piątek, 1 grudnia 2017

Od Rozi

No więc chyba Al i Drake sobie nie wyjaśnili. Luke wpadł do pokoju Drake'a i wyprowadził zapłakaną Al. Próbowałam z nią porozmawiać ale ciężko miała się uspokoić. I jak tylko trochę się uspokoiła i zaczynała coś mówić to na nowo zaczynała płakać. Nie mogliśmy przedłużać tego w nieskończoność. Więc jak Al trochę się uspokoiła poszliśmy zjeść obiad. Byłam ciekawa co się stało. Zastanawiałam się czy Drake znów jej naubliżał czy jak... Nie mogłam dogadać się z Al więc musiałam przycisnąć Drake'a.
Quick zaproponował byśmy wyszli we dwoje. Miał racje nigdzie sami nie wychodziliśmy a teraz będzie chyba tylko ciężej się gdzieś wyrwać. Właśnie jeszcze musiałam mu powiedzieć o ciąży. W sumie obiecał mi zakupy w Anglii. Jula zapewniła że nie ma problemu i że zajmie się Damonem. Więc mogliśmy połazić po mieście. Swoją drogą miałam ogromną ochotę na ptysia albo w-z -kę. Drake siedział w pokoju zagłuszał się muzyką i nie miał ochoty z nikim gadać. Za to Luke zaczął na nowo pić. No więc wyszło na tym że nigdzie nie lecieli.
Pózniej wyszliśmy na spacer po mieście. Kurcze nigdzie nie mogliśmy znalezć tej cukierni. A z ludzmi ciężko mieliśmy się dogadać. Po drodze zeszło się na temat tych sierot. Mówił że wcale nie muszę ograniczać wizyt w sierocińcu. Więc uznałam że to dobry moment żeby powiedzieć o ciąży i naprawdę się starałam. Ale jak tylko zaczęłam próbować, Quick uciął temat. Podeszliśmy pod cukiernie od zapachu zrobiło mi się słabo, zemdliło mnie i zwymiotowałam. Quick się zmartwił i oczywiście zaczął snuć jakieś domysły. Obwiniać bogu ducha winne dzieci. Zrobiłam małe zamieszanie więc podszedł do nas mężczyzna oferując pomoc. Teraz będę musiała mu powiedzieć bo jeszcze pozabija te biedne dzieci. Quick poszedł do cukierni a ja poczekałam na niego na ławce. Towarzystwa dotrzymał mi ten starszy mężczyzna. Zaczął opowiadać mi o sobie. Niedawno umarła mu żona i ciężko ma się pozbierać. I kręci się po mieście bo nie może usiedzieć w domu. Pózniej podeszło do nas jakiś trzech typów. Zaczęli przyczepiać się do mężczyzny
- Spadaj koleś - fuknęłam
Znałam takich typów jak oni wielkie kozaki. Byli natrętni, podpici i prawdopodobnie naćpani. Uczepili się mężczyzny i próbowali wyłudzić od niego pieniądze. Facet odszedł kawałek dalej a kolesie przysiedli się do mnie. Tylko tego mi brakowało. Próbowałam ich spławić sama nie wiedziałam czego ode mnie chcą.
- Śliczna choć z nami na browarka - zachęcił jeden z nich
- Nie pije - odparłam
- No więc pojedziemy na małą imprezkę
- Gościu odwal się - warknęłam
Ale do typków nie docierało zaczęli mnie ciągnąć.
- Czy ty nie rozumiesz słowa nie - fuknęłam wyszarpując się
- Przecież chcesz - Na szczęście Quick wyszedł z cukierni. - To twój facet? - dopytał koleś. Wysłał swoich dwóch kolegów by zaczęli lać się z Quickiem - skarbie potrzebujesz prawdziwego faceta nie taką ciotę.
- Takiego który obstawia się kumplami by nie dostać po ryju. - fuknęłam
Próbowałam się wyrwać ale koleś mocno trzymał mnie za rękę i zaczął mnie gdzieś ciągnąć.
- Zostaw mnie, nie szarp jestem w ciąży - krzyknęłam
Miałam nadzieje że podziała i mnie puści. No i miałam nadzieje że nie usłyszał tego Quick. Nie chciałam by dowiedział się o tym w taki sposób. Chwilę pózniej przyjechała policja wezwana przez starszego mężczyznę. Gdyby nie nasz świadek zapewne wsadzili by i Quicka. Pózniej przyjechało pogotowie wezwane przez policję. Osobiście uważałam że to nie było konieczne. Wyjaśniłam im że zle się poczułam bo jestem w ciąży.
- To raczej normalne w poprzedniej ciąży też tak miałam
Ale że nie byłam u lekarza stwierdzili że muszą zrobić mi USG. Musiałam się zgodzić i tak trwało to zbyt długo.
- To 7 - 8 tydzień - powiedział lekarz
- Z dzieckiem wszystko dobrze? - dopytałam
- Tak z dziećmi wszystko dobrze
- Z dziećmi? - dopytałam
- Tak - powiedział - to ciąża mnoga
Byłam w szoku. Jak to ciąża mnoga... O boże... No pięknie jest co raz gorzej. Co może być gorszego od ciąży, ciąża mnoga. I jak ja mam teraz powiedzieć Quickowi że jestem w ciąży z blizniakami. Teraz to on już mnie na pewno zostawi. Mówił że nie chce mieć dzieci a ja jestem w ciąży z dwoma na raz. Musiałam chyba okropnie wyglądać bo lekarz stwierdził że zabiorą mnie do szpitala na obserwacje.
- Nic mi nie jest - powiedziałam szybko - nie potrzebuję szpitala.
Lekarz nalegał i tłumaczył ale w sumie nie mógł na siłę zawieść mnie do szpitala kiedy odmówiłam leczenia.
- Daleko pani mieszka? - dopytał
- Nie na jachcie
Nie wiem czego facet nie mógł zrozumieć. Może ja coś nakręciłam przez te wieści. W końcu odpuścił.
- Jest pani sama?
- Nie z mężem - powiedziałam - mogę już iści?
Lekarz się zgodził więc wyszłam z karetki. Ale sam wyszedł ze mną i poszedł rozmawiać z Quickiem. O Boże... nie powiedziałam lekarzowi żeby nie udzielał żadnych informacji na temat mojego zdrowia. Gdybym to powiedziała lekarz nie mógł by nic powiedzieć Quickowi bo obowiązuje ich tajemnica lekarska. Ale ja z tego szoku nic nie powiedziałam.
- Wszyscy troje czują się dobrze żona powinna się mniej stresować - powiedział lekarz
Niech to szlak. Quick chyba nie zaczaił i dobrze. Powiedziałam lekarzowi że sama z nim porozmawiam. Nie miałam pojęcia jak mam mu to powiedzieć. Więc zaczęłam jeść tego ptysia. Zmieniłam temat na Al i na telefon który jej dałam. Na szczęście Quick podłapał temat i zajął się planowaniem przemycania baterii. Co przyjełam z ulgą. Jak już doszliśmy do jachtu Quick przypomniał sobie słowa lekarza. Na szczęście z opresji uratował mnie Damon. Wiedziałam że to głupota. Powinnam była już dawno mu to powiedzieć. Przez resztę dnia unikałam tego tematu. Wiedziałam że nie będę mogła robić tego w nieskończoność ale musiałam sama przetrawić tą informację. Chciałam z kimś o tym pogadać ale nie miałam z kim. Drake'a nie widziałam już przez resztę dnia i odpuściłam sobie gadkę z nim. Miałam własne problemy. Kurcze i nadszedł wieczór, Damon poszedł spać a ja nadal nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć. Przytuliłam się do niego. Wiedziałam że Quick czeka aż mu wyjaśnię.
- Powiesz mi słoneczko co się dzieje? - spytał
- Jestem w ciąży - wyznałam, nie było sensu owijać w bawełnę  - lekarz powiedział że to ciąża blizniacza, 7 albo 8 tydzień.
Czekałam aż coś powie, aż jakoś zareaguje ale on milczał. A te milczenie było gorsze niż jak by na mnie wrzeszczał.
- Powiedz coś - poprosiłam
Ale on nadal milczał. Wiedziałam że się wścieknie ale on tylko milczał. Nie wiedziałam na czym stoję. Wstałam, poszłam do łazienki i się rozpłakałam. Nie chciałam płakać, ale nie mogłam powstrzymać głupich łez. Quick chyba potrzebował czasu żeby podjąć jakąś decyzję. Ale bałam się tej decyzji.     

Od Quicka

Cała ta mistyfikacja była jak się pózniej okazało jakaś chora gdy Roz mi opowiadała że tylko ona starała się pocieszyć Al.
-No nie wierzę słonko i co ja mam powiedzieć sam chciałem porozmawiać z Al ale zajmowałem tego ruskiego pajaca tyle czasu by oni mogli pogadać normalnie.
-Al jest jeszcze bardziej rozgoryczona niż wczoraj - skomentowała Roz.
-No domyślam się eh.
Luke znów zaczął chlać a Drake nie wychodził z pokoju i dobrze bo bym chyba im dojebał. No swoją drogą to interes z kozą by się opłacał. Roz usadziła mi się na kolanach.
-Misiu powiesz o czym chciałeś porozmawiać?
-Jasne skoro Jula zajmuje się Damonem to może popłyniemy na ląd i połazimy po ulicach. Porozmawiamy w sumie nigdy nie byliśmy w jakiejś kawiarni czy cukierni.
-Jestem za - powiedziała Roz - zjadła bym ptysia.
-Takiego z bitą śmietaną?
-A ja nie wiem z tym smacznym czymś w środku. Dobra to ja idę zapytam tych pajaców czy lecą czy nie a ty powiedz Juli że wychodzimy.
Po kilku minutach byliśmy gotowi do naszego spaceru.
-Miałeś ze mną porozmawiać - mówiła Roz gdy szliśmy przytuleni i szukaliśmy tej cukierni.
-No tak ale to nic ważnego chodzi o te dzieciaki ,że nie musisz ograniczać wizyt w ich domu
-No ja też chciałam o tym porozmawiać.
-O dzieciach z domu dziecka? myślałem że wszystko jasne. O i mamy tam jest cukiernia eh po zapachu by prędzej trafił niż po tłumaczeniach ludzi he.
-No tak ale wracając do tych dzieci to lubisz je?
-No na swój sposób tak.
Zbliżaliśmy się do cukierni i wtedy Roz przed samymi drzwiami zwymiotowała i zachwiała się jednocześnie. Zaraz podszedł do nas jakiś facet.
-Może wody? - dopytał.
Zlałem jego pytanie.
-Roz co się dzieje?
-To chwilowe zaraz przejdzie - wymamrotała i gdy tylko próbowałem wziąć ja na ręce i posadzić na ławce znów zwymiotowała. - No to mamy jasność któreś z tych dzieci pewnie cię czymś zaraziło - wściekłem się.
-Już mi lepiej - zapewniła mnie Roz.
-Dobrze to ja skocze po te ptysie..
-Kup cztery - poprosiła
-Dwa wystarczą - skomentowałem - jak zjesz więcej to znów będziesz wymiotowała.
-To jak ty też chcesz ptysia to kup pięć i ciastko z czekoladowym kremem i kawałek sernika.
-Ty sama nie masz pojęcia co chcesz ,ale ok niech ci będzie.
Poszedłem do cukierni gdzie niestety była kolejka Roz siedziała na ławce a z nią ten starszy angol co oferował nam pomoc coś tam rozmawiali. Po kilku minutach dosiadło się do nich trzech kolesi podszedłem do babki i wytłumaczyłem co chcę baba zaczęła się motać nie rozumiałem czemu ona rusza się jak mucha smole.
-Kurde kobieto szybciej - ponaglałem ja
Obserwowałem ławkę na której siedziała Roz. Faceta już wymiksowali i rozsiedli się na ławce obok Roz. Dodatkowo zaczęli przeklinać i jej grozić no pózniej to już nawet zaczęli ją gdzieś ciągnąć.
-Niech pani to spakuje zaraz po to wrócę, tu jest kasa reszty nie trzeba - i wybiegłem z lokalu - Ej księżniczka może ze mną się zaczniesz? - dopytałem łajzę po Angielsku. Jeden z kolesi popatrzył na mnie - Tak do was mówię czego nie rozumiecie łajzy? - Podszedłem do nich
-Zaraz stracisz i zęby i panienkę laluś
-No czuj się kurwa
Dwóch podeszło do mnie i zaczęła się dość ciekawa i jednocześnie nierówna napierdalanka trzeci z kolesi ciągnął ja gdzieś.
-Zostaw mnie nie szarp jestem w ciąży - krzyczała
Wtedy to dostałem porządnego pałera o mało co ich tam nie pozabijałem. Po chwili przyjechała policja i nas porozdzielali. Dobrze że ten angol był na miejscu i poświadczył że to oni najpierw przyczepili się do niego, potem do Roz wytłumaczył że on chciał tylko nam pomóc bo Roz zle się czuła. Więc pały zawiadomiły pogotowie. Mi nie dali porozmawiać nawet z Roz. Dopiero wtedy gdy tamtych trzech zapakowali do suki i odjechała to mnie puścili. Kurde jaka ciąża no nie wierzę. E ... musiałem się przesłyszeć. Po godzinie wypuścili Roz z karetki.
-Kotku co się dzieje? - Przytuliłem ją.
-Przepraszam mogę z panem porozmawiać - podszedł do nas lekarz i dopytał - Ta pani jest w szoku i nie bardzo możemy się dogadać mówi że mieszka na jachcie.
-Proszę zrozumieć doktorze może Roz mówi nie składnie bo się wystraszyła tych ludzi raz już mieliśmy podobne zajście, ale niech pan powie co się dzieje moja żona się czymś zatruła? Wcześniej wymiotowała.
-Wszyscy troje czują się dobrze żona powinna się mniej stresować.
-No tylko żonę mam jedna a nie trzy - skomentowałem
-A to pan nie wie ?
-Ja sama powiem - zagadnęła lekarza Roz.
-Dobrze takie informacje powinniście państwo wymieniać miedzy sobą. No w każdym razie wszystko jest dobrze.
-To najważniejsze - odparłem, oczywiście zapłaciłem za karetkę i podobno jakieś badania. Baba z cukierni przyniosła to zamówienie usiedliśmy na ławce i Roz zaczęła się opychać tymi ptysiami.
-Misiu dałam Al swój telefon to będziemy mogli z nią porozmawiać do puki bateria nie padnie, a i powiedziała mi że ten Sasza to jakiś gwizdek na Alfredów ma i że zabić można ich jak się w serce celuje.
-Rety to może i się uda bo bateria to nawet jak by nie można z nią się zobaczyć to jakoś bym przemycił a pretekst bym miał do spotkania z ruskiem. Mądra dziewczynka he. Dziś można by było go załatwić z palcem w dupie, ale chłopaki mają to gdzieś.
-Właśnie Drake'a to ja chyba zamorduję za to wiesz jaka ona zapłakana wyszła eh.
-Chwila tobie nie można się denerwować - skomentowałem ale już doszliśmy do jachtu no ja to w sumie nie wiem kiedy zaczęliśmy iść tak mnie pochłonęła ta rozmowa no i nie dowiedziałem się bo Damon nas zobaczył i zaczął krzyczeć mama.
-Powiem ci wieczorem - uśmiechnęła się Roz.

Od Lexi

Rozi zaprowadziła mnie do pokoju Drake'a. Zapukałam ale nie było żadnej reakcji. Rozi była pewna że jest w pokoju a więc może nie chce ze mną gadać. Może to i dobrze bo sama nie wiedziałam czy powinnam mu mówić o tej ciąży. W sumie jest ojcem czy mi uwierzy czy nie, powinien wiedzieć. Miałam już odpuścić ale Rozi otworzyła drzwi i mnie wepchała do środka. Tak, nie ma to jak przyjaciółka.
Jak tylko zamknęła za mną drzwi mało co na nowo nie wybuchłam płaczem. Muszę się ogarnąć. Pogadać z nim i wyjść. To nie może być aż tak trudne. Odwróciłam się od drzwi. Drake spał ze słuchawkami w uszach. Przez jakiś czas stałam tak pod tymi drzwiami. Bałam się ruszyć. Bałam się że go obudzę, co było głupie bo chciałam z nim gadać. Ale jak tak sobie spał mogłam chociaż udawać że jest tak jak kiedyś, że jak się obudzi pocałuje mnie i ewentualnie pokłócimy się o to że śpi do południa. Teraz nawet zgodziłabym się aby zrobił nam śmietnik z pokoju, ale niech mnie nie zostawia, albo do mnie wróci bo chyba już ze mną zerwał. 
W końcu odeszłam od tych drzwi i usiadłam na łóżku. Drake wciąż spał. Jak ja zanim tęskniłam. Chciałam go dotknąć, musiałam się powstrzymywać by tego nie zrobić. Po jakimś czasie się obudził, mało co nie spadł z łóżka.
-Co ty tu robisz?- spytał zdziwiony.
-muszę z tobą pogadać ale bałam się cię obudzić.
-Chcesz bym dostał zawału?
Rozumiałam że nie chciał mnie widzieć, że mogłam go zaskoczyć swoja obecnością, ale nie wiedziałam że aż tak.
-Drake ja...- zaczęłam ale mi przerwał. No cholera jak ja mam komuś powiedzieć że jestem w ciąży kiedy jak tylko próbuję przerywają mi.
Ale kiedy zaczął mi wmawiać miłość do Saszy i że on to rozumie i mam prawo być z kim chce, zaczęłam płakać a z każdym jego słowem było gorzej. Jeżeli jeszcze ze mną nie zerwał teraz to zrobił a słowa że "nasz związek od samego początku skazany był na porażkę" mnie w tym utwierdziły. Nie chciałam przy nim płakać , miałam z nim pogadać a nie ryczeć, ale nie potrafiłam przestać.
-Dlaczego płaczesz?- spytał przytulając mnie nie pewnie. Może jeszcze nie jest za pózno, ale i tak nie potrafiłam się uspokoić. Może to te hormony lub coś. - rozmazujesz sobie makijaż i wyglądasz jakbyś szła na halloween- tyle razy mówił coś podobnego aby mnie pocieszyć, ja nie mogę go stracić, już prawie się uspokoiłam ale po dalszych słowach rozryczałam się na nowo- Lex chcę byś była szczęśliwa i jeżeli jesteś beze mnie, ja to akceptuję. I nie przywalę ruskowi w mordę, chociaż mam na to ogromną ochotę. Mogę być nawet dla niego miły jeżeli chcesz, mogę się z nim napić albo ograć go w karty. Jeżeli chcesz to nawet przegram tylko nie płacz.
Dlaczego on nie rozumie że mnie nic z Saszą nie łączy. Może dlatego że mu o tym nie powiedziałaś kretynko bo wiecznie ryczysz. Wtedy przytulił mnie mocniej i pocałował. Odwzajemniłam pocałunek i usiadłam mu na kolanach. Poczułam taką ulgę. Wystarczy że mu powiem.
-Drake, ja...- i w tym czasie drzwi otworzyły się z impetem a do środka wparował wkurzony Luke. Ja go kiedyś ubiję. Nie mógłby zrobić czegoś pożytecznego i pogadać z Julą?
-Siostra ty naprawdę jesteś jakąś masochistką, po co się zamęczasz?
-Luke wypad- rozkazałam od razu ale ten nie dawał za wygraną.
-Płaczesz przez niego, na obrażał cię i to bezpodstawnie choć sam prowadza się z połową dziewczyn w miasteczku,a uwierz mi jest ich więcej niż kiedy wyjeżdżałaś.
Zdziwiona spojrzałam na Drake, czy to była prawda? Luke by mnie nie okłamał, chociaż nie podejrzewałam też że zacznie chlać. Drake nie zaprzeczał, nie zarzucił mu kłamstwa. Luke wychwycił moment i wyprowadził mnie z pokoju. Rozi wciąż stała w tym samym miejscu. Biedaczka.
-Nawet nie próbuj płakać, dupek nie jest tego wart.- powiedział Luke.
-A ty nie powinieneś iść pogadać z Julką?- dopytałam- chyba już ci mówiłam abyś nie wwalał się w moje związki.
A robił to zawsze, najpierw z Bartkiem, akurat z nim miał racje bo dupek był ze mną tylko dlatego że założył się z kumplem że się ze mną prześpi, na szczęście dowiedziałam się o tym wcześniej i poszłam z Maćkiem który był przyjacielem Luke'a który miał udawał mojego chłopaka do knajpy gdzie był Bartek ze swoim kumplem. Tak się wkurzył że to ja się zabawiałam jego kosztem że rzucił się na Maćka i wylądowali na komisariacie. Pózniej z Marcinem było tak samo setki razy słyszałam ze powinnam z nim zerwać. Akurat z nim nie miał racji. Ale oczywiście było by zbyt pięknie i miał wypadek, w którym zginął. Jedynie nie zdążył z Quickiem pewnie dlatego że ten związek trwał aż cały dzień.
-Może bym się nie wwalał gdybym za każdym razem nie musiał cie pocieszać jak płakałaś.
-O nie, nigdy nie prosiłam abyś mnie pocieszał. Nie moja wina że zawsze tak jak i ojciec przychodziłeś kiedy najmniej cie potrzebowałam. - wyrzuciłam.
-Lexi przestań, nie mam zamiaru się z tobą kłócić, a on nie jest wart abyś przez niego płakała.
-Ale taka prawda, nigdy nie kazałam ci się pocieszać, jedynie raz poprosiłam cie abyś zawiózł mnie na pogrzeb Marcina, ale też nie musiałeś i gdybym wiedziała że będziesz mi to wypominać nie prosiłabym cię oto.
-Wcale ci nie wypominam, mówię tylko że nie powinnaś się zadręczać Drake'em bo to dupek, tak jak Bartek.
Nienawidziłam kiedy o nim wspominał a on robił to bardzo często.
-nie mam zamiaru z tobą gadać. Zajmij się Julką- poleciłam i poszłam z Rozi. Luke oczywiście poszedł z nami. Zjedliśmy obiad, Drake nie przyszedł  a ja cały czas o nim myślałam. On naprawdę miał jakieś wywłoki? A więc dlaczego tak na mnie naskoczył. W sumie wkurzył się po tym wywiadzie. Może tak jak Bratek nie mógł przeboleć że to dziewczyna ma innych. Ale przecież mnie nic z Saszą nie łączy. Pózniej musiałam wracać. I znów nie mogłam się pożegnać z Drake'em, wciąż z nim nie pogadałam a tematów robiło się coraz więcej.

Od Rozi

Stresowała mnie wizyta Saszy. Nie chciałam go widzieć po raz kolejny. Chciałam by udało nam się odbić Al i więcej nie widzieć ani nie słyszeć o tym człowieku. Przez cały ten stres zle się czułam i mnie mdliło. Drake nie chciał ze mną gadać więc odpuściłam. Nie miałam ochoty na przepychanki słowne z własnym bratem. Poprosiłam Quicka by z nim pogadał. Quick wyznał że ze wszystkimi musi pogadać z osobna. I poszedł do Drake'a. Miałam nadzieje że jemu uda się przemówić mojemu bratu do rozumu. Drake musi zrozumieć że zachowuje się jak dupek. Przecież Al tak szybko nie przekreśliła by ich związku. No i o czym chciał gadać ze mną Quick. Zabrzmiało to trochę oficjalnie. Cały czas rozmawiamy mógł nadmienić o co chodzi. Nie dawało mi to spokoju. Przecież żeby go nie denerwować ograniczałam wizyty w sierocińcu. Nie chciałam się z nim kłócić. Cholera a jak on się dowiedział że jestem w ciąży. Nie, nie mógł się dowiedzieć. Nikomu o tym nie powiedziałam. Jak byłam w ciąży z Damonem dowiedziałam się o tym trzy miesiące pózniej a on niczego się nie domyślił. Więc i tym razem nie powinien. Przecież sama wiem od jakiegoś tygodnia. Bałam mu się o tym powiedzieć. Podczas całej tej afery z sierotami dobitnie wyznał że nie chce mieć więcej dzieci. No i pokazał że jest w stanie mnie zostawić. Nie rozumiałam tego bo jeszcze wcześniej mówił że chciał by mieć drugie dziecko. I kiedy ja w końcu przemyślałam to i stwierdziłam że drugie dziecko to dobry pomysł. Quick wyznał że nie chce mieć dzieci. On zmienia zdania w zależności od swoich humorów. Ale uszanowałam jego decyzję i miałam nawet sama wrócić do tematu tabletek których wcześniej nie chciałam brać. No i okazało się że jestem w ciąży. Nie miałam pojęcia co mam zrobić. Z nim nigdy nic nie wiadomo, a jak mnie zostawi. Będąc w ciąży z Damonem byłam sama nie chciała bym przechodzić przez to drugi raz. Przecież powiedział że nie chce mieć dzieci... Jak wrócił Quick z rozmowy z chłopakami zostaliśmy poinformowani że nasi goście już dotarli. Na szczęście nie musiałam długo patrzeć na Saszę. I miałam okazję porozmawiać z Al. zaciągnęłam ją do naszego pokoju gdzie ściany były dzwiękoszczelne. Al wyznała że ją i Saszę nic nie łączy i że nadal kocha kretyna mojego brata. Sasza ją szantażował. Mnie też podpuścił i wygadałam mu się o Al i Alfredach. Wyjaśniła w jaki sposób można zabijać Alfredy. No i mówiła że starała się uciec ale nigdy jej to nie wychodziło. Miałam tak samo. Dałam jej telefon żeby mogła się z nami kontaktować. Miałam tylko nadzieje że Sasza go nie znajdzie. Lexi wspomniała o Drake'u więc zaprowadziłam ją do jego pokoju. W sumie chciałam jej powiedzieć że Drake planował jej się oświadczyć ale chyba tylko bym bardziej na komplikowała. No i nie powinnam o tym mówić. Miałam nadzieje że sobie pogadają. Przecież chciałam żeby to Al była moją bratową a nie jakaś tam Rebeka czy jeszcze jakaś inna. Nie chciałam im przeszkadzać ale Luke jak najbardziej
- Gdzie moja siostra? - dopytał
- Rozmawia z Drake'em - wypaliłam
- Rozmawia z tym dupkiem przecież jeszcze wczoraj od dziwek ją wyzywał - oburzył się i wlazł do pokoju
Miałam tylko nadzieje że sobie wyjaśnili. Luke wyciągnął Al z pokoju Drake'a.
Jak sobie pogadali poszliśmy na obiad. Al mówiła że jest głodna. Ale Drake się nie pojawił. Może jednak sobie nie wyjaśnili.   
     

Od Drake'a

Po co ja właściwie leciałem do tej Anglii. Chyba tylko po to by na własne oczy przekonać się że będzie z ruską kozą. Naprawdę przesadziłem. Powinienem ją przeprosić. Przecież nigdy nie rozstawałem się z dziewczynami w złości. Ale nigdy żadna dziewczyna nie znaczyła dla mnie tyle co Al. Albo powinienem odbić ruskowi dziewczynę. Bo żaden rusek nie będzie kręcił z moją laską. Tak powinienem przede wszystkim przywalić kozie w ryj. Niech wie że cudzego się nie rusza. Musiałem pomyśleć. Ona go kocha powinienem ją przeprosić i dać sobie z nią spokój. Przecież zachowuję się jak psychopatyczny chłopak ona wcale nie musi ze mną być. Może zakochać się w każdym a mi nic do tego. Leżałem na łóżku i słuchałem muzyki. Zastanawiałem się czy wyjść czy jednak odpuścić. Wtedy musiała zjawić się moja siostra ze swoimi gadkami. Jak zbyłem ją pojawił się Quick. No ludzie... Mam ich oboje serdecznie dość. Nie mają własnych spraw i problemów że czepiają się mnie. Nie mogą kierować cudzym życiem. Co robię i z kim jest tylko moją sprawą. I nikomu nic do tego. Udało mi się spławić i Quicka. Myślałem że będę miał już święty spokój. Ale wpadła Julka.
- A ty czego - wrzasnąłem
- Dupek - fuknęła
- Więc po co przylazłaś
- Chciałam tylko powiedzieć że Sasza i Al przyjechali. - powiedziała i skierowała się do wyjścia. - i wybacz o panie że przeszkadzam w tym co tam robisz
- Jula sorki - powiedziałem
Powinienem jej odpuścić. Luke wystarczająco jest dla niej nie miły.
- Spoko przywykłam - mruknęła
- Myślisz że Al naprawdę kocha tego ruska? - dopytałem
- Wiem że kochała ciebie a ty zachowałeś się jak dupek - fuknęła - ma dość facetów chyba stanę się lesbą
- Skarbie nie rób tego jesteś za ładna by być lesbą - powiedziałem
Uśmiechnęła się.
- Idziesz? - dopytała
- Chyba nie - wyznałem
Jula wyszła a ja znów walnąłem się na wyro i założyłem słuchawki na uszy. Zacząłem się zastanawiać czy powinienem z nią gadać. Nie wiem ile czasu minęło ale nawet przysnąłem. Przebudziłem się jak skończyła mi się lista. Na łóżku siedziała Al no tak pewnie znów będzie mi truć że śpię do południa. Na łóżku siedzi Al przecież to nie możliwe Al jest z ruskiem. Otworzyłem oczy i zerwałem się z łóżka. Wcale mi się to nie śniło.
- Co ty tu robisz? - spytałem
- Muszę z tobą pogadać - wyznała - ale bałam się cię obudzić.
- Chcesz bym dostał zawału - powiedziałem
- Drake ja... - zaczęła
- Wiem rozumiem - wypaliłem - Lex nie musisz mi nic tłumaczyć. Kochasz go okej. Przepraszam wczoraj przesadziłem. Nie powinienem był cię obrażać i naprawdę przepraszam. Masz prawo być z kim chcesz a mi nic do tego.
Al się popłakała. No nie wierze. Przecież ją przeprosiłem i powiedziałem że śmiało może być sobie z ruskiem. Więc czemu ona płacze.
- Al nie płacz - poprosiłem - naprawdę to rozumiem. Byłaś ze mną tylko dlatego że nie miałaś większego wyboru. Teraz wszystko powoli wraca do normy. Nasz związek od samego początku był skazany na porażkę.
Nie rozumiałem dlaczego rozpłakała się jeszcze bardziej. Odruchowo chciałem ją przytulić i musiałem się powstrzymywać by tego nie zrobić.
- Dlaczego płaczesz? - spytałem jednak ją przytulając to było silniejsze ode mnie - rozmazujesz sobie makijaż i wyglądasz jak byś szła na halloween. Lex chcę byś była szczęśliwa i jeżeli jesteś beze mnie ja to akceptuję. I nie przywalę ruskowi w mordę chociaż mam na to ogromną ochotę. Mogę być nawet dla niego miły jeżeli chcesz, mogę się z nim napić albo ograć go w karty. Jeżeli chcesz to nawet przegram tylko nie płacz.
Płakała dalej ale się nie odsunęła. Więc przytuliłem ją nie co pewniej. A nawet odważyłem się ją pocałować. Jak coś to dostanę w pysk co mi szkodzi.   

Od Lexi

Wszystko się posypało. Drake mnie nienawidzi, jestem w ciąży i okazuje się że dziecko może umrzeć. Byłam załamana, już nawet tam lecieć mi się nie chciało. Bo i po co. Ale jak teraz z nimi nie pogadam to druga okazja się nie nadarzy, przecież Sasza sam powiedział że to mój ostatni lot i już nigdzie nie będzie mnie zabierał.
Szybko się uszykowałam i całą drogę milczałam, Sasza kilkukrotnie próbował ze mną rozmawiać. Z każdą sekundą denerwowałam się coraz bardziej, a jeżeli jednak może być jeszcze gorzej? Jeżeli już nie tylko Drake mnie nienawidzi? Zresztą nie ważne, Luke jest moim bratem i nie ważne co bym zrobiła musi mnie wspierać. To mój brat.
Quick przywitał nas bardzo oficjalnie, nienawidziłam tego. Rozumiem że zgrywa biznesmena przed Saszą ale nie lubiłam rozmawiać z nim oficjalnie i on o tym wiedział. A może i on się na mnie obraził. Jacht naprawdę był wypasiony ale nie byłam w stanie go podziwiać. Qucik zaproponował abym poszła z Roz. Luke mnie przytulił, Jula też się przywitała i szybko się zmyła. Drake'a nigdzie nie widziałam. Rozi mnie porwała i zaciągnęła do pokoju.
-Mamy ściany dzwiękoszczelne, a więc nie musisz się martwić, możemy spokojnie pogadać- powiedziała zamykając drzwi, usiadłam na wielkim łóżku i się rozryczałam- Al, o co chodzi?- dopytała siadając obok mnie- ja naprawdę przepraszam.
Rozi mnie przytuliła i dała mi się wypłakać.
-Ja go kocham- przyznałam cicho.
-Kogo?- dopytała
-Rozi, no proszę cię, chociaż ty mi daruj. Mówię o twoim bracie.
-Wolałam się upewnić. Dlaczego powiedziałaś że jesteś z Saszą?
-Taki był warunek- wyjaśniłam ocierając łzy.
-Warunek?- powtórzyła
-No bo Sasza wiedział że z nimi rozmawiam no że z Alfredami, ja na początku zaprzeczałam ale to było bezsensu, przecież gdyby skończyła mu się cierpliwość zmusiłby mnie a więc postanowiłam się z nim dogadać i zyskać trochę czasu. Planowałam uciec ale spodziewał się że będę wyskakiwała z auta lub coś w tym stylu a więc wymyśliłam że poczekam aż mi zaufa. Postawiłam kilka warunków a w zamian miałam mu tłumaczyć co mówią.
-Jakie te warunki i ile mu przetłumaczyłaś?- dopytała Rozi ponaglająco. Czy ona też się na mnie obrazi?
-W sumie nie jestem wymagająca, zażyczyłam sobie jakieś głupoty aby na przykład zdjął kraty w pokoju, w nawiasie mam ten w którym ty byłaś.
-Zdjęcie krat nie było głupotą- oceniła
-No tak z tą różnicą że przy płocie jest ponad 30 ludzi. Chciałam telewizor i laptop. na laptop się nie zgodził bo mogłabym się z wami skontaktować. Chciałam też mieć z wami jakiś kontakt...
-Niech zgadnę też się nie zgodził?
-no właśnie, powiedział że to przemyśli. I mi zaproponował...
-Że jak oświadczysz że jesteś jego dziewczyną to będziesz mogła się  z nami zobaczyć- dokończyła.
-Właśnie.
-Tylko po co, co na tym zyskał?
-nie mam pojęcia- przyznałam- Nie przemyślałam tego, ja naprawdę musiałam z wami pogadać. A nic mu nie tłumaczę, skłamałam że Alfredy mówią po rosyjsku a ja nie znam języka. A więc na razie się uczę i idzie mi to tak kiepsko,  jeszcze trochę to potrwa.
-Ale nie będziesz mogła tego przeciągać nie wiadomo ile czasu- zauważyła
-A więc wtedy będę tłumaczyć to co będę chciała. Starałam się czegoś dowiedzieć ale nie wiele wiem.
-A ile wiesz?- dopytała
- Dowiedziałam się że Alfredów można zabić, trzeba trafić w serce, i działa na nich jakiś dzwięk, nie wiem jaki. Sasza często wysyła ich do krajów gdzie są zimni, ale jest coś jeszcze, wysłał kilku z bronią do Niemczech. Może dogaduje się z Niemcami, lepiej uważajcie.
-Wiemy, Aaron brał od niego broń, za to porwanie. -w milczeniu pokiwałam głową.- a dasz radę jakoś uciec?
-Nie wiem, naprawdę nie wiem. Próbowałam i udało mi się uciec na pół nocy i pół dnia, wyjechałam nawet do innego miasta ale Sasza mnie znalazł. Od tamtego czasu pilnuje mnie trzydziestu ludzi. Nie dam rady.- i znów zaczęłam płakać.
-Alex uspokój się. Przecież zawsze powtarzałaś że potrafisz o siebie zadbać. Wez się w garść- rozkazała- nie możesz się teraz rozklejać. Plan jest dobry. Niech ci zaufa może zwolni tych ludzi. Wtedy spróbuj raz jeszcze.
-Ok- zgodziłam się.- Drake mnie nienawidzi, prawda?
-Drake to kretyn i na razie nie zawracaj sobie nim głowy, musisz się skupić na ucieczce. Masz- podała mi telefon- schowaj go- posłusznie włożyłam telefon do stanika- będziemy w kontakcie, masz numer do Quicka. Ma pełno baterię ale musisz oszczędzać. ładowarkę mógłby zauważyć. Ale powinno starczyć. Postaraj się też aby zabrał cię na jakieś spotkanie gdzie będziemy.
-Nie zgodzi się, już dzisiaj nie chciał mnie zabrać- teraz powinnam powiedzieć że jestem w ciąży, już prawie powiedziałam ale stchórzyłam- powiedział że to ostatni raz.
-Dobra ale i tak spróbuj z nim o tym pogadać. Wydostaniemy cię stamtąd, Quick cały czas obmyśla jakiś plan.- wyjaśniła.
-Ok, a o co chodzi z Julką i Luke'em?- spytałam.
-To już nie twój problem,musisz się skupić...
-Na ucieczce- dokończyłam za nią- ale powiedz mi.
Rozi westchnęła zrezygnowana.
-Luke się załamał i zaczął chlać, Jula chyba z nim nie wyrabia.
-na pewno nie, Luke taki nie jest- zaprzeczyłam
-Ale taka jest prawda.
-A Drake?- dopytałam.
-Jest w pokoju, może spróbuj z nim pogadać- zaproponowała, chciałam z nim pogadać ale też się tego bałam.- on cię kocha, naprawdę chciał cie odbić, wciąż kłócił się o to z Quickem do czasu...
-Wywiadu- dokończyłam.
-Własnie, dobra chodz, pogadasz z nim i musimy wracać.
-Ok, w sumie to dobrze bo głodna jestem- powiedziałam poprawiając makijaż, chociaż nie wiem czy to ma sens skoro mam iść gadać z Drake'em.