Cieszyłam się że ich widzę i że Luke wziął się w garść, jeśli można to tak nazwać. Lubiłam Alex i chciałam aby wróciła. Tym bardziej że tych dwoje nie radzi sobie odkąd jej nie ma. Choć Drake udawał że jest inaczej, no ale bądzmy szczerzy czy osoba która sobie radzi obcinała by palce kumplowi, druga sprawa że fałszywemu. Luke ciągle kłócił się z Julą nie żeby mi to przeszkadzało ale naprawdę powinien ograniczyć alko.
Oczywiście od razu się zgodziłam na ten plan, był dobry ale moim warunkiem było wzięcie Sonii. Naprawdę mi na niej zależało i nie chciałam znów jej zostawiać no i mogła się nam przydać. W końcu jej ojciec kilkakrotnie obrabowywał banki i zabierał ja ze sobą. Jako dziecko odwracała uwagę. A kiedy zapuszkowali jej ojca awansowała. Sonia opowiadała mi że nawet raz ją złapali, miał być proces i mieli ją zamknąć ale jak to zawsze powtarza Sonia na jej szczęście wybuchła epidemia. powaga to jest pierwsza osoba która ucieszyła się z wizyty zimnych.
Szybko ją znalazłam i wtajemniczyłam w plan. Sonia od razu się zgodziła i poszła ze mną do domu.
-A więc tak, musimy pojechać tam dzień wcześniej i zrobić rozpoznanie- od razu przeszła do interesów- a no i wszystko dzielimy równiutko na cztery.
Chłopacy byli chyba zdziwieni.
-Mówiłam że robi w tej branży od zawsze- skomentowałam.
-Chwilka, chyba zle zrozumiałaś, nam chodzi o odbicie Al- wyjaśniłem.
-Czyli nie chcecie kasy? Dla mnie lepiej.- stwierdziła.
-Nie słuchaj go jest jeszcze pijany, dzielimy na cztery.- wtrącił się Drake. - a te rozpoznanie to dobry pomysł , trzeba będzie znaleść dobre miejsca na odwrócenie uwagi.
Pózniej poszliśmy do Filipa i zrobiliśmy plany budynku. Zaczęliśmy zbierać potrzebne materiały i ruszyliśmy w długą drogę.
sobota, 2 grudnia 2017
Od Luke'a
Chyba od razu otrzezwiałem, plan był dobry. Bardzo dobry. Odbijemy Lexi i pózniej spróbuję pogadać z Julą.
-I wcale nie musiałeś wspominać o Rebece- powiedział na zakończenie.
-o nie- zaprzeczyłem od razu- pomożesz mi odbić siostrę ale ona nie wróci do ciebie.
-Bo ty tak mówisz?- dopytał
-Właśnie, jestem jej bratem. I to starszym a jako że rodzice nie żyją jestem za nią odpowiedzialny.
-Aha, to już wiadomo czemu muszę ją odbijać.
-ja cię ubiję- ale jako że go potrzebowałem nie przywaliłem mu. Reszta drogi minęła w milczeniu.
-Masz być trzezwy i lepiej mnie nie wystaw- pogroził kiedy już wychodziliśmy. jak tylko weszliśmy do domu zaatakowała nas Amanda swoimi pytaniami. Pati nigdzie nie było. A więc zaczęliśmy jej szukać. Znalezliśmy ją pod lasem jak tłumaczyła coś o broni dziewczynie ubranej na styl emo. Zombiak od razu do nas podbiegł i zaczął warczeć.
-Nie lubi cię, psy wyczuwają dupków- skomentowałem.
-Ile cię szukać można?- spytał wkurzony Drake. Pati zerknęła na nas i się uśmiechnęła.
-Przepraszam o panie że mam życie prywatne i nie jestem na każde twoje zawołanie. Myślałam że odzyskałeś siostrę i nie muszę ci robić za nianię.
-Sorry że wam przerywam tę miłą wymianę zdań ale trochę się nam śpieszy- wtrąciłem się.
-Hola, hola, ty to najpierw wytrzezwiej- poradził Drake.- bo jeszcze się postrzelisz.
-O co chodzi?- dopytała Pati poważniejąc.
-O plan. Wchodzisz w to?- spytał Drake spoglądając nie pewnie na dziewczynę z granatowymi włosami.
-No przecież już dawno to zrobiłam- mruknęła Pati przewracając oczami.
-Widzimy się pózniej- powiedziała do dziewczyny i ją pocałowała. No tak jest bi.- W razie czego zajmiesz się zwierzyńcem? Bo tym kretynom bym nawet karalucha nie powierzyła. Kot jest w domu, dom otwarty a gdyby ktoś miał problem to go zastrzel, i tak nikt się nie przejmie.
Dziewczyna się zgodziła a Pati ruszyła do domu.
-Przecież mówiłam że się z kimś spotykam, tak?- przypomniała zauważając nasze zdziwienie, fakt mówiła kilka miesięcy temu i nigdy jej z nikim nie widziałem. - gdzie macie resztę?
-Została na jachcie.- odparłem i wtajemniczyłem ja w plan.
-Ja mam obrabować bank?- dopytała pod drzwiami
-no raczej- mruknął Drake.
-To po kiego ja tu szłam. Nie mogliście mi powiedzieć tego wcześniej? Przecież muszę się wrócić.- zaczęła narzekać.
-Chyba czegoś nie rozumiem- przyznał Drake
-A jest coś co rozumiesz?- spytałem ten nie zdążył powiedzieć jakiejś ciętej riposty bo odezwała się Pati.
-Mam obrabować bank- powtórzyła- a więc biorę Sonię.
-Mowy nie ma, żadnego wtajemniczania osób niewtajemniczonych -sprzeciwił się Drake.
-Słuchaj geniuszu, biorę Sonię albo ja odpadam.- postawiła na swoim Pati.
-Ale ma się nie plątać.- powiedział Drake.
-Nie będzie robi w tej branży od urodzenia.
-W jakiej branży?- dopytałem ale Pati już sobie poszła.
-I wcale nie musiałeś wspominać o Rebece- powiedział na zakończenie.
-o nie- zaprzeczyłem od razu- pomożesz mi odbić siostrę ale ona nie wróci do ciebie.
-Bo ty tak mówisz?- dopytał
-Właśnie, jestem jej bratem. I to starszym a jako że rodzice nie żyją jestem za nią odpowiedzialny.
-Aha, to już wiadomo czemu muszę ją odbijać.
-ja cię ubiję- ale jako że go potrzebowałem nie przywaliłem mu. Reszta drogi minęła w milczeniu.
-Masz być trzezwy i lepiej mnie nie wystaw- pogroził kiedy już wychodziliśmy. jak tylko weszliśmy do domu zaatakowała nas Amanda swoimi pytaniami. Pati nigdzie nie było. A więc zaczęliśmy jej szukać. Znalezliśmy ją pod lasem jak tłumaczyła coś o broni dziewczynie ubranej na styl emo. Zombiak od razu do nas podbiegł i zaczął warczeć.
-Nie lubi cię, psy wyczuwają dupków- skomentowałem.
-Ile cię szukać można?- spytał wkurzony Drake. Pati zerknęła na nas i się uśmiechnęła.
-Przepraszam o panie że mam życie prywatne i nie jestem na każde twoje zawołanie. Myślałam że odzyskałeś siostrę i nie muszę ci robić za nianię.
-Sorry że wam przerywam tę miłą wymianę zdań ale trochę się nam śpieszy- wtrąciłem się.
-Hola, hola, ty to najpierw wytrzezwiej- poradził Drake.- bo jeszcze się postrzelisz.
-O co chodzi?- dopytała Pati poważniejąc.
-O plan. Wchodzisz w to?- spytał Drake spoglądając nie pewnie na dziewczynę z granatowymi włosami.
-No przecież już dawno to zrobiłam- mruknęła Pati przewracając oczami.
-Widzimy się pózniej- powiedziała do dziewczyny i ją pocałowała. No tak jest bi.- W razie czego zajmiesz się zwierzyńcem? Bo tym kretynom bym nawet karalucha nie powierzyła. Kot jest w domu, dom otwarty a gdyby ktoś miał problem to go zastrzel, i tak nikt się nie przejmie.
Dziewczyna się zgodziła a Pati ruszyła do domu.
-Przecież mówiłam że się z kimś spotykam, tak?- przypomniała zauważając nasze zdziwienie, fakt mówiła kilka miesięcy temu i nigdy jej z nikim nie widziałem. - gdzie macie resztę?
-Została na jachcie.- odparłem i wtajemniczyłem ja w plan.
-Ja mam obrabować bank?- dopytała pod drzwiami
-no raczej- mruknął Drake.
-To po kiego ja tu szłam. Nie mogliście mi powiedzieć tego wcześniej? Przecież muszę się wrócić.- zaczęła narzekać.
-Chyba czegoś nie rozumiem- przyznał Drake
-A jest coś co rozumiesz?- spytałem ten nie zdążył powiedzieć jakiejś ciętej riposty bo odezwała się Pati.
-Mam obrabować bank- powtórzyła- a więc biorę Sonię.
-Mowy nie ma, żadnego wtajemniczania osób niewtajemniczonych -sprzeciwił się Drake.
-Słuchaj geniuszu, biorę Sonię albo ja odpadam.- postawiła na swoim Pati.
-Ale ma się nie plątać.- powiedział Drake.
-Nie będzie robi w tej branży od urodzenia.
-W jakiej branży?- dopytałem ale Pati już sobie poszła.
Od Drake'a
Al do mnie przyszła, dała się pocałować nawet sama odwzajemniła pocałunek. Może jednak ona coś jeszcze do mnie czuje. Zdecydowanie tak łatwo nie odpuszczę. Ale wtedy wpadł ten kretyn Luke. I wypaplał że spotykam się z laskami na osadzie. One nic nie znaczą ale wiedziałem że straciłem tę jedyną szansę. I to przez Luke. Czy on wszystko potrafi zepsuć. Nie wychodziłem z pokoju. Nie miałem po co. Teraz ona na bank wszystko przekreśliła i bez wyrzutów będzie sobie z ruskiem. Znów włożyłem słuchawki w uszy. Myślałem o niej i o tym co chciała mi powiedzieć za nim wpadł Luke. Musiałem przysnąć. Ale przecież tu nawet spać nie można w spokoju. Bo jakiś kretyn wejdzie ci do pokoju i przywali ci w pysk. Zerwałem się z wyrka. W pokoju stał Luke. No nie wierze on ma czelność jeszcze przyłazić. Zaczęliśmy się nawalać aż wparowali Mariusz i Grzesiek. Grzesiek wywalił Luke. Nie wiem czego oczekiwał Mariusz
- Spadaj piesku - warknąłem - chyba że czekasz na nagrodę
Mariusz przewalił oczami i wyszedł z pokoju. Miałem nadzieje że na dziś będę miał już spokój, ale za jakąś godzinę Luke wrócił. No nie wierze tym razem to kolesia będą musieli zeskrobywać łyżką. Był wstawiony.
- Wypierdalaj - warknąłem
Ale ten podszedł, usiadł na łóżku i wyciągnął w moją stronę flaszkę wódki.
- Julka ze mną zerwała - pożalił się
- Nie mam zamiaru cię przytulać - odparłem, chociaż szkoda było mi gościa. Wyglądał jak wrak człowieka. Chociaż się mu należało.
- Musimy ją odbić i to teraz. Musisz mi pomóc - wypalił
Spojrzałem na niego.
- A Jula? - dopytałem
- Zerwała ze mną - powtórzył
- Stary nie uważasz że miała powód. Przecież zachowujesz się jak dupek w stosunku do niej. Pomogę ci - zapewniłem - ale przede wszystkim musisz przestać chlać.
Sam też chciałem odzyskać Al. Miałem plan i to dobry. Zabrałem mu flaszkę i odstawiłem na stolik.
- Chodz idziemy do Mariusza
Luke wstał i poszedł za mną. Szybko go odnalezliśmy. Uwierzył w moją bajeczkę o tym że Quick wyrzucił nas z jachtu. I że ma nas zawieść do Polski. Nie było chwili do stracenia więc od razu wróciliśmy.
- Luke teraz mnie słuchaj - powiedziałem - mam plan odbicia Al. Pojedziemy do domu. Znajdziemy Pati i we trójkę zejdziemy do Filipa. Zrobimy plan rezydencji. Pózniej pojedziemy do Rosji. Plan jest taki zrobimy małe bomby i rozmieścimy je w różne miejsca w Moskwie to zrobi zamieszanie, ty i Pati zrobicie napad z bronią na największy bank by zamieszanie było większe. Ja pójdę do rezydencji, zwędzę coś ruskiej kozie i wyciągnę Al. Wszystko musi być synchronizowane. I nie możemy dać się złapać. I żeby plan wypalił ty nie możesz chlać. I wcale nie musiałem wspominać o Rebece.
Od Rozi
Rano jak zawsze obudził mnie Damon. W sumie ulżyło mi jak wyznałam Quickowi że jestem w ciąży. Ale te bliznięta mnie przerażały. Ciężko będzie z dwójką małych dzieci i nie wiele starszym Damonem. Usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam i poszłam je otworzyć.
- Muszę z kimś pogadać - wyznała Jula - przepraszam że cię obudziłam
- Nie obudziłaś - zapewniłam, Wtedy mnie zemdliło - sorki
Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Julka poszła za mną.
- Masz chorobę morską? - dopytała
- Nie - odparłam - to zdecydowanie coś innego. Jestem w ciąży - wyznałam
- Quick wie? - dopytała
- Tak powiedziałam mu wczoraj
Przybiegł do nas Damon.
- Jak zareagował? - spytała
- No wiesz był zaskoczony zwłaszcza że to blizniaki
- Boisz się?
- Trochę - przyznałam - szczerze nie wyobrażam sobie tego. A co z tobą? - spytałam
Jula wyglądała okropnie. Zapewne przepłakała całą noc. Zdecydowanie Jula chciała się wygadać ale nim zdążyła coś powiedzieć Quick zapukał do drzwi. Nie chciałam go obudzić. Jula w końcu wyznała że pokłóciła się z Luke'em. Co nie było nowością. Powiedziała że Luke i Drake polecieli gdzieś z Mariuszem. No i wyznała to co chyba dręczyło ją najbardziej. Powiedziała że podejrzewa że jest w ciąży. Zrobiła test który wyszedł pozytywny. Jula popadła w jakąś histerię. Wcale jej się nie dziwiłam przecież Luke był nie do życia. Quick zapewnił że poważnie pogada z Luke'em i dyskretnie się ewakuował. Usiadłyśmy na łóżko. Jula nadal płakała. A Damon podszedł do niej i pogłaskał ją po włosach.
- Jula uspokój się.
- Co ja zrobię sama
- Nie jesteś sama - zaprzeczyłam - jest Luke. On cię kocha, musi się tylko ogarnąć. I jestem pewna że to zrobi jak się dowie. Luke to spoko facet jest odpowiedzialny, rozsądny. Po prostu czuje się odpowiedzialny za siostrę.
- Naprawdę tak myślisz? - dopytała nie co się uspokajając
- Tak - przytaknęłam - Że jestem w ciąży z Damonem dowiedziałam się w 3 miesiącu. I jak miałam powiedzieć o tym Quickowi on zniknął. Też się bałam. Miałam 16 lat, naszymi sąsiadami byli zimni i ludzie Ivana. A w domu kończące się zapasy. Wiem że to nie jest łatwe ale dasz radę z Luke'em czy bez niego. Na mnie zawsze możesz liczyć.
- Jesteś kochana - wyznała
- To ja z nim zerwałam. Przyszedł do mnie pijany i mówił że przestanie. On nigdy nie przestanie
- Przestanie - zapewniłam pewnie - a teraz chodz idziemy na śniadanie. Chodz Damonek idziemy
- Am?
- Tak idziemy am
Poszliśmy na śniadanie. Naszym gościem był mężczyzna z wczoraj który zaczął rozmawiać z Julą. Osobiście wcale nie byłam głodna ale zjadłam tost z dżemem i pomidorem. Faktycznie Drake i Luke polecieli do polski. Miałam złe przeczucia. No i nie pogadałam z Drake'em. Ale stwierdziłam że nie będę się przejmować. Dziś miałam rocznicę ślubu a Quick zaproponował kolację przy świecach. A ogólnie coś mamy pecha do opiekunek. Już druga się nam zwolniła w przeciągu roku. No i mieliśmy jechać do Włoch do lekarza co nie bardzo mi się podobało. Miałam uczulenie na lekarzy i szpitale.
- Muszę z kimś pogadać - wyznała Jula - przepraszam że cię obudziłam
- Nie obudziłaś - zapewniłam, Wtedy mnie zemdliło - sorki
Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Julka poszła za mną.
- Masz chorobę morską? - dopytała
- Nie - odparłam - to zdecydowanie coś innego. Jestem w ciąży - wyznałam
- Quick wie? - dopytała
- Tak powiedziałam mu wczoraj
Przybiegł do nas Damon.
- Jak zareagował? - spytała
- No wiesz był zaskoczony zwłaszcza że to blizniaki
- Boisz się?
- Trochę - przyznałam - szczerze nie wyobrażam sobie tego. A co z tobą? - spytałam
Jula wyglądała okropnie. Zapewne przepłakała całą noc. Zdecydowanie Jula chciała się wygadać ale nim zdążyła coś powiedzieć Quick zapukał do drzwi. Nie chciałam go obudzić. Jula w końcu wyznała że pokłóciła się z Luke'em. Co nie było nowością. Powiedziała że Luke i Drake polecieli gdzieś z Mariuszem. No i wyznała to co chyba dręczyło ją najbardziej. Powiedziała że podejrzewa że jest w ciąży. Zrobiła test który wyszedł pozytywny. Jula popadła w jakąś histerię. Wcale jej się nie dziwiłam przecież Luke był nie do życia. Quick zapewnił że poważnie pogada z Luke'em i dyskretnie się ewakuował. Usiadłyśmy na łóżko. Jula nadal płakała. A Damon podszedł do niej i pogłaskał ją po włosach.
- Jula uspokój się.
- Co ja zrobię sama
- Nie jesteś sama - zaprzeczyłam - jest Luke. On cię kocha, musi się tylko ogarnąć. I jestem pewna że to zrobi jak się dowie. Luke to spoko facet jest odpowiedzialny, rozsądny. Po prostu czuje się odpowiedzialny za siostrę.
- Naprawdę tak myślisz? - dopytała nie co się uspokajając
- Tak - przytaknęłam - Że jestem w ciąży z Damonem dowiedziałam się w 3 miesiącu. I jak miałam powiedzieć o tym Quickowi on zniknął. Też się bałam. Miałam 16 lat, naszymi sąsiadami byli zimni i ludzie Ivana. A w domu kończące się zapasy. Wiem że to nie jest łatwe ale dasz radę z Luke'em czy bez niego. Na mnie zawsze możesz liczyć.
- Jesteś kochana - wyznała
- To ja z nim zerwałam. Przyszedł do mnie pijany i mówił że przestanie. On nigdy nie przestanie
- Przestanie - zapewniłam pewnie - a teraz chodz idziemy na śniadanie. Chodz Damonek idziemy
- Am?
- Tak idziemy am
Poszliśmy na śniadanie. Naszym gościem był mężczyzna z wczoraj który zaczął rozmawiać z Julą. Osobiście wcale nie byłam głodna ale zjadłam tost z dżemem i pomidorem. Faktycznie Drake i Luke polecieli do polski. Miałam złe przeczucia. No i nie pogadałam z Drake'em. Ale stwierdziłam że nie będę się przejmować. Dziś miałam rocznicę ślubu a Quick zaproponował kolację przy świecach. A ogólnie coś mamy pecha do opiekunek. Już druga się nam zwolniła w przeciągu roku. No i mieliśmy jechać do Włoch do lekarza co nie bardzo mi się podobało. Miałam uczulenie na lekarzy i szpitale.
Od Luke'a
No ja nie wierzę, ona powinna sobie odpuścić Drake'a. Przez niego tylko cierpi. O on włóczy się z jakimiś laskami z miasteczka. No i jeszcze Lexi się na mnie obraziła. Jak tylko pojechała od razu poszedłem do pokoju Drake'a. Bez pukania wwaliłem się mu na kwadrat. Gwiazdor leżał rozwalony na wyrku ze słuchawkami w uszach. Nawet nie zauważył że wszedłem. Od razu mu przywaliłem. Ten zerwał się z łóżka.
-Odpierdol się od mojej siostry- rozkazałem.
-Chyba sobie jaja robisz. I przypomnę ci że to mój pokój a ty drugi raz wchodzisz nie proszony. I to wszystko jest przez ciebie. Przez ciebie ona pojechała, przez ciebie jest z ruskiem i przez ciebie nawet z nią nie pogadałem.
Może i miał racje, mogłem jej nie puścić do tej Rosji ale nie moja wina że z niego jest dupek. No i zaczęliśmy się lać aż przyszedł Mariusz z Grześkiem i zaczęli nas rozdzielać. Mariuszowi też przywaliłem tak dla przykładu. Grzesiek wywalił mnie z pokoju. Wkurzony poszedłem szukać jakiejś flaszki, dość szybko znalazłem i wróciłem do pokoju. Pociągnąłem łyk z butelki i odstawiłem ją na stół. nie powinienem pić. Naprawdę. Muszę pogadać z Julką. Lexi ma racje powinienem ratować swój związek a nie pić. Ale to było silniejsze ode mnie i zanim wyszedłem z pokoju opróżniłem pół butelki. Przeszedłem się po tym jachcie i znalazłem Julkę. Stała oparta o barierkę i płakała. Przytuliłem ją ale ta mnie odepchnęła.
-Jula przepraszam, już nie będę pić- obiecałem.
-Tak jak wczoraj i przedwczoraj? Wiesz co Luke wal się. Nie chcę cię widzieć. Rozumiesz? To koniec.- i sobie poszła. Wróciłem do pokoju i wypiłem zawartość butelki. Cholera muszę coś zrobić. Jula mnie nienawidzi, Lexi też się na mnie obraziła, a przecież prosiła bym jej pomógł i raczej nie miała na myśli problemów z Drake'em. Musze coś zrobić. Znalazłem kolejną flaszkę i poszedłem do pokoju Drake'a.
-Wypierdalaj- powiedział na wstępie. Nie wzruszony usiadłem na łóżku i podałem mu butelkę. Chwilę patrzył na mnie morderczym wzrokiem ale wziął butelkę.
-Julka ze mną zerwała- powiedziałem odzyskując flaszkę.
-nie mam zamiaru cię przytulać- oświadczył i wziął ode mnie butelkę.
-Musimy ją odbić i to teraz. Musisz mi pomóc.- oznajmiłem.
-Odpierdol się od mojej siostry- rozkazałem.
-Chyba sobie jaja robisz. I przypomnę ci że to mój pokój a ty drugi raz wchodzisz nie proszony. I to wszystko jest przez ciebie. Przez ciebie ona pojechała, przez ciebie jest z ruskiem i przez ciebie nawet z nią nie pogadałem.
Może i miał racje, mogłem jej nie puścić do tej Rosji ale nie moja wina że z niego jest dupek. No i zaczęliśmy się lać aż przyszedł Mariusz z Grześkiem i zaczęli nas rozdzielać. Mariuszowi też przywaliłem tak dla przykładu. Grzesiek wywalił mnie z pokoju. Wkurzony poszedłem szukać jakiejś flaszki, dość szybko znalazłem i wróciłem do pokoju. Pociągnąłem łyk z butelki i odstawiłem ją na stół. nie powinienem pić. Naprawdę. Muszę pogadać z Julką. Lexi ma racje powinienem ratować swój związek a nie pić. Ale to było silniejsze ode mnie i zanim wyszedłem z pokoju opróżniłem pół butelki. Przeszedłem się po tym jachcie i znalazłem Julkę. Stała oparta o barierkę i płakała. Przytuliłem ją ale ta mnie odepchnęła.
-Jula przepraszam, już nie będę pić- obiecałem.
-Tak jak wczoraj i przedwczoraj? Wiesz co Luke wal się. Nie chcę cię widzieć. Rozumiesz? To koniec.- i sobie poszła. Wróciłem do pokoju i wypiłem zawartość butelki. Cholera muszę coś zrobić. Jula mnie nienawidzi, Lexi też się na mnie obraziła, a przecież prosiła bym jej pomógł i raczej nie miała na myśli problemów z Drake'em. Musze coś zrobić. Znalazłem kolejną flaszkę i poszedłem do pokoju Drake'a.
-Wypierdalaj- powiedział na wstępie. Nie wzruszony usiadłem na łóżku i podałem mu butelkę. Chwilę patrzył na mnie morderczym wzrokiem ale wziął butelkę.
-Julka ze mną zerwała- powiedziałem odzyskując flaszkę.
-nie mam zamiaru cię przytulać- oświadczył i wziął ode mnie butelkę.
-Musimy ją odbić i to teraz. Musisz mi pomóc.- oznajmiłem.
Od Quicka
Nie miałem w planach wracać na jacht tam atmosfera była nie do zniesienia bójka wisiała w powietrzu. Miałem ochotę zakatrupić tych dwóch kretynów. Wypad na miasto z Roz też jednak nie był dobrym pomysłem, bo biedactwo chyba wszystkim za mocno się przejęła i zrobiło się jej słabo, zwymiotowała dwa razy no jednym słowem masakra. Pózniej jeszcze oklep z drabami ,do tego karetka i pały. Żeby nie starszy człowiek, dystyngowany który pomóc nam próbował byli byśmy w czarnej dupie ja w pace a moje biedactwo w szpitalu. Policjanci trzymali mnie pod ręce aż wywiezli tych trzech typów.
-Panowie odpuście jestem spokojny po prostu poszedłem do cukierni a tych trzech doczepiło się do mojej żony. No przecież nie mogłem na to pozwolić.
Dopiero starszy człowiek był wiarygodnym alibi. No i jeszcze ta karetka. Mnie puścili w momencie, gdy zabrali Roz do karetki. Szlak a ja nie wziąłem samochodu. Czy u nas nic nigdy nie może być normalnie pytałem samego siebie. Nawet spacer? To chore. Starszy człowiek opowiadał całe zdarzenie policjantowi a drugi z nich siedział ze mną na ławce.
-Stresuje się pan? - dopytał
-Trochę bo nie mam pojęcia co zrobili mojej żonie. Ona dużo przeszła w ostatnim czasie, więc może badania jej pomogą eh...
-Pan jest Włochem tak wynika z dokumentów, a żona Polką dopiero teraz pana za kojarzyłem. To chyba panu porwali żonę?
-Tak na moje nieszczęście dla tego Roz jest trochę zdenerwowana po tej chorej akcji.
-To we Włoszech państwo mieszkacie.
-Nie no w Polsce żona ma tam brata no poza tym też tam mieszkałem z matką i jak się okazało z ojczymem.
-Przecież tam jest epidemia - strząchnął się gliniarz.
-No tak Rosyjski mafiozo Iwan zafundował europie taką niespodziankę, a powiem panu że to akurat przynajmniej tam gdzie mieszkam uprzątnąłem z przyjaciółmi, ale ostrzegam syn tego Iwana wyprodukował nową odmianę zombi i jakoś nimi steruje w Polsce na próbę jest kilka sztuk tego badziewia.
-To czemu pan nie zabierze rodziny i nie wyjedzie?
-Bo za dużo ludzi by na tym ucierpiało. Ja w pojedynkę nic nie załatwię, ale świat a raczej jego wielcy powinni zająć się Rosją to niebezpieczny kraj i nie tylko dla polaków, ale i dla całego świata. E... co ja tam będę mówił - machnąłem ręką.
-Też miałem żonę Polkę ale biedactwu się zmarło, a tak chciała jeszcze pojechać do swojego kraju - zamyślił się mężczyzna - Żona nie mogła mieć dzieci była 9 razy w ciąży i żadnej nie donosiła. Ja jestem jedynakiem i teraz jestem sami włóczę się bez celu po mieście.
-No z tymi ciążami to chyba coś jest - stwierdziłem.
-Moja żona już w ciąży sześć miesięcy chodzi i będą trojaczki - przerwał mi policjant - a już troje w domu siedzi, ja sam pracuję bo jak to mówią jedno z dupy drugie w dupę - roześmiał się policjant.
-Ja mam syna ma ponad rok. Damon jest wcześniakiem bo żona ze stresu urodziła go w 7 miesiącu. Miał nie przeżyć ale się udało. No niby miał operację na serducho w Bostonie z kąt go po dwóch dniach wywalił Iwanow który podobno jest tam sponsorem a rządzi się jak by we własnym domu był. Szkoda gadać. Eh panowie czemu to tak długo trwa.
-Raczej normalnie - skomentował policjant.
Pózniej podeszła do nas ta kobieta z cukierni
-Zapomniał pan w tym zamieszaniu - uśmiechnęła się podając mi papierową torbę z ptysiami.
-Może nam pani powie jak to było? - dopytał policjant
-Ten pan był w cukierni ,o po ciastka - wskazała na torebkę - Tamten siedział na ławce z dziewczyną - wskazała na staruszka - co z tym panem przyszła, bo chyba chora jakaś. Ten co go tu macie to się trochę niecierpliwił jak dosiadło się tych trzech oprychów. Pózniej to wybiegł i zaczęli się bić. Ale ten chłopak to raczej niewinny bronił tylko tej dziewczyny i staruszka, a to lanie może nauczy czegoś tych głupków. Zawsze się kręcą tu i albo zaczepiają , albo okradają, albo biją turystów. To dobrze się stało, bo interes mi padnie, ludzie przez tych typów nie chętnie tu przychodzą. No turyści to i owszem, bo nie wiedzą, no ale stali klienci przenieśli się gdzie indziej bo tu to strach.
-Dziękuję - powiedział jeden z policjantów i poszedł z tą kobietą spisać dane z dokumentów.
-Będzie pan składał oficjalna skargę na tych trzech?
-Nie wiem jeżeli zrobili coś mojej żonie to się zastanowię.
-Dobrze i tak musimy poczekać na to co powie lekarz znaczy chodzi o to czy została naruszona nietykalność cielesna tej pani i czy nie ma uszczerbku na zdrowiu.
-To już żona zdecydować musi - skomentowałem.
Po jakimś czasie wyszła z karetki Roz i zaraz do mnie podbiegła i się wtuliła we mnie.
-Już dobrze skarbie nie pozwolili mi do ciebie wejść
-Cały jesteś? - zaczęła mnie oglądać.
-Nic mi nie jest trochę w skórę dostałem ale to tylko siniaki, ale ty powiedz co się dzieje.
-Wszystko dobrze - powiedziała Roz.
-To proszę twoje zamówienie podałem jej torebkę z ciastkami.
-Eh pamiętam z moją żoną było podobnie też lubiła ptysie - skomentował starszy pan i dodał - w każdą niedziele przychodziliśmy na herbatkę, ona zawsze jadła ptysia a ja sernik z galaretką. A teraz to nawet obiadu nie chce mi się zamawiać chodzę i ludzi zaczepiam. Chciał bym być jeszcze komuś potrzebny i mieliśmy w planach Polskę zobaczyć. Bo z Zosią to tu się poznaliśmy na wymianie studenckiej ale to były całkiem inne czasy.
Pózniej to podszedł do nas lekarz i najpierw dopytał o jacht, czy faktycznie tam mieszkamy, chcieli Roz zabrać na szersze badania, ale się nie zgodziła. Lekarz chciał powiedzieć o co chodzi, ale Roz go zagadała że sama mi powie więc zalecił więcej spokoju i mniej stresu i poszedł sobie.
-Ta łatwiej powiedzieć niż zrobić - uśmiechnąłem się do Roz umazanej w kremie od ptysia - I co smakuje krem brudasku - zacząłem ją wycierać.
-O takie mi chodziło na szczęście Grażynka umie takie robić.
Wtedy rozmowę przerwał nam ten Anglik.
-To prawda. Państwo do Polski płyną?
-No tak planuję jutro. Płyniemy do Włoch a pózniej lecimy do Polski
-A mógł bym się zabrać z państwem?
-No teoretycznie to nie ma problemu tylko raczej powinien pan to przemyśleć, bo tam nie ma już nic tylko zimni i ruch oporu z którym walczymy, bo udało nam się zbudować małe miasteczko -powiedziałem.
-To może odprowadzę państwa to ewentualnie jak bym się zastanowił to bym się pojawił.
-Dobrze jak pan będzie miał ochotę, zapraszam jutro na 14 pózniej odbijamy od brzegu. Jacht łatwo poznać nazywa się 'ROZALI' na cześć mojej żony.
-Będę na pewno - powiedział mężczyzna, bo chyba wreszcie zrozumiał że chcemy być sami.
-Ależ smutna ta jego historia z tymi dziećmi a raczej ich brakiem - skomentowała Roz.
-Bo to tak już jest poukładany ten świat że jedni mają za dużo a inni wcale. No a w naszym przypadku to sierotki wywalają na bruk i czy to jest normalne?
I pewnie ciągnął bym dalej ten temat ,ale Roz zaczęła rozmawiać o Al i telefonie.
-Eh...co ja bym bez ciebie zrobił - pocałowałem ją - Będę musiał się wkręcić w tą budowę i tak miałem, bo na szale postawiłem Al. Sasza obiecał że z nią porozmawia no i dodatkowo się zastanowi ,choć ja nie wiem po co, bo to oczywiste że Al wrócić będzie chciała, a razem nie są, bo jak szliśmy na obiad to się wysypał niechcący. Tylko jak ja mam to przetłumaczyć temu kretynowi Drake'owi.
-A jaki interes on z tobą chciał ubić?
-Na Kostaryce teren pod szpital kupił i chciał zrobić tam cały kompleks leczniczo wypoczynkowy tylko projekt do bani a terenu przy mało na taka inwestycje. No ale w tej sytuacji to chyba przyjmę jego propozycje.
-A będziesz leciał na tą Kostarykę?c
-Nie słonko do Saszy tylko pod byle pretekstem żeby Al baterię wymieniać. Eh widzisz dziś by nawet była z nami tylko tych dwóch dupków. Nie czaję ich podejścia. No nie ważne powiedz o co temu medykowi chodziło?
Wtedy Damon zaczął krzyczeć mama, tata i oczywiście daj , jak zobaczył ptysia w ręku Roz.
-Powiem ci wieczorem - pocałowała mnie i pobiegła do Damona.
-Jak życie Jula?
-Luke śpi bo się nachlał a Drake no cóż nie mam pojęcia nie otwiera
-No trudno sam uwolnię Al.
-Quick a w domu też mogę jakiś pokój czy na osadę?
-Nawet nie myśl o osadzie pokój sobie wybierzesz i tyle. Luke ogarnie potrzebuje czasu jedynie.
-No mam taką nadzieję,
Roz dziwnie niespokojna chodziła. Na kolacje też nic nie zjadła za to po raz kolejny pokłóciła się z Drake'em. Ja się nie odzywałem bo by awanturą się skończyło. Pózniej po kolacji powoli zabrałem się do papierów bo kilka umów udało mi się podpisać no i jeszcze miałem w planie zrobić wstępny kosztorys tej ruskiej inwestycji, ale jakoś nie miałem weny na to bo w głowie siedziało mi to że Roz powie mi wieczorem co ten głupi medyk powiedział. A w sumie to dobrze ze tak zdecydowała bo pózniej Damon będzie spał i nikt nie będzie nam przeszkadzał. Wszedłem do pokoju. Roz już była przebrana, siedziała na łóżku, jadła żelki i patrzyła na telewizje.
- Zemdli cię od tego słodkiego - ukradłem jej jednego miśka
- Ej oddawaj czerwonego one są najsmaczniejsze
- Rety, masz - włożyłem jej go do ust i pocałowałem w czubek głowy - a żółtego mogę - droczyłem się
- To sobie wez. No w ogóle to same czerwone powinny być - pożaliła się Roz
- Wezmę prysznic i zaraz jestem do twojej dyspozycji diablico - powiedziałem wchodząc do łazienki.
Po 30 minutach wróciłem Roz wyłączyła telewizor
- Oglądaj jak cię to ciekawi - zaprotestowałem
- Musimy porozmawiać misiu. Sama chcę to powiedzieć bo dowiesz się i znów wyjdzie nie wiadomo co
Przytuliła się do mnie i przez dłuższą chwilę się nie odzywała
- Skarbie co się dzieje? - dopytałem
Westchnęła tylko ciężko
- Roz najważniejsze że nic ci nie jest. A widzę że ciężko ci o tym mówić więc może zapomnijmy.
Roz się nie odzywała przez dłuższy czas. Już prawie zasypiałem gdy powiedziała mi że jest w ciąży. I dzieci będzie dwoje dodała że to 7 - 8 tydzień i dzieciaki rozwijają się prawidłowo. Byłem tak z szokowany tą wiadomością że no dosłownie mnie zatkało. I nawet ruszyć się nie mogłem a co dopiero coś wykrztusić. No po za tym przypomniało mi się co było z Damonem jak się męczyła, jak cierpiała. Wszystko stanęło mi przed oczami. Nawet nie zarejestrowałem że Roz nie ma obok mnie. Nie wiem jak długo tkwiłem w tym amoku ale gdy otworzyłem usta by jej powiedzieć że... Jej nie było a z łazienki dobiegał cichy płacz. Zerwałem się z wyra i zapukałem do łazienki.
- Roz w porządku? Mogę wejść?
- Nie, nie jest w porządku - powiedziała tylko i rozpłakała się jeszcze bardziej
Nie uzyskawszy pozwolenia i tak otworzyłem drzwi od łazienki. Moja kruszynka siedziała i płakała.
- Chodz do mnie - wziąłem ją na ręce. - Słoneczko zachodzi wiesz? Już jest takie pomarańczowe. Popatrzymy co? No nie płacz skarbie - prosiłem
- Bo ja to miałam zgodzić się na te tabletki ale okresu nie miałam więc najpierw pomyślałam że zrobię test i wyszedł na plus. To drugi zrobiłam i wynik był taki sam. Nie wiedziałam jak tobie o tym powiedzieć bo o te dzieci zły byłeś. No a teraz lekarz to jeszcze potwierdził. I w końcu zrobisz mi wykład, stwierdzisz że to nie twoje dzieci. Zabierzesz Damona i mnie zostawisz.
Położyłem się na wyrko i przyciągnąłem Roz do siebie.
- No już nie płacz, oczęta masz już czerwone. Nie odzywałem się bo mnie zatkało. Normalnie i formalnie i nie nakręcaj się już tylko uspokój. Boje się Roz, po prostu nie chciałem ale nie dlatego że dzieci nie lubię. No zgoda tamte mnie denerwowały ale po prostu mam w pamięci to jak z Damonem było. Jak bardzo cierpiałaś i pózniej jego choroba. A dzieciaki, no przecież uwielbiam Damona. Starałem się żeby tej ciąży nie było tylko dlatego bo się boje. Ale jak widać ciapa jestem. Głupio to brzmi bo potrafię zaciukać kogokolwiek a boje się twojego bólu bo wtedy jestem bezradny i nie wiem jak pomóc. No ale już nie mówmy o tym co złe.
- Nie jesteś zły? Bo od twojego milczenia to wolę jak się wściekasz i krzyczysz
- Ale nie będę wrzeszczał. Bo zły nie jestem jak już to na siebie raczej. Znaczy raczej jestem w szoku i to wielkim.
- No ja też bo dwoje, z Damonem było ciężko.
- Fakt ale zaliczyliśmy już szkołę obsługi noworodka. Teraz tylko trzeba wybrać dobry szpital, tam latać na wizyty no i tam urodzisz. Bo w tych naszych warunkach. Dwoje to raczej niemożliwe. No po za tym dzieciaczki dostaną szczepienia i zbadają je. Będzie dobrze kochanie.
Roz wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
- Jak myślisz kiedy zadzwoni Al?
- Mam nadzieję że niebawem skarbie. Biedna dziewczyna. Tak bardzo chciała z nimi porozmawiać. Co tego Drake'a napadło nie czaję faceta. No różnie można reagować na rozłąkę ale żeby tak się fochać i kłócić.
Mówiłem jeszcze do Roz o tym facecie z ławki ale chyba zasnęła. Raczej nie z nudów, a z wrażeń i zmęczenia. Rano obudziła mnie rozmowa Roz z Julą. Gadały o czymś w łazience. Drzwi były uchylone był z nimi Damon. Roz pewnie wymiotowała to dlatego rozmowa toczyła się w łazience. Zapukałem do drzwi
- Nie przeszkadzam? - dopytałem
- Obudziłyśmy cię - stwierdziła Roz myjąc zęby
- Nie - skłamałem - i tak już pora na śniadanie.
- Jesteśmy tylko my chłopaki gdzieś w nocy z Mariuszem polecieli -powiedziała Jula - a no i gratuluje blizniaków.
- Nie dziękuje bo będą się zle chować - uśmiechnąłem się - zadzwonię do Mariusza i dowiem się gdzie nasze gwiazdy się wybrały.
Poszedłem po telefon chwilę pogadałem z Mariuszem który już wracał.
- No to nasi panowie do polski sobie polecieli. I skłamali Mariusza że ja ich z jachtu wyjebałem.
- Ja go kocham - stwierdziła Jula - i nie wiem czy ja też nie złapałam tego wirusa ciąży - pożaliła się
- Rety słonko to może masz ten ciążomierz to było by wiadomo
Oczywiście Roz to coś miała. I na nie szczęście okazało się po kilku minutach że Jula też złapała.
- No to chyba zarazliwe jest - skomentowałem uśmiechając się
- Co ja teraz zrobię - rozpłakała się Jula
- Jula nie płacz Quick coś wymyśli - pocieszała ją Roz
- Jasne najpierw zabiorę was do lekarza we dwie będzie wam razniej. No dodam że pózniej jak już te brzuszki będziecie miały większe. To w poczekalni będą ciekawie na mnie patrzeli ja jeden i dwie laski z brzuszkami. A na poważnie Jula to chyba z Luke'em po męsku pogadać będę musiał. Bo tak dłużej to być nie może.
W samych spodenkach wyszedłem na pokład po którym kręcił się kapitan.
- Ładny dziś dzień - zagadnąłem
- No w sam raz na żeglowanie zero wiatru. A na głębszym morzu będzie spokojniej - stwierdził
- No bez wątpienia zaraz ruszamy - powiedziałem całkowicie zapominając o tym angliku.
- A co to szefie plany się zmieniły. Kurcze a ja na zamówienie do południa czekam. Musze uzupełnić i paliwo i żywność bo przepraszam ale Mariusz doradził no i szef ostatnio zajęty był.
- Dobrze kapitanie dbaj o łajbę decyduj sam. Bo mojemu słonku nie może teraz nic braknąć.
- A ta impreza na rocznicę? - dopytał
- Właśnie to odwołamy bo żona w tym stanie nie powinna się przemęczać. A i mamy tu jakieś ryby w tym akwenie wodnym
- No są a nie lepiej w sklepie kupić
- Żywe dla niedzwienia potrzebuję.
- A... no chyba że tak to jeszcze siatkę domówię. To rzucimy kotwicę i złowimy.
- No i wyślę kogoś do cukierni niech nakupi pączków i innych ciast, tortów, ptysiów, żelków... Rety nie wiem co jeszcze. Lody różne smaki, owoce... mandarynki tak dużo mandarynek, a i czekolada tak było ostatnio a i ogórki.
- To żona chyba w ciąży co?
- Ta... blizniaki będziemy mieć eh...
- To z falą popłyniemy nie będzie tak kołysać.
- Przepraszam pamięta mnie pan? - dobiegł mnie głos z lądu.
- A tak na obiad pana zapraszałem
- Dokładnie tylko ja chciał bym płynąć z panem do Polski. Zofia chciała być tam pochowana ja samotny jestem. Jak jeszcze pracowałem to jakoś to było ale teraz... Z zawodu jestem psychiatrą dyplomowanym i zaprzysiężonym. Pracowałem dla sądu i policji ale zaczynałem normalnie. Może bym się panu przydał.
- No w sumie to niech będzie. Może zna pan któregoś z moich profesorów ale też niech się pan zastanowi. Bo tam są spartańskie warunki.
- Już to zrobiłem - wskazał na swój bagaż
- W takim razie zapraszam, moi ludzie wniosą pana bagaż.
Przy śniadaniu nasz nowy nabytek zaczął gadać z Julą. Od razu pokumał że dziewczyna ma problem. To co mnie najbardziej cieszyło to fakt że Roz zjadła śniadanie co prawda w dziwnym zestawieniu ale z apetytem. No i po naszej rozmowie uspokoiła się troszkę.
- Kochanie co byś powiedziała na kolację przy świecach? - dopytałem - tutaj na jachcie, bo wypady w miasto coś nam nie wychodzą,
- Ale teraz to ja ci muszę zadać jedno pytanie. Bo wczoraj zasnęłam. Czy ty nie masz żadnych wątpliwości że to są twoje dzieci? Bo to krótki czas od momentu gdy mnie odzyskałeś.
- Najmniejszego - zapewniłem ją - i jeszcze jedno mogę ci obiecać już o żadnych dzieciach nie będę mówił te dzieci. Wiesz one poddenerwowały mnie wtedy trochę bo Damon lubił bawić się tymi zabawkami i pózniej płakał. A ja rozumiem że one nie nauczone bawić się. Ale ja takich samych już nigdzie nie dostanę. Jeszcze jakieś pytania? - dopytałem
Roz już otworzyła usta ale zamknąłem ją pocałunkiem.
- Na wszystkie twoje pytania odpowiadam tak znaczy nie. Znaczy inaczej dziś nie pracuję bo świętujemy. Dzieci są moje nie mam wątpliwości co do tego. Kocham cię i będę cię kochał. I nie zamierzam cię zostawić do samej śmierci.
-Panowie odpuście jestem spokojny po prostu poszedłem do cukierni a tych trzech doczepiło się do mojej żony. No przecież nie mogłem na to pozwolić.
Dopiero starszy człowiek był wiarygodnym alibi. No i jeszcze ta karetka. Mnie puścili w momencie, gdy zabrali Roz do karetki. Szlak a ja nie wziąłem samochodu. Czy u nas nic nigdy nie może być normalnie pytałem samego siebie. Nawet spacer? To chore. Starszy człowiek opowiadał całe zdarzenie policjantowi a drugi z nich siedział ze mną na ławce.
-Stresuje się pan? - dopytał
-Trochę bo nie mam pojęcia co zrobili mojej żonie. Ona dużo przeszła w ostatnim czasie, więc może badania jej pomogą eh...
-Pan jest Włochem tak wynika z dokumentów, a żona Polką dopiero teraz pana za kojarzyłem. To chyba panu porwali żonę?
-Tak na moje nieszczęście dla tego Roz jest trochę zdenerwowana po tej chorej akcji.
-To we Włoszech państwo mieszkacie.
-Nie no w Polsce żona ma tam brata no poza tym też tam mieszkałem z matką i jak się okazało z ojczymem.
-Przecież tam jest epidemia - strząchnął się gliniarz.
-No tak Rosyjski mafiozo Iwan zafundował europie taką niespodziankę, a powiem panu że to akurat przynajmniej tam gdzie mieszkam uprzątnąłem z przyjaciółmi, ale ostrzegam syn tego Iwana wyprodukował nową odmianę zombi i jakoś nimi steruje w Polsce na próbę jest kilka sztuk tego badziewia.
-To czemu pan nie zabierze rodziny i nie wyjedzie?
-Bo za dużo ludzi by na tym ucierpiało. Ja w pojedynkę nic nie załatwię, ale świat a raczej jego wielcy powinni zająć się Rosją to niebezpieczny kraj i nie tylko dla polaków, ale i dla całego świata. E... co ja tam będę mówił - machnąłem ręką.
-Też miałem żonę Polkę ale biedactwu się zmarło, a tak chciała jeszcze pojechać do swojego kraju - zamyślił się mężczyzna - Żona nie mogła mieć dzieci była 9 razy w ciąży i żadnej nie donosiła. Ja jestem jedynakiem i teraz jestem sami włóczę się bez celu po mieście.
-No z tymi ciążami to chyba coś jest - stwierdziłem.
-Moja żona już w ciąży sześć miesięcy chodzi i będą trojaczki - przerwał mi policjant - a już troje w domu siedzi, ja sam pracuję bo jak to mówią jedno z dupy drugie w dupę - roześmiał się policjant.
-Ja mam syna ma ponad rok. Damon jest wcześniakiem bo żona ze stresu urodziła go w 7 miesiącu. Miał nie przeżyć ale się udało. No niby miał operację na serducho w Bostonie z kąt go po dwóch dniach wywalił Iwanow który podobno jest tam sponsorem a rządzi się jak by we własnym domu był. Szkoda gadać. Eh panowie czemu to tak długo trwa.
-Raczej normalnie - skomentował policjant.
Pózniej podeszła do nas ta kobieta z cukierni
-Zapomniał pan w tym zamieszaniu - uśmiechnęła się podając mi papierową torbę z ptysiami.
-Może nam pani powie jak to było? - dopytał policjant
-Ten pan był w cukierni ,o po ciastka - wskazała na torebkę - Tamten siedział na ławce z dziewczyną - wskazała na staruszka - co z tym panem przyszła, bo chyba chora jakaś. Ten co go tu macie to się trochę niecierpliwił jak dosiadło się tych trzech oprychów. Pózniej to wybiegł i zaczęli się bić. Ale ten chłopak to raczej niewinny bronił tylko tej dziewczyny i staruszka, a to lanie może nauczy czegoś tych głupków. Zawsze się kręcą tu i albo zaczepiają , albo okradają, albo biją turystów. To dobrze się stało, bo interes mi padnie, ludzie przez tych typów nie chętnie tu przychodzą. No turyści to i owszem, bo nie wiedzą, no ale stali klienci przenieśli się gdzie indziej bo tu to strach.
