Leżałam na łóżku i bezmyślnie wpatrywałam się w sufit. Drake kilkukrotnie próbował ze mną pogadać ale ja nie miałam na to ochoty. W sumie to nie miałam ochoty z nikim gadać dlatego zamknęłam się w pokoju razem z Zombie. Wokół kręciło się tylu ludzi że pies może zrobić sobie wolne. A tak naprawdę nie chciałam być sama. Nagle rozległo się pukanie do drzwi i nie czekając na moją reakcje do środka wszedł Luke. Pies zamerdał ogonem i przesunął się kiedy Luke usiadł obok mnie.
-Wszystko w porządku?- spytał.
-Taa
-Alex chyba powinnaś pogadać z Drake'em.- stwierdził.
-Po co? Nawet go nie lubisz.
-Nie to że go nie lubię. Po prostu często mnie irytuje w końcu to Drake. Ale widzę że ci na nim zależy co osobiście uważam za chore. - wyjaśnił pośpiesznie, nie mogłam powstrzymać uśmiechu- No i z tego co gadał wyszło że jest zazdrosny a to oznacza że raczej mu też na tobie zależy. To co pogadasz z nim?
-Może.
-Siostra błagam cię, przecież on się ode mnie nie odczepi do puki z nim nie pogadasz ,a sama wiesz jak Drake potrafi być wkurzający ,no i sterczy ci pod drzwiami. - zdziwiona spojrzałam na brata.- no serio. Chodzi ze mną krok w krok, jeszcze chwila a nawet będzie nocował u mnie w pokoju , i mówi że nie przestanie do puki cię nie przekonam. A więc pogadaj z nim.
I po tych słowach wstał i wyszedł zostawiając drzwi otwarte, słyszałam że coś tam szeptał z Drake'em a po chwili do pokoju wszedł Drake. Nie chętnie usiadłam na łóżku i oparłam się o ścianę.
-Masz pięć minut- powiedziałam na wstępie- No i odczep się od mojego brata bo jeszcze ktoś po myśli że gejem jesteś.
-Rozi z Quickiem i starcem jadą do Krakowa.- pytająco spojrzałam na niego. Byłam pewna że będzie chciał gadać o nas, a Luke mnie w tym utwierdził. Może jednak mu wcale nie zależy- Profesorek ma zamiar zacząć robić tą szczepionkę i musi coś tam zabrać z instytutu.
-A więc ktoś znalazł trzecią część?- spytałam maskując rozczarowanie.
-No nie a jako że to my sprzątaliśmy tą piwnice to uznałem że powinniśmy spróbować poszukać.
-Trzeba było od razu powiedzieć to już dawno byśmy tego poszukali- stwierdziłam wstając z łóżka. Zeszliśmy do piwnicy. Rozejrzałam się wokół. Mimo ze tu sprzątaliśmy no cóż wcale nie było tego widać. Szczerze nie wiedziałam nawet za co się zabrać najpierw.
-A w tym pamiętniku nie ma żadnych wskazówek?- spytałam wyjmując zawartość kartonów. Było tu pełno kartek. Jakieś listy, kartki z kalendarza, była nawet instrukcja do telewizora, plan domu ale raczej fałszywy bo nie było zaznaczonego bunkru. I masa notatek ale nic co by nam pomogło.
-Nie o tym chciałem pogadać.
-Co?- spytałam nic nie rozumiejąc czy ja naprawdę zadałam aż tak trudne pytanie?
-Dałaś mi pięć minut, a znalezienie tej receptury trochę nam się zejdzie. - zostawiłam te kartki i spojrzałam na Drake.
-Czyli wcale nie musimy znaleść tej receptury?- spytałam zirytowana.
-Nie no musimy. Ale przy okazji możemy pogadać. Twój brat twierdzi że powinniśmy szczerze porozmawiać.
-Nienawidzę cię- mruknęłam i zaczęłam z powrotem przeglądać te papiery. Niech on się w końcu zdecyduje czy chce ze mną gadać czy nie. Rozbawiony Drake ukucnął na przeciw mnie. Jak dobrze wiedzieć że choćby jedno z nas się dobrze bawi. Nagle złapał kosmyk moich włosów i zaczął się nimi bawić.
-Nie dotykaj mnie- fuknęłam zgarniając włosy do tyłu.
-Alex, wiem że zachowałem się jak dupek...
-Poszukamy tej receptury ale nie będę z tobą gadać- przerwałam mu.
-Ok, to ja pogadam. Idzie mi to całkiem niezle- powiedział i zaczął drzeć jedną z kartek. - Wtedy zachowałem się jak dupek, pewnie nie pierwszy raz i nie ostatni. Ok, masz racje jestem dupkiem i no przepraszam, ok? Nie chciałem ,żałuję i w ogóle. Masz prawo być na mnie wściekła, możesz nawet się na mnie obrażać...
-A po za tym że gadasz mógłbyś też zacząć szukać tej receptury? Bo jak będziesz tylko siedział i gadał to nigdy tego nie znajdziemy.
-Ty tak na poważnie?- spytał- Ja cię przepraszam, staram się być poważny a ty cały nastrój psujesz?- ale mimo narzekania wziął jeden z kartonów i zaczął przekładać kartki nawet na nie nie patrząc. No może nie powinnam nalegać aby wziął się do roboty.
-A więc na czym skończyłem?... ach no właśnie. Trochę przesadziłem, z tym Quickiem, no ale to trochę podejrzane że tak nagle się zjawia z tyloma ludzmi i niemalże wszystkim. Ma części na trzy wiatraki, materiały na budowę budynków, pełno żarcia nawet cole i kawę ma. No ale mimo wszystko nie powinienem zarzucać ci tego że wciąż coś do niego czujesz, bo nie czujesz?
-Oczywiście że nie, jest...dla mnie jak brat. Nie wiem skąd ci to w ogóle przyszło do głowy- i ugryzłam się w język miałam z nim nie gadać.
-No dobra ale kiedyś coś do niego czułaś, pózniej zaczął chodzić z moją siostrą i znikł. Kiedy wrócił wszystko kręciło się wokół niego, nie miałem pewności czy wciąż nic do niego nie czujesz.
-Ale już masz?- dopytałam.
-Już tak. A jeżeli chodzi o to co ja do ciebie czuje to myślałem że wiesz że cię kocham- zostawiłam te papiery i zarzuciłam mu ręce na szyje całując go. Drake chyba się tego nie spodziewał bo się zachwiał, usiadł na podłogę i po ciągnął mnie za sobą.
- Czegoś nie wymieniłem?- dopytał kiedy się do niego przytuliłam.
-Po protu nie byłam pewna czy mnie kochasz czy jesteś ze mną z braku laku- wyjaśniłam cicho z czego Drake się roześmiał.
-Nie śmiej się. No i nie znikaj tak bez słowa, naprawdę się martwiłam.
Nie wiem ile czasu tu tak siedzieliśmy i szczerze mało mnie to obchodziło. Spojrzałam na rozrzucone kartki, na jednej z nich był plan tego domu.
-A może jest jeszcze jedno ukryte pomieszczenie, może dlatego jeszcze nie znalezliśmy tej receptury. Bunkier odkryliśmy dopiero po kilku miesiącach. -zastanawiałam się na głos- Masz ten pamiętnik?
sobota, 7 października 2017
Od Rozi do Quicka
Tak jak oznajmił Drake. Nie czepiał się już Quicka ale z Alex chyba nadal się nie pogodził. Nie powinno mnie to obchodzić ale nie chciałam by się rozstali. Quicka znalazłam w pokoju jak czytał jakieś papiery.
- Chyba nie przeszkadzam - powiedziałam siadając na łóżko
- Oczywiście że nie przeszkadzasz - odparł szybko - rozmawiałem z profesorem - oznajmił
- O tej szczepiące? - dopytałam
- Tak - zaczął - Mariusz znalazł ten pamiętnik w piwnicy. I facet naprawdę miał coś nie tak z głową. Pisze jakimś szyfrem. I nadal nie wiemy gdzie ukrył trzecią część.
- Może gdzieś w bunkrze - powiedziałam - wiemy że ukrywał się tam przez cały czas. Prawdo podobnie umarł z głodu a tyle jedzenia miał pod nosem w piwnicy
- Trzeba będzie poszukać - zgodził się - Trzeba będzie też pojechać do Krakowa
- Po co?
- Profesor mówi że mógł by zacząć robić szczepionkę ma dwie części - wyjaśnił - ale potrzebuje czegoś z instytutu.
- Więc jedziemy do Krakowa - podłapałam
- Na to wygląda
Podeszłam do niego i go pocałowałam
- Dziękuje - oznajmiłam
- Za co? - spytał zdezorientowany
- Za to że próbujesz dogadać się z moim bratem wiem jakie to trudne
- Masz racje
- Dlatego mówię że to doceniam - wypaliłam, przytulając się do niego - myślisz że ktoś z tych ludzi może przekazywać jakieś informacje Ivanowi? - spytałam po chwili
Zamyślił się i myślałam że już mi nie odpowie
- Nie wiem - przyznał - przerasta mnie to trochę. Trzeba zacząć to wszystko organizować
- Musimy również pomyśleć o imieniu dla dziecka - powiedziałam. Jego mina była bezcenna - a tak właściwie to chciałam pogadać o Borysie
- O Borysie? - powtórzył Quick
- No o tym... - zaczęłam - no dobra powiem w prost. Drake i większość z nas denerwuje że on tak sterczy. No wiesz... jeżeli on już musi cię pilnować... chociaż sama nie wiem po co... to niech przynajmniej siedzi.
- Zobaczymy co da się zrobić - powiedział uśmiechając się
- Myślisz że ta szczepionka zadziała? - spytałam
Chciałam by wszystko wróciło do normy ale chyba nie potrafię sobie wyobrazić że zombie miały by zniknąć. Nie umiała bym wrócić już do normalności...
- John - zaczęłam. Tak właściwie to właśnie o tym chciałam z nim pogadać. Podobało mi się jego imię za to on jak je słyszał przygotowywał się chyba na trzecią wojnę światową. - Męczy mnie to już jakiś czas... znaczy... Pamiętasz jak mówiłeś o tych zmutowanych zombie i tak dalej
- Tak - odparł zbity z tropu
- I pamiętasz jak mnie zadrapał zombie - ciągnęłam - już w tedy byłam w ciąży. A jeżeli Ivan tworzy te zmutowane zombie w podobny styl. Wiesz co chce powiedzieć?
- Chyba nie przeszkadzam - powiedziałam siadając na łóżko
- Oczywiście że nie przeszkadzasz - odparł szybko - rozmawiałem z profesorem - oznajmił
- O tej szczepiące? - dopytałam
- Tak - zaczął - Mariusz znalazł ten pamiętnik w piwnicy. I facet naprawdę miał coś nie tak z głową. Pisze jakimś szyfrem. I nadal nie wiemy gdzie ukrył trzecią część.
- Może gdzieś w bunkrze - powiedziałam - wiemy że ukrywał się tam przez cały czas. Prawdo podobnie umarł z głodu a tyle jedzenia miał pod nosem w piwnicy
- Trzeba będzie poszukać - zgodził się - Trzeba będzie też pojechać do Krakowa
- Po co?
- Profesor mówi że mógł by zacząć robić szczepionkę ma dwie części - wyjaśnił - ale potrzebuje czegoś z instytutu.
- Więc jedziemy do Krakowa - podłapałam
- Na to wygląda
Podeszłam do niego i go pocałowałam
- Dziękuje - oznajmiłam
- Za co? - spytał zdezorientowany
- Za to że próbujesz dogadać się z moim bratem wiem jakie to trudne
- Masz racje
- Dlatego mówię że to doceniam - wypaliłam, przytulając się do niego - myślisz że ktoś z tych ludzi może przekazywać jakieś informacje Ivanowi? - spytałam po chwili
Zamyślił się i myślałam że już mi nie odpowie
- Nie wiem - przyznał - przerasta mnie to trochę. Trzeba zacząć to wszystko organizować
- Musimy również pomyśleć o imieniu dla dziecka - powiedziałam. Jego mina była bezcenna - a tak właściwie to chciałam pogadać o Borysie
- O Borysie? - powtórzył Quick
- No o tym... - zaczęłam - no dobra powiem w prost. Drake i większość z nas denerwuje że on tak sterczy. No wiesz... jeżeli on już musi cię pilnować... chociaż sama nie wiem po co... to niech przynajmniej siedzi.
- Zobaczymy co da się zrobić - powiedział uśmiechając się
- Myślisz że ta szczepionka zadziała? - spytałam
Chciałam by wszystko wróciło do normy ale chyba nie potrafię sobie wyobrazić że zombie miały by zniknąć. Nie umiała bym wrócić już do normalności...
- John - zaczęłam. Tak właściwie to właśnie o tym chciałam z nim pogadać. Podobało mi się jego imię za to on jak je słyszał przygotowywał się chyba na trzecią wojnę światową. - Męczy mnie to już jakiś czas... znaczy... Pamiętasz jak mówiłeś o tych zmutowanych zombie i tak dalej
- Tak - odparł zbity z tropu
- I pamiętasz jak mnie zadrapał zombie - ciągnęłam - już w tedy byłam w ciąży. A jeżeli Ivan tworzy te zmutowane zombie w podobny styl. Wiesz co chce powiedzieć?
Od Quicka
Tir, koń, no na tirze był koń no i co w tym dziwnego.
-Przepraszam Różyczko. - powiedziałem
-Pójdziesz za nią- stwierdziła.
-Tak- powiedziałem.-Ale wiesz że to nie jest tak.
-Wiem Jon. Mój brat jest skomplikowany i nie odpowiedzialny.
-No właśnie a ja znam trochę Al i pewnie poszła zalewać się łzami.
-Ufam ci więc idz.- pocałowałem Różyczkę w czoło na pożegnanie i powiedziałem- Wrócę jak ogarnę Alex i tego tira.
Wyszedłem i poszedłem w las.
-Surprise, chodz ze mną.- a Borys już za mną biegł.- Czy ja mówię do ciebie człowieku- ryknąłem- Czy ty jesteś kobietą niedzwiedziem- Jak mnie już niańczysz to poniańcz małe miśki.
-Szefowi ten grizli coś zrobi.
-Żeby zaraz coś tobie nie zrobił- odezwał się Luke. Gdy wyszedłem z Surprise na dwór której wcześniej nikt nie widział, wszyscy którzy mieli broń skierowali ja w jej kierunku. Ludzie z koloni zaczęli wrzeszczeć. Mariusz powoli powiedział
-Szefie spokojnie. Za tobą jest grizli.
-Mariusz niech opuszczą te pukawki.
-Szefie ale grizli.
-No wiesz mam takie trzy.
-Szef ma grizli ja pierdolę.
-Oswojone i wytresowane- stwierdziłem- Surprise idz przywitaj się z panem.
Pociągnąłem to bo zaczęła mnie bawić ta sytuacja.
-Może lepiej nie- powiedział Mariusz i zaczął spierdzielać.
-Uciekać ale nie zabijać niedziwdzia szefa- wrzeszczał. Z krzaczorów wypadł Zombiak który jeszcze bardziej ich wypłoszysz. Generalnie zrobiło się totalne spustoszenie. Wszyscy się pochowali po kątach. Mam nadzieję że moja rodzinka to widziała. Silne wojsko. Silna armia. Silna mafia a niedziwdzia się boją. Gwizdnąłem na palcach.
-Zombiak, prowadz do Alex. - bernańczyk popatrzył się na mnie zdziwiony- Do pani prowadz.
Pies zbaraniał no w sumie nie musiał mnie słuchać, nie znał mnie.
-Surprise. Idziemy do Alex.- a ta kurde popatrzyła się na mnie zdziwiona.
-No czego się gapisz- powiedziałem do niej- zaprowadz mnie do Alex. Zapomniałaś uczyliśmy się pewnych rzeczy.
Przez chwilę wąchała w powietrzu pózniej ruszyła na przód. Zombiak ją wyprzedził jakby zrozumiał o co chodzi i za chwilę znalezliśmy ryczącą Alex. Podszedłem do niej i przytuliłem ją tak po prostu.
-Nie rób tego Jon- powiedziała.
-Znowu- dopytałem. Ile razy słyszałem już swoje imię.
-Płacz Alex, płacz, musisz się wypłakać. Drake cię kocha naprawdę ja w to wierzę.
-Ty wierzysz- dopytała
-Znaczy ja to wiem, może tak. Faceci ogólnie mają problem z okazywaniem uczuć i emocji. A ja i Drake to chyba jesteśmy ewenementem na skalę krajową.
-Ty go bronisz- dopytała- Lejecie się zabijacie ale męska solidarność- ryczała dalej.
-Alex to nie tak że go bronię że męska solidarność. Ja po prostu sam to nie dawno przerobiłem nawet nie umiałem przytulić Rozi jak trzeba.
-Ale mnie przytulasz- skomentowała
-Ale nie tak jak Rozi to jest coś innego, wyjaśnijmy to sobie od razu.- odskoczyła ode mnie otarła łzy.
-No właśnie Rozi teraz będzie się mnie czepiać że cie podrywam.
-Alex moje Słoneczko takie nie jest. Mamy tylko siebie. I dążymy się ogromnym zaufaniem.
-chodz już lepiej do domu- powiedziała Alex.- Bo zaczynasz bredzić.
-Alex ja nie chcę się zwami wszystkimi kłócić jesteśmy prawie jak rodzina. Drake popłynął przeze mnie, nie ufa mi ja wiem ale stara się. Każdy musi jakoś odreagować. Sytuacja jest bardzo trudna. Ale wszystko pod kontrolą jest tak?
-No tylko cała ta obstawa.- uśmiechnąłem się
-Obstawa, obstawa taka silna że uciekli na widok niedzwiedza. Chociaż mogli 50 razy go zabić.
-Ty wiesz Quick jak poprawić mi humor.- powiedziała- to co uwolnisz tego konia?
-Wiesz ja tak naprawdę to nie wiem o czym ty do mnie mówisz.
-Tam w tym tirze jest koń.
-Skąd wiesz że to koń, Mariusz powiedział że to bestia jakaś.
-On rży i chyba cierpi. Może jest głodny.
-Dobrze zobaczymy to. Możesz pójść zawołać Rozi i wszystkich którzy chcieli by zobaczyć co tam jest. No bo to niby prezent, nawet wstążka jest.
Oczywiście przyszli wszyscy. Zawołałem też chłopaków i otworzyliśmy tego tira. Widok powalił wszystkich. Przy samych drzwiach stała klacz a spod ogona wystawały jej kopyta.
-Mariusz gdzie jest ten list od Ivana
-Szefie chciałem zauważyć że ona się zrebi.
-A skąd ty wiesz że to jest ona
-No przecież kopyta jej z...z... wystają.
-Każdy koń ma kopyta.
-Ale nie sześć szefie- powiedział Mariusz.
-No daj mi ten kurwa list.
-Będzie szef czytał a tu się zrebak rodzi.
-Jak musi to niech się rodzi ja muszę przeczytać.- i wtedy usłyszałem mój kochany babiniec trzy razy
-Jon
-Wiecie kobitki że to brzmi jak skazanie człowieka na fotel elektryczny.
-No zrób coś- powiedziała Rozi
-O rety! Dobra może chociaż na to nie patrzcie. Mariusz wołaj Borysa ktoś mi musi pomóc co ja położna jestem.
-Chyba weterynarz- stwierdził Mariusz.
-Ty już mi nie zmieniaj kwalifikacji. Puść kogoś niech przyniosą grabie widły, cokolwiek.
-Zabijesz go- dopytała Rozi- tego zrebaczka.
-nie słonko trzeba będzie tu trochę posprzątać. Teraz już wiem przynajmniej skąd ten tir z żarciem dla koni.
-A co ty myślałeś że będziemy spali na słomie- spytał Borys.
-Mariusz, Borys musicie mi pomóc.
-Ja mogę pomóc ale od głowy strony- powiedział Mariusz.
-A ja mogę potrzymać żeby się nie ruszała- powiedział Borys.
-Eee no a szef musi zrobić cała resztę.
-No dobra- powiedziałem- ale z programów przyrodniczych to wiem że te kopytne rodzą na stojąco. To jak tak trzymasz to skrzyknij jeszcze parę osób żeby się nie położyła.
-Widzisz Borys- powiedział Mariusz ciągnąć klacz w głąb samochodu -Szef to ma łeb. On zawsze wie co ma robić.
-Masz łeb i chuj to kombinuj- odparł na to Borys. Zdjąłem kurtkę i tak jak na programach z doktor Polem są kopyta trzeba ciągnąć.
-A jak zdechł- zapytał Mariusz- bo ona od wczoraj się tak rzuca.
-To nie wiem- powiedziałem- wyjąć trzeba. Potrzebuję koca, jakiś ręczników ,słomy, chyba potrzebuję.
-ja polecę- powiedział Krzysiek
-Nie niech idzie ten Mateusz czy jak mu tam idz ty tam.- no i tamten pobiegł.
-Krzysiek chodz tu. Kawa była dobra ale teraz musisz mi pomóc.
-To moje zadanie- powiedział Krzysiek z radością.
-Na obecną chwilę tak. Nie jestem znawcą ale wydaje i się ze zrebak nie powinien tak walnąć o glebę, jak na filmach to przynajmniej łapie go coś żeby nie upadł.
-Czyli ostatnią część zrebaka- dopytał Krzysiek
-Dokładnie powiedziałem. No i zacząłem go ciągnąć za kopyta. Cholera nie wiedziałem że to tak ciężko. Nie wiem po jak długim czasie ale powoli zaczął się przesuwać. Dziewczyny zagryzały paznokcie i wreszcie żeśmy go wyciągnęli cały taki o ble... Krzysiek podał mi ręczniki ktoś słomę, ktoś pytał czy żyje.
-Jest ciepły i mokry ale chyba nie oddycha- powiedziałem.
-Zrób coś Jony nie on może umrzeć.- tylko nie Rozi, nie ona. Dobra to jak na filmie pomyślałem.
-Mariusz zabierz klacz bo go jeszcze kopnie.- najpierw ręcznikiem zacząłem wycierać mu pysk potem grzebać mu w gębie. Potem wycierać go całego ale nic to nie dało. Zrebak miał fioletowy język szybko zlokalizowałem która to jest lewa strona i zacząłem energicznie trzeć go ręcznikiem.
-No żyj kurwa- wrzeszczałem do zrebaka. - nie możesz mi tu zdechnąć. Ja zapierdole tego Ivana żywcem.
-no tylko skurwysyn daje klacz na wykluciu do transportu- powiedział Mariusz. Po kilku minutach zrebak otworzył oczy. Pózniej próbował złapać oddech nadal tarłem go tym ręcznikiem już myślałem że do gołej skóry się dotrę. I nagle zaczął wierzgać kopytami. Gdy tak się wyginał próbując wstać przy kapowałem że to klacz. Odskoczyłem od zrebaka.
-Mamy księżniczkę. - i tak już zostało.
-Będzie miała na imię Księżniczka- dopytała Rozi.
-Jeżeli tak chcesz Słońce. Jest twoja. I tak jak ty jesteś moją Księżniczką tak ta klacz będzie miała na imię Księżniczka.
Zrebak chwiejąc się na nogach wreszcie się podniósł, od raz podszedł do klaczy, jednak ta nie chciała współpracować a zrebak był głodny.
-Mariusz, Borys unieruchomić klacz z prawej strony.
-Cały tir pierdolnie na glebę.
-Jak pierdolnie to będziemy leżeć.
Księżniczka wreszcie się najadła, podszedłem do klaczy wziąłem ją za linkę pociągnąłem aby ja wyprowadzić z tira.
-A zrebak?- dopytał Mariusz.
-Księżniczka za matką pójdzie. Sprzątnijcie tira, wykonać, natychmiast.
Wyprowadziłem klacz na ulicę.
-Quick ty chyba nie zamierzasz...- zaprotestowała Rozi.
-Różyczko bez komentarza, wiem co robię. Zamierzam.
-A Księżniczka?- dopytała Rozi
-Zrebak zawsze idzie za matką jak szczeniak za suką.
-Jon- ostrzegła mnie Amanda
-Spierdalaj kosmodromie.- złapałem klacz za grzywę wskoczyłem na nią przywiązałem drugi koniec linki do uzdy, przerzuciłem linkę przez łeb z ciągnąłem ją do siebie trochę chyba za mocno. Bo klacz stanęła dęba. Aż prawie spadłem.
-No wyluzuj mała, wyluzuj- powiedziałem spokojnie.
-Wiesz co robisz- zapytała Alex.
-Nie wiem, dziewczyny.- i walnąłem klacz w zadek a ta poszła jak rakieta.- kobieto masz dziecko- gadałem do niej żeby ją z hamować. Lekko z ciągnąłem linkę, klacz zwolniła do stępa Księżniczka dobiegła.
-No pięknie maleńka. Teraz tylko żebyśmy się nie spocili. No i powolutku wracamy.
Ludzie opróżniali tira ze słomy. Gdy dojechałem zeskoczyłem z klaczy a dziewczyny zaczęły zachwycać się zrebakiem.
-Księżniczka jest jeszcze mokra- stwierdziła Rozi.
-Trzeba je gdzieś umieścić.
-Najlepiej będzie w garażu, mistrzu- skwitował Drake oparty o barierkę ganku.
-Ale garaż jest załadowany- stwierdził Mateusz.
-To go u sprzątnijcie- polecił Drake.
- Mariusz dawaj ludzi- powiedziałem. Wypuściłem klacz i zrebaka na podwórko i po prostu poszedłem do domu ale Mariusz nie dawał za wygraną.
-A mówiłem że szef zawsze daje radę.
-No ale nie z babami- odezwał się Drake.
-A ty to kurwa co- powiedział Mariusz- zadajesz się z typami z pod ciemnej gwiazdy grasz sobie w pokerka rzygasz ludziom na buty a pózniej kurwa jebana księżniczka. Bo cytuje ,,szefuńcio to mój szwagierek" mam mówić dalej?- spytał Mariusz.
-Umyj buty- odgryzł się Drake- bo masz w gównie
-B. Z. K.- stwierdził Mariusz.
Od Lexi
-Nic nie jesz.- stwierdził Luke.
-Bo się odchudzam- mruknęłam cicho. Przy stole siedzieli już wszyscy poza Drake'em i Rozi.
-Jak tam chcesz- odpowiedział. Zamyślona zaczęłam się bawić bransoletką. Była złota z wygrawerowaną zawieszką ,,na pamiątkę od psychopaty".
W końcu Drake i Rozi wrócili. Oczywiście Drake musiał zacząć akcję.
-Znowu bredzisz- mruknęłam i aby nie odezwać się raz jeszcze zaczęłam jeść. Drake ostatnimi czasami zrobił się nieznośnie irytujący. Sama nie wiedziałam co o tym sądzić. Jak tylko Quick sprowadził tych ludzi obawiałam się że mnie zostawi. W sumie nawet nigdy nie powiedział że mnie kocha. A jeżeli był ze mną bo byłam jedyną dziewczyną bo Pati nie liczyłam. Kiedy Mariusz i Borys wyjęli broń Quick tylko na nich spojrzał a ci potulnie wrócili na miejsce. Poszłam do kuchni pod pretekstem posprzątania po śniadaniu. Oczywiście babunia poszła za mną i dyrygowała że to robię zle że mam to tak a tamto tak zrobić. W sumie nawet jej nie słuchałam jedynie upierałam się że ja to zrobię kiedy chciała mnie wyręczyć. Po chwili przyszedł Drake.
-Chyba powinienem cię przeprosić- stwierdził opierając się o framugę.
-Chyba to i tak nic nie da.- stwierdziłam.
-Alex...
-No co, teraz mnie przeprosisz a na wieczór znów gdzieś sobie pojedziesz bez słowa i wrócisz na pruty? I tak cholera wie ile czasu? Nigdy nawet nie powiedziałeś że mnie kochasz, to wszystko nie ma sensu.- podsumowałam i w milczeniu zmywałam dalej.
-Myślałem że nie muszę ci tego mówić.
-To może przestań myśleć bo ci to ostatnio nie wychodzi.
-Kochanie ja naprawdę zrobię to lepiej i szybciej- powtórzyła babcia jak by w ogóle nie zauważyła że zaczynamy się kłócić.
-A ty myślisz że jesteś ode mnie lepsza? Zawsze stajesz po stronie Quicka...
-Drake po jaką cholerę wplątujesz w to Quicka. Mówimy o nas a nie o tym czy powinniśmy ufać Quickowi czy może lepiej nie.
-Ale ja mówię o nas. Zawsze jest Quick to Quick tamto. Quick wie lepiej, Quick by zrobił to tak, możemy zaufać Quickowi a może ty go wciąż kochasz?
-Drake jesteś pijany czy może nie słyszysz co mówisz?- nagle talerz który myłam pękł mi w ręku kalecząc mnie.
-No widzisz mówiłam że ja pozmywam.- wtrąciła się babcia.
-Nie to chyba ty nie słyszysz co mówisz i nie widzisz co robisz.
-Dokładnie- przytaknęła babcia- leci ci krew choć mój mąż to opatrzy.-i próbowała mnie gdzieś zaciągnąć ale stałam twardo.
-A może Amanda miała rację to co pokłócicie się teraz?
Tak, tą kłótnie wygrał Drake. I chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co powiedział. Zostawiłam to zmywanie, staruszkę i Drake. Kiedy miałam otworzyć drzwi za rękę złapał mnie Luke.
-Puść mnie- poprosiłam.
- Znów zaczęłaś się robić okropną pesymistką. Drake to dupek...
-Tak, tak zawsze masz rację a teraz możesz mnie puścić?
-Nie mogę. Znamy się nie od dziś zaraz zrobisz coś głupiego.
-Spoko za trzy miesiące mi przejdzie.- próbowałam wyrwać rękę ale na marne.
-Wrócę obiecuje. A i Quick mógłbyś coś zrobić z tym koniem jeszcze z głodu zdechnie- zawołałam przypominając sobie o tym tirze który przyjechał.
-Co? Jaki koń?
-Nie ważne- odparłam a jak tylko Luke mnie puścił ruszyłam przed siebie a Zombie zaczął biegać na około mnie i szczekać. Dopiero kiedy weszłam w las pozwoliłam łzom spłynąć.
-Bo się odchudzam- mruknęłam cicho. Przy stole siedzieli już wszyscy poza Drake'em i Rozi.
-Jak tam chcesz- odpowiedział. Zamyślona zaczęłam się bawić bransoletką. Była złota z wygrawerowaną zawieszką ,,na pamiątkę od psychopaty".
W końcu Drake i Rozi wrócili. Oczywiście Drake musiał zacząć akcję.
-Znowu bredzisz- mruknęłam i aby nie odezwać się raz jeszcze zaczęłam jeść. Drake ostatnimi czasami zrobił się nieznośnie irytujący. Sama nie wiedziałam co o tym sądzić. Jak tylko Quick sprowadził tych ludzi obawiałam się że mnie zostawi. W sumie nawet nigdy nie powiedział że mnie kocha. A jeżeli był ze mną bo byłam jedyną dziewczyną bo Pati nie liczyłam. Kiedy Mariusz i Borys wyjęli broń Quick tylko na nich spojrzał a ci potulnie wrócili na miejsce. Poszłam do kuchni pod pretekstem posprzątania po śniadaniu. Oczywiście babunia poszła za mną i dyrygowała że to robię zle że mam to tak a tamto tak zrobić. W sumie nawet jej nie słuchałam jedynie upierałam się że ja to zrobię kiedy chciała mnie wyręczyć. Po chwili przyszedł Drake.
-Chyba powinienem cię przeprosić- stwierdził opierając się o framugę.
-Chyba to i tak nic nie da.- stwierdziłam.
-Alex...
-No co, teraz mnie przeprosisz a na wieczór znów gdzieś sobie pojedziesz bez słowa i wrócisz na pruty? I tak cholera wie ile czasu? Nigdy nawet nie powiedziałeś że mnie kochasz, to wszystko nie ma sensu.- podsumowałam i w milczeniu zmywałam dalej.
-Myślałem że nie muszę ci tego mówić.
-To może przestań myśleć bo ci to ostatnio nie wychodzi.
-Kochanie ja naprawdę zrobię to lepiej i szybciej- powtórzyła babcia jak by w ogóle nie zauważyła że zaczynamy się kłócić.
-A ty myślisz że jesteś ode mnie lepsza? Zawsze stajesz po stronie Quicka...
-Drake po jaką cholerę wplątujesz w to Quicka. Mówimy o nas a nie o tym czy powinniśmy ufać Quickowi czy może lepiej nie.
-Ale ja mówię o nas. Zawsze jest Quick to Quick tamto. Quick wie lepiej, Quick by zrobił to tak, możemy zaufać Quickowi a może ty go wciąż kochasz?
-Drake jesteś pijany czy może nie słyszysz co mówisz?- nagle talerz który myłam pękł mi w ręku kalecząc mnie.
-No widzisz mówiłam że ja pozmywam.- wtrąciła się babcia.
-Nie to chyba ty nie słyszysz co mówisz i nie widzisz co robisz.
-Dokładnie- przytaknęła babcia- leci ci krew choć mój mąż to opatrzy.-i próbowała mnie gdzieś zaciągnąć ale stałam twardo.
-A może Amanda miała rację to co pokłócicie się teraz?
Tak, tą kłótnie wygrał Drake. I chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co powiedział. Zostawiłam to zmywanie, staruszkę i Drake. Kiedy miałam otworzyć drzwi za rękę złapał mnie Luke.
-Puść mnie- poprosiłam.
- Znów zaczęłaś się robić okropną pesymistką. Drake to dupek...
-Tak, tak zawsze masz rację a teraz możesz mnie puścić?
-Nie mogę. Znamy się nie od dziś zaraz zrobisz coś głupiego.
-Spoko za trzy miesiące mi przejdzie.- próbowałam wyrwać rękę ale na marne.
-Wrócę obiecuje. A i Quick mógłbyś coś zrobić z tym koniem jeszcze z głodu zdechnie- zawołałam przypominając sobie o tym tirze który przyjechał.
-Co? Jaki koń?
-Nie ważne- odparłam a jak tylko Luke mnie puścił ruszyłam przed siebie a Zombie zaczął biegać na około mnie i szczekać. Dopiero kiedy weszłam w las pozwoliłam łzom spłynąć.
Od Drake do Quicka
Miałem racje jak tylko wróciliśmy do domu przy stole było już zgromadzenie i śniadanie. A Quick jak się spodziewałem właśnie wezwał do siebie psa nr 1 i psa nr 2.
- Spoko wróciliśmy nie potrzeba psów tropiących
Mariusz spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Minąłem go bez słowa i usiadłem na wolnym krzesełku. Rozi weszła za raz za mną.
- Gdzie byliście? - spytał Quick
Rozi chciała już się odezwać ale ją uprzedziłem
- Poszliśmy na poranny spacer. Pogadaliśmy z sąsiadami...
- Znowu bredzisz - przerwała mi Alex
- Byliśmy przy wiatraku - wyjaśniła Rozi
- Skoro już jesteście to może zjecie z nami śniadanie? - odezwałem się do Mariusza i Borysa - no chyba że mam wam podać jak psom. Resztki z pańskiego stołu na podłodze
Mariusz już ruszył się w moją stronę. Zatrzymał się gdy spojrzał na niego Quick. I kto mi powie że nie zachowują się jak psy.
- Drake - warknęła Rozi - jak możesz być takim dupkiem
- Mówię prawdę - powiedziałem - jak inaczej ich nazwiecie niż wiernymi psami.
Wszyscy patrzyli na mnie jak na ufo, a przecież tylko jadłem. I chyba nawet się nie ubrudziłem a może jednak.
- No co? - dopytałem
- Po za tym że znowu masz jazdy? - dopytał się Luke
- Właśnie może wyjaśnisz nam dlaczego pozmieniałeś kody? - zapytała Pati
- Ok ale najpierw powiedz im aby usiedli - powiedziałem do Quicka
On też patrzył na mnie jak bym co najmniej zmienił w zombie ale wydał polecenie Mariuszowi i Borysowi.
- Pozmieniałem kody bo ci nie ufam - wyjaśniłem mówiąc do Quicka
- Drake - błagała mnie Rozi
- Daj mi dokończyć - powiedziałem do niej - nie ufam ci, nie ufam im - wskazałem na starszych państwa - ani im - wskazałem na Mariusza i Borysa. - ale ty też nam nie ufasz
- Co takiego? - dopytał Quick
- Czemu trzymasz przy sobie tę kochankę - wskazałem na Borysa - i nie tylko mnie denerwuje że stoi z wymierzoną w nas bronią. Dlaczego obstawiasz cały dom? Nie musisz odpowiadać. Co do profesorka nie mam pewności że nie pracuje dla Ivana. Kręci się obok nas może zdaje mu raporty. Czemu tak bardzo przestraszyło was gdy zmieniłem kody? - spytałem resztę - Przecież nie umarli byście z głodu przez jakiś czas. A im ufacie. Więc broń nie była wam potrzebna. Powiem wam prawdę wy również im nie ufacie tylko nie chcecie się przyznać. Kiedy ostatnio nosiliśmy broń w domu? Już od dawana tego nie robiliśmy ale jak tylko pojawił się Quick każdy z was trzyma przy sobie spluwę, a nawet bierzecie ją na noc do pokoju. Zmieniłem kody bo chciałem wam udowodnić że nie czujecie się pewnie w domu nie mówiąc już nic o zewnątrz. Jak tak chcecie okej... nie będę wchodził ci Quick w drogę a nawet pomogę ci z budową tej osady ale jeżeli uznam że coś kombinujesz, że zamierzasz nas zdradzić to bez wahania strzelę ci w łeb.
Mariusz i Borys podnieśli się z z krzesełka wyciągając broń.
- Spoko wróciliśmy nie potrzeba psów tropiących
Mariusz spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Minąłem go bez słowa i usiadłem na wolnym krzesełku. Rozi weszła za raz za mną.
- Gdzie byliście? - spytał Quick
Rozi chciała już się odezwać ale ją uprzedziłem
- Poszliśmy na poranny spacer. Pogadaliśmy z sąsiadami...
- Znowu bredzisz - przerwała mi Alex
- Byliśmy przy wiatraku - wyjaśniła Rozi
- Skoro już jesteście to może zjecie z nami śniadanie? - odezwałem się do Mariusza i Borysa - no chyba że mam wam podać jak psom. Resztki z pańskiego stołu na podłodze
Mariusz już ruszył się w moją stronę. Zatrzymał się gdy spojrzał na niego Quick. I kto mi powie że nie zachowują się jak psy.
- Drake - warknęła Rozi - jak możesz być takim dupkiem
- Mówię prawdę - powiedziałem - jak inaczej ich nazwiecie niż wiernymi psami.
Wszyscy patrzyli na mnie jak na ufo, a przecież tylko jadłem. I chyba nawet się nie ubrudziłem a może jednak.
- No co? - dopytałem
- Po za tym że znowu masz jazdy? - dopytał się Luke
- Właśnie może wyjaśnisz nam dlaczego pozmieniałeś kody? - zapytała Pati
- Ok ale najpierw powiedz im aby usiedli - powiedziałem do Quicka
On też patrzył na mnie jak bym co najmniej zmienił w zombie ale wydał polecenie Mariuszowi i Borysowi.
- Pozmieniałem kody bo ci nie ufam - wyjaśniłem mówiąc do Quicka
- Drake - błagała mnie Rozi
- Daj mi dokończyć - powiedziałem do niej - nie ufam ci, nie ufam im - wskazałem na starszych państwa - ani im - wskazałem na Mariusza i Borysa. - ale ty też nam nie ufasz
- Co takiego? - dopytał Quick
- Czemu trzymasz przy sobie tę kochankę - wskazałem na Borysa - i nie tylko mnie denerwuje że stoi z wymierzoną w nas bronią. Dlaczego obstawiasz cały dom? Nie musisz odpowiadać. Co do profesorka nie mam pewności że nie pracuje dla Ivana. Kręci się obok nas może zdaje mu raporty. Czemu tak bardzo przestraszyło was gdy zmieniłem kody? - spytałem resztę - Przecież nie umarli byście z głodu przez jakiś czas. A im ufacie. Więc broń nie była wam potrzebna. Powiem wam prawdę wy również im nie ufacie tylko nie chcecie się przyznać. Kiedy ostatnio nosiliśmy broń w domu? Już od dawana tego nie robiliśmy ale jak tylko pojawił się Quick każdy z was trzyma przy sobie spluwę, a nawet bierzecie ją na noc do pokoju. Zmieniłem kody bo chciałem wam udowodnić że nie czujecie się pewnie w domu nie mówiąc już nic o zewnątrz. Jak tak chcecie okej... nie będę wchodził ci Quick w drogę a nawet pomogę ci z budową tej osady ale jeżeli uznam że coś kombinujesz, że zamierzasz nas zdradzić to bez wahania strzelę ci w łeb.
Mariusz i Borys podnieśli się z z krzesełka wyciągając broń.
Od Rozi do Drake
Quick był czymś zajęty w sumie sama nie do końca wiedziałam czym. Zaskoczył mnie również fakt że rozmawiał z nim Krzysiek i albo oboje coś kręcą, albo faktycznie tylko rozmawiali. Miałam jednak nadzieje że to drugie, ale żeby tego się dowiedzieć musiałam ich po obserwować. Zeszłam na dół by pogadać z Drake'em. W salonie nikogo nie było tylko Drake siedział na kanapie.
- Boli mnie głowa - poskarżył się na wejściu
- Nie zamierzam na ciebie wrzeszczeć - odparłam spokojnie siadając obok niego - ale nie powinieneś zmieniać tych kodów. A przede wszystkim nie powinieneś wychodzić nikomu nic nie mówiąc. Martwiliśmy się o ciebie
- Gadasz jak matka - wypalił
- Nie matka mówiła tak - zaczęłam - I po co ci to było? W kogo tyś się wdał...
- Tak - zgodził się Drake - ale mówiła też że przeze mnie po nocach spać nie może
- Zawsze jak wychodziłeś - powiedziałam - wracałeś kilka dni pózniej i zawsze pijany i pobity. Zawsze pakowałeś się w kłopoty na własne życzenie. Odkąd to się zaczęło nie robiłeś takich akcji
- Wrócił bym do domu. Quick nie musiał wysyłać swoich szakali. Nie musiał również niszczyć drzwi
- Po prostu odpuście, oboje - poprosiłam - Postawiłeś na swoim stałeś się gwiazdą
- Nie przypominaj - mruknął - wiatrak szwankuje - zauważył - Nie ma ciepłej wody, światło też miga. Idziesz ze mną?
- Do wiatraka? - dopytałam
- No... Jak dawniej kiedy tu przyjechaliśmy
- Ale nie będziesz wchodzić na górę - upewniłam się
- Nie będę - zapewnił - zobaczymy tylko co się zepsuło
- Dobra - zgodziłam się
Wyszliśmy z domu, oczywiście Drake na ganku musiał zostawić swój ślad. Na zewnątrz przy ogrodzeniu jak zawsze stało około 10 uzbrojonych.
- Ufasz Quickowi - zaczął Drake - i chcesz aby ja też mu zaufał. Chociaż on obstawia się jak by ktoś miał zaraz skrócić go o głowę.
- Nie prawda - zaprzeczyłam
- Więc po co oni tu sterczą? - zapytał Drake - po co w domu sterczy Borys?
- Bo... - zaczęłam ale nie miałam żadnego pomysłu na logiczną odpowiedz.
Pociągnął mnie za rękę i przeszliśmy przy ochroniarzach. Bo tak zaczęłam ich nazywać. Spojrzeli na nas ale nic nie powiedzieli. Szliśmy ulicami które jeszcze parę dni temu były puste, ale teraz kręciło się po nich kilkoro ludzi.
- Ufasz mu? - spytał Drake pokazując na jednego z przechodzących mężczyzn
- Nie znam go - odparłam
- Właśnie, a temu ufasz - wskazał na drugiego - a tamtemu, a temu który stoi tam, a tej dwójce która całuje się przy tamtym drzewie
Pokazał mi chyba wszystkich których mijaliśmy
- Wiem o co ci chodzi - oznajmiłam po chwili - nie znamy ich ale to nie znaczy że są zagrożeniem. Wczoraj grałeś z kilkoma i jeszcze żyjesz - zauważyłam - Może po prostu spróbujmy ich poznać. Oni nawet nie mają broni
- Oni nie - zgodził się Drake - ale są ci którzy mają i jest ich ponad 300 razy więcej od nas
- Tych ludzi też jest dużo ktoś musi ich bronić - powiedziałam - są tu dzieci i jak widzisz ludzie którzy chcę żyć normalnie - wypaliłam patrząc na całującą się parę.
- A może właśnie ten - wskazał na chłopaka który całował się z dziewczyną - albo tamten - wskazał ta typka palącego fajkę - pracuje dla Ivana i jest jego wtyką. Nie wiesz tego, ja też nie. I nawet jak ich poznamy to nie będziesz wiedzieć.
Doszliśmy do wiatraka. Drake bez słowa zaczął się przy nim kręcić. Coś tam dłubał coś odłączał, coś podłączał i w końcu zadowolony z siebie patrzył na swoje dzieło
- I co? - dopytałam
- Chyba się udało - stwierdził Drake - ale trzeba będzie wejść na górę. Dziś nie dam rady
- Drake... - zaczęłam
- Spróbuję się z nim dogadać - odparł - chodzimy wracajmy. Pewnie jest już śniadanie i za chwile twój chłopak przyśle swoje pieski.
- Boli mnie głowa - poskarżył się na wejściu
- Nie zamierzam na ciebie wrzeszczeć - odparłam spokojnie siadając obok niego - ale nie powinieneś zmieniać tych kodów. A przede wszystkim nie powinieneś wychodzić nikomu nic nie mówiąc. Martwiliśmy się o ciebie
- Gadasz jak matka - wypalił
- Nie matka mówiła tak - zaczęłam - I po co ci to było? W kogo tyś się wdał...
- Tak - zgodził się Drake - ale mówiła też że przeze mnie po nocach spać nie może
- Zawsze jak wychodziłeś - powiedziałam - wracałeś kilka dni pózniej i zawsze pijany i pobity. Zawsze pakowałeś się w kłopoty na własne życzenie. Odkąd to się zaczęło nie robiłeś takich akcji
- Wrócił bym do domu. Quick nie musiał wysyłać swoich szakali. Nie musiał również niszczyć drzwi
- Po prostu odpuście, oboje - poprosiłam - Postawiłeś na swoim stałeś się gwiazdą
- Nie przypominaj - mruknął - wiatrak szwankuje - zauważył - Nie ma ciepłej wody, światło też miga. Idziesz ze mną?
- Do wiatraka? - dopytałam
- No... Jak dawniej kiedy tu przyjechaliśmy
- Ale nie będziesz wchodzić na górę - upewniłam się
- Nie będę - zapewnił - zobaczymy tylko co się zepsuło
- Dobra - zgodziłam się
Wyszliśmy z domu, oczywiście Drake na ganku musiał zostawić swój ślad. Na zewnątrz przy ogrodzeniu jak zawsze stało około 10 uzbrojonych.
- Ufasz Quickowi - zaczął Drake - i chcesz aby ja też mu zaufał. Chociaż on obstawia się jak by ktoś miał zaraz skrócić go o głowę.
- Nie prawda - zaprzeczyłam
- Więc po co oni tu sterczą? - zapytał Drake - po co w domu sterczy Borys?
- Bo... - zaczęłam ale nie miałam żadnego pomysłu na logiczną odpowiedz.
Pociągnął mnie za rękę i przeszliśmy przy ochroniarzach. Bo tak zaczęłam ich nazywać. Spojrzeli na nas ale nic nie powiedzieli. Szliśmy ulicami które jeszcze parę dni temu były puste, ale teraz kręciło się po nich kilkoro ludzi.
- Ufasz mu? - spytał Drake pokazując na jednego z przechodzących mężczyzn
- Nie znam go - odparłam
- Właśnie, a temu ufasz - wskazał na drugiego - a tamtemu, a temu który stoi tam, a tej dwójce która całuje się przy tamtym drzewie
Pokazał mi chyba wszystkich których mijaliśmy
- Wiem o co ci chodzi - oznajmiłam po chwili - nie znamy ich ale to nie znaczy że są zagrożeniem. Wczoraj grałeś z kilkoma i jeszcze żyjesz - zauważyłam - Może po prostu spróbujmy ich poznać. Oni nawet nie mają broni
- Oni nie - zgodził się Drake - ale są ci którzy mają i jest ich ponad 300 razy więcej od nas
- Tych ludzi też jest dużo ktoś musi ich bronić - powiedziałam - są tu dzieci i jak widzisz ludzie którzy chcę żyć normalnie - wypaliłam patrząc na całującą się parę.
- A może właśnie ten - wskazał na chłopaka który całował się z dziewczyną - albo tamten - wskazał ta typka palącego fajkę - pracuje dla Ivana i jest jego wtyką. Nie wiesz tego, ja też nie. I nawet jak ich poznamy to nie będziesz wiedzieć.
Doszliśmy do wiatraka. Drake bez słowa zaczął się przy nim kręcić. Coś tam dłubał coś odłączał, coś podłączał i w końcu zadowolony z siebie patrzył na swoje dzieło
- I co? - dopytałam
- Chyba się udało - stwierdził Drake - ale trzeba będzie wejść na górę. Dziś nie dam rady
- Drake... - zaczęłam
- Spróbuję się z nim dogadać - odparł - chodzimy wracajmy. Pewnie jest już śniadanie i za chwile twój chłopak przyśle swoje pieski.
Subskrybuj:
Posty (Atom)