niedziela, 15 października 2017

Od Drake

Nie podobało mi się łażenie po lesie i wołanie kogoś kogo nie ma. No i kto powie że jestem złym chłopakiem. Przecież chodzę po lesie i wołam Alfreda jak jakiś kretyn. Dobrze że nikt mnie nie widzi na pewno Quick i Luke mieli by ze mnie polewkę. Mam nadzieje że nigdy się o tym nie dowiedzą. Nawet mnie to bawiło, ale zapadał zmrok a ta ciągnęła mnie dalej 
- Może wrócimy już do domu? - zaproponowałem - Jutro poszukamy Alfreda znowu - obiecałem
Ale ona zapewniała że zaraz go znajdziemy. Nagle złapała mnie za rękę i zaczęła mnie gdzieś ciągnąć. Naprawdę zdziwiłem się gdy przed nami pojawił się koleś. Nie wiedziałem że choroby psychiczne są zarazliwe. 
- Alfred to jest Drake 
Mówiła jeszcze coś dalej. Nawet pociągnęła mnie za rękę w jego stronę. Koleś wyglądał na jakieś 20 lat, na sobie miał znoszoną i brudną bluzę, i znoszone przetarte spodnie. Jedyne co nie było normalne to te czarne oczy i czarne żyły. Okej... Ale za chwilę za drzew zaczęło wychodzić ich więcej. Otaczali nas, było ich 5 a wśród nich była dziewczyna. 
- Ok, Lex chyba powinniśmy już wracać - powiedziałem najbardziej spokojnie jak mogłem i wyciągnąłem broń
- Drake, miałeś zobaczyć Alfreda a nie do nich strzelać - upomniała - teraz mi wierzysz prawda? A wy go nie zjecie
Czy ci wierze jasne... Ale nie zmienia to faktu że zwariowałaś - ale na szczęście nie powiedziałem tego na głos. Wszyscy patrzyli na mnie jak na jakieś żarcie. Poważnie tak samo patrzyłem na żarcie gdy nie jadłem przez parę dni. 
- Nie możesz go zjeść - wypaliła Alex
Ona faktycznie zachowywała się jak by z nimi rozmawiała. A to że nowi przyjaciele mojej dziewczyny chcą mnie zjeść, a moja dziewczyna zabrania mi do nich strzelić stawiało mnie w bardzo złym położeniu. 
- Bo to mój chłopak - warknęła Alex
Ale nawet to nie spowodowało że spojrzeli na mnie inaczej. 
- Ale ja nie pozwolę wam go zjeść. Alfred powiedz coś - nakazała patrząc na tego przed nami
Nagle pozostali spojrzeli na Alfreda a ich nastawienie do mnie nie co się zmieniło 
- Drake schowaj broń - poprosiła Alex - oni cię nie zjedzą 
- Wybacz kochanie ale jednak z bronią czuję się pewniej. - powiedziałem - wiesz twoi przyjaciele są jak by ci tu powiedzieć... Inni i patrzą na mnie jak na pieczonego kurczaka. Do puki nie usłyszę od nich tego nie opuszczę broni 
- Drake do was nie strzeli - zapewniła Lex - To jest Nadia - wskazała rudowłosą dziewczynę, - To Vladimir, - pokazała jednego z nich - to Marek, a tamten to Stefan, Są rodzeństwem 
- Rozumiem - wypaliłem - hej...
Szczerze nie miałem pojęcia jak się zachować. 
- Mówią że ładnie pachniesz - powiedziała Lex
Jeszcze nigdy nie dostałem takiego komplementu 
- Tak jest moim bratem - powiedziała Lexi 
Co ona gada 
- Oni nie rozumieją co to znaczy chłopak - wyjaśniła mi Lex - mówią że brata się nie zjada 
- Fajnie, Lex możemy już wracać do domu. 
- Poczekaj Alfred chce porozmawiać 
No pewnie, moja dziewczyna rozmawia ze zmutowanym zombie a ja zamiast go zabić stoję i się na to gapię. Alex puściła moją rękę i zaczęła podchodzić do Alfreda 
- Lex co ty robisz - wrzasnąłem 
- Alfred chce zobaczyć moją ranę 
- I ty po prostu do niego podejdziesz? - dopytałem zdezorientowany 
- Alfred nic mi nie zrobi. Chyba 
Wymierzyłem broń w stwora ale Alex i tak podeszła do Alfreda i odwinęła nadgarstek. Złapał jej rękę i dokładnie ją obejrzał. Po chwili Alfred ją puścił a ona podeszła do mnie. 
- To dziwne - powiedziałem - bardzo dziwne, Lex wracajmy już do domu 
- Jeszcze chwilę - poprosiła
- Lex jest już pózno - powiedziałem uważnie obserwując te istoty
Naprawdę nie wiedziałem jak nazwać przyjaciół własnej dziewczyny. 
- Alfred mówi że cię lubi - powiedziała 
- Słucham - dopytałem 
- Powiedział że cie lubi - powtórzyła 
I po następnych kilku minutach Alex w końcu zgodziła się wrócić do domu. Pożegnała się z Alfredem, Stefanem, Nadią i całą resztą. Sam nie wierzyłem w to wszystko. Wróciliśmy do domu, Alfred i jego bracia nas nie zaatakowali. Lexi była zadowolona że zachowałem się poprawnie i że jednak jej wierze. Położyliśmy się do łóżka. I pierwszy raz o wielu dni szybko usnęła. Wstałem z łóżka musiałem coś z tym zrobić. Musiałem się napić. Wyszedłem cicho z pokoju i zapukałem do pokoju Rozi i Quicka. 
- Wejść - usłyszałem Quicka
Otworzyłem drzwi zdziwiłem się że w ich pokoju był jeszcze Krzysiek. 
- Muszę z tobą pogadać - wypaliłem na wstępie - teraz, w tej chwili tylko... Tylko najpierw musimy się napić.      

Od Lexi

On mi nie wierzy a jak w tym lesie zaczął gadać sam do siebie to znów zachciało mi się płakać.
-Co ty robisz? Dobrze się czujesz?- spytałam.
 -Rozmawiam z Alfredem.- odparł jakby to było najoczywistsze na świecie.
-Ale go tu nie ma- stwierdziłam.
-Aha. A więc gdzie jest? Choć poszukamy go.
W sumie sama już nie wiedziałam czy mam się wściekać że mi nie wierzy czy śmiać że próbuje tego nie pokazywać.
Ale prawda była taka że sama nie byłam pewna gdzie mogę ich znaleść. O dziwo jak nigdy byli milczący. Podobno mogę porozumiewać się z nimi telepatycznie. No a więc spróbujmy. ,,Alfred musimy pogadać"- zawołałam w myślach. Ale to chyba nic nie dało. A więc szliśmy głębiej w las, a Drake cały czas wołał Alfreda.
Jak go nie znajdziemy wyjdę na wariatkę. A wiec się nie poddawałam i szukałam dalej, Drake wytrwale brnął w to dalej. Powoli zapadał zmrok a my błądziliśmy po lesie.
-Może wrócimy już do domu? Jutro poszukamy Alfreda znowu- obiecał.
-Drake proszę, niedługo go znajdziemy ja nie zwariowałam.
I w końcu usłyszałam głosy co pierwszy raz przyjęłam z  ulgą.
-No chodz- ponagliłam Drake i po chwili zobaczyłam Alfreda. Drake chyba poważnie był zdziwiony bo musiałam go pociągnąć za sobą.
-Alfred to jest Drake -przedstawiłam go- jest moim chłopakiem a wiec było by miło gdybyście go nie zjedli.
-Ale pachnie tak ładnie- rozległ się jakiś głos nie należący do Alfreda.
-A ja jestem głodna- poskarżył się jakiś inny. I stopniowo reszta również zaczęła się pojawiać.
-Ok, Lex chyba powinniśmy już wracać- powiedział Drake wyjmując broń.
-Drake, miałeś zobaczyć Alfreda a nie do nich strzelać -upomniałam go- teraz mi wierzysz prawda? A wy go nie zjecie.- to było stwierdzenie a nie pytanie ale i tak uzyskałam odpowiedz
-To mięso a mięso się je.
-nie możesz go zjeść- odparłam
-Czemu?
-Bo to mój chłopak- ale te chyba nie rozumiały bo te dwa wciąż chciały go zjeść
-Ale ja nie pozwolę wam go zjeść Alfred powiedz coś. - nakazałam spoglądając na Alfreda.
-Nadia, Vladimir nie możecie zjeść Drake- wstawił się za mną (a raczej Drake'em bo to o jego zjedzeniu mówimy) Alfred.
-Drake schowaj broń- poprosiłam- o ni cie nie zjedzą.

Od Drake'a do Alex

Quick oszalał to jedyne trafne określenie. Jasna cholera a ja miałem go pilnować. Miałem cały czas mieć go na oku. Ufałem mu i to był błąd. Wiedziałem że nie można mu ufać tylko teraz to nie Ivan jest zagrożeniem ale sam Quick. Przecież jak mu odbije tak na dobre... Nie wiem po co mu wszyscy ci ludzie, a on nawet nas nie słuchał. Nie jesteśmy jego psami... Nie będzie nam szefował... Jak moja siostra z nim nie porozmawia sam będę musiał to zrobić. Jego pomysły kopią pod nami dołek, a jak zrobi nie taki ruch wpadnie do niego ciągnąc nas za sobą. Wyszedłem od Rozi i poszedłem prosto do pokoju. Nawet nie miałem pojęcia że Alex już zjadła kolacje i wróciła do pokoju. Właśnie do tego wszystkiego jeszcze Alex i jej ugryzienie. Lexi leżała na łóżku i chyba znów płakała.
- Co jest skarbie? - spytałem siadając na łóżko
- Ja się zmieniam - powiedziała
- Przecież profesor cały czas pracuje nad szczepionką - powiedziałem spokojnie
- To nie pomoże ja jestem już jedną z nich
- O czym ty bredzisz? - dopytałem
- Byłam na spacerze - zaczęła - ja ich słyszę
Ona zwariowała. Moja dziewczyna to wariatka
- Kogo słyszysz skarbie? - spytałem bardzo spokojnie
- Nie wierzysz mi - oburzyła się i zaczęła płakać jeszcze bardziej
- No co ty wierze ci serio. Ja też ich słyszę
- Drake nie nabijaj się ze mnie
- No skąd - zaprzeczyłem - naprawdę ich słyszę, warczą, charczą
- Oni mówią, w mojej głowie
- Kochanie - powiedziałem - słyszysz głosy w głowie? - dopytałem - dobrze rozumiem?
- Nic nie rozumiesz - warknęła
- Więc mi wytłumacz - poprosiłem
Ona potrzebuje psychiatry. Muszę dowiedzieć się czy ktoś taki jest w tej koloni.
- Słyszę co oni mówią - zaczęła - mówią do mnie telepatycznie.
- I co mówią?
Czemu ja w to brnę...
- Mówią że jestem jedną z nich i że Sasza wie jak mi pomóc. Widziałam ich dzisiaj
- Tych co do ciebie mówią? - dopytałem niepewnie
Pokiwała twierdząco głową
- Widziałaś tego co cię ugryzł? - drążyłem dalej
- Nie tamci nie żyją, miał na imię Alfred
- Zombie ma na imię Alfred - powtórzyłem jak głupi
- No przecież mówię - warknęła
- Dobra... Jak wygląda Alfred? - dopytałem
- Pokaże ci - powiedziała - zaprowadzę cię do niego
- Do Alfreda?
- No przecież nie do Alfonsa
Mówiła normalnie ale treść to jakaś czarna magia, normalnie ufo
- Kochanie ty wiesz co mówisz? - spytałem
- Nie wierzysz mi
- Wierze, dobra możemy iść do tego Alfreda? - spytałem
Nie wiem czy do dobry pomysł. Lexi wstała z łóżka i złapała mnie za rękę
- No idziesz?
Co miałem zrobić. Ścisnąłem ją za rękę i wyszliśmy na dwór. Prowadziła i chyba doskonale wiedziała gdzie mnie prowadzi. Szliśmy dość długo w głąb lasu po czym zatrzymała się na jakiejś polanie. Zaczęła rozglądać się dookoła
- Hej Alfred.... Co tam u cb? ... U mnie też - zacząłem gadać sam do siebie nie wiem jak zachowywać się przy wymyślonym przyjacielu własnej dziewczyny. Alex spojrzała na mnie jak na kosmitę
- Co ty robisz? Dobrze się czujesz?
- Rozmawiam z Alfredem
 

Od Rozi do Quicka

Czekałam na niego, myślałam że przyjdzie ze mną porozmawia, ale Quick nie przychodził. Chyba naprawdę był na mnie wściekły tylko o co? O to że przyszedł do mnie Krzysiek... Za to że odwaliło mu i zaczął mówić że mnie kocha. To nie jest powód przecież ja nic nie powiedziałam. A zamiast się na mnie złościć i traktować mnie na równi z Borysem... Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi
- Proszę - powiedziałam
Naprawdę bolała mnie głowa, przy kolacji nie kłamałam. Do pokoju wszedł... No nie wierze Borys. No i oczywiście Borys jak to on zanim zaczął w ogóle przechodzić do rzeczy zaplątał to tak że ciężko miałam zrozumieć w czym rzecz. I że Quick go rozumie. Słuchałam go piąte przez dziesiąte i próbowałam wyłapać w jego gadce to co ważniejsze. Dlaczego kiedy Borys puka do drzwi  zawsze są kłopoty. Miałam ich dość... Zrozumiałam tyle że Quick wyjeżdża ale gdzie? Czemu? Pózniej znów zaczął gadać od rzeczy i na koniec wybiegł z pokoju. Boże dlaczego on musi być taki trudny. Wstałam z łóżka i powoli poszłam na dół. Było trochę ciężko obie nogi mnie bolały. Wcześniej Quick w kółko mnie nosił a dziś pierwszy raz od wypadku zaczęłam chodzić. Nie miałam pojęcia że jak zacznę to będę musiała iść na dwór. Przecież ja go zabije, zabije go jego własną bronią bo swojej nie mam. Droga do schodów jakoś mi minęła ale zejście ze schodów to jakiś koszmar. Musiałam cały ciężar przenieść na jedną nogę. Niech to szlak... Każda z nóg bolała mnie inaczej i nie wiedziałam który ból wolałam. Biedne dziecko będzie miało tatę kretyna i mamę nie wiele lepszą. Na ganku stała Pati i coś tam wrzeszczała. Wyszłam i stanęłam obok niej opierając się o barierkę. Na szczęście Quick nigdzie jeszcze nie pojechał, a jak mnie zobaczył odesłał Borysa i wyrzucił Pati.
- Jak mogłeś - mruknęłam siadając na schodach - dlaczego nie przyszedłeś i ze mną nie porozmawiałeś? Chciałeś wyjechać nic mi nie mówiąc?
- Przecież powiedziałem Borysowi... - zaczął
- Przyszedł - powiedziałam szybko - ale co z tego. Nie chciałam rozmawiać z Borysem tylko tobą. Chciałeś wyjechać i nic mi nie powiedzieć? - powtórzyłam pytanie
- Nie pojechał bym - zapewnił
- Jasne - mruknęłam - O co ci chodzi? Dlaczego chciałeś wyjechać? Jedziesz do Rosji? Chcesz mnie zostawić? Zrywasz ze mną? 
Sypałam pytaniami z nerwów
- Uspokój się - poprosił
- John o co chodzi dlaczego zacząłeś mówić do mnie tonem jakim mówisz do Borysa. - z nerwów mówiłam jeszcze więcej. Tak to u nas rodzinne. Jak się denerwuje nawet nie myślę co mówię. - Nie mam wpływu na to co mówi do mnie Krzysiek. Nie mam wpływu na to że się we mnie podkochuje albo myśli że tak jest. Po co ci tyle ludzi? Dlaczego nikomu nie mówiłeś co zamierzasz? Myślałam że nam ufasz i traktujesz nas na równi ze sobą a nie stawiasz na równi z nimi. Nie wyjeżdżaj - poprosiłam wstając i wracając do domu. Nie chciałam po raz tysięczny przy nim płakać.
 

Od Borysa

Zapukałem do drzwi panienki Rozi usłyszałem niepewne proszę.
- Mam dla panienki informacje od szefa
- A sam nie może przyjść? - dopytała
- Obawiam się że raczej nie zamierza. Kazał przekazać cytuje " Nie będę męczył jej swoją osobą w jej własnym pokoju " No i od siebie dodam jeszcze że ja nie wiem co szef zamierza ale powiedział że się stąd wynosi i będzie jechał na tym czarnym koniu. Tym żywym rozumie panienka. A swoją drogą wie panienka jak się siodła takie bydle. No a ja co pewnie biec będę za nim musiał.
- Obawiam się że nie zdążysz - powiedziała Rozi - a teraz gdzie jest twój szef
- Miśka czesze i na tego konia czeka. Muszę spadać jak by co to tu byłem i przekazałem
I wtedy usłyszałem warkot tirów.
- Aha to się chyba szef wynosi na dobre z życia panienki i całej tej rodziny. Jezu co teraz będzie. Boże przepraszam muszę spadać muszę zorganizować tego konia. On mnie zabije. Do widzenia.
Gdy wybiegłem szef miał już osiodłanego tego konia. Mało tego nawet znęcał się nad tym biednym zrebakiem. Poganiał cały czas tę klacz i krzyczał
- dalej Księżniczko - że do tego zrebaka. - Potrafisz szybciej. Zwijaj zadek - i tak było kilkadziesiąt chyba razy do puki zrebak nie wydołał i został przy domu.
- Ten debil zajezdzi tę klacz - stwierdziła Pati - pianę ma na pysku
Ten najspokojniej w świecie podjechał do tego zrebaka, ściągnął cugle tej matce że aż dęba stanęła pociągnął ją jeszcze mocniej i zapytał
- A ty do tyłu umiesz czarny koniu.
Klacz się wywaliła do góry kopytami szef się pozbierał z asfaltu klepnął ją po szyi
- No do tyłu nie umiesz. A teraz idziemy się napić wody - i o dziwo ta klacz za nim poszła. Sama nie trzymał jej. Ja bym nie poszedł
- Zajezdziłeś klacz debilu - wrzeszczała Pati
- Co ty wiesz, koń nie jest do stania powinien być w formie. A ta klacz jej nie ma. Zrebak też powinien zagęszczać ruchy bo się rozleniwi i świnia będzie a nie koń. - stwierdził szef i poszedł ale daleko nie zaszedł bo na ganku stanęła jak zjawa panienka Rozi
- Zobacz co on robi z tym koniem - powiedziała Pati do panienki
Ale ta jej nie odpowiedziała.
- Czy ktoś mnie tu w ogóle słucha - wrzasnęła Pati
- Spadaj - powiedział szef - najlepiej na komin
Mnie tez wywalił z tym koniem aby pić mu dać 

Od Quicka

Młodym być zle ale starym i ze sklerozą jeszcze gorzej. Jak dobrze zarejestrowałem to usłyszałem tekst w stylu
- Idę do swojego pokoju
Więc ja chyba muszę znalezć sobie nowy. Popatrzyłem na tych którzy jeszcze zostali przy stołach. No tak cała sytuacja mogła ich zaskoczyć, z szokować ale w sumie to ja ich nie rozumiem. Machnąłem ręką podniosłem się od stołu bo bardziej mi się rzygać chciało niż jeść. I oznajmiłem
- Ja zabieram swoje Azory i spadam stąd
Machnąłem ręką na Borysa i zawołałem Supriec za którą przybiegły dwa baraszkujące miśki. Po drodze wrzasnąłem do Borysa siodłaj konia.
- Co takiego dopytał?
- Nie rozumiesz czy nie umiesz?
- Jedno i drugie
- To znajdz kogoś kto umie i mu powtórz. A przedtem idz grzecznie zapukaj do panienki Rozi i powiedz jej że nie będę męczył jej swoją osobą w jej własnym pokoju. Masz powtórzyć słowo w słowo zrozumiałeś
- Tak jest - odpowiedział i się odmeldował
A ja usiadłem na ganku i zacząłem czesać Suprice
- Musimy się wynieść stąd Supcia moja księżniczka mnie nie chce. No nagle nasz pokój zrobił się znów jej. Do pokoju z chłopakami się nie w pierdole to biedny Krzysiek pierdolnie na zawał jak mnie w nocy zobaczy. No więc ja i ty na powrót będziemy dzicy i wolni. Z tą różnicą że ty masz dzieciaki a ja pojadę na prawdziwym koniu. A ty Suprice masz go nie zeżreć. No bo co mam zrobić... Jak bym lubił chlać to bym się nachlał i by mnie to jebało. 

Od Rozi

Dlaczego nie zeżarli nas w tym instytucie - warknęłam do siebie. Wcale nie podobało mi się to co mówił. Mówił dużo a z każdym jego słowem bardziej mnie szokował. Nawet nie dał mi możliwości bym coś powiedziałam bo jak skończył to wyszedł. Kocham go co do tego nigdy nie miałam wątpliwości. Ale Quick się zmienił to nie jest osoba którą poznałam. Nie jest już tym samym kolesiem który dużo gadał a wszystko co mówił nie miało sensu. Nigdy nie mówił do mnie w taki sposób. W taki sposób mówi do Borysa znaczy nie żeby do Borysa mówił kochanie albo słonko ale ten ton. Ten jego sposób bycia, ten jego wzrok. To nie zaczęło się wczoraj tylko ja tego nie dostrzegałam a raczej nie chciałam dostrzegać. Ja chciałam tylko przeżyć, nie chciałam bawić się w jakieś cesarstwa. Nie chciałam by jakiś głupek stał mi przy drzwiach i się płaszczył. Żyjemy w czasach gdzie tylko egoiści przeżyją a on bawi się w mafię. Byłam kompletnie bezradna i z tej bezradności się popłakałam. No i jeszcze ten Krzysiek... Bałam się że Quick coś mu zrobi i nie mogę prosić go aby nic mu nie zrobił bo ten wścieknie się jeszcze bardziej i faktycznie zrobi mu krzywdę. Nie podoba mi się to co on robi, i boje się że zmieni się jeszcze bardziej. Przecież zabił tego faceta, postrzelił jego żonę i wszystko zrobił na oczach 5 letniej dziewczynki. Widziałam go i wiem że był w stanie zabić i tę kobietę i te dziecko. Sama też zabijałam ale nigdy nie z takim spokojem. Żyjemy w świecie gdzie trzeba walczyć o własne życie. Gdybym ja nie zabiła on zabił by mnie ale pamiętam każdego człowieka którego musiałam zabić. Inaczej jest z zimnymi ale i tak pamiętam pierwszą piątkę którą zabiłam. Uspokój się - napomniałam samą siebie. Muszę z nim porozmawiać to po pierwsze. Kretynko on i tak już od dawna przestał cię słuchać. Pokiwa głową, powie że nie zrobi a pózniej idzie i robi swoje. Nie ukrywam że mnie przestraszył. I do tego jeszcze nie wiem co jest między nami. Cholera - warknęłam... Chciałabym aby teraz przyszedł do mnie, przytulił mnie i powiedział że wszystko będzie po staremu jak przed jego porwaniem. Ale w tych czasach życzenia się nie spełniają. Parę minut pózniej przyszedł do pokoju
- Zebrałem wszystkich - oznajmił
- Quick - zaczęłam - chyba musimy porozmawiać
- Chodz na dół - powiedział i podszedł do mnie
Wolałam z nim porozmawiać teraz. A to że on nie chciał pokazywało tylko jak poważna jest sytuacja.
- Pójdę sama - powiedziałam
Spojrzał na mnie trochę dziwnie. Niech to szlak ja naprawdę nie znam tego człowieka. Kim jesteś i co zrobiłeś z Quickiem
- Co? - dopytał
No pięknie ja to powiedziałam na głos.
- Nic - zapewniłam szybko - po prostu już minął tydzień muszę w końcu stanąć na nogi. Pomożesz mi? - spytałam wyciągając rękę w jego stronę
Bez słowa podszedł i złapał mnie za rękę. Wolałam jednak żeby coś powiedział. Nie lubię nie wiedzieć co on myśli.
- John - zaczęłam ściskając go za rękę
- Porozmawiamy pózniej - zapewnił - a teraz chodz albo cię zaniosę
Podniosłam się i z jego pomocą doszłam do schodów. Ale on zupełnie nic nie mówił. Nie podoba mi się to, on jest inny. To jest tak samo jak z tym moim domem w Krakowie. Niby go znam ale jednak coś jest nie w porządku.
- Kocham cię - powiedziałam
Ze schodów już nie dał mi zejść. Nie wiem czy się martwił że z nich spadnę czy po prostu chciał się mnie wreszcie pozbyć. W salonie już byli wszyscy oprócz Drake'a i Alex. Krzysiek siedział na krzesełku, a nad nim sterczał Borys. Była już nawet pora kolacji więc sama nie wiem czy zebrali się na kolacje czy dlatego że zwołał ich Quick. Chwile pózniej na dół zszedł Drake. Od tygodnia go nie widziałam i reszta chyba też bo wszystkie oczy zwróciły się na niego.
- Siemka ludzie - powiedział na schodach - zapomnieliście jak wyglądam czy jak?
Była cisza, Drake zszedł ze schodów i usiadł na swoim stałym miejscu przy stole
- Okej... - zaczął - czuje się nie swoją jak tak na mnie patrzycie.
- Gdzie Alex? - spytałam
- Właśnie Luke gdzie Alex? - spytał Drake - miała iść na spacer, zaproponowałem żeby zabrała ciebie abyś się wybiegał.
- Drake ostrzegam cię - warknął Luke ale zaczął się śmiać
- No przecież mnie nie pobijesz - powiedział Drake - chociaż by ze względu na tamtą noc
- Zamknij się głupku - warknął Luke - nie jestem gejem
- No Julka też tam była. Mogliśmy zaprosić jeszcze Pati
Wyglądało że wszystko wróciło do normy Drake znowu był gwiazdą domu.
- Idę poszukać Lex - powiedział Drake i skierował się do wyjścia.
Nawet na mnie nie spojrzał. Musiałam z nim pogadać.
- Drake - powiedziałam
Odkręcił się i na mnie spojrzał. Pewnie mnie nienawidzi, obwiniłam go za wszystko
- W wolnej chwili pogadamy - zaproponowałam
- Jasne - odparł
Musiałam go przeprosić. Drake nie zdołał dojść do drzwi a te stanęły otworem a do środka prosto na Drake'a wpadła rozpłakana Lexi. Kiedy w końcu udało mu się ją uspokoić oboje usidli do stołu. Alex nie puściła już jego ręki. Cieszyłam się że im się udało. Miałam tylko nadzieje że znajdziemy tę szczepionkę na to. I gdy byliśmy wszyscy przy stole profesor zaczął mówić.
Powiedział wszystko to o czym mówił Quick. Mówił że w szpitalu stacjonują ludzie Quicka. Powiedział również że nie wie jakie kontakty ma Quick oraz jakie ruchy wykonuje. Powiedział że pracuje dla niego i wie tyle ile sam szef zechce mu powiedzieć.
No pięknie więc nie ma już osoby która miała by na niego jakiś wpływ... Nastał wielki chaos. Oni usłyszeli o tym pierwszy raz ja już wiedziałam o czy będzie ta rozmowa.
- Czyś ty zwariował - wrzasnął na niego Drake - wy o tym wiedzieliście?
Odpowiedziała mu cisza
- Quick - warknął - o takich rzeczach się rozmawia. Nie podoba mi się że włóczą się tu twoje psy. Nie podoba mi się że zabijasz ludzi na moim dywanie. I nie podoba mi się że ich karmisz. Quick musimy zacząć myśleć o sobie. Jedzenia kiedyś zabraknie a ty zamierzasz ściągać ludzi...
- Drake ma racje - poprał go Luke - powinniśmy najpierw to przedyskutować. Jedzenie się skończy. Nie podoba mi się to ale musimy zacząć myśleć jak Drake
- Być egoistami - wyjaśnił Drake - a ty nic nie powiesz? - warknął patrząc na mnie - powiedz swojemu chłopakowi że zwariował
Co miałam powiedzieć, Drake ma racje. Nic nie powiedziałam tylko skupiłam się na jedzeniu. Rozmowa jeżeli można to nazwać rozmową ciągnęła się dalej ale ja siedziałam cicho.
- Rozi? - spytał Drake
Chyba musiał mówić coś do mnie parę razy bo nawet była cisza a wszyscy patrzyli na mnie 
- Co? - dopytałam
- Pytałem co nic nie mówisz? - powtórzył
- Bo nie mam zdania na ten temat - odparłam - wrócę już do swojego pokoju, boli mnie głowa
Wstałam od stołu i skierowałam się do schodów.
- Zaprowadzę ją
Nie wiedziałam że wie i że się przejmuje tym co mnie spotkało. Reszta chyba też nie wiedziała.
- No co? - spytał biorąc mnie na ręce
- Puść mnie - warknęłam - umiem chodzić
Chociaż protestowałam zaniósł mnie do pokoju. Zamknął za nami drzwi
- Przepraszam byłam nie far... - zaczęłam od razu
- Nie ważne było minęło - przerwał mi - Co tu się dzieje?
- Nie wiem - odparłam - Drake proszę cię mniej Krzyśka na oku bo on go zabije
- A nie możesz powiedzieć mu aby tego nie zrobił
- A myślisz że on mnie słucha - warknęłam - on zawsze robi co chce. Dziś nawet mówił do mnie inaczej. No i mnie szantażował chociaż nigdy tego nie robił
- Za cytuj tylko szybko - ponaglił
- Powiedział że mogę odejść ale nie pozwoli zabrać mi dziecka - powiedziałam krótko - Drake to wszystko mi się nie podoba. Ci ludzie w szpitalu, nie wiem co planuje Quick...
- Dobra będę miał na oku naszego ciapka i twojego chłopaka - powiedział Drake - spadam muszę pogadać z Lex.
- Drake - powiedziałam jak był już przy drzwiach - wiem że musiałeś
Drake wyszedł a ja zostałam sama. Musiałam przede wszystkim pogadać z Quickiem.   

Od Lexi

Minął tydzień. Drake'owi raczej przeszło choć nie wychodził z pokoju. Nie chciał rozmawiać z Rozi. Tak więc chyba nikt nie wiedział że mu przeszło a ja nie wyprowadzałam ich z tego błędu. Skoro Drake potrzebuje czasu i nie ma ochoty z nikim gadać niech tak będzie. Rozi chyba nie doszła jeszcze do siebie po wyprawie do Krakowa w sumie z nią jeszcze nie gadałam, w ogóle trochę się wycofałam. Zombie mało co mnie nie pogryzł jak próbowałam do niego podejść tak więc poprosiłam Creepy by nim się zajęła.
Była pora obiadu. A więc wzięłam talerze i poszłam na górę.
-Powinieneś z nią pogadać- stwierdziłam po chwili.
-Po co- odparł naburmuszony jak zawsze kiedy choćby padało imię Rozi.
-Bo to twoja siostra?
-Słaby argument- stwierdził. Obiad dokończyliśmy w milczeniu.
-Idę się przejść, idziesz?- spytałam
-A co to ja pies, idz do Luke'a na pewno się ucieszy na słowo spacer, i nie zapomnij mu patyków porzucać.
-Drake- upomniałam go- Wydaje mi się że naprawdę powinieneś zejść na dół bo już tęsknić za nimi zacząłeś.
-Nie prawda- oburzył się.
-A właśnie że tak już piąty raz wspominasz dziś Luke'a. Swoją drogą chyba naprawdę zaczynam się zastanawiać co robiłeś w pokoju z Luke'em i Julką. 
-Niech zgadnę Amanda nie może odpuścić?
-A Amandę wspomniałeś już czwarty. Powaga jak nie zejdziesz na kolacje to nie będziesz jadł- pogroziłam i poszłam.
Na dworze było ciepło, słońce mocno grzało i wiał lekki wiatr. Ale idąc nikogo nie spotkałam, Quick zarządził że nikt nie może opuszczać osady i chyba każdy go posłuchał, jedynie na polu pracowało kilka ludzi no i wojskowi wciąż się gdzieś kręcili.  Weszłam w las. Nie wiem ile czasu szłam ale zagłębiałam się coraz bardziej. Myśli przelatywały mi przez głowę ale na żadnej się nie skupiałam. Starałam się skupiać tylko na tym co mnie otaczało, to zawsze mi pomagało kiedy zaczynałam słyszeć głosy lub by się ich pozbyć. Ale teraz to nic nie dało, zaczęło się od jednego głosu ale od razu dołączyła reszta tworząc w mojej głowie harmider ale teraz było gorzej. Miałam wrażenie że za moment głowa mi pęknie. Zaczęłam panikować i krzyczeć aby się zamknęli ale to nic nie dawało, zaczęłam biec próbując uciec. Ale słyszałam ich coraz głośniej. Nagle wybiegłam na jakaś polankę, w końcu nastała cisza, a na jej środku stał jeden z zmutowanych. Miałam już zacząć uciekać kiedy za mną pojawił się drugi, zrobiłam kilka kroków w stronę tego pierwszego. Z lasu wyszedł trzeci i czwarty i piąty. Otoczyli mnie.
-czekaliśmy na ciebie- powiedział ten który od początku był na polanie- jestem Alfred.
Nie wiedziałam że oni umieją mówić, nie wiedziałam że mają imiona...
-Alfred- powtórzyłam oniemiała.- to wy mówicie?
-Ależ oczywiście, mówimy do ciebie odkąd stałaś się jedną z nas. Nie musisz się nas bać.
A więc nie oszalałam, ja ich naprawdę słyszałam.
-A czemu inni was nie słyszą? Dlaczego tylko ja was słyszę? Czego chcecie?
- Porozumiewamy się w myślach, wychwytujemy myśli innych a odkąd jesteś zarażona twoje również.
-Czyli wy tak naprawdę nie mówicie?
-Przecież rozmawiamy- odparł spokojnie i zrobił jeden krok do przodu.
-Nie podchodz bo cie zabiję- pogroziłam ale tak naprawdę nie wzięłam nawet noża. Usłyszałam jego śmiech, oni są połączeni myślami a ja razem z nimi odkąd zostałam ugryziona, a więc on wie tyle ile ja. Rozejrzałam się wokół, stali w odstępie jakiegoś metra, rzuciłam się między nimi i pobiegłam przed siebie.
-Przed nami nie uciekniesz- zawołał za mną Alfred ale ja wciąż biegłam przed siebie aż wbiegłam do domu i wpadłam na Drake'a. Mówił coś do mnie ale nie przyswoiłam, przytuliłam się do niego i rozpłakałam. Nie zdałam sobie sprawy że jest już pora kolacji ani że wszyscy siedzą w salonie.

Od Quicka

Gdy wygoniłem Krzyśka usiadłem ciężko na fotel .
-Dużo słyszałeś ?
-Prawie wszystko jak sadzę- stwierdziłem .
-A dokładniej -dopytała .
-No mniej więcej od tego wyznania miłości .
-John ty przyszedłeś po jakieś papiery nie powinieneś  dokończyć załatwiać sprawy z tymi ruskami ?
-Mariusz dokończy -stwierdziłem .
-I co teraz zrobisz ? -zapytała
-Ne wiem jeżeli pytasz o nas to naprawdę nie wiem co o tym myśleć jesteś młoda i piękna możesz mieć każdego faceta nawet takiego patałacha jak Krzysiek, masz słońce 16 lat ja skopałem Ci życie z dzieckiem w tym świecie nawet gdy byście odeszli gdy byś zdecydowała się na to nie dacie rady ja mogę was bezpiecznie odtransportować ale bezpieczeństwa wam nie zagwarantuje i nie puszczę cię do momentu porodu bo to nie będzie łatwy poród z profesorem rozmawiałem spierdoliłem to skarbie znowu w życiu mi nie wyszło a jeżeli chodzi o małego no cóż zastanowię się
Rozi rozpłakała się .
-Dziwnie do mnie mówisz .I pewnie zdziwisz się jeszcze bardziej albo wściekniesz jak zapytam co zrobisz z Krzyśkiem.
No i miała rację zdziwiłem się  i chyba załamałem nawet
-Rozi za dużo powiedziałem nie myśląc jaką sprawiam tobie przykrość i totalnie bez zastanowienia o moim zachowaniu wielkich deklaracji nie będę wygłaszał po prostu jest mi wstyd przepraszam .
-A to co mówił Krzysiek? Czy to jest prawda ? -zapytała
-Niestety prawda brutalna -dodałem- nie chciałem nic wspominać bo były by awantury a ja już nie mam na to siły moi ludzie stacjonują w koszarach i przybywa mi zwolenników i pewnie przybędzie wrogów wiec się przygotowuję poza tym mam jak się okazało nadal wroga publicznego numer jeden jest nim Sasza zmiotę z powierzchni całą tą Rosję czekam aż się upomni o ojca swego .Ivana przycisnąłem i się wyśpiewał kawałek że ma syna nieślubnego że nie żyją w zgodzie ale jest jego ojcem i ten Saszka się zemści ba nawet mnie dopadnie zabije i takie tam pierdoły no i wygadał się o projekcie ,,polska" który to był ściśle tajny i pracował nad nim ten Saszka profesorek też coś tam wie miał swoje wtyki dziadyga w pałacu więc lepiej trzymać go przy sobie .
-Ale jak udało ci się zebrać podobno bardzo dużo ludzi no i te kontakty skąd i jakieś tiry?
-Ehh słonko profesor ma dojścia i kontakty od tego się zaczęło pózniej ludzie sami zaczęli się zgłaszać wiesz robię porządek w Polsce przygotowuję się na tego Sasze też przykro powiedzieć ale mam swoje wtyki w pewnych środowiskach teraz profesor nie wie o wszystkich moich ruchach razem wydaje nam się że ta nowa generacja jest już wprowadzana jakimiś kanałami do polski i że to ten nowy ugryzł Alex. Na razie jesteśmy w zarodku raczkujemy jak by tu powiedzieć w tej kwestii muszę jednego odłowić i trzeba zacząć badania porównywać z tymi pierwszymi trupami bo jak Sasza zwali nam tu masówkę to będzie pogrom niewiniątek rety a propo Alex to zakażenie postępuje rana się goi ale kreska idzie do góry jakiś centymetr dziennie i rozwala się na wszystkie naczynia krwionośne to postępuje bardzo powoli wiec jeszcze dużo czasu nim się zmieni ale dużo za mało go mam na zrobienie szczepionki o ile w ogóle się da. To przykra prawda a ja  mówię to szesnastolatce więc widzisz słonko jakie teraz mamy kryteria. My gnoje które powinnyśmy siedzieć na facebooku chlać, ćpać, bawić się, uczyć ,to uczymy się jak przetrwać uczymy się relacji miedzy sobą i nie gadamy o konikach pony o tym który chłopak jest przystojniejszy tylko o tym czy jutro nie nadejdzie kolejne stado. No powiedz czy można tu być normalnym ,Drake się załamał wtedy w tym instytucie, Maniek zemdlał, ludzie poginęli ale ja, ja przetrwałam  bo się nauczyłem żyć znalazłem ciebie gdy się zgubiłaś zabiłem winnego za te sytuację. Drake się przy łamał ma kryzys ty  też miałaś i może jeszcze masz tylko tego nie okazujesz ja pewnie ehh na mnie pewnie tez przyjdzie czas z tym załamaniem ale lepiej żeby to było pózniej nie wcześniej. Są... Są też kraje nawet tu w europie gdzie ludzie żyją normalnie mogę was tam zabrać wszystkich i będziecie żyć normalnie. Ja zawsze byłem wolnym strzelcem zawsze miałem do czynienia z mafia. Lubiłem to fascynowało mnie to i chciałem to robić. I stało się jestem ojcem chrzestnym polskiej mafii ale nie sami Polacy tu są. Mafia to rodzina. Tylko z rodziny można się wypisać z mafii nie. Opuszczasz rodzinę giniesz rozumiesz ale was tutaj w tym domu to nie dotyczy to jest wyjątek od reguły jednak gdy ktoś zechce nas opuścić musi radzić sobie sam nie będę tej osobie ani robił pod górkę ani pomagał A Krzysiek cóż lubiłem go teraz nie wiem i nie wiem co z nim zrobię na razie go poobserwuje no i chyba wszystko zależy od ciebie. Ty zdecydujesz co z nim będzie co będzie z nami pewnie zaraz zapytasz o rodzinę Ivana to cię uprzedzę żyją spokojnie ale musiałem ich odizolować od Ivana żeby zaczął śpiewać i zaczął no poza tym ta plastikowa sucz mnie irytuje i rzygać mi się chce jak ja widzę. Musiałem ja tolerować u Ivana teraz zrobić z nią mogę co chce i to jest fajne zrobię zebranie w salonie profesor potwierdzi tobie moje słowa a całą resztę oświeci a co do mnie i do ciebie słoneczko to ty decydujesz ja już o swoich planach poinformowałem i nie ukrywam kocham cie i nie chciał bym żebyś mnie zostawiła ale to ty decydujesz chyba i pewnie będziesz musiała mieć porządne argumenty bo na obecna chwile to nie ładnie to wygląda ja nie mówię że prowokowałaś Krzyska ale on się do ciebie lepi mówi ci że cie kocha wiedząc ze masz faceta czy to normalne zachowanie sama wiesz było już kilka takich dziwnych sytuacji no i mnie trochę nie było wiec zbliżył się do ciebie ja rozumiem pocieszał ciebie dotrzymywał towarzystwa więc może ty też coś do niego czujesz jeżeli tak to nie męcz się ze mną po prostu powiedz co do maluszka to nie mam żadnych wątpliwości że to moje dziecko i nic mnie nie zmusi bym myślał inaczej ale ja nie zmuszę ciebie byś została ze mną jeśli nie chcesz. Coś ci opowiem może to dla tego taki jestem jaki jestem mój ojciec to dziwny człowiek był kochał mnie na pokaz wiesz tak publicznie Amanda otrzymywała całe ciepło miłość ja wpierdol i opierdol ona coś narobiła ja oberwałem nawet jak pałę w szkole dostała to mi się wpierdol za to zarobiło choć winny nie byłem i im bardziej się ojcu tłumaczyłem tym mocniej dostawałem i nie było dyskusji pózniej gdy miałem 12 lat coś mu w robocie nie poszło bo niby ja zle się na bankiecie zachowałem i wtedy powiedział że powinien mnie zabić jak się urodziłem czaisz mówić coś takiego dziecku następna sprawa to to moje wycofanie z życia erotycznego no miałem se te 15 lat to świerszczyki se oglądałem pornole na laptopie normalnie jak każdy chłopak chyba nawet se za przeproszeniem konia waliłem i kiedyś stary przyszedł wcześniej i mnie nakrył dostałem tak ze 3 dni leżałem w szpitalu i jego bezcenne straszenie mnie że jak jeszcze raz spojrzę na swojego fiuta to mi oczy wydłubie a jeśli go tknę to nie skończy się na połamanych rękach tyko mi je poobcina  potem po montował w domu monitoring  ja nie wiedziałem, miałem nawet dziewczynę zaprosiłem ją do domu do pokoju zaczęliśmy się całować jak to małolaty stary jakieś 2 dni  pózniej zawołał mnie do siebie i mi wpierdolił najpierw a potem wytłumaczył za co i dodał że jak która brzucha dostanie to mi interes obetnie pózniej zacząłem uciekać z chaty i bawić się w mafie tam na oglądałem się gołych bab seksu pijaństwa i wszystkiego innego brzydziło mnie to ten brutalizm seksualny dla tego jestem taki wycofany w tych sprawach nie że nie chce czy nie potrafię czy nie wiem co to lód po prostu ciężko mi się o tym mówi wprost, z tobą był mój pierwszy raz w sumie było ich 3 nic nie mówiłaś ale chyba nie jestem najlepszy w te klocki bo podobno praktyka czyni mistrza a ja no cóż stanika odpiąć nie potrafię może kiedyś jeszcze coś ci opowiem teraz zbiorę was w salonie bo trzeba pogadać
-A my ? odezwała się Rozi
-My słoneczko też musimy porozmawiać chyba tak mi się wydaje ale najpierw to musisz sobie przemyśleć wszystko tak mi się wydaje znasz mnie i wiesz jaki jestem i że was nie skrzywdzę ale pytania czego chcesz ty i to że wiesz jaki jestem i tajemnic nie mam nie wiem czy będzie ci odpowiadało życie przy bossie polskiej mafii nie mówię że będzie ono złe ale jak to mówią że mafia jest marginesem społecznym a tak naprawdę to mafia rządzi i psami i wszędzie nie ma nas nigdzie a jesteśmy wszędzie wszystko wiemy i robimy co nam się podoba mafia to rodzina jesteśmy bezkarni bo jesteśmy razem ,lojalni wobec kolegów czyli rodziny każdy z nas ma taka tabletkę- wyjąłem z kieszeni całe opakowanie- jeśli kogoś namierzą a jest lojalny bierze żeby nie wysypać się na przesłuchaniu bo są ciężkie a ten człowiek wziął ślub z mafią, no a rodzina jest najważniejsza więc zażywa taką tabletkę i ma z głowy bez bólu szybko odchodzi do krainy wiecznego odpoczynku-podszedłem do Rozi pocałowałem ją w czoło -idę do starego i zbiorę naszych pózniej przyjdę po ciebie chciałem ci to powiedzieć osobiście żebyś wiedziała z pierwszej ręki i  tak bym to zrobił ale Krzysiek wcześniej musiał plądrować pokój poza tym jak widzisz te papiery leżą na wierzchu schował bym gdy bym nie chciał żebyś się dowiedziała miałem porozmawiać ale widzisz ile już to tłumaczenie trwa a czasu nigdy nie mamy dla siebie i zawsze ktoś przerywa . Kocham cię maleńka całym sobą cię kocham więc gdy będziesz tak sobie myślała o nas o mnie o tym co zrobić jaką podjąć decyzje to proszę pamiętaj że cie kocham i wez ten argument pod uwagę i nie płacz już szkoda życia na smutek
Otarłem jej łzy i wyszedłem zrobić zebranie w salonie.