sobota, 14 października 2017

Od Krzyśka do Rozi

-Rozi muszę z tobą porozmawiać ,ale tak na poważnie. Najpierw to powiem że czuję do ciebie coś głębszego niż przyjazń i nie podoba mi się to co robi Quick powinnaś trzymać się od niego z daleka . Popatrz- podszedłem do biurka- tu to leży.
-No tak to jakieś papiery potrzebne Quickowi .
-A nigdy nie interesowało cię co tam jest napisane?
-Nie, a czemu, pewnie to jakieś rozliczenia.
-To nie są rozliczenia i nie wywalaj mnie proszę teraz już nic nie zmienimy . Amanda powie co widziała i ubarwi jeszcze znasz ją .
-Jednak powinieneś wyjść ja wytłumaczę mu -stwierdziła Rozi .
-Proszę posłuchaj mnie zerwij z nim błagam cię on szykuje coś wielkiego ja nie wiem co ale powinnaś go zostawić dziecko i ty będziecie w niebezpieczeństwie bo jemu już odbija a jak zacznie was bić znęcać się nad tobą i maluchem?
-Nawet tak nie mów- oburzyła się .
-Rozi on ze szpitala zrobił jakiś poligon ,  jednostkę , czy co. Jest tam pełno ludzi ubranych na czarno pełno samochodów tirów pilnują ich ci ludzie nie można tam wejść samochody przyjeżdżają z drugiej strony a i co rano wyjeżdża kilka i wracają wieczorem obserwowałem to odkąd on wrócił, Jest tak dzień w dzień . Teraz poszedł do Ivana a po drodze ktoś z Rzeszowa nadał do niego że jest posprzątane i wracają i że księżycowi jadą .
-Jacy księżycowi?- zdziwiła się Rozi .
-No nie wiem 40 samochodów i podobno nasi z księżycowymi maja jechać w jednym konwoju jak usadzi ruskich .
-Rozi to sadysta widziałem Ivana jest cały we krwi jego córki i żony nie ma w celach on zwariował powinniśmy powiedzieć profesorowi .
-Powinnaś być ze mną nie z nim ja ciebie kocham wyzdrowiejesz to z nim zerwij i uciekniemy stąd nie musimy tu być powiedz jemu że dziecko jest moje ja się przyznam .Powinniśmy wziąć te papiery i pokazać profesorowi naprawdę tam w tym szpitalu to nie są ci ludzie z Moskwy on teraz jest zajęty bo te ruskie przyjechały mamy sporo czasu rozmawiają po rusku . -Rozi patrzyła wielkimi oczami dopiero gdy się odezwała że do łazienki potrzebuje i ja chciałem ją tam zanieść .
Ona wymówiła jego imię a on już tam stał w drzwiach a ja miałem w rękach te papiery .
-Zostań tu gdzie jesteś- nakazał i najspokojniej w świecie wszedł do pokoju i łagodnie powiedział całując Rozi .
-Słonko zostawiłem Ci krótkofalówkę czemu z niej nie skorzystałaś?
-Nie chciałam przeszkadzać- odpowiedziała mu i wyszli. Pózniej on stał pod łazienką i kazał Mariuszowi posprzątać po ruskich . wstawić te tiry na nasze podwórko pilnować i dalej zgodnie z planem wtedy zawołała go Rozi i przyniósł ją do pokoju .
-Prosiłem słonko nie wstawaj a ty nie słuchasz i boli bardziej nóżka niunie moją ehh która boli bardziej?- dopytał ją.
Ja stałem jak otępiały i ruszyć się nie mogłem .
-Widziałeś Amandę?- dopytała go a on pokiwał tylko głowa -chwile rozmawialiśmy- wyjaśnił- ale ja już usłyszałem to czego chyba nie powinienem od pana Krzysztofa swoją droga proszę odłożyć te dokumenty bo nie dotyczą szanownego kolegi i niech osoba wytłumaczy mi czemu pokój mojej narzeczonej został przeszukany mamy tutaj osobiste rzeczy my nie wchodzimy do twojego pokoju i nie szperamy w twoich rzeczach bardzo nie ładnie- ciągnął -a może się skusisz słonko na propozycję  osoby Krzysztof? może już nie jesteś moją narzeczoną?- powiedział na koniec i chyba chciał jeszcze coś dodać ale Rozi zaczęła go całować i chciała z nim porozmawiać .
-Jestem do twojej dyspozycji słoneczko -uśmiechnął się i powiedział -No to która nóżka bardziej boli?
 A mnie wywalił i Borysowi kazał pilnować .

Od Rozi

Wcale nie podobał mi się ten pomysł jechania do Rosji. A najgorsze że chociaż Quick mówi że nie pojedzie ostatecznie może zrobić inaczej. Przecież już nas jest dużo i ciężko jest to wszystko ogarnąć. Ludzie nadal robią co chcą, a jak dojdzie ich więcej będzie więcej kłopotów. Nie ukrywajmy że jedzenia też zacznie brakować. Rosja przestanie zaopatrywać nas w zapasy. Czy on w ogóle wie co robi... Jeszcze Ivan w piwnicy i ci ruscy którzy tu jadą. Dlatego wolałam nie przyswajać i żałuje że tak szybko mi przeszło.
- Myślisz że oni wiedzą że masz Ivana? - spytałam
- Raczej nie - odparł - przynajmniej na razie
- Więc po co tu jadą? - spytałam - będziemy mieć z nimi kłopoty
- Spokojnie słoneczko, wszystko mamy zaplanowane - pocałował mnie w czoło
- Po co robisz ten wypad do Rosji? - spytałam
I nim zdążył odpowiedzieć mi na pytanie przerwało nam pukanie do drzwi.
- Wejść - powiedział Quick
Do pokoju wszedł Borys coś tam i nawet zaczął gadać. Zrozumiałam tyle że chodzić o Ivana
- Idz - powiedziałam do Quicka
Pocałował mnie i wyszedł za Borysem. Nie miałam nawet pojęcia która jest godzina. I dopiero teraz dotarło do mnie że odkąd wróciłam do domu nie widziałam Drake. Jaka za mnie kretynka nawet nie zapytałam czy nic mu nie jest. Wcale nie podobało mi się położenie w jakim się znalazłam. Przecież była zależna od kogoś nawet do łazienki sama iść nie mogłam. Denerwowało mnie to i dlatego postanowiłam spróbować sama iść do łazienki. Przecież nie będę wrzeszczała że muszę siusiu. Usiadłam więc na łóżku i zaczęłam się zastanawiać która noga boli mnie bardziej kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Kto? - spytałam przez drzwi
Drzwi otworzył Krzysiek
- Mogę? - spytał
Poważnie akurat on...
- Tak - powiedziałam nadal zastanawiając się która noga boli mnie bardziej
- Co robisz? - spytał Krzysiek
- A nie widać? - dopytałam - siedzę i myślę... Krzysiek jak myślisz która noga boli mnie bardziej?
- Ty tak na poważnie? - spytał
Spojrzałam na niego był zdziwiony i rozbawiony. Byłam bardzo poważna o co mu chodziło?
- Tak - odparłam - Dobra zapomnij... Krzysiek co z Drake'm
- Chcesz z nim pogadać? - spytał
- Nie - odparłam szybko
Nie miałam ochoty z nim gadać. Wiem że jestem nie w porządku obwiniając go. Musiał ich zabić rozumiałam to ale nie zmieniało to faktu że zabił naszą mamę i tatę
- On żyje prawda? - dopytałam
Do było głupie pytanie skoro zapytał czy chce z nim gadać, ale musiałam to usłyszeć. Musiałam usłyszeć że on żyje.
- Jasne - powiedział - jak się czujesz?
- Dobrze - odpowiedziałam - a gdzie Quick?
- Na dole, zawołać go?
- Nie trzeba - zapewniłam
I znów zapadła niezręczna cisza.
- Zachowywałam się jak kretynka - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie
- Trochę - przyznał - ale to zrozumiałe - dodał szybko
- Śmieją się ze mnie co?
- No co ty martwimy się o was - odparł - o ciebie i Drake
- A co z nim?
- Trochę dziwnie się zachowuje
- Bardziej dziwnie niż za zwyczaj? - dopytałam
- Zdecydowanie
Dalej gadaliśmy normalnie jak zwykle. Zaczął opowiadać o swoim życiu przed tym wszystkim. Lubiłam z nim rozmawiać między innymi dlatego. Potrafił rozmawiać o zwyczajnych rzeczach i w taki sposób jak by wydarzyły się wczoraj.
- Sorki - przerwałam mu nagle - ale tak na serio muszę do łazienki
- Mam zanieść cię do łazienki? - dopytał
- Nie - zaprzeczyłam - masz się nie śmiać jak będę próbowała do niej iść
- Zwariowałaś - oburzył się
- Nie - odparłam - nie mam złamanej nogi więc teoretycznie mogę iść. To jak pomożesz mi? - spytałam i podałam mu rękę
- To jest najgorszy pomysł na jaki wpadłaś
Ale złapał mnie za ręce. Ustałam, wspierając się na nim. I nawet zrobiłam dwa kroki kiedy ból nogi był do nie wytrzymania i zachwiałam się wpadając na niego. I akurat w tym momencie bez pukania musiała wejść Amanda.
- Co wy robicie! - wrzasnęła Amanda
- Amanda - zaczęłam spokojnie - przestań wrzeszczeć
- Wiedziałam że zdradzasz mojego brata. On jest ślepy i głupi. Te dziecko też nie jest jego
- Amanda spadaj - warknęłam
- To przestań robić głupka z mojego brata
No pięknie tylko jej było trzeba. Z podniesioną głową wyszła z pokoju i trzasnęła drzwiami. Ciekawe jakich tym razem na opowiada bajeczek.
- Idz Krzysiek - poprosiłam
- Przecież chciałaś do łazienki
- Poradzę sobie sama - zapewniłam
Odsunęłam się od niego i usiadłam na krawędzi łóżka.

Od Quicka

Gdy Rozi siedziała ze starą, i opowiadała jej o tych kartach a w sumie to nie wiem kto komu opowiadał. Ja to tam byłem tylko ciekawy co robi w tych kartach śmierć. Pewnie to tak zwany joker. Ale nie ważne wszystko wracało do normalności a przynajmniej Rozi.
- Borys wołaj mi tu Grzesika i Mariusza
Borys poszedł, a ja niepewnie zapytałem Rozi czy wszystko już jest w porządku. No a ta nagle się wydarła
- Było by ale nie jest przez tego faceta
- Przez jakiego faceta? - dopytałem zbity z tropu - ktoś cie napadł w lesie?
- Nie jakiś facet porwał mnie samochodem i stanął przy tym rozwalonym samochodzie.
- No i mów dalej
- I wtedy mnie uderzył
- Uderzył? - dopytałem - na pewno wiesz co mówisz?
- Akurat pamiętam dobrze, nie dość że mnie wyzywał to na koniec mnie uderzył. Palił fajkę za fajką i wtedy mu uciekłam. No i pózniej ten dół.
Pati to już wstała, Luke w sumie też. W tedy do pokoju weszli jak to oni mówią moje psy.
- Mariusz ty wiesz kto wiózł... pff... Co ty wiesz...ty gówno wiesz. Grzesiek chodz tu
- Szefie ale naprawdę? Muszę?
- Tak musisz. Możesz tu podejść
- Ale ja się szefa boje
- Przecież cię nie pobije - powiedziałem
- O to że mnie szef pobije to się nie boje. Szef pamięta?
- Tak szef pamięta ale obaj o tym zapominamy tak?
- Ale ja naprawdę nie jestem nawet podobny...
- O co chodzi? - dopytała się Pati
- O nic - burknąłem - ten pedał tak się bał że zaczął mnie obmacywać.
- To nie było dokładnie tak - powiedział Grzesiek
Spojrzałem na niego ostrym wzrokiem
- Znaczy ja się chowałem przed szefem... bo za szefem zobaczyłem tego trupa znaczy teścia
Walnąłem się w łeb matko i córką ja pierdole.
- Grzesiek wez ogarnij - powiedziałem
- No co ja miałem zrobić. Bałem się. A przecież jak trwoga to do boga...
- Nie rób z siebie małpy. Ty wiesz kto wiózł Rozi prawda?
Pokiwał głową.
- Proszę przyprowadzić i dowiedzieć się czy ma rodzinę. Jeżeli ma to zapraszam przed dom... rodzinę, pana do środka
Przyszedł ten wojskowy, a Rozi aż zbladła jak go zobaczyła. Gdy by mogła to by na mnie chyba wskoczyła.
- Ta mam do ciebie żołnierzu takie pytanko. Prosiłeś się żebyś zajął się panienką Rozi tak?
- No to się zająłem. Rozkazu biegać nie było
Mariusz walnął go w czapę
- Zamknij się stoisz przed szefem
- Silny mi kurwa szef - powiedział - baby od chłopa nie rozróżnia i do Grzesika się przytula
Podniosłem się w tedy, a Luke z Pati krzątali się po salonie. Pózniej Luke zabrał Rozi posadził ją na kanapie. Odsunęli stół i krzesła a ja do nich
- Co wy robicie?
- Miejsce - burknęła Pati - bo znowu będziesz chatę demolował
- Powiedz żołnierzu czy ty ją uderzyłeś
- Darła ryj to dostała. Nie będzie mi jakaś młoda kurwa podskakiwać.
- A czy ty masz rodzinę? - zapytałem
- Tak - powiedział i pokiwał głową - żonę i córkę
Spojrzałem na Mańka a ten wprowadził małą dziewczynkę na oko miała może 5 lat ale jakaś taka mizerna była. A ten typo do mnie
- Nie będzie mi jakiś gnój, który uważa się za silnego szefa wydawał poleceń i jeszcze grał na emocjach. Bierz dzieciaka i do domu Barbara.
Tamta odkręcił się na pięcie, ale Mariusz pokręcił głową i powiedział przeciągle
- Nie-e
Wyjąłem pukawkę ukucnąłem przy dziewczynce
- Wiesz dziecko co to jest? - zapytałem pokazując jej spluwę
I wtedy usłyszałem trzy razy Quick
- To jest dziecko
- Nie róbcie mi tu chóru kościelnego, przecież widzę że to dziecko. Czy ja coś robię?... Lubisz tatusia? - zapytałem
Dziewczynka pokiwała głową.
- A wiesz że przez tatusia ta pani jest teraz chora - wskazałem na Rozi
Dziewczynka była bardzo mądra. Stwierdziła że powinienem ukarać jej tatusia. Wojak zaczął się pocić.
- Więc żeby bardziej zabolało tatusia to najpierw - strzeliłem kobiecie w ramie - za kare dostała mamusia. I co teraz panie starszy? - powiedziałem do żołnierza - za bałeś się?
A ten się na mnie rzucił więc go odepchnąłem a ten wpadł na Mariusza i Grześka.
- Trzymajcie tego imbecyla bo własne dziecko stratuje. Jak się teraz czujesz? - zapytałem - pomyślałeś przez chwilę jak ta dziewczyna się czuła. Jak bardzo teraz cierpi. A ja całą noc musiałem jej szukać. Może i jestem gnojem ale ty jesteś nie profesjonalnym kutasem
Gościu stał między Mariuszem a Grześkiem. Wymierzyłem broń i wymierzyłem między oczy ale nim upadł tamten. Znów zwalił się Grzesiek. Tamten jeszcze chwilę stał z łba ciekła mu krew
- Czemu on leży a ten drugi nie? - dopytałem niepewnie Mariusza
- Grzesiek zemdlał,a ten drugi chyba jest za gruby jedna kulka mu szefie nie wystarczy.
- Chyba jednak tak - stwierdziłem bo tamten osunął się na glebę
Amanda podbiegła do tej Barbary czy Grażyny
- Won siostra! Chcesz kulkę w łeb zarobić?
- No chyba ich nie pozabijasz? Toż to tylko niewinne dziecko - wrzeszczała Amanda
- Może tak, może nie. Chciałem zauważyć że Rozi też była niewinna. I w sobie też ma bogu ducha winne dziecko. I naprawdę odsuń się Amanda bo strzele ci w łeb. Wynieście te ścierwo chłopaki i niech ktoś strzeli Grześka w ryj niech się ocknie.
Ten zeskrobał się z podłogi i pyta Mariusza czy szef go nie zabił.
- Jak do mnie gadasz to raczej żyjesz - powiedział
Podszedłem do tej kobiety. I powiedziałem
- Ja ostrzegałem że każda osoba która nie będzie postępować zgodnie z moimi poleceniami dostanie kulkę w łeb. I rodzina tej osoby również. Ale znaj moje dobre serce i powiedzmy że daruje ci życie. I wrócisz do osady, będziesz takim żywym dowodem na to że ja nie żartuje. Amanda a teraz możesz zając się swoją robotą.
- No szybko poszło - stwierdziła Pati
- No i nawet chaty nie zdemolował - dodał Luke
- Dobra dawajcie ten stół bo ja muszę pogadać. Grzesiek, Borys, Mariusz i mi Grzesiek nie wyskakuj - powiedziałem od razu. - Profesorze ci panowie mówili że u tych ruskich zostało tam jeszcze trochę ludzi.
- Tak mam pełną dokumentację - powiedział profesor
- Okej więc wytypuje profesor samych wojskowych i ewentualnie ich rodziny i żadnych innych cywilów więcej.
- Będziesz jechał? - dopytała niepewnie Rozi
- Nie, nie zostawię cię w tym stanie. Po za tym Drake i Alex
- Chcesz zrobić przerzut? - dopytała Pati
- No ze dwa lub trzy nawet. Bo pózniej to się skapną.
- A z tymi Ruskimi co jadą? - zapytał Mariusz
- Przywitamy ich, dowiemy się co i jak. Do tej pory papiery powinny być raczej gotowe. Więc po akcji pojedziecie do ruskich. Pózniej wytłumaczę co i jak. Tylko lojalnie uprzedzam profesorze ludzi z czego słyszałem jest sporo. A autokarów jest mało, więc poupycham ich w tiry. Podróż co prawda mało komfortowa, raczej ryzykowana ale skoro chcą to tylko tyle mogę zaproponować. Mariusz i Borys zostaniecie na miejscu. I będziecie pilnować tych ludzi co się mają pakować, ty Grzesiek pojedziesz z papierami do magazynów Ivana. W ciągu 24 godzin powinni się wyrobić z załadunkiem. To wszystko.
Pózniej miałem już iść na górę żeby rozpisać co trzeba przywieść ale Rozi oczywiście chciała iść ze mną w nawiasie iść. Więc musiałem zabrać ją ze sobą na górę. Położyłem ją na łóżko i poprosiłem żeby się przespała. Bo nudna jest ta papierkologia a ja muszę ją ogarnąć.
- O nie kochany ja spała nie będę bo ty sobie pojedziesz i już cię nie zobaczę
- Nigdzie nie jadę przecież. Obiecałem a swoją drogą to przecież wykopałem cię spod ziemi więc tak łatwo to ty się mnie nie pozbędziesz.
Rozi chyba przeszło przynajmniej trochę bo nawet stwierdziła że mi pomoże no i przyznam że wychodziło jej to lepiej niż mi.
- Widzisz - powiedziała - oddzielnie jesteśmy bezradni, ale razem potrafimy poradzić sobie ze wszystkim.
- No dokładnie to miałem namyśli wtedy na ganku gdy chciałaś wyjechać
- Ale nie zabijesz tej dziewczynki i tej pani?
Pokręciłem przecząco głową.
- Jego musiałem przepraszam
- To wszystko przez niego - powiedział Rozi
- No więc już go nie ma
- A jak ci ruscy przyjadą? - dopytała
- To będę musiał do nich wyjść
- A zabierzesz mnie ze sobą?
- No jak na rękach słońce, ale wiesz co wezmę ze sobą Luke i nawet Alex jak będzie chciała. Będziesz się czuła wtedy bezpieczniej
- Tak bo Alex to ciebie na pewno nie wypuści
- No to załatwione   

Od Rozi

Nie za bardzo rejestrowałam co działo się w koło mnie. Nie wiem co mówiłam, nie wiem jak wielką kretynkę z siebie zrobiłam. Drake przyznał się że zabił matkę i ojca. Jak mógł to zrobić? Nie wiem jak i kiedy wyszłam z instytutu. Dopiero kiedy samochód się zatrzymał zaczęłam wracać do rzeczywistości. Myślałam że dojechaliśmy do domu, ale nie byliśmy w domu. Samochodem kierował jakiś koleś. Miał jakieś 40 lat, był jak najbardziej przeciętny. Zupełnie niczym się nie wyróżniał. I właśnie zapalił fajka. Okej... Nic się nie dzieje wszystko jest okej.... Tylko co ja robię w samochodzie z jakimś kolesiem. Rozejrzałam się dookoła niech to szlak staliśmy obok rozwalonego na drzewie samochodu. To w tym wypadku prawie straciłam brata. I wtedy wszystko wróciło na nowo. Tylko tym razem dostrzegałam to czego nie dostrzegałam wcześniej. Mój brat to morderca... Tego nie da się ukryć. Jak zobaczyłam ojca i dowiedziałam się że to sprawka Drake przestało obchodzić mnie co działo się dookoła. Przecież byliśmy zamknięci w małym pomieszczeniu, a na zewnątrz była masa zombie.
- Gdzie Quick? - spytałam
Musiałam niezle się drzeć bo strasznie bolało mnie gardło i miałam chrypę. Koleś kompletnie mnie znal i zapalił następnego fajka.
- Ej - wrzasnęłam - mówię do ciebie gdzie twój szef?
- Zamknij się wreszcie - warknął
- Mówisz do mnie? - dopytałam
- A widzisz kretynko kogoś jeszcze? - warknął - bez przerwy piłujesz ryja. Zginęli byśmy... A może oni już nie żyją
- Gdzie Quick? - powtórzyłam pytanie - gdzie mój brat?
- Zostali tam - odparł wyciągając trzęsącą się ręką trzeciego papierosa - Ostrzegam cie że jak jeszcze raz otworzysz mordę to pożałujesz
- Czy ty mnie straszysz? - warknęłam
No nie wierze co ten typ sobie myśli.
- Będę zadawała ci pytania a ty masz mi na nie odpowiadać - zażądałam - i odjedz od tego samochodu
Nie mogłam dłużej patrzeć na ten parszywy wypadek. Nie chciałam pamiętać tamtego dnia. Widziałam trupa kierowcy, przebitego gałęzią. Zabitego karła, sama zabiłam tego trzeciego bo on chciał zabić Alex. Drake mało co tam nie zginął. Pierwszy raz byłam zmuszona do zszycia komuś rany. Wszyscy mieliśmy wielkie szczęście. Czy Kraków jest jakiś przeklęty...
- Dlaczego jestem tu z tobą? - spytałam
Nie wierze że Quick albo Drake puścił by mnie z jakimkolwiek kolesiem. Jestem wręcz pewna że kazał by jechać ze mną Mariuszowi, Borysowi czy temu trzeciemu... Jak miał na imię ten trzeci... Nie panikuj - nakazał sobie w myślach... Grzesiek trzeci miał na imię Grzesiek.
- Co z Mariuszem? - spytałam - Gdzie Borys? Albo Grzesiek?
- Wkurwiasz mnie - warknął typ i uderzył mnie w twarz.
Pierwszy raz dostałam w twarz od chłopaka. Nie żartuje... Złapałam się za palący policzek. Byłam wściekła ale całą złość przysłonił strach. Bałam się tego typa, nie znałam go i nie byłam pewna co może zrobić. Bałam się że Quickowi coś się stało. I do tego wszystkiego cały czas przed oczami miałam zwłoki ojca w instytucie. Koleś zaczął głośno przeklinać...
- Powinni już być - warknął
Koleś odpalił silnik. Przecież nie mogę nigdzie z nim pojechać. Złapałam za klamkę na szczęście drzwi nie były zablokowane. Za nim się zorientował wybiegłam prosto w las. A jeżeli oni nie żyją... Jeżeli zimni dopadli ich wszystkich... Po policzkach płynęły mi łzy zamazując mi pole widzenia. Szłam przed siebie, nawet nie wiem jak długo. Nawet nie zorientowałam się, że zaczęło się ściemniać. No pięknie przez to wszystko jeszcze zgubiłam się w lesie. Było ciemno więc nawet nie wiem o co się potknęłam ale upadłam na coś ostrego. Niech to szlak przeklęłam. Noga strasznie mnie bolała, przycisnęłam rękę do nogi, z której lała cię krew. No pięknie kretynko - warknęłam na siebie. Próbowałam się podnieść opierając się o jakieś drzewo. Nawet mi się udało, muszę wracać do drogi. W lesie mogą być zimni a ja nawet nie mam przy sobie broni. Zarówno zimni jak i wygłodniałe zwierzęta wyczują moją krew. Myśl dziewczyno - poganiałam się w myślach. Po paru minutach zlokalizowałam kierunek z którego tu przyszłam przynajmniej tak mi się zdawało. Bo las z każdej strony wyglądał identycznie a w ciemnościach to tak dwukrotnie. Kuśtykając zrobiłam trzy kroki kiedy straciłam grunt i spadłam w jakąś dziurę. Kto mądry kopie dziury w lesie - wrzasnęłam w myślach. Starałam się by spaść tak aby dziecku nic się nie stało. Przez co spadłam na nogę. Nie miałam pojęcia która boli mnie bardziej. No to pięknie. Gorzej być już nie mogło. Umrę, przynajmniej nie trzeba będzie kopać mi dołu. Odkąd wjechaliśmy do Krakowa miałam doła a teraz tak dosłownie. Bałam się że przez mnie coś stało się dziecku. Było tak ciemno że nie widziałam własnej ręki, nawet nie mogłam zorientować się jak poważna jest rana nogi i co stało mi się w tą drugą. Nie chciałam umierać, chociaż wcześniej myślałam inaczej. To prawda jestem tak uparta że nawet umrzeć nie potrafię. Nie mogłam się nawet podnieść. Musiałam powstrzymywać się aby nie zacząć krzyczeć bo ściągnęła bym tylko większe kłopoty. Nie mam klaustrofobii, a bać ciemności przestałam się jak skończyłam 6 lat. To w tej chwili dopadły mnie obie dolegliwości. Była grobowa cisza i ciemno jak w grobie. Zaczęłam się dusić, chociaż widziałam nad sobą niebo co wykluczało brak dostępu do tlenu to jednak już czułam się pochowana żywcem. Uspokój się - nakazałam sobie. I brałam głębokie wdechy i jak tylko udało mi uporać się z nagłymi dusznościami dopadła mnie panika przed ciemnością. Czy miałam zamknięte oczy, czy otwarte i tak przed sobą widziałam ojca. Starałam się zachować spokój ale ciężko jest o spokój gdy wiesz że nikt ci nie pomoże. Przecież nikt mnie tu nie znajdzie. W którymś momencie musiałam zasnąć albo stracić przytomność. Nie wiem ile czasu minęło ale dotrwałam do rana. Nie mogłam tam przecież zostać. Złapałam jeden z korzeni i postarałam się podnieść. Jednak okazało się to niemożliwe. Było ślizgo a nogi bolały mnie za bardzo aby na nich ustać. Wtedy usłyszałam głos Quicka. Znalazł mnie. I w chwili kiedy go usłyszałam na nowo popadłam w panikę. Sama nie wiedząc czemu, po prostu wszystkiego było za dużo. Nie musiałam już uspokajać samą siebie. Mogłam pozwolić sobie na tę głupią histerię. Nie wiedziałam jak udało nam się wrócić do domu. Zapewne byłam niemożliwa, i na jego miejscu już bym ze sobą zerwała. Nie wiem co działo się jak już wróciliśmy, ale też zapewne zrobiłam niezły cyrk. Swoją drogą tak było lepiej, wolałam być zamknięta we własnej głowie i nie przyswajać, niż znów wrócić do rzeczywistości i zamartwiać się o wszystko. A za pewne już są jakieś kłopoty. I jak na potwierdzenie moich słów wpadł Borys... 

Od Quicka

-Alex powiedz jak ty się trzymasz? Jak Drake? Została byś z Rozi? Bo mnie puścić nie chce, a przebrał bym się bo uwalony jestem i poszukam jakichś ciuchów dla Rozi
-Nie boisz się? przecież jestem zarażona - powiedziała Alex
-Przestań nic się nie dzieje... Nie zmieniasz się. Damy radę znalazłem jakieś papiery i różne preparaty coś się wymyśli.
-Ciesze się że traktujesz mnie normalnie nie zniosła bym tego i tak zamieszania narobiłam. A odpowiadając na twoje pytanie Drake to albo śpi albo gapi się w sufit. Co tam się stało?
-Choć ze mną opowiem ci
I wziąłem Rozi na ręce zaniosłem do pokoju
-Wez znajdz jej jakieś ciuchy co ?
Sam wyszukałem sobie ubrania usiadłem i powiedziałem
-W instytucie zimni byli, wśród nich ojciec. Zaczęli się kłócić Drake powiedział Rozi że zabił ojca i matkę pokłócili się i o jest jak na załączonym obrazku jakaś trauma ehh.
-To nie wesoło a potem do dołka wpadła?
-No tak miałem chwilę słabości i puściłem ją z wojakiem i uciekła znalazłem ją rano w tym stanie w dole z 5 metrów miał i ruszyć się nie mogę bo się boi. Zostań z nią chwile, szybki prysznic wezmę i zaraz jestem. Całe włosy mam w błocie a z butów to wylewać można ehh - i wyszedłem
Słyszałem jak Alex próbuje ją ogarniać ale ta cały czas się darła rety westchnąłem mam tylko nadzieję że im przejdzie i nagle się uciszyła gdy wszedłem do pokoju powiedziałem
-Sorry ogarnę łazienkę w wolnej chwili i z butami muszę coś zrobić teraz w pantoflach będę łaził - i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę że Rozi jest cicho, a przy niej siedzi starsza pani i opowiada
-Bo Czaruś kochanie to wcześnie ojca stracił i też płakał i miał takiego misia. Ty widzę masz kurtkę Czarusia więc on jest inny niż jego ojciec. On zawsze wraca no i masz tu dzidziusia a to najpiękniejszy dar. A miłość, miłość ma czarodziejską moc kochanie tu jesteś bezpieczna z babcią, czarusiem i żołnierzami oni słuchają go. On wie co zrobić żeby było dobrze a teraz musisz coś zjeść i ty też zwróciła się do mnie
-To dobry pomysł - stwierdziłem bo głodny byłem właśnie babcia podała nam obiad i o dziwo ogarnęła Rozi miała stara podejście ehh... I wpadł Borys
-Szefie mamy kod czerwony
-Chyba niebieski coś pomieszałeś
-Czerwony też Adam do szefa
-A ki to diabeł?
-Posterunek pod granicą?
-Dawaj to - powiedziałem wyrywając mu krótkofalówkę
-Co tam się urodziło? - zapytałem
-Melduje że niebieski ptak na bombach do szefa daje jadą naprawdę szybko na migających kogutach
-Ilu?
-20 uzbrojonych w wojskowych autach i 3 tiry wszystko oflagowane i za przeproszeniem jest w huj niebiesko no i jeden nasz czerwony ale pod godłem Iwana
-Razem 4, a ludzie w nich?
-A przepraszam nie wiem, nie widać - powiedział ten Adam
-Jesteśmy w kontakcie - odparłem
-Co robimy szefie? - dopytał Borys
-Szykuj ludzi wystawiajcie rozładowane tiry autobusy i w kolumnę je zamknąć. Ludzi za płotem, pełna gotowość bojowa wykonaj Borys
Wszyscy byli już w salonie oprócz Drake
-Idziemy do bunkra? - zapytał Witek
-Po co? Mam Iwana co mi mogą... Poczekamy są na moim terenie muszę zjeść - i najspokojniej w świecie zacząłem konsumować to co mi podano. Rozi też na szczęście jadła babka z nią gadała i zeszło na te wróżki jakoś o kurwa pomyślałem. Zaraz znów się zacznie ale o dziwo Rozi poprosiła mnie o to pudełko z papierami wstałem od stołu i poszedłem po nie do samochodu i puzniej zainteresowany oglądałem karty były naprawdę kosmiczne
-Ty się znasz na tym kochanie? - dopytałem
-Trochę ale w zeszycie każda karta ma opis
A mnie to naprawdę jakoś zafascynowało i nawet nie udawałem

Od Krzyśka

Było po obiedzie a ich nadal nie było. Dopiero po 17 usłyszeliśmy silniki samochodów Alex ja i Pati wyszliśmy na ganek, ale Quicka z nimi nie było za to wojskowi wyprowadzili Drake i zapytali gdzie posadzić. Mieli tez ciężarówkę pełną papierów, jakieś fiolki i flakoniki, chcieli z profesorem rozmawiać.
Alex chciała się czegoś dowiedzieć, a wojskowi wyjęli z ciężarówki zimnego.
-Co tu się dzieje? - zjawił się profesor i nim wojskowi zaczęli meldować zaprosił ich do domu.
- Gdzie mamy posadzić pana Drake? - dopytał ten cały Grzesiek.
-Co mu się stało? - dopytała Alex.
-W sumie to nic, był pod wpływem. - Zaczął opowieść wojak - i najpierw o rzygał szefowi samochód. W domu to było normalnie wszystko zabraliśmy co szef polecił, pózniej to nie wiem szef zginął na dwie godziny nam kazał z panem Drake jechać pod instytut by łamał te kody.
-No wasz szefcio pojechał się zabawić. - stwierdziłem
-Raczej nie panienka Rozi gdzieś chciała jeszcze podjechać, gdy wrócili pod instytut w samochodzie u szefa były jakieś papiery i zioła czy coś.
-Pewnie chciała pojechać do zielarni matki. Wtedy jak byliśmy w Krakowie to też chciała tam iść tylko się pokomplikowało - wyjaśniła profesorowi Alex
-No to jak weszliśmy to zaczęliśmy przeszukiwać instytut. Szef z tym panem zabił kilku tych innych po drodze na 3 piętro. A tam to pan Drake rozdysponował kto gdzie idzie i nawet szef o dziwo nie protestował. I napadli nas zimni wszyscy byliśmy w jednym pomieszczeniu takim małym szklanym i okazało się że tam jest ojciec tych państwa i że on zabił tego ojca wcześniej jak byliście tam. I zaczęli się kłócić szef to nawet się nie wtrącał panienka zaczęła szaleć i złapał ją on a potem mu uciekła. I zaczęła bredzić że chce się zmienić wtedy złapał ją szef i już nie puścił. A ona zasłabła. Ten jej brat usiadł i tak o już jest. Mariusz rzucił się do wyjścia bo chory jest na zamknięte pomieszczenia i szef kazał go walnąć. Potem jakiś dziwny się zrobił też zaczął bredzić siedząc przy trupie. Nawet z nim gadał, a na koniec to jak myśleliśmy że już po nas bo tych zimnych było coraz więcej to szef się uruchomił. I prawie sam z naszą niewielką pomocą powybijał te trupy. Kazał zabrać jednemu z nas nieprzytomną panienkę i poczekać przy takim samochodzie niedaleko drogi w las. A potem to podobijał całą resztę i nakazał przywieść zwłoki swojego teścia by go pochować godnie. Sami wszystko robiliśmy bo ten pan to cały czas tak siedzi tylko coś czasem mruczy pod nosem, szef go zwinął i kazał nam potem przywieść bo temu idiocie panienka uciekła w las.
-Miała broń? - dopytała Alex .
-Nie no z szefem była to nie potrzebowała - stwierdził tamten
-A teraz gdzie są? - dopytałem
-Nie wiem, szef kazał wracać a sam pojechał po śladach jej szukać. My mieliśmy rozkaz wracać i pilnować tego pana bo chyba nerwy mu siadły znaczy im obojgu i szefowi. On naprawdę o tego gościa się martwi i kazał bezpośrednio profesorowi powiedzieć
-No dobrze a szef odzywa się?
-Nie, wywoływaliśmy go. To ja już pójdę nic tu nie zdziałam - stwierdził ten Grzesiek i wyszli
Alex mówiła coś do Drake ale bez rezultatu pózniej z Lukiem zaprowadziliśmy go do gabinetu. Alex tam została.
Martwiłem się o Rozi była sama w lesie bez broni, lekko ubrana a teraz zimno się zrobiło i się z ciemniało powoli.
Alex wróciła i oznajmiła ze profesor robił Drake'owi płukanie żołądka i podał jakieś kroplówki bo powinien się wyspać, jest w szoku i prawdopodobnie Rozi też.
-Tylko czemu się jeszcze nie odzywają - stwierdziłem i wtedy starsza pani podała kolację. Coś było nie tak. Nikt nie miał ochoty na jedzenie
Luke oznajmił że teraz to można tylko czekać i jak do jutra się nie odezwą to wezmie ludzi i ich poszuka
-Nie martw się - stwierdziła Pati - przecież Quick jest idiotą pewnie ją znalazł i gdzieś pojechali się ....
Z tym że sama w to wątpiła bo przy radiu całą noc ich wywoływała i cisza. Rano nic się nie zmieniło nadal ich nie było. Zjedliśmy śniadanie i Luke stwierdził że zbiera ekipę i jedzie ich szukać.
Z Drake'em nadal było bez zmian. Profesor nakazał zanieść go na górę. Alex z nim siedziała, nie chciała jeść. Próbowała z nim rozmawiać wszyscy próbowaliśmy ale on patrzył tylko w sufit. Nawet o Rozi nie zapytał, tylko mówił że to jego wina i że to przez niego ojciec i matka. On nawet chyba nie przyswajał że Rozi nie ma.
-Pati a jak ona zrobi coś głupiego? Jak da się ugryzć jak Quick jej nie znalazł? - zamartwiałem się
Pati nadal ich wywoływała i w momencie gdy Luke wszedł by powiedzieć że jadą ich szukać. Bo nawet jak gdzieś jechali się po bzykać to już zawsze na śniadaniu byli i odezwał się Quick .
Pati się na niego wydzierała. On brzmiał dziwnie był zmęczony, zasapany wytłumaczył że dopiero teraz Rozi znalazł i dotarł z nią do samochodu, że wpadła do dołu jest z nią zle i żeby szykować gabinet i się rozłączył.
Sam profesor na ganku na nich czekał razem z nami i jakie było moje zdziwienie gdy podjechał na kolanach trzymał Rozi
-Dłużej się nie dało - marudził Luke
-Wez ją. Muszę wysiąść. - Luke próbował delikatnie ją zabrać ale ona wyglądała jak opętana zaczęła krzyczeć i szarpać się. Nie dała zdjąć się z kolan.
Quick sam się jakoś wyskrobał i szedł powoli i gadał
-Cholera jasna zabije tego frajera... jak Drake? - dopytał niosąc Rozi do gabinetu
-Co im się stało? - dopytał profesor
-Nie wiem, ojciec się znalazł Rozi dowiedziała się że brat go zabił. Tamten się wyłączył, ona zemdlała. Instytut po dach nawalony zimnymi... Ehh... zrobiłem przejście i kazałem ją zabrać z tam tond a ta uciekła temu głupkowi. Zginie za niedopełnienie obowiązków, całą noc jej szukałem nad ranem w dole, z 5 metrów miał. Siedziała wystraszona, coś ma z nogami. Jedną rozwaloną, drugą... nie wiem... złamaną. Trochę oczyściłem ranę, zabandażowałem, rozebrałem bo mokra była i ogrzałem. A i zjadła coś tam i tak na mnie wisi więc nie wiem jak to będzie. Dlatego tak długo bo ciężko mi prowadzić było - ciągnął Quick.
Na dół zeszła Alex i się załamała jak ich zobaczyła. Po wysłuchaniu Quicka profesor powiedział że najpierw usg i jakieś inne tam badania porobi, ale ta w ogóle dotknąć mu się nie dała .
Po 2 godzinach wyszła Amanda i zaczęła nadawać .
-No poza tym ze im obojgu odbiło znaczy mają doła. To przejdzie po lekach, to z dzieckiem w porządku a noga skręcona w kostce. Druga to do zszycia była, a i Quick prosił ciebie Alex żebyś tam podeszła - powiedziała i sobie poszła tak po prostu

Od Lexi

Drake chciał wracać do domu. Trochę ponarzekałam ale poszłam. Byłam zmęczona ale Drake się uparł że muszę iść najpierw do profesora. Nie widziałam w tym sensu ale odpuściłam chciałam się położyć, usnąć i już nigdy się nie obudzić. Profesor był najgorszym lekarzem u którego byłam no ale bynajmniej był szczery. Płakałam cały czas a Drake w kółko powtarzał że będzie dobrze,  był doskonałym kłamcą. Jak tylko się położyłam do łóżka przytuliłam się do Drake'a i od razu usnęłam.  W nocy nawiedzały mnie koszmary z samego rana obudził mnie krzyk Rozi i jakiś raban, Drake'a nie było. Jak wyszłam z pokoju wszystko było mniej więcej pod kontrolą. Okazało się że mamy trzy wtyki a Quick'a trzeba znów szyć.
Po wszystkim poszliśmy na śniadanie ,Amanda oczywiście zaczęła  narzekać że jej Kasię obudziliśmy.
-Amanda zamknij się wreszcie łeb mi pęka- poskarżył się Drake z głową opartą na stole.
-trzeba było nie pić -wytknęłam mu, ten odburknął coś w odpowiedzi ale nie dosłyszałam co i złapał mnie za rękę. Spojrzałam na Luke'a który cicho rozmawiał z Julką, chciałam na niego nawrzeszczeć że wypaplał to z czego się mu zwierzyłam ale wczoraj go nie spotkałam a dziś mi chyba przeszło. Nikt nie wspomniał o moim zarażeniu, nawet profesor i Amanda która tylko szukała pretekstu do kłótni. Wciąż byłam z Drake'em. Było normalnie. I to był drugi powód dlaczego nie chciałam aby ktoś się dowiedział, chciałam dożyć w normalności, bałam się że wszyscy w kółko będą mi o tym przypominać jakby nie wystarczył mi ślad po ugryzieniu i czarna trucizna która roznosiła mi się po żyłach.
Swoją drogą ręka znów zaczęła mnie palić, boleśnie przypominając mi o tym wszystkim. Starłam się zachowywać normalnie, zjadłam śniadanie, starałam się jakoś uczestniczyć w rozmowie ale nie mogłam skupić myśli.
Po śniadaniu Quick, Rozi i Drake pojechali do Krakowa. Nie chciałam by Drake mnie zostawiał ale przecież nie mogę kazać mu chodzić za sobą krok w krok. Nie chciałam też żeby on i Rozi tam jechali bo ostatni wypad nie wyszedł najlepiej. Drake musiał tam zabić własnego ojca.... no właśnie. Oni planowali iść do tego instytutu. Dlaczego pozwoliłam im jechać?
Tak wiec szybko się wymiksowałam i zamknęłam w pokoju. Leżałam na łóżku i starałam się nie panikować, przecież pojechał z nimi Quick, na pewno nic się nie stanie. A na dodatek znów zaczęłam słyszeć głosy. Kręciłam się wiec nie spokojnie na łóżku i się rozpłakałam.
 Przez ten hałas przedarło się pukanie do drzwi i Krzysiek zawołał mnie na obiad. Jak to obiad? Przecież jeszcze nie wrócili z Krakowa. A może wrócili. Zbiegłam na dół ale przy stole ich nie było. Zaczęłam jeść ale robiłam to automatycznie.
-Alex, minęło dopiero cztery godziny na pewno wracają. - uspokajał mnie Luke. Ale ja miałam złe przeczucie. Czy naprawdę każdy wypad do Krakowa musi kończyć się zle? Nie wiem ile czasu minęło, Luke próbował rozładować napięcie włączając jakiś film. Profesor chciał mi robić znów jakieś badanie i kulturalnie powiedziałam by spadał. W końcu usłyszeliśmy warkot silników.
-Mówiłem że nie długo wrócą- powiedział Luke
-Nie długo u ciebie trwa 7 godzin?- dopytałam.
Do środka weszło kilku wojskowych którzy prowadzili Drake'a. Znów się uchlał czy pobił z Quickiem? Ale Quicka i Rozi nigdzie nie było.
-Gdzie go posadzić?- spytał jeden z nich chyba Grzesiek.
-Gdzie Quick i Rozi?- spytałam i nie dając mu odpowiedzieć zasypałam go kolejnymi pytaniami- co się stało Drake'owi? Kiedy wrócą no powiedz coś.
Koleś chyba uznał mnie za wariatkę i mnie zlał. Dopiero kiedy przyszedł profesor zaczął coś tłumaczyć ale tyle się dowiedziałam co nic. Poszłam więc do Drake'a którego posadzili na kanapie.
-Drake co się stało gdzie jest Rozi i Quick- ale ten mi nie odpowiedział siedział i gapił się przed siebie.
-Drake powiedz coś- poprosiłam. Ale chyba domyślałam się o co chodzi.
-Ona wie- powiedział tylko i poszedł do pokoju, od razu poszłam za nim.- ja naprawdę ich zabiłem.
-Drake oni się zmienili, to już nie byli twoi rodzice.- próbowałam go jakoś uspokoić.