-Dziękuję - powiedział jeden z policjantów i poszedł z tą kobietą spisać dane z dokumentów.
-Będzie pan składał oficjalna skargę na tych trzech?
-Nie wiem jeżeli zrobili coś mojej żonie to się zastanowię.
-Dobrze i tak musimy poczekać na to co powie lekarz znaczy chodzi o to czy została naruszona nietykalność cielesna tej pani i czy nie ma uszczerbku na zdrowiu.
-To już żona zdecydować musi - skomentowałem.
Po jakimś czasie wyszła z karetki Roz i zaraz do mnie podbiegła i się wtuliła we mnie.
-Już dobrze skarbie nie pozwolili mi do ciebie wejść
-Cały jesteś? - zaczęła mnie oglądać.
-Nic mi nie jest trochę w skórę dostałem ale to tylko siniaki, ale ty powiedz co się dzieje.
-Wszystko dobrze - powiedziała Roz.
-To proszę twoje zamówienie podałem jej torebkę z ciastkami.
-Eh pamiętam z moją żoną było podobnie też lubiła ptysie - skomentował starszy pan i dodał - w każdą niedziele przychodziliśmy na herbatkę, ona zawsze jadła ptysia a ja sernik z galaretką. A teraz to nawet obiadu nie chce mi się zamawiać chodzę i ludzi zaczepiam. Chciał bym być jeszcze komuś potrzebny i mieliśmy w planach Polskę zobaczyć. Bo z Zosią to tu się poznaliśmy na wymianie studenckiej ale to były całkiem inne czasy.
Pózniej to podszedł do nas lekarz i najpierw dopytał o jacht, czy faktycznie tam mieszkamy, chcieli Roz zabrać na szersze badania, ale się nie zgodziła. Lekarz chciał powiedzieć o co chodzi, ale Roz go zagadała że sama mi powie więc zalecił więcej spokoju i mniej stresu i poszedł sobie.
-Ta łatwiej powiedzieć niż zrobić - uśmiechnąłem się do Roz umazanej w kremie od ptysia - I co smakuje krem brudasku - zacząłem ją wycierać.
-O takie mi chodziło na szczęście Grażynka umie takie robić.
Wtedy rozmowę przerwał nam ten Anglik.
-To prawda. Państwo do Polski płyną?
-No tak planuję jutro. Płyniemy do Włoch a pózniej lecimy do Polski
-A mógł bym się zabrać z państwem?
-No teoretycznie to nie ma problemu tylko raczej powinien pan to przemyśleć, bo tam nie ma już nic tylko zimni i ruch oporu z którym walczymy, bo udało nam się zbudować małe miasteczko -powiedziałem.
-To może odprowadzę państwa to ewentualnie jak bym się zastanowił to bym się pojawił.
-Dobrze jak pan będzie miał ochotę, zapraszam jutro na 14 pózniej odbijamy od brzegu. Jacht łatwo poznać nazywa się 'ROZALI' na cześć mojej żony.
-Będę na pewno - powiedział mężczyzna, bo chyba wreszcie zrozumiał że chcemy być sami.
-Ależ smutna ta jego historia z tymi dziećmi a raczej ich brakiem - skomentowała Roz.
-Bo to tak już jest poukładany ten świat że jedni mają za dużo a inni wcale. No a w naszym przypadku to sierotki wywalają na bruk i czy to jest normalne?
I pewnie ciągnął bym dalej ten temat ,ale Roz zaczęła rozmawiać o Al i telefonie.
-Eh...co ja bym bez ciebie zrobił - pocałowałem ją - Będę musiał się wkręcić w tą budowę i tak miałem, bo na szale postawiłem Al. Sasza obiecał że z nią porozmawia no i dodatkowo się zastanowi ,choć ja nie wiem po co, bo to oczywiste że Al wrócić będzie chciała, a razem nie są, bo jak szliśmy na obiad to się wysypał niechcący. Tylko jak ja mam to przetłumaczyć temu kretynowi Drake'owi.
-A jaki interes on z tobą chciał ubić?
-Na Kostaryce teren pod szpital kupił i chciał zrobić tam cały kompleks leczniczo wypoczynkowy tylko projekt do bani a terenu przy mało na taka inwestycje. No ale w tej sytuacji to chyba przyjmę jego propozycje.
-A będziesz leciał na tą Kostarykę?c
-Nie słonko do Saszy tylko pod byle pretekstem żeby Al baterię wymieniać. Eh widzisz dziś by nawet była z nami tylko tych dwóch dupków. Nie czaję ich podejścia. No nie ważne powiedz o co temu medykowi chodziło?
Wtedy Damon zaczął krzyczeć mama, tata i oczywiście daj , jak zobaczył ptysia w ręku Roz.
-Powiem ci wieczorem - pocałowała mnie i pobiegła do Damona.
-Jak życie Jula?
-Luke śpi bo się nachlał a Drake no cóż nie mam pojęcia nie otwiera
-No trudno sam uwolnię Al.
-Quick a w domu też mogę jakiś pokój czy na osadę?
-Nawet nie myśl o osadzie pokój sobie wybierzesz i tyle. Luke ogarnie potrzebuje czasu jedynie.
-No mam taką nadzieję,
Roz dziwnie niespokojna chodziła. Na kolacje też nic nie zjadła za to po raz kolejny pokłóciła się z Drake'em. Ja się nie odzywałem bo by awanturą się skończyło. Pózniej po kolacji powoli zabrałem się do papierów bo kilka umów udało mi się podpisać no i jeszcze miałem w planie zrobić wstępny kosztorys tej ruskiej inwestycji, ale jakoś nie miałem weny na to bo w głowie siedziało mi to że Roz powie mi wieczorem co ten głupi medyk powiedział. A w sumie to dobrze ze tak zdecydowała bo pózniej Damon będzie spał i nikt nie będzie nam przeszkadzał. Wszedłem do pokoju. Roz już była przebrana, siedziała na łóżku, jadła żelki i patrzyła na telewizje.
- Zemdli cię od tego słodkiego - ukradłem jej jednego miśka
- Ej oddawaj czerwonego one są najsmaczniejsze
- Rety, masz - włożyłem jej go do ust i pocałowałem w czubek głowy - a żółtego mogę - droczyłem się
- To sobie wez. No w ogóle to same czerwone powinny być - pożaliła się Roz
- Wezmę prysznic i zaraz jestem do twojej dyspozycji diablico - powiedziałem wchodząc do łazienki.
Po 30 minutach wróciłem Roz wyłączyła telewizor
- Oglądaj jak cię to ciekawi - zaprotestowałem
- Musimy porozmawiać misiu. Sama chcę to powiedzieć bo dowiesz się i znów wyjdzie nie wiadomo co
Przytuliła się do mnie i przez dłuższą chwilę się nie odzywała
- Skarbie co się dzieje? - dopytałem
Westchnęła tylko ciężko
- Roz najważniejsze że nic ci nie jest. A widzę że ciężko ci o tym mówić więc może zapomnijmy.
Roz się nie odzywała przez dłuższy czas. Już prawie zasypiałem gdy powiedziała mi że jest w ciąży. I dzieci będzie dwoje dodała że to 7 - 8 tydzień i dzieciaki rozwijają się prawidłowo. Byłem tak z szokowany tą wiadomością że no dosłownie mnie zatkało. I nawet ruszyć się nie mogłem a co dopiero coś wykrztusić. No po za tym przypomniało mi się co było z Damonem jak się męczyła, jak cierpiała. Wszystko stanęło mi przed oczami. Nawet nie zarejestrowałem że Roz nie ma obok mnie. Nie wiem jak długo tkwiłem w tym amoku ale gdy otworzyłem usta by jej powiedzieć że... Jej nie było a z łazienki dobiegał cichy płacz. Zerwałem się z wyra i zapukałem do łazienki.
- Roz w porządku? Mogę wejść?
- Nie, nie jest w porządku - powiedziała tylko i rozpłakała się jeszcze bardziej
Nie uzyskawszy pozwolenia i tak otworzyłem drzwi od łazienki. Moja kruszynka siedziała i płakała.
- Chodz do mnie - wziąłem ją na ręce. - Słoneczko zachodzi wiesz? Już jest takie pomarańczowe. Popatrzymy co? No nie płacz skarbie - prosiłem
- Bo ja to miałam zgodzić się na te tabletki ale okresu nie miałam więc najpierw pomyślałam że zrobię test i wyszedł na plus. To drugi zrobiłam i wynik był taki sam. Nie wiedziałam jak tobie o tym powiedzieć bo o te dzieci zły byłeś. No a teraz lekarz to jeszcze potwierdził. I w końcu zrobisz mi wykład, stwierdzisz że to nie twoje dzieci. Zabierzesz Damona i mnie zostawisz.
Położyłem się na wyrko i przyciągnąłem Roz do siebie.
- No już nie płacz, oczęta masz już czerwone. Nie odzywałem się bo mnie zatkało. Normalnie i formalnie i nie nakręcaj się już tylko uspokój. Boje się Roz, po prostu nie chciałem ale nie dlatego że dzieci nie lubię. No zgoda tamte mnie denerwowały ale po prostu mam w pamięci to jak z Damonem było. Jak bardzo cierpiałaś i pózniej jego choroba. A dzieciaki, no przecież uwielbiam Damona. Starałem się żeby tej ciąży nie było tylko dlatego bo się boje. Ale jak widać ciapa jestem. Głupio to brzmi bo potrafię zaciukać kogokolwiek a boje się twojego bólu bo wtedy jestem bezradny i nie wiem jak pomóc. No ale już nie mówmy o tym co złe.
- Nie jesteś zły? Bo od twojego milczenia to wolę jak się wściekasz i krzyczysz
- Ale nie będę wrzeszczał. Bo zły nie jestem jak już to na siebie raczej. Znaczy raczej jestem w szoku i to wielkim.
- No ja też bo dwoje, z Damonem było ciężko.
- Fakt ale zaliczyliśmy już szkołę obsługi noworodka. Teraz tylko trzeba wybrać dobry szpital, tam latać na wizyty no i tam urodzisz. Bo w tych naszych warunkach. Dwoje to raczej niemożliwe. No po za tym dzieciaczki dostaną szczepienia i zbadają je. Będzie dobrze kochanie.
Roz wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
- Jak myślisz kiedy zadzwoni Al?
- Mam nadzieję że niebawem skarbie. Biedna dziewczyna. Tak bardzo chciała z nimi porozmawiać. Co tego Drake'a napadło nie czaję faceta. No różnie można reagować na rozłąkę ale żeby tak się fochać i kłócić.
Mówiłem jeszcze do Roz o tym facecie z ławki ale chyba zasnęła. Raczej nie z nudów, a z wrażeń i zmęczenia. Rano obudziła mnie rozmowa Roz z Julą. Gadały o czymś w łazience. Drzwi były uchylone był z nimi Damon. Roz pewnie wymiotowała to dlatego rozmowa toczyła się w łazience. Zapukałem do drzwi
- Nie przeszkadzam? - dopytałem
- Obudziłyśmy cię - stwierdziła Roz myjąc zęby
- Nie - skłamałem - i tak już pora na śniadanie.
- Jesteśmy tylko my chłopaki gdzieś w nocy z Mariuszem polecieli -powiedziała Jula - a no i gratuluje blizniaków.
- Nie dziękuje bo będą się zle chować - uśmiechnąłem się - zadzwonię do Mariusza i dowiem się gdzie nasze gwiazdy się wybrały.
Poszedłem po telefon chwilę pogadałem z Mariuszem który już wracał.
- No to nasi panowie do polski sobie polecieli. I skłamali Mariusza że ja ich z jachtu wyjebałem.
- Ja go kocham - stwierdziła Jula - i nie wiem czy ja też nie złapałam tego wirusa ciąży - pożaliła się
- Rety słonko to może masz ten ciążomierz to było by wiadomo
Oczywiście Roz to coś miała. I na nie szczęście okazało się po kilku minutach że Jula też złapała.
- No to chyba zarazliwe jest - skomentowałem uśmiechając się
- Co ja teraz zrobię - rozpłakała się Jula
- Jula nie płacz Quick coś wymyśli - pocieszała ją Roz
- Jasne najpierw zabiorę was do lekarza we dwie będzie wam razniej. No dodam że pózniej jak już te brzuszki będziecie miały większe. To w poczekalni będą ciekawie na mnie patrzeli ja jeden i dwie laski z brzuszkami. A na poważnie Jula to chyba z Luke'em po męsku pogadać będę musiał. Bo tak dłużej to być nie może.
W samych spodenkach wyszedłem na pokład po którym kręcił się kapitan.
- Ładny dziś dzień - zagadnąłem
- No w sam raz na żeglowanie zero wiatru. A na głębszym morzu będzie spokojniej - stwierdził
- No bez wątpienia zaraz ruszamy - powiedziałem całkowicie zapominając o tym angliku.
- A co to szefie plany się zmieniły. Kurcze a ja na zamówienie do południa czekam. Musze uzupełnić i paliwo i żywność bo przepraszam ale Mariusz doradził no i szef ostatnio zajęty był.
- Dobrze kapitanie dbaj o łajbę decyduj sam. Bo mojemu słonku nie może teraz nic braknąć.
- A ta impreza na rocznicę? - dopytał
- Właśnie to odwołamy bo żona w tym stanie nie powinna się przemęczać. A i mamy tu jakieś ryby w tym akwenie wodnym
- No są a nie lepiej w sklepie kupić
- Żywe dla niedzwienia potrzebuję.
- A... no chyba że tak to jeszcze siatkę domówię. To rzucimy kotwicę i złowimy.
- No i wyślę kogoś do cukierni niech nakupi pączków i innych ciast, tortów, ptysiów, żelków... Rety nie wiem co jeszcze. Lody różne smaki, owoce... mandarynki tak dużo mandarynek, a i czekolada tak było ostatnio a i ogórki.
- To żona chyba w ciąży co?
- Ta... blizniaki będziemy mieć eh...
- To z falą popłyniemy nie będzie tak kołysać.
- Przepraszam pamięta mnie pan? - dobiegł mnie głos z lądu.
- A tak na obiad pana zapraszałem
- Dokładnie tylko ja chciał bym płynąć z panem do Polski. Zofia chciała być tam pochowana ja samotny jestem. Jak jeszcze pracowałem to jakoś to było ale teraz... Z zawodu jestem psychiatrą dyplomowanym i zaprzysiężonym. Pracowałem dla sądu i policji ale zaczynałem normalnie. Może bym się panu przydał.
- No w sumie to niech będzie. Może zna pan któregoś z moich profesorów ale też niech się pan zastanowi. Bo tam są spartańskie warunki.
- Już to zrobiłem - wskazał na swój bagaż
- W takim razie zapraszam, moi ludzie wniosą pana bagaż.
Przy śniadaniu nasz nowy nabytek zaczął gadać z Julą. Od razu pokumał że dziewczyna ma problem. To co mnie najbardziej cieszyło to fakt że Roz zjadła śniadanie co prawda w dziwnym zestawieniu ale z apetytem. No i po naszej rozmowie uspokoiła się troszkę.
- Kochanie co byś powiedziała na kolację przy świecach? - dopytałem - tutaj na jachcie, bo wypady w miasto coś nam nie wychodzą,
- Ale teraz to ja ci muszę zadać jedno pytanie. Bo wczoraj zasnęłam. Czy ty nie masz żadnych wątpliwości że to są twoje dzieci? Bo to krótki czas od momentu gdy mnie odzyskałeś.
- Najmniejszego - zapewniłem ją - i jeszcze jedno mogę ci obiecać już o żadnych dzieciach nie będę mówił te dzieci. Wiesz one poddenerwowały mnie wtedy trochę bo Damon lubił bawić się tymi zabawkami i pózniej płakał. A ja rozumiem że one nie nauczone bawić się. Ale ja takich samych już nigdzie nie dostanę. Jeszcze jakieś pytania? - dopytałem
Roz już otworzyła usta ale zamknąłem ją pocałunkiem.
- Na wszystkie twoje pytania odpowiadam tak znaczy nie. Znaczy inaczej dziś nie pracuję bo świętujemy. Dzieci są moje nie mam wątpliwości co do tego. Kocham cię i będę cię kochał. I nie zamierzam cię zostawić do samej śmierci.
Subskrybuj:
Posty (Atom)