Quick wystraszył mnie nie na żarty. Naprawdę zaczęłam się go bać. Widziałam że chodzi Drake udaje spokojnego to w rzeczywistości też jest zdenerwowany. Quick zabił własnego ojca. Wiedziałam że to zrobi przecież Borys mi to powiedział ale... Po prostu mam mętlik w głowie. Ściemniałam z tym omdleniem miałam dość tego. Zabijał bez powodu przecież tak się nie robi. Zabijamy by przetrwać nie dla jakiejś chorej zabawy. I ten jego spokój. Co się z nim dzieje nie poznaję go. On z dnia na dzień się zmienia i ta przemiana mi się nie podoba. Poszłam z nim na górę. Mariusz wraz z Borysem wstawili już drzwi. A Damon spał w wózku. Kurcze nie wiedziałam co robić. Bałam się własnego chłopaka. Quick położył się na łóżko. Położyłam się obok przytulając się do niego. Ta cisza między nami była nie zręczna.
- To nie tak że cię olałam - powiedziałam po chwili - nie pożegnałam się z tobą bo...
- Bo? - dopytał
- Bo byłam na ciebie zła. Nie chciałam żebyś jechał a ty i tak postanowiłeś że pojedziesz. Chciałam rozmawiać o tym twoim wypadzie do Włoch to urywałeś rozmowę albo zmieniałeś temat. Bałam się że coś się stanie że już nie wrócisz. Mówiłam ci że za nim spotkaliśmy ciebie i Al z Drake'm przyłączaliśmy się do różnych grup. Stawali się naszymi przyjaciółmi i w końcu zawsze przychodził ten moment że ktoś wyjeżdżał szukać jedzenia, leków albo broni. Był czas pożegnań, życzenia sobie powodzenia i takie tam. Czasem pożegnania były łatwiejsze czasem trudniejsze ale jak ktoś już się żegnał to na dobre. Znaczyło to że już nie wracali. Albo nie było już do czego wracać. Co miałam ci powiedzieć. Jak miałam się z tobą pożegnać. Miałam udawać że żyjemy w tamtych czasach że jedziesz tylko w delegacje na którą wysłali cię z pracy. Miałam czekać na twój telefon. Przecież doskonale wiem że żyjemy w czasach gdzie nawet idąc w krzaki siku możesz już nie wrócić a ty pojechałeś aż do Włoch. - byłam zdenerwowana więc zaczęłam dużo mówić. - Dlaczego zabijałeś tych ludzi? Większość z tych których zabiłeś nic nie zrobiła tylko sobie stała. John tak nie wolno. Kiedyś tego nie rozumiałam ale teraz rozumiem musimy zabijać ale nie wolno zabijać bez powodu jeżeli ktoś ci zagraża w porządku, jeżeli zabijasz by przetrwać w porządku. Ale jeżeli zabijasz tylko dlatego że ktoś patrzył. I co naprawdę chcesz zabić chorego Kubę? Przecież to tylko dziecko. A Mateusz, Krzysiek, Pati? Kogo chcesz jeszcze zabić? Czemu nie zabijmy jeszcze profesora i jego żonę, zabijmy Al bo przecież się zmienia. Zabijmy Luke i Julkę. Po co się rozdrabniać od razu zrzucimy jakąś atomówkę i będzie z głowy. Bałam się rozumiesz ktoś mnie postrzelił, straciłam przytomność a byłam tylko za domem z Damonem. Bałam się że jemu też mogło się coś stać. Bałam się a ty nie wróciłeś chociaż miałeś być za tydzień. To było same południe. Zostałam postrzelona pod własnym domem w biały dzień. - nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. To nie jest mój Quick. Nie mam pewności czy za chwile nie strzeli mi w głowę. - Co się z tobą dzieje?
I wtedy zaczął płakać Damon musiałam go obudzić tą swoją gadką. Wstałam z łóżka i podeszłam do wózka.
- Nie płacz wystarczy powiedzieć że jesteś głodny - powiedziałam wyjmując go z wózka
Trzymając go na rękach zrobiłam mleko i go nakarmiłam. Usnął z butelką w buzi. Odłożyłam go wózka i odkręciłam się do łózka ale Quick już spał. Ale byłam interesująca aż go zanudziłam na śmierć. Byłam zdenerwowana poszłam na dół zrobić sobie herbaty. Głupi nawyk mojej matki. Borys spał na stojąco, nawet mu współczułam biedak nie dość że śpi na stojąco to pewnie nawet nie widzi swojej rodziny. Pewnie żonka go zdradza a ten nie ma bladego pojęcia. Co mnie tak ostatnimi czasy wzięło na te zdrady. Chyba naprawdę przydał by mi się jakiś terapeuta. Minęłam go i poszłam do kuchni. Zaparzyłam sobie herbaty z ziół i zapatrzyłam się w okno. Nawet nie słyszałam że ktoś wszedł do kuchni.
- Nie możesz spać? - spytał Drake
- Jak widać - mruknęłam
- To było chore - zauważył - Roz zaczynam się bać nie na żarty. Widziałaś jego?
- Drake proszę
- Nie Roz - fuknął - kto będzie następny ja, ty. Musimy stąd spadać. Rozumiesz? Tu nie jest bezpiecznie. Quick nie jest bezpieczny. Nie wiadomo co mu odwali. Spadamy stąd zacząłem gadać trochę z Al jeszcze będą ją przekonywał. Ona pózniej pogada z Luke'm i Julką pewnie przyczepi się jeszcze Pati o ile nasz szef jej nie zabije. To już nie jest nasz przyjaciel Roz.
- Drake to jest ojciec mojego dziecka...
- Tak wiem Roz kochasz go ale on jest nie obliczalny. Wiem jak się stąd wydostać nie zauważenie i ty jedziesz ze mną - zarządził
- Drake Quick był zdenerwowany...
- Był zdenerwowany? On zabił własnego ojca bez słowa oraz połowę koloni bez powodu. Już faszeruję cię jakimiś prochami.
- Drake - poprosiłam - ja z nim pogadam
- To sobie z nim gadaj ale ja gadam z Al. I spadamy stąd jeżeli jesteś siostra tak głupia by tu zginąć trudno.
- Drake
Ale ten odkręcił się na pięcie i wyszedł na dwór. Co on będzie robił na zewnątrz w środku nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz