Samochód jak na złe musiał nawalić więc sprawdza się teoria że nowe nie znaczy dobre.
-Co jest z tym paltegum i - zagadałem do Drake.
-Nie mam pojęcia Borys to ciapa tylko dotknął a popsuł.
-A ta dla tego nie daję mu prowadzić wiesz on się wozi he he.
-A ty co ? Znowu w coś grasz? Gadasz jak nie ty? Zaczynam się ciebie bać - skomentował.
-Ty boisz się mnie? Przestań się nabijać musimy pogadać obiecałem Roz i bez wyciągania łap.
-I ty dotrzymasz słowa? nawet jak cie doprowadzę do białej gorączki? Jakoś ci nie wierzę - stwierdził Drake.
Grzebaliśmy w tym silniku w sumie to wiedziałem już o co chodzi ale Drake jak miał zajęte ręce to zaczynał gadać zawsze tak było znałem go trochę
-Bo chodzi o siore ona się na ciebie nakręciła a ty sam wiesz jaki jesteś. No i te twoje ciemne interesy, niepokoi mnie to. Powątpiewam też w ten ślub i sorry to trochę zły pomysł ona jest za młoda a ja sam debil wpakowałem ci ją do wyrka
-Co takiego?
-Baliśmy się o siebie. Ty jakoś dawałeś radę no i była Al miałeś jakiś patent na życie wtedy wpadłem na pomysł ze wystawię ci siostrę. Życie to loteria stary a ty naiwny jesteś dajesz sobą manipulowć. Tylko nie przewidziałem tego ze ta idiotka się w tobie zabuja i da ci dupy. Bo mam nadzieje ze sama chciała.
-No tak - odparłem byłem w ciężkim szoku jak on mógł kazać robić coś takiego własnej siostrze jak mógł ją wystawić. A może Roz mnie nie kocha jest ze mną ze względu na Damona? Właśnie i Damon co ja narobiłem po co wyłaziłem z tej jaskini.
Wszyscy patrzyli na Drake z niedowierzaniem
-Ja pójdę do Roz - powiedziała Jula
-No co tak stoisz mistrzu teraz już ci nie śpieszno do żeniaczki co?
To się nazywa poker brachu
-To się nazywa świństwo i tak się nie robi zastanawiałeś się jak ona się czuje? Pomyślałeś przez chwile? czy myślałeś tylko o sobie a o niej przy okazji? Jasne niech młoda buja się z wariatem byle byś ty dostał to czego chcesz
-Na moje nieszczęście ta idiotka się zabujała zawsze wszystko komplikowała i mam pod górkę
-Rozumie że to jest wasza gra no brawo Drake faktycznie szach i mat
-Czyli rozumiem że ślubu nie będzie? I wracamy?
-W tej sytuacji nie wiem nic nie wiem jedziemy zgodnie z planem przyda nam się zmiana środowiska i trochę normalności. Samochód płynów i benzyny nie ma. Zaraz podjadę. Na tym baku co mam dojedziemy do stacji benzynowej będzie za 50 km mam tylko nadzieje ze będzie tam benzyna.
-Czemu się nie drzesz na wszystkich? Zaczynam bać się twojego spokoju
-Obiecałem Roz że nie dam się wyprowadzić z równowagi
-No jaki ułożony proszę, proszę z tej strony cie nie znałem
-Mało o mnie wiesz za mało i długo ci zajmie uczenie się mnie idę po samochód
Gdy dochodziłem do auta dobiegł mnie fragment rozmowy dopiero teraz dostrzegłem że i Al tam jest przytula Roz a ta ryczy. Czemu mu powiedział on nie musiał wiedzieć sam mnie wepchał mu a teraz jak ja go kocham on wszystko musi popsuć i on teraz pewnie mnie nienawidzi. Ja zgodziłam się bo John naprawdę mi się podobał i pózniej naprawdę się zakochałam. No może nie wtedy gdy w tym samochodzie ale potem jak mnie zimny zadrapał był taki troskliwy i teraz gdy znów stał się taki jak kiedyś stracę go na zawsze.
-Wejdzcie dziewczyny do samochodu - poprosiłem. - Musze cofnąć Borys nie zalał benzyny. Zaraz auto powinno odpalić.
Roz patrzyła na mnie pytająco. W samochodzie panowała dziwna atmosfera potem wyszedłem i wskoczyłem na pakę po karnister
-Trzeba mu zalać i olej bo silnik się zatrze - powiedziałem - I tak cud ze jeszcze żyje jak na sucharku jechał ehh... oni jak dają fabryczniaka to tylko benzyny trochę wleją i finito niby do jazy gotowy - mówiłem chyba bardziej do siebie niż do kogokolwiek bo tylko Luk chyba mnie słuchał Roz darła się na Drake
-Czemu mu powiedziałeś debilu
-Mieliśmy zacząć od nowa. Miałem oczyścić atmosferę niech wie zobaczymy czy teraz tak cie będzie kochał
-Odpal go Luce - poprosiłem - zwiększ obroty...
-No jest ok
-Co teraz z Roz zrobisz? - dopytał Luce
-Eh - westchnąłem ciężko - nie mam pojęcia naprawdę spodziewałem się różnych rzeczy ale tego? Zwijaj ich do samochodu nie ma czasu musimy jechać dalej
-Chodz Roz musimy jechać
-To naprawdę nie miało tak być - zaczęła - miał sobie Drake wyjaśnić z tobą to co was obu bolało żeby było tak jak kiedyś
-Tak jak kiedyś - powtórzyłem - no to sobie wyjaśniliśmy znaczy on wyjaśnił ja... ja jeszcze nie ale pewnie jeszcze porozmawiam z nim muszę ochłonąć po prostu nie zawsze otrzymuje się tak ciekawe informacje
-Jesteś zły prawda? Na mnie jesteś powiedz ze tak... I czemu jesteś taki spokojny?
-Już cichutko - przytuliłem ją - jestem zły słońce nie może być inaczej ale na niego. Ty robiłaś co kazał młoda jesteś za młoda żeby wpuszczać mi ciebie do łóżka. To ze strony twojego brata bardzo nieodpowiedzialne. A jestem spokojny bo obiecałem... Bo nie wiem co o tym myśleć... Bo cię kocham... Bo jest Damon... Borysa też szantażowałaś bo Drake ci kazał?
-Nie to ja sama bo zazdrosna jestem i nie chce cie stracić. I do tego szpitala to ja Drake'owi pójść kazałam myślałam ze masz tam kogoś oprócz mnie. Zauważyłam że oglądasz się za babami, on nawet dał się pobić dla mnie
-Eh... słońce. Niegrzeczna jesteś - uśmiechnąłem się
-I co teraz zrobisz?
-Nie zmienię się słońce jak już powiedziałem przecież tylko tak mogę zagwarantować wam bezpieczeństwo
-Ale ja rozumiem i musiałam się z tym pogodzić. A ten ślub? Już mnie nie chcesz po tym jak dowiedziałeś się o tej maskaradzie
-Czemu tak myślisz? Ślub się odbędzie to co usłyszałem nie zmieniło moich uczuć do ciebie. Wypłynęły jakieś tam niekorzystne fakty no i wychodzi na to ze Damon to nie owoc miłości bo ja wtedy też nie czułem do ciebie tego co teraz czuje. Więc się nie obwiniaj słonko. Mówię ci to dla tego bo tak jak powiedział to Drake coś w tym musi być i skoro jesteśmy przyjaciółmi to odświeży nasze relacje zdystansujemy się do pewnych rzeczy przemyślimy swoje błędy i dzięki temu nie będziemy się ranić, bić tylko jakoś w cywilizowany sposób wyjaśniać wszelkie nieporozumienia
Miałem już zamykać za nią drzwi jednak ona przyciągnęła mnie do siebie
-Nie rozumiem twojego spokoju i trochę się go boje.
-Nie puszczaj mnie Roz - poprosiłem wtulając się w nią, jeszcze bardziej - tak jest dobrze
-A może coś więcej byś chciał? Jak myślisz możemy? Już działa ta tabletka?
-Działa ale to wystarczy naprawdę tak jest idealnie bez strachu z twojej strony i tak ciepło szczerze eh... musimy jechać bo Drake już się drze jak słyszysz. Zaraz Damona obudzi a on tak się dzieciak spłakał przez tych zimnych.
Wsiadłem do samochodu i ruszyliśmy za resztą.
-No jestem już czego się pienisz Drake?
-Gdzie dalej mam jechać bo one mnie zabiją te baby za to co ci nagadałem.
-Po prawej będzie most to pod niego jedz tylko się nie przestraszcie bo zginiecie w obłokach. To zajebista trasa jest nieziemsko jak się na niego wiedzie a i za mostem macie posterunek graniczny powinni puścić ale pochowajcie pukawki bo tam z bronią nie można
-Ok to dawaj do nas chyba za dużo powiedziałem ale miałem wszystko wyjaśnić tylko nie miałem pojęcia że tego mam nie gadać Roz przepraszam że namieszałem
-Teraz ja będę musiał pogadać z tobą bo to był monolog nie dialog i ja jestem ci winien własny
-Już się boje bez odbioru - odparł Drake.
wtorek, 24 października 2017
Od Rozi
Próbowałam ich przekonać że byliśmy przyjaciółmi i że powinniśmy nadal nimi być. Najgorzej było przemówić do mojego brata. Więc właściwie cała gadka toczyła się do niego. Dlaczego on musi być tak uparty. Wiem że nie podobało mu się to że Quick robi coś za jego plecami. Nie rozumiem tych męskich przyjazni a Drake to już w ogóle jest trudny. Ciężko było mi rozmawiać z nim kiedy tak naprawdę chciałam porozmawiać z Quickiem musiałam się go zapytać czy faktycznie chciał zabrać mi dziecko i zniknąć. I musiałam wiedzieć dlaczego przecież nic złego nie zrobiłam. No i musiałam porozmawiać o tym do czego się przyznałam. I jeszcze płaczący Damon martwiłam się o niego dawno już tak nie płakał.
- Drake okej możesz mieć mu za złe wiele rzeczy ale spróbujcie je sobie wyjaśnić - ciągnęłam
- Z nim nie da się gadać
- Teraz się da - nie dawałam za wygraną
- Roz uciekajcie - krzyknął Quick
Od razu się odkręciłam. Za drzew dookoła zaczęły wyłazić zimni. Masa zimnych. To musiało być dość liczne stado. Niech to szlak akurat teraz. Nawet nie myślałam odruchowo chciałam pobiec do Quicka. Zrobiłam dwa kroki i złapał mnie Drake.
- Roz nic im nie będzie a ty nie dasz rady do nich dobiec jest ich za dużo - powiedział spokojnie ciągnąc mnie w stronę samochodu - Roz słyszysz
Miał racje to było głupie ale martwiłam się o nich. Damon płacząc z ciągnie całe stado na Quicka a ten ciężko będzie miał się bronić.
- Drake przynosisz pecha - mruknęłam
- Co takiego? - dopytał
- Zawsze jak opuszczamy miasto a ty jesteś w pobliżu musi nas zaatakować jakieś stado albo inna grupa że ja wcześniej na to nie wpadłam.
Nie wiem jakim cudem to Borys prowadził samochód ale jechał jak stary dziadek. Drake na niego wrzeszczał żeby jechał szybciej że żadna drogówka nie złapie go w tych czasach. Ciężko było się przebić przez stado. Za nami jechał Quick bałam się że mu się nie uda. Drake zaczął strzelać do trupów przez otwarte okno.
- To marnowanie naboi - skomentował Luke ale przyłączył się do niego. Na szczęście Quick nadawał przez radio w przeciwnym razie naprawdę nie wiem co bym zrobiła. Kazał nam jechać prosto.
- Widzicie tego kretyna? - mruknął Drake
Mimo tego wszystkiego co gadał. Mimo tego że w kółko okładają się po ryju to Drake naprawdę się o niego martwi. Z reszto taki jest mój brat. Jeżeli on traktuje i nazywa kogoś swoim przyjacielem jest gotowy dostać za swojego przyjaciela niezle po dupie. Tak samo było z tym durnym Filipem. Jak grali i Filip narobił sobie długów to Drake stawał na głowie by pomóc mu je spłacić. A jak Filip miał dostać po pysku Drake stał obok i dostawał razem z nim.
- Nie - odparł Luke oglądając się za siebie.
- Ten gościu naprawdę grabi sobie
- Drake - warknęłam - nie będziecie się bić
- Gdziekolwiek jesteście zatrzymajcie się i może sprawdzicie kawałek teren. Ja się nie żądze ale dziwne to było
Borys jak na rozkaz wdepnął hamulec że zarzuciło samochodem.
- Marny z ciebie kierowca - skomentował Drake
- A z ciebie pasażer - dodałam
- To dlatego że ja jestem kierowcą nie mogę jezdzić jako pasażer.
- Tak bo ci odbija - zauważyła Al
Wysiedliśmy z samochodu. Drake, Luke i Borys poszli na zwiady każdy w inną stronę. Patrzyłam w stronę z której przyjechaliśmy ale samochodu Quicka nie widziałam. Gdzie oni są... Po upływie około 15 minut podjechał Quick. Wysiadł z samochodu trzymając na rękach śpiącego Damona od razu do niego podeszłam. Musiałam przekonać się że rzeczywiście nic im nie jest. Wcale nie miałam ochoty ciągnąć tej głupiej gadki ale Quick chciał abym poszła i ustaliła na czym stoimy.
Nie chętnie podeszłam do Drake'a.
- Dobra to co jedziemy do Włoch tak? Podobno nie ma tam zimnych. Kto jest za?
Lexi i Jula podniosły ręce. Chwile pózniej podniósł rękę Luke.
- Drake jesteś przegłosowany - zauważyłam - więc jedziemy. Jest już póznio więc może po protu dajmy już spokój. Drake wszyscy są zgodni co do tego że Quick jest naszym przyjacielem, każdy mu ufa oprócz ciebie.
- I co ja poradzę - fuknął
- Drake błagam cię pogadajcie sobie, wyjaśnijcie jak musicie dajcie sobie po razie ale już po ślubie i się wreszcie dogadajcie. Mieszkamy pod jednym dachem, jesteśmy przyjaciółmi, uratowaliśmy sobie na wzajem tyłki, mamy ten sam cel w życiu. Daliśmy radę odbić szpital w 6 jak zauważyłeś dlatego że trzymaliśmy się razem. Więc jak będzie Drake pogadasz z Quickiem.
- Spróbuje - mruknął. I usiadł za kierownicę. - więc jak jedziemy?
Wróciłam do samochodu Quicka. On nadal trzymał na rękach Damona.
- Daj go i jedziemy do tych Włoch chyba że się rozmyśliłeś. Nie chciała bym abyś wystawił mnie przed ołtarzem - powiedziałam
- Nie zrobił bym tego - zapewnił i odpalił silnik
Pojechaliśmy kawałek ale Drake miał problem z odpaleniem samochodu. No pięknie.
- Pójdę zobaczę co się dzieje - powiedział i wysiadł z samochodu
- John - zatrzymałam go - Drake będzie chciał z tobą pogadać. Wyjaśnijcie sobie wszystko proszę. Przecież jesteście przyjaciółmi. No i nic nie powiedziałeś jak wyznałam że bez twojej wiedzy wypytywałam Borysa...
- Drake okej możesz mieć mu za złe wiele rzeczy ale spróbujcie je sobie wyjaśnić - ciągnęłam
- Z nim nie da się gadać
- Teraz się da - nie dawałam za wygraną
- Roz uciekajcie - krzyknął Quick
Od razu się odkręciłam. Za drzew dookoła zaczęły wyłazić zimni. Masa zimnych. To musiało być dość liczne stado. Niech to szlak akurat teraz. Nawet nie myślałam odruchowo chciałam pobiec do Quicka. Zrobiłam dwa kroki i złapał mnie Drake.
- Roz nic im nie będzie a ty nie dasz rady do nich dobiec jest ich za dużo - powiedział spokojnie ciągnąc mnie w stronę samochodu - Roz słyszysz
Miał racje to było głupie ale martwiłam się o nich. Damon płacząc z ciągnie całe stado na Quicka a ten ciężko będzie miał się bronić.
- Drake przynosisz pecha - mruknęłam
- Co takiego? - dopytał
- Zawsze jak opuszczamy miasto a ty jesteś w pobliżu musi nas zaatakować jakieś stado albo inna grupa że ja wcześniej na to nie wpadłam.
Nie wiem jakim cudem to Borys prowadził samochód ale jechał jak stary dziadek. Drake na niego wrzeszczał żeby jechał szybciej że żadna drogówka nie złapie go w tych czasach. Ciężko było się przebić przez stado. Za nami jechał Quick bałam się że mu się nie uda. Drake zaczął strzelać do trupów przez otwarte okno.
- To marnowanie naboi - skomentował Luke ale przyłączył się do niego. Na szczęście Quick nadawał przez radio w przeciwnym razie naprawdę nie wiem co bym zrobiła. Kazał nam jechać prosto.
- Widzicie tego kretyna? - mruknął Drake
Mimo tego wszystkiego co gadał. Mimo tego że w kółko okładają się po ryju to Drake naprawdę się o niego martwi. Z reszto taki jest mój brat. Jeżeli on traktuje i nazywa kogoś swoim przyjacielem jest gotowy dostać za swojego przyjaciela niezle po dupie. Tak samo było z tym durnym Filipem. Jak grali i Filip narobił sobie długów to Drake stawał na głowie by pomóc mu je spłacić. A jak Filip miał dostać po pysku Drake stał obok i dostawał razem z nim.
- Nie - odparł Luke oglądając się za siebie.
- Ten gościu naprawdę grabi sobie
- Drake - warknęłam - nie będziecie się bić
- Gdziekolwiek jesteście zatrzymajcie się i może sprawdzicie kawałek teren. Ja się nie żądze ale dziwne to było
Borys jak na rozkaz wdepnął hamulec że zarzuciło samochodem.
- Marny z ciebie kierowca - skomentował Drake
- A z ciebie pasażer - dodałam
- To dlatego że ja jestem kierowcą nie mogę jezdzić jako pasażer.
- Tak bo ci odbija - zauważyła Al
Wysiedliśmy z samochodu. Drake, Luke i Borys poszli na zwiady każdy w inną stronę. Patrzyłam w stronę z której przyjechaliśmy ale samochodu Quicka nie widziałam. Gdzie oni są... Po upływie około 15 minut podjechał Quick. Wysiadł z samochodu trzymając na rękach śpiącego Damona od razu do niego podeszłam. Musiałam przekonać się że rzeczywiście nic im nie jest. Wcale nie miałam ochoty ciągnąć tej głupiej gadki ale Quick chciał abym poszła i ustaliła na czym stoimy.
Nie chętnie podeszłam do Drake'a.
- Dobra to co jedziemy do Włoch tak? Podobno nie ma tam zimnych. Kto jest za?
Lexi i Jula podniosły ręce. Chwile pózniej podniósł rękę Luke.
- Drake jesteś przegłosowany - zauważyłam - więc jedziemy. Jest już póznio więc może po protu dajmy już spokój. Drake wszyscy są zgodni co do tego że Quick jest naszym przyjacielem, każdy mu ufa oprócz ciebie.
- I co ja poradzę - fuknął
- Drake błagam cię pogadajcie sobie, wyjaśnijcie jak musicie dajcie sobie po razie ale już po ślubie i się wreszcie dogadajcie. Mieszkamy pod jednym dachem, jesteśmy przyjaciółmi, uratowaliśmy sobie na wzajem tyłki, mamy ten sam cel w życiu. Daliśmy radę odbić szpital w 6 jak zauważyłeś dlatego że trzymaliśmy się razem. Więc jak będzie Drake pogadasz z Quickiem.
- Spróbuje - mruknął. I usiadł za kierownicę. - więc jak jedziemy?
Wróciłam do samochodu Quicka. On nadal trzymał na rękach Damona.
- Daj go i jedziemy do tych Włoch chyba że się rozmyśliłeś. Nie chciała bym abyś wystawił mnie przed ołtarzem - powiedziałam
- Nie zrobił bym tego - zapewnił i odpalił silnik
Pojechaliśmy kawałek ale Drake miał problem z odpaleniem samochodu. No pięknie.
- Pójdę zobaczę co się dzieje - powiedział i wysiadł z samochodu
- John - zatrzymałam go - Drake będzie chciał z tobą pogadać. Wyjaśnijcie sobie wszystko proszę. Przecież jesteście przyjaciółmi. No i nic nie powiedziałeś jak wyznałam że bez twojej wiedzy wypytywałam Borysa...
Od Quicka
Damon cokolwiek bym nie zrobił cały czas płakał. Całkiem jak przy narodzinach i przez pierwszą dobę. Miał sucho, ciepło, nie podkulał nóżek. I miał miękki brzuszek no i był nakarmiony. Nie rozumiałem co się dzieje. We Włoszech jak nie miałem roboty a raczej jak czekałem na własne cele. Dużo czytałem o niemowlakach. Sporo o wcześniakach nie było naprawdę powodu. Nie pomogła muzyka, kolebanie się samochodem. Ale jedno zawsze na niego działało noszenie na rękach. Blisko serducha. Więc pierwsze co zrobiłem zdjąłem koszulkę i wziąłem go na ręce. Zaczęliśmy tak sobie łazić. Roz coś tam rozmawiała ze wszystkimi. Nie słyszałem bo byłem trochę za daleko. W sumie nie chciałem podsłuchiwać. Ale Roz w roli mojego negocjatora że ona walczyła o mnie. Bez sensu. Mogła strzelić mi seryjnie w łeb żebym nie wstał. Damon zasnął rety jak długo oni będą jeszcze rozmawiać. No wiedziałem że jestem na forum publicznym. Ale żeby debata sejmowa. No straszne. I Roz no po co jej taki ja. Totalny debil bez kontroli. I to zadziwiające ona terroryzowała kogo mogła. Przyznała się do tego to był szok. To nie była moja Roz którą poznałem. Ta nie winna dziewczyna o której nic nie wiedziałem. Przespałem się z nią nie wiedząc ile ma lat. A jeżeli to Drake ją manipulował. Jeżeli Drake wystawił własną siostrę... Nie wybaczył bym tego jemu. I pewnie jeszcze zakwitnie i coś wypłynie. Śmieje się z niej że bawi się w psychologa. Roz ma dużo racji. Musimy uporządkować własne życie. Tylko ona zabiera się do tego od drugiej strony. W sumie może dobrze myśli. Jeżeli ona ogarnie ich, jeżeli oni zrozumieją. Ona zna wszystkie moje oblicza. Przez tą małą sekundę przy samochodzie w tedy co się całowaliśmy to byliśmy sobą. Jak na początku przed porwaniem. Ja na polowaniu ona ziół zbieraniu. Ona to robi żebym ja był spokojny. Rety moja... Rozejrzałem się dookoła. I odruchowo zaciukałem trupa.
- Roz uciekajcie - krzyknąłem
Próbowała biec w moją stronę. Jednak Drake ją zwinął. Sam ewakuowałem się z Damonem do samochodu mam tylko nadzieję że mieli broń. Kurwa wiedziałem że jest tu gdzieś pierdolone stado. Ale oni się chyba kurwa w chuj cofnęli. Wskoczyłem do samochodu trzymając cały czas Damona na rękach.
- Cali jesteście - dałem na CB
- szefie jesteśmy wszyscy ale oni byli bliżej
- Macie się czym bronić jak bronić?
Rety jaki był tam chaos. Słyszałem tylko krzyki Roz.
- Borys opuście szyby jak jesteś za kierownicą jedzcie na prost ja was będę ubezpieczał.
Cały czas słyszałem paniczne nie Rozi. Przecież muszę ich odgonić oni nie dadzą sobie rady a ja nie mam trzeciej ręki. Mam Damona i samochód. Nóż, spluwę też ale Damon jest najważniejszy i Roz.
- Szybciej Borys - wrzeszczałem do tego radia.
- Szefie jedziesz na czołówkę, jedziesz za szybko
- Przecież nie wjadę w was. Borys zagęszczaj ruchy. Gaz i zapomnij że masz hamulce.
Krążyłem w koło nich rozjeżdżając trupy jak anioł śmierci. Cud że się nie rozwaliłem na jakiś drzewach. No stary jednak dobry samochód wytypowałeś - powiedziałem sam do siebie. Trwało to 30 kilometrów. I to było ciekawe doświadczenie i dziwna strategia. Ja próbowałem ich porozjeżdżać. Cała reszta strzelała do nich starając się nie odstrzelić mnie a raczej opon bo byśmy polegli razem z Damonem. A jeżeli on płacze bo wyczuwa zimnych? Bo teraz też wrzeszczał. Uspokoił się 20 km dalej. Wtedy poleciłem im żeby jechali cały czas prosto na pełnym gazie. Sam się zawróciłem żeby coś sprawdzić. I faktycznie kilometr przed Damon się rozwrzeszczał. Ciekawe jakie profesor miał by na to wytłumaczenie. Zawróciłem teraz wystarczyło po prostu ich dogonić.
- Gdziekolwiek jesteście zatrzymajcie się i może sprawdzicie kawałek teren. Ja się nie żądze ale dziwne to było.
- Ta... jak to ty mówisz suprice suprice
- Drake no chyba nie chcesz mi wmówić że nasłałem na ciebie zimnych.
- Nie on tak nawet nie myśli. - powiedziała Roz
- Cali jesteście. Roz prosto pojechaliście?
- Tak Borys jechał cały czas prosto.
- Dobrze sprawdzicie czy nie ma tam zimnych zaraz powinienem być.
- Ale Damon nie płacze - wrzeszczała Roz - wcześniej płakał
- Ale śpi spokojnie kochanie śpi. Jest cały i zdrowy. Dlatego jezdziłem jak kot po śledziach.
- Boże jak to dobrze że mamy tą antenę na dachu - stwierdziła Roz
- Spokojnie czekajcie ja zaraz do was podjadę.
Po 15 min się spotkaliśmy. Roz miała jakąś obsesje. Spanikowana liczyła Damonowi palce.
- Już spokojnie słońce - przytuliłem ją do siebie. - nic nam nie jest
- Nie zostawiaj mnie więcej.
- Przecież nie zostawiłem i nigdy już nie zostawię. Bez względu na wszystko wszędzie będę zabierał was ze sobą. A uwierz mi mam sporo spotkań. Wróci do nich słońce i dokończ tą rozmowę chcę wiedzieć na czym stoimy i co mamy robić.
Normalnie ja jak nie ja. Totalnie zdenerwowany że wszystkich był powystrzelał. A generalnie chyba wrócił stary Quick. Eh... i znów będą mieli filozofa psychopatę. Uśmiechnąłem się do siebie. Kurde ja nie mogę czarodziejka. Przywróciła do życia starego-nowego Quicka. Starego bo myślącego a nowego bo odblokowanego.
- Roz uciekajcie - krzyknąłem
Próbowała biec w moją stronę. Jednak Drake ją zwinął. Sam ewakuowałem się z Damonem do samochodu mam tylko nadzieję że mieli broń. Kurwa wiedziałem że jest tu gdzieś pierdolone stado. Ale oni się chyba kurwa w chuj cofnęli. Wskoczyłem do samochodu trzymając cały czas Damona na rękach.
- Cali jesteście - dałem na CB
- szefie jesteśmy wszyscy ale oni byli bliżej
- Macie się czym bronić jak bronić?
Rety jaki był tam chaos. Słyszałem tylko krzyki Roz.
- Borys opuście szyby jak jesteś za kierownicą jedzcie na prost ja was będę ubezpieczał.
Cały czas słyszałem paniczne nie Rozi. Przecież muszę ich odgonić oni nie dadzą sobie rady a ja nie mam trzeciej ręki. Mam Damona i samochód. Nóż, spluwę też ale Damon jest najważniejszy i Roz.
- Szybciej Borys - wrzeszczałem do tego radia.
- Szefie jedziesz na czołówkę, jedziesz za szybko
- Przecież nie wjadę w was. Borys zagęszczaj ruchy. Gaz i zapomnij że masz hamulce.
Krążyłem w koło nich rozjeżdżając trupy jak anioł śmierci. Cud że się nie rozwaliłem na jakiś drzewach. No stary jednak dobry samochód wytypowałeś - powiedziałem sam do siebie. Trwało to 30 kilometrów. I to było ciekawe doświadczenie i dziwna strategia. Ja próbowałem ich porozjeżdżać. Cała reszta strzelała do nich starając się nie odstrzelić mnie a raczej opon bo byśmy polegli razem z Damonem. A jeżeli on płacze bo wyczuwa zimnych? Bo teraz też wrzeszczał. Uspokoił się 20 km dalej. Wtedy poleciłem im żeby jechali cały czas prosto na pełnym gazie. Sam się zawróciłem żeby coś sprawdzić. I faktycznie kilometr przed Damon się rozwrzeszczał. Ciekawe jakie profesor miał by na to wytłumaczenie. Zawróciłem teraz wystarczyło po prostu ich dogonić.
- Gdziekolwiek jesteście zatrzymajcie się i może sprawdzicie kawałek teren. Ja się nie żądze ale dziwne to było.
- Ta... jak to ty mówisz suprice suprice
- Drake no chyba nie chcesz mi wmówić że nasłałem na ciebie zimnych.
- Nie on tak nawet nie myśli. - powiedziała Roz
- Cali jesteście. Roz prosto pojechaliście?
- Tak Borys jechał cały czas prosto.
- Dobrze sprawdzicie czy nie ma tam zimnych zaraz powinienem być.
- Ale Damon nie płacze - wrzeszczała Roz - wcześniej płakał
- Ale śpi spokojnie kochanie śpi. Jest cały i zdrowy. Dlatego jezdziłem jak kot po śledziach.
- Boże jak to dobrze że mamy tą antenę na dachu - stwierdziła Roz
- Spokojnie czekajcie ja zaraz do was podjadę.
Po 15 min się spotkaliśmy. Roz miała jakąś obsesje. Spanikowana liczyła Damonowi palce.
- Już spokojnie słońce - przytuliłem ją do siebie. - nic nam nie jest
- Nie zostawiaj mnie więcej.
- Przecież nie zostawiłem i nigdy już nie zostawię. Bez względu na wszystko wszędzie będę zabierał was ze sobą. A uwierz mi mam sporo spotkań. Wróci do nich słońce i dokończ tą rozmowę chcę wiedzieć na czym stoimy i co mamy robić.
Normalnie ja jak nie ja. Totalnie zdenerwowany że wszystkich był powystrzelał. A generalnie chyba wrócił stary Quick. Eh... i znów będą mieli filozofa psychopatę. Uśmiechnąłem się do siebie. Kurde ja nie mogę czarodziejka. Przywróciła do życia starego-nowego Quicka. Starego bo myślącego a nowego bo odblokowanego.
Od Quicka
- To może ja zacznę tak. Pamiętacie kiedyś był taki film pewnie każda z waszych matek to oglądała no moja na pewno. Takie brazylijskie pierdo lamento. Miało to tytuł w kamiennym kręgu. No to teraz ja się dokładnie tak czuje. Znaliście mnie kiedyś i przechodziliście przez moje etapy rozwoju i nie powiem że razem ze mną ale obok mnie. Wiem wykluczyłem was przepraszam ale na pewno żadne z was nie wmówi mi. Dobra wmówicie mi. Zaniedbałem was jak by tu powiedzieć emocjonalnie. Roz i ja tu nie mam nic złego na myśli. Dałem dupy na wielu frontach. I nie powiem że ja to załatwię ale powiem wam coś nowego ja postaram się to naprawić. Dostaliście moi drodzy zaproszenia. Nie dlatego że chcę zamydlić komuś oczy, zatuszować coś. Eee dobra powiedzmy otwarcie swoje ostatnie wybryki. Ale zrozumcie mnie ja mam jakiś przełącznik i wyłącznik. Tak igram z ogniem ale to jest w naszym świecie. Ale proszę uwierzcie mi Borys jest tu świadkiem. Miałem na tapecie 17 latkę więc ona była Drake w wieku twojej siostry...
- I co śliniłeś się na nią - przerwał mi Drake
- Zluzuj stary.
- No - powiedział Drake - to jest następna ewolucja Quicka
- No dobra ale wracajmy do tematu - drążyłem - ona nie była tak jak Roz. W sensie że nie była tak dorosła. Ona bała się starych bo przyszła z imprezy weszła tak po cichutku. Pamiętacie pewnie większość z was tak robiła w tamtych czasach. Tam są normalne szkoły normalne życie. Normalne biznesy, ludzie bawią się i pracują. A my? My walczymy o przetrwanie. Eh... i przyzwyczailiśmy się do takiego życia, ale poddam to głosowaniu. Nawet nam należą się wakacje od życia. Po za tym jeżeli nie zrozumcie mnie zle ale mam się żenić nie że ktoś mnie zmusza. Ja tego chce tylko chcę to zrobić dobrze, normalnie. Dostaliście zaproszenia to początek. Chcę całej tej oprawy, biegania za sukienkami, tortami. Moi drodzy musimy sobie przypomnieć normalny świat i normalne życie. Zrobimy jak zechcecie tylko ja w tym świecie się nie ożenię. Bo w tym świecie biała suknia to krew i zgnilizna. A myślę że Roz zasługuje na wiele więcej niż nawet ja mogę jej zaoferować. I Drake do ciebie ja nie szprycowałem Roz żadnymi prochami. Rozmawialiśmy na pewien temat udało nam się nawet pogadać dacie wiarę. Może ja nie będę mówił bo pomyślicie że coś manipuluje i kombinuje. Ale ty ich świadom Roz proszę.
- To były tabletki antykoncepcyjne Drake - wypaliła.
Nie wiem czy Drake był bardziej zszokowany, zdziwiony czy zaskoczony.
- No widzisz Drake ja nie powiem że nie handluje prochami ale nigdy nie na szprycował bym nimi Roz. Ani nikogo z was. No chyba że ktoś miał by na to ochotę. To z mojej strony by było na tyle. Nie chcę wywierać na was presji swoją osobą. Więc pójdę do Damona a wy pomyślcie i pogadajcie. I w każdej chwili jestem do waszej dyspozycji. I nie mówię tutaj jak szef po prostu jestem jak coś.
Poszedłem do samochodu. W samą porę bo Damon właśnie coś się przebudził.
- Eh... chłopie i znów się będę bawił w sapera.
Słyszałem strzępki rozmów. Ale szczerze nie wiedziałem o czym rozmawiają znaczy wiedziałem o mnie. Ale Borysa nie da się nie usłyszeć.
- No i to jest właśnie chyba normalny szef. Nie wiem czy stary bo z tej strony go nie znam ale on taki był tam w Wenecji. Łagodny, spokojny, ogarnięty. Za nim zrobił jakikolwiek krok. Mam na myśli za nim kogoś zabił wszystko przemyślał. Opracował plan, ginęły tylko te osoby które musiały zginąć. Żadnych przypadkowych świadków, przypadkowych trupów. On po prostu jak wyjeżdżał był totalnie załamany w totalnej rozsypce. Nawet powiedział mi że zamieszka w koszarach. Bo go nie trawicie ale i tak pojechał do domu. Nie wiem co tam się wydarzyło bo mnie nie było. Ale on działa jak automat jeżeli chodzi o jego narzeczoną. Nie ma zmiłuj. On nawet ciebie by zabił - wskazał na Drake'a. - to ten świat go psuje. W Rosji też był inny. Już miał swobodę i władzę.
- Borys już wystarczy - powiedziałem.
- Ale ja mówię tylko prawdę - oburzył się Borys
- Za dużo gadasz ja nie potrzebuje krypto reklamy. Jak wiesz sam potrafię się sprzedać i to za dobrą cenę. Roz pojeżdżę trochę tutaj Damon czegoś płacze a w samochodzie jak jedzie to się uspokaja. Wy sobie nie przeszkadzajcie. Będę na widoku.
Pokiwała głową.
- Naprawdę mu ufasz? - dopytał Drake
- On wie co mu wolno nie skrzywdzi mnie ani Damona nie rozdzieli nas. To jest stary i unowocześniony Quick.
- Ja tam widzę fatamorganę - powiedział Drake
Pózniej już nic nie słyszałem bo Damon jakiś niespokojny był. I musiałem się nim zająć.
- I co śliniłeś się na nią - przerwał mi Drake
- Zluzuj stary.
- No - powiedział Drake - to jest następna ewolucja Quicka
- No dobra ale wracajmy do tematu - drążyłem - ona nie była tak jak Roz. W sensie że nie była tak dorosła. Ona bała się starych bo przyszła z imprezy weszła tak po cichutku. Pamiętacie pewnie większość z was tak robiła w tamtych czasach. Tam są normalne szkoły normalne życie. Normalne biznesy, ludzie bawią się i pracują. A my? My walczymy o przetrwanie. Eh... i przyzwyczailiśmy się do takiego życia, ale poddam to głosowaniu. Nawet nam należą się wakacje od życia. Po za tym jeżeli nie zrozumcie mnie zle ale mam się żenić nie że ktoś mnie zmusza. Ja tego chce tylko chcę to zrobić dobrze, normalnie. Dostaliście zaproszenia to początek. Chcę całej tej oprawy, biegania za sukienkami, tortami. Moi drodzy musimy sobie przypomnieć normalny świat i normalne życie. Zrobimy jak zechcecie tylko ja w tym świecie się nie ożenię. Bo w tym świecie biała suknia to krew i zgnilizna. A myślę że Roz zasługuje na wiele więcej niż nawet ja mogę jej zaoferować. I Drake do ciebie ja nie szprycowałem Roz żadnymi prochami. Rozmawialiśmy na pewien temat udało nam się nawet pogadać dacie wiarę. Może ja nie będę mówił bo pomyślicie że coś manipuluje i kombinuje. Ale ty ich świadom Roz proszę.
- To były tabletki antykoncepcyjne Drake - wypaliła.
Nie wiem czy Drake był bardziej zszokowany, zdziwiony czy zaskoczony.
- No widzisz Drake ja nie powiem że nie handluje prochami ale nigdy nie na szprycował bym nimi Roz. Ani nikogo z was. No chyba że ktoś miał by na to ochotę. To z mojej strony by było na tyle. Nie chcę wywierać na was presji swoją osobą. Więc pójdę do Damona a wy pomyślcie i pogadajcie. I w każdej chwili jestem do waszej dyspozycji. I nie mówię tutaj jak szef po prostu jestem jak coś.
Poszedłem do samochodu. W samą porę bo Damon właśnie coś się przebudził.
- Eh... chłopie i znów się będę bawił w sapera.
Słyszałem strzępki rozmów. Ale szczerze nie wiedziałem o czym rozmawiają znaczy wiedziałem o mnie. Ale Borysa nie da się nie usłyszeć.
- No i to jest właśnie chyba normalny szef. Nie wiem czy stary bo z tej strony go nie znam ale on taki był tam w Wenecji. Łagodny, spokojny, ogarnięty. Za nim zrobił jakikolwiek krok. Mam na myśli za nim kogoś zabił wszystko przemyślał. Opracował plan, ginęły tylko te osoby które musiały zginąć. Żadnych przypadkowych świadków, przypadkowych trupów. On po prostu jak wyjeżdżał był totalnie załamany w totalnej rozsypce. Nawet powiedział mi że zamieszka w koszarach. Bo go nie trawicie ale i tak pojechał do domu. Nie wiem co tam się wydarzyło bo mnie nie było. Ale on działa jak automat jeżeli chodzi o jego narzeczoną. Nie ma zmiłuj. On nawet ciebie by zabił - wskazał na Drake'a. - to ten świat go psuje. W Rosji też był inny. Już miał swobodę i władzę.
- Borys już wystarczy - powiedziałem.
- Ale ja mówię tylko prawdę - oburzył się Borys
- Za dużo gadasz ja nie potrzebuje krypto reklamy. Jak wiesz sam potrafię się sprzedać i to za dobrą cenę. Roz pojeżdżę trochę tutaj Damon czegoś płacze a w samochodzie jak jedzie to się uspokaja. Wy sobie nie przeszkadzajcie. Będę na widoku.
Pokiwała głową.
- Naprawdę mu ufasz? - dopytał Drake
- On wie co mu wolno nie skrzywdzi mnie ani Damona nie rozdzieli nas. To jest stary i unowocześniony Quick.
- Ja tam widzę fatamorganę - powiedział Drake
Pózniej już nic nie słyszałem bo Damon jakiś niespokojny był. I musiałem się nim zająć.
Od Rozi
Kiedyś przez Quicka i Drake'a to albo dostane zawału albo zwariuje. Naprawdę nie spodziewałam się że Quick był by wstanie mnie zostawić, zabrać Damona i gdzieś pojechać. To był okropny dzień. A Quicka naprawdę nie rozumiałam. O nie John tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Wsiadłam do jego samochodu sama nie wiedząc co mu odwali. Teraz w ogóle go nie rozumiem. I wtedy powiedział że chce się ze mną ożenić. Przecież tego chciałam odkąd mi się oświadczył czyli od jego powrotu z Rosji. Tylko dlaczego nie mógł mi tego powiedzieć, tylko robi takie akcje. Odkąd wyjechaliśmy po za miasto wrócił dawny Quick. I tak szczerze nawet nie chciałam z powrotem tam wracać. Po co Quick to wszystko tak skomplikował. Nie mógł wrócić sam... Nie bo jako jedyny z nas wszystkich nie był egoistą. A teraz... Dlaczego w tych czasach wszystko musi być trudne. Cieszyłam się nawet w tamtych czasach nie marzyłam o ślubie we Włoszech. Wtedy podjechał Drake.
- I pozwól że nie będę ci towarzyszył i schowam się za tobą a raczej w aucie ale oni chyba mnie nie trawią
O czym on gada. Boże chyba musimy sobie wszyscy porozmawiać. Ale najpierw muszę ogarnąć wściekłego Drake'a. Wysiadłam z samochodu.
- Co to wszystko ma być - wrzeszczał - Rozali czy ty w ogóle używasz mózgu.
Oczywiście przyjechali wszyscy znaczy Al, Luke, Jula i nawet Borys. I jak by inaczej wszyscy musieli słuchać naszej kłótni.
- Nie krzycz na mnie Drake - powiedziałam
- Ja nie wierze jaka ty jesteś głupia
- Drake przestań mnie obrażać na forum publicznym
Dopiero wtedy obejrzał się za siebie. Staraliśmy się nie kłócić przy wszystkich.
- A jak by...
- Ale nic mi nie jest - przerwałam mu
- Martwiłem się o ciebie
- Wiem... - wypaliłam - Quick chce się ze mną żenić
- Oświadczając się wyszedł z inicjatywą że chce się z tobą żenić - zauważył
- Ale teraz powiedział że chce się ze mną żenić w tą sobotę
- Co? - dopytał zdziwiony
- Ufo - warknęłam - głuchy jesteś. A teraz musimy chyba sobie wyjaśnić parę spraw. Zaraz przyciągnę tu Quicka. Bo tak w naszym domu nie może być kto jest za.
Wszyscy podnieśli ręce do góry.
- Drake jesteś przegłosowany - wypaliłam
Wróciłam do samochodu
- Choć musimy wszyscy pogadać - powiedziałam
- To chyba nie jest dobry pomysł - stwierdził
- Quick no choć
Widziałam że nie chciał za bardzo iść. Ale wyszedł z samochodu i podeszliśmy do pozostałych.
- Dobra więc zaczynamy Drake co ci się nie podoba. - wypaliłam
- Bawisz się w psychologa i robisz zbiorową terapię? - dopytał - chodziłem do pedagoga kilka razy dziennie.
- Nazywaj to sobie jak chcesz - powiedziałam - no Drake zaczynaj
- Dobra w takim razie ja zacznę. Nie podoba mi się w domu to że co chwila ktoś włazi nam do pokoju. Nie mogę spokojnie porozmawiać z Quickiem. Denerwuje mnie Amanda ale to przecież Amanda sama ją tam przywlokłam. Nie podoba mi się że w domu nie ma prywatności. Że jak ktoś zaczyna głośniej rozmawiać zlatują się słuchacze a nawet się wtrącają. Przecież nawet jak słyszymy możemy udawać że tak nie jest. Nie podoba mi się że Quick często nie przychodzisz na posiłki chociaż umowę mieliśmy inną. Dobra więc teraz ktoś inny. Al?
- Hm... no dobra. - zaczęła Al - Denerwuje mnie że się ze mnie nabijacie a już w rzeczywistości ty Drake. Nie podoba mi się że Quick jesteś taki oficjalny kiedy próbujemy rozmawiać nawet przy stole. To tak chyba wszystko bo nie będę mówiła że nie podoba mi się to że obcy ludzie celują do mnie w moim własnym domu.
- No więc teraz ty Drake - powiedziałam
- Nic do was nie mam - odparł
- Drake - warknęłam - zaczynamy od nowa więc musimy sobie wszystko wyjaśnić. Więc powiem otwarcie do ciebie John. - zaczęłam - od momentu tej księżniczki nie ufałam ci. Znaczy chodzi mi o to że sądziłam że mnie zdradzasz. Więcej czasu spędzałeś poza domem niż w domu. Więc zaszantażowałam Borysa i go przepytywałam na twój temat. Żeby mieć pewność że nie pojawi się druga księżniczka. I nie złość się na Borysa że mi powiedział. To Borys ostrzegł mnie że twój ojciec chce się mnie pozbyć i że twoi faceci w czerni chcą się mnie pozbyć. No teraz ty Drake.
- Dobra Roz denerwuje mnie że zupełnie mnie nie słuchasz. Luke nic do ciebie nie mam i nawet cię lubię. Quick byłeś moim przyjacielem. Pierwszy raz jak cię poznałem dostałem od ciebie po głowie a raczej od twojego miśka. Uważałem że jesteś psychopatą. Ale pózniej ci za ufałem stary. Podziwiałem cię i dołączyłem do twojej grupy. Chociaż uważałem że iście na ten szpital to poroniony pomysł. Nie wiem jak inni ja sądziłem że to misja samobójcza jednak poszedłem z tobą na tę grupę. Jak zaginąłeś szukałem cię i wkurwiałem się że nie wiem co z tobą. Teraz się zmieniłeś. Nie podoba mi się to że przestałeś traktować nas jak swoich przyjaciół. Szefujesz nam i to mnie irytuje. Jesteś moim przyjacielem więc zachowuj się jak mój przyjaciel. Rozmawiaj z nami, mów nam o swoich posunięciach. Może mogli byśmy ci pomóc. Przecież szpital odbiliśmy jak dobrze kojarzę w 6
- Twoja kolej Quick. - powiedziałam
Powiedziałam mu wszystko miałam nadzieje że mnie nie znienawidzi za to że za jego plecami gadałam z Borysem.
- I pozwól że nie będę ci towarzyszył i schowam się za tobą a raczej w aucie ale oni chyba mnie nie trawią
O czym on gada. Boże chyba musimy sobie wszyscy porozmawiać. Ale najpierw muszę ogarnąć wściekłego Drake'a. Wysiadłam z samochodu.
- Co to wszystko ma być - wrzeszczał - Rozali czy ty w ogóle używasz mózgu.
Oczywiście przyjechali wszyscy znaczy Al, Luke, Jula i nawet Borys. I jak by inaczej wszyscy musieli słuchać naszej kłótni.
- Nie krzycz na mnie Drake - powiedziałam
- Ja nie wierze jaka ty jesteś głupia
- Drake przestań mnie obrażać na forum publicznym
Dopiero wtedy obejrzał się za siebie. Staraliśmy się nie kłócić przy wszystkich.
- A jak by...
- Ale nic mi nie jest - przerwałam mu
- Martwiłem się o ciebie
- Wiem... - wypaliłam - Quick chce się ze mną żenić
- Oświadczając się wyszedł z inicjatywą że chce się z tobą żenić - zauważył
- Ale teraz powiedział że chce się ze mną żenić w tą sobotę
- Co? - dopytał zdziwiony
- Ufo - warknęłam - głuchy jesteś. A teraz musimy chyba sobie wyjaśnić parę spraw. Zaraz przyciągnę tu Quicka. Bo tak w naszym domu nie może być kto jest za.
Wszyscy podnieśli ręce do góry.
- Drake jesteś przegłosowany - wypaliłam
Wróciłam do samochodu
- Choć musimy wszyscy pogadać - powiedziałam
- To chyba nie jest dobry pomysł - stwierdził
- Quick no choć
Widziałam że nie chciał za bardzo iść. Ale wyszedł z samochodu i podeszliśmy do pozostałych.
- Dobra więc zaczynamy Drake co ci się nie podoba. - wypaliłam
- Bawisz się w psychologa i robisz zbiorową terapię? - dopytał - chodziłem do pedagoga kilka razy dziennie.
- Nazywaj to sobie jak chcesz - powiedziałam - no Drake zaczynaj
- Dobra w takim razie ja zacznę. Nie podoba mi się w domu to że co chwila ktoś włazi nam do pokoju. Nie mogę spokojnie porozmawiać z Quickiem. Denerwuje mnie Amanda ale to przecież Amanda sama ją tam przywlokłam. Nie podoba mi się że w domu nie ma prywatności. Że jak ktoś zaczyna głośniej rozmawiać zlatują się słuchacze a nawet się wtrącają. Przecież nawet jak słyszymy możemy udawać że tak nie jest. Nie podoba mi się że Quick często nie przychodzisz na posiłki chociaż umowę mieliśmy inną. Dobra więc teraz ktoś inny. Al?
- Hm... no dobra. - zaczęła Al - Denerwuje mnie że się ze mnie nabijacie a już w rzeczywistości ty Drake. Nie podoba mi się że Quick jesteś taki oficjalny kiedy próbujemy rozmawiać nawet przy stole. To tak chyba wszystko bo nie będę mówiła że nie podoba mi się to że obcy ludzie celują do mnie w moim własnym domu.
- No więc teraz ty Drake - powiedziałam
- Nic do was nie mam - odparł
- Drake - warknęłam - zaczynamy od nowa więc musimy sobie wszystko wyjaśnić. Więc powiem otwarcie do ciebie John. - zaczęłam - od momentu tej księżniczki nie ufałam ci. Znaczy chodzi mi o to że sądziłam że mnie zdradzasz. Więcej czasu spędzałeś poza domem niż w domu. Więc zaszantażowałam Borysa i go przepytywałam na twój temat. Żeby mieć pewność że nie pojawi się druga księżniczka. I nie złość się na Borysa że mi powiedział. To Borys ostrzegł mnie że twój ojciec chce się mnie pozbyć i że twoi faceci w czerni chcą się mnie pozbyć. No teraz ty Drake.
- Dobra Roz denerwuje mnie że zupełnie mnie nie słuchasz. Luke nic do ciebie nie mam i nawet cię lubię. Quick byłeś moim przyjacielem. Pierwszy raz jak cię poznałem dostałem od ciebie po głowie a raczej od twojego miśka. Uważałem że jesteś psychopatą. Ale pózniej ci za ufałem stary. Podziwiałem cię i dołączyłem do twojej grupy. Chociaż uważałem że iście na ten szpital to poroniony pomysł. Nie wiem jak inni ja sądziłem że to misja samobójcza jednak poszedłem z tobą na tę grupę. Jak zaginąłeś szukałem cię i wkurwiałem się że nie wiem co z tobą. Teraz się zmieniłeś. Nie podoba mi się to że przestałeś traktować nas jak swoich przyjaciół. Szefujesz nam i to mnie irytuje. Jesteś moim przyjacielem więc zachowuj się jak mój przyjaciel. Rozmawiaj z nami, mów nam o swoich posunięciach. Może mogli byśmy ci pomóc. Przecież szpital odbiliśmy jak dobrze kojarzę w 6
- Twoja kolej Quick. - powiedziałam
Powiedziałam mu wszystko miałam nadzieje że mnie nie znienawidzi za to że za jego plecami gadałam z Borysem.
Od Borysa
Okej nie byłem szczery do końca ze wszystkimi. To wszystko przez szefa. Naprawdę ja chciałem go chronić. Rozi mnie szantażowała. Każdy w tym świecie chciał coś ugrać dla siebie. Ja znałem szefa z dwóch stron. Potulnego jak pierwszy raz zobaczyłem go u Ivana. Władczego i siejącego terror na osadzie i w tym mieście. Ale nie miałem pojęcia że na przykład Rozi która go kocha kombinuje coś przeciwko niemu. Kombinuje coś z bratem, profesor też coś kombinuje. Chłopaki też próbują coś ugrać. Generalnie nie wiem o co im wszystkim chodzi. Rozi chce utrzymać swoją pozycję rozumiem. Ale wtedy w tej osadzie oni naprawdę się go bali. I to nie był mój szef. Ja znałem prawdziwego szefa. Spokojnego, skupionego na zadaniu, dbającego o szczegóły, widziałem jak go boli to że Roz odstawiła go na bocznice. Jak się martwi o bezpieczeństwo ich wszystkich. Jak tęskni i jak jest mu zle. Po skończonej robocie we Włoszech widziałem kolejne oblicze własnego szefa. Ja myślałem że to pionek który na zlecenie jednego szefa zabił innego, który pod kierownictwem profesora unieszkodliwił Ivana ale wtedy we Włoszech widziałem jego jedną prawdziwą osłonę. Taki ludzki odruch jechaliśmy wtedy do jakiegoś urzędu. Szef chciał coś tam pozałatwiać. Stała tam kobieta mówiła po polsku opowiedziała szefowi swoją historię była sama miała tylko syna. Fajny mały dzieciak. Coś tam opowiadała szefowi a ten po pierwsze zawiózł ją do jakiegoś hotelu obiecał że załatwi jej jakiś pokój. Że ten hotel to taki tym czas. I że on stawia i powiedział te swoje słynne "Proszę się nie martwić będzie dobrze ja wszystko załatwię." Dał jej pieniądze, a kobitka miała może ze 40 lat. Może to miała na myśli Rozi kłócąc się z nim. Że się zmienił że nie jest tym samym człowiekiem. Jak on wyjeżdżał to ja nie myślałem że on pozwoli Rozi wsiąść do samochodu. Wtedy jak wróciliśmy był załamany a pózniej diabeł go opętał. Tym dwóm wariatom zależy na jednej kobiecie i każdemu z innego powodu. Siostra i brzydko powiem kochanka. No bo przecież nie żona. Jak szef polecił poszedłem i podałem ten list Drake'owi. Najpierw go czytał raz, pózniej z pięć. Dopiero Alex mu wytłumaczyła. W kółko padało słowo psychopata i że on ich zabije że szef. Drake'a wmurowało wtedy jak się odezwałem bo nie wytrzymałem. Okej dostałem w mordę ale powiedziałem.
- Szef się tak zachowuje bo kocha Rozi mógł ją zdradzić na milion sposobów nie zrobił tego. Niech sobie pan myśli co chce może pan mnie zlać. Ale i tak powiem co myślę obaj kochacie Rozi każdy na swój sposób. Obaj chcecie dla niej dobrze ale może spróbujcie poznać się lepiej. Nie mnie osądzać z jakiej strony zna pan szefa. Natomiast powiem panu że on tutaj dostaje szajby. Ja go znam z innej strony. Wydaję się panu że on zabija bez zmrużenia oka. Robi to jak musi ale wtedy we Włoszech było mu naprawdę ciężko. Tutaj to chyba działa instynktownie nie wiem. Moim zdanie powinien pan spróbować przynajmniej tam pojechać.
- Ale dokąd - dopytał Drake
- Ja nie wiem ja miałem tylko dostarczyć list. Na nawigacji w samochodzie jest zaznaczone dokąd ma pan pojechać. Więc może niech pan spróbuje. Może nie dla szefa ale dla siostry. Szef jej nie zostawi na pastwę losu. Ale może ona zmieniła zdanie to przynajmniej podjedzie pan i ją odbierze.
To chyba przemówiło do Drake'a. Bo burknął żeby podstawić ten samochód. A on pozbiera wszystkich do kupy. I dodał że szczerze to on nie wierzy że Quick może być normalny. Że był kiedykolwiek. Powiedział że jeżeli nie zobaczy to będzie wierzy. Więc niech spróbuje. Ten powiedział że on jest manipulantem ale pojedzie tam żeby odebrać siostrę. Albo przynajmniej żeby się z nią dogadać. O ile ten szajbus mu pozwoli. Jeżeli nie to przynajmniej będzie wiedział czy nic jej nie jest. I wtedy będzie myślał. I chociaż podczas drogi Drake był nieznośny i nie do wytrzymania. Cieszyłem się że moje słowa dały mu chodzi trochę do myślenia nie powinienem się w walać ale mój szef jest chyba naprawdę z innej planety.
- Szef się tak zachowuje bo kocha Rozi mógł ją zdradzić na milion sposobów nie zrobił tego. Niech sobie pan myśli co chce może pan mnie zlać. Ale i tak powiem co myślę obaj kochacie Rozi każdy na swój sposób. Obaj chcecie dla niej dobrze ale może spróbujcie poznać się lepiej. Nie mnie osądzać z jakiej strony zna pan szefa. Natomiast powiem panu że on tutaj dostaje szajby. Ja go znam z innej strony. Wydaję się panu że on zabija bez zmrużenia oka. Robi to jak musi ale wtedy we Włoszech było mu naprawdę ciężko. Tutaj to chyba działa instynktownie nie wiem. Moim zdanie powinien pan spróbować przynajmniej tam pojechać.
- Ale dokąd - dopytał Drake
- Ja nie wiem ja miałem tylko dostarczyć list. Na nawigacji w samochodzie jest zaznaczone dokąd ma pan pojechać. Więc może niech pan spróbuje. Może nie dla szefa ale dla siostry. Szef jej nie zostawi na pastwę losu. Ale może ona zmieniła zdanie to przynajmniej podjedzie pan i ją odbierze.
To chyba przemówiło do Drake'a. Bo burknął żeby podstawić ten samochód. A on pozbiera wszystkich do kupy. I dodał że szczerze to on nie wierzy że Quick może być normalny. Że był kiedykolwiek. Powiedział że jeżeli nie zobaczy to będzie wierzy. Więc niech spróbuje. Ten powiedział że on jest manipulantem ale pojedzie tam żeby odebrać siostrę. Albo przynajmniej żeby się z nią dogadać. O ile ten szajbus mu pozwoli. Jeżeli nie to przynajmniej będzie wiedział czy nic jej nie jest. I wtedy będzie myślał. I chociaż podczas drogi Drake był nieznośny i nie do wytrzymania. Cieszyłem się że moje słowa dały mu chodzi trochę do myślenia nie powinienem się w walać ale mój szef jest chyba naprawdę z innej planety.
Subskrybuj:
Posty (Atom)