sobota, 14 października 2017

Od Lexi

Drake chciał wracać do domu. Trochę ponarzekałam ale poszłam. Byłam zmęczona ale Drake się uparł że muszę iść najpierw do profesora. Nie widziałam w tym sensu ale odpuściłam chciałam się położyć, usnąć i już nigdy się nie obudzić. Profesor był najgorszym lekarzem u którego byłam no ale bynajmniej był szczery. Płakałam cały czas a Drake w kółko powtarzał że będzie dobrze,  był doskonałym kłamcą. Jak tylko się położyłam do łóżka przytuliłam się do Drake'a i od razu usnęłam.  W nocy nawiedzały mnie koszmary z samego rana obudził mnie krzyk Rozi i jakiś raban, Drake'a nie było. Jak wyszłam z pokoju wszystko było mniej więcej pod kontrolą. Okazało się że mamy trzy wtyki a Quick'a trzeba znów szyć.
Po wszystkim poszliśmy na śniadanie ,Amanda oczywiście zaczęła  narzekać że jej Kasię obudziliśmy.
-Amanda zamknij się wreszcie łeb mi pęka- poskarżył się Drake z głową opartą na stole.
-trzeba było nie pić -wytknęłam mu, ten odburknął coś w odpowiedzi ale nie dosłyszałam co i złapał mnie za rękę. Spojrzałam na Luke'a który cicho rozmawiał z Julką, chciałam na niego nawrzeszczeć że wypaplał to z czego się mu zwierzyłam ale wczoraj go nie spotkałam a dziś mi chyba przeszło. Nikt nie wspomniał o moim zarażeniu, nawet profesor i Amanda która tylko szukała pretekstu do kłótni. Wciąż byłam z Drake'em. Było normalnie. I to był drugi powód dlaczego nie chciałam aby ktoś się dowiedział, chciałam dożyć w normalności, bałam się że wszyscy w kółko będą mi o tym przypominać jakby nie wystarczył mi ślad po ugryzieniu i czarna trucizna która roznosiła mi się po żyłach.
Swoją drogą ręka znów zaczęła mnie palić, boleśnie przypominając mi o tym wszystkim. Starłam się zachowywać normalnie, zjadłam śniadanie, starałam się jakoś uczestniczyć w rozmowie ale nie mogłam skupić myśli.
Po śniadaniu Quick, Rozi i Drake pojechali do Krakowa. Nie chciałam by Drake mnie zostawiał ale przecież nie mogę kazać mu chodzić za sobą krok w krok. Nie chciałam też żeby on i Rozi tam jechali bo ostatni wypad nie wyszedł najlepiej. Drake musiał tam zabić własnego ojca.... no właśnie. Oni planowali iść do tego instytutu. Dlaczego pozwoliłam im jechać?
Tak wiec szybko się wymiksowałam i zamknęłam w pokoju. Leżałam na łóżku i starałam się nie panikować, przecież pojechał z nimi Quick, na pewno nic się nie stanie. A na dodatek znów zaczęłam słyszeć głosy. Kręciłam się wiec nie spokojnie na łóżku i się rozpłakałam.
 Przez ten hałas przedarło się pukanie do drzwi i Krzysiek zawołał mnie na obiad. Jak to obiad? Przecież jeszcze nie wrócili z Krakowa. A może wrócili. Zbiegłam na dół ale przy stole ich nie było. Zaczęłam jeść ale robiłam to automatycznie.
-Alex, minęło dopiero cztery godziny na pewno wracają. - uspokajał mnie Luke. Ale ja miałam złe przeczucie. Czy naprawdę każdy wypad do Krakowa musi kończyć się zle? Nie wiem ile czasu minęło, Luke próbował rozładować napięcie włączając jakiś film. Profesor chciał mi robić znów jakieś badanie i kulturalnie powiedziałam by spadał. W końcu usłyszeliśmy warkot silników.
-Mówiłem że nie długo wrócą- powiedział Luke
-Nie długo u ciebie trwa 7 godzin?- dopytałam.
Do środka weszło kilku wojskowych którzy prowadzili Drake'a. Znów się uchlał czy pobił z Quickiem? Ale Quicka i Rozi nigdzie nie było.
-Gdzie go posadzić?- spytał jeden z nich chyba Grzesiek.
-Gdzie Quick i Rozi?- spytałam i nie dając mu odpowiedzieć zasypałam go kolejnymi pytaniami- co się stało Drake'owi? Kiedy wrócą no powiedz coś.
Koleś chyba uznał mnie za wariatkę i mnie zlał. Dopiero kiedy przyszedł profesor zaczął coś tłumaczyć ale tyle się dowiedziałam co nic. Poszłam więc do Drake'a którego posadzili na kanapie.
-Drake co się stało gdzie jest Rozi i Quick- ale ten mi nie odpowiedział siedział i gapił się przed siebie.
-Drake powiedz coś- poprosiłam. Ale chyba domyślałam się o co chodzi.
-Ona wie- powiedział tylko i poszedł do pokoju, od razu poszłam za nim.- ja naprawdę ich zabiłem.
-Drake oni się zmienili, to już nie byli twoi rodzice.- próbowałam go jakoś uspokoić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz