czwartek, 21 września 2017

Od Lexi

Minęło trzy miesiące odkąd napadliśmy na szpital. Wtedy trochę się podłamałam i często ryczałam bez powodu choć starałam się tego nie robić publicznie, jednak Drake miał tendencje do pojawiania się w nie właściwym momencie. Chyba każdy to jakoś przeżył na swój sposób, na przykład Amanda zapanowała nad własnym językiem. Wciąż nie wybraliśmy imienia dla szczeniaka który sporo urósł przez ten czas. Tak więc każdy wołał na niego jak mu się podobało. Cały wolny czas spędzałam właśnie z nim. Starałam się go uczyć pożytecznych sztuczek co wcale nie było łatwe. Noga już mi się zagoiła choć wciąż kulałam i dość często mnie bolała. Mimo że większość uznała że mam urojenia to i tak odkąd powiedziałam że Ivan żyje wystawiane były całodobowe warty. 
Dzień rozpoczął się łagodnie. Za oknem było biało od śniegu, w końcu mamy luty. Szczeniak z samego rana zabrał mi skarpetkę i musiałam go ganiać kilkanaście minut po pokoju.Zjedliśmy śniadanie i dokańczaliśmy pokoje na poddaszu. Quick jak to Quick poszedł na polowanie.  Rozi zapewniła że wróci na szesnastą. Ale godzina szesnasta minęła, pokoje były gotowe a Witek kończył gotować obiad. Wiedziałam że Rozi się denerwuje bo cały czas chodziła od okna do okna. W końcu nie wytrzymałam i zagadnęłam.
-Może pójdziemy się przejść, psiakowi przydałby się spacer.
Rozi z wdzięcznością w głosie się zgodziła  ubrałyśmy się, wzięłyśmy broń i poinformowałyśmy Pati która miała wartę że idziemy do lasu. Śnieg padał utrudniając zobaczenie czegokolwiek. A więc pewnie nawet nie zwróciłybyśmy uwagi na białą zaspę gdyby nie ryczała żałośnie. Popatrzyłyśmy po sobie a ja zobaczyłam strach w oczach Rozi, podeszłyśmy do Niespodzianki która leniwie podniosła się i otrzepała ze śniegu.
-Hej dziewczyno- pogłaskałam ją czule po pysku.
-Coś się musiało stać- szeptała poddenerwowana Rozi. 
-Spokojnie, Quick na pewno jest gdzieś w pobliżu- próbowałam ją uspokoić ale na dzwięk jego imienia Niespodzianka zawodziła gorzej.
-Gdzie on jest?- krzyknęła Rozi do Niespodzianki- no gdzie
Dziewczyna była bliska łez. I widziałam że ma racje Quick'owi coś się stało ale co? Gdzie on jest? Nawet jeśli były jakieś ślady śnieg je  zakrył. Szczeniak zaczął podgryzać Rozi próbując ją pocieszyć. 
-Chodz- powiedziałam i ruszyłam przed siebie- Niespodzianka prowadz do Quicka- zachęciłam niedzwiedzice ale na marne.- To może gdzie widziałaś go po raz ostatni- zachęciłam. Surprise przejęła dowodzenie i zaprowadziła nas w pobliże jaskini. Może nie potrzebnie panikujemy. 
-Nie ma go -szepnęła Rozi. Przy drzewie stał oparty jego motor ale Quicka nigdzie nie było. Niespodzianka przeszła kilka kroków i zaczęła kopać skomląc. Podeszłam do niej, śnieg był brudny od... krwi. Szybko zakopałam znalezisko, to mogła być równie dobrze krew jakiegoś zwierzęcia które zjadła Surprise, i nakazałam Niespodziance iść ze mną ale ona nie słuchała. Przytuliłam Rozi.
-Wracajmy, musimy powiedzieć reszcie, rozdzielimy się i go poszukamy.- powiedziałam a Rozi płakała, sama chciałam do niej dołączyć ale ja się już chyba na ryczałam. Zawołałam szczeniaka który od razu zjawił się przy mnie i Niespodziankę która nie zareagowała. Ale jak się oddaliłyśmy to podchodziła kawałek za nami.    

Od Quicka

-Posłuchajcie wezmę Surprise i pójdę trochę do lasu zwierzyna co prawda już chuda ale lepiej by było gdyby Surprise jednak zjadła coś świeżego bo jakoś bo jakoś w marcu czy kwietniu rodziła będzie.
-Dobrze jedz Quick tylko o 16 obiad to wróć- powiedziała Rozi całując mnie jak zawsze gdy wychodziłem.
-No oczywista sprawa- uśmiechnąłem się całując ją w czoło. Zapakowałem Surprise na przyczepkę, kuszę na plecy i pojechaliśmy do lasu mróz był siarczysty wiał wiatr co potęgowało zimno. Zatrzymałem się nie opodal jaskini.
-Dalej idziemy z buta- powiedziałem do miśka. Ustrzeliłem dzika, jelenia ale to wszystko było tak chude, mizerne ech... nie najadła się- myślałem. Poszukam może jeszcze czegoś, gdy szedłem moją uwagę przykuły ślady na śniegu i odgłosy z różnych stron. Podchodzili do mnie powoli.
-Uciekaj Surprise bo cie zabiją- szepnąłem i niedzwiedz się oddalił. Tak zaczęła się mija nierówna walka. Tych ludzi było około dwudziestu kilku zastrzeliłem, kilku zaciukałem nożem ech... i tak nie na wiele się to zdało. Dostałem od kogoś w głowę i straciłem przytomność. Nie wiem jak długo byłem nieprzytomny, ale gdy się ocknąłem leżałem w furgonetce i dobiegały mnie znajome głosy.
-Obudził się.
-Adam to ty?
-Tak Quick, sorry ale to polecenie Salvadore'a.
-Nie tłumacz mu nic, prawdz czy dobrze jest związany bo nie chcę kłopotów.
-Jasne, Quick nie rzucaj się to będzie ok.
-To Salvadore żyje? To dobrze- grałem na zwłokę
-Nie mów do mnie my mieliśmy cie znaleść i teraz dostarczyć do miejsca docelowego.
-Dobra to już się nie odzywam.
-Uśpij go- polecił kierowca. Poczułem chloroform i film mi się urwał.
Taka sytuacja odbyła się jeszcze kilkukrotnie. Nie wiedziałem dokąd jadę, czemu i gdzie jestem. Wiedziałem tylko że bardzo boli mnie głowa żebra, lewa ręka i prawa stopa. Niezle oberwałem na nic mi się zdało to że sadziłem się do kolesi. Jedno wiedziałem na pewno nie mogę powiedzieć nic o domku i moich bliskich po prostu nic, nie ma ich, domek nie istnieje, tylko jaskinia. Tak, cały czas żyłem w jaskini. W końcu nie wiem jak długo jechaliśmy ale musieliśmy być na miejscu bo gdy po raz kolejny się obudziłem byłem już w ciemnej celi bez okien tylko kraty. Przeszukałem kieszenie w nadziei że coś znajdę by otworzyć kłódkę ale dokładnie mnie wyczyścili ech.. jak to mówią pożyjemy zobaczymy. Siedziałem pod ścianą a przed oczami miałem Różyczkę, uśmiechniętą czułem jej zapach, dotyk tak bardzo chciałem być w tym momencie tam w domku i tulić ją do siebie. A jestem tu w czarnej dupie ech...

Trzy miesiące pózniej 

Od Quicka

Imprezowaliśmy na całego. Całe dwa dni a pózniej trzeba było powrócić do normalności. Pierwszego dnia Różyczka pomogła mi opanować pokerka no i oczywiście zaskoczyła mnie zupką grzybową. Była pyszna, wszystkim smakowała a ja tak o niej marzyłem. Następnego dnia wypuściłem trzech z dwudziestu naszych więzni i Pati miała wyciągnąć z nich co się da. Pózniej to sielanka, polowania, żarełko, karty, wódka, sex. Wreszcie była cisza i spokój. Jezdziłem na polowania  jednak wszystko co dobre nie trwa długo.

Od Drake do Lexi

Nie wiem dlaczego zaczęła z tym Ivanem. Czy nie mogła sobie dziś odpuścić. Zresztą przecież zabiliśmy wszystkich ze szpitala. Musiało jej się coś pomieszać ale była tak tego pewna, że mnie to bawiło. Luke był tego samego zdania że jego siostra świruje co nie było nowością. Pewnie od zawsze miała fazy, ale tak się zdenerwowała że pokuśtykała z podniesioną głową. Nie wiem czemu za nią poszedłem. Przecież nawet za sobą nie przepadamy. Znalazłem ją z kundlem którego znalazła. Siedziała na schodach pewnie miała problem z wejściem na górę. Szczerze cieszyłem się że ta kulka nie trafiła we mnie. Przecież nie mogę w kółko obrywać, ale tak naprawdę szkoda mi jej było, a tą kulkę w noge powinien oberwać idealny Luke. Nie... nie... tylko tego nie rób idioto - wrzeszczałem w myślach. No ale przecież to ja nikogo się nie słucham nawet siebie. Więc usiadłem obok niej. Patrzyła na Quicka i Rozi którzy rozmawiali i się śmiali.
- Pewnie jej nienawidzisz - wypaliłem nagle za nim ugryzłem się w język
- Wcale nie nienawidzę jej, wręcz przeciwnie nawet ją lubię - przyznała 
Zamknij się i idz - prosiłem się w myślach
- Ale go nadal kochasz - stwierdziłem  
- A nawet jeśli to co cie to obchodzi? - spytała wściekła
- Chciałem się tylko upewnić
- No i się upewniłeś czy możesz teraz sobie po prostu pójść - spytała błagalnie 
- Nie wygodnie mi się tu siedzi - odparłem 
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - wypaliła łamiącym się głosem
- Wystarczy powiedzieć won nie musisz płakać - wypaliłem szybko podnosząc się ze schodów 
- Wcale nie płaczę - warknęła ocierając łzy z policzka
- No skąd tylko oczy ci się poco 
- Właśnie - wypaliła z cieniem uśmiechu
- Tak szczerze siedzisz tu bo chcesz czy dlatego że nie dajesz rady wejść na górę? - spytałem
- Oczywiście że chcę - oburzyła się
- Bo ci uwierzę - droczyłem się - chodz pomogę ci
- Nie potrzebuje pomocy - oburzyła się
- Jasne. Mogę cie zanieść
- Ugryz się Drake - fuknęła
- Żebym zmienił się w zombie - odparłem - czemu płakałaś? - spytałem
- Nie płakałam - warknęła   

Od Rozi

Cieszyłam się że nam się udało. To był ciężki dzień rano stado, wieczorem musieliśmy iść na szpital. I choć teoretycznie nie było szans by nam się udało to jednak tak było. Nikt nie umarł. Nie wiem kiedy urwał mi się film, ale rano obudziłam się wyspana. Już nie pamiętam kiedy ostatnio dobrze spałam i nie budziłam się w nocy przez koszmary. Drake miał racje było co świętować. Już sam fakt że nie jestem zarażona było powodem do świętowania. Poszłam do kuchni gdzie siedzieli Drake, Luke i Witek właśnie coś mieszał w garnku. Koszyki z ziołami, grzybami i owocami nadal stały na środku. A wydaje się że było to tak dawno.
- ... kiedyś nie lubiłem jagód - mówił Luke
- ja nie lubiłem pączków z dziką różą, a matka robiła je co dziennie a dziś oddał bym wszystko żeby je zjeść
- A ja kiedyś byłam wegetarianką - wtrąciłam
Wszystkie oczy zwróciły się na mnie.
- I? - spytał Drake
- Amanda mówi że moja krew jest czysta. Nie zaraziłam się - pisnęłam z radości
- Całe szczęście - odparł z ulgą Drake
- Cieszę się - powiedział Luke - powaga nie jadłaś mięsa? - spytał nie dowierzając
- Przed apokalipsą nie - przytaknęłam - a puzniej wszystko się zmieniło
- To co impreza? - zagadał Drake
- Z przyjemnością się nawale - skomentował Luke - A gdzie Quick?
- Śpi - odpowiedziałam
Wzięłam nóż i zaczęłam obierać grzyby
- Co robisz? - spytał Drake
- Grzybową. Za nim grzyby się zepsują
Puzniej na dół zeszła Alex z ... psem?
- Pies? - spytałam zdziwiona
- Tak znalazłam go... fajny nie
Nie spodziewałam się że w tych czasach zobaczę jeszcze psa. Myślałam że wszystkie zostały zjedzone przez zimnych. Było miło ale Amanda oczywiście zawsze musi wszystko popsuć. Czy ta dziewczyna naprawdę jest aspołeczna? I chyba po tej kłótni nie zeszła już na dół. Wrócił Quick z polowania i przez parę godzin graliśmy w karty.

Od Lexi Cd Drake

Wszyscy siedzieli przy stole i głośno rozmawiali co chwila śmiejąc się. Ale ja byłam rozkojarzona i cały czas wracałam do tego co działo się w szpitalu. Zabiliśmy tyle osób, a wyrzuty sumienia nie chciały mnie opuścić. I nagle coś mi zaświtało. Zaklęłam głośno uświadamiając sobie co powiedział mi chłopak który mnie postrzelił.
-Ale idiotka ze mnie...
-Zawsze to wiedziałem- wtrącił się  Drake, posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Ivan żyje- powiedziałam. Luke przyłożył mi rękę do czoła.- mówię poważnie.
-Masz gorączkę wczoraj cię postrzelili.
-Luke ja mówię poważnie- upierałam się- ten co mnie postrzelił mówił że jak teraz sobie pójdzie to go Ivan zabije.
-Może też był w szoku i nie dotarło do niego że właśnie ich wszystkich wybiliśmy- uspokajał mnie Luke.
-Nie, Ivana pewnie w ogóle tam nie było- drążyłam dalej.
-A może to Luke ma rację?- wtrącił się Drake.
-A ty się nie wtrącaj- fuknęłam na niego i odeszłam od stołu. Co swoją drogą nie było łatwe bo noga wciąż mnie bolała. Usiadłam na schodach prowadzących na piętro a psiak podbiegł do mnie radośnie pod szczekając. Musimy wymyślić dla niego jakieś imię. Po jakimś czasie podszedł do mnie Drake i usiadł obok.
-Pewnie jej nienawidzisz-  stwierdził patrząc na Rozi i Quicka pogrążonych w jakiejś rozmowie.
- Wcale nie nienawidzę jej, wręcz przeciwnie nawet ją lubię- przyznałam szczerze i błagałam w duchu by sobie poszedł bo nie miałam siły z nim gadać.
-Ale go nadal kochasz- znów stwierdził.
-A nawet jeśli to co cie to obchodzi?- spytałam.
-Chciałem się tylko upewnić.
-No i się upewniłeś czy możesz teraz sobie po prostu pójść- spytałam błagalnie bliska łez choć sama nie wiedziałam czemu.

Od Quick

Wracałem z polowania tym razem nie czekałem aż Surprise zje tylko kazałem ciągnąć jej śniadanie do domu.  Po chwili byliśmy już chacie, rzuciłem dzika Surprise. Zająłem się łośkiem szybko go wypatroszyłem, oskórowałem i poszedłem po przyprawy by go natrzeć. W domu panowało zamieszanie. Poszedłem do kuchni by przyrządzić mieszankę przypraw i tam spotkałem Witka z Kasią na rękach, zaraz zaczął do mnie mówić.
-To wina Amandy, ale proszę nie każ jej odejść. Ona na obrażała wszystkich po kolei i dostała od chłopaków. Ja i Kasia chcemy zostać nie oddam jej Amandzie.
-Spokojnie Witku- mówiłem mieszając przyprawy w misce- nie będziesz musiał rozstawać się z Amandą ani wyprowadzać się stąd.
-To co zrobisz?- zapytał Witek.
-Idę natrzeć dzika przyprawami.
-A pózniej- drążył temat.
-Pózniej się zobaczy. - mruknąłem i wyszedłem z domu. Za mną wybiegła Rozi. Wtuliła się we mnie tak mocno że aż bolało.
-Słońce, znów ciebie na obrażała moja siostrunia?
-Tym razem raczej ciebie Quick. Mówiła o tobie takie okropne rzeczy że wolisz facetów na przykład i to że twój ojciec też tak uważał.
-Tobie pewnie tez jakoś dokuczyła?
-Kazała mi się przespać z Luke'em.
-Co takiego?!- kipiałem ze złości.
-Przecież było ci ze mną dobrze Quick?
-Tak skarbie, było, jest i będzie.- będę musiał coś z tym zrobić bo tak dalej nie będzie. Na dół zszedł Drake.
-Tylko nie pytaj co robimy- uprzedziłem go.
-Do tego już przywykłem, chodzi mi o to że uderzyłem twoją siostrę. Luke też, poniosło mnie. A teraz czuję się winny i możesz dać mi za to w ryj.
-Czemu miałbym? Jeżeli ode mnie nie poskutkowało jak wyłapała w to może zrozumie jak dostanie od innych swoją drogą pogadam z nią. Wiesz ona zawsze była pępkiem świata a teraz wszyscy ją zlewają i sobie z tym nie radzi. Witoldem pomiatała a nami się nie da więc szaleje. Ogarnę ją- powiedziałem. Drake miał zaskoczoną minę a ja udałem się do pokoju z którego dobiegały szlochy Amandy. Wszedłem bez pukania.
-Co ty wyprawiasz?- spytałem siadając w fotelu.
-Nie wiem, chyba nie radzę sobie z tą sytuacją za dobrze.
-To widzę- mruknąłem.
-Wzięłam leki, chyba mam depresję.
-No to się lecz a nie obrażasz ludzi.
-Bo ty masz dziewczynę taką mądrą i ładną a Witek sam wiesz jaki jest.
-No ale to nie powód żeby obrażać ludzi. Witolda sama wybrałaś jest ojcem Kasi i tego nie zmienisz ale być z nim przecież nie musisz o ile nie chcesz. W nocy nawet nie zajrzałaś do Rozi i Alex choć obie potrzebowały lekarza. Pytam się ciebie gdzie byłaś myślami gdy składałaś przysięgę Hipokratesa?  Ja ciebie kocham siostra ale nie pozwolę żebyś obrażała ludzi mi bliskich. Ty musisz się leczyć i jeśli jeszcze raz usłyszę że kogoś obrażasz to ciebie zamknę w piwnicy i odizoluję od wszystkich. Teraz ogarnij się zejdz na dół przeproś wszystkich i świętujmy że się nam powiodło. Wiedz że mogę cie lać ale pamiętaj że tylko jeżeli zasłużysz no i mimo wszystko zawsze będę ciebie kochać.

Od Amandy

-Quick też jest czysty- powiedziałam do wszystkich po obejrzeniu jego krwi. No i jak przypuszczałam wszyscy się ucieszyli.
-No i z czego wy tak za cieszacie?- zapytałam wściekła.- pomyślcie lepiej o jakimś miejscu gdzie mogłabym mieć swoje laboratorium. 
-A czemu tak nie lubisz brata?- zapytała Alex
-Zawsze ojciec go zlewał nawet jak poszedł na wagary nic nie mówił. Mnie ciągle cisnął i stawiał jemu za wzór. Jednak na wszelkie bankiety to jego zabierał bo to jego synuś mówił im, opowiadał jaki to Quick jest wspaniały, jak to ma pasje do zabijania znaczy on i ojciec nazywał to polowaniem, tylko nie do końca wiedział że jego synalek poluje na ludzi. Ja się uczyłam a on bawił na bankietach. Och ojciec tylko martwił się że on jest zorientowany inaczej, bo nie interesował się dziewczynami, piciem, paleniem. Ciągle tylko fryzjer, kosmetyczka i inne pocioty od ubrań. Ciągle idealnie uczesany, ubrany. Ciągle siłownia i basen.
-A solarium?- ktoś wtrącił, nawet w sumie nie mam pojęcia kto. 
-No co ty, solarium?! Przecież to niszczy cerę ,ojejej.- ciągnęłam- a mój braciszek nie mógł sobie na to pozwolić. On taki nieskazitelny, idealny. Idealny morderca. - cedziłam słowa i sączyłam jad.- teraz ten misiek. Przecież to dzikie zwierze a włosy błyszczą mu bardziej  niż mi. Jakiś pieprzony rytuał kompania, czesania toż to grozny niedzwiedz. Kasi nie przytuli a gada z obcym bachorem- wrzeszczałam- Dobrze ci z nim było Rozi w tym samochodzie? Sprawdził się jako facet? Ojciec zawsze wątpił  czy on kiedykolwiek zamoczy.- Drake nie wytrzymał i przywalił mi w brzuch
-Nie pozwolę w ten sposób mówić o mojej siostrze.
-Spokojnie- odezwała się Rozi- Quick jest delikatny i jest stu procentowym facetem. 
-Powinnaś spróbować z Luke'em- wysyczałam. Teraz dostałam po twarzy od niego. 
-Co ty sobie myślisz kobieto?- kontynuował Luke- że jeżeli tobie nie wyszło, wybrałaś sobie nieodpowiedniego partnera i w tych sprawach jesteś życiową ciapą to się zastanów co mówisz do kogo i o kim. 
-No a wy go jeszcze bronicie? Zrobiliście go swoim przywódcą. 
-Bo się do tego najlepiej nadaje.- stwierdziła Alex- nawet kozy w potrzebie nie zostawi. Naraża się dla innych, zapewnia nam jedzenie. Wszyscy wiemy co mamy robić jak coś się dzieje bo omówi to z nami. Teraz już nikt nie musi uciekać. 
-Amandziu, Quick cię kocha ale jeżeli będziesz tak dalej robiła to wyrzuci ciebie, ja zabieram Kasię i tu zostaję.- oznajmił Witek. Nawet Pati się odezwała.
-No może jest upierdliwy, jak każdy facet i uważa się za ósmy cud świata i nie przepadam za nim, mało go znam a gnój zalazł mi już za skórę, to nie postawiłabym się mu bo i po co. Dowódca szurnięty ale dobry. Mam nadzieję że pomoże mi się wykazać z więzniami. 
Po tym wszystkim wybiegłam z płaczem nawet Witek był przeciw mnie i zabrał mi Kasię. Powinnam się zmienić, bo to wszystko chyba przez zazdrość się wzięło. Szlochałam. I on się o wszystkim dowie bo jemu powiedzą i teraz to nie wiem co ze mną on zrobi... 

Od Quicka

Nie miałem pojęcia co się działo wieczorem. Co robili pozostali kiedy udali się na spoczynek. W nocy było jakoś koło pierwszej gdy przyszedł Drake.
- Jak tam Rozi? - zapytał delikatnie poruszając mnie za ramię
- Śpi spokojnie, gorączka jej zeszła jest cała spocona. Ja zresztą też jestem cały od niej mokry.
- Śmiesznie to zabrzmiało - uśmiechnął się Drake
- Posiedział byś z Różyczką chwilę? Muszę do łazienki i Suprice wpuszczę. A no i skoczę do Amandy wezmę coś od gorączki.
- Spoko leć - powiedział
Najpierw zdjąłem mokrą koszulkę, poszedłem do toalety i do Amandy. Przestraszyła się gdy ją stuknąłem w ramię.
- Co się dzieje? - zapytała - zle się czujesz?
- Wszystko dobrze. Tabletkę tylko od gorączki dla Rozi chciałem
- A co gorączkuje dalej?
- W sumie to nie ale tak na wszelki wypadek
- Rozumiem
Gdy otrzymałem tabletki zajrzałem do Alex. Luke spał czujnie
- Co jest?
- Jak Alex? - zapytałem
- Ma gorączkę, a Rozi jak się trzyma?
- A dobrze dzięki
- Stary nie wyglądasz najlepiej. Przyznam że się martwię - dodał
- Jestem tylko zmęczony. Nie martw się Luke
Wpuściłem Suprice i usiadłem przy Drake'u
- Śpi tak spokojnie - powiedział cicho - tak to co noc rzucała - ciągnął dalej
- Bo powinieneś z nią spać, znaczy przy niej. Czuła by się bezpieczniejsza. Przecież jesteś jej bratem. Ufa ci najbardziej.
- Tak, wiem - skinął głową Drake - ale nie o tym chciałem rozmawiać - dokładał do pieca i mówił dalej - Namieszałeś w głowie Rozi boję się o nią. Co będzie jak Ci się znudzi?
- O to się nie martw. Mnie naprawdę wzięło. Nie miałem tak nigdy
- A jeżeli ona jest zarażona?
- Nie mów tak Drake... proszę... To tylko zadrapanie. Przecież nawet gdy chodzimy lasem zimni też tam łażą i zostawiają swoje skrawki na krzakach. Czasem się podrapałem jak polowałem i nic mi nie jest do dziś - uspakajałem Drake ale sam też martwiłem się o Różyczkę.
- Ona ma 16 lat jest... jest - zawiesił się Drake - już jest kobietą - wymamrotał - nie jest już moją małą siostrą
- Nadal nią jest - upewniłem go
- Wczoraj zrobiłem klatkę dla Kuby i go tam umieściliśmy. Amanda obejrzy rano waszą krew bo znalazła mikroskop. Porówna ją z moją.
- No to rano się okaże - uśmiechnąłem się.
-Może pójdę się położę- powiedział w pewnej chwili Drake i wyszedł.
Różyczka jeszcze się obudziła w nocy i miała gorączkę więc jej podałem tabletkę od Amandy i zasnąłem. Rano obudziły mnie rozmowy i śmiechy Kuby, biegał po pokoju razem z Creepy i za nimi kulgał się jakiś pies. Eee.... mam chyba gorączkę. Pies co tu robi pies? Luke z Drake'em o czymś rozmawiali. Amanda z Różyczką nakrywały stół, rozkładały talerze? Rety tyle czasu  spałem, już pora obiadu. Amanda zauważyła że już nie śpię i podeszła do mnie.
