-Widziałam Quick.
-Co widziałaś?- spytałem zdziwiony.
-Was widziałam.
-Znaczy?
-40 minut staliście nieopodal domu. Co robiłeś z Rozi?
-Nic staliśmy bo wydawało mi się że coś słyszę- mruknąłem- Musiałem to sprawdzić. Ech o co ty mnie znowu podejrzewasz?
-O nic to było dziwne.
-Dla ciebie wszystko jest dziwne- uśmiechnąłem się
-Jesteś dziwnie wesoły.
-Bo polowanie mi się udało- powiedziałem wesoło.
-Jasne.
-No tak, przywiozłem nawet żywą kozę i małe kozle chyba dziś rodzone bo ledwo chodzi więc mam powód do zadowolenia bo będziemy mieli mleko, hehe.- urwałem rozmowę z Amandą i poszedłem nosić te zioła i leśne przysmaki. Surprise leżała wyciągnięta i zadowolona na ganku.
-Wituś chłopie trzeba oprawić rybki i wyczyścić.
-Jasne Quick - uśmiechnął się- już się biorę do roboty.
-Wszystkie flaki wrzucaj tu do wiadra.
-Ale to będzie śmierdziało.
-Bo ma śmierdzieć- odparłem- im bardziej tym lepiej, to dla naszych gości jutrzejszych. Patrz jakie ładne sztuki- mówiłem ciągnąć martwe zwierzęta.
-O ten łosiek ma nawet poroże.
-No zasuszy się jego głowę będzie fajna dekoracja- powiedziałem.
-Wszystkie dla nas?
-Nie te 4 tam w kącie zostają dla zdechlaków, tylko krew z nich upuść.
-Robi się. A reszta?
-Zdejmę ładnie skórę oczyścisz, po ćwiartkujesz i na jakiś czas starczy- zajmowałem się z Witkiem upolowanymi zwierzętami gdy przyszedł Luke.
-Jak polowanie?
-A świetnie.
-A na jutro mamy jakiś plan?
-Na zimnych? Pewnie- uśmiechnąłem się
-Objaśnisz coś?
-Jasne 20 km stąd jest skarpa. Dojazd jest dość prosty. Krew ze zwierzyny przyciągnie zimnych. Podgrzeje się ją żeby ładnie śmierdziała. Ze mną pojadą 2 osoby. Ty i Pati musicie zostać potrzebuję dobrych strzelców i mało hałasu. Nie wiem co dzieje się w szpitalu co oni wymyślą. Płot zapewne nie wytrzyma tak że trzeba bronić domu, on musi się utrzymać za wszelką cenę- ciągnąłem dalej.- Najważniejsze jednak to tłumiki by zdejmować zimnych po cichu żeby hałas nie przyciągnął innych, rozumiesz? Ja i jeszcze dwoje postaramy się by stado szło w kupie i bezpiecznie przeszło koło domu. Pózniej zrzucimy zwierzynę, rozlejemy flaki i spuścimy przynętę w postaci naszego więznia którego mam nadzieje że przesłuchałeś.
-Tak.
-Dobra to pogadamy o tym jak się uporamy ze zwierzyną.
-ok.
-A jak płot?
-Nie widziałem Drake'a szczerze.- powiedział Luke.
-W dupę- zakląłem. Czyli mamy to co było. Kiepsko ale najwidoczniej miał swoje powody. Luke się oddalił a ja spokojnie rozwalałem mięso. Witek coś podśpiewywał sobie a ja spokojnie robiłem to co do mnie należało. Z chłopakami przygotowałem domek na przyjęcie zimnych i ustaliliśmy że Alex i Drake pojadą ze mną. Zjedliśmy w spokoju pizze przygotowaną przez Witka.
-Ja zostaję na warcie- zdecydowałem- Wezmę lornetkę.
Wszystko było gotowe na przyjęcie naszych gości. Siedziałem większość nocy i nic się nie działo. Koło trzeciej usłyszałem strzały dobiegające od strony szpitala. Pobudziłem wszystkich.
-Teraz to musimy działać panowie. Jadą zbyt szybko, nie potrzebnie strzelają. Kurwa.
Wszyscy trzej obserwowaliśmy sytuację przez lornetki. Ktoś zapytał co mamy robić. Kurwa za szybko.
-Luke dasz radę ich zdjąć?
-Jasne.
-Ale maja żyć, ludzki hałas działa lepiej na zimnych. No to zrobisz to na mój znak.
