-Posłuchajcie wezmę Surprise i pójdę trochę do lasu zwierzyna co prawda już chuda ale lepiej by było gdyby Surprise jednak zjadła coś świeżego bo jakoś bo jakoś w marcu czy kwietniu rodziła będzie.
-Dobrze jedz Quick tylko o 16 obiad to wróć- powiedziała Rozi całując mnie jak zawsze gdy wychodziłem.
-No oczywista sprawa- uśmiechnąłem się całując ją w czoło. Zapakowałem Surprise na przyczepkę, kuszę na plecy i pojechaliśmy do lasu mróz był siarczysty wiał wiatr co potęgowało zimno. Zatrzymałem się nie opodal jaskini.
-Dalej idziemy z buta- powiedziałem do miśka. Ustrzeliłem dzika, jelenia ale to wszystko było tak chude, mizerne ech... nie najadła się- myślałem. Poszukam może jeszcze czegoś, gdy szedłem moją uwagę przykuły ślady na śniegu i odgłosy z różnych stron. Podchodzili do mnie powoli.
-Uciekaj Surprise bo cie zabiją- szepnąłem i niedzwiedz się oddalił. Tak zaczęła się mija nierówna walka. Tych ludzi było około dwudziestu kilku zastrzeliłem, kilku zaciukałem nożem ech... i tak nie na wiele się to zdało. Dostałem od kogoś w głowę i straciłem przytomność. Nie wiem jak długo byłem nieprzytomny, ale gdy się ocknąłem leżałem w furgonetce i dobiegały mnie znajome głosy.
-Obudził się.
-Adam to ty?
-Tak Quick, sorry ale to polecenie Salvadore'a.
-Nie tłumacz mu nic, prawdz czy dobrze jest związany bo nie chcę kłopotów.
-Jasne, Quick nie rzucaj się to będzie ok.
-To Salvadore żyje? To dobrze- grałem na zwłokę
-Nie mów do mnie my mieliśmy cie znaleść i teraz dostarczyć do miejsca docelowego.
-Dobra to już się nie odzywam.
-Uśpij go- polecił kierowca. Poczułem chloroform i film mi się urwał.
Taka sytuacja odbyła się jeszcze kilkukrotnie. Nie wiedziałem dokąd jadę, czemu i gdzie jestem. Wiedziałem tylko że bardzo boli mnie głowa żebra, lewa ręka i prawa stopa. Niezle oberwałem na nic mi się zdało to że sadziłem się do kolesi. Jedno wiedziałem na pewno nie mogę powiedzieć nic o domku i moich bliskich po prostu nic, nie ma ich, domek nie istnieje, tylko jaskinia. Tak, cały czas żyłem w jaskini. W końcu nie wiem jak długo jechaliśmy ale musieliśmy być na miejscu bo gdy po raz kolejny się obudziłem byłem już w ciemnej celi bez okien tylko kraty. Przeszukałem kieszenie w nadziei że coś znajdę by otworzyć kłódkę ale dokładnie mnie wyczyścili ech.. jak to mówią pożyjemy zobaczymy. Siedziałem pod ścianą a przed oczami miałem Różyczkę, uśmiechniętą czułem jej zapach, dotyk tak bardzo chciałem być w tym momencie tam w domku i tulić ją do siebie. A jestem tu w czarnej dupie ech...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz