Drake tak mnie wyprowadził z równowagi że postanowiłem się ewakuować. On zawsze miał dziwny sposób bycia, ale teraz to po prostu przeszedł samego siebie. Co ja jestem żeby mnie o całe zło tego świata obwiniano eh wsiadłem w motorówkę mówiąc, że po papiery muszę popłynąć. Plan był prosty Mariusz miał wylecieć za mną i przywalić w motorówkę by palić się zaczęła i tak miałem pozbyć się Czarnego konia. Gdy ostatni raz patrzyłem na samolot jeszcze rozkręcał śmigła i wtedy coś pierdyknęło i wywaliło mnie z motorówki. Walnęło mnie coś w głowę i musiałem stracić przytomność, nie wiem jak długo leżałem na kawałku czegoś no raczej jakby wisiałem miałem wiele szczęścia ,bo naprawdę mogłem zginąć. Helikoptery krążyły nad tym co zostało z motorówki, eh rety spojrzałem na statek, spory kawałek mnie wyjebało z godzinę mi zajmie dopłynięcie tam. Spojrzałem w górę. Mariusz ganiał pismaków pózniej musiał mnie wypatrzyć jak płynąłem w stronę jachtu. Podleciał i Grzesiek pomógł mi się wgramolić do lota.
-Szefie w porządku?
-Tak Mariusz tylko nie rozumiem, bo nim to wyjebało w kosmos to ty jeszcze kręciłeś śmigła na obrotach.
-Trzeba poczekać na pały niech to sporawdzają.
-Masz rację - powiedziałem - ale skoro udało mi się zginąć dobrze niech spekulują a ja ich wszystkich jeszcze zaskoczę.
-To do kąd szefie lecimy?
-Na statek - powiedziałem - ale najpierw zabawimy się z tą prasą tak ich pogonię że się posrają tylko ciuchy zmienię ,
Po chwili Mściciel wkroczył go akcji.
Pogoniłem tych co latali nad jachtem, strzelałem obok krótkimi seriami ,co wystraszyło reporterów i się oddalili ,zostały tylko dwa loty na jachcie.
-Nie posadzę tam lota stoją już dwa.
-Tylko kto wydał rozkaz, że mogą się parkować i co tu robią moi znajomi. Dawaj spluwę i podleć ja zaraz zrobię ci miejscówkę. Witam szanowne towarzycho - powiedziałem stojąc jak zawsze w otwartych drzwiach lota - Czy ktoś z załogi zezwolił państwu na między lądowanie na tym jachcie?
-Teraz nikt już tu nie rządzi więc możemy robić co uważamy za stosowne właściciel...
-Czarny koń prawdopodobnie zginął w tym wypadku i tu wasza rola, dojść do prawdy kto to zrobił. No tym czasem jacht? Ja przejmuję kontrole nad nim i won, bo was porozwalam hieny żerujące na cudzym nieszczęściu.
Pózniej zeskoczyłem z samolotu na jacht.
-Mściciel - poszły szepty.
-Wypad z tego jachtu to prywatny jacht macie pozwolenie? - Złapałem pierwszego lepszego gościa za fraki
-Nie już odlatuję - za bał się.
-Kto z was uszkodził tą motorówkę? Ktoś cały czas kamerował to co na jachcie się dzieje. Mściciel sam wymierza sprawiedliwość i znajdzie wszędzie winnego tej sytuacji teraz won bo was zmuszę. Kapitanie kotwica, kurs pan znasz ruchy to łajbo nie mam całego dnia.
Po kilku minutach Mariusz mógł posadzić lota.
-Co ty kurwa odpierdalasz - wrzeszczał Drake.
-Nic kurwa miałem ciebie dość i postanowiłem się zmyć.
-Świetne posunięcie i wyjebać się w powietrze?
-O właśnie Mariusz daj mu jakieś tabsy na chorobę morską. Gdzie jest Roz?
-Pewnie śpi, wychlała całą butle wódy przez ciebie.
-Ktoś musiał jej to podać kretynie.
Zaczęła się niezła akcja i to porządna. Drake'owi puściły nerwy.
-No choć kurwa co w bani się kręci? - podjudzałem go.
-Pierdolec, sadysta po chuj moja siostra się z tobą żeniła teraz same problemy ma.
-Bo się zakochała? Trzeba było nie wpierdalać jej do wyra każdemu po kolei, teraz masz co chciałeś,
Prowadziliśmy dialog miedzy jednym a drugim ciosem.
-No bo ja miałem myślisz wpływ na to że ta siksa się zakocha.
Ta przepychanka słowna by trwała chyba na dal, gdy by ktoś nie wpadł na pomysł i nie przyprowadził Roz. Gdy mnie zobaczyła mało co się nie przewróciła.
-Już kochanie jestem ktoś próbował mnie zabić, i to musieli coś zrobić w tej motorówce, wtedy gdy dobiliśmy do brzegu...
Roz jednak tylko wtulała się we mnie i sprawdzała czy to na pewno ja i czy nic mi nie jest.
-Szefie ja nie chcę nic mówić, ale sztorm idzie i to duży.
-Masz taką wiedzę ile będzie trwał?
-Tego nikt nie przewidzi może godzinę a może i noc całą, no w każdym razie powinniśmy odpłynąć jesteśmy za blisko lądu i nas zniesie to jaka szefie decyzja wracamy czy na żywioł?
-A ona da sobie radę? - dopytałem
-Rozali to mocny jacht byle co go nie uszkodzi może woda pokład podleje i pobuja, ale nie płynął bym gdy bym wiedział, że nie da rady.
-Cała na przód kapitanie - powiedziałem bez wahania - A ty Drake bierz te tabsy bo się zarzygasz na śmierć.
-Po co nas tu ściągnąłeś i jak możesz się bawić, gdy Al tam jest.
-A no mam planik i powiem ci że Iwanow pokazuje się z twoją dziewczyną ,ostatnio był widziany w szpitalu gdzie Damon leżał, media spekulują kim Al jest. Chodz pokażę ci ten kawałek.
-Czemu ja ci kurwa nie wierzę i w zasadzie to jak ty zdobywasz takie informacje
-No powiem więcej nawet spekulują że Al w ciąży jest eh sam zresztą zobaczysz.
-A ja też chcę - powiedziała Roz dobierając się do mnie.
-Też popatrzysz przecież cię tu nie zostawię
Ludzie chcieli wracać na stały ląd raczej się bali sztormu.
-Mariusz dasz radę zabrać gości i wrócić bezpiecznie?
-Jasne szefie nie w takich warunkach się latało.
-To leć i wracaj jak najszybciej.
Wszyscy zobaczyli nagranie które puściłem i zgodnie stwierdzili że to Al.
-No plan mam taki ....Umówiony jestem na kilka bankietów i gdzieś musi pokazać się Sasza, bo to nie możliwe, dwa bankiety będą charytatywne na jeden do Anglii jestem zaproszony, znam listę gości więc on też ją zna. Spróbuje się z nim dogadać, lub pogadać no cokolwiek a jak nie to porwiemy ja
-A jak plan nie wypali? - dopytał napity Luke,
-To poczekamy i zrobimy Ruskom takie tango że im się odechce.
-No widzisz Drake - powiedział Luke - on nas nigdy by nie wystawił kochał moją siostrę, kochał ją jeden dzień kurwa - darł się Luke - ale kochał on jest gość, ona jest jego przyjaciółka a przyjaciół się nie zostawia ,czy tam nie zjada - ryczał.
-Luke już uspokój się - prosiła go Jula.
-Jula zostaw niech się wypłacze rozumiem go to mu pomoże.
-Ale on się zapije na śmierć, ja już nie daje rady, boję się o niego.
-Musi odreagować da radę ma się czego trzymać, mamy jakiś plan musimy tylko przysiąść i go perfekcyjnie do planować.
-Znaczy? - dopytał Drake.
-Muszę ubić z nim jakiś interes więc myślę, że na jacht go zaproszę może będzie łatwiej.
-No nie głupio myślisz stary - stwierdził Drake.
-A co ty myślałeś że ja siedzę tylko na zadku? Gówno, też mnie to boli.
-Mogła bym coś dostać do jedzenia? - Dopytała Maja.
-Oj skarbie widzisz wszyscy zapomnieliśmy o tobie może pójdziesz z Jula to coś przygotujecie co?
-Fajnie a mogę i deser?
-I deser i co chcesz to wez jak Jula ci pozwoli, tam w kuchni rządzi szef kuchni to pomoże jak coś.
-Dzięki, piękny macie ten jacht mówię, bo nikt o tym nie powiedział
-To przez zamieszanie - stwierdziłem - To co rozpijemy coś na zgodę Drake?
-Możemy ale pod jednym warunkiem.
-No dawaj.
-Nadal jesteś szwagier i robotę robimy razem eh brakowało mi ciebie stary.
-No i mi też - uśmiechnąłem się.
niedziela, 26 listopada 2017
Od Rozi
Cieszyłam się że Quick ich tu ściągnął. Chociaż Drake był bardziej nieznośny niż zwykle. No i zaczął czepiać się Quicka. On naprawdę robił wszystko żeby ktoś mu przywalił w pysk. Rozumiałam go chciał odzyskać Al, ale lanie się z każdym po kolejny w tym mu nie pomoże.
- Słoneczko muszę płynąć do portu zapomniałem ważnych dokumentów - oznajmił Quick
- Są aż tak ważne? - dopytałam
- Nawet nie wiesz jak ważne - powiedział i mnie pocałował
- Skoro musisz to płyń
Pocałował mnie w czoło i poszedł do motorówki. Zastanawiałam się dlaczego nie zabrał się z Mariuszem który musiał po coś tam lecieć. Drake był wkurzony, Jula też była jakaś smutna.
- Drake - zaczęłam podchodząc do niego
- Nie mam ochoty z tobą gadać - fuknął wychylając się za burtę. Dopiero teraz zorientowałam się że puszcza pawie - Gdzie twój przeklęty mąż zabije go
- Popłynął do portu po papiery. - wyjaśniłam - Drake to nie jest tak że mamy w dupie Al. Po prostu musimy mieć plan żeby ją odbić. Wiem że nic jej nie jest. Ona jest mu potrzebna więc trzyma ją blisko siebie. Nie zrobi jej krzywdy
- Miałem plan - powiedział
- Naprawdę? - dopytałam
- Nie ale nie mogę bez czynnie siedzieć - powiedział - pozwoliłem jej pojechać. Quick nie powinien pozwolić na tą wymianę. Udało by nam się ciebie odbić. Al nie musiała tam jechać
- Drake odbijemy ją - zapewniłam
Ten tylko pokiwał głową i znów puścił pawia
- Mam dość helikopterów i statków - fuknął opierając się o barierkę
- Nie chciałam jej wydać i głupio mi z tym - wypaliłam - nazwałam Alfredy Alfredami i on zapytał o co mi chodzi i dlaczego tak ich nazwaliśmy. Wtedy odruchowo wygadałam się że jeden z Alfredów ma tak na imię i że powiedział. Jak zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam już więcej się nie odezwałam ale mu to wystarczyło.
- Luke tankuje - powiedział zmieniając temat - Chyba nasza idealna parka ma kryzys
Spojrzałam w kierunku w którym patrzył Drake. Jula kłóciła się z Luke'em. Usłyszeliśmy okropny huk wybuchu i coś stanęło w ogniu. A wielka fala uderzyła w jacht. Strasznie zabujało statkiem i trochę nas zmoczyło od razu podbiegłam do Damona który bawił się na pokładzie z miśkiem. Rozpłakanego wzięłam na ręce. Drake znów puścił pawia. Część nieprzygotowanych ludzi zbierała się z podłogi.
- Co to było? - dopytała Jula
Jeszcze raz spojrzałam w tamtym kierunku. Nogi się pode mną ugięły. Z tej odległości nie miałam pojęcia co wybuchło ale właśnie z tamtej strony wypłynęliśmy i właśnie tam udał się Quick. Nie wiem jakim cudem znalazłam się na jednym z foteli. Prawdo podobnie podprowadził mnie tam jeden z kelnerów. Najprawdopodobniej ten który podawał mi szklankę wody. Drake chyba również musiał to zrozumieć...
- Roz nie mamy pewności - powiedział próbując mnie uspokoić ale nie był zbyt przekonujący.
- Widziałeś tam kogoś jeszcze? - spytałam łamiącym się głosem
Boże to wybuchła motorówka Quicka. Tylko jakim cudem. Motorówki od tak nie wybuchają. Po co on płynął po te zasrane papiery. Wpadłam w jakąś histerię nie rejestrowałam do końca co się dzieje dookoła. I nie wiem skąd na pokładzie wzięło się tyle ludzi. Na pokładzie byli znajomi Quicka ale skąd, przecież oni wrócili... Nie ważne.
- I co? - dopytał ktoś
Dopiero teraz zorientowałam się że Drake wykołował skądś jakąś lornetkę.
- Motorówka - stwierdził cicho Drake oddając lornetkę Pawłowi.
Usiadł obok mnie.
- Roz nie płacz - poprosił, nawet nie wiedziałam że płakałam
- To jego motorówka prawda? - dopytałam
- Roz uspokój się - powiedział Drake - straszysz Damona. O cholera! - warknął Drake - choć - powiedział i pociągnął mnie za sobą. Mi i tak było wszystko jedno.
- Czy to prawda że tą motorówką która wybuchła płynął pani mąż John Yohate? - spytała mnie jakaś baba
- Niech się pani odpieprzy - warknął Drake - nie dotarły jeszcze służby ratunkowe a wy już ludzi dręczycie
- To idzie na żywo - oznajmiła kobieta
- A ja mam to gdzieś. Moja siostra nie będzie udzielać żadnych wywiadów
Minął dziennikarkę, powiedział coś do kelnera i poprowadził mnie do jakiegoś z pokoi.
- Quick nie żyje - powiedziałam
Drake nic nie powiedział tylko mnie przytulił. A ja siedziałam płacząc mu w koszulkę. Chwilę pózniej ktoś zapukał do drzwi. Drake podszedł i otworzył. Pogadał z kimś i wrócił z flaszką i kieliszkiem.
- Masz pij - polecił
Zrobiłam jak mówił. Jak wypiłam na nowo napełniał kieliszek. Szybko się wstawiłam. Nie miałam pojęcia jak dam sobie radę bez niego.
- Pójdę wypieprze te plociuchy - powiedział
Nie chciałam być sama
- Drake nie idz - poprosiłam
- Ok - powiedział siadając na łóżko
Damon bawił się na podłodze ale jak tylko położyłam się na wyrko on przyszedł do mnie. W końcu alkohol zrobił swoje wypiłam prawie całą butelkę a nie ukrywam że miałam słabą głowę, z muliło mnie i zasnęłam.
Od Lexi
Minęły te dwa dni. Okazało się że lecimy do Bostonu, mieliśmy odwiedzić szpital gdzie leżał Damon a na drugi dzień mieliśmy iść na ten bankiet. No cóż, już na drugi dzień stwierdziłam że ten pomysł wcale nie był dobry. Odechciało mi się iść na jakikolwiek bankiet ale klamka już zapadła no i może dowiem się czegoś ciekawego albo uda mi się uciec.
-Jesteś pewien że zabieranie mnie na ten bankiet to dobry pomysł?- spytałam jak byliśmy już pod tym szpitalem- Nie najlepiej zachowuję się w dużym towarzystwie.
-Tak jestem pewny.
Zdziwiłam się kiedy otoczyli nas dziennikarze, myślałam że przyjechaliśmy do tego szpitala bo Sasza musi załatwić jakieś formalności.
Na szczęście szybko udało mi się wymiksować, i przeszłam w głąb szpitalnych korytarzy a dwa pieski nie odstępowały mnie na krok. Mogłabym spróbować uciec ale wątpię by mi się udało. Może gdybym wykiwała jakoś tą dwójkę. Może w łazience są okna albo... z rozmyślań wyrwał mnie płacz jakiejś dziewczynki. Nawet nie zauważyłam że jestem na oddziale dziecięcym. Płacz do chodził z uchylonych drzwi. Cicho zapukałam i weszłam do środka. Sala była mała i było w niej tylko jedno łóżko na którym leżała skulona dziewczynka. Wyglądała na jakieś dziesięć lat, była mniej więcej w wieku Mel. Usiadłam na skraju łóżka jeżeli zauważyła moją obecność nie dała tego po sobie poznać.
-Co się stało?- zapytałam po angielsku, dziewczynka wciąż płakała. Czy nie powinno przy niej kogoś być. Matki lub ojca? Może są tylko poszli po coś do jedzenia albo do lekarza. Rozejrzałam się po sali. Ale wyglądało na to że dziewczynka jest jednak sama. Na małej szafeczce stało zdjęcie na której była uśmiechnięta dziewczynka ze swoimi rodzicami. O bok szafki stała oparta gitara po którą sięgnęłam. Chwilę się zastanawiałam i zaczęłam grać ulubioną piosenkę Mel którą w kółko musiałam jej śpiewać. Jak tylko obejrzała Trolle musiałam się nauczyć piosenki "twój kolor" bo mi już żyć nie dawało, była bardzo do mnie podobna.
Jak tylko zaczęłam grać dziewczynka przestała płakać, w połowie piosenki usiadła na łóżku. Śpiewałam do końca i przez ten czas mogłam się przyjrzeć dziewczynce tak aby tego nie zauważyła. Była cała poparzona. I obawiałam się że jej tak już zostanie, na połowie głowy nie miała włosów, całą lewą stronę twarzy miała czerwoną w pęcherzykach.
-Co ci się stało?- spytałam po angielsku, jak skończyłam piosenkę.
-nie znam angielskiego.- przyznała dziewczynka. Zdziwiłam się że dziewczynka jest polką.
-To dobrze bo ja też nie znam go za bardzo- chciałam ją jakoś pocieszyć. - Jestem Lexi
-A ja Marysia- przedstawiła się.
-Umiesz grać?- dopytałam. Marysia pokręciła głową.
-Ale chciałabym, moja mama grała.
Użyła czasu przeszłego, czy to był powód jej płaczu. Może jej mama spłonęła.
-Zagrasz mi coś jeszcze?- spytała Marysia
-A co byś chciała?
Na szczęście znałam wiele piosenek z bajek i filmów Disneya. Nie wiem ile czasu minęło ale powoli za oknem się ściemniało. Marysia już nie płakała. Nagle rozległo się ciche pukanie, a do środka wszedł Sasza.
-Musimy już wracać- oznajmił. Pożegnałam się z dziewczynką i wyszłam. -Nie wiedziałem że umiesz grać.
-Wiesz co jej się stało?- spytałam zmieniając temat.
-Kilka miesięcy temu znalezliśmy ją i jej matkę na granicy Polsko- Rosyjskiej. Uciekali przed stadem jej ojciec podpalił część z nich niestety spłonął a dziewczynka się poparzyła.
-A co z matką, kto płaci za szpital?- dopytywałam.
-Matka zmarła kilka dni temu, miała raka.- wyjaśnił- a za szpital płacę ja, w końcu jestem sponsorem.
-I wywalasz chore dzieci- mruknęłam cicho. Resztę drogi się już nie odzywałam. Dojechaliśmy pod hotel, poszłam do swojego pokoju gdzie pod drzwiami warowały dwa pieski. Włączyłam telewizor ale nawet na niego nie patrzyłam. Pod drzwiami było dwóch kolesi. Dwóch. Za drzwiami. Był środek nocy. W oknach nie było krat, co prawda było to drugie piętro ale w końcu lubiłam wspinaczki. Jeszcze chwilę się zastanawiałam. Rozejrzałam się po pokoju ale nie było tu niczego przydatnego. Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie. Było wysoko i gdybym spadała pewnie bym się zabiła albo połamała i do końca życia byłabym kaleką. Ale mogłoby mi się udać i zdołałabym uciec.
Zaryzykowałam i opuściłam się na parapecie na szczęście budynek był z cegły a więc szybko znalazłam oparcie. Chwyciłam uchwytu do anteny i opuściłam się niżej. Nogą natrafiłam na parapet. Ok, byłam na pierwszym piętrze. A więc jak spadnę przeżyję i się połamię. Po cichu udało mi się zejść na parapet na parterze z którego zeskoczyłam. A więc żyję.
Od razu zaczęłam biec jak najdalej od tego hotelu. Problem polegał na tym że musiałam przejść przez parking na którym jak się okazało było pięciu kolesi Saszy, jak tylko mnie zauważyli zaczęli mnie gonić. Wybiegłam z terenu hotelu i mało co nie wbiegłam pod koła samochodu. Nie zważając na wrzeszczącego kierowcę który pewnie mnie na obrażał pobiegłam dalej. Szybko skręciłam w pierwszą uliczkę próbując zgubić ogon. Wtedy w głowie zaczęło mi szumieć. I usłyszałam głos Leona którego zbyłam, pewnie gadał coś o tym że braci się nie zjada i Sasza jest dobry, biegłam dalej, przebiegłam przez trawnik i skręciłam w kolejną uliczkę. Kluczyłam miedzy budynkami sama nie wiedziałam gdzie biegnę. Byle jak najdalej. Leon niestety nie chciał się ode mnie odczepić i dołączyło do niego kilku innych. Głowa bolała mnie coraz bardziej i brakło mi tchu. Biegłam już coraz wolniej aż w końcu przeszłam w marsz. Rozejrzałam się w okół, byłam na ruchliwej ulicy dobrze oświetlonej. Może powinnam skręcić gdzieś gdzie nie ma oświetlenia ale w końcu najciemniej jest zawsze pod latarnią. Uważnie patrzyłam na mijanych ludzi ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. I dobrze. Szłam wzdłuż ulicy, próbując uspokoić oddech. Udało mi się. Uciekłam. Teraz muszę już tylko wrócić do domu. Znalazłam stacje i wsiadłam do metra. Nie wiedziałam gdzie jadę i to nie miało już znaczenia. Nawet jak mnie szukają to na pewno w okolicy a nie w innym mieście. Oparłam głowę o szybę i odetchnęłam z ulgą. Uciekłam. Musiałam jeszcze tylko wrócić do polski co pewnie nie będzie łatwe, nie mam kasy, dokumentów. Rozejrzałam się w okół i podeszłam do chłopaka który siedział w skupieniu stukając w telefonie. Spytałam czy mi go pożyczy, chłopak od razu się zgodził, albo był taki pomocny albo byłam w koszmarnym stanie że aż ludzie się nade mną litują. Jakkolwiek by nie było musiałam jakoś się z nimi skontaktować a nawet nie miałam numeru. Zaczęłam więc szukać numeru do tego hotelu, może mają jakiś numer do Quicka albo chociażby się z nim skontaktują. Chłopak nie narzekał że okupuje mu telefon. Zadzwoniłam do tego hotelu, nie znałam angielskiego doskonale ale jakoś się dogadywałyśmy. Problem polegał na tym że babka nie miała żadnego numeru i obiecała ,że przekaże szefowi jak się zjawi ,że dzwoniłam. Próbowałam ją przekonać że to naprawdę ważne ale ta jędza się rozłączyła. Bynajmniej chłopka mi nie zabrał telefonu a więc weszłam na facebook'a. Robiłam to pierwszy raz odkąd zaczęła się ta cała epidemia. Znalazłam Rozi i napisałam do niej jak sprawa wygląda. Że udało mi się uciec, że jestem w Bostonie i nie mam jak wrócić, że potrzebuję pomocy. Zaproponowałam aby zostawiła mi numer to spróbuje się z nimi skontaktować. Podziękowałam chłopakowi i oddałam mu telefon. Wróciłam na swoje miejsce i na następnym przystanku wysiadłam. Zaczynało się rozwidniać. Znów błądziłam między uliczkami. Byłam głodna i zmęczona. Włóczyłam się bez celu już kilka godzin i nie znalazłam sposobu na powrót czy jakieś skontaktowanie się z pozostałymi. Chyba będzie trzeba sobie coś "wziąść". Nagle drogę zagrodził mi ciemny samochód. Jak tylko zobaczyłam kto jest kierowcą zaczęłam biec. Ale byłam za wolna i Sasza dość szybko mnie złapał i zaciągnął z powrotem do samochodu.
-myślałem że mamy to za sobą. Sama chciałaś współpracować- powiedział takim tonem jakby mówił o zmianie zamówienia w restauracji.
-jak mnie znalazłeś?- spytałam. To było nie możliwe, przecież mu uciekłam byłam w innym mieście.
-Mam swoje sposoby, no i przez ciebie przepadł nam bankiet. Ale dobrze że cię znalazłem jeszcze byś się zgubiła. Pewnie jesteś głodna- mówił z troską w głosie co irytowało mnie jeszcze bardziej.
Od Pati
Nie miałam pojęcia co kombinuje Drake i w sumie to mało mnie to obchodziło, ale i tak pojechałam z nimi. W końcu obiecałam Rozi że go popilnuje, no i Alex też by chciała aby ktoś miał na niego oko. Luke'a też powinien ktoś pilnować ale jest w końcu pijany to raczej nic nie wydziwi no i jest Julka z którą się kłóci. Tak, ma zajęcie na jakiś czas.
Drake całą drogę próbował mnie wkurzyć, nie najlepiej mu to szło, ale to co zrobił pózniej. To była lekka przesada, gdyby to zrobił Quick, ok, wcale bym się nie zdziwiła, ale Drake? Mimo wszystko dostał to co chciał i wróciliśmy do domu. Może nie pochwalałam techniki Drake ale bynajmniej czegoś się dowiedzieliśmy, jakoś poszliśmy na przód. Luke cały czas próbował wymyślić jakiś plan ale jako że zawsze był już naprany jak tylko wytrzezwiał sam uznawał że plan jest kiepski.
-Drake?- zagadałam jak byliśmy nie daleko domu.
-No?
-Mogę pomóc- oznajmiłam- w odbiciu Al. - kiedy nic nie powiedział kontynuowałam- wiem że i tak tam pojedziesz ale zastrzelą cię nim ją znajdziesz. Luke....
-O nie- przerwał mi od razu- jeszcze potknie się i postrzeli. Gdyby nie on Al wcale by nie poleciała.
-No tak bo ty byś ją zamknął w bunkrze tylko że byłeś nie przytomny bo cię pobiła- zaczęłam się z niego nabijać. - to jego siostra i też chciałby ją odzyskać, jeśli jeszcze się nie uzależnił pomoże, no i jest jeszcze Quick. Może warto chwilę poczekać, ma ludzi, broń. Przemyśl to, sam jej nie odbijesz.
-Luke jest pijany, Quick ma to w dupie. Minęły już cztery dni, nie będę czekać.
-Ok, a więc jadę z tobą- oznajmiłam.
-Nie- od razu się sprzeciwił.
-Tak, skoro nie chcesz pomocy Luke i Quicka ,ja jadę z tobą. Przydam się, potrafię robić naboje.
-Żartujesz sobie.
-Nie. Przypomnę ci szczeniaku że byłam w wojsku, interesowałam się bronią, chciałam się uczyć na sapera.
Drake przez chwilę się zastanawiał.
-Umiesz zrobić bombę?- spytał kiedy się zatrzymaliśmy pod domem.
-Mogę spróbować- powiedziałam wychodząc. Zdziwiłam się kiedy w domu był Grzesiek i Mariusz. Ten człowiek zawsze mnie irytował.
Wszyscy od razu zasypali ich pytaniami. Sama byłam ciekawa gdzie jest Quick i Rozi.
-Szef kazał was przywieść, przylecieć, ach nie ważne. Wsiadać do helikoptera- rozkazał Mariusz.
Nikomu się to nie podobało ale po chwili zaczęli wsiadać.
-Ty też - zwrócił się do mnie Mariusz.
-Nie na pewno nie, musiałeś coś zle usłyszeć twój szef na pewno nie kazał mi z wami lecieć- stwierdziłam. Quick mnie nienawidził i to od początku. Gówniarz mnie nie znał a już w tedy mnie postrzelił.
-Lecisz. Wsiadaj do helikoptera ale to już. To jest rozkaz.
-Chyba zapomniałeś ale my już nie jesteśmy w wojsku- przypomniałam. Nie miałam zamiaru lecieć, nie mogę zostawić Sonii. Ale Mariusz się uparł.
-ok, polecę ale muszę coś załatwić.
-Co jest na tyle ważne abym musiał na ciebie czekać?- spytał wkurzony.
-Zabierasz wszystkich, tak?
-No tak
-A więc załatwię kogoś kto zajmie się Zombie'm i Puszkiem- wyjaśniłam.
-Może nie zdechną jak zostaną same a jak coś to pies zje kota i jedno przeżyje.
-A co pięć minut cię zbawi- dopytał Drake, wychwyciłam okazję i zostawiłam kłócącego się Drake'a z Mariuszem. Zawołałam Zombiego i złapałam kota. Szybko poszłam do domu kawałek dalej i zapukałam do drzwi. Otworzyła je dziewczyna z granatowymi włosami ściętymi nierówno tak że z jednej strony miała je do podbródka a z drugiej sięgały do ramienia. Ubrana była w czarne podziurawione jeansy i ciemną koszulkę w paski. Pocałowałam ją.
-Wejdziesz?- spytała Sonia.
-Nie, muszę jechać i nie wiem kiedy wrócę zaopiekowałabyś się małym zoo?
Uśmiech od razu zniknął jej z twarzy. Ale wzięła ode mnie kota. Pocałowałam ją raz jeszcze i obiecałam że wrócę nie długo choć nie byłam tego pewna, kto wie co tym razem odwali Quick, I wróciłam do helikoptera przy którym wciąż się kłócili Drake z Mariuszem.
-W porządku?- spytał Drake jak wystartowaliśmy.
-Taa.
Drake całą drogę próbował mnie wkurzyć, nie najlepiej mu to szło, ale to co zrobił pózniej. To była lekka przesada, gdyby to zrobił Quick, ok, wcale bym się nie zdziwiła, ale Drake? Mimo wszystko dostał to co chciał i wróciliśmy do domu. Może nie pochwalałam techniki Drake ale bynajmniej czegoś się dowiedzieliśmy, jakoś poszliśmy na przód. Luke cały czas próbował wymyślić jakiś plan ale jako że zawsze był już naprany jak tylko wytrzezwiał sam uznawał że plan jest kiepski.
-Drake?- zagadałam jak byliśmy nie daleko domu.
-No?
-Mogę pomóc- oznajmiłam- w odbiciu Al. - kiedy nic nie powiedział kontynuowałam- wiem że i tak tam pojedziesz ale zastrzelą cię nim ją znajdziesz. Luke....
-O nie- przerwał mi od razu- jeszcze potknie się i postrzeli. Gdyby nie on Al wcale by nie poleciała.
-No tak bo ty byś ją zamknął w bunkrze tylko że byłeś nie przytomny bo cię pobiła- zaczęłam się z niego nabijać. - to jego siostra i też chciałby ją odzyskać, jeśli jeszcze się nie uzależnił pomoże, no i jest jeszcze Quick. Może warto chwilę poczekać, ma ludzi, broń. Przemyśl to, sam jej nie odbijesz.
-Luke jest pijany, Quick ma to w dupie. Minęły już cztery dni, nie będę czekać.
-Ok, a więc jadę z tobą- oznajmiłam.
-Nie- od razu się sprzeciwił.
-Tak, skoro nie chcesz pomocy Luke i Quicka ,ja jadę z tobą. Przydam się, potrafię robić naboje.
-Żartujesz sobie.
-Nie. Przypomnę ci szczeniaku że byłam w wojsku, interesowałam się bronią, chciałam się uczyć na sapera.
Drake przez chwilę się zastanawiał.
-Umiesz zrobić bombę?- spytał kiedy się zatrzymaliśmy pod domem.
-Mogę spróbować- powiedziałam wychodząc. Zdziwiłam się kiedy w domu był Grzesiek i Mariusz. Ten człowiek zawsze mnie irytował.
Wszyscy od razu zasypali ich pytaniami. Sama byłam ciekawa gdzie jest Quick i Rozi.
-Szef kazał was przywieść, przylecieć, ach nie ważne. Wsiadać do helikoptera- rozkazał Mariusz.
Nikomu się to nie podobało ale po chwili zaczęli wsiadać.
-Ty też - zwrócił się do mnie Mariusz.
-Nie na pewno nie, musiałeś coś zle usłyszeć twój szef na pewno nie kazał mi z wami lecieć- stwierdziłam. Quick mnie nienawidził i to od początku. Gówniarz mnie nie znał a już w tedy mnie postrzelił.
-Lecisz. Wsiadaj do helikoptera ale to już. To jest rozkaz.
-Chyba zapomniałeś ale my już nie jesteśmy w wojsku- przypomniałam. Nie miałam zamiaru lecieć, nie mogę zostawić Sonii. Ale Mariusz się uparł.
-ok, polecę ale muszę coś załatwić.
-Co jest na tyle ważne abym musiał na ciebie czekać?- spytał wkurzony.
-Zabierasz wszystkich, tak?
-No tak
-A więc załatwię kogoś kto zajmie się Zombie'm i Puszkiem- wyjaśniłam.
-Może nie zdechną jak zostaną same a jak coś to pies zje kota i jedno przeżyje.
-A co pięć minut cię zbawi- dopytał Drake, wychwyciłam okazję i zostawiłam kłócącego się Drake'a z Mariuszem. Zawołałam Zombiego i złapałam kota. Szybko poszłam do domu kawałek dalej i zapukałam do drzwi. Otworzyła je dziewczyna z granatowymi włosami ściętymi nierówno tak że z jednej strony miała je do podbródka a z drugiej sięgały do ramienia. Ubrana była w czarne podziurawione jeansy i ciemną koszulkę w paski. Pocałowałam ją.
-Wejdziesz?- spytała Sonia.
-Nie, muszę jechać i nie wiem kiedy wrócę zaopiekowałabyś się małym zoo?
Uśmiech od razu zniknął jej z twarzy. Ale wzięła ode mnie kota. Pocałowałam ją raz jeszcze i obiecałam że wrócę nie długo choć nie byłam tego pewna, kto wie co tym razem odwali Quick, I wróciłam do helikoptera przy którym wciąż się kłócili Drake z Mariuszem.
-W porządku?- spytał Drake jak wystartowaliśmy.
-Taa.
Od Quicka
To wszystko obwinianie mnie o całe zło tego świata było już za wiele. Drake, Luke ja świetnie ich rozumiem. Chciałem podpisać papiery ale Roz nie bardzo tak więc postanowiłem z tym skończyć. Powiedziałem że płynę do portu bo zapomniałem dokumentów. Mariusz powiedział Roz że kazałem mu lecieć po zamówienie. Pózniej Mariusz pizdnął w motorówkę. Nie mogłem tak żyć. Nie pasowałem do tej rodziny a ona lepiej będzie jej bez ja. Świat odpocznie, odetchnie z ulgą od Mściciel, Czarny koń i John zginą. I tak się stało. W momencie gdy usłyszałem huk i ciemność.
Od Rozi
Quick zamierzał wypłynąć w jakiś rejs. Trochę to mi się nie podobało. Liczyłam na to że wrócimy niebawem do domu. Martwiłam się że Drake zrobi coś głupiego. I głupio mi było. Bo ja dobrze się bawię a oni w domu się zamartwiają, a Al siedzi więziona przez Sasze. Z mojej winy. Nie mogłam sobie tego wybaczyć i reszta jak się dowie też będzie miała mi to za złe. A Al na pewno mnie nienawidzi. No i denerwowała mnie ta księżniczka. Była ładniejsza od tej poprzedniej. Nie rozumiem dlaczego ktoś wciska mu te wszystkie baby. Przeklęty Tomek byłam pewna na 90% że to jego sprawka. Quick uspokoił mnie choć trochę bo powiedział że zamierza tu ściągnąć pozostałych. To był dobry pomysł. Nie lubiłam jak się rozdzielamy a na morzu ciężko będzie im wpakować się w kłopoty. Pózniej pojechaliśmy z powrotem na jacht gdzie Quick miał załatwiać jakieś interesy. Zdecydowanie miałam już dość licznego towarzystwa. Więc zajęłam się Damonem. Na szczęście goście dość szybko się zmyli. Więc zostało nam tylko czekać na Mariusza i Grześka którzy mieli przywieść pozostałych.
- Właściwie to gdzie płyniemy? - spytałam
- Zobaczysz - powiedział - jak to mówią liczy się podróż nie cel
- Czyli płyniemy przed siebie bez celu? - dopytałam
- Nie, no jest cel - zapewnił - ale to niespodzianka
- Chyba boję się twoich niespodzianek - powiedziałam i go pocałowałam
Minęło kilka godzin i podleciał helikopter. Nie wiedziałam że Quick kazał przywieść wszystkich nawet swoją siostrę.
- Ktoś mi powie co się tu dzieje - warknął Drake - Myślałam że będzie pijany ale ten był trzezwy. Za to Luke ledwo kontaktował - po co nas tu z ciągnąłeś? Jeżeli ty masz wszystko w dupie twoja sprawa. Ale nie decyduj za resztę. Co chciałeś się pochwalić swoją zabawką? Już ją widzieliśmy w telewizji. Zamiast robić sobie imprezki na jachcie może powinieneś pomyśleć o Al. Swoją drogą zastanawiam się czy my również mieliśmy zaproszenie na twoją imprezkę jako twoi przyjaciele bo jeżeli mieliśmy to musiało zaginąć gdzieś w akcji bo my nie dostaliśmy. Trzy dni czekałem na ciebie zamiast jechać od razu do ruskich, żebyśmy razem odbili Al ale ty miałeś ważniejsze sprawy na głowie. A teraz odstaw mnie na ląd. A ty poważnie wydałaś Al Saszy? - dopytał mnie Drake
Musiał przesłuchiwać Filipa.
- Tak - przytaknęłam - to przez przypadek
- Przez przypadek - warknął - przez przypadek to można...
- Myślałam że wszyscy nie żyjecie. Nie miałam powodów by tego nie mówić. Z reszto tak jak mówię powiedziałam to przez przypadek. - fuknęłam - on sam dośpiewał sobie resztę z pomocą Filipa.
- Właściwie to gdzie płyniemy? - spytałam
- Zobaczysz - powiedział - jak to mówią liczy się podróż nie cel
- Czyli płyniemy przed siebie bez celu? - dopytałam
- Nie, no jest cel - zapewnił - ale to niespodzianka
- Chyba boję się twoich niespodzianek - powiedziałam i go pocałowałam
Minęło kilka godzin i podleciał helikopter. Nie wiedziałam że Quick kazał przywieść wszystkich nawet swoją siostrę.
- Ktoś mi powie co się tu dzieje - warknął Drake - Myślałam że będzie pijany ale ten był trzezwy. Za to Luke ledwo kontaktował - po co nas tu z ciągnąłeś? Jeżeli ty masz wszystko w dupie twoja sprawa. Ale nie decyduj za resztę. Co chciałeś się pochwalić swoją zabawką? Już ją widzieliśmy w telewizji. Zamiast robić sobie imprezki na jachcie może powinieneś pomyśleć o Al. Swoją drogą zastanawiam się czy my również mieliśmy zaproszenie na twoją imprezkę jako twoi przyjaciele bo jeżeli mieliśmy to musiało zaginąć gdzieś w akcji bo my nie dostaliśmy. Trzy dni czekałem na ciebie zamiast jechać od razu do ruskich, żebyśmy razem odbili Al ale ty miałeś ważniejsze sprawy na głowie. A teraz odstaw mnie na ląd. A ty poważnie wydałaś Al Saszy? - dopytał mnie Drake
Musiał przesłuchiwać Filipa.
- Tak - przytaknęłam - to przez przypadek
- Przez przypadek - warknął - przez przypadek to można...
- Myślałam że wszyscy nie żyjecie. Nie miałam powodów by tego nie mówić. Z reszto tak jak mówię powiedziałam to przez przypadek. - fuknęłam - on sam dośpiewał sobie resztę z pomocą Filipa.
Od Drake'a
Miałem nadzieje że razem coś wymyślimy. Musiałem przestać się wściekać na Quicka to że nic nie powiedział że moja siostra żyje i że wywiózł do Rosji Al. Musiałem to zrobić dla Al. On ma ludzi, ma broń razem byśmy dali radę ją odbić. Ale on ma wszystko w dupie i gdzieś spieprzył. Dowiedziałem się parę godzin pózniej od Pati. Podobno gadała z Roz która pojechała razem z Quickiem. Myślałem że wrócą. Ale dzień minął a po nich ani śladu. Najwidoczniej nie mogę polegać na ludziach których uważałem za przyjaciół. Luke z jednego zrzutu wchodził w drugi. I chyba nie bardzo układało mu się z Julą. Nigdy przedtem nie słyszałem żeby się kłócili a teraz robili to w kółko i chyba już nie zważali na publiczność. Nosiło mnie musiałem coś zrobić. I musiałem być trzezwy chociaż najchętniej przyłączył bym się do Luke. Martwiłem się o Al. Nie wiedziałem na jakich warunkach tam siedzi. Zabije tą ruską kozę. Przysiągłem to sobie. Ale muszę myśleć racjonalnie. Minęło około 4 dni od wymiany. A ja nadal nic nie wymyśliłem, nadal Quick'a nie było. Wkurzało mnie co raz bardziej. Włączyłem telewizor. Co było złym posunięciem. Bo wściekłem się jeszcze bardziej. W telewizji pokazywali imprezę na luksusowym jachcie zakupionym przez Johna Yohate. No proszę. Jak nasz szefuńcio się zabawia. I to się nazywa przyjaciel. Bawi się w najlepsze kiedy ja dostaje tu jakiejś głupawki. Czekałem na niego a tak już był bym w Rosji. Walnąłem pilotem w telewizor. I poszedłem to swojego "przyjaciela". Filip siedział przykuty w celi. Miałem wszystkiego serdecznie dość. Musze jechać do Rosji. Jak nie mogę na nikogo liczyć zrobię to sam. Ale najpierw muszę przesłuchać Filipa i nawet miałem pomysł żeby zaczął śpiewać. A i ja się trochę rozerwę. Otworzyłem drzwi celi.
- Siemka przyjacielu - powiedział Filip
- Niedługo nie będzie ci do śmiechu przyjacielu - fuknąłem
Podszedłem i go odkułem
- Wybierzemy się na małą przejażdżkę - oznajmiłem i pociągnąłem go za sobą. - i morda w kubeł
- Wypuścisz mnie? - dopytał gdy skierowaliśmy się do wyjścia
- Może, to wszystko będzie zależeć od ciebie - powiedziałem oschle
Prędzej cię zabije niż wypuszczę. I właśnie z takim założeniem otworzyłem drzwi.
- Gdzie ty idziesz? - spytała Pati
Ludzie ta laska mnie prześladuje. W samotności nic nie mogę zrobić bo ona jest jak mój cień. Jeszcze niedługo a nawet do łazienki będzie ze mną szła. I wtedy znów przypomniała mi się Al. Która chodziła za mną krok w krok żebym nie wystawił jej wtedy jak jechaliśmy do Krakowa po notatki ojca. To było jak porwali Quicka a Al w końcu przestała się w nim podkochiwać.
- Jedziemy na przejażdżkę - powiedziałem wskazując na Filipa
- On ma żyć - przypomniała Pati
- Przestać chrzanić jak Quick - fuknąłem - nie zamierzam go zabić
- Nie puszczę cię samego - oznajmiła Pati
Ludzie...
- Poważnie? - dopytałem - Luke kłóci się z Julą to może być twoja wielka szansa
- Ktoś musi cię pilnować - fuknęła Pati
Zdecydowanie wolała zostać z domu więc nie mam pojęcia czemu uparła się by jechać ze mną. Wsiedliśmy do samochodu. Przykułem Filipa do uchwytu. Próbował coś tam gadać ale kompletnie go zbyłem. Włączyłem na ful radio i ustawiłem lusterko by cały czas mieć go na oku. Pati usiadła z przodu. Wydawać by się mogło że jedziemy bez celu przed siebie ale ja wiedziałem gdzie jadę. To nie było przypadkowe.
- Czemu nie zostałaś w domu? - spytałem
- Łatwiej było by gdybyś chlał - powiedziała Pati
- Mam robotę więc nie chleje - odparłem
- Roz prosiła bym na ciebie uważała - wyjaśniła
- Jak to miło ze strony mojej siostry. Szkoda że zamiast wrócić do domu zabawiają się na jachcie. Powinnaś zostać w domu.
- Przestań - fuknęła
Chciałem ją wkurzyć na tyle by wysiadła ale ona nie dała się sprowokować. Szczerze nie znałem jej za bardzo. Zatrzymaliśmy się przed domem moich dziadków.
- Pilnuj go - poleciłem jej - rozejrzę się czy teren czysty
Pati kiwnęła głową i wyciągnęła broń. Obszedłem teren dookoła i wszedłem do budynku. Nikogo nie było. Tylko rozkładające się trupy tamtej bandy. Wróciłem do samochodu. I wyciągnąłem Filipa.
- Gdzie jesteśmy? - dopytała się Pati - i po co tu jesteśmy?
- Przyjechaliśmy na przesłuchanie - wyjaśniłem
- A nie mogliśmy przesłuchać go w domu? - spytała
- Mogłaś zostać w domu - odparłem - jak pojechałaś ze mną to mi nie przeszkadzaj.
Filip nadal był w dobrym humorze. Zawiązałem mu oczy czarną szmatą. Wcześniej sprawdziłem by na pewno nic nie widział. Bo popsuł by całą zabawę. I zaciągnąłem go do pokoju na strychu klucząc po domu. Pati cały czas szła za mną. Gdy byliśmy na miejscu zdjąłem mu szmatę.
- Siadaj - nakazałem i zdjąłem mu bransoletkę z ręki.
- Jesteśmy przyjaciółmi, wypuścisz mnie? - dopytał
- Jasne - odparłem - jesteśmy strategami, lubimy grać więc zagrajmy
- Posrało cię - warknęła Pati
- Siadaj - poleciłem podstawiając jej krzesełko - i nie psuj zabawy. Dobra Filip zagramy w moją grę i na moich zasadach
- To nie gramy w pokera? - dopytał
- Poker jest zbyt nudny i za bardzo oczywisty. Tu jest start - wskazałem na ten pokój - tu masz kluczyki - podałem mu kluczyki do samochodu. Nie wiem kto bardziej był zdziwiony Filip czy Pati.
- Zwariowałeś - wrzasnęła - Quick mówił...
- Szef mówił - powtórzyłem - że mogę go przesłuchać, tylko nie zabić i to właśnie robię. Dobra wracając masz kluczyki. Twoim zadaniem jest dostać się do samochodu i uciec.
Oboje patrzyli na mnie jak na kosmitę
- To było by zbyt proste - powiedział Filip
- Masz rację - przytaknąłem - teraz zasady. Musisz się wydostać z domu a nie wiesz gdzie są drzwi. A moim zadaniem jest nie dać ci uciec. Więc ty będziesz uciekał a ja będę cię ganiał. Jak cię złapie musisz wywalczyć sobie podpowiedz gdzie są drzwi. I wracamy na start. Jak ci się nie uda wywalczyć podpowiedzi tracisz życie i mówisz mi coś ciekawego, czego nie wiem. Gra się kończy w momencie kiedy uciekniesz lub powiesz mi coś tak interesującego że będzie ciekawsze niż gra.
- Nie możesz go zabić - fuknęła Pati
- A tak - podłapałem - tracisz życie czyli tracisz palec. Masz 10 palców więc masz 10 żyć. Więc zaczynajmy. Ja wychodzę, a Pati po minucie otwórz mu drzwi
Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do przejścia dla służby. Po minucie drzwi strychu się otworzyły. I usłyszałem kroki Filipa. Wiedziałem gdzie chodzi, po budynku niosły się dzwięki. To gra na moich zasadach i z góry ustalony jest przegrany. Filip błądził po pokojach. Wyszedłem i stanąłem za nim
- Mam cię - powiedziałem
Filip zaczaił reguły i od razu się na mnie żucił
- Dobrze wygrałeś - powiedziałem - wracamy na start, i daję ci wskazówkę
Poszliśmy do pokoju na strychu gdzie siedziała Pati
- Wskazówka co do drzwi. Drzwi do schodów znajdziesz tutaj - pokazałem mu drzwi jak wyjść ze strychu. Na strychu były pokoje dla służby więc ciężko było z niego zejść. - Minuta, po minucie otwórz drzwi. - Będzie kręcił się po przejściu dla służby. Wyszedłem i poczekałem na niego na piętrze w pokoju.
Filip błądził po korytarzu nie wiedząc jak z niego wyjść. Znów wyszedłem i stanąłem za nim.
- Mam cię
Filip znów się na mnie rzucił ale tym razem nie dałem mu wygrać. Musi wiedzieć jak to wygląda gdy się przegrywa.
- Wracamy na start - powiedziałem - tracisz życie i mówisz mi coś czego nie wiem.
Wróciliśmy na strych.
- Dawaj łapę - poleciłem
Filip popatrzył na mnie wielkimi oczami. Ale wyciągnął prawą rękę
- Jesteś praworęczny - zauważyłem - radził bym dać lewą.
Chyba nikt z nich nie wierzył że to zrobię ale ja bez mrugnięcia obciąłem mu kciuk. Jak to mówią z kim przystajesz takim się stajesz. Filip wrzasnął i zabrał rękę.
- Dawaj łapę - poleciłem - nie chcemy byś się wykrwawił wtedy skończy się zabawa.
Zapalniczką podpaliłem mu to co zostało z jego palca.
- A teraz gadaj
- Nic nie wiem - powiedział szybko
- Okej. Więc grajmy dalej
Nasz gra toczyła się dalej. A Filip pękł przy stracie trzeciego życia
- Jesteś psychopatą - warknął.- Dobra powiem wszystko tylko skończmy to - powiedział
Może ruletka Quicka faktycznie działa.
- Po co Saszy Al? - spytałem
- Roz powiedziała Saszy że Al rozumie Alfredy
- Kłamiesz - warknąłem
- Czemu miał bym. Mogę podać plan budynku, powiedzieć ile ma strażników tylko mnie wypuść
- Gramy dalej? - dopytałem
- Nie - zaprzeczył szybko
- Podobno wiesz coś o ruchu oporu
- Tak to zorganizowana grupa która chce się pozbyć Czarnego konia. Przyjmą cię
- Kto powiedział że chce do nich dołączyć
- Rządzi Adam Aaron wie gdzie go znalezć a ja wiem gdzie znalezć Aarona.
- Dobra wracajmy - powiedziałem zawiązując Filipowi oczy - w domu podasz mi plan budynku.
Od Mariusza
Impreza na tym jachcie. To było coś niesamowitego. W ogóle tej jacht, wyposażenie. No takie to się widuje ja nie mówię że nie ale raczej we filmach. Rozali stała trochę dalej od portu a mimo to i tak ludzie robili sobie zdjęcia. Nie wiem ile szef ma kasy bo szasta nią na prawo i lewo. Biała na tej imprezie to po prostu chodzący diament. Nie jeden dla samej kiecki by ją zamordował lub porwał. Nie wiem może przez to, a może był jakiś inny powód. W każdym razie słabo się bawiła. Szef trochę popłynął i zaczął himerzyć. Nawet wykąpał się z czterema innymi i grillem. Ale nic to nie dało i tak był nalany. Biała oka z niego nie spuszczała. I o dziwo nikt się nie pobił, ani nie na obrażał innych. Ta paczka już musiała trzymać się razem nim epidemia wybuchła. Teraz dopiero widziałem jak się bawiła moja córka na imprezach. No pewnie skromniej bo znajomych na takim poziomie nie miała. Ale tak jak oni o matko... Najpierw szef żonglował butelkami, pijany był a żadna z łap mu nie wyleciała. Potem bawili się w butelkę a że pożenieni byli między sobą to grali na wyzwania. Szef nie dał się w kręcić oni grali a szef do białej się kleił. Potem wymyślili sobie ognisko. A szef to stwierdził że to bardzo dobry pomysł jest że on na polowanie pójdzie sarenkę ustrzeli upieką ją. Dziczyzna w moim wydaniu - mówił - jest perfekcyjna po prostu. Popatrzył pytająco na żonę a ona tylko odrzekła. Tak misiu to zaszczyt dla podniebienia coś takiego spożywać.
- No nie przesadzaj kochanie
- Ale takie są fakty
- No niech będzie - przyznał szef nie skromnie
Impreza skończyła się o 5. Rano skacowani przyjaciele chcieli wracać więc woziłem ich motorówką. Pózniej wyprawa do landrynki. I tu myślałem że będzie jakaś akcja, jazda a tu nic praktycznie. Szef miał kaca, bolała go bania. No i jak na złe Grzesiek wypaplał o tej księżniczce białej. Szef gdy tylko ją zobaczył. Zaczął tłumaczyć białej że pojęcia nie miał a ta nic nie powiedziała. On natomiast kazał się rozejść dziewczynom. Wyjebał alfonsa z roboty. I po wstępnym przesłuchaniu kazał chłopakom go przycisnąć. A pózniej powiedział
- Do piachu z nim i wykonać
Jak poszedł do tego pokoju. Co ta dziewczyna leżała to smród był już niezły.
- Rety jak on jej to zrobił - nie mógł uwierzyć szef
- Nie potrafię powiedzieć szefie ja zabawiałem się też w tym czasie.
- Rozumiem Mariusz i nie obwiniam cię za to tylko zastanawia mnie to co spowodowało że ją zakatował. Mógł sobie zmienić przecież. No ja to może nie pomyślałem, może tak się stało bo naciskałeś na niego co?
- Nie wiem szefie. Znam go tyle lat, zawsze był twardy i głupot nie robił.
- No ja rozumiem ale teraz to załamany i wyłączony jest
- Boi się że baba go zostawi.
- Mariusz wiemy o tym tylko ja, ty i Roz. Ona nie powie. Wystarczy że wytłumaczę jej o co chodzi. Myślę że ona zrozumie. Żona Grześka się nie dowie bo od kogo a tu się zaraz posprząta i będzie cacy
- Szef ma racje - przytaknąłem - ale może na sumieniu jemu to leży
- Nie wiem może Mariusz. No ja wam zaproponowałem ale w sumie to było złe posunięcie. Bo sam bym takiej propozycji nie przyjął. Mam żonę sam sobie ją wybrałem i jakoś tego kurwa nie widzę. Wtedy gdy mi porwali Roz kilka dni siedziałem w lesie i rozwalałem te durne bojówki. Od początku ku mojemu nie zadowoleniu były ze mną 2 amazonki. Ale nawet przez myśl mi nie przeszło żebym ja z nimi coś. Raczej mnie irytowały niż pociągały.
- A bo szef w ogóle z innej beczki jest. Szefa to nikt czasami nie rozumie. A żeby nadążyć za szefem to już trzeba naprawdę mieć nerwy. Swoją drogą szefie to ciekawe co te pismaki będą gadały. Bo latały w koło jachtu z kamerami i aparatami. Szef to lota kazał podnosić i pogonić.
- Nie pamiętam nic ale mam nadzieje że tego nie zrobiłeś bo problemy by były.
- Nie dzięki szefowej ona pana uspokoiła, ale szczerze to mnie oni denerwowali i sam miałem ochotę dać im lekcję życia
- Widzisz Mariusz jaką mam kochaną żonę
Rozmowę przerwał nam Grzesiek
- Szefie i co teraz będzie z bałaganem jakiego narobiłem, ze mną i robotą dla szefa, i moim małżeństwem. Ja muszę żonie powiedzieć tylko nie wiem jak ona nie zrozumie i Jaśka stracę. - biadolił Grzesiek
Spokojnie - poklepał go po ramieniu szef - zaraz się wszystkim zajmę. Ten burdel z tego pokoju zaraz zniknie. Z mojej strony konsekwencji nie wyciągnę, odpuszczam. Jakby nic się nie wydarzyło a z twoją żoną mogę spróbować pogadać. A może Roz poproszę ona umie załatwiać spokojnie takie sprawy dla innych. Bo ja to z miejsca kulka. - roześmiał się szef
Pózniej szefostwo wsiedli do limuzyny i pojechali do jachtu a ja z Grześkiem mieliśmy pojechać po szefa rodzinkę. Gdy dolecieliśmy na miejsce. Okazało się że nie wszyscy byli w domu i musieliśmy na resztę czekać. Gdy już wszyscy byli zaczęli się drzeć gdzie jest szef i czemu sobie olewa wszystko. Najgorszy był Drake. Szef się nie sprecyzował więc zabrałem i szefa siostrę oraz mistrz patelni. Luke'a i Drake'a to na siłę do lota pakowałem a oni odgrażali się jeden przez drugiego. Nie ma co będzie wesoło - pomyślałem
- Czemu ten chuj dupę na jachcie wozi. No powiedzcie mi bo nie rozumiem. Moją dziewczynę za moją siostrę wymienił co on sobie kurwa myśli. Sam się zabawia. A Al? O niej już nie pomyśli. On zna dobrze Saszę mógł by to załatwić tylko nie chce chuj. Tyle - wrzeszczał Drake
- Szef prowadzi interesy - stwierdziłem ponuro - i nie może przekładać spotkań wiecznie. A pana Ivanowa to powiedział że raczej trzeba przeczekać. Bo z tej jego twierdzy ciężko będzie panienkę Al wyciągnąć i szef będzie próbował się z nim dogadać w jakiś sposób. Bo jak szef mówi oni innymi kategoriami myślą.
- To może coś i zamierza skoro ciągnie wszystkich - odezwał się najebany Luke - wiesz Drake u nas z wódą już ciężko. A nowe zawsze jest lepsze.
- Ja naprawdę nic panowie nie wiem mam was dostarczyć na jacht więc przepraszam ale to nie moja sprawa - powiedziałem
- No nie przesadzaj kochanie
- Ale takie są fakty
- No niech będzie - przyznał szef nie skromnie
Impreza skończyła się o 5. Rano skacowani przyjaciele chcieli wracać więc woziłem ich motorówką. Pózniej wyprawa do landrynki. I tu myślałem że będzie jakaś akcja, jazda a tu nic praktycznie. Szef miał kaca, bolała go bania. No i jak na złe Grzesiek wypaplał o tej księżniczce białej. Szef gdy tylko ją zobaczył. Zaczął tłumaczyć białej że pojęcia nie miał a ta nic nie powiedziała. On natomiast kazał się rozejść dziewczynom. Wyjebał alfonsa z roboty. I po wstępnym przesłuchaniu kazał chłopakom go przycisnąć. A pózniej powiedział
- Do piachu z nim i wykonać
Jak poszedł do tego pokoju. Co ta dziewczyna leżała to smród był już niezły.
- Rety jak on jej to zrobił - nie mógł uwierzyć szef
- Nie potrafię powiedzieć szefie ja zabawiałem się też w tym czasie.
- Rozumiem Mariusz i nie obwiniam cię za to tylko zastanawia mnie to co spowodowało że ją zakatował. Mógł sobie zmienić przecież. No ja to może nie pomyślałem, może tak się stało bo naciskałeś na niego co?
- Nie wiem szefie. Znam go tyle lat, zawsze był twardy i głupot nie robił.
- No ja rozumiem ale teraz to załamany i wyłączony jest
- Boi się że baba go zostawi.
- Mariusz wiemy o tym tylko ja, ty i Roz. Ona nie powie. Wystarczy że wytłumaczę jej o co chodzi. Myślę że ona zrozumie. Żona Grześka się nie dowie bo od kogo a tu się zaraz posprząta i będzie cacy
- Szef ma racje - przytaknąłem - ale może na sumieniu jemu to leży
- Nie wiem może Mariusz. No ja wam zaproponowałem ale w sumie to było złe posunięcie. Bo sam bym takiej propozycji nie przyjął. Mam żonę sam sobie ją wybrałem i jakoś tego kurwa nie widzę. Wtedy gdy mi porwali Roz kilka dni siedziałem w lesie i rozwalałem te durne bojówki. Od początku ku mojemu nie zadowoleniu były ze mną 2 amazonki. Ale nawet przez myśl mi nie przeszło żebym ja z nimi coś. Raczej mnie irytowały niż pociągały.
- A bo szef w ogóle z innej beczki jest. Szefa to nikt czasami nie rozumie. A żeby nadążyć za szefem to już trzeba naprawdę mieć nerwy. Swoją drogą szefie to ciekawe co te pismaki będą gadały. Bo latały w koło jachtu z kamerami i aparatami. Szef to lota kazał podnosić i pogonić.
- Nie pamiętam nic ale mam nadzieje że tego nie zrobiłeś bo problemy by były.
- Nie dzięki szefowej ona pana uspokoiła, ale szczerze to mnie oni denerwowali i sam miałem ochotę dać im lekcję życia
- Widzisz Mariusz jaką mam kochaną żonę
Rozmowę przerwał nam Grzesiek
- Szefie i co teraz będzie z bałaganem jakiego narobiłem, ze mną i robotą dla szefa, i moim małżeństwem. Ja muszę żonie powiedzieć tylko nie wiem jak ona nie zrozumie i Jaśka stracę. - biadolił Grzesiek
Spokojnie - poklepał go po ramieniu szef - zaraz się wszystkim zajmę. Ten burdel z tego pokoju zaraz zniknie. Z mojej strony konsekwencji nie wyciągnę, odpuszczam. Jakby nic się nie wydarzyło a z twoją żoną mogę spróbować pogadać. A może Roz poproszę ona umie załatwiać spokojnie takie sprawy dla innych. Bo ja to z miejsca kulka. - roześmiał się szef
Pózniej szefostwo wsiedli do limuzyny i pojechali do jachtu a ja z Grześkiem mieliśmy pojechać po szefa rodzinkę. Gdy dolecieliśmy na miejsce. Okazało się że nie wszyscy byli w domu i musieliśmy na resztę czekać. Gdy już wszyscy byli zaczęli się drzeć gdzie jest szef i czemu sobie olewa wszystko. Najgorszy był Drake. Szef się nie sprecyzował więc zabrałem i szefa siostrę oraz mistrz patelni. Luke'a i Drake'a to na siłę do lota pakowałem a oni odgrażali się jeden przez drugiego. Nie ma co będzie wesoło - pomyślałem
- Czemu ten chuj dupę na jachcie wozi. No powiedzcie mi bo nie rozumiem. Moją dziewczynę za moją siostrę wymienił co on sobie kurwa myśli. Sam się zabawia. A Al? O niej już nie pomyśli. On zna dobrze Saszę mógł by to załatwić tylko nie chce chuj. Tyle - wrzeszczał Drake
- Szef prowadzi interesy - stwierdziłem ponuro - i nie może przekładać spotkań wiecznie. A pana Ivanowa to powiedział że raczej trzeba przeczekać. Bo z tej jego twierdzy ciężko będzie panienkę Al wyciągnąć i szef będzie próbował się z nim dogadać w jakiś sposób. Bo jak szef mówi oni innymi kategoriami myślą.
- To może coś i zamierza skoro ciągnie wszystkich - odezwał się najebany Luke - wiesz Drake u nas z wódą już ciężko. A nowe zawsze jest lepsze.
- Ja naprawdę nic panowie nie wiem mam was dostarczyć na jacht więc przepraszam ale to nie moja sprawa - powiedziałem
Od Quicka
Dobijaliśmy do portu i moją uwagę przykuł jakiś tłumek jak się okazało to byli wstrętni dziennikarze.
-Słonko ty wiesz coś może o tym? Czego te sępy tu szukają?
-Chcą zrobić z tobą wywiad.
-A ja myślałem że się przejdziemy do hotelu mamy nie daleko.
-No oni już w nocy nad jachtem krążyli i chcieli wywiadu ale ty raczej w stanie nie byłeś więc im obiecałam że dziś poświęcisz im chwilkę.
-Eh... poświęcę - powiedziałem zrezygnowany - A taki ładny dzień mamy dzisiaj. Kapitanie uzupełnij zapasy paliwo zróbcie porządek bo za 3 godziny wypływamy w dość długi rejs.
-A mogę wiedzieć dokąd?
-Dowiesz się jak dopłyniesz - powiedział Mariusz.
-podobno to najlepszy jacht który pływa po tych wodach?
-Nie powiedział bym a danych technicznych ani ja ani moi ludzie nie podadzą.
-Wczoraj mieliście państwo sporo dość ważnych gości jakieś dyplomatyczne posunięcia pan robi?
-Nie to byli nasi przyjaciele prawda kochanie? Rozali wczoraj pierwszy raz wypłynęła z portu to był jej dziewiczy rejs.
-A czemu akurat róża, dla jachtu to nie jest najlepsza nazwa?
-Jest bardzo dobra jacht został tak nazwany na cześć mojej żony.
-Czy mogli byśmy rozejrzeć się jak wygląda w środku?
-Teraz załoga robi porządki za 3 godziny ruszam w rejs wiec może wtedy zastanowię się. Tym czasem przepraszam, ale mi się spieszy. Chodz kochanie - powiedziałem przypinając delikatny złoty łańcuszek do obroży Supci i dając ją małemu - przejdziemy się może mi ten kac odpuści i jeszcze bania mnie boli. Załatwię tu interesy i wracamy na jacht
-To nie zostajemy dziś w Etnie?
-Nie kochanie tylko po papiery idę i porządek zrobię z tym trupem i musimy wracać. A co nie podoba ci się jacht?
-Bardzo kochanie tylko o Drake się martwię, a ty masz coś chyba w planach
-A no mam kochanie i będziesz zadowolona wspomnę tylko że dziś zobaczysz całą swoją rodzinkę postanowiłem ich tu ściągnąć, bo planuję rejs no do tego może ubiję jakiś fajny interes. Tam gdzie popłyniemy sporo będzie jachtów tego pokroju i tak sobie pomyślałem. Bo ty ufasz Grażynie prawda?
-No tak.
-To może by Grażyna zajęła się Damonem na jachcie ty mogła byś się poopalać, wypić ze mną kilka drinków potańczyli byśmy i takie tam głupoty. Oboje młodzi kochanie jesteśmy nasz świat to wiesz sama nigdy w nim nam nic nie wychodzi a teraz mamy okazję.
-Może to dobry pomysł - stwierdziła Roz.
Załatwiłem sprawę z landrynko przygotowałem się do spotkania pojechaliśmy limuzyną do portu.
-Kapitanie jak tam przygotowania ?
-Pełną parą szefie wszystko jak pan nakazał ja to jak widzę takie przygotowania to się cieszę bo rejs długi się zapowiada
-I taki też będzie,
-O właśnie dowiezli alkohol i napoje. Rozmawiałem dziś z kapitanami innych jachtów teraz to już część wypłynęła i cumy rzucili dalej zostali tylko ci co mafii zapłacili no i nasz stoi ,ale popatrzyli tylko na nazwę i powiedzieli 'ten jest rozliczony do niego ludzi 2 dajcie ' i teraz stoją te dwa kołki a i Mariusz już wyleciał.
-Dobrze to niech pan pilnuje załadunku a i tą limuzynkę bym chciał upchać.
-To nie problem już teraz?
-Tak nie będę z niej korzystał. I nadaj do Mariusza żeby Roberta z rodziną zabrał.
-Tak jest a mogę kluczyki?
-A widzisz kapitanie i zapomniał bym he.
Spotkanie z biznesmenami trwało krótko poszło gładko podziwiali Roz która bawiła się z Damonem na pokładzie i się zmyli.
-To co kochanie gotowa do drogi?
-Tak ale obiecałeś że ...
-Oni dolecą kochanie do nas za jakieś 4 godziny tym czasem my będziemy powoli odpływać.
-Kapitanie kotwica w górę i wolno na przód - poleciłem kierunek - Hiszpania i Wyspy dziewicze he tam jeszcze nas nie było trzeba się przepłynąć.
-No myślałem szefie że to gdzieś bliżej będzie ,ale to koło 10 dni się płynie.
-Może troszkę dłużej nam zejść bo będziemy cumować do fajniejszych portów.
-To dobrze będzie można uzupełnić zapasy. A tam na kanarach jakie piękne dziewczyny są u szefie.
-A wiem znaczy w telewizji widziałem mi to się ich kostiumy kąpielowe podobają, są tak odjehane eh. Gdy by moja Roz taki założyła... - rozmarzyłem się
-To co by było?
-Dobiegł mnie jej głos za plecami.
-Eeee no kotku nic tylko tak sobie marzyłem troszkę głośno - spuściłem głowę.
Te cztery godziny upłynęły nam szybko posiedzieliśmy porozmawialiśmy, poprzytulaliśmy się, i w końcu przyleciała cała nasza rodzinka no Mariusz to mnie nie zrozumiał chyba, bo była i Amanda, Witek, Kaśka, Jula, Maja i Luke, Drake ,Patka ,Robert z rodziną, rodziny Grześka i Mariusza. Roz od raz żuciła się na ponurego Drake i zaczęła go rozpytywać.
-Słonko ty wiesz coś może o tym? Czego te sępy tu szukają?
-Chcą zrobić z tobą wywiad.
-A ja myślałem że się przejdziemy do hotelu mamy nie daleko.
-No oni już w nocy nad jachtem krążyli i chcieli wywiadu ale ty raczej w stanie nie byłeś więc im obiecałam że dziś poświęcisz im chwilkę.
-Eh... poświęcę - powiedziałem zrezygnowany - A taki ładny dzień mamy dzisiaj. Kapitanie uzupełnij zapasy paliwo zróbcie porządek bo za 3 godziny wypływamy w dość długi rejs.
-A mogę wiedzieć dokąd?
-Dowiesz się jak dopłyniesz - powiedział Mariusz.
-podobno to najlepszy jacht który pływa po tych wodach?
-Nie powiedział bym a danych technicznych ani ja ani moi ludzie nie podadzą.
-Wczoraj mieliście państwo sporo dość ważnych gości jakieś dyplomatyczne posunięcia pan robi?
-Nie to byli nasi przyjaciele prawda kochanie? Rozali wczoraj pierwszy raz wypłynęła z portu to był jej dziewiczy rejs.
-A czemu akurat róża, dla jachtu to nie jest najlepsza nazwa?
-Jest bardzo dobra jacht został tak nazwany na cześć mojej żony.
-Czy mogli byśmy rozejrzeć się jak wygląda w środku?
-Teraz załoga robi porządki za 3 godziny ruszam w rejs wiec może wtedy zastanowię się. Tym czasem przepraszam, ale mi się spieszy. Chodz kochanie - powiedziałem przypinając delikatny złoty łańcuszek do obroży Supci i dając ją małemu - przejdziemy się może mi ten kac odpuści i jeszcze bania mnie boli. Załatwię tu interesy i wracamy na jacht
-To nie zostajemy dziś w Etnie?
-Nie kochanie tylko po papiery idę i porządek zrobię z tym trupem i musimy wracać. A co nie podoba ci się jacht?
-Bardzo kochanie tylko o Drake się martwię, a ty masz coś chyba w planach
-A no mam kochanie i będziesz zadowolona wspomnę tylko że dziś zobaczysz całą swoją rodzinkę postanowiłem ich tu ściągnąć, bo planuję rejs no do tego może ubiję jakiś fajny interes. Tam gdzie popłyniemy sporo będzie jachtów tego pokroju i tak sobie pomyślałem. Bo ty ufasz Grażynie prawda?
-No tak.
-To może by Grażyna zajęła się Damonem na jachcie ty mogła byś się poopalać, wypić ze mną kilka drinków potańczyli byśmy i takie tam głupoty. Oboje młodzi kochanie jesteśmy nasz świat to wiesz sama nigdy w nim nam nic nie wychodzi a teraz mamy okazję.
-Może to dobry pomysł - stwierdziła Roz.
Załatwiłem sprawę z landrynko przygotowałem się do spotkania pojechaliśmy limuzyną do portu.
-Kapitanie jak tam przygotowania ?
-Pełną parą szefie wszystko jak pan nakazał ja to jak widzę takie przygotowania to się cieszę bo rejs długi się zapowiada
-I taki też będzie,
-O właśnie dowiezli alkohol i napoje. Rozmawiałem dziś z kapitanami innych jachtów teraz to już część wypłynęła i cumy rzucili dalej zostali tylko ci co mafii zapłacili no i nasz stoi ,ale popatrzyli tylko na nazwę i powiedzieli 'ten jest rozliczony do niego ludzi 2 dajcie ' i teraz stoją te dwa kołki a i Mariusz już wyleciał.
-Dobrze to niech pan pilnuje załadunku a i tą limuzynkę bym chciał upchać.
-To nie problem już teraz?
-Tak nie będę z niej korzystał. I nadaj do Mariusza żeby Roberta z rodziną zabrał.
-Tak jest a mogę kluczyki?
-A widzisz kapitanie i zapomniał bym he.
Spotkanie z biznesmenami trwało krótko poszło gładko podziwiali Roz która bawiła się z Damonem na pokładzie i się zmyli.
-To co kochanie gotowa do drogi?
-Tak ale obiecałeś że ...
-Oni dolecą kochanie do nas za jakieś 4 godziny tym czasem my będziemy powoli odpływać.
-Kapitanie kotwica w górę i wolno na przód - poleciłem kierunek - Hiszpania i Wyspy dziewicze he tam jeszcze nas nie było trzeba się przepłynąć.
-No myślałem szefie że to gdzieś bliżej będzie ,ale to koło 10 dni się płynie.
-Może troszkę dłużej nam zejść bo będziemy cumować do fajniejszych portów.
-To dobrze będzie można uzupełnić zapasy. A tam na kanarach jakie piękne dziewczyny są u szefie.
-A wiem znaczy w telewizji widziałem mi to się ich kostiumy kąpielowe podobają, są tak odjehane eh. Gdy by moja Roz taki założyła... - rozmarzyłem się
-To co by było?
-Dobiegł mnie jej głos za plecami.
-Eeee no kotku nic tylko tak sobie marzyłem troszkę głośno - spuściłem głowę.
Te cztery godziny upłynęły nam szybko posiedzieliśmy porozmawialiśmy, poprzytulaliśmy się, i w końcu przyleciała cała nasza rodzinka no Mariusz to mnie nie zrozumiał chyba, bo była i Amanda, Witek, Kaśka, Jula, Maja i Luke, Drake ,Patka ,Robert z rodziną, rodziny Grześka i Mariusza. Roz od raz żuciła się na ponurego Drake i zaczęła go rozpytywać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)