-Muszę pobrać ci krew, braciszku. Twoja Różyczka jest zdrowa, nie zaraziła się. Z Alex też dobrze, chodzi o kulach. Obie dziewczyny dostają antybiotyki. A Kuba? Tego nie rozumiem. Odkryłam że ma schizofrenie i patologiczne geny.
-Co to znaczy?- wszedłem jej w słowo.
-Kuba jest dzieckiem opuznionym te patogeny mogły spowodować że mimo iż został ugryziony nie zmienił się i prawdopodobnie tak się nie stanie ale trzeba tego pilnować.
-To dobre wieści- uśmiechnąłem się.
-Tak mamy co świętować. Rozi przygotowała coś specjalnie dla ciebie.
-Dla mnie?
-No tak, czemu się dziwisz? Teraz skoro jesteś jej, jak to ona się wyraziła to będzie o ciebie dbała.
-O matko- skrzywiłem się
- no i skończy się łażenie, włóczenie i inne przyjemności.
-Amando na szczęście Różyczka nie jest taka jak ty.
-Ale jest strasznie zazdrosna o ciebie- syknęła Amanda.
Podniosłem się z podłogi, pozwoliłem sobie pobrać krew i założyłem czystą koszulę, kurtkę, wziąłem kuszę i ruszyłem w stronę drzwi. Ale nim zdążyłem je otworzyć już wisiała mi na szyi Różyczka.
-Gdzie się wybierasz?- zapytała promiennie- chcesz mi uciec?
-Nie Słonko, misio jest  głodny. Upoluję coś dla niej tu na brzegu lasu- uspokoiłem ją.
-Wujku, wujku- biegł w moją stronę Kuba ze szczeniakiem w rękach- zobacz piesek.
-No piękny bernańczyk- uśmiechnąłem się.
-Ciocia Alex go znalazła i mogę się z nim bawić- ukucnąłem przy chłopcu wziąłem szczenie na ręce.
-Wiesz Kubusiu on jest malutki zostawmy jego cioci Alex i chodz tylko idz najpierw do wujka Witka po jakiś kubeczek.
-A ja mogę z wami?- zapytał prosząco Creepy
-Jasne- dzieciaki pobiegły a ja pytająco popatrzyłem na resztę. Czy ja spałem ze 3 doby?
-Ciocie, wujkowie, pies?
- To sprawa Amandy- powiedziała Alex- Kuba dostał odpowiednie leki i my z Rozi też a szczeniak jest mój. I o ile w tym świecie można być szczęśliwym to właśnie dziś jest taki dzień i chcemy go uczcić.
-No ja się przyłączam- powiedziałem
-A ci z piwnicy- zagadnął Luke
-Porozmawiamy jak wrócę za godzinę będzie dobrze?
-Idealnie- powiedział Witek który właśnie wyszedł z kuchni.
-Ugotuj im tam Wituś jakichś ziemniaków i polej skwarkami nie będę ich głodzić- mruknąłem i w tym samym momencie przybiegły dzieciaki. Zaprowadziłem je do garażu żeby udoić mleka od kozy dla szczeniaka.
-Jaki śliczny- dzieciaki przytuliły się do koziołka.
-Możecie wziąć ją na górę ale trzeba zabrać mamusię bo kózka będzie płakała bez mamy.
-Tak jak szczeniaczek?
-Dokładnie- odparłem
-Ale jego mama umarła, tak mówiła ciocia Alex.
-No ale teraz piesek  ma nową mamusię, jest nią ciocia Alex- uśmiechnąłem się do chłopca- no zmykajcie i mleczka nie rozlejcie- powiedziałem i wyszedłem na polowanie.