4 gości jechało na motorach a 4 za nimi strzelało do zimnych razem było ich 8. Sporo. Gdy stado częściowo przeszło bo normalnie to się rozciągnęło. Wyczailiśmy moment by wyjechać samochodem. Luke, Pati, Rozi i Creepy zdejmowali zimnych z płotu tym czym najlepiej się posługiwali. Pózniej poszło napięcie. Rozlaliśmy trochę flaków z krwią i czekaliśmy. Pociągnęliśmy dalszą część stada by dołączyło do tych co szli przodem.
-Quick jedziesz zbyt wolno-panikował Drake.
-Spoko, trzymajcie się bo będzie trzęsło.- truknąłem i przyśpieszyłem. Usłyszałem że panowie z motorami już leżą na glebie. Teraz liczył się czas. Szybko dojechaliśmy do facetów ze szpitala, powiązaliśmy ich i wrzuciliśmy na przyczepę powoli dalej prowadziliśmy stado.
-Luke dobrze się spisał- zauważył Drake.
-On rzadko pudłuje- odparła Alex.
-Jak tam z tyłu?-spytałem
-Idą cało chordą- krzyknął Drake. I tak miało być.
-Mam nadzieje że przy domku nie zostało ich wielu, że się utrzyma.
-Quick ty naprawdę się martwisz- ze zdziwieniem w głosie zauważyła Alex.
-Zostali tam nasi bliscy w końcu to chyba normalne. Mam nadzieję że płot wytrzyma.- rzuciłem. W lusterku zauważyłem że Alex i Drake dziwnie na siebie popatrzyli.
-Jest coś o czym nie wiem a powinienem?-zagadnąłem
-Dałem dupy z tym płotem, przepraszam- powiedział Drake.
-To też moja wina- dodała Alex.
-Dobra dajcie spokój już nic nie zmienimy- jechałem próbując opanować emocje jakie mną targały.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do wąwozu. Razem z Drake'em zrzuciliśmy zwierzynę. Alex usiadła za kierownicą miała odjechać na bezpieczną odległość od tego miejsca. Zimni szli szybciej niż by się mogło wydawać, ech. Zostawiliśmy dobrze powiązanych 9 wspaniałych i wyrzuciliśmy zwierzęce flaki. Tamci darli się jak opętani. My z Drake'em uciekliśmy w stronę auta.
-Musieliśmy to robić?- spytał zdyszany Drake gdy się zatrzymaliśmy. Dobiegła do nas Alex od strony samochodu.
-Musieliśmy ich tam zostawić, ktoś musi umrzeć by mógł żyć ktoś.- powiedziałem- Po za tym są ze szpitala nie mogłem ich zostawić przy życiu.
Znów dziwnie na siebie popatrzyli. Tak jak się tego spodziewałem kilkunastu zimnych przywlokło się za nami. Powybijaliśmy ich i poszliśmy do samochodu. Powoli podjechałem w miejsce gdzie zostawiliśmy zimnych. Nie było żadnego, wszyscy tkwili w wąwozie. Plan wypalił, uśmiechnąłem się. Teraz jak najprędzej do domu.
-Ciśnij go Quick- błagalnie mówił Drake.
-Już ma 100, spokojnie.
Po drodze się zatrzymaliśmy by wybijać grupki które zostały. Im bliżej domu tym więcej ich było. Kurwa, jechałem i trukałem. Płot trzeba odciążyć.
-Co ty chcesz zrobić?- krzyczał Drake. Luke przestał strzelać z maszynówki. My z ciągnęliśmy wszystko ,co jeszcze w nawiasie żyło , na samochód. Powybijaliśmy ich dość szybko, pózniej dobijaliśmy tych przy płocie.
-Przestał ich trzepać jakieś 10 min temu- krzyknął Luke.- dobrze że już jesteście.
-Spoko damy radę- pokrzykiwała Alex. Kilka razy obeszliśmy jeszcze płot by sprawdzić czy nikt się nie zawieruszył i zrobiliśmy ognisko z zimnych. Udało się westchnąłem wprowadzając samochód na podwórko. Drake już manipulował przy płocie dociekając czemu napięcie się wyłączyło. Witek nieśmiało wyszedł z garażu z patelnią w ręku.
-Broniłem kozy- rozpromienił się na mój widok.
-Jasne Wituś- poklepałem go po ramieniu z cieniem uśmiechu na twarzy. Usiadłem na ganku i zacząłem głaskać Niespodziankę. To jeden problem z głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz