Dni mijały nie ubłagalnie jednak wreszcie przyszedł ten dzień na który chyba wszyscy wyczekiwaliśmy, już niedługo będziemy mogli zobaczyć Al, pogadać z nią. Mieliśmy wylecieć rano lotem pózniej popłynąć dalej jachtem. Rano zjedliśmy wczesne śniadanie i wybraliśmy się na jednostkę Mariusz i Grzesiek już na nas czekali, wszyscy zapakowali się do lota.
-Na jacht polecimy Mariusz dalej będziemy płynąć. Mam nadzieje że dobrałeś odpowiednich ludzi Mariusz. Tam będzie Iwanow i nie chciał bym żeby coś się stało. Masz obstawić ludzmi całą imprezę, mają być wszędzie, no przede wszystkim dwoje krok w krok za Roz ma chodzić, nawet do kibla ma pakować się jeden żeby sprawdzić wszystko nim wejdzie tam Roz. Jasno się wyraziłem? - dopytałem Mariusza
-Jak słoneczko szefie.
Dwie godziny spędziliśmy w locie potem przesiadka na jacht.
-Po co ci ta łajba? - zapytał niezadowolony Drake.
-Mam kilka spotkań biznesowych no poza tym chcę zaciągnąć tu Iwanowa żeby na spokojnie można było porozmawiać z Al.
-Tylko ja nie wiem czy chcę z nią gadać - skomentował Drake
-Uspokój się chcesz - stwierdziłem i szybko poszedłem do barmana
-Luke ma być trzeżwy poleciłem, żadnego alko ma nie spożywać.
-Tak szefie - odparł barman.
Wszyscy byliśmy zestresowani tym bankietem to była prawdziwa pompa. Na miejscu wpakowaliśmy się do limuzyny i Mariusz powoli ruszył a za nami jeszcze dwa auta z ochroną.
-Szefie - zaczął Mariusz.
-Co tam? - dopytałem.
-Postanowiliśmy że razem z Grześkiem sami będziemy chronić szefową, nie chciał bym by pan znów ją stracił.
-Słusznie kombinujesz Mariusz nie wiadomo co Iwanow ma we łbie ułożone.
Korek ciągnął się przez pół Londynu. Pełno było barierek. W miejscu docelowym rozpostarty był czerwony długi dywan, wchodziło się z zaproszeniem. Wkoło pełno było ludzi którzy robili zdjęcia, oraz ludzi z prasy, telewizji, radia. Nie dało się ominąć gadów. Szliśmy po tym czerwonym dywanie. Rodzinka na początku my z Roz i Damonem na końcu a za nami Mariusz i Grzesiek, każdy z moich ludzi miał słuchawkę w uchu, by mogli się komunikować. No i na nasze nieszczęście dopadli nas reporterzy.
-Szlak - warknąłem.
-Panie Yohate wszyscy pamiętamy jak szukał pan swojej pięknej żony. Proszę powiedzieć jak i gdzie pan ją znalazł?
-Porywacz skontaktował się ze mną i doszło do wymiany - powiedziałem krótko.
-Kto porwał pana żonę?
-Bez komentarza.
-A może pani nam odpowie? Porywacz dobrze panią traktował?
-Nie chce o tym opowiadać.
Mariusz odsuwał reporterów którzy podchodzili coraz bliżej.
-W środowisku mówi się że pan nie przepada za Rosyjskim biznesmenem panem Iwanowem czy to prawda?
-Jeżeli nawet to nie miałem wpływu Iwanow jest tutaj gościem tak samo jak ja.
-Iwanow w swoich wywiadach zawsze powtarza że jest pan wzorem do naśladowania i prasa spekuluje, że Iwanow chce prowadzić z panem interesy.
-To tylko domysły. Panowie stosunki Polski i Rosi nieco się rozluzniły. Natomiast jeżeli pan Iwanow będzie miał jakąś konkretną propozycję biznesową, nie ukrywam że przyjrzę się temu bliżej.
Reporter chciał zadać jeszcze jakieś pytania ale ...
-Mariusz skończ tę maskaradę i wchodzimy do środka.
-Jasne szefie - i Razem z Grześkiem przesunęli reporterów i mogliśmy przejść. Pózniej zrobiło się zamieszanie, bo pojawił się Iwanow jego też dopadli. I podeszła do nas Al. Jednak Drake odsunął ją od siebie gdy witała go pocałunkiem. Luke prawie się rozkleił ,Jula kulturalnie się przywitała, Roz zaraz chciała z nią rozmawiać. Jednak Al słusznie stwierdziła że to nie jest odpowiednie miejsce. W końcu podeszła do mnie.
-Oleńka jak dobrze cię widzieć - przytuliłem ja do siebie - Musimy pogadać, ale nie tutaj ,załatwię z Saszą żeby zabrał cię na jacht. Tam żaden jego goryl nie wlezie i będzie można spokojnie porozmawiać Wiem mam dużo do wyjaśnienia - powiedziałem
Jednak Al po rozmowie z Drake'em od raz skierowała się do toalety, a za nią goryl.
-Co ty kurwa odwalasz kretynie - wrzasnąłem na Drake - Toż to wymysł pismaków no chłopie złamałeś jej serce ja pierdole.
-Powiedziałem prawdę - stwierdził na zimno Drake.
-Uspokój się bo ci dopierdolę, ona i on to mistyfikacja. Sasza umie grać na emocjach i to właśnie robi w tym momencie rozumiesz kretynie. Masz okazje to się ciesz pogadaj, ja załatwię wam na jachcie odrobinę prywatności, ale wez się kurde zachowuj idioto.
Dopiero teraz zorientowałem się że nie ma Luke, pewnie poszedł za Al. Wrócił po kilku minutach.
-Ryczy przez ciebie Drake - ryknął i chciał go lać. Stanąłem miedzy nimi.
-Spokój kurwa. Co jeszcze mówiła?
-Żebym ratował związek z Julą, i że nie jest dziewczyną Saszy, i chce do domu musimy ją wyciągnąć z tego piekła - wywalił się Luke na jednym wdechu.
-Tak musimy a ten idiota ma ją przeprosić - warknąłem.
Wtedy podszedł do nas Sasza.
-Witam panie Yohate ostatnio nie widuje pana na bankietach.
-Dobry wieczór panie Iwanow - odwzajemniłem gest powitania - Ma pan słuszność interesy, rodzina, to pochłania cały mój czas.
Mariusz i Grzesiek stali tuż przy Roz która spanikowała na sam widok Saszy.
-Syn chyba wyzdrowiał, urósł.
-Istotnie jest zdrów dziękuję za troskę.
-A żona czemu taka wycofana i pod strażą?
-Mógł bym zapytać dokładnie o to samo Iwanow - powiedziałem - i radził bym nie podchodzić - dodałem.
-Umożliwiłem Aleksandrze spotkanie z państwem, bo prosiła a ja nie potrafię jej odmówić.
-Oj Iwanow jakie to szlachetne z pana strony. Nie uważa pan że jest mi coś winien, bo nasza umowa nie do końca doszła do skutku.
-Tak zauważyłem, ale skoro ma pan żonę koło siebie znaczy że dogadał się pan z Mścicielem
-Istotnie postawił warunki, ale to uczciwy gość, po spełnieniu jego warunków otrzymałem Roz, ale z tego co wiem nie traktował pan mojej żony dobrze. Ach i radził bym skończyć tę mistyfikację, obaj wiemy że Al nic do pana nie czuje.
-Uważam inaczej, ale nie rozmawiajmy o tym - powiedział Iwanow ucinając temat - Imponujący jacht.
-Normalny jak to jacht - skomentowałem - Jest tu dziś do przelicytowania kilka fajnych fantów i wszystko na chore dzieciaki - powiedziałem.
-No i tu się dziwie że pan zaszczycił tę akcje charytatywną swoją skromną osobą.
-Ja również posiadam serce.
Wtedy zaproszono nas do licytacji czyli najnudniejsza cześć programu. W sumie to nic nie przelicytowałem, ale cenę Saszy podbijałem niezle. Jednak gdy zobaczyłem następny przedmiot poddany pod licytacje to oczy mi się zaświeciły. To samochód z filmu Nieustraszony czarny K.T.T.I.(Knight Industries Two Thovsand) przerobiony z pontiaka trans ama z 1986 roku. Tak jego muszę mieć pomyślałem cena początkowa to było na polskie 150 tysięcy złotych, ale licytacja się dopiero rozkręcała po wielu bataliach samochód był mój. Licytacja się skończyła i zaczął się bankiet. Tu już była luzniejsza atmosfera ludzie sobie gratulowali.
-Bardzo się spłukałeś - podszedł do mnie Drake.
-Odrobię jutro mam poumawianych sporo spotkań muszę się z tym uwinąć do pojutrza bo mam rocznice - skomentowałem.
Al dosiadła się do naszego stolika dałem jej tabletki chwile pózniej podszedł Sasza.
-Jak się państwo bawicie?
-wybornie - syknął Drake.
Mógł bym zająć panu chwile dopytał mnie Sasza.
-Oczywiście słucham pana?
-Mam propozycje biznesową dla pana, może byśmy to omówili zapewniam że to się opłaci nam obojgu.
-Dobrze proszę przygotować to pisemnie na jutro i zapraszam na mój jacht koło 12 będę już wolny, to może przy obiedzie a raczej po nim przejdziemy do interesów?
-Wybornie czuję się zaszczycony - powiedział zadowolony, zwinął Al i się zmył.
Niedługo po nim my też się ulotniliśmy i na jachcie Luke znów zaczął chlać. Drake poszedł kłócić się z Roz. Ja nie chciałem się wtrącać, ale byłem zdania że Drake przegina. Po chwili podeszła do mnie Jula.
-Myślisz że on kiedyś przestanie?
-Jula obaj się motają każdy odreagowuje na swój sposób. Trzeba porozmawiać z Al i ją stamtąd zabrać, jak będzie trzeba to nawet siłą. Luke się uspokoi jak ją uwolnimy ehh. Wytrzymaj Jula on cie kocha bez wątpienia jest tylko załamany.
Musiałem przerwać rozmowę, bo Damon przyniósł zabawki żeby się z nim pobawić.
środa, 29 listopada 2017
Od Quicka
Roz rozmawiała z Julą w salonie gdy wychodziłem
-Nie możesz mi tego zrobić - powiedziała
-Istotnie nie mogę i nie chcę nawet, zrozum nie znamy tych dzieciaków a jak przyjdzie taki Staś i nas pomorduje w nocy, bo mu odwali?
-No chyba przesadziłam.
-Raczej i to mocno i tak przez jakiś czas muszą tu pomieszkać, no przynajmniej do momentu gdy wybuduje ten dom. Wezmę się za to jutro i w dwa tygodnie powinien stanąć. Napisze również ogłoszenie że poszukuje ludzi do opieki nad tymi dzieciakami w systemie zmianowym i znajdę osoby które je wywaliły i to też rozliczę bez wątpienia eh.
Roz przytuliła się do mnie.
-Nie wychodz proszę nie kłóćmy się ja no lubię dzieci i czasem nie myślę ,ale ty masz rację.
-Już może skończmy ten temat słonko wez Damona i połóżcie się, bo ja to raczej zarwę noc
-Jak skończysz to przyjdziesz położyć się obok?
-Jak mi na to pozwolisz to jasne, ale pewnie jakoś nad ranem. Zejdzie mi się z tym stosem. No już uciekajcie bo naprawdę muszę zrobić te listy i wszystko posprawdzać eh to takie mozolne.
Roz poszła a ja bujałem się z tymi papierami. Była już 7:30 gdy skończyłem i skierowałem się na budowę. Ta na szczęście nie przysparzała problemów po 7 dniach pracy w systemie zmianowym dzień i noc dom stanął. Doposażyłem go zamówionymi wcześniej meblami. Następnego dnia odbyło się uroczyste otwarcie i dopiero teraz zorientowałem się że muszę zaplanować nasz pobyt w Anglii.
-Przez ostatnie dwa tygodnie wcale się nie widywaliśmy - Pożaliła się Roz.
-Wiem skarbie musiałem to załatwić lepiej żeby dzieciaki się do nas nie przyzwyczajały.
-Masz racje - powiedziała Roz.
W ten sposób uciąłem temat i problem bezdomnych sierot na osadzie i to był punkt dla mnie.
Następnego dnia jezdziłem po lasach ale ruch oporu trochę odpuścił przynajmniej chwilowo. Pózniej zająłem się przygotowaniami do podróży.
-Nie możesz mi tego zrobić - powiedziała
-Istotnie nie mogę i nie chcę nawet, zrozum nie znamy tych dzieciaków a jak przyjdzie taki Staś i nas pomorduje w nocy, bo mu odwali?
-No chyba przesadziłam.
-Raczej i to mocno i tak przez jakiś czas muszą tu pomieszkać, no przynajmniej do momentu gdy wybuduje ten dom. Wezmę się za to jutro i w dwa tygodnie powinien stanąć. Napisze również ogłoszenie że poszukuje ludzi do opieki nad tymi dzieciakami w systemie zmianowym i znajdę osoby które je wywaliły i to też rozliczę bez wątpienia eh.
Roz przytuliła się do mnie.
-Nie wychodz proszę nie kłóćmy się ja no lubię dzieci i czasem nie myślę ,ale ty masz rację.
-Już może skończmy ten temat słonko wez Damona i połóżcie się, bo ja to raczej zarwę noc
-Jak skończysz to przyjdziesz położyć się obok?
-Jak mi na to pozwolisz to jasne, ale pewnie jakoś nad ranem. Zejdzie mi się z tym stosem. No już uciekajcie bo naprawdę muszę zrobić te listy i wszystko posprawdzać eh to takie mozolne.
Roz poszła a ja bujałem się z tymi papierami. Była już 7:30 gdy skończyłem i skierowałem się na budowę. Ta na szczęście nie przysparzała problemów po 7 dniach pracy w systemie zmianowym dzień i noc dom stanął. Doposażyłem go zamówionymi wcześniej meblami. Następnego dnia odbyło się uroczyste otwarcie i dopiero teraz zorientowałem się że muszę zaplanować nasz pobyt w Anglii.
-Przez ostatnie dwa tygodnie wcale się nie widywaliśmy - Pożaliła się Roz.
-Wiem skarbie musiałem to załatwić lepiej żeby dzieciaki się do nas nie przyzwyczajały.
-Masz racje - powiedziała Roz.
W ten sposób uciąłem temat i problem bezdomnych sierot na osadzie i to był punkt dla mnie.
Następnego dnia jezdziłem po lasach ale ruch oporu trochę odpuścił przynajmniej chwilowo. Pózniej zająłem się przygotowaniami do podróży.
Od Drake'a
Od mojego przesłuchania Filip śpiewał odpowiedz na każde moje pytanie. Nie miałem pojęcia po co Quick jeszcze go trzyma. Nawet przeszło mi już wściekanie się na niego. Miał swój długi, z deka beznadziejny plan dogadywania się z ruskiem. Byłem raczej za tym by iść na nich i zabić gnoja. Patka wyznała że umie robić naboje a nawet spróbowała zrobić bombę. Teoretycznie wszystko działało, nawet przetestowaliśmy mniejszy model. Pati nauczyła mnie tego co sama umiała. Tak mijały mi dni. Jak zaczaiłem co z czym. Bawiliśmy się w budowanie i rozbrajanie bomb na czas. Jedno z nas budowało bombę tylko bez zapalnika, i uruchamiało. Druga osoba musiała ją rozbroić za nim wybuchnie. Byliśmy w tym co raz lepsi. I byłem gotowy wraz z Patką iść na ruska. Filip podał mi plany budynków wiedziałem kiedy kręci więc miałem pewność że gadał prawdę. Powiedział również w których budynkach mogła by być gdyby nie trzymał ją u siebie. Ale właśnie wtedy zobaczyłem ten wywiad w telewizji. Ta zdzira przed kamerami przyznała że wraz z Saszą są szczęśliwą parą. Tak jeszcze niech zrobią sobie gromadkę Alfredów. Byłem wściekły. Naprawdę ją kochałem a ta zabawia się z ruskiem. A ja chciałem ją odbijać. Ale najgorsze jest to że nie miałem co ze sobą zrobić. Miałem plan, miałem cel a teraz... Najpierw piłem ale to było beznadziejne nie warto jeżeli woli jakiegoś ruska. Nie kumam lasek same nie wiedzą czego chcą. Po co ja łamałem własną zasadę. Główna zasada to się nie angażować.
- Drake mówię do ciebie
Spojrzałem na dziewczynę. Miała jasne włosy. Próbowałem za wszelką cenę przypomnieć sobie jej imię ale miałem kompletną pustkę. Miała coś na A... Alex... Niech to szlak
- Wybacz skarbie ale muszę lecieć - wypaliłem całując dziewczynę
- Nie obchodzi cię nawet co mówiłem - oburzyła się
- Oczywiście że mnie obchodzi. Wrócimy do tego obiecuje - zapewniłem - naprawdę muszę lecieć
Dziś mieliśmy lecieć do tej Anglii. Sam nie wiedziałem czy to aby na pewno dobry pomysł. Chyba nie chciałem jej widzieć ale byłem ciekaw co ma mi do powiedzenia. Jak to wyjaśni, a może będzie udawać że nic się nie stało. I będzie robiła z siebie wielką ofiarę.
- Drake?
Odkręciłem się w stronę skąd dochodził głos. W moją stronę szła ciemno włosa dziewczyna. R... Rubi, nie inaczej. Zdrobnienie zaczynało się na inną literę jak Le...
- Myślałam że miałeś jechać - stwierdziła
- Tak kochanie musiałem jeszcze coś załatwić i lecę.
- A kiedy wrócisz? - dopytała całując mnie
- Nie wiem - przyznałem - z Quickiem nigdy nic nie wiadomo
- A nie możesz nie lecieć? - dopytała
- Wiesz skarbie że nie. Jestem mu potrzebny - odparłem
- Co szef by bez ciebie zrobił
- Nic - mruknąłem całując ją
- Ale obiecaj że jak wrócisz to do mnie przyjdziesz - poprosiła
- Oczywiście kochanie
- Nie pamiętasz mojego imienia - mruknęła
- Skąd - zaprzeczyłem
- Więc powiedz do mnie Drake po imieniu - powiedziała - jest ich tyle że się gubisz
- Nie powinnaś iść do kasyna? - spytałem zmieniając temat
- Drake - fuknęła
- Muszę spadać obiecuje Beki że jak wrócę to wpadnę do ciebie
Uśmiechnęła się i dała się pocałować czyli musiałem strzelić dobrze. Rebeka zapamiętaj kretynie. Wróciłem do domu i polecieliśmy do Anglii.
Drugiego dnia mieliśmy iść na ten bankiet. Od samego rana nie mogłem usiedzieć na tyłku. Włączałem telewizor po to by wpaść na durny wywiad z Al i Saszą i na koniec wyłączyć telewizor. Usłyszałem pukanie do drzwi
- Proszę - wrzasnąłem
- Może byś się ogarnął, zaraz idziemy - wypaliła Roz
- Nie wiem czy idę - odparłem
- Powinieneś - powiedziała - oboje chyba musicie sobie coś wyjaśnić.
Weszła do pokoju i usiadła na łóżko. O nie siostra spadaj... Nie mam ochoty na przepytywania. Była tak strasznie podobna do matki i tak samo jak ona zawsze potrafiła zakręcić mnie tak że powiedziałem coś czego wcale nie chciałbym powiedzieć.
- Kochasz ją - zauważyła
- Poprawka kochałem
- Drake znam cię - powiedziała - kochasz ją i nie możesz poradzić sobie z tym że ona oprowadza się z Saszą.
- Roz - poprosiłem, wcale nie musiała mnie męczyć
- Chciałeś ją odbić - ciągnęła dalej
- Chciałem ale ona nie wygląda jak by chciała by ją odbijano - fuknąłem
- Może to tylko pozory - podsunęła - porozmawiaj z nią.
- O czym mam z nią gadać? - warknąłem - o jej nowym chłopaku, czy może o tym że chciałem się jej oświadczyć ale ona stwierdziła że pojedzie a pózniej zastąpiła mnie ruską kozą.
- Chciałeś się oświadczyć? - dopytała zdziwiona
Wyciągnąłem pudełko sam nie wiem czemu je ze sobą noszę. I podałem Roz. Jak porwali Roz Al była przy mnie wtedy upewniłem się że naprawdę ją kocham i że chcę być tylko z nią. Wtedy któregoś razu wszedłem do jubilera. Oczywiście był obrabowany ale nie udało im się dostać do sejfu a mi jak najbardziej. Cały czas czekałem na dobry moment no i nie chciałem by mnie wyśmiała. I tak przedłużyło się do dnia tego listu.
- Ładny - skomentowała Roz
- Podoba ci się? - dopytałem - więc jest twój
- Nie mogę - zaprzeczyła
- Szkoda było by wyrzucać - odparłem
- Może ci się przydać jak odbijemy Al
- Al to zamknięty rozdział - fuknąłem zakładając koszulę - mam już nową dziewczynę
- Tą której imienia nie pamiętasz - powiedziała Roz
- Idziemy? - dopytałem
Poszliśmy na ten bankiet. Byliśmy tam około godziny kiedy zobaczyłem Al. Widziałem już ją na drugim końcu sali. Wyglądała ślicznie. Podeszła do mnie i mnie pocałowała. Ona naprawdę udawała że nic się nie stało. Wkurzyła mnie i przestałem nad sobą panować. Tak Al to zakończony rozdział. Zdecydowanie nie będę się wiązał na stałe bo to tylko kłopoty.
- Drake mówię do ciebie
Spojrzałem na dziewczynę. Miała jasne włosy. Próbowałem za wszelką cenę przypomnieć sobie jej imię ale miałem kompletną pustkę. Miała coś na A... Alex... Niech to szlak
- Wybacz skarbie ale muszę lecieć - wypaliłem całując dziewczynę
- Nie obchodzi cię nawet co mówiłem - oburzyła się
- Oczywiście że mnie obchodzi. Wrócimy do tego obiecuje - zapewniłem - naprawdę muszę lecieć
Dziś mieliśmy lecieć do tej Anglii. Sam nie wiedziałem czy to aby na pewno dobry pomysł. Chyba nie chciałem jej widzieć ale byłem ciekaw co ma mi do powiedzenia. Jak to wyjaśni, a może będzie udawać że nic się nie stało. I będzie robiła z siebie wielką ofiarę.
- Drake?
Odkręciłem się w stronę skąd dochodził głos. W moją stronę szła ciemno włosa dziewczyna. R... Rubi, nie inaczej. Zdrobnienie zaczynało się na inną literę jak Le...
- Myślałam że miałeś jechać - stwierdziła
- Tak kochanie musiałem jeszcze coś załatwić i lecę.
- A kiedy wrócisz? - dopytała całując mnie
- Nie wiem - przyznałem - z Quickiem nigdy nic nie wiadomo
- A nie możesz nie lecieć? - dopytała
- Wiesz skarbie że nie. Jestem mu potrzebny - odparłem
- Co szef by bez ciebie zrobił
- Nic - mruknąłem całując ją
- Ale obiecaj że jak wrócisz to do mnie przyjdziesz - poprosiła
- Oczywiście kochanie
- Nie pamiętasz mojego imienia - mruknęła
- Skąd - zaprzeczyłem
- Więc powiedz do mnie Drake po imieniu - powiedziała - jest ich tyle że się gubisz
- Nie powinnaś iść do kasyna? - spytałem zmieniając temat
- Drake - fuknęła
- Muszę spadać obiecuje Beki że jak wrócę to wpadnę do ciebie
Uśmiechnęła się i dała się pocałować czyli musiałem strzelić dobrze. Rebeka zapamiętaj kretynie. Wróciłem do domu i polecieliśmy do Anglii.
Drugiego dnia mieliśmy iść na ten bankiet. Od samego rana nie mogłem usiedzieć na tyłku. Włączałem telewizor po to by wpaść na durny wywiad z Al i Saszą i na koniec wyłączyć telewizor. Usłyszałem pukanie do drzwi
- Proszę - wrzasnąłem
- Może byś się ogarnął, zaraz idziemy - wypaliła Roz
- Nie wiem czy idę - odparłem
- Powinieneś - powiedziała - oboje chyba musicie sobie coś wyjaśnić.
Weszła do pokoju i usiadła na łóżko. O nie siostra spadaj... Nie mam ochoty na przepytywania. Była tak strasznie podobna do matki i tak samo jak ona zawsze potrafiła zakręcić mnie tak że powiedziałem coś czego wcale nie chciałbym powiedzieć.
- Kochasz ją - zauważyła
- Poprawka kochałem
- Drake znam cię - powiedziała - kochasz ją i nie możesz poradzić sobie z tym że ona oprowadza się z Saszą.
- Roz - poprosiłem, wcale nie musiała mnie męczyć
- Chciałeś ją odbić - ciągnęła dalej
- Chciałem ale ona nie wygląda jak by chciała by ją odbijano - fuknąłem
- Może to tylko pozory - podsunęła - porozmawiaj z nią.
- O czym mam z nią gadać? - warknąłem - o jej nowym chłopaku, czy może o tym że chciałem się jej oświadczyć ale ona stwierdziła że pojedzie a pózniej zastąpiła mnie ruską kozą.
- Chciałeś się oświadczyć? - dopytała zdziwiona
Wyciągnąłem pudełko sam nie wiem czemu je ze sobą noszę. I podałem Roz. Jak porwali Roz Al była przy mnie wtedy upewniłem się że naprawdę ją kocham i że chcę być tylko z nią. Wtedy któregoś razu wszedłem do jubilera. Oczywiście był obrabowany ale nie udało im się dostać do sejfu a mi jak najbardziej. Cały czas czekałem na dobry moment no i nie chciałem by mnie wyśmiała. I tak przedłużyło się do dnia tego listu.
- Ładny - skomentowała Roz
- Podoba ci się? - dopytałem - więc jest twój
- Nie mogę - zaprzeczyła
- Szkoda było by wyrzucać - odparłem
- Może ci się przydać jak odbijemy Al
- Al to zamknięty rozdział - fuknąłem zakładając koszulę - mam już nową dziewczynę
- Tą której imienia nie pamiętasz - powiedziała Roz
- Idziemy? - dopytałem
Poszliśmy na ten bankiet. Byliśmy tam około godziny kiedy zobaczyłem Al. Widziałem już ją na drugim końcu sali. Wyglądała ślicznie. Podeszła do mnie i mnie pocałowała. Ona naprawdę udawała że nic się nie stało. Wkurzyła mnie i przestałem nad sobą panować. Tak Al to zakończony rozdział. Zdecydowanie nie będę się wiązał na stałe bo to tylko kłopoty.
Od Lexi
Dni wlekły się nie ubłagalnie wolno. Z niecierpliwością wyczekiwałam wyjazdu do Anglii. Strasznie tęskniłam za Drake'em i całą resztą. Musiałam z nimi pogadać zwłaszcza z Drake'em, przecież jestem w ciąży.
Sasza nie próbował już mnie całować ale i tak starałam się go unikać. Próbowałam jeszcze kilkukrotnie porozmawiać z Alfredem ale ten nie chciał, nawet kiedy go przeprosiłam, no ale przecież braci się nie zjada. Leon za to był bardzo rozmowny ale nie mówił mi niczego ciekawego. Kilka razy poszłam też do tej piątki która rosła w oczach. To mnie przerażało i po raz kolejny pomyślałam o tym że przecież zostałam ugryziona, a jeżeli moje dziecko też takie będzie? Ale szybko odganiałam te myśli. Nauczyłam się już rosyjskiego choć nie mówiłam o tym Saszy. Niestety też niczego ciekawego nie usłyszałam. Sasza dość często wysyłał Alfredów do tych krajów gdzie było pełno zimnych, podpisywał jakieś umowy, chodził na jakieś przyjęcia charytatywne i tyle.
No i w końcu przyszedł ten dzień, na który tak wyczekiwałam. Lecieliśmy do Anglii, już za chwilę ich zobaczę. Przecież tylko tego chciałam ale miałam mieszane uczucia, a jeżeli mnie nienawidzą.
-Pamiętasz co obiecałaś?- dopytał Sasza
-Tak, wrócę. Nie będę niczego kombinować, ale chce z nimi pogadać.
-Oczywiście, ale wiesz że samej cię nie puszczę?
W milczeniu pokiwałam głową. Oczywiście była masa dziennikarzy którzy od razu nas otoczyli, szybko się zmyłam zostawiając Saszę, którego te rozwiązanie raczej nie zadowoliło. Za mną poszedł Dimitri. Przeszukałam wzrokiem tłum i szybko ich odnalazłam. Byli wszyscy, Drake, Luke, Rozi, Quick, Damon, Julka i Majka.
-Lexi, poczekaj- zatrzymał mnie Dimitri- wiem że to twoja szansa, bynajmniej ty tak uważasz ale to fatalny pomysł, on cię tak łatwo nie puści a ja mam żonę i miesięcznego synka, nie osieracaj go, proszę cię.
-Ok- odparłam zdziwiona. Dimitri, pobladł, on się bał ale mimo wszystko szedł za mną. Przytuliłam Drake i go pocałowałam, ale ten delikatnie mnie odsunął. Uwierzył, może nawet ma kogoś. Byłam już tego pewna. Miałam wrażenie jakbym się rozpadała. Co ja narobiłam. Zmusiłam się do uśmiechu i przytuliłam Luke'a zanim zdążyłam zrobić coś głupiego. Przywitałam się z nimi wszystkimi ale ledwo to rejestrowałam.
-Oleńko, jak dobrze cię widzieć- powiedział Quick.
-nie nazywaj mnie tak- rozkazałam ale tak na prawdę mnie to pocieszyło, może jednak nie jest aż tak zle.
-Dobra mów- polecił.
-A co chcesz wiedzieć mam wspaniałe wakacje, apartament i w ogóle- wykręciłam się od odpowiedzi - nie powinniśmy gadać jak sprawy się mają nie tutaj gdzie każdy może usłyszeć.
-No tak- potaknął, szybko łapiąc co mam na myśli. Julka była jakaś przygnębiona, Luke ech nigdy nie widziałam brata w takim stanie. No nie wierzę, Luke nie mógł się załamać, on tak się nie zachowuje. Drake patrzył na mnie z jakimś wyczekiwaniem. Bynajmniej Quick z Rozi się nie kłócą.
-Ale wszytsko jest w porządku?- dopytał Luke
-no pewnie, zawsze marzyłam o wakacjach w Rosji- zapewniłam brata, na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Musimy pogadać- oznajmiła Rozi, bawiąc się włosami.
-No raczej- potaknęłam, jest przecież tyle do powiedzenia.
-Chodzi mi o tą wymianę- wyjaśniła.
-To nie ma znaczenia- zapewniłam, no chyba nie ma poczucia winy- Roz na prawdę, sama chciałam, ciebie nawet przy tym nie było, to nie twoja wina ale ty Quick chyba masz mi dużo do powiedzenia w tym temacie.
-Taa, ale nie teraz- potaknął na co skinęłam głową, Rozi jednak nie dawała za wygraną.
-To ja powiedziałam o tobie Saszy...
-Rozi to nie ma znaczenia, na prawdę.- przerwałam jej i szybko dodałam aby jakoś rozładować napięcie- ale co ty zrobiłaś Dimitrowi, biedak aż pobladł na twój widok, i zawsze jak tylko o tobie wspomniałam robił się naburmuszony.
-Trochę mu przywaliłam, po prostu zawsze zjawiał się w nie właściwym momencie- wyjaśniła.
-A może zamiast gadać o jakimś Dimitrze opowiesz nam o swoim chłopaku, no chyba że Dimitri też nim jest...- przerwał nam Drake. To zabolało.
-Drake- ostrzegawczo powiedziała Roz.
-No co, nie tylko ja jestem ciekaw. Zastanawiamy się jak ci się żyje. W końcu tak szybko znlazłaś sobie chłopaka i o nas zapomniałaś.
-Drake...- zaczęłam ale on już się zakodował.
-Albo nie ,wiesz wcale mnie to nie obchodzi.- stwierdził - po prostu nie podejrzewałem że jesteś dziwką.
-Drake- warknęła Rozi.
Ja już nie byłam wstanie niczego powiedzieć, wstałam od stołu i poszłam, Dimitri jak posłuszny piesek poszedł za mną.
-Do łazienki też wejdziesz?- spytałam przez łzy.
-nie, ja tylko...
-Tak , chcesz jeszcze trochę pożyć- przerwałam mu i weszłam do łazienki. Usiadłam w rogu pomieszczenia i się rozryczałam. Po chwili wszedł Luke.
-To damska toaleta, znaczka nie widziałeś?
-Wiesz siostra może za mocno mu wtedy przywaliłaś- powiedział siadając obok mnie. Przytuliłam się do niego.
-Chciałabym wrócić do domu- pożaliłam mu się- chciałabym aby mama żyła, nawet żeby Mel mnie ciągnęła za włosy i abyś dawał mi godzinne wykłady i...- przerwałam.
-Wiem też bym chciał aby było tak jak kiedyś. - przyznał smutno.
-O co chodzi z Julą?-spytałam.
-To chyba nie ma teraz znaczenia, mamy ważniejsze tematy do rozmów.
-Tu są kamery- powiedziałam wskazując kamerę w rogu- lepiej nie mówić o niczym co by wam zaskodziło. O co się pokółóciliście? Luke, co się z tobą dzieje?
-O nic, o co chodzi...
-Luke- przerwałam mu, byłam prawie pewna o co chciał zapytać- mów co się dzieje bo nie będę z tobą w ogóle gadać a mamy ograniczenie czasowe.
-Po prostu już drugi raz zostawiłem cię samą- wyjaśnił- trochę sobie nie radzę.
-Luke, to ja pojechałam, ty mnie nie zostawiłeś. Ale nie powinieneś rozwalać sobie z tego powodu związku, kochasz ją ona kocha ciebie, nie zawal.
-Chyba już za pózno- stwierdził
-Wcale nie, przeproś ją, porozmawiaj z nią i się ogarnij, nie możesz się załamać, jesteś moim bratem, starszym bratem, masz wziąść się w garść i jakoś mnie wydostać. Zapomniałeś brat sam mówiłeś że ja dostałam urodę a ty rozum, a więc mi pomóż. Ja nie dam rady, Luke proszę. Ja...- miałam powiedzieć że jestem w ciąży ale mi przerwał.
-Czyli wy nie jesteście razem? Ty i Sasza.
-Że co? Oczywiście że nie.- odparłam zdziwiona, myślałam że on będzie wiedział, jest moim bratem.
-Po prostu, myśleliśmy że jednak to była prawda, mam na myśli ten wywiad.
-nie wierzę, Luke jak mogłeś nawet tak pomyśleć, po prostu wynoś się stąd...
-Al...
-nie Luke wynoś się nie chcę z tobą gadać, wynoś się- rozkazałam, byłam zrozpaczona, jak on mógł w ogóle tak pomyśleć, niechętnie ale poszedł a ja na nowo zaczęłam ryczeć. To wszystko nie ma sensu, po co ja to robiłam, nie powinnam iść na ten układ.
Sasza nie próbował już mnie całować ale i tak starałam się go unikać. Próbowałam jeszcze kilkukrotnie porozmawiać z Alfredem ale ten nie chciał, nawet kiedy go przeprosiłam, no ale przecież braci się nie zjada. Leon za to był bardzo rozmowny ale nie mówił mi niczego ciekawego. Kilka razy poszłam też do tej piątki która rosła w oczach. To mnie przerażało i po raz kolejny pomyślałam o tym że przecież zostałam ugryziona, a jeżeli moje dziecko też takie będzie? Ale szybko odganiałam te myśli. Nauczyłam się już rosyjskiego choć nie mówiłam o tym Saszy. Niestety też niczego ciekawego nie usłyszałam. Sasza dość często wysyłał Alfredów do tych krajów gdzie było pełno zimnych, podpisywał jakieś umowy, chodził na jakieś przyjęcia charytatywne i tyle.
No i w końcu przyszedł ten dzień, na który tak wyczekiwałam. Lecieliśmy do Anglii, już za chwilę ich zobaczę. Przecież tylko tego chciałam ale miałam mieszane uczucia, a jeżeli mnie nienawidzą.
-Pamiętasz co obiecałaś?- dopytał Sasza
-Tak, wrócę. Nie będę niczego kombinować, ale chce z nimi pogadać.
-Oczywiście, ale wiesz że samej cię nie puszczę?
W milczeniu pokiwałam głową. Oczywiście była masa dziennikarzy którzy od razu nas otoczyli, szybko się zmyłam zostawiając Saszę, którego te rozwiązanie raczej nie zadowoliło. Za mną poszedł Dimitri. Przeszukałam wzrokiem tłum i szybko ich odnalazłam. Byli wszyscy, Drake, Luke, Rozi, Quick, Damon, Julka i Majka.
-Lexi, poczekaj- zatrzymał mnie Dimitri- wiem że to twoja szansa, bynajmniej ty tak uważasz ale to fatalny pomysł, on cię tak łatwo nie puści a ja mam żonę i miesięcznego synka, nie osieracaj go, proszę cię.
-Ok- odparłam zdziwiona. Dimitri, pobladł, on się bał ale mimo wszystko szedł za mną. Przytuliłam Drake i go pocałowałam, ale ten delikatnie mnie odsunął. Uwierzył, może nawet ma kogoś. Byłam już tego pewna. Miałam wrażenie jakbym się rozpadała. Co ja narobiłam. Zmusiłam się do uśmiechu i przytuliłam Luke'a zanim zdążyłam zrobić coś głupiego. Przywitałam się z nimi wszystkimi ale ledwo to rejestrowałam.
-Oleńko, jak dobrze cię widzieć- powiedział Quick.
-nie nazywaj mnie tak- rozkazałam ale tak na prawdę mnie to pocieszyło, może jednak nie jest aż tak zle.
-Dobra mów- polecił.
-A co chcesz wiedzieć mam wspaniałe wakacje, apartament i w ogóle- wykręciłam się od odpowiedzi - nie powinniśmy gadać jak sprawy się mają nie tutaj gdzie każdy może usłyszeć.
-No tak- potaknął, szybko łapiąc co mam na myśli. Julka była jakaś przygnębiona, Luke ech nigdy nie widziałam brata w takim stanie. No nie wierzę, Luke nie mógł się załamać, on tak się nie zachowuje. Drake patrzył na mnie z jakimś wyczekiwaniem. Bynajmniej Quick z Rozi się nie kłócą.
-Ale wszytsko jest w porządku?- dopytał Luke
-no pewnie, zawsze marzyłam o wakacjach w Rosji- zapewniłam brata, na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Musimy pogadać- oznajmiła Rozi, bawiąc się włosami.
-No raczej- potaknęłam, jest przecież tyle do powiedzenia.
-Chodzi mi o tą wymianę- wyjaśniła.
-To nie ma znaczenia- zapewniłam, no chyba nie ma poczucia winy- Roz na prawdę, sama chciałam, ciebie nawet przy tym nie było, to nie twoja wina ale ty Quick chyba masz mi dużo do powiedzenia w tym temacie.
-Taa, ale nie teraz- potaknął na co skinęłam głową, Rozi jednak nie dawała za wygraną.
-To ja powiedziałam o tobie Saszy...
-Rozi to nie ma znaczenia, na prawdę.- przerwałam jej i szybko dodałam aby jakoś rozładować napięcie- ale co ty zrobiłaś Dimitrowi, biedak aż pobladł na twój widok, i zawsze jak tylko o tobie wspomniałam robił się naburmuszony.
-Trochę mu przywaliłam, po prostu zawsze zjawiał się w nie właściwym momencie- wyjaśniła.
-A może zamiast gadać o jakimś Dimitrze opowiesz nam o swoim chłopaku, no chyba że Dimitri też nim jest...- przerwał nam Drake. To zabolało.
-Drake- ostrzegawczo powiedziała Roz.
-No co, nie tylko ja jestem ciekaw. Zastanawiamy się jak ci się żyje. W końcu tak szybko znlazłaś sobie chłopaka i o nas zapomniałaś.
-Drake...- zaczęłam ale on już się zakodował.
-Albo nie ,wiesz wcale mnie to nie obchodzi.- stwierdził - po prostu nie podejrzewałem że jesteś dziwką.
-Drake- warknęła Rozi.
Ja już nie byłam wstanie niczego powiedzieć, wstałam od stołu i poszłam, Dimitri jak posłuszny piesek poszedł za mną.
-Do łazienki też wejdziesz?- spytałam przez łzy.
-nie, ja tylko...
-Tak , chcesz jeszcze trochę pożyć- przerwałam mu i weszłam do łazienki. Usiadłam w rogu pomieszczenia i się rozryczałam. Po chwili wszedł Luke.
-To damska toaleta, znaczka nie widziałeś?
-Wiesz siostra może za mocno mu wtedy przywaliłaś- powiedział siadając obok mnie. Przytuliłam się do niego.
-Chciałabym wrócić do domu- pożaliłam mu się- chciałabym aby mama żyła, nawet żeby Mel mnie ciągnęła za włosy i abyś dawał mi godzinne wykłady i...- przerwałam.
-Wiem też bym chciał aby było tak jak kiedyś. - przyznał smutno.
-O co chodzi z Julą?-spytałam.
-To chyba nie ma teraz znaczenia, mamy ważniejsze tematy do rozmów.
-Tu są kamery- powiedziałam wskazując kamerę w rogu- lepiej nie mówić o niczym co by wam zaskodziło. O co się pokółóciliście? Luke, co się z tobą dzieje?
-O nic, o co chodzi...
-Luke- przerwałam mu, byłam prawie pewna o co chciał zapytać- mów co się dzieje bo nie będę z tobą w ogóle gadać a mamy ograniczenie czasowe.
-Po prostu już drugi raz zostawiłem cię samą- wyjaśnił- trochę sobie nie radzę.
-Luke, to ja pojechałam, ty mnie nie zostawiłeś. Ale nie powinieneś rozwalać sobie z tego powodu związku, kochasz ją ona kocha ciebie, nie zawal.
-Chyba już za pózno- stwierdził
-Wcale nie, przeproś ją, porozmawiaj z nią i się ogarnij, nie możesz się załamać, jesteś moim bratem, starszym bratem, masz wziąść się w garść i jakoś mnie wydostać. Zapomniałeś brat sam mówiłeś że ja dostałam urodę a ty rozum, a więc mi pomóż. Ja nie dam rady, Luke proszę. Ja...- miałam powiedzieć że jestem w ciąży ale mi przerwał.
-Czyli wy nie jesteście razem? Ty i Sasza.
-Że co? Oczywiście że nie.- odparłam zdziwiona, myślałam że on będzie wiedział, jest moim bratem.
-Po prostu, myśleliśmy że jednak to była prawda, mam na myśli ten wywiad.
-nie wierzę, Luke jak mogłeś nawet tak pomyśleć, po prostu wynoś się stąd...
-Al...
-nie Luke wynoś się nie chcę z tobą gadać, wynoś się- rozkazałam, byłam zrozpaczona, jak on mógł w ogóle tak pomyśleć, niechętnie ale poszedł a ja na nowo zaczęłam ryczeć. To wszystko nie ma sensu, po co ja to robiłam, nie powinnam iść na ten układ.
Od Rozi
Szkoda mi było tych dzieci. Podczas całej tej epidemii wiele dzieci straciło życie. Sama wraz z Drake'em kilkukrotnie przyczyniłam się do tego. Przyłączając się do grup z ciągaliśmy na nich kłopoty. Podczas pierwszego ataku zimnych też wiele dzieci umarło. Nie rozumiałam tego jak można przygarnąć dzieci a następnie wyrzucić ich na ulicę. I że nikt nie zainteresował się ich losem. Nie możliwe żeby nikt o tym nie wiedział. Przecież one były tak głodne że zjadały swoich zmarłych kolegów. Ktoś musiał się nimi zająć. Przecież najmłodsze dziecko miało tam trzy lata. Co by było gdybym nie dowiedziała się że te dzieciaki mieszkają w tej szkole. Quick mówił że jutro miał oddać ten budynek do rozbiórki. W tych dzieciakach widziałam Creepy i Kubę. Sama miałam 14 lat jak zaczęła się epidemia. I gdyby nie Drake zapewne nie dożyła bym do tego czasu. Wiem jak ciężko samemu znalezć jest jedzenie i otrzymać pomoc od ludzi którzy są egoistami. To Quick ich tu przyciągnął, chcąc nie chcąc byliśmy grupą. A w grupie musimy sobie pomagać. Zdecydowanie prościej jest jak grupa liczy 8 osób niż kilka tysięcy. Amanda zbadała dzieci. Wszystkie były zdrowe. Zagłodzone i odwodnione ale zdrowe. Trochę potrwało aż ogarnęliśmy całą 37. Widziałam że Quicka zaczęło to denerwować. No faktycznie 37 dzieci które wychowują się same to spore wyzwanie. Popsuły zabawki często przez to że się o nie kłócili. Ale to przecież tylko zabawki. Drake też psuł mi zabawki żeby zrobić mi na złość. I nic wielkiego się nie stało. A Quick po prostu nie mógł zrozumieć że to zły pomysł zamykając te dzieciaki w bunkrze. Przecież tu plotki roznoszą się z prędkością światła. A te dzieciaki i tak były wystarczająco wystraszone. Ciężko było mi je zamknąć w bunkrze. A przecież w domu mieliśmy wystarczająco dużo pustych pokoi. Więc nie rozumiałam w czym rzecz. No i faktycznie trochę przesadziłam. Nie powinnam wyrzucać go z łóżka, ale jak chciałam go przeprosić zachowywał się jak obrażone dziecko. Obrażony poszedł do biura. Kilka razy starałam się z nim porozmawiać.
- John ale te dzieci - zaczęłam przychodząc po raz piąty do jego biura. No i trochę już mnie to denerwowało.
- Wywalasz mnie z sypialni bo te dzieci - warknął wściekły - nie zgodziłem się na te dzieci. Bo zle robię zamykając je w bunkrze. Chcesz żeby te dzieci były twoje to sobie je adoptuj. Mnie w to Rozalio nie mieszaj. - wstał od biurka - skoro wolisz Rozalio wyjebać z wyrka własnego męża dla tych dzieci. To ci powiem że te dzieci jakoś sobie radziły przez jakiś długi okres czasu. Tymczasem jeżeli tak bardzo ci zależy na tych dzieciach. To ja się wymiksowuje z tego. Zabieram Damona i wychodzę.
Nie lubiłam jak ktoś tak do mnie mówił. Tak zawsze mówiła matka gdy się na mnie wściekała. Rozumiałam że jest wściekły ale dlaczego od razu wychodzić z domu w środku nocy i zabierać Damona. Nim zdążyłam coś powiedzieć Quick wyszedł z biura. Usiadłam na jednym z krzesełek on naprawdę chce mnie zostawić. Dlaczego ze mną nie porozmawiał. Byłam wściekła na samą siebie. Ale ze mnie idiotka mogłam zrobić jak reszta udać że nic nie widzę. Chwilę pózniej przyszła Jula.
- Wyszedł? - dopytałam zrezygnowana.
- Kazał spakować mi rzeczy dla Damona. O co wam poszło? - dopytała
- Nie mam ochoty gadać - wypaliłam - ty też chyba nie masz na to ochoty. Masz wystarczająco własnych problemów. Jestem kretynką. Chciałam pomóc tym dzieciom a wyszło że wszystko rozwaliłam. I zabrał Damona - rozpłakałam się
- Porozmawiaj z nim - poradziła Jula
- Myślisz że nie próbowałam - wypaliłam - z reszto ty sama pogadaj z Luke'm sami też macie chyba problemy.
Julka wstała i skierowała się do wyjścia
- Przepraszam - powiedziałam - po prostu nie wiem co mam robić. Przecież ja nawet nie wiem gdzie on poszedł jeżeli ktoś to wie to Mariusz albo Grzesiek ewentualnie Borys w co wątpię. I żaden z nich mi nie powie. Chrzanić to. Wszystko zepsułam, ty z Luke'em też kłócicie się przeze mnie. Drake'owi też zepsułam związek.
- No co ty gadasz to nie twoja wina
- Mówię jak jest - wypaliłam - przecież jak by była Al Luke by nie pił i byście się nie kłócili tak czy nie?
- No tak - przyznała Jula - ale...
- Widzisz wcale nie powinno być tej wymiany. Jak była Al było lepiej. Ja zawsze robie coś głupiego
- Al też robi głupie rzeczy - zauważyła Jula - zobaczysz jutro wróci, przejdzie mu i normalnie porozmawiacie
- A jak nie? - dopytałam
- Faceci są beznadziejni - mruknęła
Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżko. Ale nie mogłam usnąć. Chciałam pogadać z Drake'em ale ten nie wrócił na noc do domu. Bałam się że Quick mnie zostawi z nim nigdy nic nie wiedziałam. No i zabrał Damona może już go nie zobaczę.
- John ale te dzieci - zaczęłam przychodząc po raz piąty do jego biura. No i trochę już mnie to denerwowało.
- Wywalasz mnie z sypialni bo te dzieci - warknął wściekły - nie zgodziłem się na te dzieci. Bo zle robię zamykając je w bunkrze. Chcesz żeby te dzieci były twoje to sobie je adoptuj. Mnie w to Rozalio nie mieszaj. - wstał od biurka - skoro wolisz Rozalio wyjebać z wyrka własnego męża dla tych dzieci. To ci powiem że te dzieci jakoś sobie radziły przez jakiś długi okres czasu. Tymczasem jeżeli tak bardzo ci zależy na tych dzieciach. To ja się wymiksowuje z tego. Zabieram Damona i wychodzę.
Nie lubiłam jak ktoś tak do mnie mówił. Tak zawsze mówiła matka gdy się na mnie wściekała. Rozumiałam że jest wściekły ale dlaczego od razu wychodzić z domu w środku nocy i zabierać Damona. Nim zdążyłam coś powiedzieć Quick wyszedł z biura. Usiadłam na jednym z krzesełek on naprawdę chce mnie zostawić. Dlaczego ze mną nie porozmawiał. Byłam wściekła na samą siebie. Ale ze mnie idiotka mogłam zrobić jak reszta udać że nic nie widzę. Chwilę pózniej przyszła Jula.
- Wyszedł? - dopytałam zrezygnowana.
- Kazał spakować mi rzeczy dla Damona. O co wam poszło? - dopytała
- Nie mam ochoty gadać - wypaliłam - ty też chyba nie masz na to ochoty. Masz wystarczająco własnych problemów. Jestem kretynką. Chciałam pomóc tym dzieciom a wyszło że wszystko rozwaliłam. I zabrał Damona - rozpłakałam się
- Porozmawiaj z nim - poradziła Jula
- Myślisz że nie próbowałam - wypaliłam - z reszto ty sama pogadaj z Luke'm sami też macie chyba problemy.
Julka wstała i skierowała się do wyjścia
- Przepraszam - powiedziałam - po prostu nie wiem co mam robić. Przecież ja nawet nie wiem gdzie on poszedł jeżeli ktoś to wie to Mariusz albo Grzesiek ewentualnie Borys w co wątpię. I żaden z nich mi nie powie. Chrzanić to. Wszystko zepsułam, ty z Luke'em też kłócicie się przeze mnie. Drake'owi też zepsułam związek.
- No co ty gadasz to nie twoja wina
- Mówię jak jest - wypaliłam - przecież jak by była Al Luke by nie pił i byście się nie kłócili tak czy nie?
- No tak - przyznała Jula - ale...
- Widzisz wcale nie powinno być tej wymiany. Jak była Al było lepiej. Ja zawsze robie coś głupiego
- Al też robi głupie rzeczy - zauważyła Jula - zobaczysz jutro wróci, przejdzie mu i normalnie porozmawiacie
- A jak nie? - dopytałam
- Faceci są beznadziejni - mruknęła
Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżko. Ale nie mogłam usnąć. Chciałam pogadać z Drake'em ale ten nie wrócił na noc do domu. Bałam się że Quick mnie zostawi z nim nigdy nic nie wiedziałam. No i zabrał Damona może już go nie zobaczę.
Od Quicka
Roz wpakowała mi się na kolana.
-Co się dzieje? - dopytała
-Nic po prostu patrzę w niebo, wszystko, lubię czasem posiedzieć w spokoju i pogapić się na gwiazdy. A ty uciekaj do domu bo się zaziębisz.
-No i jednak mam rację coś ci chodzi po głowie bo mnie wyganiasz pod byle pretekstem.
-Już się doszukujesz kochanie i to niepotrzebnie.
-Wiesz że Drake ma dziewczynę? To krupierka z kasyna.
-To nieciekawie ale ja się nie wtrącam nie moja sprawa.
-To o co chodzi?
-O nic uciekaj do domu ja zamknę bramę i też idę jutro muszę ogarnąć ten syf. W sumie to nie miałem pojęcia że tak dużo gości mieliśmy. A ty jak zawsze stanęłaś na wysokości zadania
Położyłem się do łóżka. Roz przytuliła się do mnie pocałowałem ją w czubek głowy.
-Przepraszam kochanie, ale nie dzisiaj. Nie żebym miał coś do ciebie, ale po prostu jakoś ochoty nie mam.
-Co cię dręczy? - dopytała.
-Ta Anglia kochanie oni tam będą oboje i nie wiem co o tym myśleć. Muszę porozmawiać z Al. A jak ona naprawdę się zakochała albo on ją szantażuje, dla tego tak w telewizji mówiła. Boję się o nią i nie wiem jak to ugryzć.
-Problemy piętrzą się wszędzie kochanie - powiedziała Roz - Tutaj też jeden odkryłam.
-Tak a co się stało? - gładziłem ją po włosach, lubiłem te nasze rozmowy, jakoś chyba dorosłem i się uspokoiłem.
-Dziś w sklepie mała dziewczynka ukradła produkty spożywcze.
-Trzeba ją ukarać - stwierdziłem.
-Raczej powinieneś spojrzeć na to z innej strony. Byłam dziś u tych dzieciaków, one opowiedziały mi okropną historię. Żadne z nich nie ma rodziców.
-A opiekunowie?
-Wywalili ich gdy wprowadziłeś pieniądze.
-To bardzo nieładnie się zachowali.
-Nie uważasz że powinieneś coś z tym zrobić one mieszkają w zrujnowanej szkole.
-Miałem ją rozebrać jutro bo jest tam niebezpiecznie, a i terenu potrzebuję na nową inwestycję. Śpiący jestem choć tu moja kruszynko idziemy spać bo jutro mam sporo roboty. Tonę w papierach. A ty ze sklepu rozliczenia i zamówienia masz gotowe?
-Tak wszystko u ciebie na biurku leży. A co z tymi dzieciaczkami?
-Pomyślę jutro.
-Obiecaj mi że pójdziesz tam jutro ze mną i im pomożesz jakoś proszę ja im obiecałam
-Dobrze kochanie jutro coś pomyślę nie mogą łazić głodne powinny się uczyć eh
-Kochany jesteś - pocałowała mnie Roz.
Noc minęła szybciej niż bym chciał ubraliśmy się i zeszliśmy na śniadanie.
-Co tam w planach macie kochani? - dopytałem.
-Ja idę na 10 do kasyna - powiedział Drake.
-Idziesz poprzeszkadzać dziewczynie z którą się spotykasz?
-Może a skąd wiesz?
-Bo widziałem he. - skłamałem.
-Al ma mnie gdzieś to i ja
-Nie myślisz tak stary. Jedziesz do tej Anglii z nami? - Dopytałem.
-Ta jestem ciekaw co ona ma mi do powiedzenia.
-A ty Luke?
-Nie mam planów. Pewnie będę pił.
-Może Julą byś się zajął? - zaproponowałem.
-Sam się nią możesz zająć.
Jula wstała i wybiegła na dwór. Roz chciała za nią pójść.
- Ja to załatwię - powiedziałem podnosząc się od stołu. Julę zapłakaną znalazłem za domem Maja ją pocieszała.
-Majeczko idz proszę na śniadanie dobrze?
-Ale Jula...
-Jestem tu po to by ją uspokoić.
-Ja już nie daję z nim rady - płakała - Czuję się taka samotna nie mam z kim pogadać, ani nawet się przytulić.
-Chodz ja cie przytulę - powiedziałem przyciągając ją do siebie.
-Roz będzie zła - powiedziała rycząc jeszcze gorzej.
-Nie będę Jula - usłyszeliśmy za sobą głos Roz. Podeszła do nas.-Przyniosłam chusteczki, bo w tym tępię płakania to utopisz mi męża.
-Teraz jeszcze wy się pokłócicie.
-Może nie - uśmiechnęła się Roz i podeszła jeszcze bliżej.
Jula automatycznie się odsunęła i zaczęła bez sensu przepraszać Roz
-Ja to nie chciałam żeby tak wyszło nie rób mu Roz awantury proszę, ale naprawdę mi pomogło Luke to ostatnio tylko chla i śpi.
-Wytrzymaj jeszcze te kilka tygodni spotkają się i może to się jakoś zmieni a Quick? O niego się nie martw nic między nami to nie zmieni.
-Właśnie przecież byłem tylko chusteczką - pocałowałem Roz - a tak się przytulam - i ją przytuliłem.
-No to faktycznie za chusteczkę robiłeś - uśmiechnęła się.
-Jula ty się nudzisz może byśmy podpisali umowę?
-Ale jaką pracę mi proponujesz? - dopytała.
-Może byś się Damonem zajmowała? Kasę byś miała i nie nudziła byś się?
-Mogła bym spróbować, jak Roz by się zgodziła.
-Pewno że tak - odparła Roz - teraz jak mam na głowie i dom i sklep to miło by było gdy by ktoś pobawił się z Damonem i zabrał go na osadę na plac zabaw.
Roz mnie pocałowała i się przytuliła Jula poszła do domu.
-Ale zazdrosna byłam - pożaliła się. Przytuliłem ją jeszcze bardziej.
-Wiesz że nie masz o kogo.
-To pójdziesz ze mną do tych dzieci? Pewnie są głodne. Może zrobię im kanapki.
-Dobrze to idz powiedz Juli niech zajmie się Damonem, a kanapek nie rób mam kawałek pomysłu ,ale najpierw muszę zobaczyć te sieroty. Słowo nie przypuszczałem że mamy taki problem w miasteczku. I popatrz nikt nawet słowem nie pisnął. Ludzie to świnie żeby powywalać te dzieciaki.
Powoli poszliśmy do starej szkoły, ale nikogo tam nie było Roz chciała ich szukać była z deka zdesperowana.
-Poczekaj nie idz nigdzie, bo to może rąbnąć w każdej chwili. - Wtedy wybiegło jakieś dziecko i chciało uciekać, ale je złapałem.-Spokojnie są tu wszystkie dzieciaki?
-Jeszcze tak dopiero powstawaliśmy i będziemy jak co dzień szukać jedzenia szefie.
-Ja was dzisiaj zapraszam do siebie Damon miał wczoraj urodziny i zostało mnóstwo wszystkiego. Teraz biegnij i powiedz o tym wszystkim dobrze?
Chłopiec pobiegł ja zadzwoniłem do Amandy niech gabinet szykuje potem po koparkę żeby to rozjebać bo zagrażało życiu.
-Kochanie policz ich czy są wszystkie dobrze?
-A po co Amanda?
-Skarbie nie wiem jak długo one tak wegetują może są chore pewnie maja wszy jak Damon coś złapie? No poza tym to trzeba te dzieci gdzieś ulokować i do szkoły posłać.
-A już coś myślałeś jak to załatwimy?
-No trochę na coś wpadłem, ale to nie najlepszy pomysł. Wiesz myślałem o tym żeby na osadzie dopłacać rodzinom i żeby one wróciły do swoich domów, albo do innych ale to zły pomysł, bo wezmą je dla kasy a one i tak będą zaniedbane. No nie wiem na razie zabieramy te biedactwa do domu.
-Jesteś kochany. A ja mam też mały pomysł.
-Tak? To zamieniam się w słuch.
-Może byś zbudował domek dla nich i ja bym ich pilnowała zatrudnił byś kogoś do opieki i gotowania. Na przykład Witka on kasy nie zarabia a już lepiej wyglądają jego dania.
-No przyznam że pomysł jest dobry już jeden dom nabyłem eheh. Tylko kochanie jest jeden mały problem ,bo to potrwa i skoro mam budować to jakiś sporo większy, bo nie wiadomo ile ich jeszcze jest.
Rozmowę przerwały nam dzieciaki które się zebrały.
-Kto z was jest najstarszy? - dopytałem dzieci.
-Ja mam na imię Staś i mam 15 lat mam brata Adama ma 5 lat i siostrę Iwonę ona ma 3 lata.
-Rety - spuściłem oczy - Dobrze Stasiu to zbierzcie się tu wszyscy.
-A szef nie będzie na nas krzyczał? To prawda że szef na osadzie cukierki rozdaje i inne słodycze jak przyjeżdża?
-Tak ale o was nie wiedziałem ,bo bym jakoś to załatwił żebyście kraść nie musieli.
-Szymonowi się udało, bo wkręcił się do pracy a my za młodzi nikt nas nie chciał. Nam pomagał Szymon w ten sposób, że nie zgłaszał kradzieży i udawał że nie widzi, ale wczoraj była ta pani i musieli złapać koleżankę a ona przyprowadziła tą panią tutaj i...
-Nie denerwuj się Stasiu ta pani oprócz tego że jest aniołem to jeszcze moją żoną. Zimą pewnie było wam ciężko co? - dopytałem.
-Tak dwie dziewczynki zamarzły chyba ,pózniej je zjedliśmy, bo nie było co jeść.
-Rety - strząchnąłem się cały z obrzydzenia - No w takim razie zbierajcie się wszyscy szybciutko.
Po kilku minutach zebrały się wszystkie dzieciaki i powoli szliśmy do domu. Dzieci były obdarte, brudne z potarganymi włosami strasznie smutny widok. Po drodze spotkałem Mariusza.
-Słonko idz z nimi do Amandy niech je przebada a ja jeszcze jakieś ciuchy dla nich załatwię.
-Dobrze a porozmawiamy póżniej?
-Tak skarbie.
-Z kąt te bachory? - dopytał mnie Mariusz.
-Ty mi powiedz nie wydaje ci się że powinienem to wiedzieć one zjadały swoich towarzyszy niedoli jak umarli z głodu, a ja nic nie wiedziałem co to kurwa ma być - wrzeszczałem - to nie Etiopia ja pływam w luksusach a na osadzie dzieci, sieroty głodem przymierają Ci którzy ich po wyrzucali nie wiem, ale maja ciepło jak chuj. No kurwa nie mogę. Nerwy tak mnie poniosły że miałem ochotę kogoś udusić.
-To co szef ode mnie chciał?
-A fakt pojedziesz na jednostkę po ciuszki dla tych dzieciaków.
-To cały samochód może podstawie?
-Masz rację Maniek Roz to sama załatwi. Idę muszę po rozliczać wszystko i zobaczyć jaki bilans mi wyjdzie.
Odwróciłem się i poszedłem do chaty. Po gadce z Mańkiem udało mi się jeszcze dogonić grupkę. Powaga te dzieciaki to żałosny widok tylko co ja z nimi zrobię. Myślałem gorączkowo. Na spotkanie wyszła nam Niespodzianka. Mniejsze dzieciaki zaczęły krzyczeć.
- Dzieciaczki spokojnie ten misio nic wam nie zrobi - powiedziała Roz
- Ale ja widziałem jak zjadał człowieka - powiedział jakiś chłopiec
- On zjada tylko niedobrych ludzi
- Ale my też jedliśmy Alę i ona była dobra - powiedział chłopiec
- Znaczy że wam smakowała? - dopytałem niepewnie
- Znaczy że była miła - skarciła mnie Roz
- No tak kochanie czemu ja na to nie wpadłem, ale jedliście ją na surowo - drążyłem temat bo nie dawało mi to spokoju.
- No, bo nie było ogniska
- A mój kolega to zjadł serce i umarł - pochwaliło się jakieś dziecko
- Rety i co z nim zrobiliście? Też go zjedliście jak umarł?
- John ja ci za moment krzywdę zrobię - powiedziała Roz
- Nie może pani - powiedziała Iwonka - pani jest aniołem a jak by próbowała pani zabić szefa to on by zabił panią pierwszy
- Anioły są święte - powiedziało jakieś inne dziecko - i nie można ich zabijać bo są nieśmiertelne. Moja mama kazała mi się modlić do aniołków i jeden przyszedł do nas. A pan szef jest diabłem i dlatego przyszedł do nas anioł
- Ej... dlaczego ja jestem diabłem - droczyłem się z dzieciakami
- Bo mój wujek co się mną opiekował to mówił że z szefa diabeł wcielony jest i gnój do tego
- Gnój - powtórzyłem za dzieckiem - gnój to jest kupa krowy lub świni
- No tak - zgodziło się jakieś inne - jest pan diabłem umazanym w placku krowy
Roz wybuchła śmiechem.
- Roz ty wez im coś powiedz a nie się śmiejesz. Roz ostrzegam cię bo nie będę z tobą dzisiaj spał.
- Nie może pan dziewczynki i chłopcy powinni spać oddzielnie - powiedziała jakaś dziewczynka
- Rety Roz ty musisz zacząć brać te tabletki
- Co już nie wyrabiasz? - dopytała
- Wiesz słońce możemy o tym pogadać ale nie na tym forum, a ogólnie to sama wiesz że staram się zrobić tak żeby sprawić nam obojgu przyjemność nie jestem samolubny.
- A co szef robi żeby sprawić aniołkowi przyjemność? - dopytało jakieś inne dziecko
- Aniołek kochanie lubi drogie prezenty - powiedziałem - i żeby zrobić mu przyjemność muszę mu takie prezenty dawać
- Mój tata mówił że to przekupstwo
- A to co wy mówicie to szantaż emocjonalny - droczyłem się z dzieciakami
- Widzisz John - powiedziała Roz poważnie - fajnie było by mieć tyle swoich dzieciaków, byś miał co robić. I miał byś się z kim wykłócać. A czytałam że nie musiała bym cierpieć gdybyś się postarał.
- Możemy o tym nie mówić teraz, proszę kochanie
Roz przytuliła się do mnie.
- Ale ja chce naprawdę o tym porozmawiać - powiedziała
- Kochanie ale nie przy dzieciaczkach
- No widzisz przejąłeś się nimi
- No jak mogło być inaczej kochanie przecież wiesz że nie lubię jak cierpią niewinne dzieci.
- Może teraz wyjdę na jakąś materialistkę - zaczęła Roz - ale dali byśmy radę na przykład utrzymać te 38 dzieci bo i Damon przecież i żebyśmy na przykład w normalnym świecie żyli na wysokim poziomie? - dopytała - bo jak rozmawiałeś ze Zbyszkiem...
- Do Zbigniewa powiedziałem tak bo mi się nie podobała ta śmieszna wróżka
- Wykręcasz się od odpowiedzi John
- Fakt - powiedziałem - bo czegoś nie rozumiem po prostu. Bo ty coś kombinujesz słonko
- Nic nie kombinuje tylko ja lubię dzieci, ty lubisz dzieci. Nad Damonem masz całkowita kontrolę. Jest rozpieszczony ale ma zasady wpojone i nie będę brała tabletek bo są takie środki żeby nie bolało.
- Eh - poddałem się - słonko ja nie myślałem o tym. Młodzi jesteśmy
- Ale chociaż powiedz czy było by cię stać na troje lub czworo dzieci
- O matko i córko - powiedziałem - jak już szczerze rozmawiamy to w ogóle chciałem dziewczynkę ale wiesz jak to jest.
- Ale nadal nie odpowiadasz na moje pytanie - drążyła temat Roz
- Dobrze nie było by żadnego problemu. Znaczy jeden by był - powiedziałem - potrzebne by nam były przynajmniej trzy takie domy jak mamy i personel bo sama byś tego nie ogarnęła.
Roz mnie pocałowała
- Więc ustalone - powiedziała
- Znaczy? - dopytałem
- No mamy kilka wolnych pokoi to dzieciaczki zostaną z nami
- Nic takiego nie powiedziałem
- No ale przecież nie wyrzucisz ich z powrotem do szkoły
- szkoły już nie ma - powiedziałem
Dzieciaki zaczęły panikować.
- spokojnie maluchy - powiedziałem
- Szef zbuduje wam nowy dom - powiedziała Roz
Doszliśmy do domu na ganku czekała już Amanda.
- Poprosiłam Krzyśka i Mateusza i w garażu przyszykowaliśmy taki mini gabinet.
Zamknąłem bramę i mówię
- Dobrze Amanda. Zbadaj je, zobacz czy nie mają żadnych robali w głowie i zaszczep od zimnych.
W tym samym momencie Witek, Krzysiek i Mateusz wyszli z domu.
- Amanda mówiła - zaczął Witek - że będziemy mieli gości
- Właśnie co mamy robić? - zapytał Krzysiek ogarniając wzrokiem grupkę dzieci
- Aniołeczku - powiedziałem do Roz w momencie gdy podjechał samochód. - przypilnuj Amandę no powiem teraz brzydko ale muszę teraz trochę ich pomęczyć i doprowadzić do porządku. Trzeba tym dzieciakom dobrać ciuchy kochanie i jakąś tak to załatwić żeby je pokąpać i niech się ubiorą. Najlepiej było by gdybyś wsadziła je do celi chłopcy oddzielnie, dziewczynki oddzielnie. No już wszystko na golasa. Tak by było szybko i prosto. Ty ubrała byś się w jakiś kostium kąpielowy czy coś. Kurde nie tak nie będzie dobrze. Dobra z każdego osobna pod prysznic niech się ubierze i do bawialni.
Po dwóch godzinach mieliśmy całą sytuację jakoś ogarniętą. Przez ten czas chłopaki zrobili na podwórku imprezę ponowną. Podobną do wczorajszej. Dzieciaki prawię rozniosły nam bawialnie, napsuły mnóstwo zabawek Damona. Gdy to zobaczyłem zezliłem się okrutnie. Ale Roz mi przetłumaczyła i zrobiła to tak że miałem wyrzuty sumienia. Ale pózniej jakąś ogarnąłem
- Kochanie ty nie przyzwyczajaj się tak do nich. Ja lubię dzieci te też lubię nie zrozum mnie zle ale one nie mogą tu zostać. Ja zbuduję im dom i będą miały dobrze. Ja mogę opiekować się wszystkimi dziećmi bo jak to mówią wszystkie dzieci nasze są, ale Roz to nie są nasze dzieci i ich tak nie traktuj. Chcesz mieć dzieci okej ale własne.
Dzieciaki dobrze się bawiły, nauczone oszczędności więcej chowały niż jadły. Pózniej ku nie zadowoleniu Roz one wylądowały w pomieszczeniu bunkra gdzie zabijałem ludzi. A ja za kare na kanapie.
- Okej Roz - powiedziałem - ja wszystko rozumiem ale coś ci się chyba pomieszało przepraszam.
- Zdenerwowałeś się na mnie - przestraszyła się bo chyba zdała sobie sprawę z tego co robi.
- Tak idz spać tym dzieciom nic nie będzie mają materace, koce, poduszki i jedzenie które ukradły. Tym czasem idę do biura bo muszę przyszykować listę płac.
Roz jeszcze kilka razy próbowała podejmować próbę rozmowy ale się fochnąłem i chuj. Przekaz był jasny.
- John ale te dzieci - zaczęła ostatni raz
- Wywalasz mnie z sypialni bo te dzieci, nie zgodziłem się na te dzieci. Bo zle robię zamykając je w bunkrze. Chcesz żeby te dzieci były twoje to sobie je adoptuj. Mnie w to Rozalio nie mieszaj. - wstałem od biurka - skoro wolisz Rozalio wyjebać z wyrka własnego męża dla tych dzieci. To ci powiem że te dzieci jakoś sobie radziły przez jakiś długi okres czasu. Tymczasem jeżeli tak bardzo ci zależy na tych dzieciach. To ja się wymiksowuje z tego. - skierowałem się w stronę drzwi - zabieram Damona i wychodzę.
Nie czekając na odpowiedz Roz wyszedłem z biura. No nie wierze babom to odbija. Na punkcie dzieci, zwierzaków. Też lubię dzieci ale chować obce. Chore. Poszedłem na górę poprosiłem Julę żeby spakowała Damona bo teraz będzie miała mnóstwo pracy z 37 dziećmi. Jula zrobiła to o co prosiłem a pózniej poszła do Roz pogadać.
-Co się dzieje? - dopytała
-Nic po prostu patrzę w niebo, wszystko, lubię czasem posiedzieć w spokoju i pogapić się na gwiazdy. A ty uciekaj do domu bo się zaziębisz.
-No i jednak mam rację coś ci chodzi po głowie bo mnie wyganiasz pod byle pretekstem.
-Już się doszukujesz kochanie i to niepotrzebnie.
-Wiesz że Drake ma dziewczynę? To krupierka z kasyna.
-To nieciekawie ale ja się nie wtrącam nie moja sprawa.
-To o co chodzi?
-O nic uciekaj do domu ja zamknę bramę i też idę jutro muszę ogarnąć ten syf. W sumie to nie miałem pojęcia że tak dużo gości mieliśmy. A ty jak zawsze stanęłaś na wysokości zadania
Położyłem się do łóżka. Roz przytuliła się do mnie pocałowałem ją w czubek głowy.
-Przepraszam kochanie, ale nie dzisiaj. Nie żebym miał coś do ciebie, ale po prostu jakoś ochoty nie mam.
-Co cię dręczy? - dopytała.
-Ta Anglia kochanie oni tam będą oboje i nie wiem co o tym myśleć. Muszę porozmawiać z Al. A jak ona naprawdę się zakochała albo on ją szantażuje, dla tego tak w telewizji mówiła. Boję się o nią i nie wiem jak to ugryzć.
-Problemy piętrzą się wszędzie kochanie - powiedziała Roz - Tutaj też jeden odkryłam.
-Tak a co się stało? - gładziłem ją po włosach, lubiłem te nasze rozmowy, jakoś chyba dorosłem i się uspokoiłem.
-Dziś w sklepie mała dziewczynka ukradła produkty spożywcze.
-Trzeba ją ukarać - stwierdziłem.
-Raczej powinieneś spojrzeć na to z innej strony. Byłam dziś u tych dzieciaków, one opowiedziały mi okropną historię. Żadne z nich nie ma rodziców.
-A opiekunowie?
-Wywalili ich gdy wprowadziłeś pieniądze.
-To bardzo nieładnie się zachowali.
-Nie uważasz że powinieneś coś z tym zrobić one mieszkają w zrujnowanej szkole.
-Miałem ją rozebrać jutro bo jest tam niebezpiecznie, a i terenu potrzebuję na nową inwestycję. Śpiący jestem choć tu moja kruszynko idziemy spać bo jutro mam sporo roboty. Tonę w papierach. A ty ze sklepu rozliczenia i zamówienia masz gotowe?
-Tak wszystko u ciebie na biurku leży. A co z tymi dzieciaczkami?
-Pomyślę jutro.
-Obiecaj mi że pójdziesz tam jutro ze mną i im pomożesz jakoś proszę ja im obiecałam
-Dobrze kochanie jutro coś pomyślę nie mogą łazić głodne powinny się uczyć eh
-Kochany jesteś - pocałowała mnie Roz.
Noc minęła szybciej niż bym chciał ubraliśmy się i zeszliśmy na śniadanie.
-Co tam w planach macie kochani? - dopytałem.
-Ja idę na 10 do kasyna - powiedział Drake.
-Idziesz poprzeszkadzać dziewczynie z którą się spotykasz?
-Może a skąd wiesz?
-Bo widziałem he. - skłamałem.
-Al ma mnie gdzieś to i ja
-Nie myślisz tak stary. Jedziesz do tej Anglii z nami? - Dopytałem.
-Ta jestem ciekaw co ona ma mi do powiedzenia.
-A ty Luke?
-Nie mam planów. Pewnie będę pił.
-Może Julą byś się zajął? - zaproponowałem.
-Sam się nią możesz zająć.
Jula wstała i wybiegła na dwór. Roz chciała za nią pójść.
- Ja to załatwię - powiedziałem podnosząc się od stołu. Julę zapłakaną znalazłem za domem Maja ją pocieszała.
-Majeczko idz proszę na śniadanie dobrze?
-Ale Jula...
-Jestem tu po to by ją uspokoić.
-Ja już nie daję z nim rady - płakała - Czuję się taka samotna nie mam z kim pogadać, ani nawet się przytulić.
-Chodz ja cie przytulę - powiedziałem przyciągając ją do siebie.
-Roz będzie zła - powiedziała rycząc jeszcze gorzej.
-Nie będę Jula - usłyszeliśmy za sobą głos Roz. Podeszła do nas.-Przyniosłam chusteczki, bo w tym tępię płakania to utopisz mi męża.
-Teraz jeszcze wy się pokłócicie.
-Może nie - uśmiechnęła się Roz i podeszła jeszcze bliżej.
Jula automatycznie się odsunęła i zaczęła bez sensu przepraszać Roz
-Ja to nie chciałam żeby tak wyszło nie rób mu Roz awantury proszę, ale naprawdę mi pomogło Luke to ostatnio tylko chla i śpi.
-Wytrzymaj jeszcze te kilka tygodni spotkają się i może to się jakoś zmieni a Quick? O niego się nie martw nic między nami to nie zmieni.
-Właśnie przecież byłem tylko chusteczką - pocałowałem Roz - a tak się przytulam - i ją przytuliłem.
-No to faktycznie za chusteczkę robiłeś - uśmiechnęła się.
-Jula ty się nudzisz może byśmy podpisali umowę?
-Ale jaką pracę mi proponujesz? - dopytała.
-Może byś się Damonem zajmowała? Kasę byś miała i nie nudziła byś się?
-Mogła bym spróbować, jak Roz by się zgodziła.
-Pewno że tak - odparła Roz - teraz jak mam na głowie i dom i sklep to miło by było gdy by ktoś pobawił się z Damonem i zabrał go na osadę na plac zabaw.
Roz mnie pocałowała i się przytuliła Jula poszła do domu.
-Ale zazdrosna byłam - pożaliła się. Przytuliłem ją jeszcze bardziej.
-Wiesz że nie masz o kogo.
-To pójdziesz ze mną do tych dzieci? Pewnie są głodne. Może zrobię im kanapki.
-Dobrze to idz powiedz Juli niech zajmie się Damonem, a kanapek nie rób mam kawałek pomysłu ,ale najpierw muszę zobaczyć te sieroty. Słowo nie przypuszczałem że mamy taki problem w miasteczku. I popatrz nikt nawet słowem nie pisnął. Ludzie to świnie żeby powywalać te dzieciaki.
Powoli poszliśmy do starej szkoły, ale nikogo tam nie było Roz chciała ich szukać była z deka zdesperowana.
-Poczekaj nie idz nigdzie, bo to może rąbnąć w każdej chwili. - Wtedy wybiegło jakieś dziecko i chciało uciekać, ale je złapałem.-Spokojnie są tu wszystkie dzieciaki?
-Jeszcze tak dopiero powstawaliśmy i będziemy jak co dzień szukać jedzenia szefie.
-Ja was dzisiaj zapraszam do siebie Damon miał wczoraj urodziny i zostało mnóstwo wszystkiego. Teraz biegnij i powiedz o tym wszystkim dobrze?
