Nie miałem pojęcia co się działo wieczorem. Co robili pozostali kiedy udali się na spoczynek. W nocy było jakoś koło pierwszej gdy przyszedł Drake.
- Jak tam Rozi? - zapytał delikatnie poruszając mnie za ramię
- Śpi spokojnie, gorączka jej zeszła jest cała spocona. Ja zresztą też jestem cały od niej mokry.
- Śmiesznie to zabrzmiało - uśmiechnął się Drake
- Posiedział byś z Różyczką chwilę? Muszę do łazienki i Suprice wpuszczę. A no i skoczę do Amandy wezmę coś od gorączki.
- Spoko leć - powiedział
Najpierw zdjąłem mokrą koszulkę, poszedłem do toalety i do Amandy. Przestraszyła się gdy ją stuknąłem w ramię.
- Co się dzieje? - zapytała - zle się czujesz?
- Wszystko dobrze. Tabletkę tylko od gorączki dla Rozi chciałem
- A co gorączkuje dalej?
- W sumie to nie ale tak na wszelki wypadek
- Rozumiem
Gdy otrzymałem tabletki zajrzałem do Alex. Luke spał czujnie
- Co jest?
- Jak Alex? - zapytałem
- Ma gorączkę, a Rozi jak się trzyma?
- A dobrze dzięki
- Stary nie wyglądasz najlepiej. Przyznam że się martwię - dodał
- Jestem tylko zmęczony. Nie martw się Luke
Wpuściłem Suprice i usiadłem przy Drake'u
- Śpi tak spokojnie - powiedział cicho - tak to co noc rzucała - ciągnął dalej
- Bo powinieneś z nią spać, znaczy przy niej. Czuła by się bezpieczniejsza. Przecież jesteś jej bratem. Ufa ci najbardziej.
- Tak, wiem - skinął głową Drake - ale nie o tym chciałem rozmawiać - dokładał do pieca i mówił dalej - Namieszałeś w głowie Rozi boję się o nią. Co będzie jak Ci się znudzi?
- O to się nie martw. Mnie naprawdę wzięło. Nie miałem tak nigdy
- A jeżeli ona jest zarażona?
- Nie mów tak Drake... proszę... To tylko zadrapanie. Przecież nawet gdy chodzimy lasem zimni też tam łażą i zostawiają swoje skrawki na krzakach. Czasem się podrapałem jak polowałem i nic mi nie jest do dziś - uspakajałem Drake ale sam też martwiłem się o Różyczkę.
- Ona ma 16 lat jest... jest - zawiesił się Drake - już jest kobietą - wymamrotał - nie jest już moją małą siostrą
- Nadal nią jest - upewniłem go
- Wczoraj zrobiłem klatkę dla Kuby i go tam umieściliśmy. Amanda obejrzy rano waszą krew bo znalazła mikroskop. Porówna ją z moją.
- No to rano się okaże - uśmiechnąłem się.
-Może pójdę się położę- powiedział w pewnej chwili Drake i wyszedł.
Różyczka jeszcze się obudziła w nocy i miała gorączkę więc jej podałem tabletkę od Amandy i zasnąłem. Rano obudziły mnie rozmowy i śmiechy Kuby, biegał po pokoju razem z Creepy i za nimi kulgał się jakiś pies. Eee.... mam chyba gorączkę. Pies co tu robi pies? Luke z Drake'em o czymś rozmawiali. Amanda z Różyczką nakrywały stół, rozkładały talerze? Rety tyle czasu spałem, już pora obiadu. Amanda zauważyła że już nie śpię i podeszła do mnie.
-Muszę pobrać ci krew, braciszku. Twoja Różyczka jest zdrowa, nie zaraziła się. Z Alex też dobrze, chodzi o kulach. Obie dziewczyny dostają antybiotyki. A Kuba? Tego nie rozumiem. Odkryłam że ma schizofrenie i patologiczne geny.
-Co to znaczy?- wszedłem jej w słowo.
-Kuba jest dzieckiem opuznionym te patogeny mogły spowodować że mimo iż został ugryziony nie zmienił się i prawdopodobnie tak się nie stanie ale trzeba tego pilnować.
-To dobre wieści- uśmiechnąłem się.
-Tak mamy co świętować. Rozi przygotowała coś specjalnie dla ciebie.
-Dla mnie?
-No tak, czemu się dziwisz? Teraz skoro jesteś jej, jak to ona się wyraziła to będzie o ciebie dbała.
-O matko- skrzywiłem się
- no i skończy się łażenie, włóczenie i inne przyjemności.
-Amando na szczęście Różyczka nie jest taka jak ty.
-Ale jest strasznie zazdrosna o ciebie- syknęła Amanda.
Podniosłem się z podłogi, pozwoliłem sobie pobrać krew i założyłem czystą koszulę, kurtkę, wziąłem kuszę i ruszyłem w stronę drzwi. Ale nim zdążyłem je otworzyć już wisiała mi na szyi Różyczka.
-Gdzie się wybierasz?- zapytała promiennie- chcesz mi uciec?
-Nie Słonko, misio jest głodny. Upoluję coś dla niej tu na brzegu lasu- uspokoiłem ją.
-Wujku, wujku- biegł w moją stronę Kuba ze szczeniakiem w rękach- zobacz piesek.
-No piękny bernańczyk- uśmiechnąłem się.
-Ciocia Alex go znalazła i mogę się z nim bawić- ukucnąłem przy chłopcu wziąłem szczenie na ręce.
-Wiesz Kubusiu on jest malutki zostawmy jego cioci Alex i chodz tylko idz najpierw do wujka Witka po jakiś kubeczek.
-A ja mogę z wami?- zapytał prosząco Creepy
-Jasne- dzieciaki pobiegły a ja pytająco popatrzyłem na resztę. Czy ja spałem ze 3 doby?
-Ciocie, wujkowie, pies?
- To sprawa Amandy- powiedziała Alex- Kuba dostał odpowiednie leki i my z Rozi też a szczeniak jest mój. I o ile w tym świecie można być szczęśliwym to właśnie dziś jest taki dzień i chcemy go uczcić.
-No ja się przyłączam- powiedziałem
-A ci z piwnicy- zagadnął Luke
-Porozmawiamy jak wrócę za godzinę będzie dobrze?
-Idealnie- powiedział Witek który właśnie wyszedł z kuchni.
-Ugotuj im tam Wituś jakichś ziemniaków i polej skwarkami nie będę ich głodzić- mruknąłem i w tym samym momencie przybiegły dzieciaki. Zaprowadziłem je do garażu żeby udoić mleka od kozy dla szczeniaka.
-Jaki śliczny- dzieciaki przytuliły się do koziołka.
-Możecie wziąć ją na górę ale trzeba zabrać mamusię bo kózka będzie płakała bez mamy.
-Tak jak szczeniaczek?
-Dokładnie- odparłem
-Ale jego mama umarła, tak mówiła ciocia Alex.
-No ale teraz piesek ma nową mamusię, jest nią ciocia Alex- uśmiechnąłem się do chłopca- no zmykajcie i mleczka nie rozlejcie- powiedziałem i wyszedłem na polowanie.