piątek, 8 września 2017

Od Lexi cd ktoś

-To co robimy?- dopytała Pati.
- Idziemy, mamy całą broń, kilkanaście karabinów,- powiedziałam od razu.
- Nie, zostajemy, mamy płot nie wejdą a tak to ktoś zostanie ranny- podsunęła Rozi.
-Blondynka ma rację- stwierdziła Pati przepraszającym tonem.
-Ech, niech będzie. Ale musimy się przygotować może chłopacy będą potrzebować pomocy.- Pati poszła i zaczęła przygotowywać broń. Sama poszłam do dzieciaków.
-Creepy, musisz zejść, przyszło pełno zombiaków- szepnęłam bo Kuba spał- Nie budz go.
Dziewczyna pokiwała głową i zeszła ze mną, na środku podłogi leżało pełno pistoletów.
-Poszłam do Amandy, wyjaśniłam co i jak- powiedziała Rozi.
-A ja do dzieciaków. Nie chce się kłócić ale ten płot nie wytrzyma- powiedziałam patrząc przez okno- Wezmę Creepy i po wybijemy  ich po cichu.
-Jak? - spytała Pati, jak zawsze wszystko musi mieć dobrze zaplanowane. Tak jak Luke.
-Creepy dobrze strzela z łuku, a ja niezle sobie radzę z nożami.
-Ok idzcie tylko ostrożnie bo jak coś ci się stanie to Luke mnie zabije, powaga- mruknęła Pati. Razem z Creepy pobiegłyśmy do płotu. Zanim do niego doszłam w pięciu umarlakach tkwiły strzały. Przez siatkę wbiłam nóż w łeb zdechlaka. Płot nie miał napięcia, to była tylko kwestia czasu aż zerwie się pod ich naporem. Dobiłam pięciu kiedy podbiegła do nas Rozi.
-Odejdz od płotu, chłopacy podłączyli prąd a ja wiem jak podłączyć napięcie- odsunęłam się od płotu i skinęłam głową
-Zostanę z Creepy, na wszelki wypadek.- postanowiłam, jak się płot zarwie przyda się jej moja pomoc. Rozi nie protestowała, pobiegła z powrotem.
-Może strzelaj z pistoletu- podsunęła Creepy.
-Tylko z ciągniemy ich więcej. Chłopacy nie długo powinni wrócić.- odparłam chodząc w tę i  z powrotem. Nagle po płocie przeskoczył prąd a najbliższe zdechlaki padły.
-Umierają?- spytała Creepy
-Na pewno nie, ale nie rozwalą płotu.
-Strzały mi się kończą.- poskarżyła się Creepy.
-To już nie strzelaj, przydadzą ci się. Po wszystkim pójdziemy po te w zdechlakach.- dziewczyna skinęła głową i wróciłyśmy do domku.

Od Quicka do pozostałych

Gdy dojeżdżaliśmy do domku jakże było moje zdziwienie, gdy przy siatce tłoczyło się z 150 zombiaków
- No panowie mamy sprawdzian naszych sił - powiedziałem gasząc silnik
- Co robimy? - zapytali obaj
- Myślę, że z 50 zabije płot - zacząłem
- Racja - wtrącił się Drake
- Resztę trzeba będzie powybijać. Jest szyberdach to można by z automatu.
- Dobry pomysł Luke tylko został w chałupie - za uwarzyłem - no ale ile mamy kulek
- Ja jakieś 17 - odparł Luke
nie - pomyślałem
- To zacznij do huja wojaku - ryknąłem
- Pati może przerzucić mi automat
- To załatwisz to, podjedziesz z tyłu - mówiłem - A ty Drake?
- No ze 20 to będę miał i może 2 noże
- Dobra to spróbujemy się przebić pod bramą, tam zawołamy dziewczyny niech nas wspierają w końcu nic im za ogrodzenia nie zrobią.
- Racja - powiedzieli obaj
- Dobra Luke wskakuj tu, a my z Drake'm przyciągniemy ich hałasem - zarządziłem - ty podejdz z tyłu i czekaj na Pati
- Robi się - powiedział i wyszedł
Obaj z Drake'm popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo
- To do roboty przyjacielu - powiedziałem do Drake
- Tak zróbmy to razem Quick - przybił mi piątkę
Ruszyliśmy wolno i głośno. Powolutku zombie kierowały się w stronę samochodu. Wyszła Alex, Creepy, Rozi i Pati.
- Pati bierz automat i na tyły tam czeka Luke
- Robi się - wrzasnęła i pobiegła do domku
Gdy brama była już czysta bo wszystko ciągnęło się za nami zobaczyłem Luke'a
- Jest ich za dużo nie przedrę się. Będę strzelał stąd
- Dobra tylko auta nie uszkodz - rzucił Drake
Zaczeliśmy powoli ich wybijać przez otwór szyby. Creepy strzelała z łuku celnie. Przyznam tak jak pokazywałem. Rozi i Alex wyszły przed uchyloną bramę i waliły z pistoletu.  Pati z przodu auta biegała jak posrana i kilała umarlaków nożem. Kątem oka zauważyłem psychicznego dzieciaka jak wybiega za bramę i jak dziobnął go zimny.
- Ujebał gnoja - syknął Drake - trzeba będzie go zabić
- Ta nie ma wyjścia - przytaknąłem
Dzieciak zginął mi z pola widzenia. Wyjąłem kuszę i przez szyberdach zacząłem strzelać do zimnych. Zostały już tylko nie dobitki
- Wybijcie wszystkich, żaden nie może zostać - krzyknąłem
Po kilku minutach było po wszystkim.
- Szukajmy dzieciaka! Zimny go ugryzł! Trzeba go zabić! - wrzeszczał Drake
- Przede wszystkim znaleść, żeby nie zaraził Suprajs i Kaśki. - powiedziałem - No i nas wszystkich
Okazało się że dzieciak pobiegł do domu. Wszyscy pałaliśmy chęcią zabicia go. Baliśmy się sami i o siebie na wzajem. A moja kochana siostrzyczka go broniła. Mówiła że go wyleczy, błagała że to tylko dziecko.
- Ale nie bezpieczne dziecko - ryknąłem - jest zarażony
Witek coś tam bełkotał pod nosem próbując wspierać Amandę
- Zamknij ryj ja pierdole - wrzasnąłem - Muszę pomyśleć. Luke zajmij się samochodem. A ty zamiast pieprzyć gruba świnio spieprzaj rozpakowywać auto.
- Ale ja się boje - jąkał się Witek
- Boję się... boję - przedrzezniałem go - ruszaj te szyny, albo cię rzucę miśkowi na pożarcie. - wrzasnąłem
Creepy płakała i cała się trzęsła. Rozi tuliła ją do siebie
- I co myślisz Drake? - zapytałem
- Na dole jest piwnica z żelaznymi kratami
- Dobra pokaż mi ją
Zeszliśmy obaj na dół
- Eee... sporo zapasów tu widzę - powiedziałem
- Było więcej - odparł Drake - ale tamci pomarnowali.
- A ten sejf? - zapytałem
- Broń tam trzymam. Nie dostali się do tego... Spory arsenał
- Pokażesz? - spytałem
- Czemu nie - odparł
- No to przynajmniej jesteśmy uzbrojeni po zęby
W tym czasie zszedł Luke trzymając Kubę
- Co z nim? - rzucił
- Wiesz co powinieneś zrobić - odparłem
- Kurwa jak ja nie lubię zabijać dzieci.
- A kto lubi - odrzekłem - Sam bym go zabił gdyby nie nasze kochane panie. Wszystkie się wstawiły. Zamkniemy go tu niech na razie siedzi potem pomyślimy. Niech mu dziewczyny tu przygotują. Ja się trzymam od tego gówna z daleka - powiedziałem
Drake zamknął Kubę i wydał polecenia odnośnie jego osoby.
- Quick kazał tych zasad przestrzegać.
Tym czasem ja i Luke byliśmy już na zewnątrz. Po chwili dołączył Drake.
- Niezła rzeż - rzucił Luke
- Musimy to posprzątać na jedną kupę, tam pod lasem na drugą stronę drogi i spalić.
- Będzie roboty na jakieś 3 godz - rzucił Drake
- No ale inaczej zaczną śmierdzieć jeszcze bardziej i zlezą się inni.
- Hmm... byliśmy dość głośno, co sądzicie o tych ze szpitala? Słyszeli? - zapytał Drake
- Raczej - mruknąłem
- I co jak tu przyjdą?
- Podejrzewam że mają również kłopot z zimnymi ale jak przyjdą będziemy przygotowani. Powybijamy ich jak kaczki - mówiłem beznamiętnie
- Jesteś pewny? - wahał się Drake - czy damy im radę?
- Tak jestem... Czy ja ciebie kiedyś zawiodłem? Jeżeli tu przyjdą powybijamy ich. Całą ekipą na pewno nie przyjdą. Wyślą kilku co najwyżej ale my będziemy przygotowani - ciągnąłem dalej targając trupy na jeden wielki stos.
Po skończonej robocie powiedziałem
- Idzcie do domu ja przypilnuje żeby się dopaliło. Odświeżcie cię zjedzcie coś
Siedziałem i myślałem nad wszystkim. Głównie bolało mnie to stado co tu zrobić żeby ominęły dom. Ogrodzenie nie wytrzyma takiego naporu i ten dzieciak. Pieprzony wirus... ehh... westchnąłem idąc w las. Przypomniałem sobie że jeszcze nic nie dałem Suprice do jedzenia. Upolowałem kilka zajęcy i 3 łanie. Na szczęście w lesie było pełno zwierzyny jak to w górach. Zamrozi się i będzie co jeść. Witek dobrze gotuje choć czasami wygląd jego dań odstrasza. Uśmiechnąłem się gdy o tym pomyślałem. Wciągnąłem sarnę do garażu jedną po drugiej. Trochę mi to zajęło bo były ciężkie a nie chciałem ich zostawiać więc odciągałem tak po kawałku. aż dotarłem po domku. Wszedłem do środka. Było głośno, wszyscy siedzieli przy stole i rozmawiali o czymś.
- Chodz do nas Quick - zawołał Luke
- Witek w garażu mięso jest do oporządzenia
- Polowałeś? - zapytała zdziwiona Amanda
- Tak musimy coś jeść - mruknąłem
- Zle wyglądasz
- Daj mi spokój, jestem zmęczony
Wziąłem Suprajs i wyszedłem z domku.
- Chodz księżniczko na sarenkę - uśmiechnąłem się
Lubiłem patrzeć jak Suprajs rozprawia się z sarną. Nie chciałem wracać do domu. Oczywiście byłem szczęśliwy, że wszyscy się po odnajdowali. Musiałem też pogadać z Alex nie sprawiedliwie było by robić jej nadziei. Ehh... i to stado. Witek wyszedł do mnie z jakimś jedzeniem ale odesłałem go.
- Chcę zostać sam - mruknąłem
- Ale zjedz... Amanda się martwi, kazała przypilnować żebyś zjadł
- Won mówię żryj to sam, powiedz że zjadłem i won stąd.
- Dobrze zjem ale powiem że nie chciałeś.
- A gadaj sobie co chcesz. Wali mnie to
Siedziałem tak i nawet nie wiem kiedy urwał mi się film i zasnąłem.

Od Amandy do Pati, Rozi i Alex

- Eh co mój brat nawywijał znowu? - zapytałam
- Obydwu nam się podoba, po prostu - powiedziała Alex
- Tak po prostu - odezwała się Rozi - On i Alex są razem choć znają się 2 dni.
- Cały mój brat. Eh... Wiecie on to na pewno się nie zakochał w żadnej z was, bo za szybko jak na niego - zaczęłam - może z Alex był dłużej, po prostu to swego rodzaju przywiązanie raczej, może zauroczenie. Na pewno nie miłość. Czasem to się zastanawiam czy on w ogóle umie kochać. Jest przystojny. Powinien się uspokoić tyle dziewczyn się nim interesuje, a on...
- A on do nas strzela - powiedziała Pati
- Musiał poczuć zagrożenie z twojej strony
- Dokładnie - wysyczała Alex - gdy byś do niego nie mierzyła z broni to by nie strzelił
- A ty Alex czujesz coś do Quicka? - spytałam
- Sama nie wiem ehh... Lubię go tylko. Zastępował mi Luke, troszczył się o mnie.  - odparła - Tam przy samolocie powiedziałam, że go kocham bo by się pozabijali
- Więc nadal mam szanse u Quicka - uśmiechnęła się Rozi
- Nie rozumiem czemu zabijacie się o tego psychola. - wtrąciła się Pati
- Nie nazywaj go tak Pati - oburzyłyśmy się we trzy
W tym czasie kłótnię przerwał nam Witek przynosząc obiad. Zjedliśmy w milczeniu. Pózniej Alex zauważyła te potwory i światło się zapaliło. Szybko je pogasiliśmy i patrzyłyśmy w szyby. Brama i ogrodzenie działało bo potwory umierały. Kiedy przyjdzie Quick - myślałam. Tym czasem Alex krzyknęła, że nasi panowie już jadą.