niedziela, 8 października 2017

Od Lexi

Ze snu wyrwały mnie wystrzały. Zerwałam się z łóżka i zbiegłam na dół z bronią w ręku. Przy radiu siedziała Pati
-Poszedł na wartę- wypaliła za nim zdążyłam zapytać. W tej samej chwili do salonu wszedł Quick. Nie wiele myśląc od razu wybiegłam z domu, nie zważając na krzyki Quicka, który już pewnie doskonale wiedział o co chodzi. Wokół domu nikogo nie było. Strzały dobiegały z lasu i w tę stronę też pobiegłam. Po drodze mijałam biegających ludzi w panice. I wtedy zauważyłam zimnego, który gryzł jakąś kobietę. Zastrzeliłam trupa a kobietę zostawiłam choć błagała bym jej pomogła. Pewnie pózniej będę miała wyrzuty sumienia. Weszłam w las od razu wbijając nóż w trupa. Usłyszałam szczekanie Zombie, pobiegłam w tym kierunku. Pies obskakiwał jednego z zimnych. Dobiłam to.
-Szukaj Drake- wydałam polecenie a pies pędem ruszył przed siebie. Ledwo go doganiałam. Zagłębiałam się coraz bardziej w las, mijałam przerażonych ludzi którzy nawet nie wiedzieli jak się bronić.
-Strzelaj w łeb- poleciłam jakiemuś nastolatkowi z bronią- i przekaż to każdemu kogo spotkasz.
Byłam  pewna że Quick i Luke obmyślą jakiś plan. Że jakoś to ogarną. Bałam się i to bardzo, o tego kretyna, ale nie mogłam wpadać w panikę. Nie wiem ile czasu go szukałam ale w końcu znalazłam. Otaczał go wianuszek trupów. Zombiak po obezwładniał ich a ja podobijałam. Drake całą koszulkę miał w krwi i nie przesadzam bo koszulka była biała, znaczy wcześniej bo teraz była czerwona. Kiedy do niego podeszłam zachwiał się na mnie.
-Pięknie dziś wyglądasz- wypalił. Miałam ochotę mu przywalić.
-Ok, co się stało?- spytałam próbując zlokalizować ranę.
-No gnój mnie postrzelił- wyjaśnił i strzelił w podchodzącego trupa. 
-Wracamy do domu- postanowiłam i próbowałam uciskać ranę. Po raz kolejny poczułam tą bezsilność. Drake tracił dużo krwi, nie wiadomo czy pocisk nie przebił jakiś narządów. A w okół było pełno zimnych...
-Alex nie panikuj- powiedział Drake.
-Nie panikuje jestem bardzo spokojna- zapewniłam ale i tak poczułam jak po policzku zaczynają mi spływać łzy. Ech jak ja tego nienawidziłam. Drake coraz bardziej się na mnie wspierał...
-Dojdziesz do domu?- spytałam
-Pewnie, nic mi nie jest- zapewnił ale wiedziałam że blefuje.
-Ej ty- krzyknęłam do jakiegoś chłopaka w czerwonej bluzie, był mniej więcej w wieku mojego brata- znajdz mi jakiś samochód i migusiem mi tu wróć.
-Do lasu?- dopytał
-Tak, a jak nie wrócisz to cie znajdę i obiecuję że cię rzucę na pożarcie tym bestiom- pogroziłam a ten od razu pobiegł miałam tylko nadzieje że mnie nie oleje. Pomogłam Drake'owi usiąść na ziemi pod drzewem.
-Alex, naprawdę mi nic nie jest- zapewniał.
-Cii- uciszyłam go i pomogłam mu zdjąć kurtkę i koszulkę.
-Nie sądzisz że to kiepski moment na...- syknął z bólu
-Przepraszam- szepnęłam przyciskając zmiętą koszulkę do rany.-Zakładaj- rozkazałam pomagając mu założyć z powrotem kurtkę. Przyłożyłam mu rękę do czoła. Nie dość że stracił mnóstwo krwi to jeszcze dostał gorączki. Nie wiem ile czasu minęło.
-Alex nie płacz- poprosił Drake wycierając mi łzy z policzka- będzie dobrze.
Ale ja naprawdę nie potrafiłam zapanować nad łzami. Błagałam w myślach żeby ten dupek mi pomógł aby tu przyjechał albo żeby przyszedł tu Quick albo Luke albo nawet Rozi. Ale minuty mijały a Drake coraz bardziej zalewał się krwią, na czole miał kropelki potu i zaczynał zamykać oczy.
-Drake nie zasypiaj- nakazałam.
-Wcale nie zamierzałem- zapewnił i wtedy usłyszałam warkot silnika, odetchnęłam z ulgą. Chłopak wysiadł z samochodu i pomógł mi posadzić Drake'a na tylnym siedzeniu.
-Zawieś mnie do domu- rozkazałam i od razu zdałam sobie sprawę że to pewnie nic mu nie mówi- do domu szefa.- poprawiłam się.
-Ok, ugryzli go?- spytał. Przecząco pokręciłam głową.
-Postrzelili, możesz szybciej.
I tak go pośpieszałam kilkukrotnie do puki nie dojechaliśmy do domu. Chłopak pomógł mi wprowadzić Drake'a do domu gdzie było sporo ludzi. Amanda biegała wokół nich wraz z Rozi i Profesorem.
-Drake.- zawołała Rozi i od razu do nas podbiegła.
-Postrzelili go- wyjaśniłam- Amanda choć tu ale to już.
-Do gabinetu go- poradziła. Zaprowadziłyśmy go do piwnicy gdzie zrobiliśmy gabinet dla Amandy. Tam również było kilka osób.
-Quick pozgarniał ludzi i stara się to jakoś ogarnąć z resztą. Mi nie pozwolili iść.
-I dobrze, bardziej przydasz się tutaj. - powiedziałam pomagając Drake'owi  położyć się na wskazanym przez Amandę łóżku.
-Rozi idz na górę- poleciła
-Ale to mój brat- upierała się.
-Oni potrzebują czyjejś pomocy przecież się nie rozdwoję.
-Dobra- poddała się Rozi- ale ty z nim zostaniesz?- spytała mnie. Wiedziałam że powinnam pójść pomóc na zewnątrz w końcu nie zle strzelałam ale nie potrafiłabym go zostawić a więc nawet nie miałam problemu z obiecaniem tego Rozi.
Jak tylko Rozi poszła Drake stracił przytomność Amanda uspokajała że to wcale niczego nie przesądza. Drake kilkukrotnie odzyskiwał przytomność i za każdym razem przeklinał. Amanda co chwila kazała mi coś przynieść czy coś potrzymać. Zebrała wokół  niego masę sprzętu co wystraszyło mnie jeszcze bardziej. Ale wierzyłam że Amanda wie co robi. Wydawało mi się że minęły godziny zanim Amanda oznajmiła że skończyła i od razu gdzieś pobiegła. Drake był wciąż nie przytomny. Usiadłam obok niego i zaczęłam gładzić go po włosach.
Niech no tylko odważy mi się nie obudzić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz