść Roz na przednie siedzenie. Młodego zapiąłem pasami
- Pakuj dupę z tyłu Drake
- Stój - zwinął mnie za fraki - kogo jeszcze zamierzasz zabić?
- Dzisiaj czy w ciągu najbliższych 24 czy 48 godzin. I puść mnie nie uprawiaj mi tu propagandy. Najpierw włazisz mi pod prysznic a teraz chcesz się mieszać w moje interesy. Będziesz wiedział tyle ile ja chcę ci powiedzieć. A wracając do twojego pytania. W domu drażni mnie te psychopatyczne dziecko, Krzysiek, Mateusz, Amanda i Pati. Więc może sobie zrobię małą strzelnicę w domu. A teraz zabawię się w GTA.
Roz się przestraszyła.
- Woda słoneczko - podałem jej - a tutaj proszę tableteczki trzy łykasz wszystkie trzy. Nie pytaj wytłumaczę pózniej.
- Ale ja chcę wiedzieć - domagał się Drake
- Nie włazi mi w życie z butami. Połknęłaś - dopytałem Roz
Pokiwała głową. Więc najpierw pojechaliśmy na osadę.
- Chcę wiedzieć czym naszprycowałeś przed chwilą moją siostrę
- Gadasz jak mały bachor, tato chce lizaka. Zostań i pilnuj Damona - poleciłem Drake'owi
Wyskoczyłem z samochodu otworzyłem drzwi z drugiej strony. I wysiadła Roz. Przytuliłem ją i stwierdziłem
- Pójdziemy na spacerek skarbie.
Siedem osób które się patrzyły poleciały od razu.
- Quick czemu ich zabiłeś zaczynam się ciebie bać
- Bo się krzywo patrzyli - powiedziałem zmieniając magazynek
Pózniej poleciało jeszcze pięciu wojaków.
- Byli dziwnie spokojny - wyprzedziłem jej pytanie
- Możemy już wracać do samochodu? - dopytała - trochę mi słabo
Więc nie wiele myśląc wziąłem ją na ręce.
- Wiesz co ja zauważyłem - stwierdziłem - że odkąd wróciłem w sensie że od ruskich to ja cię więcej nosze niż ty sama chodzisz. Ale przynajmniej to w tym wszystkim jest fajne. Pózniej pojechaliśmy na jednostkę. Tam polecieli z miejsca strażnicy, łysy i ludzie którzy byli odpowiedzialni za każdą grupę. Zawołałem jakiegoś tam kolesia
- Za godzinę chcę tu widzieć, a raczej we własnym domu listę rodzin tych co tu leżą martwi. No to będzie na tyle na początek
Wsiadłem do samochodu i pojechaliśmy na chatę.
- Po co to zrobiłeś? - zapytał Drake
- Ktoś musiał wydać rozkaz tak? Więc zginęli ci co dowodzili innymi. A skoro padli żołnierze przed bramami znaczy że to były porachunki gangsterskie. Czyli coś co lubię najbardziej. A swoją drogą Drake już tak na spokojnie to nie wiem czy zauważyłeś jak byliśmy pod prysznicem w kiblu leżały podpaski. A u nas jak ja zauważyłem każda dziewczyna takie rzeczy trzyma w pokoju a zużyte takie rzeczy lądują w śmieciach na dole.
- Ależ ty spostrzegawczy aż pójdę zobaczę.
- Nadal jest ci słabo? - dopytałem Roz
- Nie ale chciała bym z tobą porozmawiać.
- Uwierz mi że ja też bym chciał. I nawet nie masz pojęcia jak wiele chciał bym się dowiedzieć.
Otworzyłem drzwi mało co nie zabijając Borysa który wyłożył się jak długi na podłodze.
- Nie śpij na służbie - powiedziałem
- Jestem zmęczony tą drogą
- Chyba jedzeniem i spaniem
- No w samochodzie trochę nie wygodnie się spało - stwierdził
- Wiesz co Borys? Ja cię kiedyś zabije ale nim to zrobię pojedziesz z Mańkiem na jednostkę przywieziecie tu nowe drzwi i je założycie. Bo tylko mi tu brakowało domu bez klamek. Ten dzień to jakaś masakra. Więc łaskawie Drake'uś zostaw nas teraz samych. Idziemy na górę ja muszę porozmawiać z Roz. Jesteśmy chyba oboje sobie winni wyjaśnienia.
Drake popatrzył się na mnie nie pewnie
- Ty zwariowałeś
- Bo chcę porozmawiać ze swoją własną narzeczoną?
- Do tej pory powinna być już twoją żoną - skomentował Drake
- Żoną z nazwy czy prawdziwą?
- Prawdziwą durniu
- No więc ja się ciebie pytam Drake'uś widziałeś tu gdzieś jakiegoś księdza i urząd stanu cywilnego bo ja kurwa nie. Ja naprawdę nie mam siły. Chciałbym się położyć, porozmawiać i odpocząć bo dawno tego nie robiłem
- Czego? - dopytał niepewnie Drake
- Nie spałem, nie leżałem, nie ruchałem i nawet się nie przytulałem. Co ja mówię nawet się nie pożegnałem wyjeżdżając bo twoja siostra była uprzejma mnie olać.
I poszliśmy na górę.
Od Drake'a
Musiałem z nim pogadać. Tak nie może być moja siostra nie może być co chwila na celowniku. On musi coś z tym zrobić. A ja muszę tego dopilnować. Mam tylko ją, Al też mogę stracić przez zasranego profesorka. Swoją drogą o tej szczepiące też muszę z nim pogadać. Zostawiłem Rozi na dole i poszedłem za Quickiem na górę. Udało mi się go złapać jeszcze za nim poszedł pod prysznic. Kultura nakazuje pukać do drzwi ale co zrobić kiedy drzwi leżą na podłodze.
- Puk, puk - wypaliłem
Quick odkręcił się w moją stronę
- Mogę? - dopytałem stojąc jeszcze za drzwiami.
- Drake ja naprawdę muszę wziąć prysznic...
- A ja naprawdę muszę z tobą pogadać - przerwałem mu
Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem
- No wiec gadaj
- Wiec mogę wejść? - dopytałem
- Drake nie wkurwiaj mnie - warknął Quick
- Dobra a teraz tak na serio - zacząłem - przyszedłem cię opieprzyć
- Słucham? - dopytał zdziwiony
- No tak Quick. - wypaliłem - Pamiętasz naszą rozmowę parę miesięcy temu. Mówiłem ci że jak skrzywdzisz moją siostrę to przywalę ci w pysk.
- O czym ty bredzisz? - dopytał
- Quick moja siostra mogła być na miejscu Creepy. Naraziłeś ją i Damona. Strzelili do niej i to twoja wina. Zostawiłeś ją, wyjechałeś do Włoch kiedy moja siostra była narażona. Strzelili do niej kiedy wyszła za dom z Damonem. Całe szczęście że tylko tak to się skończyło.
- Wiem Drake zawaliłem i ja to załatwię.
- Nie Quick. Tu chodzi o moją siostrę. Nie mogę jej stracić rozumiesz. Cokolwiek próbujesz zrobić chcę być przy tym. Chcę zobaczyć czy osoby odpowiedzialne za to zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. Zaufałem ci stary a ty nie dopilnowałeś bezpieczeństwa mojej siostry. I chciał bym znać twoje ciemne interesy, nie chce ci przeszkadzać i toleruje to wszystko ale widzimy jak to się skończyło.
- Puk, puk - wypaliłem
Quick odkręcił się w moją stronę
- Mogę? - dopytałem stojąc jeszcze za drzwiami.
- Drake ja naprawdę muszę wziąć prysznic...
- A ja naprawdę muszę z tobą pogadać - przerwałem mu
Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem
- No wiec gadaj
- Wiec mogę wejść? - dopytałem
- Drake nie wkurwiaj mnie - warknął Quick
- Dobra a teraz tak na serio - zacząłem - przyszedłem cię opieprzyć
- Słucham? - dopytał zdziwiony
- No tak Quick. - wypaliłem - Pamiętasz naszą rozmowę parę miesięcy temu. Mówiłem ci że jak skrzywdzisz moją siostrę to przywalę ci w pysk.
- O czym ty bredzisz? - dopytał
- Quick moja siostra mogła być na miejscu Creepy. Naraziłeś ją i Damona. Strzelili do niej i to twoja wina. Zostawiłeś ją, wyjechałeś do Włoch kiedy moja siostra była narażona. Strzelili do niej kiedy wyszła za dom z Damonem. Całe szczęście że tylko tak to się skończyło.
- Wiem Drake zawaliłem i ja to załatwię.
- Nie Quick. Tu chodzi o moją siostrę. Nie mogę jej stracić rozumiesz. Cokolwiek próbujesz zrobić chcę być przy tym. Chcę zobaczyć czy osoby odpowiedzialne za to zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. Zaufałem ci stary a ty nie dopilnowałeś bezpieczeństwa mojej siostry. I chciał bym znać twoje ciemne interesy, nie chce ci przeszkadzać i toleruje to wszystko ale widzimy jak to się skończyło.
Od Rozi
Ze snu wyrwał mnie płacz Damona. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Kompletnie się wyłączyłam, na co nie pozwalałam sobie kiedy Quicka nie było. Zarwałam się z łóżka i syknęłam z bólu. Dlaczego to musi tak strasznie boleć. I wtedy normalnie zachciało mi się płakać przecież ja postrzeliłam Quicka. Słyszałam że postrzał strasznie boli ale dopiero teraz wiem jak wygląda to w rzeczywistości. I jeszcze Creepy przecież ona była taka młoda zginęła przeze mnie. Przecież to cud że Damonowi nic się w tedy nie stało. Quick zaczął zajmować się Damonem. Spojrzałam w stronę drzwi. Borysa nie było... Podszedł do mnie Drake. O Boże... mój brat nie jest moim bratem
- Roz dobrze się czujesz? - spytał
- Tak - zapewniłam i faktycznie czułam się lepiej
- Na pewno? - dopytał
- Jasne, to ty jesteś kłamcą nie ja. Drake wiedziałeś o tym?
Spojrzał na mnie.
- Nie - powiedział - nie miałem pojęcia.
- O Boże... jak nasza mama mogła zdradzić tatę. Boże... przecież to nie jest mój ojciec
- Roz uspokój się - powiedział - nie wiem jak matka mogła zdradzić ojca. Stało się i już. Najwidoczniej ojciec nic nie wiedział. A może wiedział...
- Wiedział - przyznałam
Musiał wiedzieć. Rodzice się kłócili chcieli się nawet rozwieść. Nie znałam powodów ale to musiało być to.
- Wątpię - wypalił
- Ojciec rzadko wracał do domu. - przypomniałam - Chcieli się nawet rozwieść
- Co?
- Nic nie wiedziałeś? - dopytałam - no oczywiście. Jak mogłeś wiedzieć skoro nie interesowało cię to co dzieje się w domu.
- Ale się porobiło - powiedział - Roz nie ważne co odwalali starzy ty i tak jesteś moją siostrą. No przecież to ty irytowałaś mnie przez całe dzieciństwo.
- Czyli wszystko po staremu?
- Jasne siostra że tak a wyobrażasz sobie inaczej. Nie ważne kto jest twoim ojcem. Ale naprawdę mnie to zastanawia
- Jeszcze powiedz że masz kandydata - mruknęłam
- Muszę pomyśleć jak na coś wpadnę to dam znać.
Wtedy podszedł do nas Quick
- I jak się czujesz słońce? - spytał
- Dobrze - powiedziałam
- Muszę skoczyć pod prysznic - skomentował
- Wiec daj mi Damona i leć - powiedziałam usiadłam wyciągając ręce.
Już było po śniadaniu, więc jak zawsze wszyscy byli pochłonięci własnymi sprawami. Muszę pogadać z Borysem. I gdzie on jest. Do tego nadal nie wiem kto do mnie strzelał. Jak by był tu Borys zapewne już dawno by się tego dowiedział przecież to kompletna plociucha. Ktoś musiał coś wiedzieć. Przecież strzelano do mnie w ciągu dnia.
- Muszę z nim pogadać - oznajmił Drake i poszedł za Quickiem
W momencie kiedy Drake poszedł na górę do domu wszedł Borys. Ustał przy drzwiach. Spojrzałam na niego porozumiewawczo. Borys chyba też już przywykł do swojej roli. Obejrzał się dookoła i podszedł do kanapy.
- Jak by ktoś pytał to podawałeś mi pieluchę - wypaliłam pokazując na tetrową pieluchę leżącą przy stole na krzesełku. - więc idz po nią
Borys posłusznie poszedł po pieluchę i trzymał ją w dłoni.
- No a teraz mów - poprosiłam
- Słyszałem co panien... ciebie spotkało
- Więc zdążyłeś iść już na ploty - zauważyłam - spróbuj się Borys dowiedzieć kto pociągnął za spust
- Postaram się - powiedział
- Dobrze a teraz opowiadaj jak było we Włoszech
- E...
- Borys nie zawieszaj się nie mamy czasu
- Dobrze no więc szef załatwiał zlecenie
- I? - dopytałam
- Zabił dość dużo ludzi - stwierdził
- Borys powiedz mi coś co chce wiedzieć - poprosiłam
- No więc szef zabił całą rodzinę. Żonę dzieci...
- Borys
- Dobrze no więc czekaliśmy na córkę...
- Tę 17 latnią? - dopytałam
- Tak - przytaknął nie co zdziwiony
- Nie jesteś moim jedynym informatorem - powiedziałam - więc co było jak już przyszła
- Zaprosił ją na przejażdżkę. Mówił że jest podobna do panie... ciebie. Chyba nawet i mu się spodobała. Gdybym nie siedział na tylnym siedzeniu to nie wiem jak by to się skończyło...
- Borys - warknęłam
- No ale że tam byłem...
- Tak wiem...
- No więc szef zapytał się czy ona ma farbowane włosy i ona powiedziała że tak. Wtedy szef kazał jej wysiąść i ją zastrzelił
- To wszystko? - dopytałam
- Oczywiście
- Więc dziękuje
Wzięłam od niego pieluchę, a Borys wrócił na swoje miejsce przy drzwiach.
- Roz dobrze się czujesz? - spytał
- Tak - zapewniłam i faktycznie czułam się lepiej
- Na pewno? - dopytał
- Jasne, to ty jesteś kłamcą nie ja. Drake wiedziałeś o tym?
Spojrzał na mnie.
- Nie - powiedział - nie miałem pojęcia.
- O Boże... jak nasza mama mogła zdradzić tatę. Boże... przecież to nie jest mój ojciec
- Roz uspokój się - powiedział - nie wiem jak matka mogła zdradzić ojca. Stało się i już. Najwidoczniej ojciec nic nie wiedział. A może wiedział...
- Wiedział - przyznałam
Musiał wiedzieć. Rodzice się kłócili chcieli się nawet rozwieść. Nie znałam powodów ale to musiało być to.
- Wątpię - wypalił
- Ojciec rzadko wracał do domu. - przypomniałam - Chcieli się nawet rozwieść
- Co?
- Nic nie wiedziałeś? - dopytałam - no oczywiście. Jak mogłeś wiedzieć skoro nie interesowało cię to co dzieje się w domu.
- Ale się porobiło - powiedział - Roz nie ważne co odwalali starzy ty i tak jesteś moją siostrą. No przecież to ty irytowałaś mnie przez całe dzieciństwo.
- Czyli wszystko po staremu?
- Jasne siostra że tak a wyobrażasz sobie inaczej. Nie ważne kto jest twoim ojcem. Ale naprawdę mnie to zastanawia
- Jeszcze powiedz że masz kandydata - mruknęłam
- Muszę pomyśleć jak na coś wpadnę to dam znać.
Wtedy podszedł do nas Quick
- I jak się czujesz słońce? - spytał
- Dobrze - powiedziałam
- Muszę skoczyć pod prysznic - skomentował
- Wiec daj mi Damona i leć - powiedziałam usiadłam wyciągając ręce.
Już było po śniadaniu, więc jak zawsze wszyscy byli pochłonięci własnymi sprawami. Muszę pogadać z Borysem. I gdzie on jest. Do tego nadal nie wiem kto do mnie strzelał. Jak by był tu Borys zapewne już dawno by się tego dowiedział przecież to kompletna plociucha. Ktoś musiał coś wiedzieć. Przecież strzelano do mnie w ciągu dnia.
- Muszę z nim pogadać - oznajmił Drake i poszedł za Quickiem
W momencie kiedy Drake poszedł na górę do domu wszedł Borys. Ustał przy drzwiach. Spojrzałam na niego porozumiewawczo. Borys chyba też już przywykł do swojej roli. Obejrzał się dookoła i podszedł do kanapy.
- Jak by ktoś pytał to podawałeś mi pieluchę - wypaliłam pokazując na tetrową pieluchę leżącą przy stole na krzesełku. - więc idz po nią
Borys posłusznie poszedł po pieluchę i trzymał ją w dłoni.
- No a teraz mów - poprosiłam
- Słyszałem co panien... ciebie spotkało
- Więc zdążyłeś iść już na ploty - zauważyłam - spróbuj się Borys dowiedzieć kto pociągnął za spust
- Postaram się - powiedział
- Dobrze a teraz opowiadaj jak było we Włoszech
- E...
- Borys nie zawieszaj się nie mamy czasu
- Dobrze no więc szef załatwiał zlecenie
- I? - dopytałam
- Zabił dość dużo ludzi - stwierdził
- Borys powiedz mi coś co chce wiedzieć - poprosiłam
- No więc szef zabił całą rodzinę. Żonę dzieci...
- Borys
- Dobrze no więc czekaliśmy na córkę...
- Tę 17 latnią? - dopytałam
- Tak - przytaknął nie co zdziwiony
- Nie jesteś moim jedynym informatorem - powiedziałam - więc co było jak już przyszła
- Zaprosił ją na przejażdżkę. Mówił że jest podobna do panie... ciebie. Chyba nawet i mu się spodobała. Gdybym nie siedział na tylnym siedzeniu to nie wiem jak by to się skończyło...
- Borys - warknęłam
- No ale że tam byłem...
- Tak wiem...
- No więc szef zapytał się czy ona ma farbowane włosy i ona powiedziała że tak. Wtedy szef kazał jej wysiąść i ją zastrzelił
- To wszystko? - dopytałam
- Oczywiście
- Więc dziękuje
Wzięłam od niego pieluchę, a Borys wrócił na swoje miejsce przy drzwiach.
Od Quicka
Nie wiem jak długo siedziałem na tej kanapie w salonie. Jednak zdziwiło mnie po pewnym czasie. To że wszedłem bez problemu i nie zastałem nigdzie Mariusza w pobliżu ale totalnie to zlałem. Może chłopak do kibla musiał albo coś toż to tylko człowiek. Już prawie przysypiałem gdy usłyszałem płacz Damona. Podniosłem głowę. Siedziałem tak przez dłuższą chwilę. A on nie przestawał płakać. Mało tego co raz gorzej się zanosił. Nie no tak nie może być. Jak już wyjeżdżałem to Roz działała jak automat. Niby mówiła że mnie kocha, ale jeżeli Damona słychać w całym domu to znaczy tylko jedno. Zabije Krzyśka. Westchnąłem i skierowałem się na górę. Wyjąłem broń, odbezpieczyłem. Zapierdole go w moim własnym łóżku. Ze mną to nie ale z jakimś pieprzonym Krzysiem. Też sobie porozmawiamy Roz nie może tak robić. Koniec kurwa z tą chorą miłością. Z moich rozmyśleń wyrwały mnie głosy dochodzące z pokoju Roz. Alex i Drake? Co w tym wszystkim robi Alex i Drake. Nie zdziwiło mnie że nie ma moich ludzi. Sam powiedziałem Roz że skoro nie czuję się komfortowo może ich wywalić. Ale co robi tam Alex i Drake? Oni rozmawiają głośno a w koło taka cisza. I co robił Zombie w salonie. Przecież odkąd Al jest zarażona Zombie zawsze był z Creepy. Nie wiele myśląc wypierdoliłem drzwi z kopa. Stanąłem w nich z wycelowaną, odbezpieczoną bronią.
Drake trzymał Roz na rękach w sumie nie wiem co chciał z nią z robić i po co to robił. Alex miała na ręku Damona.
- Co tu się dzieje - ryknąłem
- Alex podejć tylko spokojnie i oddaj mi syna
- Ja ci wszystko wytłumaczę - powiedziała Alex
- Rób kurwa co mówię będziesz tłumaczyć jak będę pytał.
- Szwagier - wtrącił się Drake
- Szwagra już nie ma - powiedziałem - posadz Roz na fotel
Alex oddała mi syna.
- Oboje kurwa pod ścianę
Wtedy wpadła Pati.
- Co tu się dzieje czemu tak wrzeszczycie? Quick - powiedziała chyba zdziwiona.
- Starego Quicka już nie ma pod ścianę.
Damon wrzeszczał niemiłosiernie.
- John zostaw ich oni tylko mi pomogli - usłyszałem cichy głos Roz
Spojrzałem na nią
- Proszę - powiedziała
Opuściłem broń. Roz bardzo zle wyglądała.
- Pati biegnij po profesora. Co tu się stało?
- Usiądz bo nie uwierzysz - powiedział Drake
- Drake ty mnie nie uruchamiaj. Przestań mnie kurwa sadzać co ty profesor jesteś. Roz rodzi po raz drugi że mnie sadzacie.
- Ja ci wszystko wytłumaczę - powiedział Drake
- Wybaczcie ale nie będę was w tej chwili słuchał.
Wtedy za fraki został przyprowadzony profesor.
- Co się tu dzieje - wrzasnąłem bardziej niż zapytałem
- No chciałem ci wytłumaczyć - stwierdził Drake
Nim po raz kolejny otworzył twarz odezwał się profesor.
- Jest już dobrze. Tylko Roz potrzebuje krwi
- Co takiego? Pózniej wytłumaczycie mi co tu się w ogóle dzieje ale Drake jest jej bratem ma tę samą grupę krwi w czym problem.
- Chyba raczej nie - powiedział profesor
- Nie - powiedzieliśmy wszyscy jak chórek kościelny i popatrzyliśmy na siebie
- Znaczy tak - powiedział profesor
Znów popatrzyliśmy na siebie ciężko zdziwieni
- To nie czy tak? - dopytałem
- I to i to - powiedział profesor
- Jaśniej poproszę
- Mają tą sama matkę lecz innego ojca
- Co takiego - powiedział Drake i Roz jednocześnie
- To niemożliwe - stwierdziłem
- A jednak - powiedział profesor. - Powinni mieć wspólny współczynnik który był by bazą
- Drake? - dopytałem niepewnie
- Ja nic o tym nie wiem i chyba raczej już się o tym nie dowiem
- Dobra Pati zawołaj Amandę. Ludzie co tu się dzieje
- W telegraficznym skrócie - powiedział Drake - ktoś chciał sprzątnąć Roz, Creepy nie żyje, 7 żołnierzy nie żyje, a Roz dostała dwie kulki.
- Ja pierdole - powiedziałem
- Przepraszam stary - poklepałem Drake po ramieniu - nie wiem chyba współczuje
- Ta... - powiedział Drake - dziwne okoliczności i dziwne rzeczy się wyjaśniają
- Przepraszam zajmę się małym.
Musiałem na czymś skupić myśli. Co tu się kurwa stało. Matka się puściła dziwne... Gdzie jest Mariusz. To musiał być zorganizowany napad. Hm...
- Gdzie jest mój ojciec - wrzasnąłem
Wtedy zbiegła się reszta domowników. I ciągle słyszałem tylko Quick, Quick, Quick.
- Nie jestem napisem na dropsach. Na śniadaniu wszystko mi wyjaśnicie.
I wtedy Pati doprowadziła Amandę. Ta zaczęła wrzeszczeć o Kaśce i o ojcu.
- Zamknij ryj - powiedziałem - wykonuj teraz polecenia profesora. A ty Patrycja skoro niańczysz tą szmatę to dopilnuj by polecenia wykonywała precyzyjnie. Dużo potrzeba tej krwi - dopytałem profesora
- Przynajmniej pół litra - powiedział profesor
- Zjebie mnie z nóg - mruknąłem - okej to robimy transfuzje profesorek
- Ale muszę zbadać twoją krew synu.
- Wiem jaką mam grupę i nic mi nie jest mojej krwi również. Zerówka podpina się pod wszystkie grupy.
- No zgadza się ale czy jest zdrowa? - dopytał profesor - trzeba sprawdzić
- Jest chora z nienawiści - stwierdziłem - i nic nie będzie pan sprawdzał. I wykonać bo nie mam całego dnia.
Amanda jęczała o tą Kaśkę jak przyszła już z potrzebnymi rzeczami. Oddałem śpiącego Damona Al
- Zajmij się nim proszę. Tylko nie opuszczaj tego pokoju
Pocałowałem Roz w czoło.
- Będzie dobrze słonko, zaraz poczujesz się lepiej. Będziesz miała w sobie krew psychopaty.
Położyłem ją na łóżku. Usiadłem obok i profesor zaczął przetaczać tą krew.
- Co tu się stało powiedzcie
I no w telegraficznym skrócie usłyszałem to co wiedzieli. W tym czasie profesor zakończył przetaczanie krwi. Z deka kręciło mi się w głowie. Za to Roz nabrała troszkę koloru i nawet się uśmiechnęła.
- Nie myślałam że wrócisz. Myślałam że ci się nie uda. O twoich wyczynach mówili w telewizji.
- No widzisz niunia jaki jestem sławny - uśmiechnąłem się
Roz zaczęła ziewać
- Idzcie na śniadanie poleciłem - pogadamy. Ty Al też.
Zabrałem od niej Damona
- Chciała bym go przytulić - stwierdziła Roz jak byliśmy już sami
- Postrzelili cię dwa razy ale ja nie wiem gdzie to z której strony mógł bym go położyć.
- Tutaj - pokazała
- No czyli serduszko masz całe
Delikatnie położyłem na niej Damona a ona objęła go ręką. On naprawdę lubi leżeć na brzuchu.
- Wiesz - zacząłem - tak naprawdę to ja nie wiem jak mam się teraz zachować.
- Dawno wróciłeś? - zapytała
- Jestem od czwartej ale nie miałem odwagi przyjść na górę. Przed moim wyjazdem byłaś troszkę nie swoja. Ja się bałem tutaj wejść. Nie myślałem że ktoś czyha na twoje życie.
- Mówiłeś że mafia to rodzina - zaczęła
- Istotnie - powiedziałem
- Ty jesteś jej częścią a ja jestem tylko matką twojego syna. Twój syn to jest rodzina mafii, a ja jestem tylko jego matką wiec jestem nikim.
- Sugerujesz że to oni do ciebie strzelali
- Ja nie wiem nie widziałam ale jak bym była twoją żoną to też była bym rodziną.
- Pomyślimy o tym - uśmiechnąłem się - i obiecuję że porozmawiamy na ten temat. Jak poczujesz się lepiej. A teraz prześpij się, a ja zabiorę Damona na dół żeby ci nie przeszkadzał.
- I widzisz już wybrałeś jego nie mnie. A jak ty będziesz na dole a ktoś mnie zabije?
Rety no to jest chora sytuacja. Nie wiem kto i co. Musze pogadać z Mariuszem i Grześkiem. Dopaść Łysego albo stary. Transport ta okolica kurwa no tak. Ja pierdole.
- Ja między wami nie wybieram słońce. Jesteście oboje dla mnie ważni. Hm... jak tu to zrobić. Bo ja nawet to nie wiem gdzie cię słońce boli.
- Jak już jesteś to nic mnie nie boli
- Aha - powiedziałem - okej no to spróbujemy
Pomogłem jej usiąść. Położyłem jej Damona na kolanach.
- Dasz radę go przytrzymać troszkę - dopytałem
- No tak - powiedziała
- Na pewno? - dopytałem ostrożnie
- Tak ja wszystko dam rade - stwierdziła
- Jasne, jasne widzisz moja krew już działa w tobie.
Roz uśmiechnęła się ale najwyrazniej mimo wszystko nie chciała zostać sama lub po prostu się bała. Ostrożnie podniosłem ją ona przytrzymywała Damona na rękach. Jezu dobrze że nie mam blizniaków - pomyślałem. Zszedłem na dół wszyscy już czekali w napięciu. I w sumie chyba wszyscy z ulgą przyjęli mój powrót.
- Amanda gdzie jest pan ojciec? - dopytałem po między ciągłymi prośbami Roz żebym przytulał ją bardziej - ja chcę tylko swoją Kasię - wrzeszczała Amanda
- Gówno mnie obchodzi gdzie jest ojciec?
- W celi - stwierdził Luke
- A Kaśka?
- Ja się z nią bujam - odparła Pati
- Chyba będę musiał sprawdzić jej dziewictwo
- Nie denerwuj mnie - powiedziała Pati
- Oddaj jej Kaśkę
- Nie - powiedziała
- Rób co ci mówię - wyjąłem broń i strzeliłem jej pod nogi
- Pati zrób o co prosi Quick - powiedział Luke
Pózniej Julka zrobiła zamieszanie odskakując od stołu. I twierdząc że ktoś ją maca. Jak się okazało pod stołem siedział Witek.
- Wyjdz Wituś - powiedziałem - już nic się nie bój
- Ja cię nie macałem to tylko był mój brzuch - stwierdził Witek wynurzając się spod stołu
- Masz duży brzuch - stwierdził Drake próbując zaistnieć
Pózniej zapytał poważnie
- I co teraz zrobimy?
- Ukażemy winnego - stwierdziłem
- Ale my nie wiemy kto to - dodał Luke
- Po nice do kłębka panowie. Ja jestem od tego żeby się dowiedzieć. Znalezć i wymierzyć sprawiedliwość. A czemu pani starsza tak się trzęsie?
- Drake ją molestował militarnie - stwierdził Luke - i profesor mało co nie zszedł na zawał
- Spokojnie wszystko się ułoży.
Roz przysypiała mi na kolanach. Jula skoczyła po poduszkę i koc. Położyłem ją w salonie, przykryłem kocem a Al włożyła Damona do nosidełka.
- Po tym wszystkim też nie chciała bym być sama - stwierdziła Jula
- Nikt by nie chciał - dodała Alex
I wtedy zobaczyłem Alfredów
- Alex co oni tu robią?
- Pilnują naszego bezpieczeństwa - stwierdziła Alex
- Niech wracają do siebie - powiedziałem ostro - chyba że wolisz bym ich powybijał
- Pilnowali nas - stwierdziła Al
- Odwołaj ich proszę nie chcę krzywdzić Alfreda
Al musiała to zrobić bo odeszli spod okien. Amanda uciszała Kaśkę żeby ta nie płakała. Sytuacja nie co się rozluzniła. Pani starsza poszła zrobić coś na śniadanie. Julka, Pati i Alex poszły z nią żeby było szybciej.
- Odkąd wróciłeś Roz pierwszy raz śpi tak spokojnie.
- Ta... - powiedziałem - widać tylko ze mną jest bezpieczna. I pewnie tak się czuje - dodałem - taka sytuacja nie może mieć więcej miejsca.
- Gdy Roz się obudzi - zaczął profesor - powinna poruszać się już o własnych siłach. Jak mówili panowie Drake i Luke to musiała być zorganizowana akcja. Jednak ktoś troszkę musiał pomieszać w głowach tych co strzelali. Albo byli za daleko. Nie wiem bo rany nie były poważne jednak dużo krwi panienka Roz straciła. Stąd to osłabienie i nie dyspozycja.
- To dobra wiadomość - stwierdził Drake
Wtedy zaczęła budzić się Roz bo Damon zaczął płakać
Drake trzymał Roz na rękach w sumie nie wiem co chciał z nią z robić i po co to robił. Alex miała na ręku Damona.
- Co tu się dzieje - ryknąłem
- Alex podejć tylko spokojnie i oddaj mi syna
- Ja ci wszystko wytłumaczę - powiedziała Alex
- Rób kurwa co mówię będziesz tłumaczyć jak będę pytał.
- Szwagier - wtrącił się Drake
- Szwagra już nie ma - powiedziałem - posadz Roz na fotel
Alex oddała mi syna.
- Oboje kurwa pod ścianę
Wtedy wpadła Pati.
- Co tu się dzieje czemu tak wrzeszczycie? Quick - powiedziała chyba zdziwiona.
- Starego Quicka już nie ma pod ścianę.
Damon wrzeszczał niemiłosiernie.
- John zostaw ich oni tylko mi pomogli - usłyszałem cichy głos Roz
Spojrzałem na nią
- Proszę - powiedziała
Opuściłem broń. Roz bardzo zle wyglądała.
- Pati biegnij po profesora. Co tu się stało?
- Usiądz bo nie uwierzysz - powiedział Drake
- Drake ty mnie nie uruchamiaj. Przestań mnie kurwa sadzać co ty profesor jesteś. Roz rodzi po raz drugi że mnie sadzacie.
- Ja ci wszystko wytłumaczę - powiedział Drake
- Wybaczcie ale nie będę was w tej chwili słuchał.
Wtedy za fraki został przyprowadzony profesor.
- Co się tu dzieje - wrzasnąłem bardziej niż zapytałem
- No chciałem ci wytłumaczyć - stwierdził Drake
Nim po raz kolejny otworzył twarz odezwał się profesor.
- Jest już dobrze. Tylko Roz potrzebuje krwi
- Co takiego? Pózniej wytłumaczycie mi co tu się w ogóle dzieje ale Drake jest jej bratem ma tę samą grupę krwi w czym problem.
- Chyba raczej nie - powiedział profesor
- Nie - powiedzieliśmy wszyscy jak chórek kościelny i popatrzyliśmy na siebie
- Znaczy tak - powiedział profesor
Znów popatrzyliśmy na siebie ciężko zdziwieni
- To nie czy tak? - dopytałem
- I to i to - powiedział profesor
- Jaśniej poproszę
- Mają tą sama matkę lecz innego ojca
- Co takiego - powiedział Drake i Roz jednocześnie
- To niemożliwe - stwierdziłem
- A jednak - powiedział profesor. - Powinni mieć wspólny współczynnik który był by bazą
- Drake? - dopytałem niepewnie
- Ja nic o tym nie wiem i chyba raczej już się o tym nie dowiem
- Dobra Pati zawołaj Amandę. Ludzie co tu się dzieje
- W telegraficznym skrócie - powiedział Drake - ktoś chciał sprzątnąć Roz, Creepy nie żyje, 7 żołnierzy nie żyje, a Roz dostała dwie kulki.
- Ja pierdole - powiedziałem
- Przepraszam stary - poklepałem Drake po ramieniu - nie wiem chyba współczuje
- Ta... - powiedział Drake - dziwne okoliczności i dziwne rzeczy się wyjaśniają
- Przepraszam zajmę się małym.
Musiałem na czymś skupić myśli. Co tu się kurwa stało. Matka się puściła dziwne... Gdzie jest Mariusz. To musiał być zorganizowany napad. Hm...
- Gdzie jest mój ojciec - wrzasnąłem
Wtedy zbiegła się reszta domowników. I ciągle słyszałem tylko Quick, Quick, Quick.
- Nie jestem napisem na dropsach. Na śniadaniu wszystko mi wyjaśnicie.
I wtedy Pati doprowadziła Amandę. Ta zaczęła wrzeszczeć o Kaśce i o ojcu.
- Zamknij ryj - powiedziałem - wykonuj teraz polecenia profesora. A ty Patrycja skoro niańczysz tą szmatę to dopilnuj by polecenia wykonywała precyzyjnie. Dużo potrzeba tej krwi - dopytałem profesora
- Przynajmniej pół litra - powiedział profesor
- Zjebie mnie z nóg - mruknąłem - okej to robimy transfuzje profesorek
- Ale muszę zbadać twoją krew synu.
- Wiem jaką mam grupę i nic mi nie jest mojej krwi również. Zerówka podpina się pod wszystkie grupy.
- No zgadza się ale czy jest zdrowa? - dopytał profesor - trzeba sprawdzić
- Jest chora z nienawiści - stwierdziłem - i nic nie będzie pan sprawdzał. I wykonać bo nie mam całego dnia.
Amanda jęczała o tą Kaśkę jak przyszła już z potrzebnymi rzeczami. Oddałem śpiącego Damona Al
- Zajmij się nim proszę. Tylko nie opuszczaj tego pokoju
Pocałowałem Roz w czoło.
- Będzie dobrze słonko, zaraz poczujesz się lepiej. Będziesz miała w sobie krew psychopaty.
Położyłem ją na łóżku. Usiadłem obok i profesor zaczął przetaczać tą krew.
- Co tu się stało powiedzcie
I no w telegraficznym skrócie usłyszałem to co wiedzieli. W tym czasie profesor zakończył przetaczanie krwi. Z deka kręciło mi się w głowie. Za to Roz nabrała troszkę koloru i nawet się uśmiechnęła.
- Nie myślałam że wrócisz. Myślałam że ci się nie uda. O twoich wyczynach mówili w telewizji.
- No widzisz niunia jaki jestem sławny - uśmiechnąłem się
Roz zaczęła ziewać
- Idzcie na śniadanie poleciłem - pogadamy. Ty Al też.
Zabrałem od niej Damona
- Chciała bym go przytulić - stwierdziła Roz jak byliśmy już sami
- Postrzelili cię dwa razy ale ja nie wiem gdzie to z której strony mógł bym go położyć.
- Tutaj - pokazała
- No czyli serduszko masz całe
Delikatnie położyłem na niej Damona a ona objęła go ręką. On naprawdę lubi leżeć na brzuchu.
- Wiesz - zacząłem - tak naprawdę to ja nie wiem jak mam się teraz zachować.
- Dawno wróciłeś? - zapytała
- Jestem od czwartej ale nie miałem odwagi przyjść na górę. Przed moim wyjazdem byłaś troszkę nie swoja. Ja się bałem tutaj wejść. Nie myślałem że ktoś czyha na twoje życie.
- Mówiłeś że mafia to rodzina - zaczęła
- Istotnie - powiedziałem
- Ty jesteś jej częścią a ja jestem tylko matką twojego syna. Twój syn to jest rodzina mafii, a ja jestem tylko jego matką wiec jestem nikim.
- Sugerujesz że to oni do ciebie strzelali
- Ja nie wiem nie widziałam ale jak bym była twoją żoną to też była bym rodziną.
- Pomyślimy o tym - uśmiechnąłem się - i obiecuję że porozmawiamy na ten temat. Jak poczujesz się lepiej. A teraz prześpij się, a ja zabiorę Damona na dół żeby ci nie przeszkadzał.
- I widzisz już wybrałeś jego nie mnie. A jak ty będziesz na dole a ktoś mnie zabije?
Rety no to jest chora sytuacja. Nie wiem kto i co. Musze pogadać z Mariuszem i Grześkiem. Dopaść Łysego albo stary. Transport ta okolica kurwa no tak. Ja pierdole.
- Ja między wami nie wybieram słońce. Jesteście oboje dla mnie ważni. Hm... jak tu to zrobić. Bo ja nawet to nie wiem gdzie cię słońce boli.
- Jak już jesteś to nic mnie nie boli
- Aha - powiedziałem - okej no to spróbujemy
Pomogłem jej usiąść. Położyłem jej Damona na kolanach.
- Dasz radę go przytrzymać troszkę - dopytałem
- No tak - powiedziała
- Na pewno? - dopytałem ostrożnie
- Tak ja wszystko dam rade - stwierdziła
- Jasne, jasne widzisz moja krew już działa w tobie.
Roz uśmiechnęła się ale najwyrazniej mimo wszystko nie chciała zostać sama lub po prostu się bała. Ostrożnie podniosłem ją ona przytrzymywała Damona na rękach. Jezu dobrze że nie mam blizniaków - pomyślałem. Zszedłem na dół wszyscy już czekali w napięciu. I w sumie chyba wszyscy z ulgą przyjęli mój powrót.
- Amanda gdzie jest pan ojciec? - dopytałem po między ciągłymi prośbami Roz żebym przytulał ją bardziej - ja chcę tylko swoją Kasię - wrzeszczała Amanda
- Gówno mnie obchodzi gdzie jest ojciec?
- W celi - stwierdził Luke
- A Kaśka?
- Ja się z nią bujam - odparła Pati
- Chyba będę musiał sprawdzić jej dziewictwo
- Nie denerwuj mnie - powiedziała Pati
- Oddaj jej Kaśkę
- Nie - powiedziała
- Rób co ci mówię - wyjąłem broń i strzeliłem jej pod nogi
- Pati zrób o co prosi Quick - powiedział Luke
Pózniej Julka zrobiła zamieszanie odskakując od stołu. I twierdząc że ktoś ją maca. Jak się okazało pod stołem siedział Witek.
- Wyjdz Wituś - powiedziałem - już nic się nie bój
- Ja cię nie macałem to tylko był mój brzuch - stwierdził Witek wynurzając się spod stołu
- Masz duży brzuch - stwierdził Drake próbując zaistnieć
Pózniej zapytał poważnie
- I co teraz zrobimy?
- Ukażemy winnego - stwierdziłem
- Ale my nie wiemy kto to - dodał Luke
- Po nice do kłębka panowie. Ja jestem od tego żeby się dowiedzieć. Znalezć i wymierzyć sprawiedliwość. A czemu pani starsza tak się trzęsie?
- Drake ją molestował militarnie - stwierdził Luke - i profesor mało co nie zszedł na zawał
- Spokojnie wszystko się ułoży.
Roz przysypiała mi na kolanach. Jula skoczyła po poduszkę i koc. Położyłem ją w salonie, przykryłem kocem a Al włożyła Damona do nosidełka.
- Po tym wszystkim też nie chciała bym być sama - stwierdziła Jula
- Nikt by nie chciał - dodała Alex
I wtedy zobaczyłem Alfredów
- Alex co oni tu robią?
- Pilnują naszego bezpieczeństwa - stwierdziła Alex
- Niech wracają do siebie - powiedziałem ostro - chyba że wolisz bym ich powybijał
- Pilnowali nas - stwierdziła Al
- Odwołaj ich proszę nie chcę krzywdzić Alfreda
Al musiała to zrobić bo odeszli spod okien. Amanda uciszała Kaśkę żeby ta nie płakała. Sytuacja nie co się rozluzniła. Pani starsza poszła zrobić coś na śniadanie. Julka, Pati i Alex poszły z nią żeby było szybciej.
- Odkąd wróciłeś Roz pierwszy raz śpi tak spokojnie.
- Ta... - powiedziałem - widać tylko ze mną jest bezpieczna. I pewnie tak się czuje - dodałem - taka sytuacja nie może mieć więcej miejsca.
- Gdy Roz się obudzi - zaczął profesor - powinna poruszać się już o własnych siłach. Jak mówili panowie Drake i Luke to musiała być zorganizowana akcja. Jednak ktoś troszkę musiał pomieszać w głowach tych co strzelali. Albo byli za daleko. Nie wiem bo rany nie były poważne jednak dużo krwi panienka Roz straciła. Stąd to osłabienie i nie dyspozycja.
- To dobra wiadomość - stwierdził Drake
Wtedy zaczęła budzić się Roz bo Damon zaczął płakać
Od Quicka
Włosi pojechali a ja miałem ruszyć w ślad za nimi. Roz od czasu wizyty w szpitalu nie odzywała się do mnie. Przed kolacją wyszedłem by ludzi na stanowiska poustawiać zawołałem Mariusza.
-Będziesz zamiast Borysa siedział na chacie do puki nie wrócę dzień i noc. I pamiętaj Mariusz jesteś za nich odpowiedzialny masz mieć uszy i oczy dookoła głowy.
-Zrobi się - powiedział Maniek i poszedł się przygotować.
-Ja w sumie też zbierałem się do drogi pakowałem potrzebny sprzęt i przed kolacją byłem już gotowy .
-Borys idz się pożegnaj i czekaj w aucie.
Poszedłem na górę Roz nadal się nie odzywała. Od wczoraj była jakaś inna. Mało mówiła dziwnie się zachowywała i Al ona też jakoś ożyła.
-Roz powiedz coś proszę pożegnaj się ze mną. -Jednak ona tylko patrzyła w okno. Damon zaczął płakać a ona jak by tego nie słyszała. Wziąłem go na ręce i pożegnałem się z nim . -Roz ja muszę już jechać wez go proszę ,bo będzie płakał. - Jak automat wzięła chłopca ode mnie. - Roz co się dzieje - i jak do ściany zero odpowiedzi. -Ok zrozumiałem chyba słońce jesteś zła a może po tym co zobaczyłaś już mnie nie kochasz, nie ufasz mi .Do zobaczenia Roz. W takim razie jeżeli będziesz chciała by moi ludzie was nie pilnowali powiedz im to. I uważaj na mojego ojca on jest zdolny do wszystkiego. Postaram się wrócić za tydzień
I po prostu wyszedłem no bo co miałem robić. Wsiadłem do samochodu i szybko odjechałem. Szczerze to pożegnanie myślałem że będzie inne że Roz będzie prosić bym nie jechał no cokolwiek a ona była taka zimna i nieobecna taka inna. I tak czułem się winien że jadę ale teraz eh... teraz to już chyba nie mam po co tam wracać. Krzysiek wygrał może to o to chodzi. Miałem wisielczy humor. Przez całą drogę nie odzywałem się i wyżywałem na samochodzie. Dusiłem gaz jak głupi całkiem jak bym chciał uciec ale od myśli nie da się uciec niestety. Już wolałem jak mnie porwali była niespodzianka i nie miałem czasu myśleć a teraz znowu jestem sam......
Dojechaliśmy na miejsce Borys przez całą drogę jak nie spał, to żarł i nadawał, ale nawet nie wiem co, Rozbiłem obóz w lasku koło Wenecji namiot dla Borysa. Ja miałem spać w samochodzie a raczej pracować w nocy. Pokręciłem się po tym pięknym mieście tu zawsze było romantycznie przynajmniej na programach dokumentalnych tak to pokazywali i nie odbiegało to nic od prawdy. Zlokalizowałem 2 pierwsze cele i wieczorem pozbyłem się 7 osób. Następnego dnia pod nóż trafiła włoska szmata jej rodzinka no i ponad program kochanek i jego żona z trzylatkiem.
Teraz najtrudniejsze znalezć osobę na która jest zlecenie. Minął już tydzień. Transport na pewno już doszedł mam nadzieje że Roz jest zadowolona. Eh gdy o niej myślałem stawałem się nie ostrożny. Powinienem już wracać to już 8 dzień jak mnie niema. Wreszcie znalazłem osobę której szukałem po kilku godzinach udało mi się go przyciągnąć do lasu. Poker Drake jednak działa cuda. Sam zacząłem go przesłuchiwać sporo się dowiedziałem. Borys zawsze był ze mną mimo swej ciapowatości jako pomocnik sprawdzał się doskonale. Zostawał tam gdzie mu kazałem nie robił nic na co mu nie pozwoliłem. Rano zawiozłem naszego mafiozo pod adres na papierze.
-Borys pójdziesz ze mną a jak zejdziemy na dół zostaniesz tam i będziesz pilnował tej rodzinki żeby mi nie spierdolili jasne ?
-Tak.
Weszliśmy do domu był gustownie urządzony i widać było w nim kobieca rękę, luksus i przepych. Przywitał mnie gospodarz domu zapraszając na kolacje.
-Czy mój pracownik może się posilić ?
-Oczywiście.
-Siadaj Borys zjedz coś - poprosiłem.
-Spuznił się pan.
-Nie mogłem wcześniej ale mam już osobę o którą ci chodzi.
-Poważnie?
-Tak Borys dostarcz tu pana.
-Tak to ta osoba - stwierdził tamten.
-Dobrze wiec poproszę o moją zapłatę a pózniej kończę zlecenie.
-Wszystko gotowe.
-Sprawdzimy to - powiedziałem.
I udaliśmy się do tira wyładowanego po zęby złotem i narkotykami.
-Dobrze samochód odjazd - powiedziałem.- A pana zapraszam na przesłuchanie.
-To nie będzie takie łatwe - stwierdził tamten.
-Będzie proszę mi uwierzyć - dodałem wstrzykując gościowi serum prawdy.- Za 5 minut zacznie sypać powiedziałem i usiadłem spokojnie na krzesełku.
Typ faktycznie zaczął śpiewać i po 2 godzinach mojego bezczynnego siedzenia mogłem przystąpić do działania.
-Tylko proszę po cichu powiedział - tamten wychodząc.
-Jasne bardzo po cichu - odparłem strzelając mu w łepetynę. Potem zabiłem tego typka i zlazła jak na złe żonka bo się martwiła. Więc skręciłem jej kark szybko jednym ruchem. Najtrudniej było zaciukać tych 2 sześciolatków ale też to po 4 godzinach udało mi się wykonać. Nie było tylko tej córki co mnie niepokoiło.
-Borys wszystkich pozbieraj i na pakę bo się rozwidnia poczekamy jeszcze trochę na tą gówniarę.
W końcu przyszła weszła po cichu żeby nie obudzić rodziców .
-Hej odezwałem się do niej po włosku - była lekko wstawiona.
-Co ty tu robisz?
- Czekam na ciebie, obserwowałem cię stąd wiem gdzie mieszkasz. Podobasz mi się.
-Zaraz starzy wstają nie możesz tu zostać.
-Ale nie odejdę sam podobasz mi się może pójdziesz ze mną pogadamy?
-Taki facet tylko pogadać nie wierze?
-A co byś chciała coś więcej?
-Jasne i zdjęcie z tobą bo mi kumpele nie uwierzą.
- zdjęcie powiadasz Nie ma sprawy. To co spadamy?
-Jasne .Starzy mnie zbiją.
-Nic ci nie zrobią mała obiecuje a ja wiem co mówię. Już to z nimi załatwiłem.
-Jak to załatwiłeś?
-No wskakuj szybko. Normalnie zobaczysz .
-Masz dziwny akcent nie jesteś Włochem - ciągnęła rozmowę.
-Nie jestem jestem tu gościem lubię Wenecję. Włosy masz malowane? - dopytałem.
-No tak - odpowiedziała - a czemu pytasz?
-Moja dziewczyna ma podobne tylko jaśniejsze i naturalne, w ogóle jesteś do niej podobna.
-Masz dziewczynę? - dopytała rozczarowana.
-Mam nadzieje że jeszcze ją mam bo w sumie to nie wiem.
-Pokłóciliście się?
-Nie chyba się jej nie podobało coś tylko nie wiem co bardziej. Mój nowy dom czy to że tu jadę.
-Mogłeś zabrać ją ze sobą.
-Właśnie czemu ja na to nie wpadłem jesteś genialna.
Istotnie przecież mogłem zabrać Roz ze sobą była by ze mną i nikt by mnie nie podejrzewał. Normalnie jakaś rodzinka na wakacjach. Eh... a teraz to już chyba nie mam po co wracać. Byliśmy na miejscu wysiadłem z samochodu i gdy wysiadła ona popatrzyłem na nią przez chwile i ja zastrzeliłem.
-Kopiemy Borys i podpalamy w dołku .
-Ale po co?
-Bo ja tak mówię.
Po kilku godzinach było po robicie i mogliśmy wracać do domu.
-Panienka Roz będzie zła - stwierdził Borys.
-Czemu? - dopytałem.
-Już 2 tygodnie jest szef na zleceniu a obiecał wrócić za tydzień.
-To było trudne zlecenie sam widziałeś a Roz już chyba jej na mnie przeszło. Coś się z nią działo już wtedy gdy wyjeżdżaliśmy. Chyba ona mnie już nie chce pojadę do domu i chyba pozbieram graty i na jednostce zamieszkam. Tak będzie lepiej dla nich wszystkich. Wydaje mi się że nie przepadają za mną eh... nikt tam w ty domu nie przepada.
-Ciężko szefowi widzę.
A żebyś wiedział jak diabli Borys.
Ciągnąłem już resztkami sił jechałem dzień i noc raz tylko zatrzymałem się na 2 godzinny postój przespałem się. Dalej tylko szosa w sumie nie było mnie 16 dni. Pod dom podjechaliśmy nad ranem nic się nie zmieniło. Osada pogrążona była we śnie. Wysadziłem Borysa przy jego domu i sam pojechałem do własnego wszedłem wszyscy jeszcze spali tylko pies mnie przywitał. Ciężko usiadłem na kanapie nie miałem odwagi wejść na górę. A co jak w jej łóżku będzie Krzysiek? Miałem tak zajebistego doła położyłem sobie głowę na rękach i zamknąłem oczy.
-Kurwa jakie to wszystko skomplikowane
-Będziesz zamiast Borysa siedział na chacie do puki nie wrócę dzień i noc. I pamiętaj Mariusz jesteś za nich odpowiedzialny masz mieć uszy i oczy dookoła głowy.
-Zrobi się - powiedział Maniek i poszedł się przygotować.
-Ja w sumie też zbierałem się do drogi pakowałem potrzebny sprzęt i przed kolacją byłem już gotowy .
-Borys idz się pożegnaj i czekaj w aucie.
Poszedłem na górę Roz nadal się nie odzywała. Od wczoraj była jakaś inna. Mało mówiła dziwnie się zachowywała i Al ona też jakoś ożyła.
-Roz powiedz coś proszę pożegnaj się ze mną. -Jednak ona tylko patrzyła w okno. Damon zaczął płakać a ona jak by tego nie słyszała. Wziąłem go na ręce i pożegnałem się z nim . -Roz ja muszę już jechać wez go proszę ,bo będzie płakał. - Jak automat wzięła chłopca ode mnie. - Roz co się dzieje - i jak do ściany zero odpowiedzi. -Ok zrozumiałem chyba słońce jesteś zła a może po tym co zobaczyłaś już mnie nie kochasz, nie ufasz mi .Do zobaczenia Roz. W takim razie jeżeli będziesz chciała by moi ludzie was nie pilnowali powiedz im to. I uważaj na mojego ojca on jest zdolny do wszystkiego. Postaram się wrócić za tydzień
I po prostu wyszedłem no bo co miałem robić. Wsiadłem do samochodu i szybko odjechałem. Szczerze to pożegnanie myślałem że będzie inne że Roz będzie prosić bym nie jechał no cokolwiek a ona była taka zimna i nieobecna taka inna. I tak czułem się winien że jadę ale teraz eh... teraz to już chyba nie mam po co tam wracać. Krzysiek wygrał może to o to chodzi. Miałem wisielczy humor. Przez całą drogę nie odzywałem się i wyżywałem na samochodzie. Dusiłem gaz jak głupi całkiem jak bym chciał uciec ale od myśli nie da się uciec niestety. Już wolałem jak mnie porwali była niespodzianka i nie miałem czasu myśleć a teraz znowu jestem sam......
Dojechaliśmy na miejsce Borys przez całą drogę jak nie spał, to żarł i nadawał, ale nawet nie wiem co, Rozbiłem obóz w lasku koło Wenecji namiot dla Borysa. Ja miałem spać w samochodzie a raczej pracować w nocy. Pokręciłem się po tym pięknym mieście tu zawsze było romantycznie przynajmniej na programach dokumentalnych tak to pokazywali i nie odbiegało to nic od prawdy. Zlokalizowałem 2 pierwsze cele i wieczorem pozbyłem się 7 osób. Następnego dnia pod nóż trafiła włoska szmata jej rodzinka no i ponad program kochanek i jego żona z trzylatkiem.
Teraz najtrudniejsze znalezć osobę na która jest zlecenie. Minął już tydzień. Transport na pewno już doszedł mam nadzieje że Roz jest zadowolona. Eh gdy o niej myślałem stawałem się nie ostrożny. Powinienem już wracać to już 8 dzień jak mnie niema. Wreszcie znalazłem osobę której szukałem po kilku godzinach udało mi się go przyciągnąć do lasu. Poker Drake jednak działa cuda. Sam zacząłem go przesłuchiwać sporo się dowiedziałem. Borys zawsze był ze mną mimo swej ciapowatości jako pomocnik sprawdzał się doskonale. Zostawał tam gdzie mu kazałem nie robił nic na co mu nie pozwoliłem. Rano zawiozłem naszego mafiozo pod adres na papierze.
-Borys pójdziesz ze mną a jak zejdziemy na dół zostaniesz tam i będziesz pilnował tej rodzinki żeby mi nie spierdolili jasne ?
-Tak.
Weszliśmy do domu był gustownie urządzony i widać było w nim kobieca rękę, luksus i przepych. Przywitał mnie gospodarz domu zapraszając na kolacje.
-Czy mój pracownik może się posilić ?
-Oczywiście.
-Siadaj Borys zjedz coś - poprosiłem.
-Spuznił się pan.
-Nie mogłem wcześniej ale mam już osobę o którą ci chodzi.
-Poważnie?
-Tak Borys dostarcz tu pana.
-Tak to ta osoba - stwierdził tamten.
-Dobrze wiec poproszę o moją zapłatę a pózniej kończę zlecenie.
-Wszystko gotowe.
-Sprawdzimy to - powiedziałem.
I udaliśmy się do tira wyładowanego po zęby złotem i narkotykami.
-Dobrze samochód odjazd - powiedziałem.- A pana zapraszam na przesłuchanie.
-To nie będzie takie łatwe - stwierdził tamten.
-Będzie proszę mi uwierzyć - dodałem wstrzykując gościowi serum prawdy.- Za 5 minut zacznie sypać powiedziałem i usiadłem spokojnie na krzesełku.
Typ faktycznie zaczął śpiewać i po 2 godzinach mojego bezczynnego siedzenia mogłem przystąpić do działania.
-Tylko proszę po cichu powiedział - tamten wychodząc.
-Jasne bardzo po cichu - odparłem strzelając mu w łepetynę. Potem zabiłem tego typka i zlazła jak na złe żonka bo się martwiła. Więc skręciłem jej kark szybko jednym ruchem. Najtrudniej było zaciukać tych 2 sześciolatków ale też to po 4 godzinach udało mi się wykonać. Nie było tylko tej córki co mnie niepokoiło.
-Borys wszystkich pozbieraj i na pakę bo się rozwidnia poczekamy jeszcze trochę na tą gówniarę.
W końcu przyszła weszła po cichu żeby nie obudzić rodziców .
-Hej odezwałem się do niej po włosku - była lekko wstawiona.
-Co ty tu robisz?
- Czekam na ciebie, obserwowałem cię stąd wiem gdzie mieszkasz. Podobasz mi się.
-Zaraz starzy wstają nie możesz tu zostać.
-Ale nie odejdę sam podobasz mi się może pójdziesz ze mną pogadamy?
-Taki facet tylko pogadać nie wierze?
-A co byś chciała coś więcej?
-Jasne i zdjęcie z tobą bo mi kumpele nie uwierzą.
- zdjęcie powiadasz Nie ma sprawy. To co spadamy?
-Jasne .Starzy mnie zbiją.
-Nic ci nie zrobią mała obiecuje a ja wiem co mówię. Już to z nimi załatwiłem.
-Jak to załatwiłeś?
-No wskakuj szybko. Normalnie zobaczysz .
-Masz dziwny akcent nie jesteś Włochem - ciągnęła rozmowę.
-Nie jestem jestem tu gościem lubię Wenecję. Włosy masz malowane? - dopytałem.
-No tak - odpowiedziała - a czemu pytasz?
-Moja dziewczyna ma podobne tylko jaśniejsze i naturalne, w ogóle jesteś do niej podobna.
-Masz dziewczynę? - dopytała rozczarowana.
-Mam nadzieje że jeszcze ją mam bo w sumie to nie wiem.
-Pokłóciliście się?
-Nie chyba się jej nie podobało coś tylko nie wiem co bardziej. Mój nowy dom czy to że tu jadę.
-Mogłeś zabrać ją ze sobą.
-Właśnie czemu ja na to nie wpadłem jesteś genialna.
Istotnie przecież mogłem zabrać Roz ze sobą była by ze mną i nikt by mnie nie podejrzewał. Normalnie jakaś rodzinka na wakacjach. Eh... a teraz to już chyba nie mam po co wracać. Byliśmy na miejscu wysiadłem z samochodu i gdy wysiadła ona popatrzyłem na nią przez chwile i ja zastrzeliłem.
-Kopiemy Borys i podpalamy w dołku .
-Ale po co?
-Bo ja tak mówię.
Po kilku godzinach było po robicie i mogliśmy wracać do domu.
-Panienka Roz będzie zła - stwierdził Borys.
-Czemu? - dopytałem.
-Już 2 tygodnie jest szef na zleceniu a obiecał wrócić za tydzień.
-To było trudne zlecenie sam widziałeś a Roz już chyba jej na mnie przeszło. Coś się z nią działo już wtedy gdy wyjeżdżaliśmy. Chyba ona mnie już nie chce pojadę do domu i chyba pozbieram graty i na jednostce zamieszkam. Tak będzie lepiej dla nich wszystkich. Wydaje mi się że nie przepadają za mną eh... nikt tam w ty domu nie przepada.
-Ciężko szefowi widzę.
A żebyś wiedział jak diabli Borys.
Ciągnąłem już resztkami sił jechałem dzień i noc raz tylko zatrzymałem się na 2 godzinny postój przespałem się. Dalej tylko szosa w sumie nie było mnie 16 dni. Pod dom podjechaliśmy nad ranem nic się nie zmieniło. Osada pogrążona była we śnie. Wysadziłem Borysa przy jego domu i sam pojechałem do własnego wszedłem wszyscy jeszcze spali tylko pies mnie przywitał. Ciężko usiadłem na kanapie nie miałem odwagi wejść na górę. A co jak w jej łóżku będzie Krzysiek? Miałem tak zajebistego doła położyłem sobie głowę na rękach i zamknąłem oczy.
-Kurwa jakie to wszystko skomplikowane
Od Lexi
To była przesada. Creepy nie żyła a Rozi mogła zaraz do niej dołączyć. Trzymałam na rękach małego Damona i mówiłam cały czas do niego spokojnie aby przestał płakać. Drake zszedł na dół wraz z profesorową. Luke z Pati i Krzyśkiem poszli na górę. Usłyszałam kolejny starzał i krzyk Pati że ona nie żartuje. Po chwili zeszli na dół z dwoma kolesiami w czerni. Najwidoczniej Pati nie strzeliła do żadnego z nich ale jeden z facetów chyba dostał po pysku. Mimo wszystko byli rozbrojeni i posłusznie z chodzili na dół a Krzysiek kręcił im się tam pod nogami. Ciekawe po co oni go wzieli? Może aby była przewaga. Luke z Pati odprowadzili panów pod same drzwi.
-Mariusz kto kurwa strzelał?- spytał Luke
-nie wiem, trzeba pomóc tej trójce. Szef mnie zabije- i coś tam jeszcze bredził ale wybiegł z domu z powrotem a Luke zanim.
-Złazimy do bunkru- zadecydowała Pati- Alex chodz.
-Nigdzie nie idę. Znaczy idę ale nie do bunkru.- upierałam się przy swoim.
-Dobra niech będzie, ogarnij swojego chłopaka, gówniarstwo i Julka do bunkru reszta siedzi w salonie i nie radzę się ruszać. -Pati mówiła stanowczo i nikt się jej nie sprzeciwiał. Julka chciała wziąść ode mnie Damona ale wolałam go mieć przy sobie. Nie wiadomo kto strzelał i co zamierza. Zostawiając ich wszystkich zeszłam do gabinetu.
Drake wydzierał się na profesora ale mierzył do staruszki. Babcia siedziała cicho i posłusznie wykonywała polecenia Drake'a a Profesor cały blady z trzęsącymi rękoma robił coś przy Rozi w okół której już zebrała się kałuża krwi.
-Drake- zaczęłam podchodząc do niego.
-Idz na górę i zajmij się Damonem- powiedział nawet na mnie nie patrząc.
-Drake, opuść broń- poprosiłam.
-Opuścić broń? Moja siostra umiera i nie wiadomo kto do niej strzelił, ja tylko motywuje profesora aby niczego nie kombinował.
-Drake, proszę, tylko go stresujesz. Przez tą presję może jej jeszcze bardziej zaszkodzić.
-Lex idz na górę.- poprosił. Damon właśnie usnął, podeszłam do Drake'a.
-Opuść broń, w każdej chwili możesz ja wyciągnąć i strzelić.- złapałam go za rękę a Drake w końcu na mnie spojrzał. Był wściekły, ale tak naprawdę bał się o siostrę.
Odsunął broń od głowy staruszki ale wciąż w nią mierzył.
-Luke wywalił tych dwóch- wyjaśniłam mu choć chyba tego nie przyswoił- Julka z dzieciakami zeszła do bunkru a cała reszta siedzi w salonie. Pati ma na oku ojca Quicka i Amandę. Mariusz chyba jest na zewnątrz razem z Luke'em. Drake schowaj broń, profesor przyswoił ze jeżeli... jak jej nie pomoże to zastrzelisz jego żonę i jego. Prawda profesorze?
-tak, tak- przytaknął od razu, jąkając się.
-Drake, proszę.
Opuścił broń ale jej nie schował. Objął mnie ramieniem i tak staliśmy kilka godzin patrząc jak profesor stara się ją uratować. Nie chciałam pytać przy Drake'u czy ona umiera a sama nie bardzo się znałam na medycynie ale obawiałam się że jednak może tego nie przeżyć.
Damon się obudził i pewnie był głodny, Drake obiecał że nie będzie nie potrzebnie stresował profesora a więc poszłam na górę, choć nie bardzo mu wierzyłam bo aż go nosiło. W salonie wciąż wszyscy siedzieli a Pati patrzyła uważnie na posła i Amandę.
-Co z nią -spytała jak tylko mnie zauważyła.
-nie mam pojęcia- odparłam szczerze. -Gdzie Luke?
-Oddajcie mi Kasie- zażądała Amanda ale chyba nikt się nią nie przejął.
-Zebrał swoich ludzi. To raczej nie byli wojskowi bo by do swoich nie strzelali.- wyjaśniła Pati
-Chyba że zrobili to specjalnie abyśmy właśnie tak myśleli.- zauważyłam.
-A masz lepszy pomysł?
Nie miałam a wiec poszłam zająć się Damonem. Ale kiedy schodziłam wpadłam na lepszy pomysł.
-Poproszę Alfreda aby tu przyszedł z rodzeństwem to na pewno nie byli oni bo nie umieją strzelać a nikogo nie wpuszczą do domu.- oświadczyłam choć nie byłam pewna czy zdołam ich zawołać bo od kilku dni się od nich odgrodziłam.
-okej, może wypalić powiem Luke'owi.
Skinęłam głową i zeszłam na dół a po drodze skomunikowałam się z Alfredem, po kilku próbach mi się udało a Alfred od razu się zgodził. Przecież braci się nie zjada.
-Mariusz kto kurwa strzelał?- spytał Luke
-nie wiem, trzeba pomóc tej trójce. Szef mnie zabije- i coś tam jeszcze bredził ale wybiegł z domu z powrotem a Luke zanim.
-Złazimy do bunkru- zadecydowała Pati- Alex chodz.
-Nigdzie nie idę. Znaczy idę ale nie do bunkru.- upierałam się przy swoim.
-Dobra niech będzie, ogarnij swojego chłopaka, gówniarstwo i Julka do bunkru reszta siedzi w salonie i nie radzę się ruszać. -Pati mówiła stanowczo i nikt się jej nie sprzeciwiał. Julka chciała wziąść ode mnie Damona ale wolałam go mieć przy sobie. Nie wiadomo kto strzelał i co zamierza. Zostawiając ich wszystkich zeszłam do gabinetu.
Drake wydzierał się na profesora ale mierzył do staruszki. Babcia siedziała cicho i posłusznie wykonywała polecenia Drake'a a Profesor cały blady z trzęsącymi rękoma robił coś przy Rozi w okół której już zebrała się kałuża krwi.
-Drake- zaczęłam podchodząc do niego.
-Idz na górę i zajmij się Damonem- powiedział nawet na mnie nie patrząc.
-Drake, opuść broń- poprosiłam.
-Opuścić broń? Moja siostra umiera i nie wiadomo kto do niej strzelił, ja tylko motywuje profesora aby niczego nie kombinował.
-Drake, proszę, tylko go stresujesz. Przez tą presję może jej jeszcze bardziej zaszkodzić.
-Lex idz na górę.- poprosił. Damon właśnie usnął, podeszłam do Drake'a.
-Opuść broń, w każdej chwili możesz ja wyciągnąć i strzelić.- złapałam go za rękę a Drake w końcu na mnie spojrzał. Był wściekły, ale tak naprawdę bał się o siostrę.
Odsunął broń od głowy staruszki ale wciąż w nią mierzył.
-Luke wywalił tych dwóch- wyjaśniłam mu choć chyba tego nie przyswoił- Julka z dzieciakami zeszła do bunkru a cała reszta siedzi w salonie. Pati ma na oku ojca Quicka i Amandę. Mariusz chyba jest na zewnątrz razem z Luke'em. Drake schowaj broń, profesor przyswoił ze jeżeli... jak jej nie pomoże to zastrzelisz jego żonę i jego. Prawda profesorze?
-tak, tak- przytaknął od razu, jąkając się.
-Drake, proszę.
Opuścił broń ale jej nie schował. Objął mnie ramieniem i tak staliśmy kilka godzin patrząc jak profesor stara się ją uratować. Nie chciałam pytać przy Drake'u czy ona umiera a sama nie bardzo się znałam na medycynie ale obawiałam się że jednak może tego nie przeżyć.
Damon się obudził i pewnie był głodny, Drake obiecał że nie będzie nie potrzebnie stresował profesora a więc poszłam na górę, choć nie bardzo mu wierzyłam bo aż go nosiło. W salonie wciąż wszyscy siedzieli a Pati patrzyła uważnie na posła i Amandę.
-Co z nią -spytała jak tylko mnie zauważyła.
-nie mam pojęcia- odparłam szczerze. -Gdzie Luke?
-Oddajcie mi Kasie- zażądała Amanda ale chyba nikt się nią nie przejął.
-Zebrał swoich ludzi. To raczej nie byli wojskowi bo by do swoich nie strzelali.- wyjaśniła Pati
-Chyba że zrobili to specjalnie abyśmy właśnie tak myśleli.- zauważyłam.
-A masz lepszy pomysł?
Nie miałam a wiec poszłam zająć się Damonem. Ale kiedy schodziłam wpadłam na lepszy pomysł.
-Poproszę Alfreda aby tu przyszedł z rodzeństwem to na pewno nie byli oni bo nie umieją strzelać a nikogo nie wpuszczą do domu.- oświadczyłam choć nie byłam pewna czy zdołam ich zawołać bo od kilku dni się od nich odgrodziłam.
-okej, może wypalić powiem Luke'owi.
Skinęłam głową i zeszłam na dół a po drodze skomunikowałam się z Alfredem, po kilku próbach mi się udało a Alfred od razu się zgodził. Przecież braci się nie zjada.
Od Drake'a
Po rozmowie z Roz poszedłem do góry do Al. I uwaliłem się na łózko.
- Oglądałem telewizje i w Wenecji grasuje seryjny morderca
- No co ty nie powiesz - udała zdziwienie - ciekawe kto to
- Al... - zacząłem - teraz tak na poważnie. Chodzi mi o Quicka. Alex dogadujesz się z nim on ci się nawet zwierza. Nie możesz być bezstronna. Mówiłem wtedy na serio i nie zarobiłem w głowę. Quick jest inny niż go poznaliśmy. Mnie nawet nie lubi nigdy mnie nie lubił. Toleruje mnie tylko dlatego że jestem bratem Roz. A ty? Byłaś jego przyjaciółką ale nie wiesz co Quick zrobi za chwilę. Roz ma rację w naszym interesie jest by on jej nie zostawił. Bo wtedy będzie trudno. Nasze zapasy które mieliśmy skończyły się równo 2 miesiące temu. Od tamtego czasu ciągniemy na tym co przywozi Quick. A jak mu się odwidzi. Przecież tak na serio nie jesteśmy jego rodziną. A nawet Amanda która nią jest...
Moją rozmowę przerwał nie jedno krotny wystrzał z broni. Spojrzałem na zdziwioną Al. Niech to szlak. Wstałem z łóżka. Teraz broń mają tylko wojskowi i nowa rodzinka Quicka. Najgorsze że ktoś strzelał całkiem blisko domu.
- Pijany wojak? - podsunęła Al
- Słyszałaś może czy dziś mają trening? - dopytałem
- Chyba nie. Luke dziś jest w domu.
Coś mi tu śmierdziało. Wyszedłem z pokoju nieme posągi mojej siostry nawet nie przekręciły głowy. Ale z góry schodził Luke
- Co to było?
- Nie wiem ale trzeba będzie komuś przywalić w pysk.
- Już przywaliłeś posłowi
Zbiegłem ze schodów, Luke poszedł za mną. Wyszedłem na zewnątrz. Nikogo nie było w okolicy. Niech to szlak. Przy płocie zawsze stało kilku wojaków teraz wszyscy leżeli, a Mariusz sprawdzał czy żyją. Z całej 10 dychało tylko 3. Usłyszałem płacz Damona. Spojrzałem na Luke i bez zastanowienia pobiegłem za dom. Na trawie za domem leżała Creepy ale ona mnie nie obchodziła. Minąłem ją nawet na nią nie patrząc widziałem tylko swoją siostrę. Damon płakał więc chyba nic mu nie było. Ale Roz... ukucnąłem obok niej. Puls był wyczuwalny ale nie oddychała. Ktoś faktycznie chciał mieć pewność że nie żyje dostała dwa razy. Musiało to zrobić więcej niż jedna osoba. I musieli wiedzieć że Roz, to Roz. Wojaki i Creepy dostali jedną kulkę ona jako jedyna dostała dwie.
- Creepy nie żyje - powiedział Luke i podszedł do wózka
Wziąłem Roz na ręce i wróciliśmy do domu. Szczerze to nie bardzo kumałem co dzieje się dookoła mnie. Moja siostra może nie przeżyć.
- Stary - wrzasnąłem na profesora - ruszaj dupę.
Roz miała racje miała więcej wrogów niż przyjaciół. Że też ten debil musiał wyjechać. Położyłem Rozi na stole w tym gabinecie.
- Jeżeli ona umrze, to samo spotka ciebie - zagroziłem - a najpierw twoją żonkę
Wziąłem broń i wróciłem na górę. Nie wiem kto był odpowiedzialny za śmierć mojej siostry.
- Damonowi nic nie jest - powiedziała od razu Amanda trzymając go na rękach.
- Oddaj go Lex - powiedziałem celując w Amandę
Amanda wystraszona podeszła i podała Al dziecko.
- Zajmiesz się nim? - poprosiłem
Al wzięła Damona.
- A teraz moi drodzy przyjaciele poznacie mnie z innej strony. Al nie spuszczaj z Damona oka - i podałem jej jedną z broni. Starucha wstawaj - wrzasnąłem do babci - idziesz ze mną
- Drake uspokój się - poprosiła Al
- Nie ma opcji. Ktoś próbował zabić mi siostrę. A ostatnimi czasy dużo osób jej groziło nawet ty - wskazałem bronią w starego Quicka. - Więc Al pilnuj go. No dawaj babciu idziemy bo ja nie rzucam słów na wiatr
Wycelowałem jej w głowę i zmusiłem ją by zeszła na dół. Nie ufam profesorkowi. Mógł się dogadać i może wcale nie chcieć ratować mojej siostry. A z Quickiem to ja jeszcze sobie pogadam. Miał o nich dbać a on sobie pojechał pozwalając by jego ludzie ją zabili.
- Oglądałem telewizje i w Wenecji grasuje seryjny morderca
- No co ty nie powiesz - udała zdziwienie - ciekawe kto to
- Al... - zacząłem - teraz tak na poważnie. Chodzi mi o Quicka. Alex dogadujesz się z nim on ci się nawet zwierza. Nie możesz być bezstronna. Mówiłem wtedy na serio i nie zarobiłem w głowę. Quick jest inny niż go poznaliśmy. Mnie nawet nie lubi nigdy mnie nie lubił. Toleruje mnie tylko dlatego że jestem bratem Roz. A ty? Byłaś jego przyjaciółką ale nie wiesz co Quick zrobi za chwilę. Roz ma rację w naszym interesie jest by on jej nie zostawił. Bo wtedy będzie trudno. Nasze zapasy które mieliśmy skończyły się równo 2 miesiące temu. Od tamtego czasu ciągniemy na tym co przywozi Quick. A jak mu się odwidzi. Przecież tak na serio nie jesteśmy jego rodziną. A nawet Amanda która nią jest...
Moją rozmowę przerwał nie jedno krotny wystrzał z broni. Spojrzałem na zdziwioną Al. Niech to szlak. Wstałem z łóżka. Teraz broń mają tylko wojskowi i nowa rodzinka Quicka. Najgorsze że ktoś strzelał całkiem blisko domu.
- Pijany wojak? - podsunęła Al
- Słyszałaś może czy dziś mają trening? - dopytałem
- Chyba nie. Luke dziś jest w domu.
Coś mi tu śmierdziało. Wyszedłem z pokoju nieme posągi mojej siostry nawet nie przekręciły głowy. Ale z góry schodził Luke
- Co to było?
- Nie wiem ale trzeba będzie komuś przywalić w pysk.
- Już przywaliłeś posłowi
Zbiegłem ze schodów, Luke poszedł za mną. Wyszedłem na zewnątrz. Nikogo nie było w okolicy. Niech to szlak. Przy płocie zawsze stało kilku wojaków teraz wszyscy leżeli, a Mariusz sprawdzał czy żyją. Z całej 10 dychało tylko 3. Usłyszałem płacz Damona. Spojrzałem na Luke i bez zastanowienia pobiegłem za dom. Na trawie za domem leżała Creepy ale ona mnie nie obchodziła. Minąłem ją nawet na nią nie patrząc widziałem tylko swoją siostrę. Damon płakał więc chyba nic mu nie było. Ale Roz... ukucnąłem obok niej. Puls był wyczuwalny ale nie oddychała. Ktoś faktycznie chciał mieć pewność że nie żyje dostała dwa razy. Musiało to zrobić więcej niż jedna osoba. I musieli wiedzieć że Roz, to Roz. Wojaki i Creepy dostali jedną kulkę ona jako jedyna dostała dwie.
- Creepy nie żyje - powiedział Luke i podszedł do wózka
Wziąłem Roz na ręce i wróciliśmy do domu. Szczerze to nie bardzo kumałem co dzieje się dookoła mnie. Moja siostra może nie przeżyć.
- Stary - wrzasnąłem na profesora - ruszaj dupę.
Roz miała racje miała więcej wrogów niż przyjaciół. Że też ten debil musiał wyjechać. Położyłem Rozi na stole w tym gabinecie.
- Jeżeli ona umrze, to samo spotka ciebie - zagroziłem - a najpierw twoją żonkę
Wziąłem broń i wróciłem na górę. Nie wiem kto był odpowiedzialny za śmierć mojej siostry.
- Damonowi nic nie jest - powiedziała od razu Amanda trzymając go na rękach.
- Oddaj go Lex - powiedziałem celując w Amandę
Amanda wystraszona podeszła i podała Al dziecko.
- Zajmiesz się nim? - poprosiłem
Al wzięła Damona.
- A teraz moi drodzy przyjaciele poznacie mnie z innej strony. Al nie spuszczaj z Damona oka - i podałem jej jedną z broni. Starucha wstawaj - wrzasnąłem do babci - idziesz ze mną
- Drake uspokój się - poprosiła Al
- Nie ma opcji. Ktoś próbował zabić mi siostrę. A ostatnimi czasy dużo osób jej groziło nawet ty - wskazałem bronią w starego Quicka. - Więc Al pilnuj go. No dawaj babciu idziemy bo ja nie rzucam słów na wiatr
Wycelowałem jej w głowę i zmusiłem ją by zeszła na dół. Nie ufam profesorkowi. Mógł się dogadać i może wcale nie chcieć ratować mojej siostry. A z Quickiem to ja jeszcze sobie pogadam. Miał o nich dbać a on sobie pojechał pozwalając by jego ludzie ją zabili.
Od Rozi
Quick wyjechał. Już ponad tydzień go nie ma a obiecał że wróci po tygodniu. Nie dawała mi spokoju ta jednostka. To nie był ten szpital który odbijaliśmy. A Quick dobrze się tam urządził. I po co mu tam pokój skoro mieszka tu. A może on tam sprasza sobie jakieś panienki. Albo myśli o tym by nas opuścić. No i jeszcze faceci w czerni pod drzwiami mojego pokoju. Nie ufałam tym ludziom. Przecież Borys mnie przed nimi ostrzegał, a teraz Quick wyjechał. Nie spałam po nocach, w ogóle nie funkcjonowałam normalnie. Nie schodziłam na dół gdyby nie Damona pewnie bym zwariowała. Poprosiłam Drake'a by przynosił mi jedzenie na górę. Zgodził się a co miał innego zrobić. Jak Quick mógł mnie zostawić i jechać sobie do Włoch. Może jednak coś było między nim a tą Włoską tłumaczką. A może przemówiła do niego córeczka i żonka gratis. Nie pożegnałam się z nim nie potrafiłam. W tych czasach jak się żegnasz to już na zawsze. Wraz z Drake'm dołączaliśmy się do kilku grup w trakcie całej tej epidemii. Zaczynałam ich lubić, byli moimi przyjaciółmi a pózniej się żegnaliśmy. Zawsze mieliśmy wracać za parę dni i wtedy już nie było do kogo. Zawsze jak się z kimś żegnałam ta osoba już nie żyła. Pożegnania w tych czasach przynoszą pecha. Podskoczyłam na łóżku z Damonem na ręku kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam cicho
Do środka wszedł Drake. Jak zwykle przynosząc mi śniadanie
- Odwala ci - skomentował
- Powinien już wrócić - powiedziałam
- Dlaczego po prostu nie zejdziesz na dół?
- Nie mam siły kłócić się z Amandą - odparłam
- Nie będziesz tu tak siedzieć
- A komu to przeszkadza? - spytałam
- Mi. - wypalił - Ruszaj zadek i schodzi na dół. Mówię serio
Nie chętnie ale zabrałam Damona i wyszłam z nim z pokoju. Nie ufałam im więc nie spuszczałam z niego oczu. Na dole całe szczęście nie było ani Amandy, ani jej ojca.
- Przywaliłem dziś zgredowi w pysk - powiedział Drake siadając na kanapę
- Co zrobiłeś?
- Nikt nie będzie obrażał mi siostry - powiedział - Damon chyba już się uspokoił nie płacze tak dużo
- Tak - przyznałam
Odruchowo spojrzałam w kierunku drzwi tam gdzie zawsze stał Borys. To przyzwyczajenie Borysa zawsze trzeba było obserwować aby wiedzieć czy miał coś do powiedzenia czy nie. Wiedziałam że Quick zabrał go ze sobą co było mi na rękę przynajmniej będę wiedziała ile lasek zaliczył. Ale jakie było moje zdziwienie kiedy pod drzwiami stał Mariusz. Spojrzałam pytająco na Drake'a.
- Gdybyś schodziła na dół wiedziała byś że pies nr 2 zajął miejsce psa nr 1
Przemilczałam to. I zapatrzyłam się w telewizor. Nie wiem co Drake oglądał ale chyba była to telewizja nie nagrany film.
- Udało mi się złapać Ruską, Włoską i Amerykańską stacje telewizyjną - wyjaśnił - właśnie oglądam Włoskie wiadomości i za groma nie wiem co mówią. Jak dobrze kumam mówią o jakimś seryjnym mordercy gracującym w Wenecji. Chyba wszyscy wiemy o kim mówią. Co z tobą? Przecież ten kretyn wróci
- Mam nadzieje - mruknęłam. - miał wyjechać pózniej wyjechał wcześniej. Miał wrócić wcześniej jeszcze go nie ma. Więc co ja mam sobie myśleć.
- Kurcze do Borysa już się przyzwyczaiłem, ten tam mnie denerwuje
- Mariusz cię denerwuje - fuknęłam - a pod moim drzwiami stoją nieme posągi. Wiesz jak to mnie denerwuje. I nie pokoi... Borys mówił mi że faceci w czerni chcą się mnie pozbyć. Boże... co druga osoba chce się mnie pozbyć. Mam więcej wrogów niż przyjaciół.
- Borys ci powiedział że oni chcą się ciebie pozbyć? - dopytał zniżając głos
Pokiwałam twierdząco głową.
- Wiesz że w ustach kogoś takiego jak oni nie wróży to nic dobrego
- No co ty nie powiesz - warknęłam
- Tacy ludzie nie grożą. - powiedział
- Dzięki od razu mi lepiej. Do tego jeszcze Amanda i jej stary
- Odpuść siostra sobie Quicka dobrze ci radzę. Bo niedługo przypłacisz to życiem.
- Te rady wsadzi sobie wiesz gdzie. On musi się ze mną ożenić.
- I myślisz że coś to zmieni? - dopytał
- Może i nie ale tak łatwo nie zostawi mnie dla innej. A co z tobą i Al?
Spojrzał na mnie zdziwiony
- Dobrze. Chociaż obawiam się ona nadal się zmienia. To wszystko postępuje a stary profesor olał sobie kompletnie szczepionkę na to. Zresztą olał sobie również tę zwykłą szczepionkę ale zajął się bawieniem w Boga i tworzy jakieś gówno. To wszystko jest jakieś chore. Zamiast być nam łatwiej wśród takiej grupy jest nam tylko trudniej. Nie mógł wrócić sam. Szkoda gadać - wyłączył telewizor i poszedł na górę.
Damon się obudził zajęłam się nim i stwierdziłam że wyjdę z nim na dwór. Ubrałam go i poszłam za dom. Usiadłam na tej bujanej ławce. Usiadłam na niej po kłótni z Amandą wtedy jak mnie zadrapali wtedy Al była postrzelona, odbiliśmy szpital. I wtedy jak przyszedł do mnie Quick zrozumiałam że ja go naprawdę kocham.
Nie wiem jak długo tam siedziałam. Damon znów usnął więc wsadziłam go do wózka.
- Hej
Odkręciłam się w stronę domu. Do mnie szła Creepy. Dawno z nią nie rozmawiałam. Tak w sumie nigdy nie rozmawiałam z nią jak byłyśmy same
- Cześć Creepy
- Damon śpi? - spytała
- Tak
Nie wiedziałam o czym mam z nią rozmawiać. Przecież mało co jej nie zabiłam i to dlatego że mierzyła do Quicka. Koło nas zaczął biegać Zombie.
- Al poprosiła bym się nim zajęła - wyjaśniła
- Wiem ostatnio mało co nie ugryzł Drake'a
- Dlaczego przecież to Al się zmienia
- Ale Drake... och... często z nią przebywa, śpi z nią w jednym łóżku. Pies wyczuwa na Drake'u zapach Al przynajmniej tak mi się wydaje.
- To by było całkiem logiczne - przyznała - będziemy tak siedzieć?
- Możemy się przejść - zaproponowałam
W sumie nigdy jeszcze nie spacerowałam po koloni. Creepy chyba też nie bo była bardzo zadowolona. Zdążyłyśmy tylko wstać z ławki kiedy usłyszałam huk wystrzału z broni. Creepy padła na ziemię i nim zdążyłam jakkolwiek zareagować. Poczułam okropny ból w plecach. Jeszcze nigdy nie zostałam postrzelona. O Boże Damon i straciłam przytomność.
- Proszę - powiedziałam cicho
Do środka wszedł Drake. Jak zwykle przynosząc mi śniadanie
- Odwala ci - skomentował
- Powinien już wrócić - powiedziałam
- Dlaczego po prostu nie zejdziesz na dół?
- Nie mam siły kłócić się z Amandą - odparłam
- Nie będziesz tu tak siedzieć
- A komu to przeszkadza? - spytałam
- Mi. - wypalił - Ruszaj zadek i schodzi na dół. Mówię serio
Nie chętnie ale zabrałam Damona i wyszłam z nim z pokoju. Nie ufałam im więc nie spuszczałam z niego oczu. Na dole całe szczęście nie było ani Amandy, ani jej ojca.
- Przywaliłem dziś zgredowi w pysk - powiedział Drake siadając na kanapę
- Co zrobiłeś?
- Nikt nie będzie obrażał mi siostry - powiedział - Damon chyba już się uspokoił nie płacze tak dużo
- Tak - przyznałam
Odruchowo spojrzałam w kierunku drzwi tam gdzie zawsze stał Borys. To przyzwyczajenie Borysa zawsze trzeba było obserwować aby wiedzieć czy miał coś do powiedzenia czy nie. Wiedziałam że Quick zabrał go ze sobą co było mi na rękę przynajmniej będę wiedziała ile lasek zaliczył. Ale jakie było moje zdziwienie kiedy pod drzwiami stał Mariusz. Spojrzałam pytająco na Drake'a.
- Gdybyś schodziła na dół wiedziała byś że pies nr 2 zajął miejsce psa nr 1
Przemilczałam to. I zapatrzyłam się w telewizor. Nie wiem co Drake oglądał ale chyba była to telewizja nie nagrany film.
- Udało mi się złapać Ruską, Włoską i Amerykańską stacje telewizyjną - wyjaśnił - właśnie oglądam Włoskie wiadomości i za groma nie wiem co mówią. Jak dobrze kumam mówią o jakimś seryjnym mordercy gracującym w Wenecji. Chyba wszyscy wiemy o kim mówią. Co z tobą? Przecież ten kretyn wróci
- Mam nadzieje - mruknęłam. - miał wyjechać pózniej wyjechał wcześniej. Miał wrócić wcześniej jeszcze go nie ma. Więc co ja mam sobie myśleć.
- Kurcze do Borysa już się przyzwyczaiłem, ten tam mnie denerwuje
- Mariusz cię denerwuje - fuknęłam - a pod moim drzwiami stoją nieme posągi. Wiesz jak to mnie denerwuje. I nie pokoi... Borys mówił mi że faceci w czerni chcą się mnie pozbyć. Boże... co druga osoba chce się mnie pozbyć. Mam więcej wrogów niż przyjaciół.
- Borys ci powiedział że oni chcą się ciebie pozbyć? - dopytał zniżając głos
Pokiwałam twierdząco głową.
- Wiesz że w ustach kogoś takiego jak oni nie wróży to nic dobrego
- No co ty nie powiesz - warknęłam
- Tacy ludzie nie grożą. - powiedział
- Dzięki od razu mi lepiej. Do tego jeszcze Amanda i jej stary
- Odpuść siostra sobie Quicka dobrze ci radzę. Bo niedługo przypłacisz to życiem.
- Te rady wsadzi sobie wiesz gdzie. On musi się ze mną ożenić.
- I myślisz że coś to zmieni? - dopytał
- Może i nie ale tak łatwo nie zostawi mnie dla innej. A co z tobą i Al?
Spojrzał na mnie zdziwiony
- Dobrze. Chociaż obawiam się ona nadal się zmienia. To wszystko postępuje a stary profesor olał sobie kompletnie szczepionkę na to. Zresztą olał sobie również tę zwykłą szczepionkę ale zajął się bawieniem w Boga i tworzy jakieś gówno. To wszystko jest jakieś chore. Zamiast być nam łatwiej wśród takiej grupy jest nam tylko trudniej. Nie mógł wrócić sam. Szkoda gadać - wyłączył telewizor i poszedł na górę.
Damon się obudził zajęłam się nim i stwierdziłam że wyjdę z nim na dwór. Ubrałam go i poszłam za dom. Usiadłam na tej bujanej ławce. Usiadłam na niej po kłótni z Amandą wtedy jak mnie zadrapali wtedy Al była postrzelona, odbiliśmy szpital. I wtedy jak przyszedł do mnie Quick zrozumiałam że ja go naprawdę kocham.
Nie wiem jak długo tam siedziałam. Damon znów usnął więc wsadziłam go do wózka.
- Hej
Odkręciłam się w stronę domu. Do mnie szła Creepy. Dawno z nią nie rozmawiałam. Tak w sumie nigdy nie rozmawiałam z nią jak byłyśmy same
- Cześć Creepy
- Damon śpi? - spytała
- Tak
Nie wiedziałam o czym mam z nią rozmawiać. Przecież mało co jej nie zabiłam i to dlatego że mierzyła do Quicka. Koło nas zaczął biegać Zombie.
- Al poprosiła bym się nim zajęła - wyjaśniła
- Wiem ostatnio mało co nie ugryzł Drake'a
- Dlaczego przecież to Al się zmienia
- Ale Drake... och... często z nią przebywa, śpi z nią w jednym łóżku. Pies wyczuwa na Drake'u zapach Al przynajmniej tak mi się wydaje.
- To by było całkiem logiczne - przyznała - będziemy tak siedzieć?
- Możemy się przejść - zaproponowałam
W sumie nigdy jeszcze nie spacerowałam po koloni. Creepy chyba też nie bo była bardzo zadowolona. Zdążyłyśmy tylko wstać z ławki kiedy usłyszałam huk wystrzału z broni. Creepy padła na ziemię i nim zdążyłam jakkolwiek zareagować. Poczułam okropny ból w plecach. Jeszcze nigdy nie zostałam postrzelona. O Boże Damon i straciłam przytomność.
Subskrybuj:
Posty (Atom)