Tak jak obiecał zadzwonił o 14. Powiedział że nic im nie jest i się rozłączył. Wyłączyłam telefon i go schowałam. Dimitri przyszedł jeszcze dwa razy z jedzeniem ale nie mogłam się niczego od niego dowiedzieć. Dostawałam już jakiegoś szału w tym pokoju. Chodziłam w tę i z powrotem, a czas wlókł się nie miłosiernie wolno. Następnego dnia Dimitri przyszedł trzy razy i wyszedł ,nawet się słowem nie odezwał.
Trzeciego dnia od przyjazdu tutaj, po tym jak Dimitri przyniósł mi śniadanie włączyłam telefon i zadzwoniłam do Quicka, odebrał za czwartym razem.
-Przeszkadzam?- spytałam.
-nie, mów o co chodzi. Gdzie jesteś
-Nie wiem w lesie- odparłam zgodnie z prawdą, nie po to dzwoniłam.
-W lesie?- dopytał
-No przecież mówię.
-Ale jak do drzewa cię przywiązał?- dopytał.
-Nie- od razu zaprzeczyłam.
-A więc w piwnicy trzyma?
-No teoretycznie, Quick nie po to dzwonię...
-Co oznacza teoretycznie- przerwał mi.
-Bo piwnica jest pod domem, a więc jestem w pokoju w piwnicy. Mogę z nimi pogadać?
-Co?- spytał zdziwiony.
-Z Luke'em i Drake'em. Mogę?- spytałam
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo musisz oszczędzać baterię.- powiedział rozsądnie.
-Musze pogadać chociaż z Drake'em. Pięć minut. Wiem że są ważniejsze sprawy i nie długo bateria mi padnie ale ja muszę z nim pogadać.
-Alex nie ma opcji jak będziesz wiedzieć coś istotnego to zadzwoń.
-Quick czekaj- zawołałam przeczuwając że zaraz się rozłączy.- jak nie dasz mi z nim pogadać to i tak rozładuję to baterię, pogram w grę czy coś.
-Alex, przecież chcesz się stamtąd wydostać...
-To może zamiast ze mną gadać dasz mi Drake'a?
Quick westchnął.
-Nie ma go tutaj, gdzieś sobie poszedł.
-Quick nie umiesz kłamać.
-Dobra pięć minut- poddał się. Przez chwilę panowała cisza.
-Al...-zaczął Drake ale mu przerwałam, ucieszyłam się że go słyszę, to oznacza że jednak nic mu nie jest.
-Co wy odwalacie?- spytałam na wstępie przerywając mu.
-Pytanie gdzieś ty była- najwidoczniej nie tylko ja byłam wściekła. Chciałam powiedzieć coś w stylu że na randce ale szybko się powstrzymałam bo mógłby wziąść to na poważnie.
-Nic ci nie jest?- dopytałam, miałam tylko pięć minut, nie chciałam się z nim kłócić.
-Wszystko w porządku z Luke'em też- zapewnił.
-Pogodził się z Julką?
-Raczej, i przestał chlać
-Chlać?- powtórzyłam.
-No tak, ty nie wiesz, dobra nie ważne już tego nie robi. Co chciałaś mi powiedzieć?
-Luke pije?- dopytałam zdziwiona, wiedziałam że jest w rozsypce ale żeby od razu tak się staczać.
-Już nie- uspokoił- a więc co wtedy chciałaś powiedzieć, zanim Luke wparował do mojego pokoju?
-I powiedział że masz inne? -spytałam wkurzona -A czepiasz się mnie, choć nic mnie z Saszą nie łączy?
-To nie tak- zapewnił- Rebecka...
-Rebecka- powtórzyłam sucho. A więc ta połowa dziewczyn w miasteczku ma imię.
-Ona nic dla mnie nie znaczy.
-oczywiście. Jej też to mówisz, że ja nic dla ciebie nie znaczę?- dopytałam bliska łez. Może Quick miał racje i nie powinnam z nim gadać.
-Lex, to naprawdę nie tak...
-Dobra wiesz co, już minęło te pięć minut- wykręciłam się.
-Lex poczekaj, co chciałaś mi powiedzieć?
Wzięłam głęboki wdech, skoro nic dla niego nie znaczę, nie pokażę jak bardzo mnie zranił.
-To już nie aktualne, chciałam ci powiedzieć że cię kocham.
I się rozłączyłam, dokładnie w chwili gdy się rozryczałam a drzwi się otworzyły.
No przecież nieszczęścia zawsze chodzą parami. Dimitri już zauważył telefon, zamknął drzwi i usiadł na łóżku. Nie powinien przychodzić, nie była pora jedzenia. Mam przesrane. A na dodatek nie było warto.
-To kiepski pomysł- powiedział w końcu po całej wieczności milczenia.
-Dimitri, nie możesz tego powiedzieć Saszy.- powiedziałam wycierając łzy.
-mogę- stwierdził -a nawet muszę. A mówiłem abyś współpracowała z Saszą.
-Wiem, a jak oddam ci telefon nic mu nie powiesz?- zaproponowałam podając mu telefon.
-Ile im powiedziałaś?- spytał bawiąc się telefonem.
-Nic.
-Wiedziałaś że napadną na rezydencję?
-nie, gdybym wiedziała zostałabym- w sumie sama nie wiedziałam czy to mi pomoże czy wręcz przeciwnie.
-Nie poddasz się prawda?
-Nie rozumiem.
-Będziesz wciąż próbować uciec.
-A ty byś się poddał, grzecznie siedział i robił co ci każą?
Dimitri wstał i do mnie podszedł.
-Na przyszłość bardziej uważaj -poradził i oddał mi telefon- chodz, mam cię zawieść do lekarza.
Wyprowadził mnie z domu i zatrzymał się przed samochodem.
-zawiążę ci oczy- wyjaśnił- tak na wszelki wypadek, już mówiłem że chce jeszcze pożyć.
-Gdzie Sasza?- spytałam
-Załatwia sprawy, w końcu twoi znajomi wysadzili mu rezydencję.
-Nie znajomi tylko Mściciel.
Samochód ruszył.
-Teraz radziłbym ci się nie wychylać, nie znasz go. Będzie cię lepiej pilnował, prawie mu uciekłaś i to dwa razy. A za trzecim razem radziłbym ci już nie dać się złapać z powrotem. Uwierz mi.
Przeraził mnie tymi słowami. Oddał mi ten telefon. W sumie na tym bankiecie też mnie ostrzegł że pilnuje mnie więcej ludzi niż myślałam. A może to tylko gra, może Sasza mu kazał abym nie próbowała uciec. Miałam tylko większy mętlik w głowie. No i jeszcze Drake.
wtorek, 5 grudnia 2017
Od Quicka
Siedziałem w pokoju i oglądałem wiadomości gdy weszła Roz z Damonem. Wystarczyła mi jej mina. I fakt że przytuliła się do mnie a z oczu popłynęły jej łzy.
- Roz skarbie co się dzieje? - dopytałem
- Drake się wynosi i zabiera ze sobą Filipa usuwa się z mojego życia.
- Chwila usunąć to trzeba, po chuj mu Filip rety. Jak by dłoń miała 8 palców to wszystkie by je obciął. Filip jest moim więzniem i nikt nie będzie się stąd wyprowadzał.
Zdecydowanie zszedłem na dół. Nie zastałem Drake'a w salonie.
- Dziwki szwagier gdzie mój jest?
- Poszedł do piwnicy - stwierdziła granatowo włosa.
- Powinieneś powiedzieć lesby - wysyczała Pati
- Ciekawe czy lesba mówiła byś o swojej kochance gdybym ją wyruchał.
- Nie zrobił byś tego - stwierdziła stanowczo
- Dziękuje że pozwolił szef mi z Pati zamieszkać tutaj
- Gdzie on jest? - dopytałem
- Nie rejestrujesz - fuknęła Pati
- Zarejestrowałem tyle że rozjebie ci mózg na ścianie za moment
Nie czekając na odpowiedz skierowałem się do piwnicy. Drake właśnie majstrował przy kajdankach Filipach.
- Może kluczyk zamiast drucika? - dopytałem z wymierzoną bronią.
- Ruletka - uśmiechnął się Drake
- Strzał Pelego
Po chwili Filip padł trupem.
- Komu wysłałeś jego paluszki? - dopytałem - wczoraj ze mną piłeś dziś uciekasz. Roz nie chce wybierać między nami
- I tak wybrała by ciebie - powiedział sucho Drake - kazałem jej
- No fajnie siebie rozumiesz Drake'uś wybierz swego męża to rozkaz Rozalio
Drake prychnął śmiechem.
- Zabrzmiałeś śmiesznie - skomentował
- Ty wiesz Drake że w tej chwili twój mózg kpi z ciebie tak samo jak ty ze mnie.
- Sugerujesz że moja bania śmieje się ze mnie
- No ba. Drake to nie o ciebie chodzi. Chcesz powtórki z rozrywki. Wszyscy troje jesteśmy głupi ja narwany i pojebany, ty nie wiem dziwny i skomplikowany.
- Najlepszy duet nocny - mruknął Drake
- No - dodałem - i między nami szmaragdowe oczy
- Po pierwsze - zaczął Drake - nie rozumiem mamy wyruchać obaj drogocenny kamień.
- Debilu o twojej siostrze gadam
- No ubierasz ją w diamenty to wiem ale że cenisz jak szmaragd.
- Bo ma zielone oczy - dodałem
- Ale szmaragd jest tańszy niż diament.
- Drake opiekowałeś się Roz przez te wszystkie miesiące epidemii.
- No teraz twoja kolej mistrzu.
- Szwagier takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego
- Chcesz spierdalać - powiedział Drake - łatwiej będzie gdy ja to zrobię.
- Szczerze obaj nie chcemy ranić serca Roz co
- Nie - pokiwał głową - i che odzyskać Alex. Daliśmy dupy na całej linii wszyscy. A zostanę gdy ty zostaniesz - stwierdził Drake
- Ja zawarłem pakt z diabłem. Zawrzyjmy umowę między sobą. Tobie i mi chodzi o dobro Roz. Zrobimy ruchy w którąś stronę gdy urodzi.
Teraz puściłem jemu rozmowę z doktorkiem. Wtedy ku mojemu zdziwieniu. Drake dobitnie powiedział
- Pozwolisz zabić mi tego konowała
- No wiesz szwagier nie miałem tego w planie raczej przenieść Roz do innego lekarza.
- Po tym co usłyszałem było by mi zdecydowanie lepiej - powiedział Drake
- Zamieniasz się we mnie - skomentowałem
- Pożyczysz ciuszków - uśmiechnął się
- Drake'uś nowe będą lepsze.
- Braterstwo krwi? - dopytał Drake
- Dobra jaramy ogień trzeba nóż przypalić
Po kilku minutach dziabnąłem się.
- W kucie centralnie - stwierdził z uśmiechem Drake
- Nie pierdol dziabaj bo się wykrwawię aorta to jest
- Gorący w chuj ten nóż
Ale przeciął
- Teraz rączki dadzą sobie buzi
- Z jęzorem - dodał Drake
- Ta Drake'uś liż tą chorą łapę swoją łapą.
- Jesteście chorzy - wszedł Luke
- Miłość, honor, ojczyzna, liż łapę - dziabnął go i przytknął jego łapę do swojej. A potem do mojej. - pamiętaj miłość, honor, ojczyzna.
Luke zbladł a Drake do niego
- Mścicieli trzech z którą bombą wolisz latać?
Luke ścisnął swoją rękę i stwierdził że jesteśmy popierdoleni. dokładniej wyraził się tak
- Jebane skurwysyny ja będę miał dziecko
- No wiem - odparłem - jesteś mi winien 700 zł
- Kurwa ja czegoś nie wiem? - dopytał Drake
- Ciąża jest wiatropylna - uśmiechnąłem się - jest takie plastikowe cuś - kontynuowałem
- No tak test, szczysz i wiesz
Drake gdzieś pobiegł za chwilę wrócił. Z testem który miał dwie kreski.
- Kto jeszcze jest w ciąży? - dopytałem zdziwiony
- Ja na to naszczałem - opowiedział Drake
Spanikował wybiegł i wrzeszczy na Amandę żeby zrobiła mu USG. Zrobiło się niesamowite zamieszanie. Dopiero Robert który na szczęście przyszedł wytłumaczył nam że test ciążowy działa na kobiety natomiast u mężczyzn zawsze wyjdzie pozytywny. Bo mają pewien współczynnik który mają kobiety tylko w ciąży. Wtedy zeszła Roz a Drake zaczął ją przytulać i całować.
- Siostra ja prawie byłem w ciąży - powiedział
- Tobie to już całkiem odbiło - powiedziała Roz
- Mścicieli jest trzech Roz - zaczął Drake - ja, Quick i Luke nie możemy żyć odrębnie. Bo jesteśmy braćmi krwi. A ja przez chwilę byłem nawet w ciąży. Tylko Robert to popsuł.
- Głupek - uśmiechnęła się Roz - o co chodzi John - podeszła do mnie i przytuliła się
- Wiesz Roz ja nie bardzo wiem. Ale Drake nigdzie nie pojedzie nie pójdzie. Przypieczętowaliśmy to krwią.
- Kurwa teraz to ja będę musiał prać dywan - wściekł się Krzysiek
Amanda od raz poleciła mi uciskać żyłę.
- Ty jesteś mądry - gnoju ryknęła - przecinać sobie aortę
I pobiegła przynajmniej chciała do gabinetu. Podciąłem ją wyrżnęła głową w stół.
- Bam - usłyszałem głos Damona który pokazywał palcem na leżącą Amandę - tata kuku
Podszedł popatrzył dokładniej
- Mama tata lel
Co znaczyło w jego tłumaczeniu że leci mi krew.
- Tata jest... - zaczęła Roz
Świrnięty pokazał Damon. Pierwszy raz w życiu Damon dostał w tyłek. Dokładnie Roz zdjęła mu pieluchę i przywali mu porządnego klapsa. Damon się rozryczał bo nigdy jeszcze nie dostał.
- Nie możesz tak mówić o swoim ojcu - wrzeszczała na niego
Jeszcze raz się na niego zamachnęła i chciała coś powiedzieć. Delikatnie złapałem ją za rękę powstrzymując ją od wymierzenia kolejnego ciosu Damonowi. Ten ryczał w niebo głosy.
- Skarbie on nie rozumie - powiedziałem
- Nie może tak o tobie mówić - powiedziała - nikt nie może - wrzasnęła aż podskoczyła Sonia i babcia.
Już nie wiedziałem kogo mam ratować z opresji Damona czy Roz. Ale fakt jest taki że przy tak debilnym życiu nikt nie jest normalny. Ja zająłem się Roz. Jula ubrała Damona chciała go nawet zabrać ale jej nie pozwoliłem. Spojrzałem porozumiewawczo na Drake'a
- Przegięliśmy pałę - stwierdził
Wziął ode mnie Damona ja w swoim zwyczajem wziąłem Roz na ręce. I zaniosłem do pokoju.
- Nie trzeba mnie nosić - stwierdziła
- Ale ja to lubię - dodałem - jesteś moją księżniczką
Zaniosłem ją do pokoju. Drake postawił Damona i zamknął drzwi. Po chwili dopiero Roz oprzytomniała.
- Nie jestem dobrą matką - zaczęła płakać - nawet jego uderzyłam za ciebie. To twój syn nie powinien się wyrażać tak o ojcu
- Skarbie on nie rozumie jeszcze tego. Nic się nie stało. Za dużo mu poluzowałem - stwierdziłem - to moja wina.
Roz wtuliła się we mnie. Gdy usiadłem na wyro a Damon wdrapał się jej na kolana i zaczął beczeć razem z nią.
- Widzisz księżniczko - mówiłem spokojnie - on wie że sprawił ci przykrość, że zrobił zle. Nie smutaj już. I nie denerwuj się.
- Ale zostaniemy tutaj
- Dla ciebie zniosę wszystko kochanie
- Roz skarbie co się dzieje? - dopytałem
- Drake się wynosi i zabiera ze sobą Filipa usuwa się z mojego życia.
- Chwila usunąć to trzeba, po chuj mu Filip rety. Jak by dłoń miała 8 palców to wszystkie by je obciął. Filip jest moim więzniem i nikt nie będzie się stąd wyprowadzał.
Zdecydowanie zszedłem na dół. Nie zastałem Drake'a w salonie.
- Dziwki szwagier gdzie mój jest?
- Poszedł do piwnicy - stwierdziła granatowo włosa.
- Powinieneś powiedzieć lesby - wysyczała Pati
- Ciekawe czy lesba mówiła byś o swojej kochance gdybym ją wyruchał.
- Nie zrobił byś tego - stwierdziła stanowczo
- Dziękuje że pozwolił szef mi z Pati zamieszkać tutaj
- Gdzie on jest? - dopytałem
- Nie rejestrujesz - fuknęła Pati
- Zarejestrowałem tyle że rozjebie ci mózg na ścianie za moment
Nie czekając na odpowiedz skierowałem się do piwnicy. Drake właśnie majstrował przy kajdankach Filipach.
- Może kluczyk zamiast drucika? - dopytałem z wymierzoną bronią.
- Ruletka - uśmiechnął się Drake
- Strzał Pelego
Po chwili Filip padł trupem.
- Komu wysłałeś jego paluszki? - dopytałem - wczoraj ze mną piłeś dziś uciekasz. Roz nie chce wybierać między nami
- I tak wybrała by ciebie - powiedział sucho Drake - kazałem jej
- No fajnie siebie rozumiesz Drake'uś wybierz swego męża to rozkaz Rozalio
Drake prychnął śmiechem.
- Zabrzmiałeś śmiesznie - skomentował
- Ty wiesz Drake że w tej chwili twój mózg kpi z ciebie tak samo jak ty ze mnie.
- Sugerujesz że moja bania śmieje się ze mnie
- No ba. Drake to nie o ciebie chodzi. Chcesz powtórki z rozrywki. Wszyscy troje jesteśmy głupi ja narwany i pojebany, ty nie wiem dziwny i skomplikowany.
- Najlepszy duet nocny - mruknął Drake
- No - dodałem - i między nami szmaragdowe oczy
- Po pierwsze - zaczął Drake - nie rozumiem mamy wyruchać obaj drogocenny kamień.
- Debilu o twojej siostrze gadam
- No ubierasz ją w diamenty to wiem ale że cenisz jak szmaragd.
- Bo ma zielone oczy - dodałem
- Ale szmaragd jest tańszy niż diament.
- Drake opiekowałeś się Roz przez te wszystkie miesiące epidemii.
- No teraz twoja kolej mistrzu.
- Szwagier takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego
- Chcesz spierdalać - powiedział Drake - łatwiej będzie gdy ja to zrobię.
- Szczerze obaj nie chcemy ranić serca Roz co
- Nie - pokiwał głową - i che odzyskać Alex. Daliśmy dupy na całej linii wszyscy. A zostanę gdy ty zostaniesz - stwierdził Drake
- Ja zawarłem pakt z diabłem. Zawrzyjmy umowę między sobą. Tobie i mi chodzi o dobro Roz. Zrobimy ruchy w którąś stronę gdy urodzi.
Teraz puściłem jemu rozmowę z doktorkiem. Wtedy ku mojemu zdziwieniu. Drake dobitnie powiedział
- Pozwolisz zabić mi tego konowała
- No wiesz szwagier nie miałem tego w planie raczej przenieść Roz do innego lekarza.
- Po tym co usłyszałem było by mi zdecydowanie lepiej - powiedział Drake
- Zamieniasz się we mnie - skomentowałem
- Pożyczysz ciuszków - uśmiechnął się
- Drake'uś nowe będą lepsze.
- Braterstwo krwi? - dopytał Drake
- Dobra jaramy ogień trzeba nóż przypalić
Po kilku minutach dziabnąłem się.
- W kucie centralnie - stwierdził z uśmiechem Drake
- Nie pierdol dziabaj bo się wykrwawię aorta to jest
- Gorący w chuj ten nóż
Ale przeciął
- Teraz rączki dadzą sobie buzi
- Z jęzorem - dodał Drake
- Ta Drake'uś liż tą chorą łapę swoją łapą.
- Jesteście chorzy - wszedł Luke
- Miłość, honor, ojczyzna, liż łapę - dziabnął go i przytknął jego łapę do swojej. A potem do mojej. - pamiętaj miłość, honor, ojczyzna.
Luke zbladł a Drake do niego
- Mścicieli trzech z którą bombą wolisz latać?
Luke ścisnął swoją rękę i stwierdził że jesteśmy popierdoleni. dokładniej wyraził się tak
- Jebane skurwysyny ja będę miał dziecko
- No wiem - odparłem - jesteś mi winien 700 zł
- Kurwa ja czegoś nie wiem? - dopytał Drake
- Ciąża jest wiatropylna - uśmiechnąłem się - jest takie plastikowe cuś - kontynuowałem
- No tak test, szczysz i wiesz
Drake gdzieś pobiegł za chwilę wrócił. Z testem który miał dwie kreski.
- Kto jeszcze jest w ciąży? - dopytałem zdziwiony
- Ja na to naszczałem - opowiedział Drake
Spanikował wybiegł i wrzeszczy na Amandę żeby zrobiła mu USG. Zrobiło się niesamowite zamieszanie. Dopiero Robert który na szczęście przyszedł wytłumaczył nam że test ciążowy działa na kobiety natomiast u mężczyzn zawsze wyjdzie pozytywny. Bo mają pewien współczynnik który mają kobiety tylko w ciąży. Wtedy zeszła Roz a Drake zaczął ją przytulać i całować.
- Siostra ja prawie byłem w ciąży - powiedział
- Tobie to już całkiem odbiło - powiedziała Roz
- Mścicieli jest trzech Roz - zaczął Drake - ja, Quick i Luke nie możemy żyć odrębnie. Bo jesteśmy braćmi krwi. A ja przez chwilę byłem nawet w ciąży. Tylko Robert to popsuł.
- Głupek - uśmiechnęła się Roz - o co chodzi John - podeszła do mnie i przytuliła się
- Wiesz Roz ja nie bardzo wiem. Ale Drake nigdzie nie pojedzie nie pójdzie. Przypieczętowaliśmy to krwią.
- Kurwa teraz to ja będę musiał prać dywan - wściekł się Krzysiek
Amanda od raz poleciła mi uciskać żyłę.
- Ty jesteś mądry - gnoju ryknęła - przecinać sobie aortę
I pobiegła przynajmniej chciała do gabinetu. Podciąłem ją wyrżnęła głową w stół.
- Bam - usłyszałem głos Damona który pokazywał palcem na leżącą Amandę - tata kuku
Podszedł popatrzył dokładniej
- Mama tata lel
Co znaczyło w jego tłumaczeniu że leci mi krew.
- Tata jest... - zaczęła Roz
Świrnięty pokazał Damon. Pierwszy raz w życiu Damon dostał w tyłek. Dokładnie Roz zdjęła mu pieluchę i przywali mu porządnego klapsa. Damon się rozryczał bo nigdy jeszcze nie dostał.
- Nie możesz tak mówić o swoim ojcu - wrzeszczała na niego
Jeszcze raz się na niego zamachnęła i chciała coś powiedzieć. Delikatnie złapałem ją za rękę powstrzymując ją od wymierzenia kolejnego ciosu Damonowi. Ten ryczał w niebo głosy.
- Skarbie on nie rozumie - powiedziałem
- Nie może tak o tobie mówić - powiedziała - nikt nie może - wrzasnęła aż podskoczyła Sonia i babcia.
Już nie wiedziałem kogo mam ratować z opresji Damona czy Roz. Ale fakt jest taki że przy tak debilnym życiu nikt nie jest normalny. Ja zająłem się Roz. Jula ubrała Damona chciała go nawet zabrać ale jej nie pozwoliłem. Spojrzałem porozumiewawczo na Drake'a
- Przegięliśmy pałę - stwierdził
Wziął ode mnie Damona ja w swoim zwyczajem wziąłem Roz na ręce. I zaniosłem do pokoju.
- Nie trzeba mnie nosić - stwierdziła
- Ale ja to lubię - dodałem - jesteś moją księżniczką
Zaniosłem ją do pokoju. Drake postawił Damona i zamknął drzwi. Po chwili dopiero Roz oprzytomniała.
- Nie jestem dobrą matką - zaczęła płakać - nawet jego uderzyłam za ciebie. To twój syn nie powinien się wyrażać tak o ojcu
- Skarbie on nie rozumie jeszcze tego. Nic się nie stało. Za dużo mu poluzowałem - stwierdziłem - to moja wina.
Roz wtuliła się we mnie. Gdy usiadłem na wyro a Damon wdrapał się jej na kolana i zaczął beczeć razem z nią.
- Widzisz księżniczko - mówiłem spokojnie - on wie że sprawił ci przykrość, że zrobił zle. Nie smutaj już. I nie denerwuj się.
- Ale zostaniemy tutaj
- Dla ciebie zniosę wszystko kochanie
Od Rozi
A jednak to prawda. Quick naprawdę chce się wynieść. Wszystko się po komplikowało. Powiedział że chce tych dzieci więc przynajmniej pod tym względem się uspokoiłam. Bo bałam się że to wszystko przez moją ciąże. Zapewnił również że nie chce mnie zostawiać, ale sama już nie wiedziałam. Przecież gdybym nie podsłuchała tej rozmowy on by poszedł a ja o niczym bym nawet nie wiedziała. Bo chyba taki był plan. Dobre w tym tyle że jakoś dotarłam do Drake'a. I próbował pogadać z Quickiem. To dwa osły i któryś musi być mądrzejszy i wyjść z inicjatywą. Może jak uda im się pogadać to wszystko wróci do normy. Quick się uspokoi a ja nie będę musiała wybierać między nimi. To oczywiste że wybrała bym Quicka ale Drake to mój brat. Od początku epidemii się nie rozdzielaliśmy, ratowaliśmy sobie tyłki na wzajem. Dużo mu zawdzięczam bez niego nie dała bym sobie rady. Jest dupkiem ale mogę na niego liczyć nawet teraz. A teraz przecież nie ma jeszcze Al nie mogła bym go zostawić samego. Próbowałam jakoś grać na czas. Znałam Quicka i wiedziałam że większość decyzji podejmuje pod wpływem chwili. Miałam nadzieje że Drake się z nim dogada. Quick się obraził i nie zszedł na kolacje. Więc mogłam pogadać z pozostałymi znaczy chodziło mi o Drake'a. Wieczorem ze sobą pogadali i nawet ze sobą wypili. Miałam już nadzieje że będzie dobrze przecież gadali jak kumple ale na śniadanie Quick również nie zszedł. Czyli jednak nie jest dobrze. Damon był głodny więc zeszłam na dół. Luke z Julą chyba się pogodzili ale co do tego nie miałam pewności. Może to tylko chwilowe albo na pokaz.
- Quick nie zejdzie? - dopytał Drake
Pokręciłam tylko przecząco głową.
- Siostra starałem się - zapewnił
- Wiem - odparłam
Już nic więcej nie mówiłam i w ciszy karmiłam Damona. Mdliło mnie i nie maiłam ochoty na jedzenie. Drake gwiazdorzył jak zazwyczaj. Bez niego zdecydowanie było by nudno. Drake zawsze taki był akurat tego nawet epidemia nie zdołała zmienić. Nawet gdy jest w kompletnej rozsypce nie daje tego po sobie pokazać. Właśnie to zawsze podnosiło mnie na duchu. Że nawet jak jest zle Drake potrafi w swój własny sposób podnieść ludzi na duchu.
- Nic nie jesz - skomentowała babcia - kwiatuszku powinnaś coś zjeść
- Jak bym potrzebowała dietetyka to bym się do niego udała - warknęłam
Damon już zjadł więc odeszłam od stołu. Jak tylko odeszłam przy stole wszyscy zaczęli gadać przyciszonymi głosami. Drake też wstał i podszedł do mnie. Złapał mnie za rękę i pociągnął mnie kawałek w stronę piwnicy
- Znowu chcesz mi pokazać jakiegoś trupa - wypaliłam
Drake się uśmiechnął
- Nie - zapewnił - teraz chce z tobą porozmawiać bez wścibskich uszu.
Jak uznał że jesteśmy wystarczająco daleko w korytarzu że nikt nie podsłucha Drake mnie puścił.
- Quickowi nadal nie przeszło? - dopytał - nadal chce spadać?
- Nie wiem nie gadałam z nim o tym - przyznałam - myślałam że będzie już okej. Pogadaliście ze sobą... Drake ja nie chce wybierać między wami.
- Ale jak będzie leciał, jechał cokolwiek ty idziesz z nim - wypalił - rozumiem to siostra. Może to właśnie jest ten moment kiedy powinniśmy zacząć żyć własnym życiem
- Drake...
- Roz - przerwał mi - jesteś moją siostrą. Może przed epidemią nie dogadywaliśmy się za dobrze a nawet w cale ale epidemia zbliżyła nas do siebie. Moim obowiązkiem jest dbać byś była bezpieczna. Znaczy było bo teraz ten obowiązek spadł na Quicka. I chociaż nie chce się z tym zgadzać z tym kretynem jesteś bezpieczna. I cieszę się że on jest twoim mężem. On cie kocha, ty kochasz go.
- Nigdy mi tego nie mówiłeś
- Więc nie przerywaj bo drugi raz tego nie usłyszysz - stwierdził - nie powinien kazać ci wybierać no ale przecież to kretyn. Roz chodzi mi o to że nie musisz się mną przejmować. Jedz z nim i się nie martw.
- Drake ja nie chce wybierać - powiedziałam
- Ty nie musisz wybierać. - powiedział - jesteś małżeństwem będziecie mieli dodatkową dwójkę dzieci. Przecież i tak wybrała byś jego. Pomogę dokonać ci wyboru
- Drake co ty gadasz? - dopytałam
- Właśnie spadam i nie zabieram cię ze sobą. Jak już mówiłem to moment kiedy każdy z nas musi iść swoją drogą. Będę nie daleko i jak jeszcze tu będziecie wpadnę za jakiś tydzień by dowiedzieć się co z Al. Zabiorę jeszcze ze sobą Filipa. Sam dam sobie radę, mam dość bezpieczne miejsce do obrony, może nie ma tam bunkra ale jest dobrze a w koło dość sporo żarcia.
Drake odkręcił się na pięcie i wyszedł z domu. Zdecydowanie miał wszystko zaplanowane już wcześniej. Po prostu czekał jak potoczą się sprawy. Wiedziałam że właśnie powiedział mi gdzie będzie jak bym go potrzebowała. Ale nie miałam siły się nad tym zastanawiać. Drake nie żartował a ja nie mogłam się ruszyć i powiedzieć by został. Chciałabym nie musieć wybierać. Wzięłam Damona i wróciłam do pokoju. Chciałam przytulić się do Quicka.
- Quick nie zejdzie? - dopytał Drake
Pokręciłam tylko przecząco głową.
- Siostra starałem się - zapewnił
- Wiem - odparłam
Już nic więcej nie mówiłam i w ciszy karmiłam Damona. Mdliło mnie i nie maiłam ochoty na jedzenie. Drake gwiazdorzył jak zazwyczaj. Bez niego zdecydowanie było by nudno. Drake zawsze taki był akurat tego nawet epidemia nie zdołała zmienić. Nawet gdy jest w kompletnej rozsypce nie daje tego po sobie pokazać. Właśnie to zawsze podnosiło mnie na duchu. Że nawet jak jest zle Drake potrafi w swój własny sposób podnieść ludzi na duchu.
- Nic nie jesz - skomentowała babcia - kwiatuszku powinnaś coś zjeść
- Jak bym potrzebowała dietetyka to bym się do niego udała - warknęłam
Damon już zjadł więc odeszłam od stołu. Jak tylko odeszłam przy stole wszyscy zaczęli gadać przyciszonymi głosami. Drake też wstał i podszedł do mnie. Złapał mnie za rękę i pociągnął mnie kawałek w stronę piwnicy
- Znowu chcesz mi pokazać jakiegoś trupa - wypaliłam
Drake się uśmiechnął
- Nie - zapewnił - teraz chce z tobą porozmawiać bez wścibskich uszu.
Jak uznał że jesteśmy wystarczająco daleko w korytarzu że nikt nie podsłucha Drake mnie puścił.
- Quickowi nadal nie przeszło? - dopytał - nadal chce spadać?
- Nie wiem nie gadałam z nim o tym - przyznałam - myślałam że będzie już okej. Pogadaliście ze sobą... Drake ja nie chce wybierać między wami.
- Ale jak będzie leciał, jechał cokolwiek ty idziesz z nim - wypalił - rozumiem to siostra. Może to właśnie jest ten moment kiedy powinniśmy zacząć żyć własnym życiem
- Drake...
- Roz - przerwał mi - jesteś moją siostrą. Może przed epidemią nie dogadywaliśmy się za dobrze a nawet w cale ale epidemia zbliżyła nas do siebie. Moim obowiązkiem jest dbać byś była bezpieczna. Znaczy było bo teraz ten obowiązek spadł na Quicka. I chociaż nie chce się z tym zgadzać z tym kretynem jesteś bezpieczna. I cieszę się że on jest twoim mężem. On cie kocha, ty kochasz go.
- Nigdy mi tego nie mówiłeś
- Więc nie przerywaj bo drugi raz tego nie usłyszysz - stwierdził - nie powinien kazać ci wybierać no ale przecież to kretyn. Roz chodzi mi o to że nie musisz się mną przejmować. Jedz z nim i się nie martw.
- Drake ja nie chce wybierać - powiedziałam
- Ty nie musisz wybierać. - powiedział - jesteś małżeństwem będziecie mieli dodatkową dwójkę dzieci. Przecież i tak wybrała byś jego. Pomogę dokonać ci wyboru
- Drake co ty gadasz? - dopytałam
- Właśnie spadam i nie zabieram cię ze sobą. Jak już mówiłem to moment kiedy każdy z nas musi iść swoją drogą. Będę nie daleko i jak jeszcze tu będziecie wpadnę za jakiś tydzień by dowiedzieć się co z Al. Zabiorę jeszcze ze sobą Filipa. Sam dam sobie radę, mam dość bezpieczne miejsce do obrony, może nie ma tam bunkra ale jest dobrze a w koło dość sporo żarcia.
Drake odkręcił się na pięcie i wyszedł z domu. Zdecydowanie miał wszystko zaplanowane już wcześniej. Po prostu czekał jak potoczą się sprawy. Wiedziałam że właśnie powiedział mi gdzie będzie jak bym go potrzebowała. Ale nie miałam siły się nad tym zastanawiać. Drake nie żartował a ja nie mogłam się ruszyć i powiedzieć by został. Chciałabym nie musieć wybierać. Wzięłam Damona i wróciłam do pokoju. Chciałam przytulić się do Quicka.
Od Quicka
Uśpiłem Damona znaczy uśpiłem on sam się usypia. I z blizniakami na 100% muszę zrobić to samo. Włączyłem telewizor. No fakt głodny byłem jak chuj ale nie zamierzałem spotykać się z tą pieprzoną rodzinką. To dzięki mnie wszyscy się poznajdywali a teraz to ja jestem wróg publiczny nr 1. Gdyby nie Roz już dawno by mnie tu nie było. Przeglądałem wiadomości. Świat znów drżał przed Mścicielem. I wypowiedz Ivanowa okazało się że jakiś ładunek chłopaków nie wybuchł. Zdjęto z niego odciski palców. Ivanow zapowiadał w wywiadzie. Że winnego znajdzie.
- A Mściciel - dodał - to raczej była odrębna sprawa. I nie wiem o co jemu akurat chodziło. Więc świat powinien się zastanowić -kontynuował swą przemowę Ivanow - czy mamy do czynienia z kolejnym psychopatycznym Hitlerem bo Biladen był łaskawszy. A jego bojówki atakują konkretne cele. Natomiast Mściciel jest nie przewidywalny. Zniszczył lata pracy jego i jego ojca. Zniszczył projekt jego życia. Mówił o projekcie 113.
-Biedanctwo - powiedziałem sam do siebie - Alfredziki wyjebało w kosmos biedna Saszka. Ruseczek nie będzie miał zabaweczek. To ci powiem Sasza - gadałem do telewizora - twoich pięciu Alfrdów też znajdę i zaciukam
Nawet się nie spodziewałem gdy drzwi otworzyły się i do pokoju weszła profesorowa.
- Ta dziewczyna co ją dzisiaj przyprowadziłeś Czaruś. Ona w jakiś dziwny sposób umarła. A Juzio, Robert powiedział że zmarł na zawał. Zostałeś mi tylko ty Czaruś - babci przytuliła się do mnie - ja może i stara i głupia - kontynuowała - ale ja widzę jak oni wszyscy cię traktują. Twój kwiatek próbuje z nimi porozmawiać.
- Nie potrzebnie - powiedziałem
- Ja wiem Czaruś że ty uniosłeś się honorem. Przyniosłam ci kanapeczki. Chciałam Juzia godnie pochować.
- Dobrze jutro babciu jutro.
- Słyszałam że opuszczasz nas chciała bym byś zabrał mnie ze sobą. Potrzebujesz żeby ktoś ci uprał, zrobił jeść, posprzątał. Robert dał mi nowe leki. I chyba pomagają bo tak jakby nie zapominam.
- Zajmę się tym babciu ale jutro.
- No tak Czaruś tylko Juzia zamykałeś bo on zawinił ja wiem ale dziś nie chce być sama. Ale nie chciała bym wam przeszkadzać. Ty i twoja żona musicie sobie wyjaśnić.
- Babciu nic nie musimy wyjaśniać między sobą, jest okej
- No ale ona na przygnębioną i zmęczoną wygląda synku
- Babciu Różyczka będzie miała blizniaki jest w ciąży
- No widzisz i będę miała co robić przydam się. Porwały ją jakieś zbiry, zagłodziły przecież ona jak 100 nieszczęść wygląda synku.
- No tak ja wiem babciu pracujemy nad tym
- To mogę spać u Damona w pokoju na sofie? Nie będę wam przeszkadzać?
- Dobrze - zgodziłem się
- To na tego wstręciucha jesteś zły pokazała babcia na Ivanowa w telewizorze. Bo to ty synku zaprowadzasz swoją sprawiedliwość w Rosji prawda. Twoją sylwetkę poznała bym wszędzie.
Kurwa stara w swojej głupocie i ślepocie jest całkiem nie zła. Wtedy do pokoju weszła Roz.
- Tak pózno a babcia nie śpi? - dopytała
- Musisz regularnie się odżywiać - powiedziała babcia i dodała smutno że Juzio umarł - Dobrze dzieci kochane to ja nie będę wam przeszkadzać - kontynuowała babcia - idę spać do Damonaka
I wyszła.
- Co takiego? - zapytała lekko zszokowana i trochę oburzona Roz
- Skarbie przepraszam nie miałem siły się nie zgodzić.
- A ja? A my? Chciałam z tobą porozmawiać.
- Dobrze skarbie tylko ja zamknę drzwi
Zatrzymała mnie.
- Chciałabym żeby w tej rozmowie uczestniczył Drake
- Boisz się mnie? - dopytałem - dziwne że chcesz rozmawiać ze mną przy Drake'u.
- Chce bo on zrozumiał błąd nas wszystkich. I też chciał z tobą pogadać.
- A możemy zrobić inaczej słońce? - dopytałem - bo wiesz ja chce tylko najpierw jedno wiedzieć
- Kocham cię - uprzedziła moje pytanie które nie miało paść w ogóle.
- Po prostu chciałem zapytać - pominąłem odpowiedzi na nie byłe pytanie - czy w tej sekundzie, w tym momencie poleciała byś ze mną na koniec świata. Ja, ty i Damon. Bez Drake'a i całego tego barachła.
- Tak - powiedział bez zastanowienia - ale tęskniła bym za bratem dużo mu zawdzięczam.
- Wiesz kochanie że to była podpucha - uśmiechnąłem się. - a teraz zapytam poważnie. Bo chciałem pogadać z Drake'em i Luke'em bo ty bardzo mądra słońce jesteś chociaż z Mariuszem i Grześkiem też porozmawiam. Tylko Luke'a wykluczył bym z mojej rozmowy tylko wiesz to nie da się na sucho. Po prostu od jakiegoś czasu mam ochotę się nachlać.
- To może pościele łóżko - stwierdziła Roz
- Roz posłuchaj mnie. Nie możesz słać łóżka, nosić Damona, denerwować się.
- Ty chyba naprawdę musisz się napić - stwierdziła.
- Tak ty idz po Drake'a a ja pościelę ci wyrko. Dobrze a ten konował jutro dostanie ode mnie zapłatę i wiesz skarbie cieszę się że lubisz konwalie.
- A tak naprawdę co chciałeś powiedzieć bo już cię znam
- No to że masz sporo czasu żeby zastanowić się nad tymi tabletkami. Bo w tym tempie naprawdę będziemy mieli żłobek.
Roz się tylko uśmiechnęła i powiedziała coś takiego co wprawiło mnie w niesamowicie dobry nastrój.
- Bo ja misiu chyba jestem wiatropylna ty dmuchniesz a ja w ciąży.
- Dobrze że tylko moje dmuchanie na ciebie działa - uśmiechnąłem się
Pocałowała mnie i poszła po Drake'a. Musiała mu chyba powiedzieć bo przyszedł od razu z flaszką a za pazuchy wyjął drugą.
- Szwagier będziemy pić rudą szmatę czy ruską dziwkę sponiewierke.
- Skąd ty kurwa masz ruską wódę? - dopytałem
- Porwałem ją z Rosji - uśmiechnął się
- Ty wiesz Drake'uś że za porwanie jest paragraf?
- Quick powiedz mi po co wyprowadzałeś tego atoma z hangaru
- Dawaj rudą szmatę - powiedziałem - Drake jedna wasza bombka nie wybuchła. Zdjęli z niej odciski. Będą węszyć. A pro po atoma to musiał bym lecieć do bojówek biladena. Notabene i tak nie mam pewności czy by ją rozbroili. Zbyt wiele osób o niej wie więc po prostu znalazłem jej inne bezpieczniejsze miejsce.
- Roz mówiła że chcesz spadać
- No a pamiętasz jak było na początku - powiedziałem
- Quick ale ty wiesz że ja zabieram się z wami. Bo tylko ty jesteś w stanie załatwić sprawę Al, tylko ty masz kontakt. Po prostu myśleliśmy inaczej. To Roz nas uświadomiła.
- Drake wszyscy jesteśmy gnojami powiedziałem po drugiej szklance. - a mózgi mamy rozwinięte o jakieś 5-10 lat do przodu przez tą pieprzoną epidemię.
- Sorry że nie powstrzymałem Pati - powiedział
- Drake jeżeli coś się stanie blizniakom to ona i jej sucz zapłaci to życiem.
- Stary ja wiem i rozumiem ja ci nawet w tym pomogę to moja siostra w końcu jest. Dodatkowo głupia siostra.
Ja się podniosłem a Roz odraz zeszła z łóżka na którym leżała i przeglądała internet.
- Nie mów że jest głupia. Po prostu się nie zabezpiecza.
Drake odraz przeprosił.
- Też chciał bym tak ja wy... Al i ja.
- Drake'uś będzie dobrze ja to załatwię
- Ty wiesz Quick że twojej żonie a mojej siostrze widać już te blizniaki.
- Machają do ciebie rencami - uśmiechnąłem się - Drake będzie widać ale może za miesiąc. Niunia połóż się ja nie będę się bić ze szwagrem.
- U nas to chyba rodzinne - stwierdził Drake - zarabiać kulkę w ramie.
I wtedy o zgrozo jak na złe przyszła babcia. Zabrała nam alko wywaliła Drake'a z pokoju. Gdyż stwierdziła że już za pózno na wizyty i picie alkoholu a młode małżeństwo powinno zostać samo. Gdy tylko Drake się ulotnił bo raczej nie miał wyboru Roz dopytała niepewnie
- Poszedł byś do Grażyny misiu?
- Chcesz pooglądać księżyc czy gwiazdy kochanie
- Nie chciałam ptysia
- A wiesz skarbie że już prawie pierwsza w nocy - popatrzyła na mnie ze swoją minką.
- Dobrze kochanie pójdę - powiedziałem
Musiałem się zdrowo dobijać do domu Grażyny.
- Co się stało szefie? - otworzył drzwi Robert
- Możesz obudzić Grażynkę to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
- Gdzie znów leżą zwłoki - dopytał jeszcze nieprzytomny Robert - kto umarł
- Ptysie - powiedziałem widząc Grażynę
- Jakie ptysie? - dopytał Robert - umarły? To nowy projekt?
- Nie Grażynko masz ptysie może
- No trochę jeszcze coś tam zostało.
- To dawaj wszystko co zostało.
- Ale co macie jakąś imprezę? - dopytała
- No blizniaki chcą coś słodkiego
- Jakie blizniaki? - dopytała Grażyna i sama sobie na nie odpowiedziała - czyż by Roz była
Pokiwałem głową.
- Ale to nie może być szefa - załamała mnie
- One są moje Różyczka prędzej by coś sobie zrobiła niż dała się skrzywdzić w ten sposób. A jeżeli coś takiego miało by nawet miejsce to raczej by mi to powiedziała. My jesteśmy ze sobą szczerzy.
Bez odpowiedzi zapakowała mi to co miała.
- Policz ile tam wyszło Grażynko - powiedziałem - jutro ci zapłacę.
- Dobrze nie ma sprawy - powiedziała
Poszedłem do domu Roz zaspokoiła swoje kulinarne żądze. A ja pózniej namówiłem ją że muszę pooglądać te blizniaki. No fakt brzuszek miała twardawy ale tylko tyle.
- To co słonko idziemy spać? - dopytałem
Ale ku mojemu zdziwieniu spać poszliśmy koło 5.
- Wtedy z Damonem też tak miałaś? - dopytałem
Pokiwała głową.
- Dobrze że babcia była i wywaliła Drake'a bo inaczej nic by z ciebie nie było.
- Oj tam serduszko u mnie zawsze jest pełna gotowość bojowa.
Mimo wieczornej popijawy i nocnych amorów które były jazdą bez trzymanki. I tak nie zszedłem na śniadanie. Nie miałem nic do Drake'a do biednej Juli. Nawet Luke'a rozumiałem w pewnym sensie. Ale widoku reszty wrednych gęb nie zniosę.
- A Mściciel - dodał - to raczej była odrębna sprawa. I nie wiem o co jemu akurat chodziło. Więc świat powinien się zastanowić -kontynuował swą przemowę Ivanow - czy mamy do czynienia z kolejnym psychopatycznym Hitlerem bo Biladen był łaskawszy. A jego bojówki atakują konkretne cele. Natomiast Mściciel jest nie przewidywalny. Zniszczył lata pracy jego i jego ojca. Zniszczył projekt jego życia. Mówił o projekcie 113.
-Biedanctwo - powiedziałem sam do siebie - Alfredziki wyjebało w kosmos biedna Saszka. Ruseczek nie będzie miał zabaweczek. To ci powiem Sasza - gadałem do telewizora - twoich pięciu Alfrdów też znajdę i zaciukam
Nawet się nie spodziewałem gdy drzwi otworzyły się i do pokoju weszła profesorowa.
- Ta dziewczyna co ją dzisiaj przyprowadziłeś Czaruś. Ona w jakiś dziwny sposób umarła. A Juzio, Robert powiedział że zmarł na zawał. Zostałeś mi tylko ty Czaruś - babci przytuliła się do mnie - ja może i stara i głupia - kontynuowała - ale ja widzę jak oni wszyscy cię traktują. Twój kwiatek próbuje z nimi porozmawiać.
- Nie potrzebnie - powiedziałem
- Ja wiem Czaruś że ty uniosłeś się honorem. Przyniosłam ci kanapeczki. Chciałam Juzia godnie pochować.
- Dobrze jutro babciu jutro.
- Słyszałam że opuszczasz nas chciała bym byś zabrał mnie ze sobą. Potrzebujesz żeby ktoś ci uprał, zrobił jeść, posprzątał. Robert dał mi nowe leki. I chyba pomagają bo tak jakby nie zapominam.
- Zajmę się tym babciu ale jutro.
- No tak Czaruś tylko Juzia zamykałeś bo on zawinił ja wiem ale dziś nie chce być sama. Ale nie chciała bym wam przeszkadzać. Ty i twoja żona musicie sobie wyjaśnić.
- Babciu nic nie musimy wyjaśniać między sobą, jest okej
- No ale ona na przygnębioną i zmęczoną wygląda synku
- Babciu Różyczka będzie miała blizniaki jest w ciąży
- No widzisz i będę miała co robić przydam się. Porwały ją jakieś zbiry, zagłodziły przecież ona jak 100 nieszczęść wygląda synku.
- No tak ja wiem babciu pracujemy nad tym
- To mogę spać u Damona w pokoju na sofie? Nie będę wam przeszkadzać?
- Dobrze - zgodziłem się
- To na tego wstręciucha jesteś zły pokazała babcia na Ivanowa w telewizorze. Bo to ty synku zaprowadzasz swoją sprawiedliwość w Rosji prawda. Twoją sylwetkę poznała bym wszędzie.
Kurwa stara w swojej głupocie i ślepocie jest całkiem nie zła. Wtedy do pokoju weszła Roz.
- Tak pózno a babcia nie śpi? - dopytała
- Musisz regularnie się odżywiać - powiedziała babcia i dodała smutno że Juzio umarł - Dobrze dzieci kochane to ja nie będę wam przeszkadzać - kontynuowała babcia - idę spać do Damonaka
I wyszła.
- Co takiego? - zapytała lekko zszokowana i trochę oburzona Roz
- Skarbie przepraszam nie miałem siły się nie zgodzić.
- A ja? A my? Chciałam z tobą porozmawiać.
- Dobrze skarbie tylko ja zamknę drzwi
Zatrzymała mnie.
- Chciałabym żeby w tej rozmowie uczestniczył Drake
- Boisz się mnie? - dopytałem - dziwne że chcesz rozmawiać ze mną przy Drake'u.
- Chce bo on zrozumiał błąd nas wszystkich. I też chciał z tobą pogadać.
- A możemy zrobić inaczej słońce? - dopytałem - bo wiesz ja chce tylko najpierw jedno wiedzieć
- Kocham cię - uprzedziła moje pytanie które nie miało paść w ogóle.
- Po prostu chciałem zapytać - pominąłem odpowiedzi na nie byłe pytanie - czy w tej sekundzie, w tym momencie poleciała byś ze mną na koniec świata. Ja, ty i Damon. Bez Drake'a i całego tego barachła.
- Tak - powiedział bez zastanowienia - ale tęskniła bym za bratem dużo mu zawdzięczam.
- Wiesz kochanie że to była podpucha - uśmiechnąłem się. - a teraz zapytam poważnie. Bo chciałem pogadać z Drake'em i Luke'em bo ty bardzo mądra słońce jesteś chociaż z Mariuszem i Grześkiem też porozmawiam. Tylko Luke'a wykluczył bym z mojej rozmowy tylko wiesz to nie da się na sucho. Po prostu od jakiegoś czasu mam ochotę się nachlać.
- To może pościele łóżko - stwierdziła Roz
- Roz posłuchaj mnie. Nie możesz słać łóżka, nosić Damona, denerwować się.
- Ty chyba naprawdę musisz się napić - stwierdziła.
- Tak ty idz po Drake'a a ja pościelę ci wyrko. Dobrze a ten konował jutro dostanie ode mnie zapłatę i wiesz skarbie cieszę się że lubisz konwalie.
- A tak naprawdę co chciałeś powiedzieć bo już cię znam
- No to że masz sporo czasu żeby zastanowić się nad tymi tabletkami. Bo w tym tempie naprawdę będziemy mieli żłobek.
Roz się tylko uśmiechnęła i powiedziała coś takiego co wprawiło mnie w niesamowicie dobry nastrój.
- Bo ja misiu chyba jestem wiatropylna ty dmuchniesz a ja w ciąży.
- Dobrze że tylko moje dmuchanie na ciebie działa - uśmiechnąłem się
Pocałowała mnie i poszła po Drake'a. Musiała mu chyba powiedzieć bo przyszedł od razu z flaszką a za pazuchy wyjął drugą.
- Szwagier będziemy pić rudą szmatę czy ruską dziwkę sponiewierke.
- Skąd ty kurwa masz ruską wódę? - dopytałem
- Porwałem ją z Rosji - uśmiechnął się
- Ty wiesz Drake'uś że za porwanie jest paragraf?
- Quick powiedz mi po co wyprowadzałeś tego atoma z hangaru
- Dawaj rudą szmatę - powiedziałem - Drake jedna wasza bombka nie wybuchła. Zdjęli z niej odciski. Będą węszyć. A pro po atoma to musiał bym lecieć do bojówek biladena. Notabene i tak nie mam pewności czy by ją rozbroili. Zbyt wiele osób o niej wie więc po prostu znalazłem jej inne bezpieczniejsze miejsce.
- Roz mówiła że chcesz spadać
- No a pamiętasz jak było na początku - powiedziałem
- Quick ale ty wiesz że ja zabieram się z wami. Bo tylko ty jesteś w stanie załatwić sprawę Al, tylko ty masz kontakt. Po prostu myśleliśmy inaczej. To Roz nas uświadomiła.
- Drake wszyscy jesteśmy gnojami powiedziałem po drugiej szklance. - a mózgi mamy rozwinięte o jakieś 5-10 lat do przodu przez tą pieprzoną epidemię.
- Sorry że nie powstrzymałem Pati - powiedział
- Drake jeżeli coś się stanie blizniakom to ona i jej sucz zapłaci to życiem.
- Stary ja wiem i rozumiem ja ci nawet w tym pomogę to moja siostra w końcu jest. Dodatkowo głupia siostra.
Ja się podniosłem a Roz odraz zeszła z łóżka na którym leżała i przeglądała internet.
- Nie mów że jest głupia. Po prostu się nie zabezpiecza.
Drake odraz przeprosił.
- Też chciał bym tak ja wy... Al i ja.
- Drake'uś będzie dobrze ja to załatwię
- Ty wiesz Quick że twojej żonie a mojej siostrze widać już te blizniaki.
- Machają do ciebie rencami - uśmiechnąłem się - Drake będzie widać ale może za miesiąc. Niunia połóż się ja nie będę się bić ze szwagrem.
- U nas to chyba rodzinne - stwierdził Drake - zarabiać kulkę w ramie.
I wtedy o zgrozo jak na złe przyszła babcia. Zabrała nam alko wywaliła Drake'a z pokoju. Gdyż stwierdziła że już za pózno na wizyty i picie alkoholu a młode małżeństwo powinno zostać samo. Gdy tylko Drake się ulotnił bo raczej nie miał wyboru Roz dopytała niepewnie
- Poszedł byś do Grażyny misiu?
- Chcesz pooglądać księżyc czy gwiazdy kochanie
- Nie chciałam ptysia
- A wiesz skarbie że już prawie pierwsza w nocy - popatrzyła na mnie ze swoją minką.
- Dobrze kochanie pójdę - powiedziałem
Musiałem się zdrowo dobijać do domu Grażyny.
- Co się stało szefie? - otworzył drzwi Robert
- Możesz obudzić Grażynkę to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
- Gdzie znów leżą zwłoki - dopytał jeszcze nieprzytomny Robert - kto umarł
- Ptysie - powiedziałem widząc Grażynę
- Jakie ptysie? - dopytał Robert - umarły? To nowy projekt?
- Nie Grażynko masz ptysie może
- No trochę jeszcze coś tam zostało.
- To dawaj wszystko co zostało.
- Ale co macie jakąś imprezę? - dopytała
- No blizniaki chcą coś słodkiego
- Jakie blizniaki? - dopytała Grażyna i sama sobie na nie odpowiedziała - czyż by Roz była
Pokiwałem głową.
- Ale to nie może być szefa - załamała mnie
- One są moje Różyczka prędzej by coś sobie zrobiła niż dała się skrzywdzić w ten sposób. A jeżeli coś takiego miało by nawet miejsce to raczej by mi to powiedziała. My jesteśmy ze sobą szczerzy.
Bez odpowiedzi zapakowała mi to co miała.
- Policz ile tam wyszło Grażynko - powiedziałem - jutro ci zapłacę.
- Dobrze nie ma sprawy - powiedziała
Poszedłem do domu Roz zaspokoiła swoje kulinarne żądze. A ja pózniej namówiłem ją że muszę pooglądać te blizniaki. No fakt brzuszek miała twardawy ale tylko tyle.
- To co słonko idziemy spać? - dopytałem
Ale ku mojemu zdziwieniu spać poszliśmy koło 5.
- Wtedy z Damonem też tak miałaś? - dopytałem
Pokiwała głową.
- Dobrze że babcia była i wywaliła Drake'a bo inaczej nic by z ciebie nie było.
- Oj tam serduszko u mnie zawsze jest pełna gotowość bojowa.
Mimo wieczornej popijawy i nocnych amorów które były jazdą bez trzymanki. I tak nie zszedłem na śniadanie. Nie miałem nic do Drake'a do biednej Juli. Nawet Luke'a rozumiałem w pewnym sensie. Ale widoku reszty wrednych gęb nie zniosę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)