Domyślałem się że Roz raczej nie spodobało się, to co stało się przed chwilą. W końcu co innego jest wysłuchać jaki ze mnie debil, a co innego przeżyć coś takiego, i zobaczyć moje akcje. No cóż ja się o to nie prosiłem. Zluzowałem światu nic nie rozwaliłem od momentu gdy oddali mi Roz. Teraz miałem powód nie zamierzałem rozmawiać o tym z Roz, bo za pewne ,albo by nie chciała ,albo nie zrozumiała moich tłumaczeń, ale gdy bym ich nie załatwił oni załatwili by mnie logiczne. Pewnie teraz się rozmyśli i odejdzie. A może tylko grała na zwłokę żeby Damona odzyskać i gdy by nie jego zachowanie zrobiła, by to dawno? Cóż obiecałem słowa dotrzymam pewnie sam bym się zostawił ,gdy bym nie był sobą. Gdy tylko podlecieliśmy na jacht nasza wróżka zaczęła kłócić się z moim słoneczkiem no nie wierze. Roz znała się na tych dziwactwach jej mama się tym zajmowała i pewnie tak nie mieszała, bo to ewidentnie nawet jak na moje skromne oko coś było nie tak
-Sabrino proszę skończ tę chorą grę i awanturę z moją żoną, tu ja żądzę i nie będzie żadnego gówna na pokładzie. Mariusz proszę przeszukać panią rozbroić z tych dziwactw i za burtę z tym. A panie - powiedziałem do reszty kobiet - proszę pozbyć się prezentów od Sabriny bo spotka was podobny los. Skoro moja żona podnoś głos i jest zaniepokojona znaczy że ma powód. Tu ja jestem prawdą i jak będzie miało wam przytrafić się coś złego to tak się stanie i amulety wam nie pomogą. No w tej rodzinie to naprawdę nie ma prawdziwego faceta który może uciął by to wszystko, bo to jest chore. Zbigniewie mam tu uszykowaną dla ciebie umowę wstępną myślę że korzystną dla obu stron, tylko nie mam pojęcia na jaką skale działasz i czy ilościowo dasz radę. Zapoznaj się z nią na wolno w domu i jak ci będzie odpowiadać to podpisz i dostarcz na Etnę. Jeżeli coś będziesz chciał omówić na stemplu jest nr telefon zadzwoń to porozmawiamy. Teraz już o tym nie mówmy zapraszam do stołu musimy się troszkę zrelaksować, bo to co się stało nie było planowane, życie to wieczna walka i trzeba nauczyć się ją wygrywać. To taki wyścig szczurów Sabrino więc ze mnie kasy nie wydoisz kręcić się też nie masz powodu za mną, bo ja mam już swoje szczęście i nikogo poza żona nie widzę, no po tym co dziś się stało to podejrzewam że pewnie to się zmieni, ale puki co życzę smacznego.
Gdy skończyliśmy obiad kazałem Mariuszowi polecieć do Wenecji i pod Etną poczekać na moich gości .
-Będzie 16 dorosłych osób Mariusz i dzieciaki, ale nie wiem ile.
Pózniej Roz chciała pooglądać jacht wiec się przeszliśmy. Widziałem po Roz że podobał się jej no, był zajebisty, gdy go kupiłem jeszcze doposażałem w różne fajne gadżety, ale jej pytanie zwaliło mnie z nóg, bo Roz nigdy raczej nie interesowała się finansami a teraz wprost.
-Przecież to musiało kosztować fortunę. Skąd ty masz tyle kasy. Boże ten jacht jest niesamowity.
-Tak bardzo jest wyjątkowy kochanie. Dla najpiękniejszej kobiety, trzeba się starać. Jesteś bardzo wyjątkowa i kocham cię. W naszym świecie nie jestem w stanie ofiarować Tobie luksusów na jakie zasługujesz, ale jak już gdzieś się wybieramy musisz mieć wszystko co naj. Jak powiedziałem żona to inwestycja a na twoim punkcie mam bzika i to niezłego, wiec teraz chyba już nie przebije samego siebie, ale mam jeszcze jeden, mam nadzieje niesamowity prezent który no przyznam był kosztowny i może ci się nie bardzo spodoba, obawiam się że wcale, to co za chwile usłyszysz nie bardzo ci się spodoba, ale kochanie to dla mnie ważne. Wracając do twojego pytania to prowadzę mnóstwo różnych interesów na szeroka skalę światowa no nieskromnie powiem że jestem 3 na liście najbogatszych tego świata eh, i na pierwszym miejscu bym był jeżeli chodzi o głupotę i sadyzm eh, ale nie mają takich list. No w każdym razie kasa jest czysta i jak by tu powiedzieć legalna
-Myślisz że oni będą mieli kłopoty przez nas? - zapytała nagle Roz
-Jeżeli to tylko z Sabriną - uśmiechnąłem się - z mojej strony mają zagwarantowaną całodobową ochronę, ale raczej nikt im nie zagraża oprócz tej chorej nawiedzonej baby, bo przyznaj ja się na tym nie znam, ale na moje oko to te jej bibeloty to same się wykluczały chyba.
-No tak ale drażni mnie ten temat to może o nim nie mówmy? Może porozmawiamy o tym co podobno miało by mi się nie spodobać.
-Mm no tak bo widzisz o 20 będziemy mieli gości w sumie to się sami wprosili ja już trochę odwykłem od imprez.
-Chcesz mi powiedzieć że organizujesz tu dziś imprezę?
-No tak to chciałem powiedzieć. Wiesz jak tak latałem i sprawdzałem te informacje, że niby ktoś coś o tobie wie gdy cie szukałem nadałem komunikat w telewizji i okazało się że znalazło się kilkanaście osób moich dobrych znajomych na dodatek. Wszyscy żonaci mają dzieciaki i wprosili się na imprezę, bo dziś to ja imieniny mam kochanie i oni postanowili to uczcić, no i to że cie znalazłem i chcieli by cie poznać są spoko i normalni posiedzimy pogadamy pobawimy się co ty na to?
Ale Roz posmutniała jakoś.
-Kochanie ale jak tak to ja to odwołam zaraz zadzwonię i to przełożę
-Czemu nic nie powiedziałeś?
-Wiesz ja nie przykładam do tego wagi nigdy nie wyprawiali mi staży imprezek z żadnej okazji oni się uparli a to znając ich był doskonały pretekst do spotkania.
-Głupio wyszło bo ja nie mam nawet żadnego prezentu dla ciebie
-Największy jaki możesz mi dać masz kochanie
-Ale co takiego przecież...
-Ty sama jesteś moim prezentem a zrobisz mi niesamowitą przyjemność, gdy będziesz się dobrze bawiła no i zabłyśniesz, bo to teraz to będzie też przebijanie się na kasę, kreacje, wygląd rozumiesz kochanie? Jesteś najpiękniejsza na świecie nawet jak łazimy u siebie w podartych spodniach, czy powyciąganych koszulkach, taką ciebie pokochałem przecież a teraz rozkwitasz jesteś coraz piękniejsza, dorastasz, zmieniasz się na moich oczach, to będzie już 18 wiosenka zgadza się?
-Tak i ty naprawdę to wszystko widzisz?
-No jasne zaokrągliłaś się tu i tam, nabrałaś kobiecej figurki ,wiesz mi, poznałem dziewczynę piękną zresztą, a teraz los sprezentował mi uroczą kobietę. Te 5 miesięcy zrobiło swoje ,to wtedy się najbardziej zmieniłaś. Chodz tutaj zobacz mamy piękny zachód słońca - przytuliłem ją - ty kochasz mnie chyba, ja ciebie bardzo, morze szumi to chyba najpiękniejsza chwila w moim życiu nie porównywalna z niczym.
Długo gapiliśmy się w słońce, które powoli chowało się za horyzontem, całowaliśmy się taka magiczna chwila.
-Dzięki tobie lubię patrzeć na księżyc, gwiazdy, słońce, teraz zawsze mi się to kojarzy z miłymi chwilami spędzonymi z tobą John .
-Tak masz racje zawsze gdy było zle gapiliśmy się w niebo, tak aż teraz się zaniepokoiłem, bo wiesz wydaje mi się że odejdziesz ode mnie po tym co dziś zobaczyłaś, bo słyszeć to co innego a zobaczyć? Ale ja już nie robię tego dla zabawy, odzyskałem swój skarb i usiadłem na dupie, wstaje i walczę tylko wtedy, gdy muszę o nasze szczęście, o ciebie, o lepszy byt. Może i się tym jaram jak dzieciak, ale nie brakuje mi mordowania naprawdę nadal mam pretensje do świata, ale pozwolę mu istnieć obok mnie, pod warunkiem że nie będzie ci zagrażał, bo będę odradzał się jak feniks z popiołu i od nowa zaczynał swoją Mścicielską misje.
-To może pokarzesz mi w co mam się ubrać ciekawa jestem, bo że gust masz to się już przekonałam.
Nie odpowiedziała na moje pytanie zbyła je. Coś jest na rzeczy .
-Dobrze chodz - uśmiechnąłem się - sama ocenisz ja się zajmę Damonem uśpię go i będziemy mieli spokój. Ściany w naszej sypialni są dzwięko szczelne a jak uchylimy okno na tarasik, to będzie słychać szum morza.
Poszliśmy do sypialni której jako jedynej nie pokazałem Roz, bo miałem przygotowaną dla niej tę kreacje. Sukienka była w delikatnym odcieniu zieleni dopasowana w tali, delikatnie rozkloszowany, zwiewny duł, pośrodku szeroki pasek oddzielający górę od dołu, zdobiony drobnymi diamentami, buty w tym samym odcieniu z diamentowym wzorkiem, do tego delikatny łańcuszek z białego złota z diamentowym serduszkiem
-Nie chcesz mi powiedzieć?...
-Tak to na zamówienie i naprawdę diamenty są prawdziwe wiesz jeden taki maleńki na tym paseczku czy na buciku to cena około 500 zł a jeszcze szlif i obróbka no i tak szybko się uwinęli. Mam nadzieje że trafiłem w gust i nie przesadziłem kochanie. No tym czasem idę do Damona, bo sam muszę w gajerek wskoczyć, bo niebawem zjawią się nasi goście.
-Ty oszalałeś ta kiecka jest warta więcej niż apartament w Etnie.
-Oszalałem na twoim punkcie przyznaje, a kosztowała tylko jakieś 3 apartamenty z pełnym wyposażeniem, ale kasa się nie liczy - wyszedłem.
Po godzinie nasi goście byli już na pokładzie na szczęście zostali w miejscu gdzie, zostali zaproszeni wiec jak już się uszykowaliśmy i wyszedłem z szoku, gdy zobaczyłem swoją uroczą żonę mogliśmy pójść.
-Denerwuje się nie chce zrobić nic głupiego i ta sukienka, a jak jakiś kamyczek odpadnie?
-Nie stresuj się tym nic nie odpadnie no poza tym wyobraz sobie że to zwykła kiecka weszliśmy do jadalni. Witajcie kochani ciesze się że was widzę i chciał bym przedstawić wam moja czarującą żonę Roz.
Moi znajomi no cóż nie wychodzili z podziwu, gdy z nią się witali a dziewczyny z zazdrości aż się trzęsły, bo tu to każda chciała przebić kreacją inną znałem je stąd wziął się mój pomysł z tą sukienką .
-No bracie najlepszego a żona no lśni jak diamencik, bo to chyba niezła próba nie mogę ocenić, bo na odległość.
-Pierwszy sort stary. Paweł jest jubilerem kochanie - wytłumaczyłem Roz stąd jego zainteresowanie świecidełkami
-Tak wiesz zwrócił się do Roz że diament ma kilka odcieni i co powiem te przezroczyste są najrzadsze i szlif karaty, no to co masz na sobie to najlepszy sort ,ale to mógł bym stwierdzić z bliska, ale nie będę się rozpędzał bo znając naszego solenizanta wyłapie
-Ta - roześmiałem się
-Imponujący jacht ale coś nakombinowałeś chyba w projekcie co?
-Trochę pozmieniałem
W ten sposób przedstawili się wszyscy Roz i zaczęliśmy imprezę powolutku. Roz usadowiła się mi na kolanach nie odzywała się na początku, co myślała nie wiem najważniejsze że się przytulała. Lubiłem swoich przyjaciół, ale jakoś odwykłem wolał bym chyba swój jaskiniowy spokój chwilami też się wyłączałem, bo myślałem o dzisiejszym dniu i o pytaniu na które Roz mi nie odpowiedziała. Teraz jeszcze ta maskarada poleciałem po całości dziś naprawdę chyba przesadziłem ze wszystkim, dosłownie. Chyba muszę poszukać psychiatry i to dobrego.
środa, 22 listopada 2017
Od Rozi
To jest chore. Zdecydowanie w naszym świecie wszystko jest prostsze. Zagrożeniem są zimni którzy chcą cie zjeść ale wszyscy którzy przetrwali tą epidemię wiedzą jak sobie z nimi radzić. Drugim zagrożeniem to jakiś dupek mierzący do ciebie z broni ale do tego też już przywykliśmy. Ale w naszym świecie nie ma żadnych chorych pokazów sił w powietrzu. Przecież jak by któryś z nich do nas strzelił to wszystkich nas wywaliło by w kosmos. I do tego nie jestem przyzwyczajona. Nie wierze kto normalny lata z atomówką na pokładzie... A Quick wcale się tym nie przejmował. W ogóle niczym się nie przejmował. On świetnie się bawił. A ja mało co nie dostałam zawału. Jestem kretynką. Dla dobra Damona powinnam dać sobie z tym spokój, powinnam od niego odejść. Bo albo niebawem dowiem się że ktoś go zabił albo przez niego zginiemy. Przecież Sasza porwał mnie bo obawiał się Quicka. Creepy umarła bo ktoś chciał pozbyć się mnie i Damona i to też jest związane z Quickiem. Dlaczego musiałam zakochać się akurat w nim. Najgorsze to że ja nie potrawie i nie chce od niego odejść za bardzo go kocham. Chociaż ta jego zabawa mnie przeraża. Była bym kretynką gdyby tak nie było. Nie rozumiem po co mu ona potrzebna. Chyba tylko by się chwalić. Jak skończył zabawę z samolotami podlecieliśmy by Quick mógł się pobawić ludzmi. Mój syn nie jest lepszy ma niespełna rok a już bawi się miśkiem. Gdy było po wszystkim poszliśmy do wystraszonej rodziny. Wcale im się nie dziwiłam. Gdybym nie przeżyła tego wszystkiego co działo się przez ostatnie 3 lata epidemii wyglądała bym podobnie. Nie mieli pojęcia co ich spotka. Przecież facet tylko chciał podpisać głupią umowę by dostarczać żarcie a spotkało go coś takiego. Zdecydowanie nie wiedział co powiedzieć. Za to Sabrina obwiesiła się różnymi amuletami. I tu również trochę zaszalała z różnymi kultami i kompletnie się pogubiła. Nie miałam pojęcia gdzie właściwie lecimy. Dowiedziałam się chwile pózniej gdy podlecieliśmy pod ogromny jacht. Quick naprawdę sprezentował sobie jacht większy od naszego domu. Naprawdę zaczęłam zastanawiać się ile ona ma kasy na kącie. Przecież to musiało kosztować kilkaset milinów dolarów. Jacht miał lądowisko dla helikopterów, ogromny basen a obok niego poustawiane leżaki, taras widokowy z kanapami i fotelami. Był również bar z barmanem. Zaniemówiłam i wcale nie musiałam oglądać wnętrza. Nasi goście również. Za to Sabrina zaczęła marudzić coś z aurami.
- Może pozbędziesz się tych amuletów bo jeszcze zatoniemy - mruknęłam
- To są amulety przynoszące szczęście - wypaliła Sabrina
- Z masy tych amuletów tylko jeden przynosi i nie szczęście a bogactwo - zauważyłam - reszta to badziewie bez znaczenia. Ty naprawdę nie masz pojęcia co przy sobie nosisz. Więc albo pozbędziesz się tego wszystkiego albo sama wylecisz za burtę i zobaczymy czy amulety cię uratują.
- Jestem kompetentna i wiem co noszę - oburzyła się
- Oczywiście a przyszłość przepowiadasz z duchów z którymi rozmawiasz.
- Tu jest bardzo zła energia - powiedziała i odeszła
- Sabrina zna się na tym - broniła ją Oliwia
- Z iloma wróżkami miałaś do czynienia? - spytałam - uwierz mi Sabrina to marna oszustka. Znadz sobie lepszą wróżkę która nie będzie mieszkała z tobą w domu. Bo ona zmarnuje ci życie.
- Jak Sabrina przepowie że Natalia zachoruje, lekarz to potwierdza
- Powiedz mi jeszcze że chodzisz do prywatnego lekarza
- Chodzę - przytaknęła
- Zdajesz sobie sprawę że wmawiasz sobie to wszystko co mówi Sabrina i sama dążysz do tego że tak się dzieje.
- A lekarz - nie dawała za wygraną
- Im częściej do niego przychodzisz tym więcej kasy zarobi.
Nie mogła się z tym nie zgodzić. Pózniej udało nam się skończyć temat wróżek i Sabriny.
- Jesteście z Polski - powiedziała - jak tam teraz się żyje. Uciekliśmy na początku epidemii
- Nie ma polityków, sądów, policji, więzienia, nie obowiązuje prawo. Po lasach biegają zarazeńcy którzy chcą nas pożreć. Ludzie zabijali się dla jedzenia które się kończyło. No ale wszystko wraca powoli do normy. Nie wszędzie ale można żyć normalnie.
Pózniej weszliśmy do środka i zjedliśmy obiad w ogromnej jadalni. Jadalnia była niesamowita długi ciemny stół, jasne wygodne fotele. Cała ściana była oszklona. A na podłodze jasne marmurowe płytki. Na stole porcelanowa zastawa i posrebrzane sztućce a może to było prawdziwe srebro. Z jadalni było wejście do kuchni, gdzie gotował szef kuchni a posiłki przynosił kelner. Po obiedzie Quick zlecił Mariuszowi odstawić naszych gości do domu. Pózniej poszliśmy obejrzeć cały ten jacht. Był ogromny salon ze szklaną podłogą, skórzane białe kanapy z fotelami do kompletu z czarnymi wykończeniami. Ogromy telewizor z głośnikami umieszczonymi po całym salonie. Była tam sala konferencyjna oraz 15 pokoi luksusowo urządzonych.
- Przecież to musiało kosztować fortunę. Skąd ty masz tyle kasy. Boże ten jacht jest niesamowity. - wypaliłam ale wtedy zaczęłam martwić się że oni mogą mieć przez nas kłopoty, zdążyłam ich nawet polubić - myślisz że nie będą mieli kłopotów przez nas?
- Może pozbędziesz się tych amuletów bo jeszcze zatoniemy - mruknęłam
- To są amulety przynoszące szczęście - wypaliła Sabrina
- Z masy tych amuletów tylko jeden przynosi i nie szczęście a bogactwo - zauważyłam - reszta to badziewie bez znaczenia. Ty naprawdę nie masz pojęcia co przy sobie nosisz. Więc albo pozbędziesz się tego wszystkiego albo sama wylecisz za burtę i zobaczymy czy amulety cię uratują.
- Jestem kompetentna i wiem co noszę - oburzyła się
- Oczywiście a przyszłość przepowiadasz z duchów z którymi rozmawiasz.
- Tu jest bardzo zła energia - powiedziała i odeszła
- Sabrina zna się na tym - broniła ją Oliwia
- Z iloma wróżkami miałaś do czynienia? - spytałam - uwierz mi Sabrina to marna oszustka. Znadz sobie lepszą wróżkę która nie będzie mieszkała z tobą w domu. Bo ona zmarnuje ci życie.
- Jak Sabrina przepowie że Natalia zachoruje, lekarz to potwierdza
- Powiedz mi jeszcze że chodzisz do prywatnego lekarza
- Chodzę - przytaknęła
- Zdajesz sobie sprawę że wmawiasz sobie to wszystko co mówi Sabrina i sama dążysz do tego że tak się dzieje.
- A lekarz - nie dawała za wygraną
- Im częściej do niego przychodzisz tym więcej kasy zarobi.
Nie mogła się z tym nie zgodzić. Pózniej udało nam się skończyć temat wróżek i Sabriny.
- Jesteście z Polski - powiedziała - jak tam teraz się żyje. Uciekliśmy na początku epidemii
- Nie ma polityków, sądów, policji, więzienia, nie obowiązuje prawo. Po lasach biegają zarazeńcy którzy chcą nas pożreć. Ludzie zabijali się dla jedzenia które się kończyło. No ale wszystko wraca powoli do normy. Nie wszędzie ale można żyć normalnie.
Pózniej weszliśmy do środka i zjedliśmy obiad w ogromnej jadalni. Jadalnia była niesamowita długi ciemny stół, jasne wygodne fotele. Cała ściana była oszklona. A na podłodze jasne marmurowe płytki. Na stole porcelanowa zastawa i posrebrzane sztućce a może to było prawdziwe srebro. Z jadalni było wejście do kuchni, gdzie gotował szef kuchni a posiłki przynosił kelner. Po obiedzie Quick zlecił Mariuszowi odstawić naszych gości do domu. Pózniej poszliśmy obejrzeć cały ten jacht. Był ogromny salon ze szklaną podłogą, skórzane białe kanapy z fotelami do kompletu z czarnymi wykończeniami. Ogromy telewizor z głośnikami umieszczonymi po całym salonie. Była tam sala konferencyjna oraz 15 pokoi luksusowo urządzonych.
- Przecież to musiało kosztować fortunę. Skąd ty masz tyle kasy. Boże ten jacht jest niesamowity. - wypaliłam ale wtedy zaczęłam martwić się że oni mogą mieć przez nas kłopoty, zdążyłam ich nawet polubić - myślisz że nie będą mieli kłopotów przez nas?
Od Lexi
Zeszłam na śniadanie i podałam kartkę Saszy, ten w skupieniu ją przeczytał i spojrzał na mnie.
-Jeżeli chodzi o zdjęcie krat, jest to bezcelowe mogę dać ci nowy pokój- skomentował punkt pierwszy.
-Ale mi się podoba ten pokój- sprzeciwiłam się choć tak naprawdę wcale nie zależało mi na tym pokoju- te kraty nie koniecznie. Nie jestem w więzieniu.
-Ale nowy pokój będzie lepszy- próbował mnie przekonać.
-Ale ja chcę ten, tylko bez krat.
-No dobrze. W punkcie drugim napisałaś że chcesz wszystko wiedzieć o projekcie 113, o co dokładnie chodzi?
- No wszytko, co im wstrzykiwałeś, jak przebiega ich nauka, ile ich wszystkich jest, czy można je jakoś zabić czy mają jakiś słaby punkt, wszystko co wiesz ty.
-O ile w zamian powiesz ile ty wiesz o nich.
-Ok- zgodziłam się.
-Punkt trzeci. Chcesz móc wszędzie chodzić. Z tego co pamiętam możesz. Nie zamykam cię w pokoju już od czterech dni.
-mam na myśli że mogę sobie wyjść poza teren rezydencji.- sprostowałam.
-Jedynie w towarzystwie wyznaczonych przeze mnie ludzi. Punkt piąty, chcesz mieć umowę o pracę jako tłumacz i dostawać wynagrodzenie- spojrzał na mnie zdziwiony
-no co? wiesz ile tłumacz zarabia, a na czarno nie pracuję- oburzyłam się. - no i dodatkowo ja nie pokrywam kosztów za rzeczy mi potrzebne.
-nie rozumiem.
-No nie płace ci za to że tu mieszkam, jem, chce telewizor, laptop i jakieś słowniki.
-Po co ci to? -spytał coraz bardziej nic nie rozumiejąc.
-No skoro mam tłumaczyć co mówi projekt 113 muszę rozumieć co do mnie mówią czyli muszę nauczyć się rosyjskiego.- oczywiście to był blef ale chciałam nauczyć się języka aby wiedzieć co oni mówią między sobą.
-No dobrze ale laptopu nie mogę ci dać ani żadnego sprzętu dzięki któremu będziesz mogła się z kimś skontaktować. Szóste. Dni wolne chcesz spędzać w Polsce
-No święta, wakacje ,chce na ten czas wrócić do domu.- wiedziałam że się na to nie zgodzi ale i tak to napisałam, miałam jakąś nadzieję.
-To wykluczone.
-Ale to moja rodzina chcę mieć z nimi jakiś kontakt. - upierałam się przy swoim.
-Może kiedyś do tego wrócimy. I punkt ostatni chcesz umowę na to wszytko.
-Na to że pracuję dla ciebie pod tymi warunkami.- wyjaśniłam.
-Niech będzie.
-Jeżeli chodzi o zdjęcie krat, jest to bezcelowe mogę dać ci nowy pokój- skomentował punkt pierwszy.
-Ale mi się podoba ten pokój- sprzeciwiłam się choć tak naprawdę wcale nie zależało mi na tym pokoju- te kraty nie koniecznie. Nie jestem w więzieniu.
-Ale nowy pokój będzie lepszy- próbował mnie przekonać.
-Ale ja chcę ten, tylko bez krat.
-No dobrze. W punkcie drugim napisałaś że chcesz wszystko wiedzieć o projekcie 113, o co dokładnie chodzi?
- No wszytko, co im wstrzykiwałeś, jak przebiega ich nauka, ile ich wszystkich jest, czy można je jakoś zabić czy mają jakiś słaby punkt, wszystko co wiesz ty.
-O ile w zamian powiesz ile ty wiesz o nich.
-Ok- zgodziłam się.
-Punkt trzeci. Chcesz móc wszędzie chodzić. Z tego co pamiętam możesz. Nie zamykam cię w pokoju już od czterech dni.
-mam na myśli że mogę sobie wyjść poza teren rezydencji.- sprostowałam.
-Jedynie w towarzystwie wyznaczonych przeze mnie ludzi. Punkt piąty, chcesz mieć umowę o pracę jako tłumacz i dostawać wynagrodzenie- spojrzał na mnie zdziwiony
-no co? wiesz ile tłumacz zarabia, a na czarno nie pracuję- oburzyłam się. - no i dodatkowo ja nie pokrywam kosztów za rzeczy mi potrzebne.
-nie rozumiem.
-No nie płace ci za to że tu mieszkam, jem, chce telewizor, laptop i jakieś słowniki.
-Po co ci to? -spytał coraz bardziej nic nie rozumiejąc.
-No skoro mam tłumaczyć co mówi projekt 113 muszę rozumieć co do mnie mówią czyli muszę nauczyć się rosyjskiego.- oczywiście to był blef ale chciałam nauczyć się języka aby wiedzieć co oni mówią między sobą.
-No dobrze ale laptopu nie mogę ci dać ani żadnego sprzętu dzięki któremu będziesz mogła się z kimś skontaktować. Szóste. Dni wolne chcesz spędzać w Polsce
-No święta, wakacje ,chce na ten czas wrócić do domu.- wiedziałam że się na to nie zgodzi ale i tak to napisałam, miałam jakąś nadzieję.
-To wykluczone.
-Ale to moja rodzina chcę mieć z nimi jakiś kontakt. - upierałam się przy swoim.
-Może kiedyś do tego wrócimy. I punkt ostatni chcesz umowę na to wszytko.
-Na to że pracuję dla ciebie pod tymi warunkami.- wyjaśniłam.
-Niech będzie.
Od Quicka
Nie miałem bladego pojęcia o co w tym wszystkim biega i co w tym robi jakaś dziewczyna i czemu alfons z landrynki jest wtyką. No w sumie to chyba powinienem zapytać kto go podesłał i jaki miał w tym cel.
-No mówcie dokładnie co się stało w tym burdelu.
-No Grzesiek zajebał tę dziewczynę co ją sobie wybrał.
-No ale jak? nie spodobało mu się ,czy laska się odwidziała? I po co od razu zabijać, eh
-Ja jej nie zabiłem tylko jak ją posuwałem to ona umarła.
-no nie możliwe one tam badane są i wszystkie zdrowe.
-Coś mi szefie w banie jebło i ją zar..- popatrzył na Roz- no na śmierć.
-Miłość na zabój, rozumiem. Tylko czego oni o nią płaczą to jest ciekawe. No i co to za dziewczyna była. Dobra pózniej porozmawiamy o tym bo jeżeli mafia w tym siedzi to spoko, pały się nie przysrają. Z tym że muszę to wyjaśnić. Rety no patrzcie jak oni wiszą kurde. Roz w porządku?
-Wiesz że nie, jestem raczej w szoku.
-Czekajcie telefon mam. No co tam? - chwilę posłuchałem wyjaśnień- To zaczynajcie ja tu sprzątnę metalowe puszki i wam pomogę. Grzesiek to co zmiana.
-Nie szefie siedzi mi to w bani.
-Spoko Grzesiu to posprawdzaj wszystkim zapięcia i wskocz do fury. Trzymaj hamulec żeby w tą atomówkę nie zajebała.
Grzesiek po chwili truknął co oznaczało że możemy ruszać.
-Jednego zdejmę tutaj, pózniej gdzieś w pole polecimy. To graty ,oblecisz je Mariusz. No co najwyżej to w dupę dostaniemy. Namierzam na jeden, góra
-Tak jest
-Poszła - powiedziałem. Mariusz pociągnął lota w górę pózniej gdy rakieta samonaprowadzająca dotarła do celu zaczęliśmy pikować w dół. Druga puszka dostała ode mnie z działek w śmigło, kilkakrotnie trafiony helikopter zaczął kręcić się wokół własnej osi. Po jakimś czasie spadł. Trzeci zaczął uciekać.
-Dawaj go Maniek tylko równo. No kurwa szlaczki mi tu robi. Aż szkoda mi tej rakiety samonaprowadzającej bo w chuj drogie są zwykłą bym mu przyjebał. Dobra chwila ...mam trzymaj go Mariusz... jeszcze... moment ,teraz w dół. Rakieta poszła i w lewą Maniek bo spadnie na nas chuj
Przybiliśmy piątkę
-No jestem mistrzem przyznaj
-Jasne szefie
-Dobra to na polankę postrzelamy do kaczek hehe
-Uporaliśmy się z tym szybciej niż myślałem szefie.
-Dobra sadzaj go tu już wszystko pod kontrolą widzę
Wstałem z siedzenia i podszedłem do Roz i Damona.
-W porządku?- dopytałem
-Co teraz?- zapytała
-Idę się dogadać i dowiedzieć o co kaman, Grzesiek pilnuj naszych gości, Mariusz ty wez naszego zakładnika. Spluwa do bani i idziemy, Ja im kurwa dam wymianę. Z Mścicielem się nie zadziera.
Wyszliśmy z lota. Obaj mafiozi byli trzymani pod bronią i skuci.
-Witam panowie- powiedziałem- ja ostrzegałem że ze mną się nie tańczy starałem się być miły. Chciałem się nawet dogadać. Już raz straciłem swoją piękną żonę to był pierwszy i ostatni raz. Syn twój drogi smoku złamał zasady. po pierwsze posiadał broń i dał sobie odebrać tę broń ,moja żona go jej pozbawiła i zarobił nią w głowę bo ją dotykał. Ja obciąłem mu tylko prawą rękę żeby miał nauczkę. Teraz obetnę mu lewą bo lubię.A na koniec podetnę mu tętnicę. Zdechnie w mękach bo tego co należy do mnie się nie dotyka. Ty tam- pokazałem na jakiegoś kolesia- odcinaj dłoń, powoli, jemu- wskazałem na mafiozę- kulka a temu drugiemu za chwilę.
-Możemy się dogadać ja nie czuję urazy do ciebie mogę dla ciebie pracować
-Nie możesz ale odpowiedz mi kto to jest a raczej była ta dziewczyna i o co chodzi z tym alfonsem
-Dogadaliśmy się obaj chcieliśmy cię kontrolować i w odpowiednim momencie przejąć interes. Dziewucha miała być wabikiem, lubisz młode suki w tym przeszkodzili nam twoi ludzie bo jeden z nich za ruchał córkę alfonsa na śmierć. Alfons przestraszył się tego drugiego i się wysypał.
Wyjąłem mu broń i strzeliłem do niego.
-Nie mów więcej o osobach podobnych do mojej żony w ten sposób. bo to jakbyś do mnie i do mojej żony mówił rozumiesz? I ty chcesz współpracować ze mną żałosne.
Zabiłem go
-Mariusz dokończ to ścierwo. Panowie przejąć interesy i posterunki obu panów wszystkie papiery na Etnę do recepcji na jutro po proszę. Dziękuję za współpracę idziemy Mariusz. I ucz się chłopie tak się bawi mafia, hehe
Weszliśmy do lota, po drodze poprosiłem Mariusza by nie mówił gdzie lecimy Roz
-załatwione kochanie- przytuliłem ja do siebie- już nic ci nie grozi a jeżeli jeszcze raz ktoś się odważył spotka go ten sam los. Kocham cię słonko- pocałowałem ją.- chodz wracamy do naszych pewnie spanikowanych gości i obiecałem wypad nad wodę to polecimy
-Byłeś bardzo brutalny -stwierdziła Roz
-To sprawa honoru była no po za tym ,eh ,przepraszam. Nie powinnaś tego oglądać ale taka praca eh...
Wróciliśmy do naszych przestraszonych gości
-No Zbigniewie to przynajmniej gdy podpiszemy papiery będziesz miał ochronę mafii, gratis.
-Widziałaś to w kartach Sabrino?- dopytała Roz
-jestem głodna miał być piknik- odpowiedziała na to Sabrina
-I będzie- burknąłem do Sabriny
-Gdzie dokładnie lecimy?- dopytała Roz
-no jesteśmy już nad wodą to niespodzianka zobaczysz.
-Jesteśmy nad celem szefie
-To opuść go jak najniżej -otworzyłem drzwi od lota- jeszcze Maniek bo muszę zeskoczyć. Znaczy ja dam radę ale na pokładzie mamy damy.
-To jest jacht- zaświeciły się oczy mojej Różyczce
-Noo popatrz na nazwę to dziewiczy rejs kochanie.
-Rozali? tak tam jest napisane? - dopytała Rozi
-Dokładnie nazwałem go na twoją cześć, kupiłem go miesiąc temu i zapraszam na pokład.
-No mówcie dokładnie co się stało w tym burdelu.
-No Grzesiek zajebał tę dziewczynę co ją sobie wybrał.
-No ale jak? nie spodobało mu się ,czy laska się odwidziała? I po co od razu zabijać, eh
-Ja jej nie zabiłem tylko jak ją posuwałem to ona umarła.
-no nie możliwe one tam badane są i wszystkie zdrowe.
-Coś mi szefie w banie jebło i ją zar..- popatrzył na Roz- no na śmierć.
-Miłość na zabój, rozumiem. Tylko czego oni o nią płaczą to jest ciekawe. No i co to za dziewczyna była. Dobra pózniej porozmawiamy o tym bo jeżeli mafia w tym siedzi to spoko, pały się nie przysrają. Z tym że muszę to wyjaśnić. Rety no patrzcie jak oni wiszą kurde. Roz w porządku?
-Wiesz że nie, jestem raczej w szoku.
-Czekajcie telefon mam. No co tam? - chwilę posłuchałem wyjaśnień- To zaczynajcie ja tu sprzątnę metalowe puszki i wam pomogę. Grzesiek to co zmiana.
-Nie szefie siedzi mi to w bani.
-Spoko Grzesiu to posprawdzaj wszystkim zapięcia i wskocz do fury. Trzymaj hamulec żeby w tą atomówkę nie zajebała.
Grzesiek po chwili truknął co oznaczało że możemy ruszać.
-Jednego zdejmę tutaj, pózniej gdzieś w pole polecimy. To graty ,oblecisz je Mariusz. No co najwyżej to w dupę dostaniemy. Namierzam na jeden, góra
-Tak jest
-Poszła - powiedziałem. Mariusz pociągnął lota w górę pózniej gdy rakieta samonaprowadzająca dotarła do celu zaczęliśmy pikować w dół. Druga puszka dostała ode mnie z działek w śmigło, kilkakrotnie trafiony helikopter zaczął kręcić się wokół własnej osi. Po jakimś czasie spadł. Trzeci zaczął uciekać.
-Dawaj go Maniek tylko równo. No kurwa szlaczki mi tu robi. Aż szkoda mi tej rakiety samonaprowadzającej bo w chuj drogie są zwykłą bym mu przyjebał. Dobra chwila ...mam trzymaj go Mariusz... jeszcze... moment ,teraz w dół. Rakieta poszła i w lewą Maniek bo spadnie na nas chuj
Przybiliśmy piątkę
-No jestem mistrzem przyznaj
-Jasne szefie
-Dobra to na polankę postrzelamy do kaczek hehe
-Uporaliśmy się z tym szybciej niż myślałem szefie.
-Dobra sadzaj go tu już wszystko pod kontrolą widzę
Wstałem z siedzenia i podszedłem do Roz i Damona.
-W porządku?- dopytałem
-Co teraz?- zapytała
-Idę się dogadać i dowiedzieć o co kaman, Grzesiek pilnuj naszych gości, Mariusz ty wez naszego zakładnika. Spluwa do bani i idziemy, Ja im kurwa dam wymianę. Z Mścicielem się nie zadziera.
Wyszliśmy z lota. Obaj mafiozi byli trzymani pod bronią i skuci.
-Witam panowie- powiedziałem- ja ostrzegałem że ze mną się nie tańczy starałem się być miły. Chciałem się nawet dogadać. Już raz straciłem swoją piękną żonę to był pierwszy i ostatni raz. Syn twój drogi smoku złamał zasady. po pierwsze posiadał broń i dał sobie odebrać tę broń ,moja żona go jej pozbawiła i zarobił nią w głowę bo ją dotykał. Ja obciąłem mu tylko prawą rękę żeby miał nauczkę. Teraz obetnę mu lewą bo lubię.A na koniec podetnę mu tętnicę. Zdechnie w mękach bo tego co należy do mnie się nie dotyka. Ty tam- pokazałem na jakiegoś kolesia- odcinaj dłoń, powoli, jemu- wskazałem na mafiozę- kulka a temu drugiemu za chwilę.
-Możemy się dogadać ja nie czuję urazy do ciebie mogę dla ciebie pracować
-Nie możesz ale odpowiedz mi kto to jest a raczej była ta dziewczyna i o co chodzi z tym alfonsem
-Dogadaliśmy się obaj chcieliśmy cię kontrolować i w odpowiednim momencie przejąć interes. Dziewucha miała być wabikiem, lubisz młode suki w tym przeszkodzili nam twoi ludzie bo jeden z nich za ruchał córkę alfonsa na śmierć. Alfons przestraszył się tego drugiego i się wysypał.
Wyjąłem mu broń i strzeliłem do niego.
-Nie mów więcej o osobach podobnych do mojej żony w ten sposób. bo to jakbyś do mnie i do mojej żony mówił rozumiesz? I ty chcesz współpracować ze mną żałosne.
Zabiłem go
-Mariusz dokończ to ścierwo. Panowie przejąć interesy i posterunki obu panów wszystkie papiery na Etnę do recepcji na jutro po proszę. Dziękuję za współpracę idziemy Mariusz. I ucz się chłopie tak się bawi mafia, hehe
Weszliśmy do lota, po drodze poprosiłem Mariusza by nie mówił gdzie lecimy Roz
-załatwione kochanie- przytuliłem ja do siebie- już nic ci nie grozi a jeżeli jeszcze raz ktoś się odważył spotka go ten sam los. Kocham cię słonko- pocałowałem ją.- chodz wracamy do naszych pewnie spanikowanych gości i obiecałem wypad nad wodę to polecimy
-Byłeś bardzo brutalny -stwierdziła Roz
-To sprawa honoru była no po za tym ,eh ,przepraszam. Nie powinnaś tego oglądać ale taka praca eh...
Wróciliśmy do naszych przestraszonych gości
-No Zbigniewie to przynajmniej gdy podpiszemy papiery będziesz miał ochronę mafii, gratis.
-Widziałaś to w kartach Sabrino?- dopytała Roz
-jestem głodna miał być piknik- odpowiedziała na to Sabrina
-I będzie- burknąłem do Sabriny
-Gdzie dokładnie lecimy?- dopytała Roz
-no jesteśmy już nad wodą to niespodzianka zobaczysz.
-Jesteśmy nad celem szefie
-To opuść go jak najniżej -otworzyłem drzwi od lota- jeszcze Maniek bo muszę zeskoczyć. Znaczy ja dam radę ale na pokładzie mamy damy.
-To jest jacht- zaświeciły się oczy mojej Różyczce
-Noo popatrz na nazwę to dziewiczy rejs kochanie.
-Rozali? tak tam jest napisane? - dopytała Rozi
-Dokładnie nazwałem go na twoją cześć, kupiłem go miesiąc temu i zapraszam na pokład.
Od Lexi
Przez kolejne trzy dni już nie schodziłam na żadne posiłki, jedzenie zawsze ktoś mi przynosił. Drzwi nie były zamykane na klucz ale z niego nie wychodziłam.
Przez te trzy dni nawiązałam kontakt z Leonem i jego 10 braćmi którzy urodzili się niedługo po nim. Udało mi się nawet skontaktować z Alfredem ale ten nie chciał ze mną rozmawiać bo zabiłam jego brata. Przeliczyłam również tabletki które starczą mi na ponad pół roku, do tego czasu powinno mi się udać uciec.
Przez te trzy dni obmyśliłam plan, nie był dokładny i jego realizacja zajmie mi dużo czasu ale jest skuteczny. Nadszedł już czas aby zacząć go wdrażać. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Pierwszy raz od trzech dni.
Wyszłam z budynku , po drodze minęłam pięciu ludzi i jedenastu Alfredów, nikt jednak nawet na mnie nie spojrzał. Zauważyłam około osiem kamer, będę musiała się bardziej na nich skupić.
Był pózny ranek. Poszłam w stronę ogrodu. Zdziwiłam się kiedy zobaczyłam Saszę który mówił coś do Leona, który w skupieniu go słuchał. Nie miałam w planach wpaść na Saszę.
Usiadłam na najbliższej ławce, byłam za daleko by podsłuchać co mówi ale Leon nie potrafił odgradzać swoich myśli, a może nie chciał. Szybko pojęłam że Sasza wysyła Alfredów do różnych miast w Rosji i kliku z bronią do Niemiec. Podobno w większej części Rosji również jest masa zimnych a więc pewnie wysyła ich aby oczyścili teren ale po co do Niemiec? I po co im broń? Oni nie umieją strzelać. Może Leon coś zle zrozumiał. Zanim jednak zdążyłam nad tym pomyśleć Leon odszedł a Sasza usiadł obok mnie.
-Długo nie wychodziłaś z pokoju.
Wzruszyłam tylko ramionami aby mieć czas na podjęcie decyzji, ale skoro już wpadłam na Saszę to czemu nie przyśpieszyć planu.
-Musiałam pomyśleć- powiedziałam po jakimś czasie- chcesz abym robiła ci za tłumacza prawda?- Sasza skinął głową a ja kontynuowałam- mogę spróbować ale nie potrafię tego robić na zawołanie i nie bardzo wiem jak to działa. - i wpadłam na nowy pomysł- No i mam kilka warunków.
-Jakich? -dopytał.
-Eee... muszę je jeszcze przemyśleć, potrzebuję długopisu i kartki i jutro ci je przedstawię.
Sasza się zgodził i dość szybko się zmył, wróciłam do pokoju gdzie na szafce leżała kartka i długopis. Usiadłam na łóżku i wzięłam tą kartkę. Co ja mogę od niego chcieć na co on się zgodzi. Do wieczora siedziałam nad pustą kartką.
Przez te trzy dni nawiązałam kontakt z Leonem i jego 10 braćmi którzy urodzili się niedługo po nim. Udało mi się nawet skontaktować z Alfredem ale ten nie chciał ze mną rozmawiać bo zabiłam jego brata. Przeliczyłam również tabletki które starczą mi na ponad pół roku, do tego czasu powinno mi się udać uciec.
Przez te trzy dni obmyśliłam plan, nie był dokładny i jego realizacja zajmie mi dużo czasu ale jest skuteczny. Nadszedł już czas aby zacząć go wdrażać. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Pierwszy raz od trzech dni.
Wyszłam z budynku , po drodze minęłam pięciu ludzi i jedenastu Alfredów, nikt jednak nawet na mnie nie spojrzał. Zauważyłam około osiem kamer, będę musiała się bardziej na nich skupić.
Był pózny ranek. Poszłam w stronę ogrodu. Zdziwiłam się kiedy zobaczyłam Saszę który mówił coś do Leona, który w skupieniu go słuchał. Nie miałam w planach wpaść na Saszę.
Usiadłam na najbliższej ławce, byłam za daleko by podsłuchać co mówi ale Leon nie potrafił odgradzać swoich myśli, a może nie chciał. Szybko pojęłam że Sasza wysyła Alfredów do różnych miast w Rosji i kliku z bronią do Niemiec. Podobno w większej części Rosji również jest masa zimnych a więc pewnie wysyła ich aby oczyścili teren ale po co do Niemiec? I po co im broń? Oni nie umieją strzelać. Może Leon coś zle zrozumiał. Zanim jednak zdążyłam nad tym pomyśleć Leon odszedł a Sasza usiadł obok mnie.
-Długo nie wychodziłaś z pokoju.
Wzruszyłam tylko ramionami aby mieć czas na podjęcie decyzji, ale skoro już wpadłam na Saszę to czemu nie przyśpieszyć planu.
-Musiałam pomyśleć- powiedziałam po jakimś czasie- chcesz abym robiła ci za tłumacza prawda?- Sasza skinął głową a ja kontynuowałam- mogę spróbować ale nie potrafię tego robić na zawołanie i nie bardzo wiem jak to działa. - i wpadłam na nowy pomysł- No i mam kilka warunków.
-Jakich? -dopytał.
-Eee... muszę je jeszcze przemyśleć, potrzebuję długopisu i kartki i jutro ci je przedstawię.
Sasza się zgodził i dość szybko się zmył, wróciłam do pokoju gdzie na szafce leżała kartka i długopis. Usiadłam na łóżku i wzięłam tą kartkę. Co ja mogę od niego chcieć na co on się zgodzi. Do wieczora siedziałam nad pustą kartką.
Od Rozi
Jak tylko zadzwonił telefon czułam że coś się stało. A jak Quick wyjaśnił że dzwoni Mariusz byłam już pewna. No bo przecież u nas telefon służy tylko do przekazywania złych wieści. Chyba udzieliła mi się schiza własnej matki. Ale jak Quick wrócił po tej rozmowie. Jego mina mówiła wszystko. Coś było bardzo nie tak. Może jednak coś w tych przedmiotach jest. Odbiło mi... Wstałam i podeszłam do niego.
- Mogę cię prosić kochanie - powiedziałam i pociągnęłam go za sobą kawałek dalej.
Musiałam dowiedzieć się o co chodzi. Ale Quick albo nie chciał mi powiedzieć albo sam do końca nie wiedział. Quick poczuł się odpowiedzialny za tą rodzinę i wróżkę. Więc musieliśmy zabrać ich ze sobą.
Niedługo pózniej na podwórku wylądował helikopter. Swoją drogą coś musi być na rzeczy bo Grzesiek wyglądał jak by miał zaraz zostać rozstrzelany albo jak by zobaczył ducha a Mariusz był dziwnie zmieszany. A jednak może narozrabiałam ostatniego wieczoru i Quick przez mnie ma kłopoty. Naprawdę nie miałam pojęcia co się dzieje a ja naprawdę nie lubię być trzymana w niewiedzy. Quick poszedł robić z siebie Mściciela. A cieszył się jak małe dziecko. Boże kochany mój mąż to świr. No bo kto normalny cieszy się z tego że ma kłopoty. Dla niego to chyba im większe tym fajniej. I jak wytrzymują z nim Mariusz i Grzesiek ja zawsze miałam ich za normalnych, odpowiedzialnych, myślących facetów. Trochę irytujących przez to że są takimi służbistami...
- Jak wy z nim wytrzymujecie - mruknęłam - i że jeszcze nie zwariowaliście
- Chyba jednak tak - odparł o dziwo Mariusz. Nie spodziewałam że się do mnie odezwie.
- To pani jest jego żoną - powiedział Grzesiek szybko zmieniając temat
- A kto powiedział że ja jestem normalna - odparłam - o co chodzi?
- Małe kłopoty - powiedział Grzesiek
- Duże kłopoty - sprostował Mariusz
- Jak duże? - dopytałam
- Dwie mafie wypowiedziały wojnę - wyjaśnił Mariusz
Byłam zaskoczona że zemną gadają. Zazwyczaj mnie olewają i traktują jak bym była powietrzem. Wtedy wrócił Quick. I nic więcej się nie dowiedziałam. Quick wydał rozkaz Mariuszowi i chwilę pózniej skontaktował się z tamtymi. Okazało się że chodzi im o jakąś dziewczynę i syna jednego z szefów. Wiedziałam że chodzi o tego typa któremu przywaliłam na tarasie i oblałam go szampanem. Mariusz rano przyprowadził go Quickowi. Kurcze naprawdę nie miał się kto do mnie dobierać tylko synulek jednego z szefów. Nie wiele z tego wszystkiego rozumiałam. By się dogadać chcieli by Quick oddał im mnie i Damona. Dodatkowo znów mieliśmy na pokładzie atomówkę. Po prostu cudownie. Przecież dopiero co wróciłam a jakiś typ znów chce mnie gdzieś przetrzymywać, albo zabić. Bałam się że znów ich stracę. Dlaczego nie możemy mieć spokoju chociaż przez tydzień. Ale przynajmniej te kłopoty nie są przeze mnie. Nie miałam wpływu na to co robił ten dupek i sama sobie z nim poradziłam. To Mariusz go przyciągnął, a z żadną dziewczyną też nie mam nic wspólnego. To jest chore... Quick wziął ode mnie Damona i posadził go w fotelik. Zdecydowanie bardziej wolałam mieć go na rękach ale się nie sprzeciwiałam. Quick wydał odpowiednie rozkazy i lecieliśmy dalej. Odkąd zaczęła się epidemia mieliśmy kłopoty ale z upływem czasu te kłopoty rosną. A wszystko zaczęło się komplikować w chwili gdy porwali Quicka.
- Może powiedzie w końcu o co chodzi z tą dziewczyną? - spytałam nagle
- Właśnie o co chodzi z tą dziewczyną? - podłapał Quick
- Dziewczynę... to... - zaczął plątać się Mariusz
Grzesiek milczał wpatrzony przez siebie. Jak mnie denerwuje takie plątanie. I naprawdę byłam ciekawa co stało się tej dziewczynie. Borys jak tak się plątał to wyszło że ja przespałam się z Saszą.
- Chyba za dużo gadasz z Borysem - skomentowałam
- Mariusz wykrztuś to wreszcie - powiedział Quick
- Zajebałem tą laskę w landrynce - powiedział Grzesiek na jednym tchu
- Że w tym burdelu? - dopytałam
- Mogę cię prosić kochanie - powiedziałam i pociągnęłam go za sobą kawałek dalej.
Musiałam dowiedzieć się o co chodzi. Ale Quick albo nie chciał mi powiedzieć albo sam do końca nie wiedział. Quick poczuł się odpowiedzialny za tą rodzinę i wróżkę. Więc musieliśmy zabrać ich ze sobą.
Niedługo pózniej na podwórku wylądował helikopter. Swoją drogą coś musi być na rzeczy bo Grzesiek wyglądał jak by miał zaraz zostać rozstrzelany albo jak by zobaczył ducha a Mariusz był dziwnie zmieszany. A jednak może narozrabiałam ostatniego wieczoru i Quick przez mnie ma kłopoty. Naprawdę nie miałam pojęcia co się dzieje a ja naprawdę nie lubię być trzymana w niewiedzy. Quick poszedł robić z siebie Mściciela. A cieszył się jak małe dziecko. Boże kochany mój mąż to świr. No bo kto normalny cieszy się z tego że ma kłopoty. Dla niego to chyba im większe tym fajniej. I jak wytrzymują z nim Mariusz i Grzesiek ja zawsze miałam ich za normalnych, odpowiedzialnych, myślących facetów. Trochę irytujących przez to że są takimi służbistami...
- Jak wy z nim wytrzymujecie - mruknęłam - i że jeszcze nie zwariowaliście
- Chyba jednak tak - odparł o dziwo Mariusz. Nie spodziewałam że się do mnie odezwie.
- To pani jest jego żoną - powiedział Grzesiek szybko zmieniając temat
- A kto powiedział że ja jestem normalna - odparłam - o co chodzi?
- Małe kłopoty - powiedział Grzesiek
- Duże kłopoty - sprostował Mariusz
- Jak duże? - dopytałam
- Dwie mafie wypowiedziały wojnę - wyjaśnił Mariusz
Byłam zaskoczona że zemną gadają. Zazwyczaj mnie olewają i traktują jak bym była powietrzem. Wtedy wrócił Quick. I nic więcej się nie dowiedziałam. Quick wydał rozkaz Mariuszowi i chwilę pózniej skontaktował się z tamtymi. Okazało się że chodzi im o jakąś dziewczynę i syna jednego z szefów. Wiedziałam że chodzi o tego typa któremu przywaliłam na tarasie i oblałam go szampanem. Mariusz rano przyprowadził go Quickowi. Kurcze naprawdę nie miał się kto do mnie dobierać tylko synulek jednego z szefów. Nie wiele z tego wszystkiego rozumiałam. By się dogadać chcieli by Quick oddał im mnie i Damona. Dodatkowo znów mieliśmy na pokładzie atomówkę. Po prostu cudownie. Przecież dopiero co wróciłam a jakiś typ znów chce mnie gdzieś przetrzymywać, albo zabić. Bałam się że znów ich stracę. Dlaczego nie możemy mieć spokoju chociaż przez tydzień. Ale przynajmniej te kłopoty nie są przeze mnie. Nie miałam wpływu na to co robił ten dupek i sama sobie z nim poradziłam. To Mariusz go przyciągnął, a z żadną dziewczyną też nie mam nic wspólnego. To jest chore... Quick wziął ode mnie Damona i posadził go w fotelik. Zdecydowanie bardziej wolałam mieć go na rękach ale się nie sprzeciwiałam. Quick wydał odpowiednie rozkazy i lecieliśmy dalej. Odkąd zaczęła się epidemia mieliśmy kłopoty ale z upływem czasu te kłopoty rosną. A wszystko zaczęło się komplikować w chwili gdy porwali Quicka.
- Może powiedzie w końcu o co chodzi z tą dziewczyną? - spytałam nagle
- Właśnie o co chodzi z tą dziewczyną? - podłapał Quick
- Dziewczynę... to... - zaczął plątać się Mariusz
Grzesiek milczał wpatrzony przez siebie. Jak mnie denerwuje takie plątanie. I naprawdę byłam ciekawa co stało się tej dziewczynie. Borys jak tak się plątał to wyszło że ja przespałam się z Saszą.
- Chyba za dużo gadasz z Borysem - skomentowałam
- Mariusz wykrztuś to wreszcie - powiedział Quick
- Zajebałem tą laskę w landrynce - powiedział Grzesiek na jednym tchu
- Że w tym burdelu? - dopytałam
Subskrybuj:
Posty (Atom)