No tak no to mamy teraz prawdziwą apokalipsę. Kurwa a ja sobie zrobiłem dziś wolne od życia. To te skurwysynu musiały iść sobie do lasu. Wybiegłem z domu, gwizdnąłem na palcach biegnąć po drodze zabijałem zimnych którzy napatoczyli mi się pod nóż.
-Mariusz otwieraj tir i zwijaj ludzi. Znaczy cywilów. I skrzyknij mi tu zaraz całą ekipę- w miedzy czasie cały czas wybijałem trupole. Mariusz skrzyknął ludzi.
-Nie podchodzić strzelać we łby a jak coś dobijać nożami. Nie dać się ugryść zadrapać jednym słowem dotknąć. zrozumieli? To won. - Mariusz zabijał ze mną trupy.
-Kurwa nawet niedzwiedz tu pracuje- krzyknął Mariusz. Wtedy wpadł na mnie Zombiak spróbowałem wydać mu polecenie a może się uda.
-Zombiak zaganiaj trupole w jedno miejsce.- pies pociągnął za sobą kilka trupów i zaczął biegać w koło nich a te ustawiły się w ładne kółeczko. Łatwo było ich wybić. Dalej to już szło łatwo. Zombiak wykonywał te same polecenie i ten sam scenariusz. Po drodze minąłem Luke
-Nie zła taktyka- krzyknął. Pózniej przybiegła Pati.
-No i nawet Zombie się szefa słucha.
-Pomylił się- stwierdziłem. Dla nas to była normalna robota zwykła codzienność. Natomiast dla ludzi z koloni to była apokalipsa. Dopiero rano okazało się ile osób zginęło. Nie liczyłem ale bardzo wiele. Podobijaliśmy ich tak nakazałem. Ludzie nie rozumieli ale tak trzeba tłumaczyłem.
-Zmienią się i będą tacy sami jak ci co nas zaatakowali.
Do rana poleciłem wszystkim zostać w tirach i samochodach. Uwaleni krwią ja Luke i Pati wracaliśmy do domu.
-Jutro musimy zacząć stawiać ogrodzenie- powiedziałem.
-No i trzeba sprawdzić te stado. Teraz Rozi nie pozwoli mi się włóczyć po lesie.
-I co będą tak siedzieć w tirach- dopytał Luke.
-Człowieku my na kwadracie mamy ze 40 osób. Te debile same się wybijały zamiast strzelać do trupów.
I faktycznie gdy tylko dotarliśmy do domu panował tam niezły galimatias. Rozi podbiegła do nas i zapytał czy nic nam nie jest.
-Tylko się troszkę pobrudziliśmy.- odparłem. Luke i Pati poszli się myć spojrzałem na Różyczkę.
-Wszystko w porządku skarbie?- zapytałem.
-Drake- tylko wymamrotała i nadal zajmowała się rannymi. Zbiegłem na dół a przy Drake'u siedziała zapłakana Alex.
-Zimny go dziabnął?- zapytałem
-Nie jakiś debil postrzelił- odpowiedziała Alex
-I co z nim?
-Podobno będzie dobrze ale stracił dużo krwi.
-Ok- powiedziałem ostrożnie. Ale dobrze to to raczej nie wyglądało. Więc poszedłem do profesora. Ten od raz postanowił zrobić usg.
-Kula przeszła miedzy żebrami- powiedział- i przebiła płuco. Nie wiem czemu Amanda tego nie odbarczyła.
-Jaka igła- zapytałem
-Daj dziesiątkę - powiedział profesor. I wbił Drake'owi igłę w odpowiednie miejsce. I poszedł.
-Czy on umrze?-zapytała Alex.
-Teraz już chyba raczej nie. Ale gdyby nie fakt że Amanda przegapiła zapadnięte płuco to pewnie by się już obudził.
-A tą igłę to kto mu wyjmie, długą ją będzie miał w sobie już cały czas?
-Uspokój się Alex bądz silna. Płuco musi się rozkurczyć wiec poczekam aż zacznie lecieć krew i wtedy usunę igłę.
-Znowu krew, przecież on już się prawie wykrwawił na śmierć.
-Tak musi być.
-A ty skąd niby o tym wiesz?- dopytała
-Amanda kiedyś coś takiego oglądała.- sam bym tego nie zrobił bo nie wiem jak ale wyjąć i za bandażować to już potrafię.
Po kilku minutach Drake zaczął oddychać spokojniej.
-Będzie dobrze Alex. Zobacz już lepiej oddycha.
-A po co mu ten tlen.
-Żeby było mu łatwiej. Dobrze to jak się obudzi i znów tracił by przytomność to proszę zawołaj mnie bo Amanda to jest chyba jakaś zabiegana ,bo może będzie trzeba zorganizować krew dla Drake'a.
Drake otworzył na chwilę oczy.
-Trzymaj się stary- powiedziałem- będzie dobrze.
-Czy ja jestem już w niebie- dopytał
-nie nadal żyjemy w tym piekle. A Alex?
-jestem- powiedziała biorąc go za rękę i w tym samym momencie Drake znów stracił przytomność.
-Tak musi być?- dopytała
-nie potrafię ci odpowiedzieć na to pytanie Alex. Ale jeżeli powtórzy to się jeszcze kilkukrotnie to daj mi znać. teraz muszę uciekać.
Powoli jakoś ogarnęliśmy całą tą sytuacje. Wojskowi odprowadzali opatrzonych ludzi do tirów a ja sam chodziłem po ulicach i patrolowałem teren.
-Dziś nikt nie śpi- krzyknąłem do ludzi- trzeba bronić koloni przed zimnymi
-Tak jest- powiedzieli. Krzysiek przybiegł i powiedział że potrzebna jest krew. Dopytałem czy wie jaka grupa
-Ab+- powiedział
-Ma ktoś taką ludzie- krzyknąłem. Trzech się zgłosiło.- To chodzcie ze mną. A reszta na czujkach stójcie i pamiętajcie strzelać w łeb .
Jutro rozmówię się z nimi kurwa mać. Po drodze pytałem chłopaków czy nie są ugryzieniu lub zadrapani. Co prawda zaprzeczyli ale i tak Amanda i profesor dokładnie ich sprawdzili przy Drake'u siedziała Rozi i Alex. Ten był przytomny biały jak ściana i musiał mieć gorączkę bo ludzi nawet nie poznawał Jedyne co mogłem zrobić to przytulić je obie i uspokajać że będzie dobrze.
-Rozi płot to jeszcze działa?
-Tak- odparła.
-Włącz go proszę.
-Muszę? -dopytała.
-Gdybym wiedział jak, sam bym to zrobił.
-Chcesz mi powiedzieć że to znów się zaczęło?
-No niestety jutro zobaczę na jaką skale.
-Nie będziesz już nigdzie szedł?
-Wyjdę tylko i powiem by nikt nie podchodził do płotu. - i tak też zrobiłem. Do rana z dziewczynami siedziałem przy Drake'u. Cała reszta poszła spać tylko Pati i Zombiak byli przy ogrodzeniu. Nad ranem Drake jakby nigdy nic oznajmił
-No jaki mam ładny komitet powitalny.
-już mu chyba trochę lepiej- uśmiechnęła się Alex. Ale Drake oczywiście musiał być w centrum zainteresowania. Najpierw opowiadał dziewczynom jaki to był dzielny a co chwila biadolił że coś go boli co było zrozumiałe i co jakiś czas przysypiał.
-To może ja teraz pójdę się umyję.
niedziela, 8 października 2017
Od Lexi
Ze snu wyrwały mnie wystrzały. Zerwałam się z łóżka i zbiegłam na dół z bronią w ręku. Przy radiu siedziała Pati
-Poszedł na wartę- wypaliła za nim zdążyłam zapytać. W tej samej chwili do salonu wszedł Quick. Nie wiele myśląc od razu wybiegłam z domu, nie zważając na krzyki Quicka, który już pewnie doskonale wiedział o co chodzi. Wokół domu nikogo nie było. Strzały dobiegały z lasu i w tę stronę też pobiegłam. Po drodze mijałam biegających ludzi w panice. I wtedy zauważyłam zimnego, który gryzł jakąś kobietę. Zastrzeliłam trupa a kobietę zostawiłam choć błagała bym jej pomogła. Pewnie pózniej będę miała wyrzuty sumienia. Weszłam w las od razu wbijając nóż w trupa. Usłyszałam szczekanie Zombie, pobiegłam w tym kierunku. Pies obskakiwał jednego z zimnych. Dobiłam to.
-Szukaj Drake- wydałam polecenie a pies pędem ruszył przed siebie. Ledwo go doganiałam. Zagłębiałam się coraz bardziej w las, mijałam przerażonych ludzi którzy nawet nie wiedzieli jak się bronić.
-Strzelaj w łeb- poleciłam jakiemuś nastolatkowi z bronią- i przekaż to każdemu kogo spotkasz.
Byłam pewna że Quick i Luke obmyślą jakiś plan. Że jakoś to ogarną. Bałam się i to bardzo, o tego kretyna, ale nie mogłam wpadać w panikę. Nie wiem ile czasu go szukałam ale w końcu znalazłam. Otaczał go wianuszek trupów. Zombiak po obezwładniał ich a ja podobijałam. Drake całą koszulkę miał w krwi i nie przesadzam bo koszulka była biała, znaczy wcześniej bo teraz była czerwona. Kiedy do niego podeszłam zachwiał się na mnie.
-Pięknie dziś wyglądasz- wypalił. Miałam ochotę mu przywalić.
-Ok, co się stało?- spytałam próbując zlokalizować ranę.
-No gnój mnie postrzelił- wyjaśnił i strzelił w podchodzącego trupa.
-Wracamy do domu- postanowiłam i próbowałam uciskać ranę. Po raz kolejny poczułam tą bezsilność. Drake tracił dużo krwi, nie wiadomo czy pocisk nie przebił jakiś narządów. A w okół było pełno zimnych...
-Alex nie panikuj- powiedział Drake.
-Nie panikuje jestem bardzo spokojna- zapewniłam ale i tak poczułam jak po policzku zaczynają mi spływać łzy. Ech jak ja tego nienawidziłam. Drake coraz bardziej się na mnie wspierał...
-Dojdziesz do domu?- spytałam
-Pewnie, nic mi nie jest- zapewnił ale wiedziałam że blefuje.
-Ej ty- krzyknęłam do jakiegoś chłopaka w czerwonej bluzie, był mniej więcej w wieku mojego brata- znajdz mi jakiś samochód i migusiem mi tu wróć.
-Do lasu?- dopytał
-Tak, a jak nie wrócisz to cie znajdę i obiecuję że cię rzucę na pożarcie tym bestiom- pogroziłam a ten od razu pobiegł miałam tylko nadzieje że mnie nie oleje. Pomogłam Drake'owi usiąść na ziemi pod drzewem.
-Alex, naprawdę mi nic nie jest- zapewniał.
-Cii- uciszyłam go i pomogłam mu zdjąć kurtkę i koszulkę.
-Nie sądzisz że to kiepski moment na...- syknął z bólu
-Przepraszam- szepnęłam przyciskając zmiętą koszulkę do rany.-Zakładaj- rozkazałam pomagając mu założyć z powrotem kurtkę. Przyłożyłam mu rękę do czoła. Nie dość że stracił mnóstwo krwi to jeszcze dostał gorączki. Nie wiem ile czasu minęło.
-Alex nie płacz- poprosił Drake wycierając mi łzy z policzka- będzie dobrze.
Ale ja naprawdę nie potrafiłam zapanować nad łzami. Błagałam w myślach żeby ten dupek mi pomógł aby tu przyjechał albo żeby przyszedł tu Quick albo Luke albo nawet Rozi. Ale minuty mijały a Drake coraz bardziej zalewał się krwią, na czole miał kropelki potu i zaczynał zamykać oczy.
-Drake nie zasypiaj- nakazałam.
-Wcale nie zamierzałem- zapewnił i wtedy usłyszałam warkot silnika, odetchnęłam z ulgą. Chłopak wysiadł z samochodu i pomógł mi posadzić Drake'a na tylnym siedzeniu.
-Zawieś mnie do domu- rozkazałam i od razu zdałam sobie sprawę że to pewnie nic mu nie mówi- do domu szefa.- poprawiłam się.
-Ok, ugryzli go?- spytał. Przecząco pokręciłam głową.
-Postrzelili, możesz szybciej.
I tak go pośpieszałam kilkukrotnie do puki nie dojechaliśmy do domu. Chłopak pomógł mi wprowadzić Drake'a do domu gdzie było sporo ludzi. Amanda biegała wokół nich wraz z Rozi i Profesorem.
-Drake.- zawołała Rozi i od razu do nas podbiegła.
-Postrzelili go- wyjaśniłam- Amanda choć tu ale to już.
-Do gabinetu go- poradziła. Zaprowadziłyśmy go do piwnicy gdzie zrobiliśmy gabinet dla Amandy. Tam również było kilka osób.
-Quick pozgarniał ludzi i stara się to jakoś ogarnąć z resztą. Mi nie pozwolili iść.
-I dobrze, bardziej przydasz się tutaj. - powiedziałam pomagając Drake'owi położyć się na wskazanym przez Amandę łóżku.
-Rozi idz na górę- poleciła
-Ale to mój brat- upierała się.
-Oni potrzebują czyjejś pomocy przecież się nie rozdwoję.
-Dobra- poddała się Rozi- ale ty z nim zostaniesz?- spytała mnie. Wiedziałam że powinnam pójść pomóc na zewnątrz w końcu nie zle strzelałam ale nie potrafiłabym go zostawić a więc nawet nie miałam problemu z obiecaniem tego Rozi.
Jak tylko Rozi poszła Drake stracił przytomność Amanda uspokajała że to wcale niczego nie przesądza. Drake kilkukrotnie odzyskiwał przytomność i za każdym razem przeklinał. Amanda co chwila kazała mi coś przynieść czy coś potrzymać. Zebrała wokół niego masę sprzętu co wystraszyło mnie jeszcze bardziej. Ale wierzyłam że Amanda wie co robi. Wydawało mi się że minęły godziny zanim Amanda oznajmiła że skończyła i od razu gdzieś pobiegła. Drake był wciąż nie przytomny. Usiadłam obok niego i zaczęłam gładzić go po włosach.
Niech no tylko odważy mi się nie obudzić...
-Poszedł na wartę- wypaliła za nim zdążyłam zapytać. W tej samej chwili do salonu wszedł Quick. Nie wiele myśląc od razu wybiegłam z domu, nie zważając na krzyki Quicka, który już pewnie doskonale wiedział o co chodzi. Wokół domu nikogo nie było. Strzały dobiegały z lasu i w tę stronę też pobiegłam. Po drodze mijałam biegających ludzi w panice. I wtedy zauważyłam zimnego, który gryzł jakąś kobietę. Zastrzeliłam trupa a kobietę zostawiłam choć błagała bym jej pomogła. Pewnie pózniej będę miała wyrzuty sumienia. Weszłam w las od razu wbijając nóż w trupa. Usłyszałam szczekanie Zombie, pobiegłam w tym kierunku. Pies obskakiwał jednego z zimnych. Dobiłam to.
-Szukaj Drake- wydałam polecenie a pies pędem ruszył przed siebie. Ledwo go doganiałam. Zagłębiałam się coraz bardziej w las, mijałam przerażonych ludzi którzy nawet nie wiedzieli jak się bronić.
-Strzelaj w łeb- poleciłam jakiemuś nastolatkowi z bronią- i przekaż to każdemu kogo spotkasz.
Byłam pewna że Quick i Luke obmyślą jakiś plan. Że jakoś to ogarną. Bałam się i to bardzo, o tego kretyna, ale nie mogłam wpadać w panikę. Nie wiem ile czasu go szukałam ale w końcu znalazłam. Otaczał go wianuszek trupów. Zombiak po obezwładniał ich a ja podobijałam. Drake całą koszulkę miał w krwi i nie przesadzam bo koszulka była biała, znaczy wcześniej bo teraz była czerwona. Kiedy do niego podeszłam zachwiał się na mnie.
-Pięknie dziś wyglądasz- wypalił. Miałam ochotę mu przywalić.
-Ok, co się stało?- spytałam próbując zlokalizować ranę.
-No gnój mnie postrzelił- wyjaśnił i strzelił w podchodzącego trupa.
-Wracamy do domu- postanowiłam i próbowałam uciskać ranę. Po raz kolejny poczułam tą bezsilność. Drake tracił dużo krwi, nie wiadomo czy pocisk nie przebił jakiś narządów. A w okół było pełno zimnych...
-Alex nie panikuj- powiedział Drake.
-Nie panikuje jestem bardzo spokojna- zapewniłam ale i tak poczułam jak po policzku zaczynają mi spływać łzy. Ech jak ja tego nienawidziłam. Drake coraz bardziej się na mnie wspierał...
-Dojdziesz do domu?- spytałam
-Pewnie, nic mi nie jest- zapewnił ale wiedziałam że blefuje.
-Ej ty- krzyknęłam do jakiegoś chłopaka w czerwonej bluzie, był mniej więcej w wieku mojego brata- znajdz mi jakiś samochód i migusiem mi tu wróć.
-Do lasu?- dopytał
-Tak, a jak nie wrócisz to cie znajdę i obiecuję że cię rzucę na pożarcie tym bestiom- pogroziłam a ten od razu pobiegł miałam tylko nadzieje że mnie nie oleje. Pomogłam Drake'owi usiąść na ziemi pod drzewem.
-Alex, naprawdę mi nic nie jest- zapewniał.
-Cii- uciszyłam go i pomogłam mu zdjąć kurtkę i koszulkę.
-Nie sądzisz że to kiepski moment na...- syknął z bólu
-Przepraszam- szepnęłam przyciskając zmiętą koszulkę do rany.-Zakładaj- rozkazałam pomagając mu założyć z powrotem kurtkę. Przyłożyłam mu rękę do czoła. Nie dość że stracił mnóstwo krwi to jeszcze dostał gorączki. Nie wiem ile czasu minęło.
-Alex nie płacz- poprosił Drake wycierając mi łzy z policzka- będzie dobrze.
Ale ja naprawdę nie potrafiłam zapanować nad łzami. Błagałam w myślach żeby ten dupek mi pomógł aby tu przyjechał albo żeby przyszedł tu Quick albo Luke albo nawet Rozi. Ale minuty mijały a Drake coraz bardziej zalewał się krwią, na czole miał kropelki potu i zaczynał zamykać oczy.
-Drake nie zasypiaj- nakazałam.
-Wcale nie zamierzałem- zapewnił i wtedy usłyszałam warkot silnika, odetchnęłam z ulgą. Chłopak wysiadł z samochodu i pomógł mi posadzić Drake'a na tylnym siedzeniu.
-Zawieś mnie do domu- rozkazałam i od razu zdałam sobie sprawę że to pewnie nic mu nie mówi- do domu szefa.- poprawiłam się.
-Ok, ugryzli go?- spytał. Przecząco pokręciłam głową.
-Postrzelili, możesz szybciej.
I tak go pośpieszałam kilkukrotnie do puki nie dojechaliśmy do domu. Chłopak pomógł mi wprowadzić Drake'a do domu gdzie było sporo ludzi. Amanda biegała wokół nich wraz z Rozi i Profesorem.
-Drake.- zawołała Rozi i od razu do nas podbiegła.
-Postrzelili go- wyjaśniłam- Amanda choć tu ale to już.
-Do gabinetu go- poradziła. Zaprowadziłyśmy go do piwnicy gdzie zrobiliśmy gabinet dla Amandy. Tam również było kilka osób.
-Quick pozgarniał ludzi i stara się to jakoś ogarnąć z resztą. Mi nie pozwolili iść.
-I dobrze, bardziej przydasz się tutaj. - powiedziałam pomagając Drake'owi położyć się na wskazanym przez Amandę łóżku.
-Rozi idz na górę- poleciła
-Ale to mój brat- upierała się.
-Oni potrzebują czyjejś pomocy przecież się nie rozdwoję.
-Dobra- poddała się Rozi- ale ty z nim zostaniesz?- spytała mnie. Wiedziałam że powinnam pójść pomóc na zewnątrz w końcu nie zle strzelałam ale nie potrafiłabym go zostawić a więc nawet nie miałam problemu z obiecaniem tego Rozi.
Jak tylko Rozi poszła Drake stracił przytomność Amanda uspokajała że to wcale niczego nie przesądza. Drake kilkukrotnie odzyskiwał przytomność i za każdym razem przeklinał. Amanda co chwila kazała mi coś przynieść czy coś potrzymać. Zebrała wokół niego masę sprzętu co wystraszyło mnie jeszcze bardziej. Ale wierzyłam że Amanda wie co robi. Wydawało mi się że minęły godziny zanim Amanda oznajmiła że skończyła i od razu gdzieś pobiegła. Drake był wciąż nie przytomny. Usiadłam obok niego i zaczęłam gładzić go po włosach.
Niech no tylko odważy mi się nie obudzić...
Od Drake do pozostałych
Dzień minął spokojnie i oprócz Filipa nikt więcej nie dostał po mordzie. Quick i Rozi chyba poszli na górę.
Nie lubię nie dokończonych spraw. Zwłaszcza jeżeli chodzi o Rozi albo Alex. Ta druga w dziwny sposób stała się dla mnie ważna. A początki były dość trudne tak jak cały nasz związek. Zszedłem na dół do bunkra. Ostatnio z Lexi przeszukiwaliśmy bunkier ale szukaliśmy papieru, teraz muszę znalezć czytnik. Nie wiem ile czasu tam spędziłem, ale przeszukałem cały bunkier kawałek po kawałku. Aż w końcu znalazłem mały, dotykowy czytnik o zgrozo 8 cyfrowy. No pięknie... Kolejnych parę godzin spędziłem na łamaniu kodu. By na koniec wyjść wściekły, po kompletnej porażce. Nie lubię jak coś mi nie wychodzi. Usiadłem w salonie na kanapie.
- Idę na wartę - oznajmiła Pati wkładając kurtkę
- Pati - zacząłem - wyrobiłaś już normę - zauważyłem
Dziewczyna ostatnimi czasy wcale się nie oszczędzała i nie mal dzień w dzień siedziała na warcie. Czasem nawet o wiele za długo niż ustalaliśmy
- Ktoś musi - upierała się
- Pójdę - zaoferowałem się
- Chcę iść na wartę - nie dawała za wygraną
- To nie moja sprawa ale...
- Jak nie twoja to się nie wtrącaj - warknęła
- Spoko ale dziś ja biorę wartę
Ściągnąłem kurtkę i wyszedłem z domu za nim zdążyła zrobić to ona. Z tego pośpiechu nie odłożyłem ani kartki ani długopisu który miałem w ręku. Nie wziąłem również broni, ale nie zamierzałem wracać do domu. W tedy Pati poszła by na wartę. Czy ona w ogóle sypia?
- Jestem na radiu - oznajmiła Pati przez urządzenie
- Czy ty nie możesz spać - odparłem
Zombie biegał koło mnie. Było już póznio i wszyscy oprócz stróżujących "psów" zapewne spała. Poszliśmy na wyznaczone miejsce do warty. Wszedłem na drzewo, usiadłem na gałęzi i zacząłem zapisywać na kartce najróżniejsze kombinacje cyfr. Podkreślając te które mógł użyć facet. Każdy ma swój pewien sposób hasłowania i jeżeli złamiesz komuś hasło na pocztę najprawdopodobniej masz hasło do wszystkich kont. Lecz są ludzie bardziej inteligentni i na wszystko zakładają inne hasła. Wtedy też w jakiś sposób są identyczne. Na przykład nasz profesorek psychopata miał coś z cyfrą nr 3 i każdy jego kod miał w sobie tę cyfrę. Wystarczy tylko pomyśleć i rozszyfrować klucz.
- Drake - usłyszałem głos Pati w urządzeniu
- No? - mruknąłem
- Co jest ze mną nie tak? - spytała nagle
- Po za tym że jesteś bi? - dopytałem
- Właśnie - podłapała - jestem Bi. Nie jestem wymagająca, otworzyłam się nawet na obie płci a i tak nie mam ani chłopaka ani dziewczyny
- Pati nie jestem psychologiem - odparłem - i już na pewno nie ogarniam dziewczyn nawet jeżeli lubią inne dziewczyny. Wiesz Pati ja mogę pogadać z tobą o tym która ma ładny tyłek albo coś takiego
- Co ona ma czego ja nie mam - ciągnęła dalej
No to się wkopałem...
- Nie wiem Pati - odparłem
Co mam jej powiedzieć że Julka jest ładniejsza i bardziej kobieca... A może właśnie to powinienem powiedzieć.
- Za nim ona się pojawiła to myślałam że między nami coś było... Gadam głupoty - powiedziała - miłej warty jak coś to do usłyszenia
- Pati
- No - odparła
- Luke to głupek - powiedziałem bo to chciała usłyszeć - a Julka to słodka idiotka. Teraz są ci wszyscy ludzie znajdziesz sobie chłopaka czy tam dziewczynę wedle uznania
Już więcej się nie odezwała. A ja na nowo zacząłem kombinować nad kodem. Podkreśliłem 7 kodów, których nie sprawdziłem. Któryś z nich musiał być właściwym. I zaraz po skończonej warcie miałem iść je sprawdzić. Schowałem kartkę do kieszeni i zacząłem odpływać. Zasypiając mało co nie spadłem z drzewa. Spojrzałem na dół na Zombie. Przeważnie też spokojnie spał ale tym razem niespokojnie kręcił się cicho popiskując.
- Co jest - mruknąłem
Zeskoczyłem z drzewa. Pies podszedł do mnie by za chwilę zacząć kręcić się w kółko.
- Idziemy - powiedziałem do psa
Poszliśmy kawałek w las. Im bardziej zagłębiałem się w las tym Zombie był bardziej niespokojny a nawet zaczynał poszczekiwać. Próbowałem nasłuchiwać ale słyszałem tylko dość głośną muzykę którą włączyli kretyni z koloni. Coś było nie tak. Dlaczego nie zabrałem ze sobą broni. Wybiegając z lasu wpadłem na jakiegoś kretyna ze spluwą, szczącego na drzewo. Był o wiele młodszy niż ci którzy obstawiali broń.
- Daj mi swoją broń - nakazałem
- Na głowę upadłeś nie dam ci broni - oburzył się
- Nie mam czasu - warknąłem - dawaj broń
- Spadaj koleś - ostrzegł
- Czy ty w ogóle umiesz się tym posługiwać? - spytałem podchodząc do niego
Potrzebowałem broni, a do domu było za daleko. Czemu ten koleś jest taki uparty. Niech daje broń i leci poskarżyć się Mariuszowi. Przywaliłem mu w ryj, i naprawdę starałem się by nie przywalić mu zbyt mocno. Wykręciłem mu rękę gdzie trzymał broń. I nie wiem kto był bardziej zdziwiony. Ja czy on w chwili gdy chłopak w panice nacisnął spust. Spudłował... Co z niego za żołnierz kiedy spudłował. Wytrąciłem mu broń drugi raz dając mu w pysk tym razem mocniej. Ale przerażenie w oczach chłopaka zmusiło mnie bym spojrzał na siebie. Moja biała koszulka szybko robiła się czerwona. Niech to szlak jednak nie spudłował. I serio nic nie czułem... Powaga? Albo zmieniłem się w zombie albo sam nie wiem... Trzymając w ręku broń oddaliłem się od chłopaka. Musiał spudłować, a może to jego krew przecież mi nic nie jest. Nie mogłem dłużej się nad tym zastanawiać. Pobiegłem w las, przerażone krzyki wskazały mi odpowiedni kierunek. Ludzie biegali spanikowani a wśród nich łaziła masa zombie. Nie wiedzieli co mają robić. Strzelali na oślep raniąc swoich kolegów, To była maskara i uczta dla wygłodniałych zombie.
- Wynoście się z lasu - wrzasnąłem przekrzykując cały ten zgiełk
Miałem nadzieje że koleś miał pełen magazynek. Zacząłem strzelać w łby zimnych. Było ich dużo i wcale nie pomagał gęsty las gdzie nie przedzierało się światło księżyca. Radio - kretynie
- Pati - powiedziałem do urządzenia ale po drugiej stronie była cisza. - Pati - powtórzyłem
Musiała paść bateria... Miałem tylko nadzieje że starczy mi nabojów i że za chwilę ktoś tu się zjawi. Część z trupów podążała za uciekającymi ludzmi. Duża części rzuciła się na mnie i było by dobrze gdyby nie fakt że zacząłem chwiać się na nogach. I niech to szlak... cholernie bolało mnie w prawej stronie między żebrami. Znałem ten palący bul. Gnój jednak trafił...
Nie lubię nie dokończonych spraw. Zwłaszcza jeżeli chodzi o Rozi albo Alex. Ta druga w dziwny sposób stała się dla mnie ważna. A początki były dość trudne tak jak cały nasz związek. Zszedłem na dół do bunkra. Ostatnio z Lexi przeszukiwaliśmy bunkier ale szukaliśmy papieru, teraz muszę znalezć czytnik. Nie wiem ile czasu tam spędziłem, ale przeszukałem cały bunkier kawałek po kawałku. Aż w końcu znalazłem mały, dotykowy czytnik o zgrozo 8 cyfrowy. No pięknie... Kolejnych parę godzin spędziłem na łamaniu kodu. By na koniec wyjść wściekły, po kompletnej porażce. Nie lubię jak coś mi nie wychodzi. Usiadłem w salonie na kanapie.
- Idę na wartę - oznajmiła Pati wkładając kurtkę
- Pati - zacząłem - wyrobiłaś już normę - zauważyłem
Dziewczyna ostatnimi czasy wcale się nie oszczędzała i nie mal dzień w dzień siedziała na warcie. Czasem nawet o wiele za długo niż ustalaliśmy
- Ktoś musi - upierała się
- Pójdę - zaoferowałem się
- Chcę iść na wartę - nie dawała za wygraną
- To nie moja sprawa ale...
- Jak nie twoja to się nie wtrącaj - warknęła
- Spoko ale dziś ja biorę wartę
Ściągnąłem kurtkę i wyszedłem z domu za nim zdążyła zrobić to ona. Z tego pośpiechu nie odłożyłem ani kartki ani długopisu który miałem w ręku. Nie wziąłem również broni, ale nie zamierzałem wracać do domu. W tedy Pati poszła by na wartę. Czy ona w ogóle sypia?
- Jestem na radiu - oznajmiła Pati przez urządzenie
- Czy ty nie możesz spać - odparłem
Zombie biegał koło mnie. Było już póznio i wszyscy oprócz stróżujących "psów" zapewne spała. Poszliśmy na wyznaczone miejsce do warty. Wszedłem na drzewo, usiadłem na gałęzi i zacząłem zapisywać na kartce najróżniejsze kombinacje cyfr. Podkreślając te które mógł użyć facet. Każdy ma swój pewien sposób hasłowania i jeżeli złamiesz komuś hasło na pocztę najprawdopodobniej masz hasło do wszystkich kont. Lecz są ludzie bardziej inteligentni i na wszystko zakładają inne hasła. Wtedy też w jakiś sposób są identyczne. Na przykład nasz profesorek psychopata miał coś z cyfrą nr 3 i każdy jego kod miał w sobie tę cyfrę. Wystarczy tylko pomyśleć i rozszyfrować klucz.
- Drake - usłyszałem głos Pati w urządzeniu
- No? - mruknąłem
- Co jest ze mną nie tak? - spytała nagle
- Po za tym że jesteś bi? - dopytałem
- Właśnie - podłapała - jestem Bi. Nie jestem wymagająca, otworzyłam się nawet na obie płci a i tak nie mam ani chłopaka ani dziewczyny
- Pati nie jestem psychologiem - odparłem - i już na pewno nie ogarniam dziewczyn nawet jeżeli lubią inne dziewczyny. Wiesz Pati ja mogę pogadać z tobą o tym która ma ładny tyłek albo coś takiego
- Co ona ma czego ja nie mam - ciągnęła dalej
No to się wkopałem...
- Nie wiem Pati - odparłem
Co mam jej powiedzieć że Julka jest ładniejsza i bardziej kobieca... A może właśnie to powinienem powiedzieć.
- Za nim ona się pojawiła to myślałam że między nami coś było... Gadam głupoty - powiedziała - miłej warty jak coś to do usłyszenia
- Pati
- No - odparła
- Luke to głupek - powiedziałem bo to chciała usłyszeć - a Julka to słodka idiotka. Teraz są ci wszyscy ludzie znajdziesz sobie chłopaka czy tam dziewczynę wedle uznania
Już więcej się nie odezwała. A ja na nowo zacząłem kombinować nad kodem. Podkreśliłem 7 kodów, których nie sprawdziłem. Któryś z nich musiał być właściwym. I zaraz po skończonej warcie miałem iść je sprawdzić. Schowałem kartkę do kieszeni i zacząłem odpływać. Zasypiając mało co nie spadłem z drzewa. Spojrzałem na dół na Zombie. Przeważnie też spokojnie spał ale tym razem niespokojnie kręcił się cicho popiskując.
- Co jest - mruknąłem
Zeskoczyłem z drzewa. Pies podszedł do mnie by za chwilę zacząć kręcić się w kółko.
- Idziemy - powiedziałem do psa
Poszliśmy kawałek w las. Im bardziej zagłębiałem się w las tym Zombie był bardziej niespokojny a nawet zaczynał poszczekiwać. Próbowałem nasłuchiwać ale słyszałem tylko dość głośną muzykę którą włączyli kretyni z koloni. Coś było nie tak. Dlaczego nie zabrałem ze sobą broni. Wybiegając z lasu wpadłem na jakiegoś kretyna ze spluwą, szczącego na drzewo. Był o wiele młodszy niż ci którzy obstawiali broń.
- Daj mi swoją broń - nakazałem
- Na głowę upadłeś nie dam ci broni - oburzył się
- Nie mam czasu - warknąłem - dawaj broń
- Spadaj koleś - ostrzegł
- Czy ty w ogóle umiesz się tym posługiwać? - spytałem podchodząc do niego
Potrzebowałem broni, a do domu było za daleko. Czemu ten koleś jest taki uparty. Niech daje broń i leci poskarżyć się Mariuszowi. Przywaliłem mu w ryj, i naprawdę starałem się by nie przywalić mu zbyt mocno. Wykręciłem mu rękę gdzie trzymał broń. I nie wiem kto był bardziej zdziwiony. Ja czy on w chwili gdy chłopak w panice nacisnął spust. Spudłował... Co z niego za żołnierz kiedy spudłował. Wytrąciłem mu broń drugi raz dając mu w pysk tym razem mocniej. Ale przerażenie w oczach chłopaka zmusiło mnie bym spojrzał na siebie. Moja biała koszulka szybko robiła się czerwona. Niech to szlak jednak nie spudłował. I serio nic nie czułem... Powaga? Albo zmieniłem się w zombie albo sam nie wiem... Trzymając w ręku broń oddaliłem się od chłopaka. Musiał spudłować, a może to jego krew przecież mi nic nie jest. Nie mogłem dłużej się nad tym zastanawiać. Pobiegłem w las, przerażone krzyki wskazały mi odpowiedni kierunek. Ludzie biegali spanikowani a wśród nich łaziła masa zombie. Nie wiedzieli co mają robić. Strzelali na oślep raniąc swoich kolegów, To była maskara i uczta dla wygłodniałych zombie.
- Wynoście się z lasu - wrzasnąłem przekrzykując cały ten zgiełk
Miałem nadzieje że koleś miał pełen magazynek. Zacząłem strzelać w łby zimnych. Było ich dużo i wcale nie pomagał gęsty las gdzie nie przedzierało się światło księżyca. Radio - kretynie
- Pati - powiedziałem do urządzenia ale po drugiej stronie była cisza. - Pati - powtórzyłem
Musiała paść bateria... Miałem tylko nadzieje że starczy mi nabojów i że za chwilę ktoś tu się zjawi. Część z trupów podążała za uciekającymi ludzmi. Duża części rzuciła się na mnie i było by dobrze gdyby nie fakt że zacząłem chwiać się na nogach. I niech to szlak... cholernie bolało mnie w prawej stronie między żebrami. Znałem ten palący bul. Gnój jednak trafił...
Od Quicka
- Ktoś mnie zagłębi w temat? - zapytałem
No więc Drake pełen zapału do tego aby mnie wkurwić na maksa zaczął
- To jest Filip
- Wiem kto to jest tylko nie wiedziałem jak ma na imię. A co on miał wspólnego z Rozi i mordą? - dopytałem
Drake wyjaśnił że Rozi próbowała z nim chodzić a tamten cisnął z niej bekę.
- Niech ktoś mnie upewni czy ja słyszę to co słyszę - dopytałem
- No tak ta dziunia się na mnie śliniła - powiedział tamten
- Dziunia - zjeżyłem się
- No to chyba nie zagramy - stwierdził Drake
- No to było do przewidzenia - powiedział Filip - w domu szefa raczej się nie da
- Jak ci to wyjaśnić - powiedział Drake - moja siostra mówi to tak
- Twoja siostra to niech nic nie gada bo ma wielki brzuch
- Quick słyszysz on mówi że jest gruba
- No - dodałem - niech kontynuuje albo może ty kontynuuj Drake
- No to ja powiem tylko tak jak mówi moja siostra. Wiesz to u twojego szefa wygląda mniej więcej tak. Moja siostra mówi cytuje "John". No i widzisz znów się uruchomił zapaliło się czerwone światło.
- Szefie ja to nic w ogóle to mnie tu przyciągnęli
- No widzisz uruchomił się
Ale tego co się stało dalej nie spodziewał się nawet Drake
Borys już trzymał spluwę przy jego głowie.
- Ale co to przecież tylko gówniara - powiedział Filip
- Człowieku ty nie wiesz co mówisz
- Może nie wie do kogo - powiedziałem
- Ale co ja takiego powiedziałem. Przecież to tylko gówniara która dała się z ruchać jakiemuś frajerowi
I wtedy Drake się zdziwił bo ja zacząłem klaskać. Wstał i przyłączył się.
- Możesz już srać pod siebie - powiedział Drake do niego
- Ale przecież ja szefowi nic nie zrobiłem - powiedział tamten - i po co ten koleś do mnie mierzy
- Wiesz co Filip - powiedział Drake - ten frajer o którym mówisz
- O kurwa - powiedział tamten
I po chwili leżał bo dostał ode mnie z piąchy.
- Chyba twój szef zle to odebrał - powiedział Drake podnosząc go z podłogi
- Ale co znów nie tak powiedziałem. Jeżeli Rozi daje komu popadnie
- Ty bo zaraz ja ci przyjebie - powiedział Drake
- No dobra mogę zacząć jeszcze raz. Jeżeli Rozi dała jakiemuś frajerowi i zaciążyła. To w tych czasach a nawet i w tamtych zawsze uważałem że jest głupia ale że aż tak. A ten frajer ma szczęście że nie żyje. Bo pewnie wasz stary wydoił by go niezle
- Tak myślisz - dopytałem
- No mówię szefowi rzygał by kasą jak wtedy Drake pawiami, normalnie kometa.
- A ty wiesz że on nawet był bogaty i miał pozycje
- To co mała Rozi za staruszków się wzięła
Nawet Luke powiedział
- Ja pierdole idę kopać grób ze słynną poduszką
- A co za debil kładzie poduszki do grobu? - zapytał tamten
- Twój szef na przykład - dodała ze spokojem Rozi
- Słoneczko ty nawet nie powinnaś tego słyszeć
- Słoneczko? - dopytał niepewnie
- Idę kopać grób - stwierdził Luke
- To szef i ta mała
Nie dałem mu dokończyć bo obiecałem nawet Krzyśkowi że nie będę przynosić pracy do domu.
- Tak Filip to ja i ta mała niunia jesteśmy razem. To ja jestem tym frajerem któremu ta mała niunia jak to ty powiedziałeś dała dupy.
- To ja szefie na kolanach do Częstochowy pójdę
- To ja idę kopać ten grób - powtórzył Luke - przecież i tak nie dojdzie
- Przestaniecie wszyscy - odezwała się Rozi -za grajmy
- Że Rozi i ja - dopytał Filip
- No - stwierdził Drake
- I tak nawet jak wygram to przegram
- Jak wygrasz - powiedziałem - to cię nie zabije a jak przegrasz to pomyślę
- Ale przecież Drake grałeś z samym Salvadore
- No a mój szwagier go zabił
Alex zgodziła się na ochotnika że ona będzie rozdawać, żeby Drake nie kręcił i nie kombinował, a ja żebym miał pewność
- A jak młoda przegra to będę mógł strzelić gola - wypalił tamten
I wtedy wyłapał ode mnie w mordę aż się krwią zalał. Borys go pozbierał
- Siadaj i graj skurwielu - powiedział. - Nie kumasz że szefówkę obrażasz. Moja pukawka przy twojej bani to jest nic w porównaniu co zrobi z tobą mój szef
- Czemu ja mam taką nie wyparzoną gębę
- Rozi grasz? - zapytała Alex
- Jasne, o czekoladę, ogórki i śledzie
- O boże nowa faza - stwierdziłem łapiąc się za głowę
Drake mnie stuknął i gada
- Witam w pikle szwagierku
- No przestań tak do mnie gadać bo mnie mdli jak to słyszę. Ostatnio jak mnie tak nazywałeś to mówiłem ci co chciałeś zrobić dalej.
Drake szybko się zrehabilitował
- Możemy o tym nie wspominać na forum publicznym może niech już grają.
- Niech grają - powiedziałem z uśmiechem
No i zaczęli. Miało być do trzech razy sztuka więc ten co ma trzy ten wygrywa. Oczywiście Julka i Amanda przytuliły się do nas obu czyli do mnie i do Drake w takim sensie że usiedli obok. Żebyśmy nic nie kombinowali obaj. W ogóle nie mieliśmy ruchów. Powiedziałem tylko Borysowi żeby broń opuścił by nie stresował tamtego. Jak byłem początkujący to właśnie Rozi pomagała mi grać z Drake'm to ona pokazała mi kilka fajnych sztuczek których zapewne nauczył ją brat. Pózniej Drake dopełnił dzieła i tak w sumie też ograłem kilka osób w Rosji. Jak pytali w jaki sposób to zrobiłem dokładnie brzmiało to tak.
- Jaki masz patent na wygraną?
W tedy odpowiadałem
- Na Drake
No i Rozi go ograła co było do przewidzenia. No i koleś miał problem. Bo było wszystko w porządku do momentu tych śledzi bo miały być w occie i z cebulką. Ale ogólnie skończyło się tak że koleś sam przeprosił Rozi ta mu wybaczyła bo miał satysfakcje z wygranej. Ja miałem mu wpierdolić ale Różyczka zaraz do mnie przyszła i się na mnie uwiesiła. Więc odpuściłem bo nie chciałem jej denerwować i wszyscy byli w sumie zadowoleni. Rozi bo go ograła, Drake bo utarł mu nosa. A starsza pani... właśnie co w tym wszystkim robiła starsza pani. Starsza pani trzymała słoik śledzi które chciała Rozi i powiedziała
- Zawsze mam w zapasie dla Czarusia. Ale teraz z przyjemnością oddam go tobie kochanie. Nie masz nic przeciwko Czaruś prawda?
- Yyy... zupełnie nic - uśmiechnąłem się
Filip był zbity z tropu. I chyba cieszył się że uszedł z tego wszystkiego z życiem wyszedł z domu a my za karę od Alex dodam oczywiście. Oglądaliśmy jakieś romansidło. Nie wiem zakazany taniec czy jakoś tak każdy tłumaczył to inaczej. Julka zapytała nas czy któryś z nas zna taniec erotyczny.
- Co takiego? - zapytał Luke
- Znaczy ja próbowałem się przynajmniej rozebrać - tłumaczyłem się
A Drake stwierdził że on myśli w ubraniu, śpi w ubraniu i robi to w ubraniu. Na co Alex mu dogryzła
- Że dziwne ma te spodnie bo przynajmniej jak to robi to widać mu pośladki
No i wszyscy zaczęliśmy się śmiać
No więc Drake pełen zapału do tego aby mnie wkurwić na maksa zaczął
- To jest Filip
- Wiem kto to jest tylko nie wiedziałem jak ma na imię. A co on miał wspólnego z Rozi i mordą? - dopytałem
Drake wyjaśnił że Rozi próbowała z nim chodzić a tamten cisnął z niej bekę.
- Niech ktoś mnie upewni czy ja słyszę to co słyszę - dopytałem
- No tak ta dziunia się na mnie śliniła - powiedział tamten
- Dziunia - zjeżyłem się
- No to chyba nie zagramy - stwierdził Drake
- No to było do przewidzenia - powiedział Filip - w domu szefa raczej się nie da
- Jak ci to wyjaśnić - powiedział Drake - moja siostra mówi to tak
- Twoja siostra to niech nic nie gada bo ma wielki brzuch
- Quick słyszysz on mówi że jest gruba
- No - dodałem - niech kontynuuje albo może ty kontynuuj Drake
- No to ja powiem tylko tak jak mówi moja siostra. Wiesz to u twojego szefa wygląda mniej więcej tak. Moja siostra mówi cytuje "John". No i widzisz znów się uruchomił zapaliło się czerwone światło.
- Szefie ja to nic w ogóle to mnie tu przyciągnęli
- No widzisz uruchomił się
Ale tego co się stało dalej nie spodziewał się nawet Drake
Borys już trzymał spluwę przy jego głowie.
- Ale co to przecież tylko gówniara - powiedział Filip
- Człowieku ty nie wiesz co mówisz
- Może nie wie do kogo - powiedziałem
- Ale co ja takiego powiedziałem. Przecież to tylko gówniara która dała się z ruchać jakiemuś frajerowi
I wtedy Drake się zdziwił bo ja zacząłem klaskać. Wstał i przyłączył się.
- Możesz już srać pod siebie - powiedział Drake do niego
- Ale przecież ja szefowi nic nie zrobiłem - powiedział tamten - i po co ten koleś do mnie mierzy
- Wiesz co Filip - powiedział Drake - ten frajer o którym mówisz
- O kurwa - powiedział tamten
I po chwili leżał bo dostał ode mnie z piąchy.
- Chyba twój szef zle to odebrał - powiedział Drake podnosząc go z podłogi
- Ale co znów nie tak powiedziałem. Jeżeli Rozi daje komu popadnie
- Ty bo zaraz ja ci przyjebie - powiedział Drake
- No dobra mogę zacząć jeszcze raz. Jeżeli Rozi dała jakiemuś frajerowi i zaciążyła. To w tych czasach a nawet i w tamtych zawsze uważałem że jest głupia ale że aż tak. A ten frajer ma szczęście że nie żyje. Bo pewnie wasz stary wydoił by go niezle
- Tak myślisz - dopytałem
- No mówię szefowi rzygał by kasą jak wtedy Drake pawiami, normalnie kometa.
- A ty wiesz że on nawet był bogaty i miał pozycje
- To co mała Rozi za staruszków się wzięła
Nawet Luke powiedział
- Ja pierdole idę kopać grób ze słynną poduszką
- A co za debil kładzie poduszki do grobu? - zapytał tamten
- Twój szef na przykład - dodała ze spokojem Rozi
- Słoneczko ty nawet nie powinnaś tego słyszeć
- Słoneczko? - dopytał niepewnie
- Idę kopać grób - stwierdził Luke
- To szef i ta mała
Nie dałem mu dokończyć bo obiecałem nawet Krzyśkowi że nie będę przynosić pracy do domu.
- Tak Filip to ja i ta mała niunia jesteśmy razem. To ja jestem tym frajerem któremu ta mała niunia jak to ty powiedziałeś dała dupy.
- To ja szefie na kolanach do Częstochowy pójdę
- To ja idę kopać ten grób - powtórzył Luke - przecież i tak nie dojdzie
- Przestaniecie wszyscy - odezwała się Rozi -za grajmy
- Że Rozi i ja - dopytał Filip
- No - stwierdził Drake
- I tak nawet jak wygram to przegram
- Jak wygrasz - powiedziałem - to cię nie zabije a jak przegrasz to pomyślę
- Ale przecież Drake grałeś z samym Salvadore
- No a mój szwagier go zabił
Alex zgodziła się na ochotnika że ona będzie rozdawać, żeby Drake nie kręcił i nie kombinował, a ja żebym miał pewność
- A jak młoda przegra to będę mógł strzelić gola - wypalił tamten
I wtedy wyłapał ode mnie w mordę aż się krwią zalał. Borys go pozbierał
- Siadaj i graj skurwielu - powiedział. - Nie kumasz że szefówkę obrażasz. Moja pukawka przy twojej bani to jest nic w porównaniu co zrobi z tobą mój szef
- Czemu ja mam taką nie wyparzoną gębę
- Rozi grasz? - zapytała Alex
- Jasne, o czekoladę, ogórki i śledzie
- O boże nowa faza - stwierdziłem łapiąc się za głowę
Drake mnie stuknął i gada
- Witam w pikle szwagierku
- No przestań tak do mnie gadać bo mnie mdli jak to słyszę. Ostatnio jak mnie tak nazywałeś to mówiłem ci co chciałeś zrobić dalej.
Drake szybko się zrehabilitował
- Możemy o tym nie wspominać na forum publicznym może niech już grają.
- Niech grają - powiedziałem z uśmiechem
No i zaczęli. Miało być do trzech razy sztuka więc ten co ma trzy ten wygrywa. Oczywiście Julka i Amanda przytuliły się do nas obu czyli do mnie i do Drake w takim sensie że usiedli obok. Żebyśmy nic nie kombinowali obaj. W ogóle nie mieliśmy ruchów. Powiedziałem tylko Borysowi żeby broń opuścił by nie stresował tamtego. Jak byłem początkujący to właśnie Rozi pomagała mi grać z Drake'm to ona pokazała mi kilka fajnych sztuczek których zapewne nauczył ją brat. Pózniej Drake dopełnił dzieła i tak w sumie też ograłem kilka osób w Rosji. Jak pytali w jaki sposób to zrobiłem dokładnie brzmiało to tak.
- Jaki masz patent na wygraną?
W tedy odpowiadałem
- Na Drake
No i Rozi go ograła co było do przewidzenia. No i koleś miał problem. Bo było wszystko w porządku do momentu tych śledzi bo miały być w occie i z cebulką. Ale ogólnie skończyło się tak że koleś sam przeprosił Rozi ta mu wybaczyła bo miał satysfakcje z wygranej. Ja miałem mu wpierdolić ale Różyczka zaraz do mnie przyszła i się na mnie uwiesiła. Więc odpuściłem bo nie chciałem jej denerwować i wszyscy byli w sumie zadowoleni. Rozi bo go ograła, Drake bo utarł mu nosa. A starsza pani... właśnie co w tym wszystkim robiła starsza pani. Starsza pani trzymała słoik śledzi które chciała Rozi i powiedziała
- Zawsze mam w zapasie dla Czarusia. Ale teraz z przyjemnością oddam go tobie kochanie. Nie masz nic przeciwko Czaruś prawda?
- Yyy... zupełnie nic - uśmiechnąłem się
Filip był zbity z tropu. I chyba cieszył się że uszedł z tego wszystkiego z życiem wyszedł z domu a my za karę od Alex dodam oczywiście. Oglądaliśmy jakieś romansidło. Nie wiem zakazany taniec czy jakoś tak każdy tłumaczył to inaczej. Julka zapytała nas czy któryś z nas zna taniec erotyczny.
- Co takiego? - zapytał Luke
- Znaczy ja próbowałem się przynajmniej rozebrać - tłumaczyłem się
A Drake stwierdził że on myśli w ubraniu, śpi w ubraniu i robi to w ubraniu. Na co Alex mu dogryzła
- Że dziwne ma te spodnie bo przynajmniej jak to robi to widać mu pośladki
No i wszyscy zaczęliśmy się śmiać
Od Drake do ktoś
Nie miałem pojęcia że jesteśmy aż tak rozpoznawalni. Nie miałem pojęcia że ludzie się mnie boją. Co swoją drogą było zabawne. Przecież nie czepiam się ludzi i nie każe sobie szefować. Cieszyłem się że Majka się znalazła bo czasem Julka za bardzo była absorbująca. No ale że mam przepraszać ludzi za nic to Lex trochę przesadziła.
- Dlaczego nikt dziś nie jest na warcie? - spytała rzeczowo Pati
- Jest tyle ludzi że raz możemy sobie odpuścić - odparł Luke
Zdecydowanie Pati miała problem z Julką, ale tym razem zatrzymałem to dla siebie. W telewizorze leciał jakiś film o zgrozo komedia romantyczna.
- Luke dzisiaj nie twoja kolej wybierania filmów
- Bujaj się Drake - warknął rzucając we mnie poduszką
I znów dziwny trójkącik. Julka, Pati i Luke po środku. Majka zamęczała Krzyśka. Co musiało znaczyć że znali się już wcześniej. Rozi i Quick byli chyba w innym świecie. Alex miała racje życie wraca do normy. Tylko dlaczego nie umiem usiąść i robić to co oni. Zachowywać się w miarę normalnie. Borys podpierał ścianę on nawet imię ma jak dla psa. Staruszkowie siedzieli przy stole i pili herbatkę. Tak babka chyba ma angielskie korzenie. Miałem iść do piwnicy przeszukać ten bunkier kiedy podeszła do mnie Alex.
- Gdzie idziesz? - spytała całując mnie
- Miałem iść zamiar przeszukać ten bunkier
- Odpuść dziś - poprosiła - przecież Quick też dziś zrobił sobie wolne
Zaciągnęła mnie przed telewizor
- Poważnie będziemy to oglądać? - dopytałem, siadając na kanapę obok Pati. - Ale się rozwaliliście
Alex usiadła mi na kolana bo faktycznie na kanapie nie było już miejsca nie żeby mi to przeszkadzało. Film był tak interesujący że prawie usnąłem. Wtedy właśnie do domu wszedł Mariusz.
- Co jest Mariusz? - spytał Quick
- Znaczy szefie - zaczął się plątać - Przyszli pokerzyści chcę się odegrać - wypalił w końcu
- W końcu coś się będzie działo - mruknąłem
- Drake - powiedziała Alex
- Tylko zagram - obiecałem
- Pod warunkiem że będziesz grał tu i bez alkoholu - zarządziła
- Dobrze szefowo. - mruknąłem - więc co Quick partyjka?
Tak jak się spodziewałem pod domem stał Filip i ten młody jak on tam miał... Dawid.
- Siemka stary - wypalił od razu Filip - idziemy grać
- Chcę się odegrać - mówił Dawid - brat mnie zabije jak nie oddam mu tej czapki
Jakiej czapki? Długo myślałem ale ja nigdy nie miałem żadnej czapki.
- O jakiej czapce mowa? - spytałem
- Taka biała Nike - wyjaśnił Dawid - nie mów że jej nie masz
- Mam - powiedziałem - chyba
- To co gramy? - dopytał Filip
- Tak - zgodziłem się - w środku
- W środku - powtórzyli obaj
Z lekkim wahaniem poszli za mną do domu.
- Nie wierze - warknęła moja siostra - ze wszystkich ludzi na świecie musiałeś przeżyć akurat ty!?
U lala... Zapomniałem że między nią a nim kiedyś coś było. Znaczy moja siostra się w nim podkochiwała a on po prostu się z niej nabijał. I nie ukrywam że potraktował ją jak dupek przez co porządnie ode mnie dostał.
- Nie mówiłeś że twoja siostra żyje - zauważył
- Bo nie pytałeś - odparłem logicznie - to co gramy?
Quick spojrzał nie co nie pewnie ale nic nie powiedział i chyba faktycznie zamierzał z nami grać. Nawet Luke się przysiadł.
- Masz mi wygrać czekoladę i chipsy - powiedziała Alex - bo inaczej nie wybaczę ci że ostatnio zeżarłeś je sam...
- Ktoś stawia czekoladę i chipsy? - dopytałem
- Cieszę się że żyjesz - wypalił Filip do Rozi
- Taa... - mruknęła - powiedz kto poharatał ci tak gębę
- A co martwisz się?
- Pytam bo żałuje że nie byłam to ja
- Ała. Nie wiedziałem że ona taka pamiętliwa
- To dużo nie wiesz o mojej siostrze - zauważyłem
Quick był nie w temacie i chyba wcale mu się to nie podobało. Za to mi jak najbardziej.
- Grasz? - dopytał Filip Rozi
Stary nie wiesz co robisz podrywając ją...
- Mam grać z wami? - dopytała
- Rozi daj mu fory - upomniałem
- Dlaczego nikt dziś nie jest na warcie? - spytała rzeczowo Pati
- Jest tyle ludzi że raz możemy sobie odpuścić - odparł Luke
Zdecydowanie Pati miała problem z Julką, ale tym razem zatrzymałem to dla siebie. W telewizorze leciał jakiś film o zgrozo komedia romantyczna.
- Luke dzisiaj nie twoja kolej wybierania filmów
- Bujaj się Drake - warknął rzucając we mnie poduszką
I znów dziwny trójkącik. Julka, Pati i Luke po środku. Majka zamęczała Krzyśka. Co musiało znaczyć że znali się już wcześniej. Rozi i Quick byli chyba w innym świecie. Alex miała racje życie wraca do normy. Tylko dlaczego nie umiem usiąść i robić to co oni. Zachowywać się w miarę normalnie. Borys podpierał ścianę on nawet imię ma jak dla psa. Staruszkowie siedzieli przy stole i pili herbatkę. Tak babka chyba ma angielskie korzenie. Miałem iść do piwnicy przeszukać ten bunkier kiedy podeszła do mnie Alex.
- Gdzie idziesz? - spytała całując mnie
- Miałem iść zamiar przeszukać ten bunkier
- Odpuść dziś - poprosiła - przecież Quick też dziś zrobił sobie wolne
Zaciągnęła mnie przed telewizor
- Poważnie będziemy to oglądać? - dopytałem, siadając na kanapę obok Pati. - Ale się rozwaliliście
Alex usiadła mi na kolana bo faktycznie na kanapie nie było już miejsca nie żeby mi to przeszkadzało. Film był tak interesujący że prawie usnąłem. Wtedy właśnie do domu wszedł Mariusz.
- Co jest Mariusz? - spytał Quick
- Znaczy szefie - zaczął się plątać - Przyszli pokerzyści chcę się odegrać - wypalił w końcu
- W końcu coś się będzie działo - mruknąłem
- Drake - powiedziała Alex
- Tylko zagram - obiecałem
- Pod warunkiem że będziesz grał tu i bez alkoholu - zarządziła
- Dobrze szefowo. - mruknąłem - więc co Quick partyjka?
Tak jak się spodziewałem pod domem stał Filip i ten młody jak on tam miał... Dawid.
- Siemka stary - wypalił od razu Filip - idziemy grać
- Chcę się odegrać - mówił Dawid - brat mnie zabije jak nie oddam mu tej czapki
Jakiej czapki? Długo myślałem ale ja nigdy nie miałem żadnej czapki.
- O jakiej czapce mowa? - spytałem
- Taka biała Nike - wyjaśnił Dawid - nie mów że jej nie masz
- Mam - powiedziałem - chyba
- To co gramy? - dopytał Filip
- Tak - zgodziłem się - w środku
- W środku - powtórzyli obaj
Z lekkim wahaniem poszli za mną do domu.
- Nie wierze - warknęła moja siostra - ze wszystkich ludzi na świecie musiałeś przeżyć akurat ty!?
U lala... Zapomniałem że między nią a nim kiedyś coś było. Znaczy moja siostra się w nim podkochiwała a on po prostu się z niej nabijał. I nie ukrywam że potraktował ją jak dupek przez co porządnie ode mnie dostał.
- Nie mówiłeś że twoja siostra żyje - zauważył
- Bo nie pytałeś - odparłem logicznie - to co gramy?
Quick spojrzał nie co nie pewnie ale nic nie powiedział i chyba faktycznie zamierzał z nami grać. Nawet Luke się przysiadł.
- Masz mi wygrać czekoladę i chipsy - powiedziała Alex - bo inaczej nie wybaczę ci że ostatnio zeżarłeś je sam...
- Ktoś stawia czekoladę i chipsy? - dopytałem
- Cieszę się że żyjesz - wypalił Filip do Rozi
- Taa... - mruknęła - powiedz kto poharatał ci tak gębę
- A co martwisz się?
- Pytam bo żałuje że nie byłam to ja
- Ała. Nie wiedziałem że ona taka pamiętliwa
- To dużo nie wiesz o mojej siostrze - zauważyłem
Quick był nie w temacie i chyba wcale mu się to nie podobało. Za to mi jak najbardziej.
- Grasz? - dopytał Filip Rozi
Stary nie wiesz co robisz podrywając ją...
- Mam grać z wami? - dopytała
- Rozi daj mu fory - upomniałem
Od Quicka
Ale Luke oczywiście mi nie pomógł. Mało tego, jeszcze cisnął sobie bekę jak kiedyś na bankietach. Normalnie aż poczułem się tak zwyczajnie. Rozi patrzyła znienawidzonym wzrokiem na Julkę która nadal niestety na mnie wisiała. Najpierw to myślałem przytulić nie przytulić. Ale gdy spojrzałem na Rozi już wszystko wiedziałem. To spojrzenie znaczyło tylko jedno.
-Luke zabierz ode mnie swoją kobietę.
-Ale ja nie chciałam, byłam przeciwna- powiedziała pani Ania.- To że tu jesteśmy to jest wina tych państwa- wskazała na Drake i Alex. I dodała- Szefie.
-Spokojnie- powiedziałem- jakkolwiek panią zwą. Eee to zabrzmiało dziwnie. Jakkolwiek panią zwą...
-Jestem Anna- przedstawiła się kobieta.
-Dobra nie ważne. Niech ktoś zdejmie ze mnie tą dziewczynę co ja wieszak jestem.
-No wieszak na baby- dodał Drake.
-Ty mnie nie uruchamiaj.
-Achtung- powiedział Luke- szef się uruchomił.
-Wybuchniesz?- zapytał ze śmiechem Drake.
-I ja wybuchnę- odezwała się Rozi. I wtedy Julka odskoczyła ode mnie jak oparzona.
-Popatrz Luke i jeszcze razi prądem skubany- powiedział Drake.
-Pani...yyy...
-Aniu- dokończyła kobieta.
-Właśnie- dodałem- Pani Aniu ja nie gryzę a to dziewczę już na mnie wpadło prawda?
-No tak biegłam że się od biłam od pana szefa aż się prawie przewróciłam- ukucnąłem przy dziewczynce
-Bo patrzyłaś w inną stronę. A gdy się biegnie trzeba patrzeć przed siebie wiesz skarbie?
-Dobrze panie szefie.
-To mówisz że Julka jest twoją siostrą, tak?
-No tak tak zawsze mówił tata.
-Aha?- dopytałem bardziej zszokowany niż zdziwiony albo na odwrót.
-A mój tata to zawsze ma rację. On się nigdy nie myli.
-Przepraszam za nią- powiedziała błagalnie Julka.
-Ale za co przecież tylko rozmawiamy- stwierdziłem.-Wiesz dziewczynko...
-Mam na imię Maja.
-Ok Maju, to twój tatuś w tej kwestii na pewno się nie pomylił. To co chciałabyś zostać tutaj z nami? Jest tu Creepy i Kuba.
-Jest tu tez Julka, moja siostra. Pani Ania jest fajna możemy zabrać Julkę ze sobą?
-W żadnym wypadku- powiedział Luke- Julka śpi ze mną.- gdy zobaczył że wszystkie oczy skierowane są na niego powiedział- Przepraszam.
-I teraz się mamy kolego- powiedziałem do Luke'a. A do Majki- Wiesz Maju, bo tutaj w nocy jest bardzo zimno ty wiesz o tym prawda?
-No tak- powiedziała dziewczynka.
-No więc Luke śpi z twoją siostrą żeby było im cieplej.
-Ale wcześniej to ja z nią spałam- krzyknęła Maja.
-Ojejej naprawdę?- dopytałem bo nie wiedziałem co powiedzieć. Ale pózniej mnie olśniło. I tak jak za dawnych lat stwierdziłem że mu dokopię- Wiesz co Maju a jak myślisz jak się tak śpi w jednym łóżku to gdzie jest najcieplej
-W środku- stwierdziła dziewczynka- spałam z mamą i tatą.
-Mądra jesteś.
-A ty głupi- odezwał się Luke.
-A co ci nie pasuje- dopytałem śmiejąc się.
-A jak ja mam to niby robić z dzieckiem w środku- powiedział hardo Luke.
-My tam sobie radzimy z dzieckiem w środku, prawda Różyczko?- powiedziałem.
-I to bardzo świetnie- dodała Rozi.
-Idz do niego na lekcję- uśmiechnął się Drake.
-Ok, to ustalone- stwierdziłem.- Możesz odejść- powiedziałem do kobiety- I możesz odwiedzać Maję kiedy tylko będziesz chciała.
-Ale ona będzie przeszkadzała. Po za tym przywiązałam się do niej.
-Maja jest siostrą Julki, zostanie tutaj. - no i oczywiście usłyszałem magiczne słowo od mojej Rozi.
-John, zgaś kontrolkę.
-Postanowiłem i to już nie podlega dyskusji.
-A mogę jeszcze troszkę zostać?- zapytała pani Ania- chciałabym chociaż na nie popatrzeć.
Wtedy udzieliła się Rozi.
-jak powiedział mój narzeczony może pani przychodzić sobie tutaj i przebywać z dziewczynami kiedy się pani podoba nie musi pani nikogo pytać o pozwolenie. Po prostu dom jest mały i nie mamy miejsca żeby mogła pani zamieszkać z nami. Prawda Kochanie że to chciałeś powiedzieć?- zwróciła się do mnie Rozi.
-Prawie...- popatrzyła na mnie- Znaczy dokładnie tak Kochanie.
Pani Ania na odchodne stwierdziła
- Jest panienka jak anioł spływający na te osadę.
-Luke zabierz ode mnie swoją kobietę.
-Ale ja nie chciałam, byłam przeciwna- powiedziała pani Ania.- To że tu jesteśmy to jest wina tych państwa- wskazała na Drake i Alex. I dodała- Szefie.
-Spokojnie- powiedziałem- jakkolwiek panią zwą. Eee to zabrzmiało dziwnie. Jakkolwiek panią zwą...
-Jestem Anna- przedstawiła się kobieta.
-Dobra nie ważne. Niech ktoś zdejmie ze mnie tą dziewczynę co ja wieszak jestem.
-No wieszak na baby- dodał Drake.
-Ty mnie nie uruchamiaj.
-Achtung- powiedział Luke- szef się uruchomił.
-Wybuchniesz?- zapytał ze śmiechem Drake.
-I ja wybuchnę- odezwała się Rozi. I wtedy Julka odskoczyła ode mnie jak oparzona.
-Popatrz Luke i jeszcze razi prądem skubany- powiedział Drake.
-Pani...yyy...
-Aniu- dokończyła kobieta.
-Właśnie- dodałem- Pani Aniu ja nie gryzę a to dziewczę już na mnie wpadło prawda?
-No tak biegłam że się od biłam od pana szefa aż się prawie przewróciłam- ukucnąłem przy dziewczynce
-Bo patrzyłaś w inną stronę. A gdy się biegnie trzeba patrzeć przed siebie wiesz skarbie?
-Dobrze panie szefie.
-To mówisz że Julka jest twoją siostrą, tak?
-No tak tak zawsze mówił tata.
-Aha?- dopytałem bardziej zszokowany niż zdziwiony albo na odwrót.
-A mój tata to zawsze ma rację. On się nigdy nie myli.
-Przepraszam za nią- powiedziała błagalnie Julka.
-Ale za co przecież tylko rozmawiamy- stwierdziłem.-Wiesz dziewczynko...
-Mam na imię Maja.
-Ok Maju, to twój tatuś w tej kwestii na pewno się nie pomylił. To co chciałabyś zostać tutaj z nami? Jest tu Creepy i Kuba.
-Jest tu tez Julka, moja siostra. Pani Ania jest fajna możemy zabrać Julkę ze sobą?
-W żadnym wypadku- powiedział Luke- Julka śpi ze mną.- gdy zobaczył że wszystkie oczy skierowane są na niego powiedział- Przepraszam.
-I teraz się mamy kolego- powiedziałem do Luke'a. A do Majki- Wiesz Maju, bo tutaj w nocy jest bardzo zimno ty wiesz o tym prawda?
-No tak- powiedziała dziewczynka.
-No więc Luke śpi z twoją siostrą żeby było im cieplej.
-Ale wcześniej to ja z nią spałam- krzyknęła Maja.
-Ojejej naprawdę?- dopytałem bo nie wiedziałem co powiedzieć. Ale pózniej mnie olśniło. I tak jak za dawnych lat stwierdziłem że mu dokopię- Wiesz co Maju a jak myślisz jak się tak śpi w jednym łóżku to gdzie jest najcieplej
-W środku- stwierdziła dziewczynka- spałam z mamą i tatą.
-Mądra jesteś.
-A ty głupi- odezwał się Luke.
-A co ci nie pasuje- dopytałem śmiejąc się.
-A jak ja mam to niby robić z dzieckiem w środku- powiedział hardo Luke.
-My tam sobie radzimy z dzieckiem w środku, prawda Różyczko?- powiedziałem.
-I to bardzo świetnie- dodała Rozi.
-Idz do niego na lekcję- uśmiechnął się Drake.
-Ok, to ustalone- stwierdziłem.- Możesz odejść- powiedziałem do kobiety- I możesz odwiedzać Maję kiedy tylko będziesz chciała.
-Ale ona będzie przeszkadzała. Po za tym przywiązałam się do niej.
-Maja jest siostrą Julki, zostanie tutaj. - no i oczywiście usłyszałem magiczne słowo od mojej Rozi.
-John, zgaś kontrolkę.
-Postanowiłem i to już nie podlega dyskusji.
-A mogę jeszcze troszkę zostać?- zapytała pani Ania- chciałabym chociaż na nie popatrzeć.
Wtedy udzieliła się Rozi.
-jak powiedział mój narzeczony może pani przychodzić sobie tutaj i przebywać z dziewczynami kiedy się pani podoba nie musi pani nikogo pytać o pozwolenie. Po prostu dom jest mały i nie mamy miejsca żeby mogła pani zamieszkać z nami. Prawda Kochanie że to chciałeś powiedzieć?- zwróciła się do mnie Rozi.
-Prawie...- popatrzyła na mnie- Znaczy dokładnie tak Kochanie.
Pani Ania na odchodne stwierdziła
- Jest panienka jak anioł spływający na te osadę.
Od Lexi
Profesor oznajmił że Rozi nie jest zarażona i a ni jej a ni dziecku nic nie grozi. Drake od razu poszedł do siostry. Oczywiście oni wszyscy musieli tam nad nimi sterczeć. Powywalałam ich wszystkich ale z Drake'em było najgorzej.
-No chodz, daj im w końcu spokój- powiedziałam do niego i niemalże go wyciągnęłam z tego pokoju.
-Trzeba znaleść tą trzecią część. Rozi musi dostać tą szczepionkę, tak na wszelki wypadek.
-Znajdziemy ją- zapewniłam.
-No to chodz. Im szybciej tym lepiej, tym bardziej nie wiadomo ile czasu zajmie jej zrobienie.
-Kilka godzin nikogo nie zbawi- stwierdziłam i po kilku minutach droczenia wyszliśmy na dwór a Zombie z nami. Było ciepło, po ulicach biegała masa dzieci. Było niemal normalnie. Wszystko wróci do normy.
-Na ile się da- przytaknął Drake, co wskazywało na to że powiedziałam to na głos. Zmierzałam w stronę tej całej koloni.
-Gdzie idziemy?- spytał po chwili.
- Pójdziemy na poranny spacer. Pogadamy z sąsiadami...
-Nie...- zaczął się sprzeczać ale wtedy go pocałowałam i się w końcu zamknął.
-Idziemy- zadecydowałam i poszliśmy trzymając się za ręce. Zombie biegał w pobliżu, nagle podeszła do niego dziesięcioletnia dziewczynka i zaczęła go głaskać. Miała jasno rude loczki i była bardzo znajoma...
-Czy...- zaczęłam niepewnie.
-Tak.- przytaknął Drake i podeszliśmy do dziewczynki.
-Cześć- przywitałam się kucając obok niej.- Jestem Lexi a ty?
-Maja,to wasz piesek?
-Tak, ma na imię...Zombie.
-Zombie- powtórzyła nie przestając go głaskać. Nagle podeszła puszysta niska kobietka.
-Majka, ile razy mam ci mówić abyś się nie oddalała i nie rozmawiała z nieznajomymi.- z przerażeniem spojrzała na Drake i złapała dziewczynkę za rękę. -Bardzo przepraszam to się już nie powtórzy.
I zaczęła ciągnąć Maje za rękę.
-Ale ja tylko głaskałam pieska- tłumaczyła.
-Proszę pani, my chcemy tylko porozmawiać- próbowałam ją zatrzymać. Julka kilkukrotnie wspominała o siostrze a kiedy była jakaś szansa..- Drake i coś ty narobił, wszyscy się ciebie boją.- fuknęłam na niego cicho poszłam za tą kobietą.
-Ja naprawdę nie chce kłopotów, Majka no chodz.- mówiła pod nosem.
-Proszę pani- stanęłam przed tą kobietą- jeżeli mój chłopak jakoś panią wystraszył to zaraz przeprosi.- obiecałam- To pani córka?
Kobieta wydawała się lekko zmieszana ale chociaż nie uciekała.
-Nie, ale traktuję ją jak własną. Nie pozwolę jej skrzywdzić.
-Maja ma starszą siostrę, prawda?- kobieta spojrzała na mnie zdziwiona co potraktowałam jako potwierdzenie. - Zależy pani na Majce. A więc pewnie chciałaby pani aby odnalazła siostrę. Niech pani z nami pójdzie jeżeli to nie będzie jej siostra to wróci z panią...
-A jak będzie?- spytała- Ja ją kocham jak własną córkę.
-Nikt pani nie zabroni kontaktów z Mają. A z kim zamieszka to będzie zależeć tylko i wyłącznie od Maji.- zapewniłam. Nie chętnie ale poszła z nami.
Doszliśmy do domu. Maja cały czas coś mówiła, tak to musiała być siostra Julki. Pani Ania bo tak się przedstawiła kobieta zaczęła coś tam mówić pod nosem z przerażeniem na widok domku.
-Nie powinno nas tu być...- powtarzała w kółko ale i tak weszła do domku. W salonie siedzieli wszyscy...
-A wy gdzie byliście?- spytał na wstępie Luke ale wtedy zobaczyli naszych gości.
-Ja bardzo przepraszam, my już sobie pójdziemy. Ja naprawdę nie chciałam tu przychodzić...- zaczęła się tłumaczyć pani Ania na widok Quicka. Maja przestraszona wychylała się z za kobiety.
-Maja?- dopytała Julka nie pewnie podchodząc do dziewczynki. Reszty słów nie usłyszałam bo się zlały ze sobą, Julka uspokajała siostrę a dziewczynka przytuliła się do siostry i przez łzy coś opowiadała.
-Teraz ją stracę jak straciłam Basie- lamentowała Pani Ania.
-Niech pani się nie przejmuję, wciąż będzie pani mogła się spotykać z Mają.- uspokoiłam kobietę która pobladła jak podszedł do nas Quick. Luke podszedł do Julki i coś do niej powiedział.
-Jak tylko tu przyjechałem wiedziałem że mi kogoś przypomina- powiedział Quick chyba nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nagle Julka rzuciła się mu na szyje i coś tam piszczała. Co zaskoczyło nas wszystkich bo mimo że Quick nie miał nic do Julki ta starała się go unikać. John błagalnie spojrzał na Luke'a.
-No chodz, daj im w końcu spokój- powiedziałam do niego i niemalże go wyciągnęłam z tego pokoju.
-Trzeba znaleść tą trzecią część. Rozi musi dostać tą szczepionkę, tak na wszelki wypadek.
-Znajdziemy ją- zapewniłam.
-No to chodz. Im szybciej tym lepiej, tym bardziej nie wiadomo ile czasu zajmie jej zrobienie.
-Kilka godzin nikogo nie zbawi- stwierdziłam i po kilku minutach droczenia wyszliśmy na dwór a Zombie z nami. Było ciepło, po ulicach biegała masa dzieci. Było niemal normalnie. Wszystko wróci do normy.
-Na ile się da- przytaknął Drake, co wskazywało na to że powiedziałam to na głos. Zmierzałam w stronę tej całej koloni.
-Gdzie idziemy?- spytał po chwili.
- Pójdziemy na poranny spacer. Pogadamy z sąsiadami...
-Nie...- zaczął się sprzeczać ale wtedy go pocałowałam i się w końcu zamknął.
-Idziemy- zadecydowałam i poszliśmy trzymając się za ręce. Zombie biegał w pobliżu, nagle podeszła do niego dziesięcioletnia dziewczynka i zaczęła go głaskać. Miała jasno rude loczki i była bardzo znajoma...
-Czy...- zaczęłam niepewnie.
-Tak.- przytaknął Drake i podeszliśmy do dziewczynki.
-Cześć- przywitałam się kucając obok niej.- Jestem Lexi a ty?
-Maja,to wasz piesek?
-Tak, ma na imię...Zombie.
-Zombie- powtórzyła nie przestając go głaskać. Nagle podeszła puszysta niska kobietka.
-Majka, ile razy mam ci mówić abyś się nie oddalała i nie rozmawiała z nieznajomymi.- z przerażeniem spojrzała na Drake i złapała dziewczynkę za rękę. -Bardzo przepraszam to się już nie powtórzy.
I zaczęła ciągnąć Maje za rękę.
-Ale ja tylko głaskałam pieska- tłumaczyła.
-Proszę pani, my chcemy tylko porozmawiać- próbowałam ją zatrzymać. Julka kilkukrotnie wspominała o siostrze a kiedy była jakaś szansa..- Drake i coś ty narobił, wszyscy się ciebie boją.- fuknęłam na niego cicho poszłam za tą kobietą.
-Ja naprawdę nie chce kłopotów, Majka no chodz.- mówiła pod nosem.
-Proszę pani- stanęłam przed tą kobietą- jeżeli mój chłopak jakoś panią wystraszył to zaraz przeprosi.- obiecałam- To pani córka?
Kobieta wydawała się lekko zmieszana ale chociaż nie uciekała.
-Nie, ale traktuję ją jak własną. Nie pozwolę jej skrzywdzić.
-Maja ma starszą siostrę, prawda?- kobieta spojrzała na mnie zdziwiona co potraktowałam jako potwierdzenie. - Zależy pani na Majce. A więc pewnie chciałaby pani aby odnalazła siostrę. Niech pani z nami pójdzie jeżeli to nie będzie jej siostra to wróci z panią...
-A jak będzie?- spytała- Ja ją kocham jak własną córkę.
-Nikt pani nie zabroni kontaktów z Mają. A z kim zamieszka to będzie zależeć tylko i wyłącznie od Maji.- zapewniłam. Nie chętnie ale poszła z nami.
Doszliśmy do domu. Maja cały czas coś mówiła, tak to musiała być siostra Julki. Pani Ania bo tak się przedstawiła kobieta zaczęła coś tam mówić pod nosem z przerażeniem na widok domku.
-Nie powinno nas tu być...- powtarzała w kółko ale i tak weszła do domku. W salonie siedzieli wszyscy...
-A wy gdzie byliście?- spytał na wstępie Luke ale wtedy zobaczyli naszych gości.
-Ja bardzo przepraszam, my już sobie pójdziemy. Ja naprawdę nie chciałam tu przychodzić...- zaczęła się tłumaczyć pani Ania na widok Quicka. Maja przestraszona wychylała się z za kobiety.
-Maja?- dopytała Julka nie pewnie podchodząc do dziewczynki. Reszty słów nie usłyszałam bo się zlały ze sobą, Julka uspokajała siostrę a dziewczynka przytuliła się do siostry i przez łzy coś opowiadała.
-Teraz ją stracę jak straciłam Basie- lamentowała Pani Ania.
-Niech pani się nie przejmuję, wciąż będzie pani mogła się spotykać z Mają.- uspokoiłam kobietę która pobladła jak podszedł do nas Quick. Luke podszedł do Julki i coś do niej powiedział.
-Jak tylko tu przyjechałem wiedziałem że mi kogoś przypomina- powiedział Quick chyba nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nagle Julka rzuciła się mu na szyje i coś tam piszczała. Co zaskoczyło nas wszystkich bo mimo że Quick nie miał nic do Julki ta starała się go unikać. John błagalnie spojrzał na Luke'a.
Od Quick'a
O rety pomyślałem faktem było, zimny zadrapał Rozi nie nie mogę nawet tak myśleć nie ja matko i córko to mnie dobiło jak mogłem zapomnieć jak mogłem nie sprawdzić tego
-John? - powtórzyła Rozi - nie odpowiedziałeś mi, to prawda dziecko się może zmienić? Albo ja, jak urodzę?
- Słoneczko ja tego nie powiedziałem
- Ale pomyślałeś - rozpłakała się - John ty mnie już nigdy nie przytulisz, nie dotkniesz. A jak wszyscy się dowiedzą zamkniecie mnie w piwnicy. Widzisz już tylko usłyszałeś zapaliła ci się czerwona kontrolka
Padłem na kolana i tak doczołgałem się do Rozi. Wcisnąłem się jej po między kolana. Wtuliłem się w nią i po prostu kurwa rozryczałem się jak mały dzieciak. Oboje ryczeliśmy, a Rozi to już jakąś fazę złapała tarmosiła mnie za włosy, trzęsły się jej nogi i ręce
- Wiedziałam - płakała - wiedziałam
Quick ogarnij... zacznij myśleć... zrób coś kurwa... przecież kto jak nie ty - ciągnąłem cały monolog sam ze sobą
Wstałem z podłogi, wytarłem oczy i usiadłem na łóżku opierając się o ścianę
- Choć tu do mnie słoneczko moje - przygarnąłem ją do siebie. Wtuliła się we mnie jak mała dziewczynka... Rety co ja mam zrobić myślałem.
Tym czasem tuliłem ją do siebie gładziłem po włosach, uspokajałem. Powoli się wyciszała, uspokajała a w głowie burza przecież nie mogę... nie chce stracić ani jej ani dziecka. A jak dziecko będzie?.. O rety jak ja jej to powiem... Co zrobimy? Co ja zrobię? Ona już gaśnie w oczach, chyba nadzieje straciła jak mogłem tego nie zauważyć, że małymi krokami od życia oddala się... od wszystkich. Nie wiem dokładnie kiedy to się zaczęło i nie wiem gdzie prowadziłem swój monolog podparty łzami i byłem gdzieś daleko myślami jak w niemym starym filmie. Migała mi gdzieś Różyczka którą kocham i która jest związana z moim życiem i która jest przeze mnie nigdy nie zapomniana. Była jest i będzie kochana. Boże... to jest osoba którą bardzo kocha moje serce i tej dziewczyny już mogę nie zobaczyć nigdy więcej. W swej bezradności będę walczył z przeznaczeniem. Jednak wiem ze ode mnie ono silniejsze jest... odejdzie dziewczyna której nigdy więcej nie zobaczę i którą wiem że już na zawsze z życia stracę. Po mimo buntu swego muszę... ale ja się z losem nie pogodzę puki słonce nie wzejdzie na zachodzie.
- John ty myślisz ze ja umrę? Albo dziecko? Albo któreś z nas się zmieni to możliwe? Proszę odpowiedz... powiedz coś, cokolwiek
- Kocham cie słoneczko... Kocham i nie pozwolę żeby coś wam się stało. Rozumiesz zabraniam tobie nawet tak myśleć tak?
Pokiwała niepewnie głowa
- Ale ty będziesz myślał prawda? I zrobisz coś... coś żebyśmy się nie pozmieniali
- Tak kochanie
- I będzie miedzy nami normalnie? I nie bał byś się pójść ze mną do łóżka? Teraz jak już wiesz?
- Przecież sypiamy razem - odparłem
- Ale mi chodzi o... Tak jak wtedy w samochodzie od tamtej pory tak nie spaliśmy
-To sobie pośpimy dzisiaj tak?
Kiwnęła głową
- Nie powiesz nikomu?
Pokiwałem głową
- Samochód maleńka jesteś wielka - powiedziałem - Ja mam to w samochodzie... Wiedziałem że coś gdzieś jest. Ja dla ciebie wszystko zrobić mogę, w perły zmienię deszcz bo masz w sercu bukiet róż i chce żebyś została na zawsze ze mną już teraz
- Co ty do mnie mówisz? Zaszyfrowałeś się jakoś
- No wezmy ślub jak najszybciej. Co ty na to?
- Chciała bym ale teraz? Ten brzuch widać i tyle pracy masz
- No i co... jest tam dzidziuś to go widać a dla ciebie zawsze mam czas. Robota nie zając nie ucieknie. To co szukamy jakiegoś plebana? - zapytałem
- A jak się zmienię?
- To będę miał żonkę inną niż wszyscy
Wtedy do pokoju wszedł Drake i Alex. Rety na prawdę? Teraz jeszcze jego mi tu brakowało
- Co się tu dzieje czemu ona płacze? - Rozi szarpnęła mnie za włosy
- Bo... bo ma zmiany nastroju i dziś na smuty ją wzięło. Tak kochanie? - dopytałem
- No mam doła Drake - odparła Rozi
- My to właściwie po ten pamiętnik przyszliśmy bo tej kartki szukamy - wypaliła Alex
- No istotnie znalazłem tam wzmiankę że ten bunkier ma jakby drugie dno, czyli gdzieś jeszcze powinien być jakiś czytnik i gdy by się go jakoś rozkodowało to może tam ten papier by był - ciągnąłem dalej swoją myśl
- Dał byś poczytać może jakaś wskazówkę podłapię - powiedział Drake
- Jasne leży na biurku
- To my nie będziemy przeszkadzać
- Nie przeszkadzacie wybieramy się z Różyczką popatrzeć na księżyc prawda kochanie?
- Tak - pokiwała głową
- No to może z Alex pójdziecie do kuchni i jakieś smakole przyszykujecie gdy byś zgłodniała? - zaproponowałem
- Dobry pomysł a ty czemu ze mną nie pójdziesz?
- Muszę porozmawiać z Drake o wiatraku
- O wiatraku? - zdziwili się wszyscy troje
- Tak uciekajcie bo dziś pełnia i przegapimy
Dziewczyny poszły
- O co chodzi z tym wiatrakiem? - dopytał Drake
- Nie o wiatrak tylko Rozi. O niej muszę z tobą pogadać ale masz nie komentować i nie powiedzieć jej że wiesz
- Ale co? - dopytał zupełnie zbity z tropu
- Rozi... Eee... Pamiętasz jak zadrapał ją zimny wtedy nim mnie porwali?
- No tak ale się zagoiło i Amanda powiedziała ze nic jej nie jest
- No tak było - odparłem - ale teraz Rozi się obawia że może wirus na dziecko się przeniósł i albo ono będzie zimnym, albo ona się zmieni, albo oboje
- Co ty do mnie mówisz? Że moja siostra? To możliwe? Co teraz?
- Teraz to do łóżka z nią muszę pójść, w samochodzie mam papiery jak to z tymi babami w ciąży Iwan postępował poczytam i pogadam z profesorem ale jutro. Dziś muszę zająć się Rozi
- I co przelecisz ją? Nie boisz się a jak to naprawdę w niej siedzi? O kurwa nie ogarniam... - Teraz to Drake'owi trzęsły się ręce. -Moja maleńka siostrzyczka i może jej nie być, a ja taki skurwiel dla niej byłem
- Nie rozklejaj mi się tu. Teraz nie czas na to. Dziewczyny wracają znajdz tą kartkę, może szczepionka by pomogła... Nie wiem, co wyczytam w tych papierach... nic już nie wiem, oprócz tego że ją kocham i nie odpuszczę to mogę ci obiecać. A teraz gadaj o tym wiatraku coś... A i powiedz dyskretnie Alex żeby ją jakoś delikatnie wspierała bo jak do końca się załamie to my w dupie będziemy
- John - powiedział trzęsącym się głosem Drake - ale pomożesz? Obiecujesz? Bo jak ona... to ja cie zabije
- Nawet tak nie myśl. Pomogę jak, będzie trzeba to i do ruskich pojadę ja też ją kocham. Muszę jakiegoś popa poszukać. Ożenię się z nią, jak najszybciej, choć by w tą sobotę bez względu na to co się stanie rozumiesz? A ty świadek będziesz?
- Nie powinieneś ani z nią spać, a już na pewno się żenić - protestował - nie wiadomo co z nią i jak odbije się na tobie
- To mnie zabijesz - powiedziałem i zmieniliśmy temat na wiatrak
Alex popatrzyła na Drake, że łapy mu latają i chyba pokumała bo szybko zabrała go z pokoju. Jeszcze na schodach słyszałem jak Drake mówił
- Idziemy do piwnicy
- To co słoneczko gotowe?
- Tak zabrałam chyba wszystko - uśmiechnęła się
Wziąłem koszyk przytuliłem ją i zeszliśmy ze schodów. Wyszliśmy na dwór i skierowaliśmy się w stronę koloni
- Przecież samochód masz tutaj
- Pojedziemy tirem mam tam te papiery i wygodne łóżko
- Naprawdę masz tam łóżko?
- No i to dość spore... hehe... zrobimy to jak za pierwszym razem popatrzymy na księżyc będzie fajnie - szeptałem całując ją - zostaniemy do rana, a pózniej po śniadaniu pojedziemy do Krakowa
- A teraz gdzie mnie zabierasz?
- Tam gdzie księżyc będzie największy. Czyli będziemy gonić księżyc. A jak będziemy dostatecznie blisko to się zatrzymamy
- Podoba mi się... Nie wiedziałam że jesteś takim romantykiem i że umiesz płakać i że mnie naprawdę kochasz bez warunkowo bez względu na wirusa i że to udowodnisz
- No widzisz słoneczko jak ty mało o mnie wiesz. Jeszcze nie raz cię zaskoczę. A ta noc będzie najpiękniejsza w naszym życiu i będziemy ją wspominać jak już będziemy 90 lat mieli, jako jedną z wielu najwspanialszych. Wyobrażasz sobie mnie ze sztuczną szczęką? - palnąłem przy samochodzie. Różyczka tak się zaczęła śmiać że do samochodu wejść nie mogła. Prawie ją tam wsadziłem bo i brzuszek też jej trochę urósł, znów. Po chwili przyszedł Mariusz. Wytłumaczyłem mu że jadę sam bo się zaniepokoił i powiedziałem ze będę rano i że jestem na łączach jak coś. Wsiadłem do samochodu odpaliłem silnik i ruszyliśmy. Nadajnik i krótkofalówkę wyłączyłem po 50 kilosach żeby mnie nie namierzali i nam nie przeszkadzali.
- A ty wiesz słonko że ja to tym nie bardzo umiem jezdzić?
- Powiedziałeś mu prawda?
- Tak kochanie to twój brat musi wiedzieć... No przynajmniej powinien, ale nie zagłębiałem się w szczegóły. Powiedziałem tylko że się obawiasz... Nic więcej a no i że ja to załatwię
- A załatwisz?
- Oczywiście. Nawet gdy bym musiał do samego Iwana jechać wyduszę z niego wszystko a potem go zabije. Jesteś najukochańszą osóbką w moim życiu i nasz maluszek też i nie pozwolę... Nie dopuszczę do tego żeby coś wam się stało
- Ale ja nie chce zostać sama... Nie chce żebyś pojechał... Boję się
- Zabiorę ciebie ze sobą jak będę musiał pojechać i obiecuję... A ty miałaś się nie martwic to miało być moje zmartwienie Uśmiechnąłem się
- Jak myślisz tu będzie dobrze?
- A trochę wyżej jak byś wjechał?
- Załatwione tylko muszę troszkę objechać. Ehh.. - westchnąłem ciężko mi było jak diabli i ten strach w oczach Drake. No ja pewnie wyglądałem podobnie jak mi to powiedziała i jeszcze rozryczałem się jak baba... Eh w dupę.
Wciągnąłem jakoś to wielką kupę żelastwa na wskazane miejsce. Patrzyliśmy na księżyc długo w milczeniu. Siedziałem na trawie, Różyczka mi na kolanach wtuleni w siebie troszkę się całowaliśmy. Ehh... w końcu Rozi zaczęła się trząść
- Wracamy skarbie do auta jest ci zimno - podnieśliśmy się z trawy i bez słowa poszliśmy do samochodu pomogłem jej wdrapać się do środka sam wszedłem i zamknąłem auto - może coś zjemy? - zaproponowałem okazało się że trafiłem bo Różyczka była głodna. Jedliśmy i rozmawialiśmy
- Co teraz? - zapytała gdy skończyliśmy
- No jest pózno wiec....
- Więc chcesz powiedzieć że się rozmyśliłeś i wracamy
- Nie - chciałem protestować jednak nie dała mi dojść do słowa
- Wiec będziemy spać w samochodzie?
- Owszem ale nie spać - uśmiechnąłem się. Najpierw zrobimy nastrój. - Rozi się zdziwiła - więc najpierw ogrzewanie. - Wcisnąłem przycisk uruchamiający ogrzewanie. - Teraz muzyka -mówiłem powoli i włączyłem spokojne piosenki dokładnie idealnie nadawały się na tę okazję - i jeszcze światło - powiedziałem przyciemniając je Rozi patrzyła na mnie jak na kosmitę - to co idziemy na górę?
Pokiwała głową. Musiałem ja tam wsadzić bo po sznurkowej drabince nie było opcji żeby weszła. Podciągnąć tak jak ja to robię też nie dała by rady przez brzuszek. Jak była już na górze dołączyłem do niej
- Sporo tu miejsca - powiedziała
- Dokładnie będzie nam wygodnie
Muzyczka cicho leciała z głośników i było bajecznie jak w telenoweli a nawet lepiej jak pózniej skomentowała to Rozi. No i pierwsza zasnęła. Gdy upewniłem się że śpi już twardo po cichutku zszedłem na dół, usiadłem na fotelu i zacząłem wnikliwie studiować lekturę. Rety jak mi ulżyło gdy znalazłem to czego szukałem. Chyba z 10 razy to czytałem. Wyszło na to że to nie jest możliwe żeby dwie moje najukochańsze istoty były chore, ale dla pewności zalecane było zaszczepić Rozi przynajmniej na miesiąc przed planowanym porodem. No to teraz wszystkie siły rzucam na szukanie karteczki i składników. Rety ale mi ulżyło nie przeżył bym gdyby okazało się to prawdą. Po cichu wszedłem na górę i położyłem się obok.
- Znalazłeś coś? - dopytała
- Nie śpisz słonko?
- Nie mogłam ale nie chciałam ci przeszkadzać byłeś taki tym wszystkim pochłonięty... A mi siku się chce
- Rety to odraz trzeba było mówić. Choć - zdjąłem ją z łóżka - idziemy w krzaki mi tez się chce... he he
- Znalazłeś coś? - dopytała niepewnie
- Pewnie że tak. Jesteś zdrowa i ty i nasz maluszek i oboje jesteście bezpieczni kochanie tylko profilaktycznie musisz przyjąć to antidotum, ale tak jak powiedziałem nie jest ci ono potrzebne... tylko tak na wszelki wypadek
- To 100% pewności nie ma?
- Jest kochanie. Zaraz ci to pokarzę. Sama przeczytasz no i profesorowi dam żeby zobaczył i szykował tą szczepionkę. Teraz tylko zero nerwów kochanie
- Jesteś najlepszy - szeptała całując mnie
Powoli zebraliśmy się i zaczęliśmy jechać do domu. Gdy podjechaliśmy pod dom wysadziłem Rozi i poszliśmy do domu. Wszyscy byli w salonie i patrzyli na nas w milczeniu aż sami na siebie popatrzeliśmy. Czy coś z nami nie tak? Ale wszystko było ok... Drake patrzył na mnie pytająco i błagalnie jednocześnie nawet staruszka siedziała
- Oni wiedzą - stwierdziła Rozi
- Mam zabić twojego brata teraz? - złapała mnie za ręce Drake się podniósł - Nie podchodz - ostrzegłem - nikt nie rusza się z miejsca bo po ubijam i cisza ma być. Żadnych komentarzy pytań nic cisza. A ty jesteś jej bratem i miałeś gębę na kłódkę trzymać. Sprzedawczyk pierdolony - Alex usadziła Drake
- Uspokój się - prosiła cicho Rozi - oni dziwnie na mnie patrzą -dodała to co ja już wcześniej zauważyłem
- Profesorze zerknął by pan na te papiery bo za pewne wszystko pan już wie w czym problem
- Istotnie ale jeżeli zrobiłeś to co zamierzałeś to postąpiłeś bardzo nieodpowiedzialnie
- Zrobiłem... Uważałem to za stosowne i normalne skoro dwoje ludzi się kocha ma dziecko w drodze to czemu nie
- Twój wybór chłopcze ale bez ciebie nie damy rady z Ivanem jesteś nam potrzebny
- Przede wszystkim jestem potrzebny swojej żonie - wypaliłem -zorganizuje jakiegoś klechę i bierzemy ślub - oznajmiłem - tu mam obrączki - wyjąłem pudełko z kieszeni pierścionek dałem - z Rozi spałem, dziecko zrobiłem, wiec ożenić mi się kurwa chyba wolno. Jak macie jakiś problem mówcie a zbierzemy graty i spadamy stąd. To jakiś kosmos jest, farsa - wszyscy siedzieli jak wmurowani. Tylko profesor kręcił głową
- Chodzicie musimy porozmawiać - poszliśmy za nim prosił by opowiedzieć co i jak się stało. Jak wyglądała rana czy wystąpiły jakieś objawy i czy Różyczka była w ciąży. Potem zrobił jeszcze USG i stwierdził ze dziecko jest normalne. Prawidłowo rozwinięte i nie wygląda jak te w brzuchach kobiet z Rosji. Powiedział po pobraniu krwi od Rozi że też nic jej nie jest. Tylko ta szczepionka to by się przydała tak na wszelki wypadek. Zapewniłem go że ja z pod ziemi wykopie i kartkę i składniki. Kazał nam zostać, a sam poszedł poinformować innych. Rozi ryczała ze szczęścia ja razem z nią, tuląc ją do siebie. Pózniej przyszedł Drake ręce mu się trzęsły. Przytulił ją kawałek do siebie i tez ryczał i taki urokliwie płaczący trójkącik zastała cała reszta gdy weszła.
-John? - powtórzyła Rozi - nie odpowiedziałeś mi, to prawda dziecko się może zmienić? Albo ja, jak urodzę?
- Słoneczko ja tego nie powiedziałem
- Ale pomyślałeś - rozpłakała się - John ty mnie już nigdy nie przytulisz, nie dotkniesz. A jak wszyscy się dowiedzą zamkniecie mnie w piwnicy. Widzisz już tylko usłyszałeś zapaliła ci się czerwona kontrolka
Padłem na kolana i tak doczołgałem się do Rozi. Wcisnąłem się jej po między kolana. Wtuliłem się w nią i po prostu kurwa rozryczałem się jak mały dzieciak. Oboje ryczeliśmy, a Rozi to już jakąś fazę złapała tarmosiła mnie za włosy, trzęsły się jej nogi i ręce
- Wiedziałam - płakała - wiedziałam
Quick ogarnij... zacznij myśleć... zrób coś kurwa... przecież kto jak nie ty - ciągnąłem cały monolog sam ze sobą
Wstałem z podłogi, wytarłem oczy i usiadłem na łóżku opierając się o ścianę
- Choć tu do mnie słoneczko moje - przygarnąłem ją do siebie. Wtuliła się we mnie jak mała dziewczynka... Rety co ja mam zrobić myślałem.
Tym czasem tuliłem ją do siebie gładziłem po włosach, uspokajałem. Powoli się wyciszała, uspokajała a w głowie burza przecież nie mogę... nie chce stracić ani jej ani dziecka. A jak dziecko będzie?.. O rety jak ja jej to powiem... Co zrobimy? Co ja zrobię? Ona już gaśnie w oczach, chyba nadzieje straciła jak mogłem tego nie zauważyć, że małymi krokami od życia oddala się... od wszystkich. Nie wiem dokładnie kiedy to się zaczęło i nie wiem gdzie prowadziłem swój monolog podparty łzami i byłem gdzieś daleko myślami jak w niemym starym filmie. Migała mi gdzieś Różyczka którą kocham i która jest związana z moim życiem i która jest przeze mnie nigdy nie zapomniana. Była jest i będzie kochana. Boże... to jest osoba którą bardzo kocha moje serce i tej dziewczyny już mogę nie zobaczyć nigdy więcej. W swej bezradności będę walczył z przeznaczeniem. Jednak wiem ze ode mnie ono silniejsze jest... odejdzie dziewczyna której nigdy więcej nie zobaczę i którą wiem że już na zawsze z życia stracę. Po mimo buntu swego muszę... ale ja się z losem nie pogodzę puki słonce nie wzejdzie na zachodzie.
- John ty myślisz ze ja umrę? Albo dziecko? Albo któreś z nas się zmieni to możliwe? Proszę odpowiedz... powiedz coś, cokolwiek
- Kocham cie słoneczko... Kocham i nie pozwolę żeby coś wam się stało. Rozumiesz zabraniam tobie nawet tak myśleć tak?
Pokiwała niepewnie głowa
- Ale ty będziesz myślał prawda? I zrobisz coś... coś żebyśmy się nie pozmieniali
- Tak kochanie
- I będzie miedzy nami normalnie? I nie bał byś się pójść ze mną do łóżka? Teraz jak już wiesz?
- Przecież sypiamy razem - odparłem
- Ale mi chodzi o... Tak jak wtedy w samochodzie od tamtej pory tak nie spaliśmy
-To sobie pośpimy dzisiaj tak?
Kiwnęła głową
- Nie powiesz nikomu?
Pokiwałem głową
- Samochód maleńka jesteś wielka - powiedziałem - Ja mam to w samochodzie... Wiedziałem że coś gdzieś jest. Ja dla ciebie wszystko zrobić mogę, w perły zmienię deszcz bo masz w sercu bukiet róż i chce żebyś została na zawsze ze mną już teraz
- Co ty do mnie mówisz? Zaszyfrowałeś się jakoś
- No wezmy ślub jak najszybciej. Co ty na to?
- Chciała bym ale teraz? Ten brzuch widać i tyle pracy masz
- No i co... jest tam dzidziuś to go widać a dla ciebie zawsze mam czas. Robota nie zając nie ucieknie. To co szukamy jakiegoś plebana? - zapytałem
- A jak się zmienię?
- To będę miał żonkę inną niż wszyscy
Wtedy do pokoju wszedł Drake i Alex. Rety na prawdę? Teraz jeszcze jego mi tu brakowało
- Co się tu dzieje czemu ona płacze? - Rozi szarpnęła mnie za włosy
- Bo... bo ma zmiany nastroju i dziś na smuty ją wzięło. Tak kochanie? - dopytałem
- No mam doła Drake - odparła Rozi
- My to właściwie po ten pamiętnik przyszliśmy bo tej kartki szukamy - wypaliła Alex
- No istotnie znalazłem tam wzmiankę że ten bunkier ma jakby drugie dno, czyli gdzieś jeszcze powinien być jakiś czytnik i gdy by się go jakoś rozkodowało to może tam ten papier by był - ciągnąłem dalej swoją myśl
- Dał byś poczytać może jakaś wskazówkę podłapię - powiedział Drake
- Jasne leży na biurku
- To my nie będziemy przeszkadzać
- Nie przeszkadzacie wybieramy się z Różyczką popatrzeć na księżyc prawda kochanie?
- Tak - pokiwała głową
- No to może z Alex pójdziecie do kuchni i jakieś smakole przyszykujecie gdy byś zgłodniała? - zaproponowałem
- Dobry pomysł a ty czemu ze mną nie pójdziesz?
- Muszę porozmawiać z Drake o wiatraku
- O wiatraku? - zdziwili się wszyscy troje
- Tak uciekajcie bo dziś pełnia i przegapimy
Dziewczyny poszły
- O co chodzi z tym wiatrakiem? - dopytał Drake
- Nie o wiatrak tylko Rozi. O niej muszę z tobą pogadać ale masz nie komentować i nie powiedzieć jej że wiesz
- Ale co? - dopytał zupełnie zbity z tropu
- Rozi... Eee... Pamiętasz jak zadrapał ją zimny wtedy nim mnie porwali?
- No tak ale się zagoiło i Amanda powiedziała ze nic jej nie jest
- No tak było - odparłem - ale teraz Rozi się obawia że może wirus na dziecko się przeniósł i albo ono będzie zimnym, albo ona się zmieni, albo oboje
- Co ty do mnie mówisz? Że moja siostra? To możliwe? Co teraz?
- Teraz to do łóżka z nią muszę pójść, w samochodzie mam papiery jak to z tymi babami w ciąży Iwan postępował poczytam i pogadam z profesorem ale jutro. Dziś muszę zająć się Rozi
- I co przelecisz ją? Nie boisz się a jak to naprawdę w niej siedzi? O kurwa nie ogarniam... - Teraz to Drake'owi trzęsły się ręce. -Moja maleńka siostrzyczka i może jej nie być, a ja taki skurwiel dla niej byłem
- Nie rozklejaj mi się tu. Teraz nie czas na to. Dziewczyny wracają znajdz tą kartkę, może szczepionka by pomogła... Nie wiem, co wyczytam w tych papierach... nic już nie wiem, oprócz tego że ją kocham i nie odpuszczę to mogę ci obiecać. A teraz gadaj o tym wiatraku coś... A i powiedz dyskretnie Alex żeby ją jakoś delikatnie wspierała bo jak do końca się załamie to my w dupie będziemy
- John - powiedział trzęsącym się głosem Drake - ale pomożesz? Obiecujesz? Bo jak ona... to ja cie zabije
- Nawet tak nie myśl. Pomogę jak, będzie trzeba to i do ruskich pojadę ja też ją kocham. Muszę jakiegoś popa poszukać. Ożenię się z nią, jak najszybciej, choć by w tą sobotę bez względu na to co się stanie rozumiesz? A ty świadek będziesz?
- Nie powinieneś ani z nią spać, a już na pewno się żenić - protestował - nie wiadomo co z nią i jak odbije się na tobie
- To mnie zabijesz - powiedziałem i zmieniliśmy temat na wiatrak
Alex popatrzyła na Drake, że łapy mu latają i chyba pokumała bo szybko zabrała go z pokoju. Jeszcze na schodach słyszałem jak Drake mówił
- Idziemy do piwnicy
- To co słoneczko gotowe?
- Tak zabrałam chyba wszystko - uśmiechnęła się
Wziąłem koszyk przytuliłem ją i zeszliśmy ze schodów. Wyszliśmy na dwór i skierowaliśmy się w stronę koloni
- Przecież samochód masz tutaj
- Pojedziemy tirem mam tam te papiery i wygodne łóżko
- Naprawdę masz tam łóżko?
- No i to dość spore... hehe... zrobimy to jak za pierwszym razem popatrzymy na księżyc będzie fajnie - szeptałem całując ją - zostaniemy do rana, a pózniej po śniadaniu pojedziemy do Krakowa
- A teraz gdzie mnie zabierasz?
- Tam gdzie księżyc będzie największy. Czyli będziemy gonić księżyc. A jak będziemy dostatecznie blisko to się zatrzymamy
- Podoba mi się... Nie wiedziałam że jesteś takim romantykiem i że umiesz płakać i że mnie naprawdę kochasz bez warunkowo bez względu na wirusa i że to udowodnisz
- No widzisz słoneczko jak ty mało o mnie wiesz. Jeszcze nie raz cię zaskoczę. A ta noc będzie najpiękniejsza w naszym życiu i będziemy ją wspominać jak już będziemy 90 lat mieli, jako jedną z wielu najwspanialszych. Wyobrażasz sobie mnie ze sztuczną szczęką? - palnąłem przy samochodzie. Różyczka tak się zaczęła śmiać że do samochodu wejść nie mogła. Prawie ją tam wsadziłem bo i brzuszek też jej trochę urósł, znów. Po chwili przyszedł Mariusz. Wytłumaczyłem mu że jadę sam bo się zaniepokoił i powiedziałem ze będę rano i że jestem na łączach jak coś. Wsiadłem do samochodu odpaliłem silnik i ruszyliśmy. Nadajnik i krótkofalówkę wyłączyłem po 50 kilosach żeby mnie nie namierzali i nam nie przeszkadzali.
- A ty wiesz słonko że ja to tym nie bardzo umiem jezdzić?
- Powiedziałeś mu prawda?
- Tak kochanie to twój brat musi wiedzieć... No przynajmniej powinien, ale nie zagłębiałem się w szczegóły. Powiedziałem tylko że się obawiasz... Nic więcej a no i że ja to załatwię
- A załatwisz?
- Oczywiście. Nawet gdy bym musiał do samego Iwana jechać wyduszę z niego wszystko a potem go zabije. Jesteś najukochańszą osóbką w moim życiu i nasz maluszek też i nie pozwolę... Nie dopuszczę do tego żeby coś wam się stało
- Ale ja nie chce zostać sama... Nie chce żebyś pojechał... Boję się
- Zabiorę ciebie ze sobą jak będę musiał pojechać i obiecuję... A ty miałaś się nie martwic to miało być moje zmartwienie Uśmiechnąłem się
- Jak myślisz tu będzie dobrze?
- A trochę wyżej jak byś wjechał?
- Załatwione tylko muszę troszkę objechać. Ehh.. - westchnąłem ciężko mi było jak diabli i ten strach w oczach Drake. No ja pewnie wyglądałem podobnie jak mi to powiedziała i jeszcze rozryczałem się jak baba... Eh w dupę.
Wciągnąłem jakoś to wielką kupę żelastwa na wskazane miejsce. Patrzyliśmy na księżyc długo w milczeniu. Siedziałem na trawie, Różyczka mi na kolanach wtuleni w siebie troszkę się całowaliśmy. Ehh... w końcu Rozi zaczęła się trząść
- Wracamy skarbie do auta jest ci zimno - podnieśliśmy się z trawy i bez słowa poszliśmy do samochodu pomogłem jej wdrapać się do środka sam wszedłem i zamknąłem auto - może coś zjemy? - zaproponowałem okazało się że trafiłem bo Różyczka była głodna. Jedliśmy i rozmawialiśmy
- Co teraz? - zapytała gdy skończyliśmy
- No jest pózno wiec....
- Więc chcesz powiedzieć że się rozmyśliłeś i wracamy
- Nie - chciałem protestować jednak nie dała mi dojść do słowa
- Wiec będziemy spać w samochodzie?
- Owszem ale nie spać - uśmiechnąłem się. Najpierw zrobimy nastrój. - Rozi się zdziwiła - więc najpierw ogrzewanie. - Wcisnąłem przycisk uruchamiający ogrzewanie. - Teraz muzyka -mówiłem powoli i włączyłem spokojne piosenki dokładnie idealnie nadawały się na tę okazję - i jeszcze światło - powiedziałem przyciemniając je Rozi patrzyła na mnie jak na kosmitę - to co idziemy na górę?
Pokiwała głową. Musiałem ja tam wsadzić bo po sznurkowej drabince nie było opcji żeby weszła. Podciągnąć tak jak ja to robię też nie dała by rady przez brzuszek. Jak była już na górze dołączyłem do niej
- Sporo tu miejsca - powiedziała
- Dokładnie będzie nam wygodnie
Muzyczka cicho leciała z głośników i było bajecznie jak w telenoweli a nawet lepiej jak pózniej skomentowała to Rozi. No i pierwsza zasnęła. Gdy upewniłem się że śpi już twardo po cichutku zszedłem na dół, usiadłem na fotelu i zacząłem wnikliwie studiować lekturę. Rety jak mi ulżyło gdy znalazłem to czego szukałem. Chyba z 10 razy to czytałem. Wyszło na to że to nie jest możliwe żeby dwie moje najukochańsze istoty były chore, ale dla pewności zalecane było zaszczepić Rozi przynajmniej na miesiąc przed planowanym porodem. No to teraz wszystkie siły rzucam na szukanie karteczki i składników. Rety ale mi ulżyło nie przeżył bym gdyby okazało się to prawdą. Po cichu wszedłem na górę i położyłem się obok.
- Znalazłeś coś? - dopytała
- Nie śpisz słonko?
- Nie mogłam ale nie chciałam ci przeszkadzać byłeś taki tym wszystkim pochłonięty... A mi siku się chce
- Rety to odraz trzeba było mówić. Choć - zdjąłem ją z łóżka - idziemy w krzaki mi tez się chce... he he
- Znalazłeś coś? - dopytała niepewnie
- Pewnie że tak. Jesteś zdrowa i ty i nasz maluszek i oboje jesteście bezpieczni kochanie tylko profilaktycznie musisz przyjąć to antidotum, ale tak jak powiedziałem nie jest ci ono potrzebne... tylko tak na wszelki wypadek
- To 100% pewności nie ma?
- Jest kochanie. Zaraz ci to pokarzę. Sama przeczytasz no i profesorowi dam żeby zobaczył i szykował tą szczepionkę. Teraz tylko zero nerwów kochanie
- Jesteś najlepszy - szeptała całując mnie
Powoli zebraliśmy się i zaczęliśmy jechać do domu. Gdy podjechaliśmy pod dom wysadziłem Rozi i poszliśmy do domu. Wszyscy byli w salonie i patrzyli na nas w milczeniu aż sami na siebie popatrzeliśmy. Czy coś z nami nie tak? Ale wszystko było ok... Drake patrzył na mnie pytająco i błagalnie jednocześnie nawet staruszka siedziała
- Oni wiedzą - stwierdziła Rozi
- Mam zabić twojego brata teraz? - złapała mnie za ręce Drake się podniósł - Nie podchodz - ostrzegłem - nikt nie rusza się z miejsca bo po ubijam i cisza ma być. Żadnych komentarzy pytań nic cisza. A ty jesteś jej bratem i miałeś gębę na kłódkę trzymać. Sprzedawczyk pierdolony - Alex usadziła Drake
- Uspokój się - prosiła cicho Rozi - oni dziwnie na mnie patrzą -dodała to co ja już wcześniej zauważyłem
- Profesorze zerknął by pan na te papiery bo za pewne wszystko pan już wie w czym problem
- Istotnie ale jeżeli zrobiłeś to co zamierzałeś to postąpiłeś bardzo nieodpowiedzialnie
- Zrobiłem... Uważałem to za stosowne i normalne skoro dwoje ludzi się kocha ma dziecko w drodze to czemu nie
- Twój wybór chłopcze ale bez ciebie nie damy rady z Ivanem jesteś nam potrzebny
- Przede wszystkim jestem potrzebny swojej żonie - wypaliłem -zorganizuje jakiegoś klechę i bierzemy ślub - oznajmiłem - tu mam obrączki - wyjąłem pudełko z kieszeni pierścionek dałem - z Rozi spałem, dziecko zrobiłem, wiec ożenić mi się kurwa chyba wolno. Jak macie jakiś problem mówcie a zbierzemy graty i spadamy stąd. To jakiś kosmos jest, farsa - wszyscy siedzieli jak wmurowani. Tylko profesor kręcił głową
- Chodzicie musimy porozmawiać - poszliśmy za nim prosił by opowiedzieć co i jak się stało. Jak wyglądała rana czy wystąpiły jakieś objawy i czy Różyczka była w ciąży. Potem zrobił jeszcze USG i stwierdził ze dziecko jest normalne. Prawidłowo rozwinięte i nie wygląda jak te w brzuchach kobiet z Rosji. Powiedział po pobraniu krwi od Rozi że też nic jej nie jest. Tylko ta szczepionka to by się przydała tak na wszelki wypadek. Zapewniłem go że ja z pod ziemi wykopie i kartkę i składniki. Kazał nam zostać, a sam poszedł poinformować innych. Rozi ryczała ze szczęścia ja razem z nią, tuląc ją do siebie. Pózniej przyszedł Drake ręce mu się trzęsły. Przytulił ją kawałek do siebie i tez ryczał i taki urokliwie płaczący trójkącik zastała cała reszta gdy weszła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)