Jakoś przetrwałam do końca. Drake pojechał do kasyna. Nie podobało mi się że Quick stworzył kasyno. A Drake to już na bank powinien mieć zakaz wstępu. Przecież to nałogowy hazardzista. Chciałam pogadać z Quickiem o tym co stało się w sklepie. Ale on od razu poszedł do biura pisać te umowy. No a ja miałam jeszcze na głowie żony owych biznesmenów. Słuchałam je piąte przez dziesiąte ale były zachwycone gościną co poprawiało mi humor. To znaczyło że jednak wszystko wyszło. No i zachwycały się tresowanym miśkiem. Dobrze że Drake nie przyprowadził karła bo byśmy mieli prawdziwy cyrk. Zrobiło się pózno Borys odwoził panie do szpitala. W chwili gdy dom opuściła ostatnia osoba była godzina 21. Poszłam na górę i uśpiłam Damona. Niedługo pózniej przyszedł Quick i oznajmił mi że musi jechać do kasyna na podpisanie umów. I że może mu się zejść to żebym nie czekała. Bo jednym z biznesmenów jest kobieta i on ma nadzieję że nie będzie musiał jej przelecieć. Pózniej oczywiście próbował to jakoś sprostować ale słowa zostały wypowiedziane. I po takim wyznaniu myślał że ja będę mogła spokojnie iść spać. Nie chciałam na niego czekać ale nie mogłam usnąć. Jasiek przypomniał mi te wszystkie dzieci na które spisałam wyrok śmierci w bunkrze. Znów obiecałam ludziom że będzie dobrze i że nikt nie zginie. Okłamałam ich że mamy szczepionkę. Okłamałam ich przecież nie mam pewności co zrobi z tym Quick. Mają rację opowiadając na mój temat plotki, jestem zdzirą. Nie powiedziałam nawet Grzesikowi że jego syn może umrzeć. Quick wrócił około 4. Nie ma to jak trochę. I na kilometr śmierdział przesłodzonymi perfumami tej wywłoki. Od siedzenia na przeciwko nie można zaśmiardnąć. Włączył mi nagranie i poszedł pod prysznic. To było parę godzin i tak oglądałam przewijając. Jak skończyłam Quick spał a zegarek wskazywał prawie siódmą. Teraz to już nawet nie opłaca się kłaść. Jak ja uwielbiam nie przespane noce. I na potwierdzenie moich słów w sąsiednim pokoju rozpłakał się Damon. Poszłam się nim zająć. Dałam się wyspać Quickowi. No nie ukrywajmy nic złego nie robił. Ta wywłoka próbowała zaciągnąć go do łóżka a on robił wszystko by trzymać ją na dystans. Chyba muszę mieć do niego więcej zaufania. Albo nie bo poczuje się zbyt wolny i mnie zdradzi. Nadal będę zazdrosną żoną a co. Parę godzin pózniej przyszedł wkurzony Drake. Okazało się że na dole mamy całą wkurzoną delegację.
- Co ten twój mąż idiota zrobił? - warknął Drake - czy jego to nie można nawet na moment spuścić z oczu
- Więc po co go spuściłeś z oczu - wytknęłam
Wściekły Drake zaczął budzić Quicka. Więc zebraliśmy się i zeszliśmy na dół. Musiałam z nim pogadać i nie o delegacji.
Nie bardzo rozumiałam o co się rozchodzi. Ludzie mało co nie eksplodowali z tej wściekłości. Podobno Quick niezle ich wykiwał. A Quick o całe zło świata posądził te babsko. I dobrze jej tak. Poszłam do kuchni przyszykować śniadanie. Chwilę pózniej przyszedł Drake
- O co chodzi? - dopytałam
- Podpisali umowę z twoim mężem - odparł - a to gorsze niż podpisanie paktu z diabłem. Diabeł chce tylko twojej duszy a Quick twojego biznesu
- Chcesz mi powiedzieć że ci idioci oddali mu swoje udziały
- Dobrze to siostra ujęłaś oddali niemalże za darmo
- Żartujesz? - uśmiechnęłam się
- A wyglądam żebym żartował
- Coś ty taki wściekły - mruknęłam - przecież sam robisz ludzi w balona
- Ale nie na taką skalę - oburzył się
- Doprawdy? Namawiasz ich do gry a pózniej oszukujesz
- Nie oszukuje
- To wyjaśnij jakim cudem zdobyłeś całą tą kasę no nie wierze że miałeś tak dobre karty
- Przegrałem cztery razy - powiedział
- A ile razy wygrałeś? - dopytałam - dobra braciszku możesz zanieść śniadanie
- A co to ja jestem - mruknął ale zrobił o co go poprosiłam
Sama wzięłam telefon i zadzwoniłam do pani Grażynki. Odebrała już po pierwszym sygnale.
- Dzień dobry - zaczęłam
- Kochanie to jakaś maskara jest, z domu szpital nam się zrobił - wypaliła
- No właśnie chciałam się tylko dowiedzieć ile osób się już zgłosiło
- Dużo Robert zrobił listę osób. Wczoraj zgłosiło się około 10 osób dziś od rana już 6.
- Pani Grażynko pan Robert podał im coś? - spytałam
- Tak coś im tam podawał ja się nie znam kochanie
- A co z Jasiem? - dopytałam
- Z tym chłopcem Grzesika? Robert zostawił go w domu. Stracił dużo krwi. Biedne dziecko, Robert sprawdza jak działa szczepionka.
- Dziękuje pani Grażynko
Rozłączyłam się miałam nadzieje że szczepionka zadziała.
- Siostra co z tobą? - dopytał Drake
- Mógł byś zabawić naszych niezadowolonych gości i poprosił byś do mnie Quicka? - spytałam
- Nie może to poczekać?
- Nie, proszę
Drake westchnął i poszedł do salonu. Niedługo pózniej do kuchni przyszedł Quick
- Coś się stało słonko? - spytał
- Stało się - powiedziałam - Chodzi o zimnych którzy napadli na sklep
- Dziś przepatrzę las - zapewnił
- John nie chodzi o to miałam powiedzieć ci już wczoraj ale dużo się działo. - wypaliłam - Chodzi o ludzi którzy zostali zaatakowani
- Co?
- Tak, wiele osób zostało zaatakowanych w tym również syn Grzesika. Okłamałam ich że mamy szczepionkę bo nie chcieli przyznać się kto jest ugryziony i wysłałam ich do Roberta. Zaczęli się zgłaszać. Dzwoniłam do Grażyny, Robert podał im ten prototyp. Okłamałam ich że nie będziesz nikogo zabijał. Chyba słusznie mówią na osadzie że jestem zdzirą. Nie ma siły wysłuchiwać jeszcze tych idiotów. Nie obrazisz się jak pójdę do pokoju?
sobota, 11 listopada 2017
Od Quicka
Myślałem że uda mi się choć trochę odespać zarwaną noc. Jednak jak widać nie dane mi było. Roz nawet mnie chyba zrozumiała i mnie nie budziła. O 10 do pokoju wpadł Drake
- On jeszcze śpi? - dopytał Roz
- Tak. Dopiero koło 4 pojawił się w domu i śmierdział tą babą z nagrania ale obejrzałam je dokładnie i faktycznie ona do niego z łapami a on się wykręcał.
- Ja nie o tym siostra. Nie wiem co robił, nie było mnie ale muszę z nim pogadać.
- Wstawaj stary - szarpnął mnie Drake
- Cicho. Nie drzyj ryja zmęczony jestem. Co się stało? O tych zimnych chodzi? Sprawdzę to tylko się odeśpię.
- Wstawaj i ruszaj dupę całą tę delegację masz na dole i są niezle wkurwieni. A najbardziej ta baba coś ty jej zrobił cholera. A ja w tym udział brałem
- Uspokój się jesteś moim pracownikiem nic ci nie grozi. Umowy są prawomocne mogą z nimi pójść do sądu. Są niepodważalne a sądy rację mi przyznają więc niech się procesują.
- Mogą powiedzieć że się nachlali i dałeś im to do podpisania.
- Istotnie mogą jednak o tym też pomyślałem i mam małą niespodziankę dla nich. Tu też się wszystko nagrywało więc pokombinowałem troszkę w umowach jest podana godzina o której dana umowa została podpisana a oni pod tą godziną się podpisali. Na drugiej umowie natomiast jest godzina w której weszli do kasyna. Pózniej przestawiłem czas troszkę. Znaczy są tam 2 kamerki i na każdej inny czas wtedy też po trzezwemu podpisali umowy ale niby w swoich pokojach. Spokojnie zadbałem o wszystko jesteśmy kryci i czyści a cała wygrana dla ciebie Drake'uś ja swoje wygrałem
- Ta baba to tak się miota mało salonu nie rozniesie. Domaga się rozmowy z tobą
- Niech im stara poda coś do żarcia i niech sobie poczekają - uśmiechnąłem się
- Nie wiem coś ty narobił i tym bardziej z czego za cieszasz
- Wiesz podoba mi się robienie interesów u siebie chyba nawet będę to powtarzał
- Zwariowałeś? W co ty grasz John?
- Balansuję na krawędzi - powiedziałem - lajf to wieczne ryzyko przyjacielu. Teraz zajmij się sobą
- Dobra jak co to ja tylko w karty grałem - powiedział i wyszedł
- Czemu oni tu przyjechali i czemu Drake jest zły? - spytała Roz
- Nie wiem kochanie Drake sporo wczoraj wygrał a ja nawet nie chcę swojej części więc powinien się cieszyć. A ci biznesmeni no cóż zrobili błąd w biznesie ja zawsze czytam to co mam do podpisania. Nie piję w trakcie ubijania interesów, nie grywam w karty. Biznes jest biznes. Oni za bezpiecznie się poczuli po prostu forsa mózgi im zalewa. Do interesów trzeba mieć głowę i smykałkę. No i oczywiście indywidualne podejście do każdego z kim go ubijasz. Powiedz mi teraz słonko czy ty się na mnie gniewasz?
- Jestem zła ale niestety nie mam podstaw. Obejrzałam całe to nagranie. Mdliło mnie jak ona cię urabiała to co mówiła do ciebie i jeszcze ta jej propozycja dla ciebie
- No już nie mówmy o tym. Musiałem to przełknąć ale skoro byłem grzeczny to chyba zasłużyłem na nagrodę?
- Ale teraz?
- A chciała byś teraz? - uśmiechnąłem się - pewnie byś chciała. Ostatnio miło mnie zaskakujesz i podoba mi się co raz bardziej ta twoja szalona gra i wchodzę w to całym sobą ale teraz sprzedam ci parę słodkich buziaków moje kochane serduszko i to musi na razie wystarczyć. Prosił bym żebyś zeszła ze mną do naszych niezadowolonych gości i chciałbym byś uczestniczyła przy mojej rozmowie z ową panią od wielkiego biznesu zgoda?
- Jak bym mogła to bym chciała - uśmiechnęła się
- No to się zbierajmy
Zeszliśmy na dół. Panowało ogromne oburzenie wśród gości.
- Drodzy państwo spokojnie może najpierw zjemy bardzo pózne śniadanie. A pózniej przejdziemy do interesów które ja notabene uważam za zakończone. Ponieważ umowy są jasne, czytelne, zabezpieczone prawami kodeksu karnego i odpowiedzialnością prawną. Takie otrzymałem, zmodernizowałem je i dałem państwu by mogli się państwo z nimi zapoznać. Nikt nie zmuszał państwa do podpisów. Była przy tym telewizja. Więc brudne fakty z panów życia mogły by ujrzeć światło dzienne a tego chyba byśmy nie chcieli.
- Pan nie dysponuje taką władzą by dyktować warunki telewizji która należy do obecnej tu pani Vermont
- Pani Vermont podpisała ze mną umowę że od wczoraj zrzeka się udziałów do telewizji i teraz będzie pracowała dla mnie ponieważ ja kupiłem 40% akcji. Pani właśnie odsprzedała mi swoje 60% tak więc stałem się prezesem tej telewizji a pani zgodziła się pracować dla mnie na zasadzie jakie sama mi wczoraj zaproponowała. Spisaliśmy aneks do umowy którą zaraz przepiszę i wydrukuję więc myślę że wszystko jest jasne
- To nie było tak - odezwała się Vermont
- Moja żona dysponuje nagraniem na którym szanowna pani składa mi niestosowne propozycje, poniża mnie, narusz moja nietykalność osobistą, składa mi niejednoznaczną propozycję. Mam kontynuować pani Vermont? Pani próbowała mną manipulować a za to grozi odpowiedzialność karna. Prowadzi pani brudne interesy i proponuje mi pani wzięcie udziału w tym przedsięwzięciu. Tak więc podsumowując zawarła pani porozumienie z mafią włoską i przez to iż ci panowie zainteresowali się panią Vermont my wszyscy musieliśmy podpisać umowy o ich ochronie tak że za tę drugą umowę to ja pani dziękuje bo niestety też musiałem ją podpisać i będę musiał zapłacić spory haracz. Co do państwa pewnie tez się upomną. Narobiła sobie pani sporo problemów i mi zresztą też bo ja żadnej mafii tu nie chciałem. Sami panowie widzicie mam żonę, małe dziecko. Troszkę wojska, mnóstwo ludzi na osadzie. Naprawdę czuje się zagrożony ze strony tej mafii. Ja jak i panowie prowadzę interesy. Mam stadninę koni, trzy hotele, stację benzynową w Wenecji. I za samą ochronę tych obiektów będę bardzo w plecy. Tak więc nie wiem panowie i teraz doszły mnie jeszcze panów firmy, ta telewizja. No przyznam że będą musieli się panowie spiąć żebyśmy zarobili na mnie, na panów i na jakąś mafię którą zafundowała wam a raczej nam nasz pani partner w biznesie.
Zrobiło się ogromne zamieszanie.
- Jak tyś to pozałatwiał? Jak ich zmusiłeś? - szepnął Drake
- Nie zmuszałem. Grali, chlali, nie czytali a podpisywali. Wszystko legalnie ze stemplami, podpisami, pieczęciami. Tak się robi interesy z gówniarzem Drake'uś teraz każ pozdejmować te kamery i zobaczymy co tam natworzyli. Telewizja i jej sex interes porno należą do mnie w całości więc mam w to wgląd. A porno to niezły biznes uwierz mi. Kochanie zobacz proszę co z tym śniadankiem i coś specjalnego dla mnie bo głodny jestem no i chyba zasłużyłem, zapracowałem - uśmiechnąłem się - A pózniej jak panowie z tą panią kończą to porozmawiasz sobie z nią bo coś mi się czuje że straszną masz na to ochotę.
Roz się uśmiechnęła i pocałowała mnie a potem udała się do kuchni co by znaczyło że chyba jednak się na mnie nie gniewa.
- On jeszcze śpi? - dopytał Roz
- Tak. Dopiero koło 4 pojawił się w domu i śmierdział tą babą z nagrania ale obejrzałam je dokładnie i faktycznie ona do niego z łapami a on się wykręcał.
- Ja nie o tym siostra. Nie wiem co robił, nie było mnie ale muszę z nim pogadać.
- Wstawaj stary - szarpnął mnie Drake
- Cicho. Nie drzyj ryja zmęczony jestem. Co się stało? O tych zimnych chodzi? Sprawdzę to tylko się odeśpię.
- Wstawaj i ruszaj dupę całą tę delegację masz na dole i są niezle wkurwieni. A najbardziej ta baba coś ty jej zrobił cholera. A ja w tym udział brałem
- Uspokój się jesteś moim pracownikiem nic ci nie grozi. Umowy są prawomocne mogą z nimi pójść do sądu. Są niepodważalne a sądy rację mi przyznają więc niech się procesują.
- Mogą powiedzieć że się nachlali i dałeś im to do podpisania.
- Istotnie mogą jednak o tym też pomyślałem i mam małą niespodziankę dla nich. Tu też się wszystko nagrywało więc pokombinowałem troszkę w umowach jest podana godzina o której dana umowa została podpisana a oni pod tą godziną się podpisali. Na drugiej umowie natomiast jest godzina w której weszli do kasyna. Pózniej przestawiłem czas troszkę. Znaczy są tam 2 kamerki i na każdej inny czas wtedy też po trzezwemu podpisali umowy ale niby w swoich pokojach. Spokojnie zadbałem o wszystko jesteśmy kryci i czyści a cała wygrana dla ciebie Drake'uś ja swoje wygrałem
- Ta baba to tak się miota mało salonu nie rozniesie. Domaga się rozmowy z tobą
- Niech im stara poda coś do żarcia i niech sobie poczekają - uśmiechnąłem się
- Nie wiem coś ty narobił i tym bardziej z czego za cieszasz
- Wiesz podoba mi się robienie interesów u siebie chyba nawet będę to powtarzał
- Zwariowałeś? W co ty grasz John?
- Balansuję na krawędzi - powiedziałem - lajf to wieczne ryzyko przyjacielu. Teraz zajmij się sobą
- Dobra jak co to ja tylko w karty grałem - powiedział i wyszedł
- Czemu oni tu przyjechali i czemu Drake jest zły? - spytała Roz
- Nie wiem kochanie Drake sporo wczoraj wygrał a ja nawet nie chcę swojej części więc powinien się cieszyć. A ci biznesmeni no cóż zrobili błąd w biznesie ja zawsze czytam to co mam do podpisania. Nie piję w trakcie ubijania interesów, nie grywam w karty. Biznes jest biznes. Oni za bezpiecznie się poczuli po prostu forsa mózgi im zalewa. Do interesów trzeba mieć głowę i smykałkę. No i oczywiście indywidualne podejście do każdego z kim go ubijasz. Powiedz mi teraz słonko czy ty się na mnie gniewasz?
- Jestem zła ale niestety nie mam podstaw. Obejrzałam całe to nagranie. Mdliło mnie jak ona cię urabiała to co mówiła do ciebie i jeszcze ta jej propozycja dla ciebie
- No już nie mówmy o tym. Musiałem to przełknąć ale skoro byłem grzeczny to chyba zasłużyłem na nagrodę?
- Ale teraz?
- A chciała byś teraz? - uśmiechnąłem się - pewnie byś chciała. Ostatnio miło mnie zaskakujesz i podoba mi się co raz bardziej ta twoja szalona gra i wchodzę w to całym sobą ale teraz sprzedam ci parę słodkich buziaków moje kochane serduszko i to musi na razie wystarczyć. Prosił bym żebyś zeszła ze mną do naszych niezadowolonych gości i chciałbym byś uczestniczyła przy mojej rozmowie z ową panią od wielkiego biznesu zgoda?
- Jak bym mogła to bym chciała - uśmiechnęła się
- No to się zbierajmy
Zeszliśmy na dół. Panowało ogromne oburzenie wśród gości.
- Drodzy państwo spokojnie może najpierw zjemy bardzo pózne śniadanie. A pózniej przejdziemy do interesów które ja notabene uważam za zakończone. Ponieważ umowy są jasne, czytelne, zabezpieczone prawami kodeksu karnego i odpowiedzialnością prawną. Takie otrzymałem, zmodernizowałem je i dałem państwu by mogli się państwo z nimi zapoznać. Nikt nie zmuszał państwa do podpisów. Była przy tym telewizja. Więc brudne fakty z panów życia mogły by ujrzeć światło dzienne a tego chyba byśmy nie chcieli.
- Pan nie dysponuje taką władzą by dyktować warunki telewizji która należy do obecnej tu pani Vermont
- Pani Vermont podpisała ze mną umowę że od wczoraj zrzeka się udziałów do telewizji i teraz będzie pracowała dla mnie ponieważ ja kupiłem 40% akcji. Pani właśnie odsprzedała mi swoje 60% tak więc stałem się prezesem tej telewizji a pani zgodziła się pracować dla mnie na zasadzie jakie sama mi wczoraj zaproponowała. Spisaliśmy aneks do umowy którą zaraz przepiszę i wydrukuję więc myślę że wszystko jest jasne
- To nie było tak - odezwała się Vermont
- Moja żona dysponuje nagraniem na którym szanowna pani składa mi niestosowne propozycje, poniża mnie, narusz moja nietykalność osobistą, składa mi niejednoznaczną propozycję. Mam kontynuować pani Vermont? Pani próbowała mną manipulować a za to grozi odpowiedzialność karna. Prowadzi pani brudne interesy i proponuje mi pani wzięcie udziału w tym przedsięwzięciu. Tak więc podsumowując zawarła pani porozumienie z mafią włoską i przez to iż ci panowie zainteresowali się panią Vermont my wszyscy musieliśmy podpisać umowy o ich ochronie tak że za tę drugą umowę to ja pani dziękuje bo niestety też musiałem ją podpisać i będę musiał zapłacić spory haracz. Co do państwa pewnie tez się upomną. Narobiła sobie pani sporo problemów i mi zresztą też bo ja żadnej mafii tu nie chciałem. Sami panowie widzicie mam żonę, małe dziecko. Troszkę wojska, mnóstwo ludzi na osadzie. Naprawdę czuje się zagrożony ze strony tej mafii. Ja jak i panowie prowadzę interesy. Mam stadninę koni, trzy hotele, stację benzynową w Wenecji. I za samą ochronę tych obiektów będę bardzo w plecy. Tak więc nie wiem panowie i teraz doszły mnie jeszcze panów firmy, ta telewizja. No przyznam że będą musieli się panowie spiąć żebyśmy zarobili na mnie, na panów i na jakąś mafię którą zafundowała wam a raczej nam nasz pani partner w biznesie.
Zrobiło się ogromne zamieszanie.
- Jak tyś to pozałatwiał? Jak ich zmusiłeś? - szepnął Drake
- Nie zmuszałem. Grali, chlali, nie czytali a podpisywali. Wszystko legalnie ze stemplami, podpisami, pieczęciami. Tak się robi interesy z gówniarzem Drake'uś teraz każ pozdejmować te kamery i zobaczymy co tam natworzyli. Telewizja i jej sex interes porno należą do mnie w całości więc mam w to wgląd. A porno to niezły biznes uwierz mi. Kochanie zobacz proszę co z tym śniadankiem i coś specjalnego dla mnie bo głodny jestem no i chyba zasłużyłem, zapracowałem - uśmiechnąłem się - A pózniej jak panowie z tą panią kończą to porozmawiasz sobie z nią bo coś mi się czuje że straszną masz na to ochotę.
Roz się uśmiechnęła i pocałowała mnie a potem udała się do kuchni co by znaczyło że chyba jednak się na mnie nie gniewa.
Od Rozi
Poszłam do sklepu po Al. Nie rozumiem jest kierowniczką a zupełnie nikt z jej pracowników nie ma pojęcia gdzie ona jest. Okej... W końcu z pomocą Szymona udało mi się ją znalezć. I w momencie kiedy próbowałam wyjaśnić jej dlaczego musi iść ze mną do domu na sklep napadli zimni. Eh... oni nie byli zaproszeni. Ciężko było oszacować ile zimnych jest na zewnątrz. W sklepie była masa wystraszonych ludzi bez broni. Przecież sama kazałam rozbroić wszystkich cywili. W tym momencie przydała by się osoba z bronią. Al dała mi swój pistolet z trzema kulkami a sama wzięła swój nóż. Ludzie byli wystraszeni i spanikowani. Kilka osób zostało za atakowanych. Co powodowało większą panikę. Im bardziej panikowali tym zimni bardziej nacierali na szybę. Najgorzej rannym był 7 letni chłopiec. Matka chłopca rozpaczała nad nim. Rozumiałam tą kobietę sama byłam matką. Dobrze że zostawiłam Damona w domu. Podeszłam do niej i uklękłam obok. Chłopiec miał rozszarpaną nogę w udzie, w koło niego zebrała się już duża kałuża krwi.
- Niech pani da apaszkę - poprosiłam
Kobieta bez słowa zdjęła apaszkę. Trzeba było zatamować jakoś te krwawienie. Bo chłopiec się wykrwawi. Ludzie zaczęli panikować i krzyczeć że szef ich pozabija.
- Mamo - krzyczał chłopiec - nie chce by pan szef mnie zabił
Kobieta rozhisteryzowała się jeszcze bardziej.
- Słyszałam co było w ostatnim ataku. Nie pozwolę zabić własnego dziecka - wypaliła kobieta
- Będzie dobrze, proszę się uspokoić - zapewniłam pewnie - jak masz na imię? - spytałam chłopca
- Jasiek - odparł zapłakany chłopiec
- Jesteś bardzo dzielny - zauważyłam
- Jak tata - powiedział chłopiec - był na wojnie, pani zna mojego tatę?
- Nie wiem czy znam twojego tatę ale na pewno powiem mu że jesteś bardzo dzielny
Chłopiec stracił przytomność.
- Szef go zabije - płakała kobieta
- Niech pani tak nie myśli - uspokoiłam - Wtedy tak trzeba było. Ugryzienie powoduję zarażenie - tłumaczyłam - co powoduję przemianę w to co nas atakuję. A teraz mamy szczepionkę na to. Znaczy jeszcze nie była testowana ale to jest jakaś nadzieja.
Kobieta spojrzała na mnie.
- Czyli szef nie będzie nikogo zabijał? - dopytała kobieta - moje dziecko może przeżyć?
- Tak szef nikogo nie zabije - zapewniłam - niedługo będzie po wszystkim a Jasiem zajmą się lekarze i Robert. Jest profesorem który stworzył szczepionkę jak mówiłam nie była testowana więc niczego nie obiecuję i pani nie musi godzić się by testy przeprowadzane były na Jasiu ale szczepionka to jedyna szansa.
- Jak go nie zaszczepię umrze? - dopytała
- Tak - przytaknęłam
- A jak dostanie szczepionkę
- Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia. Szczepionka może mieć skutki uboczne, albo w ogóle może nie zadziałać.
Z chłopcem było co raz gorzej na szczęście na zewnątrz usłyszałam strzały.
- Niech pani uciska - poleciłam, wstałam - Niech państwo mnie posłuchają - krzyknęłam, ale wszyscy mieli mnie gdzieś - ludzie do cholery zamknijcie się na chwilę - wrzasnęłam o dziwo wszyscy się zamknęli. - zaraz będzie po wszystkim. Osoby które miały styczność z zarażonym. Czy to ugryzienie czy zadrapanie
- Myślisz biała zdziro że się przyznamy. Aby zostać odstrzelonym - wrzasnął jakiś koleś
- Obrażam pana? - dopytałam - nie wiec po co te wulgaryzmy. Nikt nie zostanie odstrzelonym. Dla dobra waszego i nas wszystkich proszę aby osoby ugryzione lub zadrapane pilnie skontaktowały się z profesorem Robertem. Te osoby w ciągu najbliższych godzin zaczną przechodzić przemianę przez co umrą i staną się zagrożeniem dla żyjących. Mamy szczepionkę.
- Gdzie mieszka profesor Robert? - dopytał ktoś z tłumu
- Od rezydencji szefa czwarty dom po lewej. Tam również będą lekarze - zapewniłam
Pózniej było już po wszystkim ludzie byli zachwyceni że szef uratował ich zasrane zadki. Obok mnie i kobiety przeszedł jakiś mężczyzna
- Przepraszam - zaczepiłam faceta na oko 30 letniego - pomoże nam pan? - dopytałam - trzeba by było zanieść chłopca do Roberta.
- Proszę niech pan pomoże - błagała kobieta
- Pomogę - zapewnił mężczyzna - ze względu na pani męża. W Afganistanie uratował mi dupę.
- Dziękuje pani - powiedziała kobieta - a na osadzie takie rzeczy o pani mówią. Mąż mówił żebym nie była głupia i nie słuchała plotek
- Mąż? - dopytałam
- No Grzesiek - wyznała - obstawia rezydencje. Jestem pani dłużniczką nie wiem jak się pani od wdzięczę
Jak tylko wyszłam na zewnątrz za atakowali mnie ci z telewizji. Zadawali mi pytania i chcieli robić ze mną wywiad. Odmówiłam ale wskazałam na plotkary które z chęcią pokażą się przed telewizją. Pózniej wróciliśmy do domu. Poszłam na górę się przebrać bo byłam cała we krwi chłopca. Obiad jakoś mijał próbowałam realizować swój plan. Rozmawiać, uśmiechać się ale nie mogłam przestać myśleć o tej masakrze. No i martwiłam się o Jaśka. Grzesiek nadal był w pracy chyba nawet nie miał pojęcia że coś złego spotkało jego rodzinę. Chciałam mu nawet powiedzieć miał prawo być ze swoją rodziną w trudnej chwili ale nie było okazji.
- Niech pani da apaszkę - poprosiłam
Kobieta bez słowa zdjęła apaszkę. Trzeba było zatamować jakoś te krwawienie. Bo chłopiec się wykrwawi. Ludzie zaczęli panikować i krzyczeć że szef ich pozabija.
- Mamo - krzyczał chłopiec - nie chce by pan szef mnie zabił
Kobieta rozhisteryzowała się jeszcze bardziej.
- Słyszałam co było w ostatnim ataku. Nie pozwolę zabić własnego dziecka - wypaliła kobieta
- Będzie dobrze, proszę się uspokoić - zapewniłam pewnie - jak masz na imię? - spytałam chłopca
- Jasiek - odparł zapłakany chłopiec
- Jesteś bardzo dzielny - zauważyłam
- Jak tata - powiedział chłopiec - był na wojnie, pani zna mojego tatę?
- Nie wiem czy znam twojego tatę ale na pewno powiem mu że jesteś bardzo dzielny
Chłopiec stracił przytomność.
- Szef go zabije - płakała kobieta
- Niech pani tak nie myśli - uspokoiłam - Wtedy tak trzeba było. Ugryzienie powoduję zarażenie - tłumaczyłam - co powoduję przemianę w to co nas atakuję. A teraz mamy szczepionkę na to. Znaczy jeszcze nie była testowana ale to jest jakaś nadzieja.
Kobieta spojrzała na mnie.
- Czyli szef nie będzie nikogo zabijał? - dopytała kobieta - moje dziecko może przeżyć?
- Tak szef nikogo nie zabije - zapewniłam - niedługo będzie po wszystkim a Jasiem zajmą się lekarze i Robert. Jest profesorem który stworzył szczepionkę jak mówiłam nie była testowana więc niczego nie obiecuję i pani nie musi godzić się by testy przeprowadzane były na Jasiu ale szczepionka to jedyna szansa.
- Jak go nie zaszczepię umrze? - dopytała
- Tak - przytaknęłam
- A jak dostanie szczepionkę
- Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia. Szczepionka może mieć skutki uboczne, albo w ogóle może nie zadziałać.
Z chłopcem było co raz gorzej na szczęście na zewnątrz usłyszałam strzały.
- Niech pani uciska - poleciłam, wstałam - Niech państwo mnie posłuchają - krzyknęłam, ale wszyscy mieli mnie gdzieś - ludzie do cholery zamknijcie się na chwilę - wrzasnęłam o dziwo wszyscy się zamknęli. - zaraz będzie po wszystkim. Osoby które miały styczność z zarażonym. Czy to ugryzienie czy zadrapanie
- Myślisz biała zdziro że się przyznamy. Aby zostać odstrzelonym - wrzasnął jakiś koleś
- Obrażam pana? - dopytałam - nie wiec po co te wulgaryzmy. Nikt nie zostanie odstrzelonym. Dla dobra waszego i nas wszystkich proszę aby osoby ugryzione lub zadrapane pilnie skontaktowały się z profesorem Robertem. Te osoby w ciągu najbliższych godzin zaczną przechodzić przemianę przez co umrą i staną się zagrożeniem dla żyjących. Mamy szczepionkę.
- Gdzie mieszka profesor Robert? - dopytał ktoś z tłumu
- Od rezydencji szefa czwarty dom po lewej. Tam również będą lekarze - zapewniłam
Pózniej było już po wszystkim ludzie byli zachwyceni że szef uratował ich zasrane zadki. Obok mnie i kobiety przeszedł jakiś mężczyzna
- Przepraszam - zaczepiłam faceta na oko 30 letniego - pomoże nam pan? - dopytałam - trzeba by było zanieść chłopca do Roberta.
- Proszę niech pan pomoże - błagała kobieta
- Pomogę - zapewnił mężczyzna - ze względu na pani męża. W Afganistanie uratował mi dupę.
- Dziękuje pani - powiedziała kobieta - a na osadzie takie rzeczy o pani mówią. Mąż mówił żebym nie była głupia i nie słuchała plotek
- Mąż? - dopytałam
- No Grzesiek - wyznała - obstawia rezydencje. Jestem pani dłużniczką nie wiem jak się pani od wdzięczę
Jak tylko wyszłam na zewnątrz za atakowali mnie ci z telewizji. Zadawali mi pytania i chcieli robić ze mną wywiad. Odmówiłam ale wskazałam na plotkary które z chęcią pokażą się przed telewizją. Pózniej wróciliśmy do domu. Poszłam na górę się przebrać bo byłam cała we krwi chłopca. Obiad jakoś mijał próbowałam realizować swój plan. Rozmawiać, uśmiechać się ale nie mogłam przestać myśleć o tej masakrze. No i martwiłam się o Jaśka. Grzesiek nadal był w pracy chyba nawet nie miał pojęcia że coś złego spotkało jego rodzinę. Chciałam mu nawet powiedzieć miał prawo być ze swoją rodziną w trudnej chwili ale nie było okazji.
Od Tomka
Quick zadzwonił wyjaśnił o co chodzi a po jakimś czasie przyleciał odrzutowiec. Jak dotarliśmy na miejsce szczerze zdziwiłem się jak taki facet może żyć w takich warunkach. Borys pokierował mnie pod jego chatę. Poszedłem się z nim rozmówić. Ale tam o kurwa zdziwko bo stał Grzesiek i podobno nie byłem umówiony.
- To jest sprawa rangi państwowej - stwierdziłem
- Państwa mojego szefa czy jego obu państw? - dopytał Grzesiek
- Podobno jakieś szychy mają się tu zjawić lada moment
- Podobno no i - stwierdził Grzesiek - szef nie wyciera sobie dupy szmatami tylko papierem i to velvett.
- Możesz po prostu powiedzieć że jestem - niecierpliwiłem się
- Może tak, może nie kto to wie
- Nie irytuj mnie - powiedziałem
- Bo co dziwką we mnie wymierzysz czy mi pigułę sprzedasz. Słyszałem co zafundowałeś szefowi a że na spawał się Drake. Przyjaciel kurwa do bólu co?
- Powiesz że jestem oczekuje mnie
- Szczerze nie wydaję mi się szef dziś nie urzęduję. Z czego wiem spodziewa się delegacji i raczej nie twojej
- Człowieku za anonsujesz mnie czy mam zadzwonić że jestem
- To aż tak na ciebie czeka?
- Jesteś tylko wojakiem gówno wiesz jak on robi interesy
- A ty wiesz? - dopytał
- Nie wiem i szczerze nie chcę wiedzieć, ty też nie
- Ja tam się ze wszystkim zgadzam - stwierdził Grzesiek - no ale dobra jak się upierasz to powiem
Quick zaraz mnie przyjął. I w mojej obecności Grzesiek dostał opierdol bo się poskarżyłem.
- Stary jak ty możesz tak żyć - zacząłem na wstępie
- No co ci nie pasuje - uśmiechnął się Quick
- Gówno kurwa żyjesz gorzej niż w szambie. Możesz mieć wszystko a w gównie się tarzasz - stwierdziłem
- Lubię to miejsce, żona czuje się tu dobrze. Jest cicho, spokojnie. Czasami mamy rozrywkę w postaci trupów. Ogólnie jest spoko.
- Powinieneś stary to wszystko jebnąć w pizdu. Jak nie chce z tobą gdzieś jechać to zostaw ją w chuj połóż alimenty i niech się buja z gnojem.
- Uważaj na słowa - ostrzegł mnie Quick
I przyznam że nigdy w stosunku do mnie nie był tak ostry i nie brzmiało to oficjalnie.
- Mówisz o mojej żonie i moim synu. Przyjazń przyjażnią. Praca pracą ale mówiąc o mojej rodzinie mówisz o mnie a jak wiesz nie mówi się o mnie do mnie.
- Ta... jak ci się coś wytknie to pózniej boli - stwierdziłem
- No - powiedział Quick - obstawiasz całą imprezę rekreacyjnie
- Czyli teatrzyk - stwierdziłem
- Za hajsior - dodał Quick - Dzielimy się fifti fifti i wisisz mi za przelot w to i nazad. Towar masz za darmo, pokoje za darmo, burdel za darmo.
- Tu mi się to nie zwróci - stwierdziłem
- Więc płać i płacz - dodał Quick - biznes jest biznes - podsunął mi papiery do podpisania. - przeczytaj warunki umowy i podpisz - poprosił
- Nie muszę ufam ci - powiedziałem
- Nie powinieneś
- John jesteś moim przyjacielem.
- W tym momencie partnerem w interesach mylisz pojęcia - dodał
Z tej strony nie znałem swojego kumpla. Stał się dziwny, inny, oficjalny. Pewnie znów mu się coś we łbie pomieszało. Ale trzymałem z nim bo opłacalne to było. Siedziałem na ciepłej posadzce we Włoszech. A te kilka dni tutaj jakoś przeżyje. Podpisałem w ciemno bo wiedziałem że raczej mnie nie wyrucha w interesach a pózniej miałem lol. Nie wiedziałem że ten cały Drake jest taki dobry w pokerze. Opierniczył wszystkich do suchej nitki i nie wiedziałem że Quick który był generalnie kulturalny i grzeczny w stosunku do kobiet, wycofany do nich i generalnie na nie co dotyczy bab. Ta stara się zaczęła do niego dobierać. Ten jej na to kurwa pozwolił co się zdziwiłem. Potem przez chwilę stał się sobą i się wycofał jak to on. A za moment skoczył za bar i zaczął gwiazdożyć przed tą babą. Nie znałem go z tej strony. Żonglowanie butelkami, rzucanie, mieszanie. Barman mi pózniej opowiadał że drink w którym utopił moją tabletkę był zrobiony profesjonalnie i w hawajskim wykonaniu. Ciekawe co on jeszcze potrafi. Pózniej musieliśmy pilnować tej baby bo za bardzo na niego leciała. Ja pilnowałem czasu żeby mógł tą umowę doprowadzić do końca bo o to chodziło od tego tu byłem. Starałem się bo prowizja była nie zła od tego interesu. Ale jak on to zrobił że nic jej nie dał chociaż baba była napalona na niego a dostał to czego chciał a nawet więcej. W sumie suczka była całkiem niezła starsza ale fajnie było by się z nią zabawić. Pózniej nie wiedziałem o co chodzi mu z tą kamerą i po co mu to nagranie. Wypił przecież tylko lampkę szampana więc dobrze wiedział co i jak. Po za tym była biznes kamera więc po co mu ta prywatna nie rozumiem. Ciekawe czemu Drake zmył się tak szybko. I skąd miał dwie walizki kasy a wyszedł z pięcioma. Ciekawe o co w tym wszystkim chodzi. Ale mój kumpel nigdy się nie tłumaczył nikomu. Zawsze grał sam do własnej bramki. Nigdy nie brał wspólników czasami pomocników. Ten lekko duch Drake coś mi nie pasował. I ci jego ludzie tacy służbiści ale jakoś to przełknąłem. Dziewczyny się nie narobiły, czekałem tylko aż wyjedzie delegacja. Bo za udane interesy miałem dostać premię ekstra. Skąd on ma kasę... Skąd on w ogóle tu wszystko ma. Na tego dzieciaka wydał majątek o atomówce też gadali w telewizji. Kurwa trzeba będzie się zbliżyć bardziej do mojego kumpla bo coś mi się koleś ślizga. A ja nie lubię nie wiedzieć. Zawsze gadaliśmy o jego ruchach. Teraz jakoś przestał. Nie miał wielu kumplów zawsze był samotnikiem. A może ta jego baba i ten Drake coś go poukładali pod siebie. Trzeba się tym zainteresować. Bo w tej sytuacji warto było by ugrać coś dla własnego ja. Bo skoro pies gryzie to kot też może się na lizać.
- To jest sprawa rangi państwowej - stwierdziłem
- Państwa mojego szefa czy jego obu państw? - dopytał Grzesiek
- Podobno jakieś szychy mają się tu zjawić lada moment
- Podobno no i - stwierdził Grzesiek - szef nie wyciera sobie dupy szmatami tylko papierem i to velvett.
- Możesz po prostu powiedzieć że jestem - niecierpliwiłem się
- Może tak, może nie kto to wie
- Nie irytuj mnie - powiedziałem
- Bo co dziwką we mnie wymierzysz czy mi pigułę sprzedasz. Słyszałem co zafundowałeś szefowi a że na spawał się Drake. Przyjaciel kurwa do bólu co?
- Powiesz że jestem oczekuje mnie
- Szczerze nie wydaję mi się szef dziś nie urzęduję. Z czego wiem spodziewa się delegacji i raczej nie twojej
- Człowieku za anonsujesz mnie czy mam zadzwonić że jestem
- To aż tak na ciebie czeka?
- Jesteś tylko wojakiem gówno wiesz jak on robi interesy
- A ty wiesz? - dopytał
- Nie wiem i szczerze nie chcę wiedzieć, ty też nie
- Ja tam się ze wszystkim zgadzam - stwierdził Grzesiek - no ale dobra jak się upierasz to powiem
Quick zaraz mnie przyjął. I w mojej obecności Grzesiek dostał opierdol bo się poskarżyłem.
- Stary jak ty możesz tak żyć - zacząłem na wstępie
- No co ci nie pasuje - uśmiechnął się Quick
- Gówno kurwa żyjesz gorzej niż w szambie. Możesz mieć wszystko a w gównie się tarzasz - stwierdziłem
- Lubię to miejsce, żona czuje się tu dobrze. Jest cicho, spokojnie. Czasami mamy rozrywkę w postaci trupów. Ogólnie jest spoko.
- Powinieneś stary to wszystko jebnąć w pizdu. Jak nie chce z tobą gdzieś jechać to zostaw ją w chuj połóż alimenty i niech się buja z gnojem.
- Uważaj na słowa - ostrzegł mnie Quick
I przyznam że nigdy w stosunku do mnie nie był tak ostry i nie brzmiało to oficjalnie.
- Mówisz o mojej żonie i moim synu. Przyjazń przyjażnią. Praca pracą ale mówiąc o mojej rodzinie mówisz o mnie a jak wiesz nie mówi się o mnie do mnie.
- Ta... jak ci się coś wytknie to pózniej boli - stwierdziłem
- No - powiedział Quick - obstawiasz całą imprezę rekreacyjnie
- Czyli teatrzyk - stwierdziłem
- Za hajsior - dodał Quick - Dzielimy się fifti fifti i wisisz mi za przelot w to i nazad. Towar masz za darmo, pokoje za darmo, burdel za darmo.
- Tu mi się to nie zwróci - stwierdziłem
- Więc płać i płacz - dodał Quick - biznes jest biznes - podsunął mi papiery do podpisania. - przeczytaj warunki umowy i podpisz - poprosił
- Nie muszę ufam ci - powiedziałem
- Nie powinieneś
- John jesteś moim przyjacielem.
- W tym momencie partnerem w interesach mylisz pojęcia - dodał
Z tej strony nie znałem swojego kumpla. Stał się dziwny, inny, oficjalny. Pewnie znów mu się coś we łbie pomieszało. Ale trzymałem z nim bo opłacalne to było. Siedziałem na ciepłej posadzce we Włoszech. A te kilka dni tutaj jakoś przeżyje. Podpisałem w ciemno bo wiedziałem że raczej mnie nie wyrucha w interesach a pózniej miałem lol. Nie wiedziałem że ten cały Drake jest taki dobry w pokerze. Opierniczył wszystkich do suchej nitki i nie wiedziałem że Quick który był generalnie kulturalny i grzeczny w stosunku do kobiet, wycofany do nich i generalnie na nie co dotyczy bab. Ta stara się zaczęła do niego dobierać. Ten jej na to kurwa pozwolił co się zdziwiłem. Potem przez chwilę stał się sobą i się wycofał jak to on. A za moment skoczył za bar i zaczął gwiazdożyć przed tą babą. Nie znałem go z tej strony. Żonglowanie butelkami, rzucanie, mieszanie. Barman mi pózniej opowiadał że drink w którym utopił moją tabletkę był zrobiony profesjonalnie i w hawajskim wykonaniu. Ciekawe co on jeszcze potrafi. Pózniej musieliśmy pilnować tej baby bo za bardzo na niego leciała. Ja pilnowałem czasu żeby mógł tą umowę doprowadzić do końca bo o to chodziło od tego tu byłem. Starałem się bo prowizja była nie zła od tego interesu. Ale jak on to zrobił że nic jej nie dał chociaż baba była napalona na niego a dostał to czego chciał a nawet więcej. W sumie suczka była całkiem niezła starsza ale fajnie było by się z nią zabawić. Pózniej nie wiedziałem o co chodzi mu z tą kamerą i po co mu to nagranie. Wypił przecież tylko lampkę szampana więc dobrze wiedział co i jak. Po za tym była biznes kamera więc po co mu ta prywatna nie rozumiem. Ciekawe czemu Drake zmył się tak szybko. I skąd miał dwie walizki kasy a wyszedł z pięcioma. Ciekawe o co w tym wszystkim chodzi. Ale mój kumpel nigdy się nie tłumaczył nikomu. Zawsze grał sam do własnej bramki. Nigdy nie brał wspólników czasami pomocników. Ten lekko duch Drake coś mi nie pasował. I ci jego ludzie tacy służbiści ale jakoś to przełknąłem. Dziewczyny się nie narobiły, czekałem tylko aż wyjedzie delegacja. Bo za udane interesy miałem dostać premię ekstra. Skąd on ma kasę... Skąd on w ogóle tu wszystko ma. Na tego dzieciaka wydał majątek o atomówce też gadali w telewizji. Kurwa trzeba będzie się zbliżyć bardziej do mojego kumpla bo coś mi się koleś ślizga. A ja nie lubię nie wiedzieć. Zawsze gadaliśmy o jego ruchach. Teraz jakoś przestał. Nie miał wielu kumplów zawsze był samotnikiem. A może ta jego baba i ten Drake coś go poukładali pod siebie. Trzeba się tym zainteresować. Bo w tej sytuacji warto było by ugrać coś dla własnego ja. Bo skoro pies gryzie to kot też może się na lizać.
Od Lexi
Już trzeci dzień sklep był otwarty, i trzeci dzień z rzędu była masa ludzi. Było południe a musieliśmy uzupełniać pułki już trzeci raz. Przecież ci ludzie całą kasę już pewnie wydali. Ale w sumie to nie moja sprawa. Zdziwiłam się kiedy zobaczyłam w sklepie Roz rozmawiającą z Szymonem.
-Dasz radę dokończyć sama?- spytałam Dominikę.
-Pewnie- zapewniła. Zostawiłam dziewczynę z towarem i podeszłam do Rozi. Szymon się rozglądał wokół.
-jest tutaj- powiedział do Roz kiedy mnie zauważył.
-Dzięki- odprawiła go Rozi i zwróciła się do mnie- jesteś kierowniczką a nikt cię znaleść nie może.
-Przecież jestem- zauważyłam- stało się coś?
-Ej nie chce aby mój widok oznaczał kłopoty. Ale tak coś się stało. Za chwilę ma przyjechać jakaś delegacja z Belgii- wyjaśniła.
-poczekaj, jeszcze raz, bo chyba nie czaję.
-no z Belgii ,jakaś delegacja- powtórzyła.
-A po co? - spytałam zdziwiona.
-nie wiem chcą podpisać jakąś umowę z Quickiem.
-Ok, a co ja mam z tym wspólnego?- dopytałam. Raczej Quick nigdy się nie tłumaczy z kim i co podpisuje.
-bo przyjeżdżają do nas do domu na obiad. Wypadałoby żebyś była. I musisz mi pomóc.
-No tak jestem ci coś winna za te kiecki- mruknęłam cicho spoglądając w stronę drzwi gdzie pojawił się jakiś raban. Znowu ktoś coś ukradł?
-Coś ty się uczepiła tych kiecek.
Wtedy rozległy się krzyki.
-Jeszcze chwila a zacznę nakładać bany na sklep- mruknęłam i poszłam w kierunku zamieszania. Roz poszła od razu za mną. Szymon właśnie zamykał drzwi, wokół ludzie biegali i krzyczeli. Jeden z regałów właśnie się przewrócił. Ktoś dobijał się do sklepu. Dopiero po kilku sekundach zarejestrowałam że zaatakowali nas zimni. Myślałam że wszystko mamy pod kontrolą. Drake śledził stada, granicy osady pilnowała połowa ludzi Luke'a których zostawił jak wyjeżdżał aby dopilnować czy na jednostkach Quicka wszystko jest w porządku.
-Masz jakąś broń?- spytałam Rozi. Ta tylko przecząco pokręciła głową. Podałam jej pistolet.
-Zobacz ile jest kulek, dawno go nie używałam i nie sprawdzałam- poleciłam a sama wyjęłam nóż który wbiłam w pierwszego minionego trupa. Jakaś babka lamentowała nad zakrwawionym chłopcem.
-Rozi i jak?- dopytałam
-Mam tylko trzy kulki ale zadzwoniłam do Quicka.
-I?
-No, maja przyjechać za jakiś czas.- przyznała co potwierdziło że mamy radzić sobie same. Zostawiłam ją i poszłam do Szymona.
-Zamknąłem drzwi- wyjaśnił- poleciłem Kamili, Dominice i Baśce aby pozamykały okna.
Zauważyłam że cały rękaw ma we krwi.
-Wiem co to oznacza- powiedział Szymon- obiecaj że zaopiekujesz się moją siostrą, ona sama nie da rady a my nikogo nie mamy...
-Szymon- przerwałam mu- nie panikuj to o niczym nie świadczy, teraz masz się wziąść w garść, trzeba pozastawiać drzwi i okna.
Ten tylko skinął głową i poszedł.
-Proszę odsunąć się od okien- poprosiłam grzecznie aby nie powodować większej paniki ale to nic nie dało, ludzie nawet na mnie nie spojrzeli- Hej- krzyknęłam zwracając uwagę kilku osób- wynocha z pod okien, wszyscy mają stać na środku sklepu i zamknijcie się bo tylko ich ściągacie.
Rozi tamowała krwotok tego pogryzionego chłopca. Szymon wraz z kilkoma osobami zastawiał okna regałami.
-Szef znowu wszystkich pozabija- krzyknął ktoś.
-Właśnie gdzie on jest? -spytał ktoś inny. No nie wierzę jeszcze tego nam brakowało.
-Spokojnie nikt nikogo nie będzie zabijał- próbowałam ich uspokoić co chyba nic nie dawało. Zimni dobijali się coraz bardziej.
-Wtedy też tak mówiliście- reszta głosów zlała się w jedno. Rozmowa z nimi nie ma sensu. Oni nie rozumieją co oznacza cicha. Podeszłam do Rozi.
-I jak?- dopytałam.
-Nie wiem, wykrwawia się, potrzebujemy lekarza a w zamian dostajemy więcej zimnych.
Rozi poleciła matce chłopca by uciskała ranę a sama wyjęła telefon i znowu zadzwoniła. Podeszłam do drzwi. Zimnych było coraz więcej, skąd oni się brali? Szyba w drzwiach zaczynała pękać. W tym samym czasie rozległ się dzwięk tłuczonego okna. Cholera.
-Rozi kiedy przyjadą?- spytałam szeptem.- pękło okno drzwi zaraz też.
-Nie wiem- przyznała również szeptem.
-Trzy kulki, nie zmarnuj ich- poprosiłam i poszłam pod rozbite okno gdzie już zaczęli się przedzierać zimni. W sklepie wybuchła jeszcze większa panika, co wcale nam nie pomagało. Rozi chyba już wystrzeliła te trzy kulki. No to po nas. Ale na szczęście chwilę pózniej rozległy się strzały. Zostawiłam tych zimnym chłopakom i podeszłam do Rozi.
-A co z pogryzionymi, teraz nikt się nie przyzna bo pamiętają jak się to ostatnio skończyło.
-Robert wynalazł szczepionkę tylko nie była testowana.
-No to przetestujemy ją
Chłopacy szybko się z tym uwinęli i wróciliśmy do domu. Podobno ta delegacja już przyjechała. Szczerze nie bardzo przyswajałam, martwiłam się czy ta szczepionka zadziała. Zastanawiałam się czy ten chłopiec przeżyje. Drake pojechał do kasyna z tymi z delegacji a Quick stwierdził że nie powinnam na niego czekać. Ale i tak nie mogłam spać, co ostatnio mi się nie zdarzało. Drake wrócił koło północy.
-nie śpisz?- spytał zdziwiony, przecząco pokręciłam głową.
-I jak?
-Raczej tak jak chciał Quick ale chyba buja się jeszcze z taka jedną. Lex coś się stało?
-Po za tym że zimni napadli na sklep?- dopytałam
-Fakt, głupie pytanie. Wiesz czy ta szczepionka działa?
-Rozi gadała z Robertem ale nie wiem czy działa, on pewnie też nie. Minęło dopiero kilka godzin.- zauważyłam- skąd oni się tam wzięli?
-może z lasu. Wczoraj patrzyłem nie było żadnego stada, nawet pojedynczych nie było.
-Trzeba będzie to sprawdzić aby nie było więcej niespodzianek.- stwierdziłam.
-Chyba nie chcesz iść teraz
-W sumie czemu nie.
Drake niechętnie ale poszedł ze mną.
-Nie powinniśmy wziąść broni?- spytałam kiedy wyszliśmy z domu.
-Powinniśmy- przytaknął- ale w domu porozstawiali nam kamery.
-I przez to mamy dać się zabić?-dopytałam
-A czy ja powiedziałem że nie bierzemy.
Drake poprowadził mnie przez całe miasto do wiatraka.
-Mieliśmy iść do lasu- wypomniałam
-Mieliśmy iść po broń.
No i faktycznie Drake pochował broń w wiatraku.
-Coś jeszcze pochowałeś?- spytałam jak wracaliśmy do lasu.
-nie, no skądże, ja chować.
Był środek nocy a wiec nikt nie chodził ulicami, wokół panowała cisza tak jak na początku. Trochę tęskniłam za tymi czasami kiedy byliśmy sami. Nie musieliśmy się martwić o ponad trzy tysiące dodatkowych ludzi, którzy byli nam obcy.
-Wezwiesz Alfredów- spytał Drake wyrywając mnie z rozmyślań.
-Nie- odpowiedziałam od razu.
-Czemu? Stało się coś? Przed wyjazdem do Włoch sama chciałaś abym spędzał z nimi czas, a teraz byliby przydatni.
-Nie wydaje mi się aby to był dobry pomysł- odparłam.
Jak miałam mu wyjaśnić że oni mnie kontrolują?
Subskrybuj:
Posty (Atom)