wtorek, 24 października 2017

Od Quicka

Damon cokolwiek bym nie zrobił cały czas płakał. Całkiem jak przy narodzinach i przez pierwszą dobę. Miał sucho, ciepło, nie podkulał nóżek. I miał miękki brzuszek no i był nakarmiony. Nie rozumiałem co się dzieje. We Włoszech jak nie miałem roboty a raczej jak czekałem na własne cele. Dużo czytałem o niemowlakach. Sporo o wcześniakach nie było naprawdę powodu. Nie pomogła muzyka, kolebanie się samochodem. Ale jedno zawsze na niego działało noszenie na rękach. Blisko serducha. Więc pierwsze co zrobiłem zdjąłem koszulkę i wziąłem go na ręce. Zaczęliśmy tak sobie łazić. Roz coś tam rozmawiała ze wszystkimi. Nie słyszałem bo byłem trochę za daleko. W sumie nie chciałem podsłuchiwać. Ale Roz w roli mojego negocjatora że ona walczyła o mnie. Bez sensu. Mogła strzelić mi seryjnie w łeb żebym nie wstał. Damon zasnął rety jak długo oni będą jeszcze rozmawiać. No wiedziałem że jestem na forum publicznym. Ale żeby debata sejmowa. No straszne. I Roz no po co jej taki ja. Totalny debil bez kontroli. I to zadziwiające ona terroryzowała kogo mogła. Przyznała się do tego to był szok. To nie była moja Roz którą poznałem. Ta nie winna dziewczyna o której nic nie wiedziałem. Przespałem się z nią nie wiedząc ile ma lat. A jeżeli to Drake ją manipulował. Jeżeli Drake wystawił własną siostrę... Nie wybaczył bym tego jemu. I pewnie jeszcze zakwitnie i coś wypłynie. Śmieje się z niej że bawi się w psychologa. Roz ma dużo racji. Musimy uporządkować własne życie. Tylko ona zabiera się do tego od drugiej strony. W sumie może dobrze myśli. Jeżeli ona ogarnie ich, jeżeli oni zrozumieją. Ona zna wszystkie moje oblicza. Przez tą małą sekundę przy samochodzie w tedy co się całowaliśmy to byliśmy sobą. Jak na początku przed porwaniem. Ja na polowaniu ona ziół zbieraniu. Ona to robi żebym ja był spokojny. Rety moja... Rozejrzałem się dookoła. I odruchowo zaciukałem trupa.
- Roz uciekajcie - krzyknąłem
Próbowała biec w moją stronę. Jednak Drake ją zwinął. Sam ewakuowałem się z Damonem do samochodu mam tylko nadzieję że mieli broń. Kurwa wiedziałem że jest tu gdzieś pierdolone stado. Ale oni się chyba kurwa w chuj cofnęli. Wskoczyłem do samochodu trzymając cały czas Damona na rękach.
- Cali jesteście - dałem na CB
- szefie jesteśmy wszyscy ale oni byli bliżej
- Macie się czym bronić jak bronić?
Rety jaki był tam chaos. Słyszałem tylko krzyki Roz.
- Borys opuście szyby jak jesteś za kierownicą jedzcie na prost ja was będę ubezpieczał.
Cały czas słyszałem paniczne nie Rozi. Przecież muszę ich odgonić oni nie dadzą sobie rady a ja nie mam trzeciej ręki. Mam Damona i samochód. Nóż, spluwę też ale Damon jest najważniejszy i Roz.
- Szybciej Borys - wrzeszczałem do tego radia.
- Szefie jedziesz na czołówkę, jedziesz za szybko
- Przecież nie wjadę w was. Borys zagęszczaj ruchy. Gaz i zapomnij że masz hamulce.
Krążyłem w koło nich rozjeżdżając trupy jak anioł śmierci. Cud że się nie rozwaliłem na jakiś drzewach. No stary jednak dobry samochód wytypowałeś - powiedziałem sam do siebie. Trwało to 30 kilometrów. I to było ciekawe doświadczenie i dziwna strategia. Ja próbowałem ich porozjeżdżać. Cała reszta strzelała do nich starając się nie odstrzelić mnie a raczej opon bo byśmy polegli razem z Damonem. A jeżeli on płacze bo wyczuwa zimnych? Bo teraz też wrzeszczał. Uspokoił się 20 km dalej. Wtedy poleciłem im żeby jechali cały czas prosto na pełnym gazie. Sam się zawróciłem żeby coś sprawdzić. I faktycznie kilometr przed Damon się rozwrzeszczał. Ciekawe jakie profesor miał by na to wytłumaczenie. Zawróciłem teraz wystarczyło po prostu ich dogonić.
- Gdziekolwiek jesteście zatrzymajcie się i może sprawdzicie kawałek teren. Ja się nie żądze ale dziwne to było.
- Ta... jak to ty mówisz suprice suprice
- Drake no chyba nie chcesz mi wmówić że nasłałem na ciebie zimnych.
- Nie on tak nawet nie myśli. - powiedziała Roz
- Cali jesteście. Roz prosto pojechaliście?
- Tak Borys jechał cały czas prosto.
- Dobrze sprawdzicie czy nie ma tam zimnych zaraz powinienem być.
- Ale Damon nie płacze - wrzeszczała Roz - wcześniej płakał
- Ale śpi spokojnie kochanie śpi. Jest cały i zdrowy. Dlatego jezdziłem jak kot po śledziach.
- Boże jak to dobrze że mamy tą antenę na dachu - stwierdziła Roz
- Spokojnie czekajcie ja zaraz do was podjadę.
Po 15 min się spotkaliśmy. Roz miała jakąś obsesje. Spanikowana liczyła Damonowi palce.
- Już spokojnie słońce - przytuliłem ją do siebie. - nic nam nie jest
- Nie zostawiaj mnie więcej.
- Przecież nie zostawiłem i nigdy już nie zostawię. Bez względu na wszystko wszędzie będę zabierał was ze sobą. A uwierz mi mam sporo spotkań. Wróci do nich słońce i dokończ tą rozmowę chcę wiedzieć na czym stoimy i co mamy robić.
Normalnie ja jak nie ja. Totalnie zdenerwowany że wszystkich był powystrzelał. A generalnie chyba wrócił stary Quick. Eh... i znów będą mieli filozofa psychopatę. Uśmiechnąłem się do siebie. Kurde ja nie mogę czarodziejka. Przywróciła do życia starego-nowego Quicka. Starego bo myślącego a nowego bo odblokowanego.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz