środa, 22 listopada 2017

Od Rozi

Jak tylko zadzwonił telefon czułam że coś się stało. A jak Quick wyjaśnił że dzwoni Mariusz byłam już pewna. No bo przecież u nas telefon służy tylko do przekazywania złych wieści. Chyba udzieliła mi się schiza własnej matki. Ale jak Quick wrócił po tej rozmowie. Jego mina mówiła wszystko. Coś było bardzo nie tak. Może jednak coś w tych przedmiotach jest. Odbiło mi...  Wstałam i podeszłam do niego.
- Mogę cię prosić kochanie - powiedziałam i pociągnęłam go za sobą kawałek dalej.
Musiałam dowiedzieć się o co chodzi. Ale Quick albo nie chciał mi powiedzieć albo sam do końca nie wiedział. Quick poczuł się odpowiedzialny za tą rodzinę i wróżkę. Więc musieliśmy zabrać ich ze sobą.
Niedługo pózniej na podwórku wylądował helikopter. Swoją drogą coś musi być na rzeczy bo Grzesiek wyglądał jak by miał zaraz zostać rozstrzelany albo jak by zobaczył ducha a Mariusz był dziwnie zmieszany. A jednak może narozrabiałam ostatniego wieczoru i Quick przez mnie ma kłopoty. Naprawdę nie miałam pojęcia co się dzieje a ja naprawdę nie lubię być trzymana w niewiedzy. Quick poszedł robić z siebie Mściciela. A cieszył się jak małe dziecko. Boże kochany mój mąż to świr. No bo kto normalny cieszy się z tego że ma kłopoty. Dla niego to chyba im większe tym fajniej. I jak wytrzymują z nim Mariusz i Grzesiek ja zawsze miałam ich za normalnych, odpowiedzialnych, myślących facetów. Trochę irytujących przez to że są takimi służbistami...
- Jak wy z nim wytrzymujecie - mruknęłam - i że jeszcze nie zwariowaliście
- Chyba jednak tak - odparł o dziwo Mariusz. Nie spodziewałam że się do mnie odezwie.
- To pani jest jego żoną - powiedział Grzesiek szybko zmieniając temat
- A kto powiedział że ja jestem normalna - odparłam - o co chodzi?
- Małe kłopoty - powiedział Grzesiek
- Duże kłopoty - sprostował Mariusz
- Jak duże? - dopytałam
- Dwie mafie wypowiedziały wojnę - wyjaśnił Mariusz
Byłam zaskoczona że zemną gadają. Zazwyczaj mnie olewają i traktują jak bym była powietrzem. Wtedy wrócił Quick. I nic więcej się nie dowiedziałam. Quick wydał rozkaz Mariuszowi i chwilę pózniej skontaktował się z tamtymi. Okazało się że chodzi im o jakąś dziewczynę i syna jednego z szefów. Wiedziałam że chodzi o tego typa któremu przywaliłam na tarasie i oblałam go szampanem. Mariusz rano przyprowadził go Quickowi. Kurcze naprawdę nie miał się kto do mnie dobierać tylko synulek jednego z szefów. Nie wiele z tego wszystkiego rozumiałam. By się dogadać chcieli by Quick oddał im mnie i Damona. Dodatkowo znów mieliśmy na pokładzie atomówkę. Po prostu cudownie. Przecież dopiero co wróciłam a jakiś typ znów chce mnie gdzieś przetrzymywać, albo zabić. Bałam się że znów ich stracę. Dlaczego nie możemy mieć spokoju chociaż przez tydzień. Ale przynajmniej te kłopoty nie są przeze mnie. Nie miałam wpływu na to co robił ten dupek i sama sobie z nim poradziłam. To Mariusz go przyciągnął, a z żadną dziewczyną też nie mam nic wspólnego. To jest chore... Quick wziął ode mnie Damona i posadził go w fotelik. Zdecydowanie bardziej wolałam mieć go na rękach ale się nie sprzeciwiałam. Quick wydał odpowiednie rozkazy i lecieliśmy dalej. Odkąd zaczęła się epidemia mieliśmy kłopoty ale z upływem czasu te kłopoty rosną. A wszystko zaczęło się komplikować w chwili gdy porwali Quicka.
- Może powiedzie w końcu o co chodzi z tą dziewczyną? - spytałam nagle
- Właśnie o co chodzi z tą dziewczyną? - podłapał Quick
- Dziewczynę... to... - zaczął plątać się Mariusz
Grzesiek milczał wpatrzony przez siebie. Jak mnie denerwuje takie plątanie. I naprawdę byłam ciekawa co stało się tej dziewczynie. Borys jak tak się plątał to wyszło że ja przespałam się z Saszą.
- Chyba za dużo gadasz z Borysem - skomentowałam
- Mariusz wykrztuś to wreszcie - powiedział Quick
- Zajebałem tą laskę w landrynce - powiedział Grzesiek na jednym tchu
- Że w tym burdelu? - dopytałam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz