poniedziałek, 18 września 2017

Od Quicka do Alex

- Lexi zarówno ja i ty wiemy że pod wpływem emocji jesteś nie przewidywalna. Fakt dałem dupy z tymi kodami. Naprawię to zaraz. Proszę tylko obiecaj mi że Kuba na razie zostanie tam gdzie jest. Jeszcze tylko trochę. Musimy załatwić sprawę o której mówiłaś wcześniej. To teraz jest priorytetem. A co do mnie i do ciebie. To mam nadzieje że to nie z mojego powodu wybrałaś się na spacer do szpitala. A tak między nami to chyba będę miał problem.
- Jaki - dopytała Alex
- Amanda i jej śmieszne 40 min. Wiesz to jest jakieś pieprzone przekleństwo.
- No wiesz przez 40 min można zrobić dużo. - powiedziała Alex
- Czy ja słyszę w twoim głosie zazdrość? - zapytałem
- A o co niby mam być zazdrosna?
Chciałem się wygadać bo leżało mi to na wątrobie i na sumieniu.
- No właśnie o 40 min spędzonych w samochodzie ze śpiącą 16 latką, niedzwiedziem, dwiema kozami i przyczepą ścierwa. Pieprzone 40 min gdzie wydawało mi się że słyszę zimnych. I pewnie tak było. Bo takiego stada to w końcu nie dało się nie usłyszeć. Co nie?
Podniosłem głowę do góry opierając ją o chałupę. Ty tchórzu -skarciłem się w myślach. Miałeś jej powiedzieć ale masz za małe jaja nawet do tego.
Bezwiednie na głos powiedziałem łapiąc się jednocześnie za twarz.
- 16 lat ty pieprzony debilu. - popatrzyłem się na Alex która po prostu ześwirowała oczami w kółko wstała i powiedziała
- Sorry Quick ale nie nadążam za twoim tokiem myślenia.
- No... We wszystkim jestem za szybki

Od Lexi Cd Quick

Tej nocy nie mogłam usnąć. Jak pewnie większość. Luke kilkukrotnie próbował ze mną pogadać ale ja po prostu nie miałam na to ochoty. Kiedy nad ranem usłyszałam strzały wiedziałam co to oznacza. Grupa zwiadowcza jechała na motorach i strzelała do zombiaków. Na szczęście i my mieliśmy plan. Jak chciał Quick ruszyłam w stronę samochodu a Drake razem ze mną.
-Mówiłaś Quickowi?- spytał cicho.
-Nie.-odparłam. Sama doskonale wiedziałam że powinniśmy powiedzieć ale obawiałam się że Quick po raz kolejny pobije się z Drake'em.
-Wiesz że musimy mu powiedzieć. To jest ważne czy właśnie nie tego chciałaś? Zrobić coś pożytecznego? A może po prostu chciałaś komuś zepsuć nerwy?
Czy byłam aż tak przewidywalna? Do szpitala poszłam dokładnie z tych dwóch powodów ale przecież nie dam Drake'owi tej satysfakcji.
-Rozi wie jakie są kody?
-Nie.
-A powinna to twoja siostra i mogą być im potrzebne.- zanim Drake coś odpowiedział błyskotliwego podszedł do nas Luke
-Lexi- zaczął.
-Jestem zajęta- odparłam chłodno i weszłam do samochodu gdzie już czekał Quick.
-Powinnaś mu odpuścić- doradził Drake-Na pewno nie chciał tego powiedzieć.
-Gdyby nie chciał nie powiedziałby.
-No nie wiem jesteś strasznie upierdliwa- i na tym skończyła się nasza rozmowa bo ruszyliśmy w drogę i musieliśmy się skupić na tym co robimy. Strasznie się denerwowałam ale wszystko poszło zgodnie z planem. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Jak tylko weszliśmy za płot Rozi podbiegła do brata i rzuciła się na niego. Wiedziałam że musiała się o niego martwić. Przechodząc obok usłyszałam jak Rozi zarzucała mu zmianę kodów które były im potrzebne.
-Mówiłam- powiedziałam bezgłośnie odkręcając się do niego i pobiegłam do domku mijając Quicka siedzącego na ganku z Niespodzianką. Luke był w salonie, przytuliłam go.
-Przepraszam, naprawdę nie chciałem by to tak zabrzmiało.
-Wiem- szepnąłem. Chwilę porozmawialiśmy i poszłam do Quicka. Niestety ale czasem trzeba robić nawet to co nam się nie podoba. Usiadłam obok niego i wypaliłam prosto z mostu.
-Byliśmy w szpitalu.
-Z Lukiem?- dopytał o dziwo spokojnie.
-Nie ale to nie ważne...
-Właśnie że ważne.-przerwał mi- A więc jak nie z Luke'em to z Drake'em?
-Drake nie chciał iść...
-Ale poszedł.- znów wszedł mi w słowo.
- Usłyszeliśmy że mają zamiar uderzyć w nas jak tylko przejdzie stado- powiedziałam szybko by mi nie przerwał i zaczęłam mu wszystko opowiadać. Nie przerywał mi i wydawał się być spokojny.
-Trzeba będzie o tym pomyśleć- przyznał.
-I to szybko- dodałam.- A jeśli chodzi o te kody...
-Mowy nie ma.
-W piwnicy jest cała broń, a nie zawsze w pobliżu jesteś ty lub Drake. Przez oni mogli tu zginąć.- obawiałam się że to i tak go nie przekona.

Od Rozi Do pozostałych

Całą noc nie mogłam spać. W głowie miałam mętlik. Stado już jutro miało przyjść pod dom. Plan był dobry i mógł wypalić ale jak to zawsze z planami bywa często idą nie tak. Przywiązałam się do nich i nie chciałam by komuś z nich stała się krzywda. A Drake miał jechać z Quickem i Alex odciągać stado. I wcale nie pomagał mi drugi problem który przeplatał się z problemem stada. Nie mogłam zapomnieć tych 40 min w samochodzie o których wspomniała Amanda. Nie wiedziałam na czym stoję i nie miałam pojęcia czy Quick coś do mnie czuje. Nawet nie wiem co o mnie myśli. A jak on nadal jest z Lexi tylko chwilowo się pokłócili? Przecież wyjdę na puszczalską kretynkę. W końcu musiałam usnąć bo koło 3 nad ranem obudził mnie Drake.
- Rozi, wstań - mówił przyciszonym głosem -  Quick mówi, że stado nadchodzi  
- już - mruknęłam podnosząc się z łóżka
- też chciał bym sobie jeszcze trochę pospać - wypalił ziewając - przydała by się kawa - mruknął wychodząc z pokoju
Wyglądał okropnie. Nie wiem kiedy się położył ale znając Drake pewnie do pózna męczył się z płotem. Szybko zarzuciłam na siebie sweter i zbiegłam na dół. Wszyscy byli już na dworze.
- Teraz to musimy działać panowie. Jadą zbyt szybko, nie potrzebnie strzelają. Kurwa. - mówił zdenerwowany Quick
Kto jedzie? Kto strzela? Kompletnie byłam nie w temacie ale bałam się im przerywać. Luke, Quick i Drake obserwowali teren przez lornetki. Usłyszałam warkot motoru i dopiero teraz zrozumiałam że nasz plan właśnie się psuje...
Nie mogłam połapać się w sytuacji. Luke strzelał a ja stałam sparaliżowana. Potrzebowałam by ktoś wydał mi jakieś polecenie a wszyscy byli zajęci.
- Jedziemy - oznajmił Drake
Spojrzał na mnie i ruszył do samochodu. Oby tylko wrócili.
Nadszedł mój największy koszmar. Minął rok więc przywykłam do widoku i obecności zimnych. Jednak tak duże stado mnie przerażało. Trupy zaczęły podchodzić do płota, a samochód wyjechał na ulice.
- Łap - krzyknęła Pati rzucając coś w moją stronę.
Bezwiednie złapałam lecący przedmiot. Z prowizoryczną dzidą poszłam z Pati i Creepy pod płot zabijać trupy. Czułam się jak automat. Myślałam tylko o trójce z nas która wyjechała z domku. A moim jedynym zadaniem było zamachnąć się, trafić w głowę zombie i czekać, aż w jego miejsce podejdzie następny. Na szczęście nie podchodziły aż tak blisko. I nagle kolejna rzecz poszła nie tak.
- Odejdzie od płota - nakazał Luke
Napięcie w płocie musiało się odłączyć. W jednej chwili masa zombie całą siłą naparli na płot, który uginał się pod ich naporem. Jedynym sposobem było strzelanie do nich z odległości. Nie potrafiłam tak celnie strzelać jak pozostali więc na powalenie jednego zombie musiałam zmarnować co najmniej dwa naboje.    
- Luke mamy problem - warknęła Pati - kończą nam się kulki
- W piwnicy mamy amunicje - wtrąciłam - pójdę i zobaczę co stało się z płotem.
- Dobry pomysł - zgodził się Luke
Oddałam swoją broń Creepy. Im bardziej się przydadzą. Pobiegłam do domu, a w salonie wpadłam prosto na Amandę.
- Dlaczego tam jest tyle zombie? - wypaliła trzymając małą Kasię
- Niech pomyślę.... może dlatego że przyszły - odparłam wściekła
- Więc zróbcie coś - warknęła
- A co nie robimy? - odparłam - twoim zdaniem co my robimy... Siedzimy tam sobie, jemy popcorn i popijamy colą? Odczep się laluniu! Bo jesteś ostatnią osobą która może nami dyrygować. Nie zapominaj dzięki komu tu jesteś!
Odkręciłam się i poszłam do piwnicy. No ale przecież to Amanda zdziwiła bym się gdyby za mną nie poszła
- Chyba nie wiesz do kogo mówisz? - Wrzasnęła
- Mówię to rozpieszczonej, bezużytecznej laleczki której wszyscy ratują tyłek. I chce wspomnieć że twój facet znowu gdzieś się zmył. Poszukaj go proszę pod stołami a jak znajdziesz wyślij go do nas!
- Niech tylko wróci Quick
- To co poskarżysz się - powiedziałam
Odkręciła się oburzona i z podniesioną głową gdzieś poszła i dobrze. Czterocyfrowy kod do drzwi był zawsze taki sam, ale tym razem dioda zapaliła się na czerwono. Za pierwszym razem myślałam że w panice wpisałam coś nie tak, ale drugim razem gdy starannie wpisałam kod drzwi znów się nie otworzyły. Drake zmienił kod.... Ale dlaczego? Dlaczego mi nie powiedział? Co innego mogłam zrobić. Wróciłam z pustymi rękoma do pozostałych.
- Gdzie te naboje - warknęła Pati
- Mamy problem... ktoś zmienił kod do piwnicy.

Od Qicka Cd ktoś

Wróciliśmy  z Rozi i delikatnie truknąłem. Wyszedł Witek i Luke aby otworzyć nam bramę. Rozi wyszła z samochodu i zaczęła nosić swoje koszyki do domu.  Chłopaki zamykali bramę a ja wypuściłem Surprise  i pomogłem Rozi z tymi koszykami gdy weszła do salonu Amanda.
-Widziałam Quick.
-Co widziałaś?- spytałem zdziwiony.
-Was widziałam.
-Znaczy?
-40 minut staliście nieopodal domu. Co robiłeś z Rozi? 
-Nic staliśmy bo wydawało mi się że coś słyszę- mruknąłem- Musiałem to sprawdzić. Ech o co ty mnie znowu podejrzewasz? 
-O nic to było dziwne.
-Dla ciebie wszystko jest dziwne- uśmiechnąłem się 
-Jesteś dziwnie wesoły.
-Bo polowanie mi się udało- powiedziałem wesoło.
-Jasne.
-No tak, przywiozłem nawet żywą kozę i małe kozle chyba dziś rodzone bo ledwo chodzi więc mam powód do zadowolenia bo będziemy mieli mleko, hehe.- urwałem rozmowę z Amandą i poszedłem nosić te zioła i leśne przysmaki. Surprise leżała wyciągnięta i zadowolona na ganku. 
-Wituś chłopie trzeba oprawić rybki i wyczyścić.
-Jasne Quick - uśmiechnął się- już się biorę do roboty.
-Wszystkie flaki wrzucaj tu do wiadra.
-Ale to będzie śmierdziało.
-Bo ma śmierdzieć- odparłem- im bardziej tym lepiej, to dla naszych gości jutrzejszych. Patrz jakie ładne sztuki- mówiłem ciągnąć martwe zwierzęta. 
-O ten łosiek ma nawet poroże.
-No zasuszy się jego głowę będzie fajna dekoracja- powiedziałem.
-Wszystkie dla nas?
-Nie te 4 tam w kącie zostają dla zdechlaków, tylko krew z nich upuść.
-Robi się. A reszta?
-Zdejmę ładnie skórę oczyścisz, po ćwiartkujesz  i na jakiś czas starczy- zajmowałem się z Witkiem upolowanymi zwierzętami gdy przyszedł Luke.
-Jak polowanie?
-A świetnie.
-A na jutro mamy jakiś plan?
-Na zimnych? Pewnie- uśmiechnąłem się 
-Objaśnisz coś?
-Jasne 20 km stąd jest skarpa. Dojazd jest dość prosty. Krew ze zwierzyny przyciągnie zimnych. Podgrzeje się ją żeby ładnie śmierdziała. Ze mną pojadą 2 osoby. Ty i Pati musicie zostać potrzebuję dobrych strzelców i mało hałasu. Nie wiem co dzieje się w szpitalu co oni wymyślą. Płot zapewne nie wytrzyma tak że trzeba bronić domu, on musi się utrzymać za wszelką cenę- ciągnąłem dalej.- Najważniejsze jednak to tłumiki by zdejmować zimnych po cichu żeby hałas nie przyciągnął innych, rozumiesz? Ja i jeszcze dwoje postaramy się by stado szło w kupie i bezpiecznie przeszło koło domu. Pózniej zrzucimy zwierzynę, rozlejemy flaki i spuścimy przynętę w postaci naszego więznia którego mam nadzieje że przesłuchałeś. 
-Tak. 
-Dobra to pogadamy o tym jak się uporamy ze zwierzyną. 
-ok.
-A jak płot?
-Nie widziałem Drake'a szczerze.- powiedział Luke.
-W dupę- zakląłem. Czyli mamy to co było. Kiepsko ale najwidoczniej miał swoje powody. Luke się oddalił a ja spokojnie rozwalałem mięso. Witek coś podśpiewywał sobie a ja spokojnie robiłem to co do mnie należało. Z chłopakami przygotowałem domek na przyjęcie zimnych i ustaliliśmy że Alex i Drake pojadą ze mną. Zjedliśmy w spokoju pizze przygotowaną przez Witka. 
-Ja zostaję na warcie- zdecydowałem- Wezmę lornetkę.
Wszystko było gotowe na przyjęcie naszych gości. Siedziałem większość nocy i nic się nie działo. Koło trzeciej usłyszałem strzały dobiegające od strony  szpitala. Pobudziłem wszystkich. 
-Teraz to musimy działać panowie. Jadą zbyt szybko, nie potrzebnie strzelają. Kurwa. 
Wszyscy trzej obserwowaliśmy sytuację przez lornetki. Ktoś zapytał co mamy robić. Kurwa za szybko.
-Luke dasz radę ich zdjąć?
-Jasne.
-Ale maja żyć, ludzki hałas działa lepiej na zimnych. No to zrobisz to na mój znak. 
4 gości jechało na motorach a 4 za nimi strzelało do zimnych razem było ich 8. Sporo. Gdy stado częściowo przeszło bo normalnie to się rozciągnęło. Wyczailiśmy moment by wyjechać samochodem. Luke, Pati, Rozi i Creepy zdejmowali zimnych z płotu tym czym  najlepiej się posługiwali. Pózniej poszło napięcie. Rozlaliśmy trochę flaków z krwią i czekaliśmy. Pociągnęliśmy dalszą część stada by dołączyło do tych co szli przodem.
-Quick jedziesz zbyt wolno-panikował Drake.
-Spoko, trzymajcie się bo będzie trzęsło.- truknąłem i przyśpieszyłem. Usłyszałem że panowie z motorami już leżą na glebie. Teraz liczył się czas. Szybko dojechaliśmy do facetów ze szpitala, powiązaliśmy ich i wrzuciliśmy na przyczepę powoli dalej prowadziliśmy stado.
-Luke dobrze się spisał- zauważył Drake.
-On rzadko pudłuje- odparła Alex.
-Jak tam z tyłu?-spytałem 
-Idą cało chordą- krzyknął Drake. I tak miało być. 
-Mam nadzieje że przy domku nie zostało ich wielu, że się utrzyma.
-Quick ty naprawdę się martwisz- ze zdziwieniem w głosie zauważyła Alex. 
-Zostali tam nasi bliscy w końcu to chyba normalne. Mam nadzieję że płot wytrzyma.- rzuciłem. W lusterku zauważyłem że Alex i Drake dziwnie na siebie popatrzyli. 
-Jest coś o czym nie wiem a powinienem?-zagadnąłem 
-Dałem dupy z tym płotem, przepraszam- powiedział Drake.
-To też moja wina- dodała Alex. 
-Dobra dajcie spokój już nic nie zmienimy- jechałem próbując opanować emocje jakie mną targały.
 Po jakimś czasie dojechaliśmy do wąwozu. Razem z Drake'em zrzuciliśmy zwierzynę. Alex usiadła za kierownicą miała odjechać na bezpieczną odległość od tego miejsca. Zimni szli szybciej niż by się mogło wydawać, ech. Zostawiliśmy dobrze powiązanych 9 wspaniałych i wyrzuciliśmy zwierzęce flaki. Tamci darli się jak opętani. My z Drake'em uciekliśmy w stronę auta. 
-Musieliśmy to robić?- spytał zdyszany Drake gdy się zatrzymaliśmy. Dobiegła do nas Alex od strony samochodu.
-Musieliśmy ich tam zostawić, ktoś musi umrzeć by mógł żyć ktoś.- powiedziałem- Po za tym są ze szpitala nie mogłem ich zostawić przy życiu. 
Znów dziwnie na siebie popatrzyli. Tak jak się tego spodziewałem kilkunastu zimnych przywlokło się za nami. Powybijaliśmy ich i poszliśmy do samochodu. Powoli podjechałem w miejsce gdzie zostawiliśmy zimnych. Nie było żadnego, wszyscy tkwili w wąwozie. Plan wypalił, uśmiechnąłem się. Teraz jak najprędzej do domu.
-Ciśnij go Quick- błagalnie mówił Drake. 
-Już ma 100, spokojnie.
Po drodze się zatrzymaliśmy by wybijać grupki które zostały. Im bliżej domu tym więcej ich było. Kurwa, jechałem i trukałem. Płot trzeba odciążyć.
-Co ty chcesz zrobić?- krzyczał Drake. Luke przestał strzelać z maszynówki. My z ciągnęliśmy wszystko ,co jeszcze w nawiasie żyło , na samochód. Powybijaliśmy ich dość szybko, pózniej dobijaliśmy tych przy płocie. 
-Przestał ich trzepać jakieś 10 min temu- krzyknął Luke.- dobrze że już jesteście.
-Spoko damy radę- pokrzykiwała Alex. Kilka razy obeszliśmy jeszcze płot by sprawdzić czy nikt się nie zawieruszył i zrobiliśmy ognisko z zimnych. Udało się westchnąłem wprowadzając samochód na podwórko. Drake już manipulował przy płocie dociekając czemu napięcie się wyłączyło. Witek nieśmiało wyszedł z garażu z patelnią w ręku. 
-Broniłem kozy- rozpromienił się na mój widok. 
-Jasne Wituś- poklepałem go po ramieniu z cieniem uśmiechu na twarzy. Usiadłem na ganku i zacząłem głaskać Niespodziankę. To jeden problem z głowy.