-Oj tato i widzisz nawet nie dał sobie cokolwiek powiedzieć i tak jest zawsze przychodzi do domu i wszystkim trzęsie . Bije ludzi ja też dostałam dopiero Rozi jak go postrzeliła .
-Ona jego? I nic jej gnój nie zrobił ?
-No nie tato bo najpierw to on rozmawiał z profesorem i jakiś nie swój przy obiedzie był . Puzniej rano to ta jego nie wiem ,ale też nic nie jadł tylko odszedł od stołu . A ta jego za nim i darła się na niego . Chyba się z nim nie patyczkowała i on się jakoś odkodował. Bo jak szedł to mało co się nie wywalił jeszcze zapinał na dole spodnie a ona darła się że był dobry ale może stać się jeszcze lepszy .Potem po południu ta księżniczka no naprawdę przywiezli mu tu prawdziwą arabską księżniczkę za zlecenie czy co , ale tato wszyscy się na nią ślinili nawet Witek wyszedł .
-I co ?
-No on to by i ją wtedy zaliczył bo od tego rana to mu od jebało tylko tamta najpierw mało co nie zabiła jej a potem jego postrzeliła
-I co on nadal z nią jest?
-No na to wygląda ale jak by się nie obudził to by nas pozabijali te gangstery . Potem do roboty pojechał jak on to mówi i jak wrócił to ta Rozi praktycznie już prawie rodziła to też wszystkich na nogi postawił . Całą kolejną noc nie spaliśmy znaczy nią to profesor się zajmował . Po tym rodzeniu to kocyk dla tego gnoja pożyczałam i poprosiłam żeby czysty oddał i się wściekł i odsunął mnie od wszystkiego . Ma ona wszystko a ja nic i coś jest na rzeczy tato bo , ona z tym bratem coś kombinuje . Chcą chyba go ożenić bo wiesz on ma wszystko sprowadza tu takie wielkie transporty .
-Czyli trzeba go wziąć z innej strony ja mam trochę znajomości jeszcze dla tego żyję . Wróciłem ciebie dziecko poszukać , ale jak tak mówisz to trzeba zacząć się przymilać do niego i wszystko nasze będzie . Bo naiwność to mu może została . Zaprowadż mnie do tego profesora trzeba z nim pogadać musimy wywalić tą małą z siodła -stwierdził ojciec .
Ja mam w dupę bratu włazić , też coś jemu zawsze się udaje a ja to zawsze pod górkę on ma księżniczki a ja spaślaka boi dupę . Chciałam tak jak on na złość ojcu zrobić a jak jeszcze z tą gówniarą się pieprzy to leżymy bo jak zaciąży znowu bo mój kochany braciszek jak widać pojęcia o tym niema . W końcu ożeni się z nią bo ten jej braciszek jej pomoże i wszystko będzie jej a ten głupek i tak bachory niańczył będzie . Z tych rozmyślań wybił mnie głos ojca .
-To które to drzwi ?
Zapukałam i usłyszeliśmy ciche proszę .Profesor studiował jakieś wyniki jego żona coś na drutach robiła .
- Słucham pana -powiedział profesor odkładając lekturę .
-Chciałem o synu porozmawiać z panem- powiedział ojciec .
-Czaruś to dobry chłopiec i zaradny , zawsze babci dobre słowo powie -odezwała się starsza pani .
-Przepraszam za żonę jest chora myli szefa z naszym świętej pamięci wnukiem bo jest uderzająco do niego podobny .
-A to pan szefie do tego gnoja mówi? -Obruszył się ojciec .
-Nie ale gdy ktoś się zwraca do mnie to tak go nazywam . To dobry mądry chłopak trochę zagubiony bardzo samotny . Pan nie sprawdził się w roli ojca . Niczego dobrego nie nauczył pan syna .Stosował pan przemoc , faworyzował dzieci ten chłopak był przez pana zaszczuty jak pies . Dopiero Rozi ta młoda urocza osóbka nauczyła go kochać i być kochanym . Teraz chłopak dorasta psychicznie dopiero to co pan dusił w zarodku wybuchło z podwójną siłą . Naprawdę on jest teraz bez żadnych hamulców gotów na wszystko . Przez pana to biedne dziecko Rozi niepokoi się o przyszłość swoją i synka nowo narodzonego . Rozi próbuje ogarnąć go jakoś , ale teraz to nie wiele może a jemu się chce i szaleje to pana wina i to pan bierze za to odpowiedzialność . To dziecko nawet strzelało do niego , ona tak go kocha że prędzej zabije niż go zostawi albo pozwoli jemu zostawić siebie . No na szczęście jak już mówiłem pan ma mądrego syna troszczy się o nas i o swoja rodzinę . Tylko no ktoś musi porozmawiać z tą dziewczyną młodziutka taki byk to ją no nie da mu rady jak się rozpędzi w tym łóżku że tak powiem . Miał by jaką tam do tratowania wyszalał by się a i tak kochał by Rozi i to maleństwo. Mówiłem mu to proponowałem jednak się oburzył i od Rozi wykład zebrałem radził bym zmienić podejście do syna bo i my tu średnio co drugi dzień krew z podłogi zmywamy . I proszę zastanowić się bo następny raz może to być pańska krew .Przepraszam ale muszę się położyć jutro pana syn będzie oczekiwał ode mnie pewnych informacji a ja go nie zawiodę pomógł wielu ludziom .
-Tak- odezwała się profesorowa- Czaruś to takie złote dziecko ja sama go doglądam chcę pomóc młodym a Czaruś to moje oczko w głowie . On ma taką brzydką plamę na spodniach nie mogę zaprać a on tak je lubi i widzi pan będzie mu przykro . Bo Czaruś to takiego nie założy to śliczny chłopiec i dziewczęta się w nim podkochują na calutkiej osadzie . Udał mi się wnusio- mówiła z duma profesorowa .
-Już kochanie państwo właśnie wychodzili .
-A tak tylko Czarusia tam nie obudżcie on ciężko pracuje . Był dziś kochanie -zwróciła się do profesora- w kuchni kanapeczki sobie zrobić to mu zrobiłam , i pralkę przywiózł nową z cenami jeszcze .
Dalszej rozmowy to nie słyszeliśmy bo profesor zamknął drzwi .
-No to widzisz dziecko tu każdy gra do swojej bramki dla tego go znoszą i te jego wybryki . Czyli jak mówił profesorek albo zarżnie ta gówniarę i będziemy mieli ja z głowy , albo skoro jest taki kochliwy to mu podrzucimy świeże mięso . A o tych rzeczach dla was to porozmawiam z nim w inny sposób muszę zmienić taktykę eh dobrze że umiem pertraktować , ale matka bardziej by tu się przydała . On zawsze ja szanował buntował się, ale miał posłuch u niej i ta jej joga pomagała mu . Dobrze to idziemy spać .
Skwitował swoją wypowiedz ojciec i weszliśmy do naszego pokoju .Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że w pobliżu kręcił się cały czas ten Borys ale on pewnie nic nie wspomni bratu bo ostatnio nie powiedział.
sobota, 21 października 2017
Od Quicka
-Chodz do mnie tu kruszynko- pociągnąłem ja na fotel ,a ona nie przestawała mnie całować- Powiedz skarbie jak tam Damon? Bardzo był nie znośny?
Jednak Roz coś się stało zakodowała się czy co? Po rozmowie z tym kolesiem to już sam nie wiedziałem , a teraz ona się do mnie klei choć od dnia porodu unikała mnie jak ognia Ja naprawdę muszę wziąć jakaś lekcje . Nie czaje bab . No Roz to ok ma prawo wiedzieć pewne rzeczy i zachowywać się w stosunku do mnie jak się jej podoba .Ale czego te inne szmaty się mnie czepiają ? Coś tu mi nie śpiewa i jeszcze te jazdy . No kurde czy to hormonalne szaleństwo musiało mnie dopaść w tym momencie? Roz jest za młoda żebym mógł pozwolić sobie na pewne rzeczy , może gdy byśmy znaczy gdy by ona była trochę starsza to.... A tak no eh może stary ma racje naprawdę nie wyrabiam ze sobą i już posuwam się do takich rzeczy że eh. Rozmowę a raczej moje myślenie przerwało mi pukanie do drzwi .Nim zdążyłem się zorientować , że nie mam koszulki i spodnie rozpięte . Do pokoju weszła Amanda a za nią ojciec naprawdę tylko ich tu brakuje znów ktoś popsuł mi chwile przyjemności z moja kruszynką . Damon spał wiec może coś by troszkę mnie rozładowała .
-Rozi miałaś powiedzieć mojemu bratu że ojciec się chce z nim widzieć.
-Przyjechałem dopiero z roboty miałem ciężki dzień . Prawo zawracania głowy ma do mnie tylko Roz najwidoczniej by mi powiedziała za chwilę .Poza tym najpierw muszę z nią porozmawiać pytałem o mojego syna rozmawialiśmy . Głodny jestem , prysznic wziąć muszę , transport uszykować na jutro . A ty mi dupę zawracasz , o co chodzi mów byle szybko. Eeeeee kiedy ty to niunia zrobiłaś?- zacząłem się ogarniać , znaczy zapiąłem spodnie.
-Usiądzcie i pilnuj ojca Amanda bo nie jestem w nastroju , wiec jak siedzi to niech się lepiej nie podnosi bo skończę to inaczej jak wszystko jest jasne to słucham .
-Nie byłeś na kolacji a to podobno zasada- zaczął stary -i ty jej przestrzegasz- dodał- Tylko jakoś tego nie widzę i po co ci ludzie w domu jeszcze krzywdę zrobią Kasi no i na zewnątrz obstawiasz się jak by miał tu kto przyjechać .
-No i przyjechałeś mimo tych ludzi zostałeś wpuszczony . O co kaman poza tym moi ludzie są tu po to by Roz czuła się bezpiecznie . By mogła zostawić Damona jak śpi i skorzystać z toalety , czy napić się kawy , bo w tym domu są tacy ludzie którzy by udusili mi syna i skrzywdzili miłość mojego życia .Sam mi wpajałeś że jak już będę kiedyś miał rodzinę muszę stać sztywno na nogach zapewnić im byt i bezpieczeństwo , wiec dokładnie to robię . Dziś nie było mnie przez jakoś czas o Drake tez pracował i nie miał kto bronić moich skarbów . Ufam Drake i gdy by on był na miejscu ludzie by byli na zewnątrz no , ale Drake'owi też pracuje tak jak Luke wszyscy coś robimy nie siedzimy na zadkach tylko troszczymy się o naszą rodzinę i bezpieczeństwo tych wszystkich ludzi , To już nie jest ta sama polska jej w zasadzie nie ma a ja próbuję stworzyć jej namiastkę tutaj .No to krótko proszę o co wam chodzi , bo muszę zająć się narzeczona bo się stęskniła .
-Nie możesz iść z nią do łóżka- wrzasnęła Amanda .
-Ryj siostra Damona obudzisz i nie wpierdalaj się to nie jest twoja sprawa na szczęście .To Roz wie jak się czuje i na ile może mi pozwolić no i nie próbuj sztuczek z karmieniem Damona , bo po pierwsze to jak widzisz nie płacze . Płakał bo głodny był i ojcem się nie zastawiaj i nie rób mi wycieczek do pokoju .Teraz mówcie do rzeczy bo czas mi się kończy i cierpliwość również .
I wtedy obudził się Damon .
- Ja się nim zajmę słonko- powiedziałem do Roz odpocznij troszkę- Witaj mistrzu -powiedziałem -stęskniłeś się ? Bo ja tak za mamusią i za tobą- wziąłem małego na ręce- no to nadawaj panie ojciec
I stary zaczął .Najpierw wywalił Amandę .
-Posłuchaj domagam się żebyś wyremontował ten chlew u Amandy tam jest małe dziecko kontakty nie działają poza tym mógł bym ci pomóc .
-Ty pomóc mi coś chyba nie czaisz ty się dawno skończyłeś teraz jedz se na Hawaje .- Stary się podniósł .
-Tak to ty możesz zwracać się do swoich znajomych i tej dziewczynki .
-Ojciec nie każ mi tego robić. -Jednak stary się zakodował i myślał że jestem małym dzieckiem odłożyłem Damona -. Naprawdę ? Czy ty nie rozumiesz że ja tu żądzę i jesteś na moich zasadach .
A stary wywalił się na mnie z łapami coś tam krzyczał zwinąłem go za ciuchy i wywaliłem z pokoju .
- Nie próbuj więcej bo będzie karny dołek . Odtransportujcie pana do pokoju jego córki i wracajcie na jednostkę chłopcy .
-Załatwione szefie melduję że spokój względny był małego pilnował Robert jak pani zeszła na kolacje . Ja poszedłem za nią tak jak szef mówił i tam to trochę problemów było . Jakaś panienka się pluła coś jej nie pasowało no i tych dwoje posłuchania chciało .
-Dobra dzięki uciekajcie a i potrzebuje jeszcze z 6 was . Jadę do Włoch w interesach wiec ochrona 24 na dobę . Zrozumiano?
-Jasne szef odpowiedział .
-No to spadajcie .
Wszedłem do pokoju Roz zajmowała się małym .
-Za kilka dni słonko będę musiał wyjechać jest zlecenie z tymi włochami eh i sam muszę to zrobić , bo jak spaprzą moi ludzie to będę skończony u włochów . Zlecenie jest skomplikowane wiec sam muszę go dopilnować .- Podszedłem do Roz i ja objąłem - no ale będę tęsknił za wami- mówiłem odgarniając jej włosy za ucho . Ostatnio Roz się zmieniła nie wiązała włosów stała się jakaś jeszcze jak by ładniejsza , silniejsza , pewniejsza jak Damon się wyciszył .
-Wiesz pralkę dziś przywiozłem stoi w kuchni gdy byś potrzebowała bo ty kruszynko nic nie mówisz że ci ciężko a ja sam muszę zgadywać .- Pocałowałem ja w szyje- pójdę uszykuje sobie jakieś kanapki zrobię i dla ciebie bo nie lubię sam jeść . Wezmę prysznic i opowiem ci co ten twój brat nawywijał eh same problemy z nim he to lecę.
Wyszedłem z pokoju poszedłem pod prysznic potem do kuchni . ale stara nie dała zrobić mi tych kanapek marudziła że jakieś rzeczy się kończą .
-Krzysiek jutro uzupełnisz z Witkiem potrzebne produkty wszystko jest na dole i pamiętaj mam cie na celowniku pilnuj się a wiem że u Roz dziś byłeś i nie podoba mi się to pilnuj się chłopie .
Wziąłem kanapki i wróciłem na górę Damon już zasypiał jedliśmy te kanapki Roz też chyba głodna była bo jadła z apetytem .
-Ty wiesz że Drake wpakował mi się na jednostkę mógł zginąć . Musisz z nim pogadać niby chciał podobno w karty grać moi ludzie twierdza coś innego , ale to nie istotne on ma szalone pomysły . Powiedz mu proszę że następnym razem niech wejdzie i powie że do mnie a nie najpierw dostał a potem powiedział . No i moi ludzie nie grywają w pracy w karty wytłumacz mu to słonko w wolnej chwili . Mówił też coś o ogrodzeniu na jednostce wiec jeszcze mnie pewnie nawiedzi he .
Jednak Roz nie była jakaś rozmowna dziś coś posmutniała dąsała się na mnie chyba .
-Choć się już połóż poprosiła .
No wiec chciałem położyć się po drugiej stronie Damona tak jak to spaliśmy od kąt on się urodził . Przyciągnęła mnie do siebie i mówiła że chce się przytulic . Nie protestowałem ale na amory to jakoś mi dziś przeszło a było tak miło jak wróciłem musiałem być padnięty bo dość szybko zasnąłem zresztą po delikatnych namiętnych pocałunkach Roz ...
-Kocham cię- wymamrotałem na pół zgonie i finito zasnąłem .
Jednak Roz coś się stało zakodowała się czy co? Po rozmowie z tym kolesiem to już sam nie wiedziałem , a teraz ona się do mnie klei choć od dnia porodu unikała mnie jak ognia Ja naprawdę muszę wziąć jakaś lekcje . Nie czaje bab . No Roz to ok ma prawo wiedzieć pewne rzeczy i zachowywać się w stosunku do mnie jak się jej podoba .Ale czego te inne szmaty się mnie czepiają ? Coś tu mi nie śpiewa i jeszcze te jazdy . No kurde czy to hormonalne szaleństwo musiało mnie dopaść w tym momencie? Roz jest za młoda żebym mógł pozwolić sobie na pewne rzeczy , może gdy byśmy znaczy gdy by ona była trochę starsza to.... A tak no eh może stary ma racje naprawdę nie wyrabiam ze sobą i już posuwam się do takich rzeczy że eh. Rozmowę a raczej moje myślenie przerwało mi pukanie do drzwi .Nim zdążyłem się zorientować , że nie mam koszulki i spodnie rozpięte . Do pokoju weszła Amanda a za nią ojciec naprawdę tylko ich tu brakuje znów ktoś popsuł mi chwile przyjemności z moja kruszynką . Damon spał wiec może coś by troszkę mnie rozładowała .
-Rozi miałaś powiedzieć mojemu bratu że ojciec się chce z nim widzieć.
-Przyjechałem dopiero z roboty miałem ciężki dzień . Prawo zawracania głowy ma do mnie tylko Roz najwidoczniej by mi powiedziała za chwilę .Poza tym najpierw muszę z nią porozmawiać pytałem o mojego syna rozmawialiśmy . Głodny jestem , prysznic wziąć muszę , transport uszykować na jutro . A ty mi dupę zawracasz , o co chodzi mów byle szybko. Eeeeee kiedy ty to niunia zrobiłaś?- zacząłem się ogarniać , znaczy zapiąłem spodnie.
-Usiądzcie i pilnuj ojca Amanda bo nie jestem w nastroju , wiec jak siedzi to niech się lepiej nie podnosi bo skończę to inaczej jak wszystko jest jasne to słucham .
-Nie byłeś na kolacji a to podobno zasada- zaczął stary -i ty jej przestrzegasz- dodał- Tylko jakoś tego nie widzę i po co ci ludzie w domu jeszcze krzywdę zrobią Kasi no i na zewnątrz obstawiasz się jak by miał tu kto przyjechać .
-No i przyjechałeś mimo tych ludzi zostałeś wpuszczony . O co kaman poza tym moi ludzie są tu po to by Roz czuła się bezpiecznie . By mogła zostawić Damona jak śpi i skorzystać z toalety , czy napić się kawy , bo w tym domu są tacy ludzie którzy by udusili mi syna i skrzywdzili miłość mojego życia .Sam mi wpajałeś że jak już będę kiedyś miał rodzinę muszę stać sztywno na nogach zapewnić im byt i bezpieczeństwo , wiec dokładnie to robię . Dziś nie było mnie przez jakoś czas o Drake tez pracował i nie miał kto bronić moich skarbów . Ufam Drake i gdy by on był na miejscu ludzie by byli na zewnątrz no , ale Drake'owi też pracuje tak jak Luke wszyscy coś robimy nie siedzimy na zadkach tylko troszczymy się o naszą rodzinę i bezpieczeństwo tych wszystkich ludzi , To już nie jest ta sama polska jej w zasadzie nie ma a ja próbuję stworzyć jej namiastkę tutaj .No to krótko proszę o co wam chodzi , bo muszę zająć się narzeczona bo się stęskniła .
-Nie możesz iść z nią do łóżka- wrzasnęła Amanda .
-Ryj siostra Damona obudzisz i nie wpierdalaj się to nie jest twoja sprawa na szczęście .To Roz wie jak się czuje i na ile może mi pozwolić no i nie próbuj sztuczek z karmieniem Damona , bo po pierwsze to jak widzisz nie płacze . Płakał bo głodny był i ojcem się nie zastawiaj i nie rób mi wycieczek do pokoju .Teraz mówcie do rzeczy bo czas mi się kończy i cierpliwość również .
I wtedy obudził się Damon .
- Ja się nim zajmę słonko- powiedziałem do Roz odpocznij troszkę- Witaj mistrzu -powiedziałem -stęskniłeś się ? Bo ja tak za mamusią i za tobą- wziąłem małego na ręce- no to nadawaj panie ojciec
I stary zaczął .Najpierw wywalił Amandę .
-Posłuchaj domagam się żebyś wyremontował ten chlew u Amandy tam jest małe dziecko kontakty nie działają poza tym mógł bym ci pomóc .
-Ty pomóc mi coś chyba nie czaisz ty się dawno skończyłeś teraz jedz se na Hawaje .- Stary się podniósł .
-Tak to ty możesz zwracać się do swoich znajomych i tej dziewczynki .
-Ojciec nie każ mi tego robić. -Jednak stary się zakodował i myślał że jestem małym dzieckiem odłożyłem Damona -. Naprawdę ? Czy ty nie rozumiesz że ja tu żądzę i jesteś na moich zasadach .
A stary wywalił się na mnie z łapami coś tam krzyczał zwinąłem go za ciuchy i wywaliłem z pokoju .
- Nie próbuj więcej bo będzie karny dołek . Odtransportujcie pana do pokoju jego córki i wracajcie na jednostkę chłopcy .
-Załatwione szefie melduję że spokój względny był małego pilnował Robert jak pani zeszła na kolacje . Ja poszedłem za nią tak jak szef mówił i tam to trochę problemów było . Jakaś panienka się pluła coś jej nie pasowało no i tych dwoje posłuchania chciało .
-Dobra dzięki uciekajcie a i potrzebuje jeszcze z 6 was . Jadę do Włoch w interesach wiec ochrona 24 na dobę . Zrozumiano?
-Jasne szef odpowiedział .
-No to spadajcie .
Wszedłem do pokoju Roz zajmowała się małym .
-Za kilka dni słonko będę musiał wyjechać jest zlecenie z tymi włochami eh i sam muszę to zrobić , bo jak spaprzą moi ludzie to będę skończony u włochów . Zlecenie jest skomplikowane wiec sam muszę go dopilnować .- Podszedłem do Roz i ja objąłem - no ale będę tęsknił za wami- mówiłem odgarniając jej włosy za ucho . Ostatnio Roz się zmieniła nie wiązała włosów stała się jakaś jeszcze jak by ładniejsza , silniejsza , pewniejsza jak Damon się wyciszył .
-Wiesz pralkę dziś przywiozłem stoi w kuchni gdy byś potrzebowała bo ty kruszynko nic nie mówisz że ci ciężko a ja sam muszę zgadywać .- Pocałowałem ja w szyje- pójdę uszykuje sobie jakieś kanapki zrobię i dla ciebie bo nie lubię sam jeść . Wezmę prysznic i opowiem ci co ten twój brat nawywijał eh same problemy z nim he to lecę.
Wyszedłem z pokoju poszedłem pod prysznic potem do kuchni . ale stara nie dała zrobić mi tych kanapek marudziła że jakieś rzeczy się kończą .
-Krzysiek jutro uzupełnisz z Witkiem potrzebne produkty wszystko jest na dole i pamiętaj mam cie na celowniku pilnuj się a wiem że u Roz dziś byłeś i nie podoba mi się to pilnuj się chłopie .
Wziąłem kanapki i wróciłem na górę Damon już zasypiał jedliśmy te kanapki Roz też chyba głodna była bo jadła z apetytem .
-Ty wiesz że Drake wpakował mi się na jednostkę mógł zginąć . Musisz z nim pogadać niby chciał podobno w karty grać moi ludzie twierdza coś innego , ale to nie istotne on ma szalone pomysły . Powiedz mu proszę że następnym razem niech wejdzie i powie że do mnie a nie najpierw dostał a potem powiedział . No i moi ludzie nie grywają w pracy w karty wytłumacz mu to słonko w wolnej chwili . Mówił też coś o ogrodzeniu na jednostce wiec jeszcze mnie pewnie nawiedzi he .
Jednak Roz nie była jakaś rozmowna dziś coś posmutniała dąsała się na mnie chyba .
-Choć się już połóż poprosiła .
No wiec chciałem położyć się po drugiej stronie Damona tak jak to spaliśmy od kąt on się urodził . Przyciągnęła mnie do siebie i mówiła że chce się przytulic . Nie protestowałem ale na amory to jakoś mi dziś przeszło a było tak miło jak wróciłem musiałem być padnięty bo dość szybko zasnąłem zresztą po delikatnych namiętnych pocałunkach Roz ...
-Kocham cię- wymamrotałem na pół zgonie i finito zasnąłem .
Od Rozi
Siedziałam w napięciu. Byłam ciekawa czego dowiedział się Drake. Dobrze że jest Damon bo w przeciwnym razie nie wiedziała bym co ze sobą zrobić. Długo go nie było i zaczęłam się nawet martwić. Jeżeli ludzie Quick poważnie ukrzywdzili mi brata to będzie miał ze mną trudną rozmowę.
- I co mamy zrobić by tatuś ożenił się z mamusią - mówiłam do Damona.
Bo gdyby udało mi się namówić Quicka aby się ze mną ożenił nie pozbył by się mnie tak łatwo. Chociaż kurcze... Borys mówił że jego ludzie mają mnie na celowniku. Mówił że chcą się mnie pozbyć bo jestem zagrożeniem. Nie ukrywam że zaczęłam się bać. Przecież nie wiem co mają na myśli. Chcą się mnie pozbyć może oznaczać że zrobią wszystko by Quick zainteresował się jakąś inną, albo ta druga mniej ciekawa opcja że chcą wykluczyć mnie z gry dosłownie. Długo zastanawiałam się czy nie powiedzieć o tym Drake'owi przecież teraz siedzimy w tym razem. Z rozmyślań wyrwało mnie niepewne pukanie do drzwi. Damon nie spał ale nie płakał. Kiedy się go nosiło czół się chyba bezpieczniej i dlatego albo nie wiem. Nie rozumiem dzieci, ale jeżeli mam go nosić by nie płakał czemu nie. Podeszłam i otworzyłam drzwi.
- Chciałem tylko zapytać czy idziesz na kolację - powiedział Krzysiek
- To już tak pózno? - dopytałam
Zgubiłam poczucie czasu. Już kolacja a ich nie ma. Nie panikuj, spokojnie, wszystko idzie zgodnie z planem. Nikomu nic się nie stało.
- Więc idziesz?
- Tak - powiedziałam i wyszłam z pokoju
Na dole przy stole byli już wszyscy. Był również nasz gość.
- A Drake' a nie ma? - spytałam Al siadając przy stole
- Nie - odparła krótko
- Al czy ty się na mnie o coś gniewasz? - spytałam
Ostatnio znaczy od porannej przepowie Quicka była jakaś dziwna.
- Nie po prostu nie rozumiem twojego chłopaka - powiedziała - Roz jesteśmy przyjaciółkami, nic do ciebie nigdy nie miałam
- Fakt - przyznałam - nawet nie pokłóciłyśmy się o chłopaka
- Właśnie - przytaknęła - a Quick z takim tekstem rano
Wszyscy uważnie się nam przysłuchiwali
- On upadł na głowę czy jak? - ciągnęła dalej - dla mnie Damon może płakać ile chce. Nie podoba mi się to że sterczą ludzie z bronią pod domem, w domu a jak coś się dzieje to wpada całe stado i nas zastrasza. Roz sama powiedz tak nie może być. Nie chcę od nikogo łask. Już teraz mogę się zebrać i wyjść z tego domu.
- Al - powiedziałam - zwolnij. Nie musisz wychodzić z domu. No co ty w ogóle mówisz. Też nie podobało mi się to że do mnie celowali. Porozmawiam z Quickiem dziś okej... Więc co między nami ok
- Jasne że tak - powiedziała i zaczęła jeść
- Gdzie mój brat? - spytała Amanda
- Mnie się pytasz? - dopytałam - nie jestem jego sekretarką.
- Nie wiesz gdzie on jest? - dopytała
- Tego nie powiedziałam - odparłam
- Ojciec chce z nim porozmawiać - powiedziała oburzona
Przeniosłam wzrok na mężczyznę.
- Jak nie zapomnę to przekaże - powiedziałam
W sumie nie byłam głodna.
- Jak śmiesz gówniaro - oburzyła się Amanda
- Oj Amanda czasem może mi się zapomnieć - wypaliłam - może jak będę znała treść tej rozmowy będę pamiętała aby przekazać że taka miała się odbyć.
- Ile dziewczyno masz lat? - spytał mężczyzna
- A to ważne? - dopytałam - 16 - dodałam widząc jego minę
- 16 - powtórzył - rodzice dziecko nie nauczyli cię aby się szanować
- Co pan ma na myśli? - dopytałam
- To że rodzice nie byli by pocieszeni że ich córka ma dziecko z pierwszym, lepszym, poznanym chłopakiem
- Mój tata chce powiedzieć to co ja od zawsze - wtrąciła Amanda - że się puszczasz
- Ciekawe - wypaliłam - wybaczcie ale muszę położyć dziecko spać.
Wstałam i wróciłam do swojego pokoju. Zabije Quicka że nie wrócił na kolacje. Chwile pózniej do pokoju wpadł Drake. Był porządnie pobity ale żył.
- Boże...
- On mi nie pomoże i nie on mnie w to wpakował - stwierdził
- I co? - dopytałam
- Tak czuje się świetnie, tylko połamało mnie jak bym zderzył się z ciężarówką ale się nie przejmuj - ciągnął
- Oj... ktoś jest jeszcze w salonie? - dopytałam - albo w kuchni?
- Tylko Borys - wypalił
- Więc chodzi połatam cię, a ty będziesz opowiadał.
Wzięłam Damona i zeszliśmy na dół. Tak jak mówił Drake w salonie był tylko Borys. Poszłam do kuchni kazałam Drake'owi usiąść i wstawiłam wodę by zaparzyć zioła.
- Więc udało mi się wejść do środka - mówił cicho - szpital wygląda jak nie szpital. Uwierz siostra że byś go nie poznała. Zmienili kompletnie wystrój, pomalowali ściany. Jest tam do groma ludzi ze spluwami. Normalnie szpital wygląda lepiej niż ta chata. Nie wliczając waszego pokoju.
- Widziałeś Włoszkę...
- Siostra udaj się do terapeuty błagam - powiedział - była tam jakaś babka która robiła za Włoskiego tłumacza chociaż w rzeczywistości tłumaczyłam mu chyba cyckami i tyłkiem którym machała mu przed oczami. Ale spokojnie siostra żeby się z nią przespać trzeba by chyba założyć jej torbę na głowę. Więc ładnie, i kulturalnie usadził wywłokę na dupie by się przy nim nie kręciła. Co dalej... a tak robi interesy z Włochami szczegółów nie znam. Ale Quick wybiera się do Włoch najpózniej za tydzień. Będzie mieszkał u jednego z nich w domu. I słuchaj uważnie gość ma 17 letnią córkę i żonę która bardzo chce go poznać. Sądzę że masz racje każdy który chce coś znaczyć próbuje mu wepchać babę do łóżka gościu nie dość że oddaje mu córkę to jeszcze w gratisie dodaję własną żonę.
- I co teraz? - myślałam na głos
- Nie pozwól mu jechać do Włoch - powiedział
- Tyle to sama wiem - wypaliłam - tylko jak...
- Powiedz że Damon się rozchorował
- Nie jest głupi - fuknęłam
- To podaj coś Damonowi coś co mu nie zaszkodzi a jednak spowoduje objawy
- Nie Drake nie będę wciągał w to dziecka. I na pewno nie będą go narażać.
- Okej to głupi plan...
Boże... wiedziałam że prędzej czy pózniej będą jakieś baby. A on zaczął się nimi interesować. Nie puszczę go do tych Włoch. Po moim trupie nie będzie zabawiał się z córeczką i żonką.
- Siostra skup się - warknął cicho Drake - musisz iść z nim do łózka i definitywnie wybić mu z głowy inne laski. Zakręć mu w głowie by widział tylko ciebie.
- Drake jesteś facetem myślisz że to takie proste. Każdy facet patrzy na inne
- Ale nie każdy je rusza - zauważył
- Tak gdyby na ciebie leciały tak jak na niego powiedz mi nie ruszył byś?
- Ciężkie pytanie - mruknął
- Właśnie. Quick też wrócił? - spytałam - zdejmij koszulkę - poleciłam
- Ta... wrócił
Posłusznie rzucił koszulkę gdzieś w bok. Kazałam mu wypić dwie szklanki z trzech a w trzeciej zamoczyłam gazę i zaczęłam obmywać mu rany. Naprawdę porządnie oberwał.
- Nie wygląda to dobrze - przyznałam
- I wcale dobrze się nie czuje - mruknął
Pózniej do domu wszedł Quick
- Co mu się stało? - spytała Quicka - nie chce mi powiedzieć a przecież wygląda jak by potrącił go samochód. Przywiozłeś go...
Spojrzeli na siebie ponad moją głową.
- Pobili go - przyznał Quick
- Ta... grałem w karty, sadziłem się i oberwałem, znasz mnie siostra. Nic mi nie będzie. Wstał zabrał swoje dwie szklanki i poszedł do swojego pokoju.
- Nie było cię na kolacji - zauważyłam
- Słoneczko miałem dużo pracy
Poszliśmy do pokoju Damon usnął więc położyłam go na łóżko. Podeszłam do Quicka i zaczęłam go całować. Musze mu jakoś wybić z głowy te Włochy
- John naprawdę musisz jechać do tych Włoch? - spytałam - nie chcę żebyś wyjeżdżał. Nie możesz wysłać kogoś innego? Masz tylu ludzi... Proszę... pamiętasz jak wróciłeś powiedziałeś że nigdzie już nie wyjedziesz. A teraz nas zostawisz?
- I co mamy zrobić by tatuś ożenił się z mamusią - mówiłam do Damona.
Bo gdyby udało mi się namówić Quicka aby się ze mną ożenił nie pozbył by się mnie tak łatwo. Chociaż kurcze... Borys mówił że jego ludzie mają mnie na celowniku. Mówił że chcą się mnie pozbyć bo jestem zagrożeniem. Nie ukrywam że zaczęłam się bać. Przecież nie wiem co mają na myśli. Chcą się mnie pozbyć może oznaczać że zrobią wszystko by Quick zainteresował się jakąś inną, albo ta druga mniej ciekawa opcja że chcą wykluczyć mnie z gry dosłownie. Długo zastanawiałam się czy nie powiedzieć o tym Drake'owi przecież teraz siedzimy w tym razem. Z rozmyślań wyrwało mnie niepewne pukanie do drzwi. Damon nie spał ale nie płakał. Kiedy się go nosiło czół się chyba bezpieczniej i dlatego albo nie wiem. Nie rozumiem dzieci, ale jeżeli mam go nosić by nie płakał czemu nie. Podeszłam i otworzyłam drzwi.
- Chciałem tylko zapytać czy idziesz na kolację - powiedział Krzysiek
- To już tak pózno? - dopytałam
Zgubiłam poczucie czasu. Już kolacja a ich nie ma. Nie panikuj, spokojnie, wszystko idzie zgodnie z planem. Nikomu nic się nie stało.
- Więc idziesz?
- Tak - powiedziałam i wyszłam z pokoju
Na dole przy stole byli już wszyscy. Był również nasz gość.
- A Drake' a nie ma? - spytałam Al siadając przy stole
- Nie - odparła krótko
- Al czy ty się na mnie o coś gniewasz? - spytałam
Ostatnio znaczy od porannej przepowie Quicka była jakaś dziwna.
- Nie po prostu nie rozumiem twojego chłopaka - powiedziała - Roz jesteśmy przyjaciółkami, nic do ciebie nigdy nie miałam
- Fakt - przyznałam - nawet nie pokłóciłyśmy się o chłopaka
- Właśnie - przytaknęła - a Quick z takim tekstem rano
Wszyscy uważnie się nam przysłuchiwali
- On upadł na głowę czy jak? - ciągnęła dalej - dla mnie Damon może płakać ile chce. Nie podoba mi się to że sterczą ludzie z bronią pod domem, w domu a jak coś się dzieje to wpada całe stado i nas zastrasza. Roz sama powiedz tak nie może być. Nie chcę od nikogo łask. Już teraz mogę się zebrać i wyjść z tego domu.
- Al - powiedziałam - zwolnij. Nie musisz wychodzić z domu. No co ty w ogóle mówisz. Też nie podobało mi się to że do mnie celowali. Porozmawiam z Quickiem dziś okej... Więc co między nami ok
- Jasne że tak - powiedziała i zaczęła jeść
- Gdzie mój brat? - spytała Amanda
- Mnie się pytasz? - dopytałam - nie jestem jego sekretarką.
- Nie wiesz gdzie on jest? - dopytała
- Tego nie powiedziałam - odparłam
- Ojciec chce z nim porozmawiać - powiedziała oburzona
Przeniosłam wzrok na mężczyznę.
- Jak nie zapomnę to przekaże - powiedziałam
W sumie nie byłam głodna.
- Jak śmiesz gówniaro - oburzyła się Amanda
- Oj Amanda czasem może mi się zapomnieć - wypaliłam - może jak będę znała treść tej rozmowy będę pamiętała aby przekazać że taka miała się odbyć.
- Ile dziewczyno masz lat? - spytał mężczyzna
- A to ważne? - dopytałam - 16 - dodałam widząc jego minę
- 16 - powtórzył - rodzice dziecko nie nauczyli cię aby się szanować
- Co pan ma na myśli? - dopytałam
- To że rodzice nie byli by pocieszeni że ich córka ma dziecko z pierwszym, lepszym, poznanym chłopakiem
- Mój tata chce powiedzieć to co ja od zawsze - wtrąciła Amanda - że się puszczasz
- Ciekawe - wypaliłam - wybaczcie ale muszę położyć dziecko spać.
Wstałam i wróciłam do swojego pokoju. Zabije Quicka że nie wrócił na kolacje. Chwile pózniej do pokoju wpadł Drake. Był porządnie pobity ale żył.
- Boże...
- On mi nie pomoże i nie on mnie w to wpakował - stwierdził
- I co? - dopytałam
- Tak czuje się świetnie, tylko połamało mnie jak bym zderzył się z ciężarówką ale się nie przejmuj - ciągnął
- Oj... ktoś jest jeszcze w salonie? - dopytałam - albo w kuchni?
- Tylko Borys - wypalił
- Więc chodzi połatam cię, a ty będziesz opowiadał.
Wzięłam Damona i zeszliśmy na dół. Tak jak mówił Drake w salonie był tylko Borys. Poszłam do kuchni kazałam Drake'owi usiąść i wstawiłam wodę by zaparzyć zioła.
- Więc udało mi się wejść do środka - mówił cicho - szpital wygląda jak nie szpital. Uwierz siostra że byś go nie poznała. Zmienili kompletnie wystrój, pomalowali ściany. Jest tam do groma ludzi ze spluwami. Normalnie szpital wygląda lepiej niż ta chata. Nie wliczając waszego pokoju.
- Widziałeś Włoszkę...
- Siostra udaj się do terapeuty błagam - powiedział - była tam jakaś babka która robiła za Włoskiego tłumacza chociaż w rzeczywistości tłumaczyłam mu chyba cyckami i tyłkiem którym machała mu przed oczami. Ale spokojnie siostra żeby się z nią przespać trzeba by chyba założyć jej torbę na głowę. Więc ładnie, i kulturalnie usadził wywłokę na dupie by się przy nim nie kręciła. Co dalej... a tak robi interesy z Włochami szczegółów nie znam. Ale Quick wybiera się do Włoch najpózniej za tydzień. Będzie mieszkał u jednego z nich w domu. I słuchaj uważnie gość ma 17 letnią córkę i żonę która bardzo chce go poznać. Sądzę że masz racje każdy który chce coś znaczyć próbuje mu wepchać babę do łóżka gościu nie dość że oddaje mu córkę to jeszcze w gratisie dodaję własną żonę.
- I co teraz? - myślałam na głos
- Nie pozwól mu jechać do Włoch - powiedział
- Tyle to sama wiem - wypaliłam - tylko jak...
- Powiedz że Damon się rozchorował
- Nie jest głupi - fuknęłam
- To podaj coś Damonowi coś co mu nie zaszkodzi a jednak spowoduje objawy
- Nie Drake nie będę wciągał w to dziecka. I na pewno nie będą go narażać.
- Okej to głupi plan...
Boże... wiedziałam że prędzej czy pózniej będą jakieś baby. A on zaczął się nimi interesować. Nie puszczę go do tych Włoch. Po moim trupie nie będzie zabawiał się z córeczką i żonką.
- Siostra skup się - warknął cicho Drake - musisz iść z nim do łózka i definitywnie wybić mu z głowy inne laski. Zakręć mu w głowie by widział tylko ciebie.
- Drake jesteś facetem myślisz że to takie proste. Każdy facet patrzy na inne
- Ale nie każdy je rusza - zauważył
- Tak gdyby na ciebie leciały tak jak na niego powiedz mi nie ruszył byś?
- Ciężkie pytanie - mruknął
- Właśnie. Quick też wrócił? - spytałam - zdejmij koszulkę - poleciłam
- Ta... wrócił
Posłusznie rzucił koszulkę gdzieś w bok. Kazałam mu wypić dwie szklanki z trzech a w trzeciej zamoczyłam gazę i zaczęłam obmywać mu rany. Naprawdę porządnie oberwał.
- Nie wygląda to dobrze - przyznałam
- I wcale dobrze się nie czuje - mruknął
Pózniej do domu wszedł Quick
- Co mu się stało? - spytała Quicka - nie chce mi powiedzieć a przecież wygląda jak by potrącił go samochód. Przywiozłeś go...
Spojrzeli na siebie ponad moją głową.
- Pobili go - przyznał Quick
- Ta... grałem w karty, sadziłem się i oberwałem, znasz mnie siostra. Nic mi nie będzie. Wstał zabrał swoje dwie szklanki i poszedł do swojego pokoju.
- Nie było cię na kolacji - zauważyłam
- Słoneczko miałem dużo pracy
Poszliśmy do pokoju Damon usnął więc położyłam go na łóżko. Podeszłam do Quicka i zaczęłam go całować. Musze mu jakoś wybić z głowy te Włochy
- John naprawdę musisz jechać do tych Włoch? - spytałam - nie chcę żebyś wyjeżdżał. Nie możesz wysłać kogoś innego? Masz tylu ludzi... Proszę... pamiętasz jak wróciłeś powiedziałeś że nigdzie już nie wyjedziesz. A teraz nas zostawisz?
Od Quicka
- Ty wiesz że przerywasz mi swoją osobą bardzo ważne spotkanie? Czy ty nie mogłeś po prostu jak normalny człowiek. Powiedzieć to co powiedziałeś na końcu za nim dostałeś wpierdol i obraziłeś łysego. Generalnie łysy jest uczulony na punkcie swojej łysiny. On za tekst łysy napierdala tu wszystkich jak leci. Dobra ja to muszę skończyć. Posiedzisz tu ze mną chwilę okej? A pózniej ja nie wiem co chcesz zobaczyć budynek w środku jak napięcie podłączyć? Po co żeś w ogóle tu przylazł? Inaczej się umawialiśmy
- A to z własnym szwagrem trzeba się umawiać aby sobie przyjść
- Dobra nie marudzi a ty łysy przynieś apteczkę i załóż czapkę bo świecisz.
- Jeszcze się spotkamy - warknął łysy do Drake'a
- Łysy to ja tu wymierzam sprawiedliwość zapomniałeś
Weszliśmy do środka gdzie właśnie prawię udało mi się dokończyć rozmowę.
- Usiądz sobie Drake. Ogarnij się trochę tam jest barek wez sobie piwo czy coś. Mi to jeszcze trochę zajmie. Ale jak Roz się o tym wszystkim dowie żeś ty tu przylazł i dostał wpierdol od moich ludzi. To obaj będziemy mieli grubo przejebane.
Drake nie wiem dlaczego uśmiechnął się. Ja nadal kontynuowałem rozmowę z Włochami. A że łatwiej mi się gadało po Polsku niż po Włosku a tym bardziej te dwa Włoskie bez mózgi nic nie kojarzyły. To jeszcze tą babę zabrali niby w formie tłumacza jak ona włoskiego prawie nie zna.
- No dobra jak to będzie leciało? Gdzie tu są kanały powiedzcie mi
Ta babeczka nachyliła się nade mną. I próbowała mi coś tam tłumaczyć.
- Moment, moment, stój chwila. Usiądz na przeciw mnie nie stoisz za mną. I się o mnie wycierasz.
Generalnie to tak byłem pochłonięty rozmową że zapomniałem że Drake tu jeszcze istnieje.
- Najlepiej by było ciągnął jeden z nich, żeby pan załatwił to osobiście.
- Też się nad tym zastanawiałem - odpowiedziałem - bo w sumie oni to spierdolą. Podjadę tam do was. Nie wiem może za dwa trzy dni się wybiorę na transport czekam ale to by kosztowało wiele drożej. I po pierwsze primo muszę mieć się gdzie zatrzymać bo po krzakach spać nie będę po hotelach też nie bo normalnie mnie tam nie ma.
- Ja mam dużo chatę - stwierdził jeden - może pan się u nas zatrzymać
- Było by dobrze - powiedziałem
- No nie będzie żadnych podejrzeń - ciągnął tamten - mam żonę troje dzieciaków. Powiem że kuzyn mnie odwiedził jak by ktoś pytał wszystko w temacie.
- No to jest dobry plan
Pózniej rozmowa zeszła już na te dzieci i na rodzinę bo już w sumie się rozluzniło bo wszystko było ustalone. Więc się go pytam czy duże ma te dzieci. A on mówi że ma 6 letnie blizniaki i 17 letnią córkę.
- Hmm... nie wyglądasz na takiego co by miał tak dużą córkę. I jak wy sobie radziliście z blizniakami ja jednego ogarnąć nie mogę.
- To pan też ma rodzinę? - dopytał
- Poniekąd - stwierdziłem
- Czemu poniekąd - dopytał tamten
- Bo mam syna i narzeczoną dlatego poniekąd
- Aha czyli na pana sidła jeszcze nie zostały rzucone
- Ta... ale dziki i wolny to ja raczej nie jestem
- A ten dzieciaczek pana to duży?
- Ehh... mały chłopie bardzo mały. W sumie ma trzy dni ale jak by tu liczyć w sumie minus dwa miesiące. Tak z grubsza by to wyglądało
- No to teraz ciężko - mówi tamten - narzeczona nie może...
- A co ty masz na myśli?
- No takie tam sprawy jakaś dyskoteka by się przydała, a tu dzieciak wie pan jak to jest.
- I co ta córka to się pewnie uczy? Macie tam szkołę?
- No tak uczy się imprezuje jak to nastolatka
- Ta... a mnie to wszystko obleciało... nastolatki
- No ale jak by pan przyjechał to na jakąś imprezkę by wkręciła moja córka wtedy w ogóle nie było by podejrzeń. Młodo pan wygląda, wbiję się pan w tłum.
- A na co mi imprezki i jakaś małolata ja tam jadę robotę zrobić nie się bawić.
- Jak to mówią panie szefie teraz jak się urodziło panu dziecko to narzeczona długo nie będzie chciała, długo nie będzie mogła. Więc z braku laku dobry i kit
- Tak mówisz? Ja się trochę na tym nie znam. Ale powiem tak jak już tam pojadę to wystarczy mi jakieś wyro święty spokój i coś do żarcia.
- No ale moja żona będzie chciała bardzo pana poznać
- Ta... wszyscy chcą mnie bardzo poznać dobra kończmy to. Wyjedziecie jutro koło południa. Dam wam list, przerzucicie go na kontakt. No i jak ten transport dojdzie do mnie to ja się zjawie tam jutro u was. Masz tu kartkę to daj mi swoje namiary. No i widzimy się za tydzień. A co do ceny to jeszcze się uzgodnimy. Bo muszę się zastanowić co ja bym za to chciał. Dobra to wy idzcie tam na górę na pokoje
Dopiero wtedy przypomniałem sobie o Drake'u
- Czego się stary nie przypominasz? - popatrzyłem na niego - wiesz co Drake'uś pojedziemy do domu trochę ci się oberwało. I chyba w bani ci się coś poprzestawiało bo nic nie wypiłeś a proponowałem
- Ta... właśnie... chyba. - stwierdził Drake
- No to co wracamy na chatę?
- No to chodzimy, ale ty masz tu w chuj tirów - stwierdził Drake - co masz w nich ciekawego
- W sumie to wszystko. W chuj towaru deficytowego. Takie różne pierdoły na tą całą budowę, a i sprzęt. No właśnie pralka jak to dobrze żeś mi przypomniał. Bo jak Damon będzie tak dalej na mnie rzygał to niedługo nie będę miał w czym łazić. A stara się usrała że sama mi będzie prała. Eh... życie. Mariusz załadujcie mi tu jeden automat i pralka ma to być.
- To broń też masz?- dopytał Drake
- No jakieś 8 tirów tu będzie. Będzie gdzie podłączyć tą pralkę? Najlepiej jak by gdzieś w kuchni czy w łazience żeby się stara po piwnicach nie pałętała. Bo wiesz mamy na kwadracie mojego zgreda ja za chuj mu nie ufam. Ale ja go wymelduje, ehh... ciężko się będzie rozstawać.
- Długo cię nie będzie? - dopytał Drake
- Z tydzień to spokojnie
I w ten o to sposób dojechaliśmy do domu. Drake mi gdzieś zniknął, a Borys i Mariusz bujali się z tą pralką. No a ja ich przypilnowałem, żeby mi tu nic się nie zalało.
- A to z własnym szwagrem trzeba się umawiać aby sobie przyjść
- Dobra nie marudzi a ty łysy przynieś apteczkę i załóż czapkę bo świecisz.
- Jeszcze się spotkamy - warknął łysy do Drake'a
- Łysy to ja tu wymierzam sprawiedliwość zapomniałeś
Weszliśmy do środka gdzie właśnie prawię udało mi się dokończyć rozmowę.
- Usiądz sobie Drake. Ogarnij się trochę tam jest barek wez sobie piwo czy coś. Mi to jeszcze trochę zajmie. Ale jak Roz się o tym wszystkim dowie żeś ty tu przylazł i dostał wpierdol od moich ludzi. To obaj będziemy mieli grubo przejebane.
Drake nie wiem dlaczego uśmiechnął się. Ja nadal kontynuowałem rozmowę z Włochami. A że łatwiej mi się gadało po Polsku niż po Włosku a tym bardziej te dwa Włoskie bez mózgi nic nie kojarzyły. To jeszcze tą babę zabrali niby w formie tłumacza jak ona włoskiego prawie nie zna.
- No dobra jak to będzie leciało? Gdzie tu są kanały powiedzcie mi
Ta babeczka nachyliła się nade mną. I próbowała mi coś tam tłumaczyć.
- Moment, moment, stój chwila. Usiądz na przeciw mnie nie stoisz za mną. I się o mnie wycierasz.
Generalnie to tak byłem pochłonięty rozmową że zapomniałem że Drake tu jeszcze istnieje.
- Najlepiej by było ciągnął jeden z nich, żeby pan załatwił to osobiście.
- Też się nad tym zastanawiałem - odpowiedziałem - bo w sumie oni to spierdolą. Podjadę tam do was. Nie wiem może za dwa trzy dni się wybiorę na transport czekam ale to by kosztowało wiele drożej. I po pierwsze primo muszę mieć się gdzie zatrzymać bo po krzakach spać nie będę po hotelach też nie bo normalnie mnie tam nie ma.
- Ja mam dużo chatę - stwierdził jeden - może pan się u nas zatrzymać
- Było by dobrze - powiedziałem
- No nie będzie żadnych podejrzeń - ciągnął tamten - mam żonę troje dzieciaków. Powiem że kuzyn mnie odwiedził jak by ktoś pytał wszystko w temacie.
- No to jest dobry plan
Pózniej rozmowa zeszła już na te dzieci i na rodzinę bo już w sumie się rozluzniło bo wszystko było ustalone. Więc się go pytam czy duże ma te dzieci. A on mówi że ma 6 letnie blizniaki i 17 letnią córkę.
- Hmm... nie wyglądasz na takiego co by miał tak dużą córkę. I jak wy sobie radziliście z blizniakami ja jednego ogarnąć nie mogę.
- To pan też ma rodzinę? - dopytał
- Poniekąd - stwierdziłem
- Czemu poniekąd - dopytał tamten
- Bo mam syna i narzeczoną dlatego poniekąd
- Aha czyli na pana sidła jeszcze nie zostały rzucone
- Ta... ale dziki i wolny to ja raczej nie jestem
- A ten dzieciaczek pana to duży?
- Ehh... mały chłopie bardzo mały. W sumie ma trzy dni ale jak by tu liczyć w sumie minus dwa miesiące. Tak z grubsza by to wyglądało
- No to teraz ciężko - mówi tamten - narzeczona nie może...
- A co ty masz na myśli?
- No takie tam sprawy jakaś dyskoteka by się przydała, a tu dzieciak wie pan jak to jest.
- I co ta córka to się pewnie uczy? Macie tam szkołę?
- No tak uczy się imprezuje jak to nastolatka
- Ta... a mnie to wszystko obleciało... nastolatki
- No ale jak by pan przyjechał to na jakąś imprezkę by wkręciła moja córka wtedy w ogóle nie było by podejrzeń. Młodo pan wygląda, wbiję się pan w tłum.
- A na co mi imprezki i jakaś małolata ja tam jadę robotę zrobić nie się bawić.
- Jak to mówią panie szefie teraz jak się urodziło panu dziecko to narzeczona długo nie będzie chciała, długo nie będzie mogła. Więc z braku laku dobry i kit
- Tak mówisz? Ja się trochę na tym nie znam. Ale powiem tak jak już tam pojadę to wystarczy mi jakieś wyro święty spokój i coś do żarcia.
- No ale moja żona będzie chciała bardzo pana poznać
- Ta... wszyscy chcą mnie bardzo poznać dobra kończmy to. Wyjedziecie jutro koło południa. Dam wam list, przerzucicie go na kontakt. No i jak ten transport dojdzie do mnie to ja się zjawie tam jutro u was. Masz tu kartkę to daj mi swoje namiary. No i widzimy się za tydzień. A co do ceny to jeszcze się uzgodnimy. Bo muszę się zastanowić co ja bym za to chciał. Dobra to wy idzcie tam na górę na pokoje
Dopiero wtedy przypomniałem sobie o Drake'u
- Czego się stary nie przypominasz? - popatrzyłem na niego - wiesz co Drake'uś pojedziemy do domu trochę ci się oberwało. I chyba w bani ci się coś poprzestawiało bo nic nie wypiłeś a proponowałem
- Ta... właśnie... chyba. - stwierdził Drake
- No to co wracamy na chatę?
- No to chodzimy, ale ty masz tu w chuj tirów - stwierdził Drake - co masz w nich ciekawego
- W sumie to wszystko. W chuj towaru deficytowego. Takie różne pierdoły na tą całą budowę, a i sprzęt. No właśnie pralka jak to dobrze żeś mi przypomniał. Bo jak Damon będzie tak dalej na mnie rzygał to niedługo nie będę miał w czym łazić. A stara się usrała że sama mi będzie prała. Eh... życie. Mariusz załadujcie mi tu jeden automat i pralka ma to być.
- To broń też masz?- dopytał Drake
- No jakieś 8 tirów tu będzie. Będzie gdzie podłączyć tą pralkę? Najlepiej jak by gdzieś w kuchni czy w łazience żeby się stara po piwnicach nie pałętała. Bo wiesz mamy na kwadracie mojego zgreda ja za chuj mu nie ufam. Ale ja go wymelduje, ehh... ciężko się będzie rozstawać.
- Długo cię nie będzie? - dopytał Drake
- Z tydzień to spokojnie
I w ten o to sposób dojechaliśmy do domu. Drake mi gdzieś zniknął, a Borys i Mariusz bujali się z tą pralką. No a ja ich przypilnowałem, żeby mi tu nic się nie zalało.
Od Drake'a
Moja siostra miała racje. Cholera... faktycznie. Jak on ją zostawi dla innej wszyscy możemy wylecieć z chaty, że ja wcześniej na to nie wpadłem. Miała racje Quick stał się interesowny i co pózniej wylecimy na osadę i będziemy lizać mu dupę jak jego pieski. Jak straci ona stracimy wszyscy nie da się ukryć. Niech to szlak muszę wkręcić się do tego szpitala, i do jego interesów co będzie trudne. I najtrudniejsze muszę zmusić go by chajtnął się z moją siostrą. Czemu w tych czasach wszystko jest takie trudne. Jak by nie mogła robić tego co jej kazałem. Fakt mówiłem na początku aby się do niego zbliżyła, by on ją polubił i nas nie zabił. No ale moja siostra słowo zbliżyć wzięła dosłownie. A teraz ja muszę się bujać.
- Nad czym myślisz? - spytała Al
- Nad... - zastanowiłem się ile mogę jej powiedzieć. Nie nic jej nie powiem - myślę o Alfredach
- Znowu się ze mnie nabijasz - fuknęła
- Nie skąd - odparłem od razu. Jednak to nie był dobry pomysł - myślę nad wiatrakiem, ogrodzeniem. Zawaliło i zastanawiam się dlaczego
- W tym raczej ci nie pomogę - odparła - zupełnie się na tym nie znam
- Muszę iść pokombinować - powiedziałem
Pocałowałem ją i wyszedłem z pokoju. Poszedłem dłubać przy tym płocie. Dziwne ale to pomagało mi myśleć. Nie wiem ile czasu minęło a ja nadal nic nie wymyśliłem. Dobre to że przynajmniej zabierze mnie ze sobą do tego szpitala. Przejąłem jazdy swojej siostry. Zaraz sam stanę się o niego zazdrosny. No nie wierze. Z moich rozmyślań wyrwał mnie Quick
- Co ty robisz?
- Ogrodzenie - odparłem
I co ja się z tobą stary teraz mam. Będę robić za twoją przyzwoitkę.
- Już wiesz co zawaliło? - spytał
- Nie bardzo - powiedziałem szczerze
Przecież wcale nawet się na tym nie skupiam. Ciężko jest pracować kiedy męczą człowieka takie myśli. Tu już nie chodzi o zazdrość mojej młodszej siostry tu chodzi o przetrwanie nas wszystkich. Znaczy właściwie obchodzi mnie tylko moja siostra i Al. Luke już robi za jego pieska więc może i by dał sobie radę żyjąc na osadzie, Lex też by się zajął. Cholera dałem się wrobić mojej głupiej siostrze. Wiedziałem że z tym gościem będą kłopoty.
- Drake co z tobą? - wrzasnął Quick
- Mówiłeś coś szefuńciu - fuknąłem
- Pytałem się ciebie czy długo zajmie ci naprawa ogrodzenia
- Nie wiem - przyznałem - postaram się je ogarnąć i zobaczę co z wiatrakiem.
Quick bez słowa wyszedł za ogrodzenie. Borysa nie wziął ze sobą za to zabrał Mariusza. Co to ma być faworyzowanie piesków... Z ogrodzeniem było wszystko w porządku, więc wiatrak znowu musiał zawalić. To stary złom, którego skręcałem na druty i którego zżerają myszy. Wróciłem do domu po Krzycha by mi pomógł jak będę na górze ktoś musi sprawdzać na dole. Wcześniej robiłem to z Roz pózniej z Quickiem i Luke'm. Jak tylko wszedłem do domu od razu za atakowała mnie Roz z Damonem
- Byłeś? - spytała
- Gdzie? - dopytałem
Rozejrzała się dookoła
- No gdzie? A o czym rozmawialiśmy?
- Przecież powiedział że zabierze mnie tam jak pojadą jego goście - przypomniałem
- Jak ty nic nie rozumiesz - fuknęła - Drake on tam trzyma Włoszkę. I zamierza jechać na parę dni do Włoch.
- Chwila zwolnij - poprosiłem - jak to zamierza jechać do Włoch
- Normalnie tak mi powiedział
- A skąd wiesz że tam jest jakaś Włoszka? - dopytałem
- Borys się wygadał. Drake proszę cię musisz tam iść teraz
- Siostra ja cię kiedyś zabije - warknąłem
Odkręciłem się na pięcie i wyszedłem z domu. Niech to szlak i co ja mam powiedzieć. Jeżeli jakimś cudem uda mi się ujść z życiem to Quick zacznie coś podejrzewać. Szedłem do szpitala i już byłem prawie przy ogrodzeniu a nadal nie miałem żadnego planu. No nie wierze będę improwizował...
Ominąłem główną bramę szpitala. Byłem pewny że jestem obserwowany. Jak by to zjeść... Szlak będę improwizował. I przeskoczyłem ogrodzenie. Było dość spokojnie, przynajmniej chwilowo. Jak mnie zabiją siostra będę nawiedzał cię w nocy. Skradając się zacząłem iść na tył budynku. Moja siostra miała rację nie wejdę tam wtedy jak sam tego chce, ale jeżeli oni będą tego chcieli. Szedłem na tyły aby móc wykręcić się tym że szedłem do lasu za szpitalem. Przecież gdybym chciał tam iść omijając szpital musiał bym nadłożyć parę kilometrów. Tak to był świetny skrót i idealna wymówka.
- Stój - wrzasnął ktoś za mną - łapy do góry
- Ten tekst podłapałeś z filmu? - wypaliłem
Nagle zrobiło się ich więcej. Wszyscy mieli niezłe spluwy. Oj nie wiem czy uda mi się wyrwać. Do mafii się nie skacze każdy to wie.
- Ej chłopaki - zacząłem - ja idę tam - wskazałem na las - zaraz mnie nie będzie zrobiłem sobie skrót. Przecież możecie przymknąć oko. Nie... Może pokerek dla za ciśnienia więzi przyjazni.
Niech to szlak mówili po Włosku. Nie znam włoskiego. Strzelą mi w łeb i nawet nie wiem co powiedzieli. Chyba ten jeden co mówił do mnie po polsku przetłumaczył pozostałym. Nie wyglądali jak by chcieli się ze mną dogadywać jeden z nich wymierzył we mnie spluwę. No to teraz muszę ratować swoją dupę.
- Co gnoje nie potraficie się bić tylko od razu pukawki wyciągacie. No co który się ze mną zmierzy? Moja babcia pewnie lepiej bije od was.
Ten tekst zawsze działa by dostać po ryju. I tym sposobem ten co mierzył schował broń i podszedł się zemną naparzać. Potem podszedł jeszcze jeden i następny. Aha... Jak z jednym dawałem sobie radę bez problemu, to z pięcioma nie miałem żadnych szans
- Dobra to tylko głupek - fuknął jeden z nich po polsku
- Ty mnie rozumiesz? - dopytałem plując krwią po solidnym ciosie w brzuch - Sorry, powiedz kolegom że nie chciałem. Szef kazał mi tu przyjść
Gościu chyba przetłumaczył bo zaczął się lekki raban. Wiedziałem że to zadziała. Chcą mnie ubić ale nie mogą bagatelizować tego co mówię. Może ich szef faktycznie wydał taki rozkaz.
- Powiedz że Drake przyszedł - poleciłem opierając się o ścianę budynku bo ledwo trzymałem się na nogach
Jeden z nich poszedł. Wszystko mnie bolało jak bym wpadł pod pociąg. Cholera moja przeklęta siostra i jej pomysły. Chwilę pózniej przyszedł ten koleś. Coś powiedział po Włosku.
- Chodz - rozkazał
- Mówiłem ci że jestem z szefem na ty... I co łyso ci
I oczywiście wyrobiłem w gębę bo koleś miał łysą glace.
Całe szczęście nie straciłem zębów. Zamknąłem się nie chciałem prowokować łysego by przywalił mi jeszcze raz i tak ledwo trzymałem się na nogach. Wprowadził mnie do środka. To nie był ten szpital który odbijaliśmy. Nie poznawałem tego miejsca powaga. Próbowałem zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Łysy kazał mi zostać przy jakiś drzwiach a sam wszedł do środka. Za chwilę ze środka wyszedł łysy i Quick.
- Spadaj łysolu - warknąłem - Co to ma być! - warknąłem do Quicka - widzisz jak ja wyglądam. Stary nie podoba mi się to. Mam prawo poruszać się gdzie chce. Zamierzałem naprawić ten zasrany płot jeszcze dziś za nim się ściemni ale żeby to zrobić potrzebowałem drutu którego użyły dziewczyny w lesie za szpitalem. Stary oni mnie tam prawie za ciukali. Spadam stąd, i w ogóle grubo się zastanawiam czy nie spadać z tego miasta.
- Nad czym myślisz? - spytała Al
- Nad... - zastanowiłem się ile mogę jej powiedzieć. Nie nic jej nie powiem - myślę o Alfredach
- Znowu się ze mnie nabijasz - fuknęła
- Nie skąd - odparłem od razu. Jednak to nie był dobry pomysł - myślę nad wiatrakiem, ogrodzeniem. Zawaliło i zastanawiam się dlaczego
- W tym raczej ci nie pomogę - odparła - zupełnie się na tym nie znam
- Muszę iść pokombinować - powiedziałem
Pocałowałem ją i wyszedłem z pokoju. Poszedłem dłubać przy tym płocie. Dziwne ale to pomagało mi myśleć. Nie wiem ile czasu minęło a ja nadal nic nie wymyśliłem. Dobre to że przynajmniej zabierze mnie ze sobą do tego szpitala. Przejąłem jazdy swojej siostry. Zaraz sam stanę się o niego zazdrosny. No nie wierze. Z moich rozmyślań wyrwał mnie Quick
- Co ty robisz?
- Ogrodzenie - odparłem
I co ja się z tobą stary teraz mam. Będę robić za twoją przyzwoitkę.
- Już wiesz co zawaliło? - spytał
- Nie bardzo - powiedziałem szczerze
Przecież wcale nawet się na tym nie skupiam. Ciężko jest pracować kiedy męczą człowieka takie myśli. Tu już nie chodzi o zazdrość mojej młodszej siostry tu chodzi o przetrwanie nas wszystkich. Znaczy właściwie obchodzi mnie tylko moja siostra i Al. Luke już robi za jego pieska więc może i by dał sobie radę żyjąc na osadzie, Lex też by się zajął. Cholera dałem się wrobić mojej głupiej siostrze. Wiedziałem że z tym gościem będą kłopoty.
- Drake co z tobą? - wrzasnął Quick
- Mówiłeś coś szefuńciu - fuknąłem
- Pytałem się ciebie czy długo zajmie ci naprawa ogrodzenia
- Nie wiem - przyznałem - postaram się je ogarnąć i zobaczę co z wiatrakiem.
Quick bez słowa wyszedł za ogrodzenie. Borysa nie wziął ze sobą za to zabrał Mariusza. Co to ma być faworyzowanie piesków... Z ogrodzeniem było wszystko w porządku, więc wiatrak znowu musiał zawalić. To stary złom, którego skręcałem na druty i którego zżerają myszy. Wróciłem do domu po Krzycha by mi pomógł jak będę na górze ktoś musi sprawdzać na dole. Wcześniej robiłem to z Roz pózniej z Quickiem i Luke'm. Jak tylko wszedłem do domu od razu za atakowała mnie Roz z Damonem
- Byłeś? - spytała
- Gdzie? - dopytałem
Rozejrzała się dookoła
- No gdzie? A o czym rozmawialiśmy?
- Przecież powiedział że zabierze mnie tam jak pojadą jego goście - przypomniałem
- Jak ty nic nie rozumiesz - fuknęła - Drake on tam trzyma Włoszkę. I zamierza jechać na parę dni do Włoch.
- Chwila zwolnij - poprosiłem - jak to zamierza jechać do Włoch
- Normalnie tak mi powiedział
- A skąd wiesz że tam jest jakaś Włoszka? - dopytałem
- Borys się wygadał. Drake proszę cię musisz tam iść teraz
- Siostra ja cię kiedyś zabije - warknąłem
Odkręciłem się na pięcie i wyszedłem z domu. Niech to szlak i co ja mam powiedzieć. Jeżeli jakimś cudem uda mi się ujść z życiem to Quick zacznie coś podejrzewać. Szedłem do szpitala i już byłem prawie przy ogrodzeniu a nadal nie miałem żadnego planu. No nie wierze będę improwizował...
Ominąłem główną bramę szpitala. Byłem pewny że jestem obserwowany. Jak by to zjeść... Szlak będę improwizował. I przeskoczyłem ogrodzenie. Było dość spokojnie, przynajmniej chwilowo. Jak mnie zabiją siostra będę nawiedzał cię w nocy. Skradając się zacząłem iść na tył budynku. Moja siostra miała rację nie wejdę tam wtedy jak sam tego chce, ale jeżeli oni będą tego chcieli. Szedłem na tyły aby móc wykręcić się tym że szedłem do lasu za szpitalem. Przecież gdybym chciał tam iść omijając szpital musiał bym nadłożyć parę kilometrów. Tak to był świetny skrót i idealna wymówka.
- Stój - wrzasnął ktoś za mną - łapy do góry
- Ten tekst podłapałeś z filmu? - wypaliłem
Nagle zrobiło się ich więcej. Wszyscy mieli niezłe spluwy. Oj nie wiem czy uda mi się wyrwać. Do mafii się nie skacze każdy to wie.
- Ej chłopaki - zacząłem - ja idę tam - wskazałem na las - zaraz mnie nie będzie zrobiłem sobie skrót. Przecież możecie przymknąć oko. Nie... Może pokerek dla za ciśnienia więzi przyjazni.
Niech to szlak mówili po Włosku. Nie znam włoskiego. Strzelą mi w łeb i nawet nie wiem co powiedzieli. Chyba ten jeden co mówił do mnie po polsku przetłumaczył pozostałym. Nie wyglądali jak by chcieli się ze mną dogadywać jeden z nich wymierzył we mnie spluwę. No to teraz muszę ratować swoją dupę.
- Co gnoje nie potraficie się bić tylko od razu pukawki wyciągacie. No co który się ze mną zmierzy? Moja babcia pewnie lepiej bije od was.
Ten tekst zawsze działa by dostać po ryju. I tym sposobem ten co mierzył schował broń i podszedł się zemną naparzać. Potem podszedł jeszcze jeden i następny. Aha... Jak z jednym dawałem sobie radę bez problemu, to z pięcioma nie miałem żadnych szans
- Dobra to tylko głupek - fuknął jeden z nich po polsku
- Ty mnie rozumiesz? - dopytałem plując krwią po solidnym ciosie w brzuch - Sorry, powiedz kolegom że nie chciałem. Szef kazał mi tu przyjść
Gościu chyba przetłumaczył bo zaczął się lekki raban. Wiedziałem że to zadziała. Chcą mnie ubić ale nie mogą bagatelizować tego co mówię. Może ich szef faktycznie wydał taki rozkaz.
- Powiedz że Drake przyszedł - poleciłem opierając się o ścianę budynku bo ledwo trzymałem się na nogach
Jeden z nich poszedł. Wszystko mnie bolało jak bym wpadł pod pociąg. Cholera moja przeklęta siostra i jej pomysły. Chwilę pózniej przyszedł ten koleś. Coś powiedział po Włosku.
- Chodz - rozkazał
- Mówiłem ci że jestem z szefem na ty... I co łyso ci
I oczywiście wyrobiłem w gębę bo koleś miał łysą glace.
Całe szczęście nie straciłem zębów. Zamknąłem się nie chciałem prowokować łysego by przywalił mi jeszcze raz i tak ledwo trzymałem się na nogach. Wprowadził mnie do środka. To nie był ten szpital który odbijaliśmy. Nie poznawałem tego miejsca powaga. Próbowałem zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Łysy kazał mi zostać przy jakiś drzwiach a sam wszedł do środka. Za chwilę ze środka wyszedł łysy i Quick.
- Spadaj łysolu - warknąłem - Co to ma być! - warknąłem do Quicka - widzisz jak ja wyglądam. Stary nie podoba mi się to. Mam prawo poruszać się gdzie chce. Zamierzałem naprawić ten zasrany płot jeszcze dziś za nim się ściemni ale żeby to zrobić potrzebowałem drutu którego użyły dziewczyny w lesie za szpitalem. Stary oni mnie tam prawie za ciukali. Spadam stąd, i w ogóle grubo się zastanawiam czy nie spadać z tego miasta.
Od Quicka
Wróciłem do domu i miałem posprzątać tą rzeż po Alfredzie ale okazało się że starsza pani już to zrobiła. Musze pogadać z profesorem ale w sumie to najpierw trzeba sobie to przemyśleć. Muszę poukładać sobie te wszystkie informacje żeby mi się scaliły. W takim zamyśleniu wchodziłem na górę i dosłownie wpadłem na Julkę, dosłownie aż musiałem ją przytrzymać bo by się bidulka przewróciła.
- Przepraszam - powiedziałem - nie zauważyłem ciebie
- No jak mogłeś mnie zauważyć skoro w ogóle jesteś nie obecny.
- Bo tak sobie myślę o tym Alfredzie wiesz nie daje mi to spokoju. Dobra ja to spadam. - powiedziałem, uciąłem rozmowę i wróciłem do pokoju
W pokoju Rozi siedział zamyślony Drake i Roz która dziwnie na mnie popatrzyła.
- A wy co za temat rozkminiacie? - dopytałem
Drake popatrzył na mnie nie przytomnym wzrokiem, a Rozi jak by nigdy nic stwierdziła że Alfred obleśnie się pożywiał i ona nic nie mogła zjeść.
- Przepraszam - powiedziałem - ale nie odpowiadam za jego maniery przy stole. Swoją drogą ciekawe czy on kiedyś miał stół? I ten Sasza... hmm... muszę sobie to wszystko poukładać. Widzę że ciebie Drake też to nie pokoi.
- Ta... myślę nadal tym szpitalem
- Co takiego? - dopytałem
- A co ja powiedziałem? - dopytał
- No bredzisz coś o szpitalu, a swoją drogą będę musiał się do niego wybrać. No to o co ci chodzi z tym szpitalem?
- No wiesz tak rozczaiam że mógł bym podłączyć płot bod wiatrak. Wiesz jak tam siedzisz Roz się o ciebie martwi. A tak to przynajmniej zimnych byś miał z głowy. Bo te Alfredy chyba by przez płot pod napięciem nie przeszły co? - dopytał Drake
- No wiesz ja to nie wiem mają serce, ale pomysł w sumie jest dobry
- Ta tylko bym musiał tam się przejść i zobaczyć, wszystko od dupy strony.
- Dobra - powiedziałem - tylko może jak pojadą moi goście. Mam robotę do zrobienia, interes do ubicia. I muszę się zastanowić czy warto się w to pakować. Dobra wy sobie nie przeszkadzajcie a ja sobie popatrzę na papiery to też w sumie nie będę wam przeszkadzał. Jeszcze będę musiał wybrać się na patrol. Przelecę te wszystkie lasy dookoła, żeby znów jakaś zimna banda nas nie za atakowała.
Dobijało mnie to że Alfredowie, no że w zasadzie sam ich tu kurwa przywiozłem. No i nie wiele myśląc wziąłem się za studiowanie planów miasta. Dziwnie ktoś narysował topografie. Skomplikowane i ryzykowne. Chyba mówiłem na głos albo się zaraziłem od Alex i słyszę własne myśli.
- Dobra to ja spadam siostra - powiedział Drake
Roz jakoś dziwnie na niego popatrzyła. Pokiwała głową i poszedł. A ja zająłem się całą tą papierkologią. Eh... ta cała Italia jest skomplikowana. Roz podeszła do mnie i pytała co za mapę studiuje
- Interesuje cię ona? - dopytałem
- Nie no tak patrzę bo jesteś strasznie skoncentrowany na niej.
- Wiesz bo tu nie da się inaczej, jakiś głąb to rysował, matoł. Zobacz muszę przejść stąd dotąd, z tą różnicą że Wenecja jest miastem wodnym. A tu na przykład nie ma pokazanych łączeń między kanałami. Masakra to zlecenie będzie skomplikowane. Pomyślę jeszcze nad tym i obawiam się słoneczko że będę musiał na kilka dni wyjechać. Bo chyba muszę to zobaczyć na własne oczy. Nie lubię nie wiedzieć. A odbiegając od tematu wybrałaś już sobie jakieś fatałaszki. No i cała reszta bo jutro koło 17 ten transport będzie szedł to tych Włoch. Znaczy w sumie to moi goście wracają do siebie. To zabiorą papiery ze sobą bo na transport to czekam ja.
Rozi był pochylona nadal nad tą mapą. A ja nieświadomie kręciłem sobie na palcu jej długie, jasne włosy. Tak mnie to wszystko dzisiaj pochłonęło że totalnie się wyłączyłem.
- Przepraszam - powiedziałem - nie zauważyłem ciebie
- No jak mogłeś mnie zauważyć skoro w ogóle jesteś nie obecny.
- Bo tak sobie myślę o tym Alfredzie wiesz nie daje mi to spokoju. Dobra ja to spadam. - powiedziałem, uciąłem rozmowę i wróciłem do pokoju
W pokoju Rozi siedział zamyślony Drake i Roz która dziwnie na mnie popatrzyła.
- A wy co za temat rozkminiacie? - dopytałem
Drake popatrzył na mnie nie przytomnym wzrokiem, a Rozi jak by nigdy nic stwierdziła że Alfred obleśnie się pożywiał i ona nic nie mogła zjeść.
- Przepraszam - powiedziałem - ale nie odpowiadam za jego maniery przy stole. Swoją drogą ciekawe czy on kiedyś miał stół? I ten Sasza... hmm... muszę sobie to wszystko poukładać. Widzę że ciebie Drake też to nie pokoi.
- Ta... myślę nadal tym szpitalem
- Co takiego? - dopytałem
- A co ja powiedziałem? - dopytał
- No bredzisz coś o szpitalu, a swoją drogą będę musiał się do niego wybrać. No to o co ci chodzi z tym szpitalem?
- No wiesz tak rozczaiam że mógł bym podłączyć płot bod wiatrak. Wiesz jak tam siedzisz Roz się o ciebie martwi. A tak to przynajmniej zimnych byś miał z głowy. Bo te Alfredy chyba by przez płot pod napięciem nie przeszły co? - dopytał Drake
- No wiesz ja to nie wiem mają serce, ale pomysł w sumie jest dobry
- Ta tylko bym musiał tam się przejść i zobaczyć, wszystko od dupy strony.
- Dobra - powiedziałem - tylko może jak pojadą moi goście. Mam robotę do zrobienia, interes do ubicia. I muszę się zastanowić czy warto się w to pakować. Dobra wy sobie nie przeszkadzajcie a ja sobie popatrzę na papiery to też w sumie nie będę wam przeszkadzał. Jeszcze będę musiał wybrać się na patrol. Przelecę te wszystkie lasy dookoła, żeby znów jakaś zimna banda nas nie za atakowała.
Dobijało mnie to że Alfredowie, no że w zasadzie sam ich tu kurwa przywiozłem. No i nie wiele myśląc wziąłem się za studiowanie planów miasta. Dziwnie ktoś narysował topografie. Skomplikowane i ryzykowne. Chyba mówiłem na głos albo się zaraziłem od Alex i słyszę własne myśli.
- Dobra to ja spadam siostra - powiedział Drake
Roz jakoś dziwnie na niego popatrzyła. Pokiwała głową i poszedł. A ja zająłem się całą tą papierkologią. Eh... ta cała Italia jest skomplikowana. Roz podeszła do mnie i pytała co za mapę studiuje
- Interesuje cię ona? - dopytałem
- Nie no tak patrzę bo jesteś strasznie skoncentrowany na niej.
- Wiesz bo tu nie da się inaczej, jakiś głąb to rysował, matoł. Zobacz muszę przejść stąd dotąd, z tą różnicą że Wenecja jest miastem wodnym. A tu na przykład nie ma pokazanych łączeń między kanałami. Masakra to zlecenie będzie skomplikowane. Pomyślę jeszcze nad tym i obawiam się słoneczko że będę musiał na kilka dni wyjechać. Bo chyba muszę to zobaczyć na własne oczy. Nie lubię nie wiedzieć. A odbiegając od tematu wybrałaś już sobie jakieś fatałaszki. No i cała reszta bo jutro koło 17 ten transport będzie szedł to tych Włoch. Znaczy w sumie to moi goście wracają do siebie. To zabiorą papiery ze sobą bo na transport to czekam ja.
Rozi był pochylona nadal nad tą mapą. A ja nieświadomie kręciłem sobie na palcu jej długie, jasne włosy. Tak mnie to wszystko dzisiaj pochłonęło że totalnie się wyłączyłem.
Od Rozi
Alfred był... niesamowity. Nie umiał się porozumiewać tak jak my ale jakoś porozumiewał się z Al. Wszyscy byli jakoś połączeni jakąś więzią. Biedna Al mieć w głowie tyle osób. Kurcze o takich rzeczach czytałam w książkach albo widziałam w filmach ale nie spodziewałam się że dożyje czegoś takiego. Alfred myślał, odczuwał, bał się o braci. Był do nas podobny i najważniejsze nie stanowił zagrożenia. Przecież nas nie za atakował. Wyglądał nie co dziwnie te jego czarne żyły, czarne oczy i postawa posąga. Quick z profesorem zabrali go na dół by pobrać próbki.
- Oni nie są szkodliwi - zapewniła Al
- Widzę - odparłam - jest ich pięciu?
- Tak, Alfred, Stefan, Vladimir, Marek i Nadia
- I ty ich wszystkich słyszysz? - dopytałam
- No - wyznała - słyszę czasem nawet tych którzy są w Rosji
Al wstała
- Alfred chce już wracać - powiedziała i poszła do piwnicy
Ale wtedy Damon się obudził więc wstałam i do niego poszłam. Jak tylko wzięłam go na ręce to się uspokoił. Zrobiłam mu mleko i w trakcie jak się studziło to go przewinęłam. Wychodziło mi to już co raz lepiej, a Damon już tak bardzo nie płakał. Potrafiłam go już nawet uspokoić. I zdecydowanie lubił ja nuciłam te piosenki które leciały kiedyś cały czas w radiu. Zeszłam na dół. Al z Quickiem mieli odprowadzić Alfreda do lasu. Wyszli, i pozostali też ewakuowali się by przemyśleć to w osobności. Więc zostałam sama w salonie jak tylko Borys to dostrzegł zbladł. On ewidentnie nie lubi przebywać ze mną na osobności przecież nie jestem taka straszna. A może jestem... Podeszłam do Borysa
- Ja nic nie wiem - powiedział na wstępie
- I tu wydałeś się że jednak wiesz - zauważyłam
- Ja naprawdę nic nie wiem panienko
- Borys - ostrzegłam - panienkę to...
- Tak - powiedział szybko
- Więc co masz dla mnie - ciągnęłam dalej
- Szef dzisiaj spotkał się z jakimiś Włochami i była tam kobieta
- I o czym rozmawiał z Włochami? - spytałam
- Nie wiem naprawdę nie znam Włoskiego
- Dobra, niech będzie - nie miałam dużo czasu a musiałam dowiedzieć się jak najwięcej - Ta kobieta? Gdzie oni są teraz
- Szef kazał zabrać ich do jednostki...
- Do szpitala gdzie stacjonuje mafia? - dopytałam
Borys pokiwał głową
- Ładna była ta Włoszka? - dopytałam
- Eee... nie mi oceniać... - zaczął się plątać
- Borys - warknęłam cicho
- Nie, zdecydowanie nie - powiedział
- Dobrze miej oczy i uszy szeroko otwarte i na boga zacznij uczyć się języków co z ciebie za wtyka. Chwile... Borys czy ty chcesz jeszcze coś mi powiedzieć...
- Eee... - zaczął - no bo...
- Borys szybciej - pośpieszyłam
- Szef ma uczulenie na swojego ojca i chyba chce go zabić - powiedział na jednym tchu
- Czyli sumując prowadzi interesy z Włochami, jakaś Włoszka pcha mu się do łóżka, zaprosił ich do szpitala i chce zabić własnego ojca. Dziękuje
Odkręciłam się i usiadłam na kanapę. Na stoliku przed kanapą był jeden wielki syf. Musze jakoś dowiedzieć się co dzieje się w szpitalu. Muszę wiedzieć czy sprowadza tam sobie panienki. I co z tą Włoszką. A jeżeli on już wcześniej dostał jakąś księżniczkę i ona jest tam.
- Co tak siedzisz? - spytał Drake rzucając się na kanapę
- Myślę - odparłam
- Przecież ty nie umiesz tego robić
- Zamknij się Drake - ostrzegłam
- Powiedz mi siostra o czym rozmawiałaś z Borysem
- Słyszałeś? - dopytałam nie co spanikowana
- Nie widziałem - odparł
- Nie mów nikomu - poprosiłam - musisz mi pomóc
- Siostra o co chodzi? - dopytał
- O Quicka - powiedziałam - choć ze mną do pokoju. Nikt nie może słyszeć
Bez słowa się zgodził i poszliśmy do mojego pokoju.
- Patrz na drzwi i mów cicho - poprosiłam
Nie chciałam by ktoś podsłuchał i wypaplał wszystko Quickowi.
- Zaczynam się ciebie bać - powiedział ale zrobił jak poleciłam
- Słuchaj. Quick się zmienił ja to wiem i ty to wiesz
- Jest psychopatą - skomentował - zawsze był
- Drake nie przerywaj - fuknęłam
- Taka prawda - zauważył - zakochałaś się w psychopacie
- Drake chcę ci przypomnieć że to ty kazałeś mi się do niego zbliżyć, więc nie dziw się że się w nim zakochałam
- Tak kazałem ci się do niego zbliżyć by nie zabiła nas zbyt szybko, ale nie kazałem pchać mu się do łóżka
- Kazałeś spędzać mi z nim czas więc się w nim zakochałam i nie przerywaj mi - warknęłam
Drake siedział cicho więc mogłam kontynuować
- Wracając do sprawy chcę byś wkręcił się jakoś do tego szpitala gdzie trzyma tych swoich ludzi z mafii. Chcę wiedzieć co tam się dzieje. I mniej go na oku... nie wiem upij go i wypytaj czy ma inne na boku.
- Siostra ta twoja zazdrość jest chora - skomentował
- To nie tylko zazdrość. - przyznałam - Quick się zmienił, stał się interesowny. Nie znam go zupełnie, nie wiem również jakie interesy robi. Ale wiem że każda osoba która chcę mieć coś do powiedzenia próbuje wcisnąć mu jakąś laskę do łóżka. Jak na przykład księżniczka.
Naprawdę słuchał mnie uważnie. Nawet przestał wciskać te swoje chore gadki
- Drake - ciągnęłam dalej - ja mam dziecko nie mogę pozwolić sobie na życie jak żyliśmy wcześniej. Quick nas utrzymuje i szczerze w dupie mam ile osób zginie przez to że ja na talerzu mam to co mam, ale jeżeli on zostawi mnie dla innej... Wiesz jak jest, dziś mnie kocha a jutro przeleci sobie księżniczkę. Księżniczka zawróci mu w głowie i ja pójdę w odstawkę. Ale jak ja pójdę w odstawkę ty braciszku też stracisz. Jesteśmy w tym razem i musisz mi pomóc by nasz poziom życia się nie zmienił. Jak ja spadnę na dno pociągnę cię za sobą.
- Z tej strony to cię nie znałem - powiedział
- Więc pomóż mi Drake - poprosiłam - Ja nie mogę go stracić bo tego nie przeżyje ale ty też masz w tym interes. Bo stracisz żarcie i nietykalność.
- Mam być twoją wtyką? - dopytał
- Nie braciszku ty masz być moim wspólnikiem byśmy wszyscy przeżyli ja, ty, Al. Pracuję nad Borysem ale to jest ciapa. Czyli wkręć się do szpitala.
- Jak? - dopytał - przecież oni nikogo tam nie wpuszczają. Z kulką w głowie na nie wiele ci się zdam.
- Pójdziesz tam zrobisz rabanu - wypaliłam - nie zabiją cię bo powiesz że to rozkaz szefa. Będą woleli to sprawdzić a Quick nie da cię zabić. Ze względu na mnie.
- Mam dać się zlać?
- Oj Drake'uś połatam cię - powiedziałam
- Dobra coś wymyślę - powiedział
- Jesteś kochany - wypaliłam i pocałowałam go w policzek.
- Oni nie są szkodliwi - zapewniła Al
- Widzę - odparłam - jest ich pięciu?
- Tak, Alfred, Stefan, Vladimir, Marek i Nadia
- I ty ich wszystkich słyszysz? - dopytałam
- No - wyznała - słyszę czasem nawet tych którzy są w Rosji
Al wstała
- Alfred chce już wracać - powiedziała i poszła do piwnicy
Ale wtedy Damon się obudził więc wstałam i do niego poszłam. Jak tylko wzięłam go na ręce to się uspokoił. Zrobiłam mu mleko i w trakcie jak się studziło to go przewinęłam. Wychodziło mi to już co raz lepiej, a Damon już tak bardzo nie płakał. Potrafiłam go już nawet uspokoić. I zdecydowanie lubił ja nuciłam te piosenki które leciały kiedyś cały czas w radiu. Zeszłam na dół. Al z Quickiem mieli odprowadzić Alfreda do lasu. Wyszli, i pozostali też ewakuowali się by przemyśleć to w osobności. Więc zostałam sama w salonie jak tylko Borys to dostrzegł zbladł. On ewidentnie nie lubi przebywać ze mną na osobności przecież nie jestem taka straszna. A może jestem... Podeszłam do Borysa
- Ja nic nie wiem - powiedział na wstępie
- I tu wydałeś się że jednak wiesz - zauważyłam
- Ja naprawdę nic nie wiem panienko
- Borys - ostrzegłam - panienkę to...
- Tak - powiedział szybko
- Więc co masz dla mnie - ciągnęłam dalej
- Szef dzisiaj spotkał się z jakimiś Włochami i była tam kobieta
- I o czym rozmawiał z Włochami? - spytałam
- Nie wiem naprawdę nie znam Włoskiego
- Dobra, niech będzie - nie miałam dużo czasu a musiałam dowiedzieć się jak najwięcej - Ta kobieta? Gdzie oni są teraz
- Szef kazał zabrać ich do jednostki...
- Do szpitala gdzie stacjonuje mafia? - dopytałam
Borys pokiwał głową
- Ładna była ta Włoszka? - dopytałam
- Eee... nie mi oceniać... - zaczął się plątać
- Borys - warknęłam cicho
- Nie, zdecydowanie nie - powiedział
- Dobrze miej oczy i uszy szeroko otwarte i na boga zacznij uczyć się języków co z ciebie za wtyka. Chwile... Borys czy ty chcesz jeszcze coś mi powiedzieć...
- Eee... - zaczął - no bo...
- Borys szybciej - pośpieszyłam
- Szef ma uczulenie na swojego ojca i chyba chce go zabić - powiedział na jednym tchu
- Czyli sumując prowadzi interesy z Włochami, jakaś Włoszka pcha mu się do łóżka, zaprosił ich do szpitala i chce zabić własnego ojca. Dziękuje
Odkręciłam się i usiadłam na kanapę. Na stoliku przed kanapą był jeden wielki syf. Musze jakoś dowiedzieć się co dzieje się w szpitalu. Muszę wiedzieć czy sprowadza tam sobie panienki. I co z tą Włoszką. A jeżeli on już wcześniej dostał jakąś księżniczkę i ona jest tam.
- Co tak siedzisz? - spytał Drake rzucając się na kanapę
- Myślę - odparłam
- Przecież ty nie umiesz tego robić
- Zamknij się Drake - ostrzegłam
- Powiedz mi siostra o czym rozmawiałaś z Borysem
- Słyszałeś? - dopytałam nie co spanikowana
- Nie widziałem - odparł
- Nie mów nikomu - poprosiłam - musisz mi pomóc
- Siostra o co chodzi? - dopytał
- O Quicka - powiedziałam - choć ze mną do pokoju. Nikt nie może słyszeć
Bez słowa się zgodził i poszliśmy do mojego pokoju.
- Patrz na drzwi i mów cicho - poprosiłam
Nie chciałam by ktoś podsłuchał i wypaplał wszystko Quickowi.
- Zaczynam się ciebie bać - powiedział ale zrobił jak poleciłam
- Słuchaj. Quick się zmienił ja to wiem i ty to wiesz
- Jest psychopatą - skomentował - zawsze był
- Drake nie przerywaj - fuknęłam
- Taka prawda - zauważył - zakochałaś się w psychopacie
- Drake chcę ci przypomnieć że to ty kazałeś mi się do niego zbliżyć, więc nie dziw się że się w nim zakochałam
- Tak kazałem ci się do niego zbliżyć by nie zabiła nas zbyt szybko, ale nie kazałem pchać mu się do łóżka
- Kazałeś spędzać mi z nim czas więc się w nim zakochałam i nie przerywaj mi - warknęłam
Drake siedział cicho więc mogłam kontynuować
- Wracając do sprawy chcę byś wkręcił się jakoś do tego szpitala gdzie trzyma tych swoich ludzi z mafii. Chcę wiedzieć co tam się dzieje. I mniej go na oku... nie wiem upij go i wypytaj czy ma inne na boku.
- Siostra ta twoja zazdrość jest chora - skomentował
- To nie tylko zazdrość. - przyznałam - Quick się zmienił, stał się interesowny. Nie znam go zupełnie, nie wiem również jakie interesy robi. Ale wiem że każda osoba która chcę mieć coś do powiedzenia próbuje wcisnąć mu jakąś laskę do łóżka. Jak na przykład księżniczka.
Naprawdę słuchał mnie uważnie. Nawet przestał wciskać te swoje chore gadki
- Drake - ciągnęłam dalej - ja mam dziecko nie mogę pozwolić sobie na życie jak żyliśmy wcześniej. Quick nas utrzymuje i szczerze w dupie mam ile osób zginie przez to że ja na talerzu mam to co mam, ale jeżeli on zostawi mnie dla innej... Wiesz jak jest, dziś mnie kocha a jutro przeleci sobie księżniczkę. Księżniczka zawróci mu w głowie i ja pójdę w odstawkę. Ale jak ja pójdę w odstawkę ty braciszku też stracisz. Jesteśmy w tym razem i musisz mi pomóc by nasz poziom życia się nie zmienił. Jak ja spadnę na dno pociągnę cię za sobą.
- Z tej strony to cię nie znałem - powiedział
- Więc pomóż mi Drake - poprosiłam - Ja nie mogę go stracić bo tego nie przeżyje ale ty też masz w tym interes. Bo stracisz żarcie i nietykalność.
- Mam być twoją wtyką? - dopytał
- Nie braciszku ty masz być moim wspólnikiem byśmy wszyscy przeżyli ja, ty, Al. Pracuję nad Borysem ale to jest ciapa. Czyli wkręć się do szpitala.
- Jak? - dopytał - przecież oni nikogo tam nie wpuszczają. Z kulką w głowie na nie wiele ci się zdam.
- Pójdziesz tam zrobisz rabanu - wypaliłam - nie zabiją cię bo powiesz że to rozkaz szefa. Będą woleli to sprawdzić a Quick nie da cię zabić. Ze względu na mnie.
- Mam dać się zlać?
- Oj Drake'uś połatam cię - powiedziałam
- Dobra coś wymyślę - powiedział
- Jesteś kochany - wypaliłam i pocałowałam go w policzek.
Od Quicka
Zwróciłem się do Alex. By zapytać ją czy on czyta ludziom w myślach.
- A czemu chcesz to wiedzieć? - zapytała
- No wiesz bo wolał bym aby on nie wiedział to co teraz sobie myślę. Bo wtedy rozgada by innym i wszyscy będą wiedzieć
- A co myślisz? - dopytała Alex
- Hm... to nie jest związane z tematem. Po prostu się upewniam. No dobrze to jak byś mogła to spróbuj tłumaczyć moje słowa. Słuchaj Alfred u nas jest taka zasada że wszyscy razem spożywamy obiad i nie dziw się że my na talerzach mamy coś zupełnie innego bo my również jadamy mięso tylko pieczone. A tobie mięso to jak podać? Samo na talerzu i krew do popicia? Będziesz jadł widelcem i nożem? No i ile tego ma być? Cała sarna pół sarny? Al powiedz co odpowiedział. Zapytaj go bo naprawdę nie wiem jak mu to podać. Z futrem czy bez? W szklance czy jak? Bo miło by było gdyby jadł mniej więcej normalnie tak jak my. A nie rzucił się z twarzą na to mięso.
Al dopytała Alfreda a ten stwierdził że chce sarnę razem z włosami podobno.
- Alfred a powiedz mi czy wy w ogóle śpicie? I chciał bym wiedzieć kim jest Sasza...
- Sasza to nasz najstarszy brat to on się nami opiekuje i nas karmi no i uczy tego co ja umiem. Ale ja nie rozumiem relacji między ludzmi. Nie rozumiem czemu Al uczyła mnie przybijać żółwika, czemu przystawiacie do siebie usta a się nie gryziecie.
- Al ty naprawdę tłumaczysz to tak dosłownie? - dopytałem
- I nie rozumiem - stwierdził Alfred co przetłumaczyła Al - jak wy to robicie że ruszacie oczami.
- Ta... skomplikowane z tymi oczami. A powiedz mi Alfred czy ty może pamiętasz jak się urodziłeś?
Niestety nie uzyskałem odpowiedzi na swoje pytanie gdyż Alfred nie chciał mówić na ten temat i Al straciła z nim kontakt. A Alfred najspokojniej w świecie zabrał się do żarcia sarny dosłownie.
- No to smacznego kochani - i zacząłem jeść
Jednak szczerze to mi nie przechodziło gdy zobaczyłem jak Alfred wyciąga serce sarny i wkłada je do twarzy. Gdybym wiedział to bym tą sarnę wypatroszył najpierw.
- A Sasza? Gdzie wy mieszkaliście? Jak się dostaliście tutaj? I w jakim celu?
Al coś długo z nim rozmawiała. I w końcu wyszło to tak że jest pięciu Alfredów znaczy każdy ma swoje własne imię. Każdy ma swoją własną osobowość. Dostali się tutaj jak wynikało z toku myślenia Alfreda razem z pierwszym moim transportem gdyż przyjechali z braćmi Saszy, którzy byli tacy jak my. Że mają tu czekać na rozkazy od Saszy, które przekaże ich brat z Rosji. Hmm... czyli nie umie się z nimi komunikować - pomyślałem. Alfred przerwał jedzenie i wyglądał niestety obleśnie. Podałem mu ręcznik papierowy i dopytałem czy sarna mu smakuje. Oraz poprosiłem żeby się wytarł bo troszkę się ubrudził, a to nie kulturalnie. No i musiałem wspomnieć że padlina wystaje mu z zębów. Zdziwienie moje było takie gdy Al przetłumaczyła mi co powiedział przed sekundo. A mianowicie zapytał czemu ja się jego nie boje i czemu Drake tak bardzo przed nim panikuje.
- Bo wiesz Alfred u nas każdy brat ma swoje zadanie. Ja teraz siedzę przy tobie bo cię lubię naprawdę cię lubię. No i ja jestem taki jak twój brat Sasza, powiedzmy. Znaczy że uczę na przykład Drake żeby się ciebie nie bał. Rozumiesz?
Ale Alfred znów zaczął jeść tą sarnę. Prawdo podobnie jest tak że oni też się jakoś zawieszają i nie wiedzą jak odpowiedzieć. I chyba są też ciekawi relacji między ludzkich bo oprócz tego że próbują nas naśladować, umieją myśleć, to jeszcze sami umieją uczyć się nowych rzeczy.
- Alfred a jeżeli któryś z twoich braci, który jest nie wiem jak to ująć... niegrzeczny... no powiedzmy że twojemu bratu Saszy nie podoba się zachowanie twojego innego brata. Bo u nas to jest tak że jak mi się nie podoba zachowanie... na przykład zachowanie mojego brata Drake to on dostaje tak zwany wpierdol. Nie wiem Al przetłumacz to jakoś. No wiesz boli go Alfred to i wtedy staje się posłuszny a jak wygląda to u was?
- A my - przetłumaczyła Al - boimy się jakiegoś odgłosu. Wtedy coś dziwnego się z nami dzieje.
- Odczuwacie ból? - dopytałem
- Nazwał bym to raczej paraliżem, wy jak za dużo myślicie to mózgi wam się przegrzewają, i mówicie wtedy że się wyłączacie tak wy na to mówicie.
- No a jeżeli odczuwasz ten paraliż wtedy się boisz?
- Nie - stwierdził - wtedy jak by mnie nie ma
- A widzisz na przykład barwy?
- Same kontury - stwierdził
I pózniej dopytał mnie czemu jestem taki ciekawy.
- Bo chciał bym bliżej cię poznać i zrozumieć. Jesteś jakby bratem Al więc poniekąd jesteśmy rodziną. A jako że jesteś jak bym moją rodziną czyli jakby moim bratem to chcieli byśmy razem z panem profesorem zobaczyć czy wszystko jest w porządku z twoim zdrowiem. Czy zgodził byś się aby pan profesor porobił ci badania? Tylko lojalnie uprzedzam że możesz poczuć pewien dyskomfort.
Jednak Alfred powiedział że przed domem stoją jego bracia i on się obawia bo oni się obawiają czy on jest bezpieczny i oni sami nie czują się bezpieczni czekając na niego w śród tylu obcych osób.
- To co może pójdziemy - stwierdziłem - i zobaczymy wszystko a ty upewnisz się że twoi bracia są bezpieczni.
- I będę mógł odejść - przetłumaczyła Al co powiedział
- Jasne nawet was odprowadzimy żebyś czół się bardziej komfortowo tylko najpierw obiecałeś że pójdziesz do profesora
No i tak się stało gdy profesor pobierał od Alfreda różnego rodzaju próbki, pobrał wszelkie płyny ustrojowe stwierdziłem że oni jednak odczuwają ból fizyczny. Profesor żałował że nie ma jakiegoś aparatu do badania fal mózgowych. Powiedział też coś ciekawego że oni mają serce. I to ścięło mnie z nóg to było naprawdę dziwne. Alfred bardzo domagał się opuszczenia mojego domu a profesor wykonał wszystkie potrzebne badania. Więc stwierdziłem że razem z Al pójdziemy odprowadzić Alfreda i jego braci oraz siostrę którą on nie odróżniał od reszty. Co było ciekawe czyż by Sasza wyłączył im popęd seksualny. Tak mogli by rozmnażać się bez jego kontroli i nie miał by na nich wpływu. Pocałowałem Roz na pożegnanie i powiedziałem że zaraz wrócę. A Alfred zapytał się czemu jej nie zjadłem albo nie nadgryzłem kawałek i stwierdził że on też spróbuje przytknąć usta do ust swojego brata bo jest ciekawy co wtedy poczuje. Czy będzie miał ochotę... - i Alex wtedy się zawiesiła
A ja tak sobie w myślach no wieś powiedz chłopie że na seks.
I dokończyła Alex myśli Alfreda
- Czy będzie miał ochotę spróbować zjeść w tym momencie swojego brata.
I z wyniku tłumaczenia Alex wywnioskowałem że Alfred nawet zastanawia się jak by smakował jego brat. Już nic nie mówiąc i nic nie myśląc wprowadziłem ich bezpiecznie w las. Al powiedziała że jeszcze trochę z nimi zostanie. Bo chcą z nią porozmawiać Alfred podziękował mi za miłe popołudnie. Powiedział że było to ciekawe doświadczenie. I stwierdził że Sasza się pomylił co do mojej osoby.
- A czemu chcesz to wiedzieć? - zapytała
- No wiesz bo wolał bym aby on nie wiedział to co teraz sobie myślę. Bo wtedy rozgada by innym i wszyscy będą wiedzieć
- A co myślisz? - dopytała Alex
- Hm... to nie jest związane z tematem. Po prostu się upewniam. No dobrze to jak byś mogła to spróbuj tłumaczyć moje słowa. Słuchaj Alfred u nas jest taka zasada że wszyscy razem spożywamy obiad i nie dziw się że my na talerzach mamy coś zupełnie innego bo my również jadamy mięso tylko pieczone. A tobie mięso to jak podać? Samo na talerzu i krew do popicia? Będziesz jadł widelcem i nożem? No i ile tego ma być? Cała sarna pół sarny? Al powiedz co odpowiedział. Zapytaj go bo naprawdę nie wiem jak mu to podać. Z futrem czy bez? W szklance czy jak? Bo miło by było gdyby jadł mniej więcej normalnie tak jak my. A nie rzucił się z twarzą na to mięso.
Al dopytała Alfreda a ten stwierdził że chce sarnę razem z włosami podobno.
- Alfred a powiedz mi czy wy w ogóle śpicie? I chciał bym wiedzieć kim jest Sasza...
- Sasza to nasz najstarszy brat to on się nami opiekuje i nas karmi no i uczy tego co ja umiem. Ale ja nie rozumiem relacji między ludzmi. Nie rozumiem czemu Al uczyła mnie przybijać żółwika, czemu przystawiacie do siebie usta a się nie gryziecie.
- Al ty naprawdę tłumaczysz to tak dosłownie? - dopytałem
- I nie rozumiem - stwierdził Alfred co przetłumaczyła Al - jak wy to robicie że ruszacie oczami.
- Ta... skomplikowane z tymi oczami. A powiedz mi Alfred czy ty może pamiętasz jak się urodziłeś?
Niestety nie uzyskałem odpowiedzi na swoje pytanie gdyż Alfred nie chciał mówić na ten temat i Al straciła z nim kontakt. A Alfred najspokojniej w świecie zabrał się do żarcia sarny dosłownie.
- No to smacznego kochani - i zacząłem jeść
Jednak szczerze to mi nie przechodziło gdy zobaczyłem jak Alfred wyciąga serce sarny i wkłada je do twarzy. Gdybym wiedział to bym tą sarnę wypatroszył najpierw.
- A Sasza? Gdzie wy mieszkaliście? Jak się dostaliście tutaj? I w jakim celu?
Al coś długo z nim rozmawiała. I w końcu wyszło to tak że jest pięciu Alfredów znaczy każdy ma swoje własne imię. Każdy ma swoją własną osobowość. Dostali się tutaj jak wynikało z toku myślenia Alfreda razem z pierwszym moim transportem gdyż przyjechali z braćmi Saszy, którzy byli tacy jak my. Że mają tu czekać na rozkazy od Saszy, które przekaże ich brat z Rosji. Hmm... czyli nie umie się z nimi komunikować - pomyślałem. Alfred przerwał jedzenie i wyglądał niestety obleśnie. Podałem mu ręcznik papierowy i dopytałem czy sarna mu smakuje. Oraz poprosiłem żeby się wytarł bo troszkę się ubrudził, a to nie kulturalnie. No i musiałem wspomnieć że padlina wystaje mu z zębów. Zdziwienie moje było takie gdy Al przetłumaczyła mi co powiedział przed sekundo. A mianowicie zapytał czemu ja się jego nie boje i czemu Drake tak bardzo przed nim panikuje.
- Bo wiesz Alfred u nas każdy brat ma swoje zadanie. Ja teraz siedzę przy tobie bo cię lubię naprawdę cię lubię. No i ja jestem taki jak twój brat Sasza, powiedzmy. Znaczy że uczę na przykład Drake żeby się ciebie nie bał. Rozumiesz?
Ale Alfred znów zaczął jeść tą sarnę. Prawdo podobnie jest tak że oni też się jakoś zawieszają i nie wiedzą jak odpowiedzieć. I chyba są też ciekawi relacji między ludzkich bo oprócz tego że próbują nas naśladować, umieją myśleć, to jeszcze sami umieją uczyć się nowych rzeczy.
- Alfred a jeżeli któryś z twoich braci, który jest nie wiem jak to ująć... niegrzeczny... no powiedzmy że twojemu bratu Saszy nie podoba się zachowanie twojego innego brata. Bo u nas to jest tak że jak mi się nie podoba zachowanie... na przykład zachowanie mojego brata Drake to on dostaje tak zwany wpierdol. Nie wiem Al przetłumacz to jakoś. No wiesz boli go Alfred to i wtedy staje się posłuszny a jak wygląda to u was?
- A my - przetłumaczyła Al - boimy się jakiegoś odgłosu. Wtedy coś dziwnego się z nami dzieje.
- Odczuwacie ból? - dopytałem
- Nazwał bym to raczej paraliżem, wy jak za dużo myślicie to mózgi wam się przegrzewają, i mówicie wtedy że się wyłączacie tak wy na to mówicie.
- No a jeżeli odczuwasz ten paraliż wtedy się boisz?
- Nie - stwierdził - wtedy jak by mnie nie ma
- A widzisz na przykład barwy?
- Same kontury - stwierdził
I pózniej dopytał mnie czemu jestem taki ciekawy.
- Bo chciał bym bliżej cię poznać i zrozumieć. Jesteś jakby bratem Al więc poniekąd jesteśmy rodziną. A jako że jesteś jak bym moją rodziną czyli jakby moim bratem to chcieli byśmy razem z panem profesorem zobaczyć czy wszystko jest w porządku z twoim zdrowiem. Czy zgodził byś się aby pan profesor porobił ci badania? Tylko lojalnie uprzedzam że możesz poczuć pewien dyskomfort.
Jednak Alfred powiedział że przed domem stoją jego bracia i on się obawia bo oni się obawiają czy on jest bezpieczny i oni sami nie czują się bezpieczni czekając na niego w śród tylu obcych osób.
- To co może pójdziemy - stwierdziłem - i zobaczymy wszystko a ty upewnisz się że twoi bracia są bezpieczni.
- I będę mógł odejść - przetłumaczyła Al co powiedział
- Jasne nawet was odprowadzimy żebyś czół się bardziej komfortowo tylko najpierw obiecałeś że pójdziesz do profesora
No i tak się stało gdy profesor pobierał od Alfreda różnego rodzaju próbki, pobrał wszelkie płyny ustrojowe stwierdziłem że oni jednak odczuwają ból fizyczny. Profesor żałował że nie ma jakiegoś aparatu do badania fal mózgowych. Powiedział też coś ciekawego że oni mają serce. I to ścięło mnie z nóg to było naprawdę dziwne. Alfred bardzo domagał się opuszczenia mojego domu a profesor wykonał wszystkie potrzebne badania. Więc stwierdziłem że razem z Al pójdziemy odprowadzić Alfreda i jego braci oraz siostrę którą on nie odróżniał od reszty. Co było ciekawe czyż by Sasza wyłączył im popęd seksualny. Tak mogli by rozmnażać się bez jego kontroli i nie miał by na nich wpływu. Pocałowałem Roz na pożegnanie i powiedziałem że zaraz wrócę. A Alfred zapytał się czemu jej nie zjadłem albo nie nadgryzłem kawałek i stwierdził że on też spróbuje przytknąć usta do ust swojego brata bo jest ciekawy co wtedy poczuje. Czy będzie miał ochotę... - i Alex wtedy się zawiesiła
A ja tak sobie w myślach no wieś powiedz chłopie że na seks.
I dokończyła Alex myśli Alfreda
- Czy będzie miał ochotę spróbować zjeść w tym momencie swojego brata.
I z wyniku tłumaczenia Alex wywnioskowałem że Alfred nawet zastanawia się jak by smakował jego brat. Już nic nie mówiąc i nic nie myśląc wprowadziłem ich bezpiecznie w las. Al powiedziała że jeszcze trochę z nimi zostanie. Bo chcą z nią porozmawiać Alfred podziękował mi za miłe popołudnie. Powiedział że było to ciekawe doświadczenie. I stwierdził że Sasza się pomylił co do mojej osoby.
Od Lexi
Trucizna rozniosła mi się już niemalże na całą rękę przez co zawsze nosiłam coś na długi rękaw choć był środek lata. Ale kiedy rano zobaczyłam że wyszła mi na dłoń to się już na maksa wkurzyłam. A na dodatek na śniadaniu mieliśmy gościa którego nawet znałam. Quick chyba też stracił humor i zachciało mu się prawić kazania. Nie odnosił się do nikogo specjalnie a ja nawet razu nie narzekałam na dzieciaka a tym bardziej na Roz ale to zdenerwowało mnie jeszcze bardziej a może po prostu szukałam pretekstu do kłótni bo już nie radziła sobie sama ze sobą.
- To przez jego ojca- szepnął do mnie Luke kiedy miałam już się odezwać. W sumie chciałam zarzucić Quickowi to że do nas mierzyli jego ludzie w naszym własnym domu, że mam dość tych wszystkich ludzi że on sam się zmienił i jest wręcz czasami nie do wytrzymania, że nie ma prawa robić jakichś zombie ale szybko zrozumiałam że tak naprawdę po prostu tylko szukam pretekstu do kłótni a wiec naburmuszona jadłam śniadanie w ciszy. Kiedy Quick skończył kazanie i poszedł na górę z Rozi a pan ojciec za nimi przy stole zapanowała normalna atmosfera a rozmowa zeszła na jakieś głupoty.
-A więc naprawdę masz zamiar zaprosić zimnego na obiad?- spytała Amanda.
-Nie słyszałaś co Quick powiedział czy nie przyswoiłaś? To on go zaprosił i powiedział że jak komuś to przeszkadza to nie musi przy nim siedzieć.- i na tym chciałam uciąć temat ale to przecież Amanda.
-To są zimni i w ogóle ciebie też powinniśmy zamknąć w celi, mamy tu dzieci a ty jesteś niebezpieczna...
-Oj Amando nawet nie wiesz jak bardzo, radziłabym ci w ogóle przy mnie nie przebywać a już na pewno kiedy w pobliżu nikogo nie będzie bo cię jeszcze pogryzę i zarażę.
Amanda oburzona odeszła od stołu mrucząc pod nosem że to są poważne sprawy a ja sobie z tego żartuję.
-A więc ty naprawdę go zaprosisz?- spytał Drake udając oburzenie i idealnie naśladując Amandę.
-Drake bo ciebie też pogryzę- ostrzegłam uśmiechając się.
-Luke jak mogłeś- krzyknęła nagle Julka- ona ma dziesięć lat. To dziecko.
-Sama chciała- zaczął się bronić Luke a wszyscy którzy byli jeszcze przy stole zaczęli się przysłuchiwać. - tym bardziej chyba dobrze że będzie się umiała obronić.
-Dajesz dziesięciolatce broń? Swojej siostrze też byś dał?
-W sumie to mi dał- wtrąciłam się- jak miał 14 lat a ja 9 zawalił ojcu spluwę by się pouczyć postrzelać no i zabierał mnie ze sobą.
-Że co ?-dopytała Julka
-no tak ale miał wtedy 14 lat a pózniej sam stwierdził że to było nie odpowiedzialne i przestał.
Chyba mu nie pomogłam bo Julka krzyczała jeszcze bardziej.
Reszta dnia minęła normalnie zbliżała się pora obiadu a więc wyszłam po Alfreda. Wcześniej rozmawiałam z nim na ten temat i zgodził się na wszelkie badania o ile obiecamy że zostawimy go i jego rodzeństwo w spokoju.
Już nie miałam problemu ze znalezieniem ich choć rozmowy wciąż sprawiały mi trudność. Przy okazji nauczyłam Alfreda przybijać żółwika na powitanie.
Zaciągnęłam mu kaptur na głowę i poprowadziłam do domu. Mijani ludzie patrzyli na nas ale nie dlatego że Alfred był zmutowanym zimnym tylko dlatego że był środek lata a ten ubrał się jak na Grenlandię.
- Tylko się zachowuj - powiedziałam do niego, w sumie jeszcze się nie przyzwyczaiłam że wcale nie muszę do nich mówić by się porozumieć. Quick czekał przed drzwiami, ciekawe czy dlatego oby jakiś jego piesek nie sprawdzał Alfreda za nim go wpuści czy po prostu ciekawość go zżerała.
-Alfred miło cię widzieć- powitał go Quick, i o dziwo nie usłyszałam w tym żadnego sarkazmu. Alfred jako że mógł wnikać w moje myśli zrozumiał że to było powitanie i wyciągnął rękę aby przybić żółwika. Quick spojrzał niepewnie najpierw na Alfreda a pózniej na mnie ale przybił co bardzo ucieszyło Alfreda.
-Chyba cię lubi- poinformowałam Quicka.
-Bo mnie wszyscy lubią- odparł i weszliśmy do domu. W salonie byli już wszyscy nawet Amanda.
-To Alfred- przedstawiłam - a to Rozi , Drake, Julka , Luke, Mateusz, Krzysiek, Pati, Witek, Borys, Profesor i jego Żona oraz Amanda- wyjaśniłam wskazując na każdego po kolei.
"-To twoi bracia?"- spytał Alfred
-Właśnie, choć za Amanda nie przepadam ale było by miło gdybyście jej nie zjedli, bo jeszcze się otrujecie jest toksyczna.
"-Braci się nie zjada"- oznajmił Alfred co chyba można było uznać za potwierdzenie.
-I ty tak naprawdę z nimi rozmawiasz?- spytała Amanda- i co mówi.
-Mówi że jak jeszcze raz kogoś się czepniesz to cię zje. - odpowiedziałam jej żeby trochę ja po wkurzać.
"-Wcale tak nie powiedziałem"- zauważył Alfred.
-Ale ona nie musi o tym wiedzieć.
-Ale o czym?- dopytała Amanda.
-jak ma zamiar cię zjeść by się nie otruć.- mało co nie wybuchłam śmiechem bo Amanda brała to na poważnie.
- To przez jego ojca- szepnął do mnie Luke kiedy miałam już się odezwać. W sumie chciałam zarzucić Quickowi to że do nas mierzyli jego ludzie w naszym własnym domu, że mam dość tych wszystkich ludzi że on sam się zmienił i jest wręcz czasami nie do wytrzymania, że nie ma prawa robić jakichś zombie ale szybko zrozumiałam że tak naprawdę po prostu tylko szukam pretekstu do kłótni a wiec naburmuszona jadłam śniadanie w ciszy. Kiedy Quick skończył kazanie i poszedł na górę z Rozi a pan ojciec za nimi przy stole zapanowała normalna atmosfera a rozmowa zeszła na jakieś głupoty.
-A więc naprawdę masz zamiar zaprosić zimnego na obiad?- spytała Amanda.
-Nie słyszałaś co Quick powiedział czy nie przyswoiłaś? To on go zaprosił i powiedział że jak komuś to przeszkadza to nie musi przy nim siedzieć.- i na tym chciałam uciąć temat ale to przecież Amanda.
-To są zimni i w ogóle ciebie też powinniśmy zamknąć w celi, mamy tu dzieci a ty jesteś niebezpieczna...
-Oj Amando nawet nie wiesz jak bardzo, radziłabym ci w ogóle przy mnie nie przebywać a już na pewno kiedy w pobliżu nikogo nie będzie bo cię jeszcze pogryzę i zarażę.
Amanda oburzona odeszła od stołu mrucząc pod nosem że to są poważne sprawy a ja sobie z tego żartuję.
-A więc ty naprawdę go zaprosisz?- spytał Drake udając oburzenie i idealnie naśladując Amandę.
-Drake bo ciebie też pogryzę- ostrzegłam uśmiechając się.
-Luke jak mogłeś- krzyknęła nagle Julka- ona ma dziesięć lat. To dziecko.
-Sama chciała- zaczął się bronić Luke a wszyscy którzy byli jeszcze przy stole zaczęli się przysłuchiwać. - tym bardziej chyba dobrze że będzie się umiała obronić.
-Dajesz dziesięciolatce broń? Swojej siostrze też byś dał?
-W sumie to mi dał- wtrąciłam się- jak miał 14 lat a ja 9 zawalił ojcu spluwę by się pouczyć postrzelać no i zabierał mnie ze sobą.
-Że co ?-dopytała Julka
-no tak ale miał wtedy 14 lat a pózniej sam stwierdził że to było nie odpowiedzialne i przestał.
Chyba mu nie pomogłam bo Julka krzyczała jeszcze bardziej.
Reszta dnia minęła normalnie zbliżała się pora obiadu a więc wyszłam po Alfreda. Wcześniej rozmawiałam z nim na ten temat i zgodził się na wszelkie badania o ile obiecamy że zostawimy go i jego rodzeństwo w spokoju.
Już nie miałam problemu ze znalezieniem ich choć rozmowy wciąż sprawiały mi trudność. Przy okazji nauczyłam Alfreda przybijać żółwika na powitanie.
Zaciągnęłam mu kaptur na głowę i poprowadziłam do domu. Mijani ludzie patrzyli na nas ale nie dlatego że Alfred był zmutowanym zimnym tylko dlatego że był środek lata a ten ubrał się jak na Grenlandię.
- Tylko się zachowuj - powiedziałam do niego, w sumie jeszcze się nie przyzwyczaiłam że wcale nie muszę do nich mówić by się porozumieć. Quick czekał przed drzwiami, ciekawe czy dlatego oby jakiś jego piesek nie sprawdzał Alfreda za nim go wpuści czy po prostu ciekawość go zżerała.
-Alfred miło cię widzieć- powitał go Quick, i o dziwo nie usłyszałam w tym żadnego sarkazmu. Alfred jako że mógł wnikać w moje myśli zrozumiał że to było powitanie i wyciągnął rękę aby przybić żółwika. Quick spojrzał niepewnie najpierw na Alfreda a pózniej na mnie ale przybił co bardzo ucieszyło Alfreda.
-Chyba cię lubi- poinformowałam Quicka.
-Bo mnie wszyscy lubią- odparł i weszliśmy do domu. W salonie byli już wszyscy nawet Amanda.
-To Alfred- przedstawiłam - a to Rozi , Drake, Julka , Luke, Mateusz, Krzysiek, Pati, Witek, Borys, Profesor i jego Żona oraz Amanda- wyjaśniłam wskazując na każdego po kolei.
"-To twoi bracia?"- spytał Alfred
-Właśnie, choć za Amanda nie przepadam ale było by miło gdybyście jej nie zjedli, bo jeszcze się otrujecie jest toksyczna.
"-Braci się nie zjada"- oznajmił Alfred co chyba można było uznać za potwierdzenie.
-I ty tak naprawdę z nimi rozmawiasz?- spytała Amanda- i co mówi.
-Mówi że jak jeszcze raz kogoś się czepniesz to cię zje. - odpowiedziałam jej żeby trochę ja po wkurzać.
"-Wcale tak nie powiedziałem"- zauważył Alfred.
-Ale ona nie musi o tym wiedzieć.
-Ale o czym?- dopytała Amanda.
-jak ma zamiar cię zjeść by się nie otruć.- mało co nie wybuchłam śmiechem bo Amanda brała to na poważnie.
Od Borysa
Jak szef szedł na górę. To kazał mi ogarnąć samochód w sensie żebym komuś to powiedział. Bo to co się w nocy działo to jakaś masakra była. Wyszedłem za ogrodzenie wyjąłem faję. No i poszedłem do chłopaków. Zaraz pociągnęli kogoś z koloni żeby tą furę szefowi mył i zaczęliśmy gadać. I jakie było nasze zdziwienie kiedy przejechały obok nas czarne ptaki.
- No to szefuńcio słowa dotrzymał. A to znaczy panowie że będzie gdzieś wybywał i bez panienki Rozi
- A skąd ty to możesz wiedzieć? - zapytał Maniek
- No czarni jechali
- No i? Zawsze jeżdzą - stwierdził Mariusz
- Zobaczycie że skręcą do domu - powiedziałem
- Co się tam w tym domu znowu stało? - zapytał
- Eee... wyobrazcie sobie że gdzieś po drodze do transportu zgarnęli ojczulka szefa. I szef się zagotował nie wiem co miedzy nimi jest ale chyba nie ciekawie. Śniadanie to było bardziej jak wykład no i szef wspominał że jak będzie wychodził to Rozi będą pilnować czarni. A ja mam centralnie przejebane bo muszę sypać jej co szef robi i dodatkowo on ma o niczym nie wiedzieć. Ja to się tej baby boje eh. No i jeszcze jedni jadą .
-No jest i szef - zauważył Maniek
-To co idziem? Zostajem? - dopytałem
-No idziem ja tam wiem, wolne ma ale chuj go wie co mu w bani się uroiło - stwierdził Mariusz
I nim zdążyliśmy doczłapać się do szefa ten wypadł na tym koniu
-Widzicie i coś mu nie poszło bo znowu zaczyna no paczta jak on katuje tego konia
-Za krótko go trzyma - stwierdził Mariusz - i zajeżdzi ją jak tak będzie robił
-przecież gubi orient i jest do dupy - stwierdził szefo cały czas pokrzykuje na nią tak
-ktoś tam jedzie - zauważył Grzesiek
-dawaj jakąś furę i jedziemy - powiedziała Maniek
Gdy dojechaliśmy szef już rozmawiała z tamtymi nie mam pojęcia kto to był ale po włosku coś dawali i no była tam jeszcze jakaś babka. Skrzywiłem się
- ja pierdole żeby tylko się nie podłożył
- Ale o co ci chodzi z tym podkładaniem?
- No pamiętacie ostatnio bredził żeby go z dala od bab trzymać i w tej kwestii pilnować a biała to jak chuj zazdrosna o niego jest. Kazała mi mówić gdzie chodzi, z kim się spotyka i takie inne pierdoły. Ale co ja jej teraz powiem? Nie rozumiem włoskiego więc nie wiem o czym gadają. I co ja białej powiem że nie zrozumiałem przecież mi nie uwierzy a teraz to naprawdę prawda.
- I ta baba się już na niego uśliniła. No popatrzcie jak to się pindrzy babsztyl jebany. I co o tej babie też powiesz białej?
- No muszę bo jak ona to zobaczy przecież z okna widać to będzie jazda. Jeszcze tego tu brakowało to ten silny tatuś.
- Ty Grzesiek - powiedział Maniek - to ten poseł jest od naszego generałka
I wtedy dotarł do nas głos szefa.
- Zabierzcie chłopcy tę osobę i odprowadzicie do domu - wskazał własnego ojca
Pan poseł coś tam do niego mówił a raczej krzyczał. A szefo do niego Że on nie będzie z nim dyskutował, że on teraz musi załatwić sprawę, że poseł ma grzecznie iść z nami bo jak nie to on mu pomoże. Tamten się odgrażał że szef go jeszcze popamięta a szef do niego czy on go straszy czy mu obiecuje bo on się pogubił. Pózniej to ta włoska baba się do niego sadziła że do szefa a ten próbował unikać jej jak ognia. W końcu poprosił mnie bym zajął się panią. No to patrzyłem się na tą babę i co ja miałem jej powiedzieć nie znam włoskiego, okolicy przecież też nie będę jej pokazywał bo są te potwory może w lesie. A na ulicy pełno flaków i innych pozostałości. Szef wziął od tych włochów jakąś teczkę i jakieś papiery, pożegnał się i kazał odwieść ich na jednostkę. Powiedział żeby się rozgościli w miarę możliwości a pózniej to już szliśmy razem nie jechał już na tej klaczy. Tylko się zastanawiał czy ta akcja będzie się mu opłacać cokolwiek miał na myśli mówił na głos sam do siebie. To podsłuchałem że mają tam jeszcze jakieś dwa tiry przyjść. Jak szef tam coś podpisze.
- Chodz Borys idziemy do domu - powiedział do mnie szef - nie znasz dnia ani godziny bracie
- Ale co szef ma na myśli? - dopytałem
- Miałeś trzymać na odległość ode mnie te baby a ty się opierdalasz. A ja powiedziałem że za siebie oczami pózniej świecić nie będę.
- Brzydka była - stwierdziłem
- Brzydka nie brzydka, dla głodnego psa każde mięso jest dobre. I miej na oku tego mojego ojca.
- To podobno poseł jakiś to prawda? - zapytałem
- Tak kiedyś był, muszę coś z nim zrobić
- A co szef zamierza?
- Zabije go za coś tylko muszę znalezć dobry powód.
- A jak się dowie siostra? - dopytałem
- Będzie wiedziała i płakała po tatusiu
- A panienka Rozi?
- No, to co z nią?
- To co szef powie?
- Powiem że go zabiłem, mówiłem że się zastanowię.
- A tą teczkę jak szef wyjaśni?
- A co ty mnie tak przepytujesz Borys? Kto tu czyim szefem jest? W ogóle coś ostatnio za bardzo się mną interesujesz... wiesz?
- Nie no ja tylko tak chciałem wiedzieć
- Roz nie muszę nic mówić interesy to interesy. Ona tam w to się nie wtrąca. Gdzie chodzę, co robię i z kim? Zazdrosna tylko jest tyle. Nie dziwię się z reszto. Bo mam podobnie
- No ta tylko szef to by do niej nie strzelił
- No zwariowałeś, nie strzela się do kobiety. Borys kobiety nawet kwiatem uderzyć nie można wez sobie tę radę do serca. No i pamiętaj Borys pilnuj ty mnie. Bo jak ja polegnę to wtedy trochę bardziej się na tobie skupię.
I szef polazł do domu. To są normalnie jakieś tortury stwierdziłem a z Ivanem tak spokojnie było. A tu jak nie urok to sraczka.
- No to szefuńcio słowa dotrzymał. A to znaczy panowie że będzie gdzieś wybywał i bez panienki Rozi
- A skąd ty to możesz wiedzieć? - zapytał Maniek
- No czarni jechali
- No i? Zawsze jeżdzą - stwierdził Mariusz
- Zobaczycie że skręcą do domu - powiedziałem
- Co się tam w tym domu znowu stało? - zapytał
- Eee... wyobrazcie sobie że gdzieś po drodze do transportu zgarnęli ojczulka szefa. I szef się zagotował nie wiem co miedzy nimi jest ale chyba nie ciekawie. Śniadanie to było bardziej jak wykład no i szef wspominał że jak będzie wychodził to Rozi będą pilnować czarni. A ja mam centralnie przejebane bo muszę sypać jej co szef robi i dodatkowo on ma o niczym nie wiedzieć. Ja to się tej baby boje eh. No i jeszcze jedni jadą .
-No jest i szef - zauważył Maniek
-To co idziem? Zostajem? - dopytałem
-No idziem ja tam wiem, wolne ma ale chuj go wie co mu w bani się uroiło - stwierdził Mariusz
I nim zdążyliśmy doczłapać się do szefa ten wypadł na tym koniu
-Widzicie i coś mu nie poszło bo znowu zaczyna no paczta jak on katuje tego konia
-Za krótko go trzyma - stwierdził Mariusz - i zajeżdzi ją jak tak będzie robił
-przecież gubi orient i jest do dupy - stwierdził szefo cały czas pokrzykuje na nią tak
-ktoś tam jedzie - zauważył Grzesiek
-dawaj jakąś furę i jedziemy - powiedziała Maniek
Gdy dojechaliśmy szef już rozmawiała z tamtymi nie mam pojęcia kto to był ale po włosku coś dawali i no była tam jeszcze jakaś babka. Skrzywiłem się
- ja pierdole żeby tylko się nie podłożył
- Ale o co ci chodzi z tym podkładaniem?
- No pamiętacie ostatnio bredził żeby go z dala od bab trzymać i w tej kwestii pilnować a biała to jak chuj zazdrosna o niego jest. Kazała mi mówić gdzie chodzi, z kim się spotyka i takie inne pierdoły. Ale co ja jej teraz powiem? Nie rozumiem włoskiego więc nie wiem o czym gadają. I co ja białej powiem że nie zrozumiałem przecież mi nie uwierzy a teraz to naprawdę prawda.
- I ta baba się już na niego uśliniła. No popatrzcie jak to się pindrzy babsztyl jebany. I co o tej babie też powiesz białej?
- No muszę bo jak ona to zobaczy przecież z okna widać to będzie jazda. Jeszcze tego tu brakowało to ten silny tatuś.
- Ty Grzesiek - powiedział Maniek - to ten poseł jest od naszego generałka
I wtedy dotarł do nas głos szefa.
- Zabierzcie chłopcy tę osobę i odprowadzicie do domu - wskazał własnego ojca
Pan poseł coś tam do niego mówił a raczej krzyczał. A szefo do niego Że on nie będzie z nim dyskutował, że on teraz musi załatwić sprawę, że poseł ma grzecznie iść z nami bo jak nie to on mu pomoże. Tamten się odgrażał że szef go jeszcze popamięta a szef do niego czy on go straszy czy mu obiecuje bo on się pogubił. Pózniej to ta włoska baba się do niego sadziła że do szefa a ten próbował unikać jej jak ognia. W końcu poprosił mnie bym zajął się panią. No to patrzyłem się na tą babę i co ja miałem jej powiedzieć nie znam włoskiego, okolicy przecież też nie będę jej pokazywał bo są te potwory może w lesie. A na ulicy pełno flaków i innych pozostałości. Szef wziął od tych włochów jakąś teczkę i jakieś papiery, pożegnał się i kazał odwieść ich na jednostkę. Powiedział żeby się rozgościli w miarę możliwości a pózniej to już szliśmy razem nie jechał już na tej klaczy. Tylko się zastanawiał czy ta akcja będzie się mu opłacać cokolwiek miał na myśli mówił na głos sam do siebie. To podsłuchałem że mają tam jeszcze jakieś dwa tiry przyjść. Jak szef tam coś podpisze.
- Chodz Borys idziemy do domu - powiedział do mnie szef - nie znasz dnia ani godziny bracie
- Ale co szef ma na myśli? - dopytałem
- Miałeś trzymać na odległość ode mnie te baby a ty się opierdalasz. A ja powiedziałem że za siebie oczami pózniej świecić nie będę.
- Brzydka była - stwierdziłem
- Brzydka nie brzydka, dla głodnego psa każde mięso jest dobre. I miej na oku tego mojego ojca.
- To podobno poseł jakiś to prawda? - zapytałem
- Tak kiedyś był, muszę coś z nim zrobić
- A co szef zamierza?
- Zabije go za coś tylko muszę znalezć dobry powód.
- A jak się dowie siostra? - dopytałem
- Będzie wiedziała i płakała po tatusiu
- A panienka Rozi?
- No, to co z nią?
- To co szef powie?
- Powiem że go zabiłem, mówiłem że się zastanowię.
- A tą teczkę jak szef wyjaśni?
- A co ty mnie tak przepytujesz Borys? Kto tu czyim szefem jest? W ogóle coś ostatnio za bardzo się mną interesujesz... wiesz?
- Nie no ja tylko tak chciałem wiedzieć
- Roz nie muszę nic mówić interesy to interesy. Ona tam w to się nie wtrąca. Gdzie chodzę, co robię i z kim? Zazdrosna tylko jest tyle. Nie dziwię się z reszto. Bo mam podobnie
- No ta tylko szef to by do niej nie strzelił
- No zwariowałeś, nie strzela się do kobiety. Borys kobiety nawet kwiatem uderzyć nie można wez sobie tę radę do serca. No i pamiętaj Borys pilnuj ty mnie. Bo jak ja polegnę to wtedy trochę bardziej się na tobie skupię.
I szef polazł do domu. To są normalnie jakieś tortury stwierdziłem a z Ivanem tak spokojnie było. A tu jak nie urok to sraczka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)