Chłopiec pobiegł ja zadzwoniłem do Amandy niech gabinet szykuje potem po koparkę żeby to rozjebać bo zagrażało życiu.
-Kochanie policz ich czy są wszystkie dobrze?
-A po co Amanda?
-Skarbie nie wiem jak długo one tak wegetują może są chore pewnie maja wszy jak Damon coś złapie? No poza tym to trzeba te dzieci gdzieś ulokować i do szkoły posłać.
-A już coś myślałeś jak to załatwimy?
-No trochę na coś wpadłem, ale to nie najlepszy pomysł. Wiesz myślałem o tym żeby na osadzie dopłacać rodzinom i żeby one wróciły do swoich domów, albo do innych ale to zły pomysł, bo wezmą je dla kasy a one i tak będą zaniedbane. No nie wiem na razie zabieramy te biedactwa do domu.
-Jesteś kochany. A ja mam też mały pomysł.
-Tak? To zamieniam się w słuch.
-Może byś zbudował domek dla nich i ja bym ich pilnowała zatrudnił byś kogoś do opieki i gotowania. Na przykład Witka on kasy nie zarabia a już lepiej wyglądają jego dania.
-No przyznam że pomysł jest dobry już jeden dom nabyłem eheh. Tylko kochanie jest jeden mały problem ,bo to potrwa i skoro mam budować to jakiś sporo większy, bo nie wiadomo ile ich jeszcze jest.
Rozmowę przerwały nam dzieciaki które się zebrały.
-Kto z was jest najstarszy? - dopytałem dzieci.
-Ja mam na imię Staś i mam 15 lat mam brata Adama ma 5 lat i siostrę Iwonę ona ma 3 lata.
-Rety - spuściłem oczy - Dobrze Stasiu to zbierzcie się tu wszyscy.
-A szef nie będzie na nas krzyczał? To prawda że szef na osadzie cukierki rozdaje i inne słodycze jak przyjeżdża?
-Tak ale o was nie wiedziałem ,bo bym jakoś to załatwił żebyście kraść nie musieli.
-Szymonowi się udało, bo wkręcił się do pracy a my za młodzi nikt nas nie chciał. Nam pomagał Szymon w ten sposób, że nie zgłaszał kradzieży i udawał że nie widzi, ale wczoraj była ta pani i musieli złapać koleżankę a ona przyprowadziła tą panią tutaj i...
-Nie denerwuj się Stasiu ta pani oprócz tego że jest aniołem to jeszcze moją żoną. Zimą pewnie było wam ciężko co? - dopytałem.
-Tak dwie dziewczynki zamarzły chyba ,pózniej je zjedliśmy, bo nie było co jeść.
-Rety - strząchnąłem się cały z obrzydzenia - No w takim razie zbierajcie się wszyscy szybciutko.
Po kilku minutach zebrały się wszystkie dzieciaki i powoli szliśmy do domu. Dzieci były obdarte, brudne z potarganymi włosami strasznie smutny widok. Po drodze spotkałem Mariusza.
-Słonko idz z nimi do Amandy niech je przebada a ja jeszcze jakieś ciuchy dla nich załatwię.
-Dobrze a porozmawiamy póżniej?
-Tak skarbie.
-Z kąt te bachory? - dopytał mnie Mariusz.
-Ty mi powiedz nie wydaje ci się że powinienem to wiedzieć one zjadały swoich towarzyszy niedoli jak umarli z głodu, a ja nic nie wiedziałem co to kurwa ma być - wrzeszczałem - to nie Etiopia ja pływam w luksusach a na osadzie dzieci, sieroty głodem przymierają Ci którzy ich po wyrzucali nie wiem, ale maja ciepło jak chuj. No kurwa nie mogę. Nerwy tak mnie poniosły że miałem ochotę kogoś udusić.
-To co szef ode mnie chciał?
-A fakt pojedziesz na jednostkę po ciuszki dla tych dzieciaków.
-To cały samochód może podstawie?
-Masz rację Maniek Roz to sama załatwi. Idę muszę po rozliczać wszystko i zobaczyć jaki bilans mi wyjdzie.
Odwróciłem się i poszedłem do chaty. Po gadce z Mańkiem udało mi się jeszcze dogonić grupkę. Powaga te dzieciaki to żałosny widok tylko co ja z nimi zrobię. Myślałem gorączkowo. Na spotkanie wyszła nam Niespodzianka. Mniejsze dzieciaki zaczęły krzyczeć.
- Dzieciaczki spokojnie ten misio nic wam nie zrobi - powiedziała Roz
- Ale ja widziałem jak zjadał człowieka - powiedział jakiś chłopiec
- On zjada tylko niedobrych ludzi
- Ale my też jedliśmy Alę i ona była dobra - powiedział chłopiec
- Znaczy że wam smakowała? - dopytałem niepewnie
- Znaczy że była miła - skarciła mnie Roz
- No tak kochanie czemu ja na to nie wpadłem, ale jedliście ją na surowo - drążyłem temat bo nie dawało mi to spokoju.
- No, bo nie było ogniska
- A mój kolega to zjadł serce i umarł - pochwaliło się jakieś dziecko
- Rety i co z nim zrobiliście? Też go zjedliście jak umarł?
- John ja ci za moment krzywdę zrobię - powiedziała Roz
- Nie może pani - powiedziała Iwonka - pani jest aniołem a jak by próbowała pani zabić szefa to on by zabił panią pierwszy
- Anioły są święte - powiedziało jakieś inne dziecko - i nie można ich zabijać bo są nieśmiertelne. Moja mama kazała mi się modlić do aniołków i jeden przyszedł do nas. A pan szef jest diabłem i dlatego przyszedł do nas anioł
- Ej... dlaczego ja jestem diabłem - droczyłem się z dzieciakami
- Bo mój wujek co się mną opiekował to mówił że z szefa diabeł wcielony jest i gnój do tego
- Gnój - powtórzyłem za dzieckiem - gnój to jest kupa krowy lub świni
- No tak - zgodziło się jakieś inne - jest pan diabłem umazanym w placku krowy
Roz wybuchła śmiechem.
- Roz ty wez im coś powiedz a nie się śmiejesz. Roz ostrzegam cię bo nie będę z tobą dzisiaj spał.
- Nie może pan dziewczynki i chłopcy powinni spać oddzielnie - powiedziała jakaś dziewczynka
- Rety Roz ty musisz zacząć brać te tabletki
- Co już nie wyrabiasz? - dopytała
- Wiesz słońce możemy o tym pogadać ale nie na tym forum, a ogólnie to sama wiesz że staram się zrobić tak żeby sprawić nam obojgu przyjemność nie jestem samolubny.
- A co szef robi żeby sprawić aniołkowi przyjemność? - dopytało jakieś inne dziecko
- Aniołek kochanie lubi drogie prezenty - powiedziałem - i żeby zrobić mu przyjemność muszę mu takie prezenty dawać
- Mój tata mówił że to przekupstwo
- A to co wy mówicie to szantaż emocjonalny - droczyłem się z dzieciakami
- Widzisz John - powiedziała Roz poważnie - fajnie było by mieć tyle swoich dzieciaków, byś miał co robić. I miał byś się z kim wykłócać. A czytałam że nie musiała bym cierpieć gdybyś się postarał.
- Możemy o tym nie mówić teraz, proszę kochanie
Roz przytuliła się do mnie.
- Ale ja chce naprawdę o tym porozmawiać - powiedziała
- Kochanie ale nie przy dzieciaczkach
- No widzisz przejąłeś się nimi
- No jak mogło być inaczej kochanie przecież wiesz że nie lubię jak cierpią niewinne dzieci.
- Może teraz wyjdę na jakąś materialistkę - zaczęła Roz - ale dali byśmy radę na przykład utrzymać te 38 dzieci bo i Damon przecież i żebyśmy na przykład w normalnym świecie żyli na wysokim poziomie? - dopytała - bo jak rozmawiałeś ze Zbyszkiem...
- Do Zbigniewa powiedziałem tak bo mi się nie podobała ta śmieszna wróżka
- Wykręcasz się od odpowiedzi John
- Fakt - powiedziałem - bo czegoś nie rozumiem po prostu. Bo ty coś kombinujesz słonko
- Nic nie kombinuje tylko ja lubię dzieci, ty lubisz dzieci. Nad Damonem masz całkowita kontrolę. Jest rozpieszczony ale ma zasady wpojone i nie będę brała tabletek bo są takie środki żeby nie bolało.
- Eh - poddałem się - słonko ja nie myślałem o tym. Młodzi jesteśmy
- Ale chociaż powiedz czy było by cię stać na troje lub czworo dzieci
- O matko i córko - powiedziałem - jak już szczerze rozmawiamy to w ogóle chciałem dziewczynkę ale wiesz jak to jest.
- Ale nadal nie odpowiadasz na moje pytanie - drążyła temat Roz
- Dobrze nie było by żadnego problemu. Znaczy jeden by był - powiedziałem - potrzebne by nam były przynajmniej trzy takie domy jak mamy i personel bo sama byś tego nie ogarnęła.
Roz mnie pocałowała
- Więc ustalone - powiedziała
- Znaczy? - dopytałem
- No mamy kilka wolnych pokoi to dzieciaczki zostaną z nami
- Nic takiego nie powiedziałem
- No ale przecież nie wyrzucisz ich z powrotem do szkoły
- szkoły już nie ma - powiedziałem
Dzieciaki zaczęły panikować.
- spokojnie maluchy - powiedziałem
- Szef zbuduje wam nowy dom - powiedziała Roz
Doszliśmy do domu na ganku czekała już Amanda.
- Poprosiłam Krzyśka i Mateusza i w garażu przyszykowaliśmy taki mini gabinet.
Zamknąłem bramę i mówię
- Dobrze Amanda. Zbadaj je, zobacz czy nie mają żadnych robali w głowie i zaszczep od zimnych.
W tym samym momencie Witek, Krzysiek i Mateusz wyszli z domu.
- Amanda mówiła - zaczął Witek - że będziemy mieli gości
- Właśnie co mamy robić? - zapytał Krzysiek ogarniając wzrokiem grupkę dzieci
- Aniołeczku - powiedziałem do Roz w momencie gdy podjechał samochód. - przypilnuj Amandę no powiem teraz brzydko ale muszę teraz trochę ich pomęczyć i doprowadzić do porządku. Trzeba tym dzieciakom dobrać ciuchy kochanie i jakąś tak to załatwić żeby je pokąpać i niech się ubiorą. Najlepiej było by gdybyś wsadziła je do celi chłopcy oddzielnie, dziewczynki oddzielnie. No już wszystko na golasa. Tak by było szybko i prosto. Ty ubrała byś się w jakiś kostium kąpielowy czy coś. Kurde nie tak nie będzie dobrze. Dobra z każdego osobna pod prysznic niech się ubierze i do bawialni.
Po dwóch godzinach mieliśmy całą sytuację jakoś ogarniętą. Przez ten czas chłopaki zrobili na podwórku imprezę ponowną. Podobną do wczorajszej. Dzieciaki prawię rozniosły nam bawialnie, napsuły mnóstwo zabawek Damona. Gdy to zobaczyłem zezliłem się okrutnie. Ale Roz mi przetłumaczyła i zrobiła to tak że miałem wyrzuty sumienia. Ale pózniej jakąś ogarnąłem
- Kochanie ty nie przyzwyczajaj się tak do nich. Ja lubię dzieci te też lubię nie zrozum mnie zle ale one nie mogą tu zostać. Ja zbuduję im dom i będą miały dobrze. Ja mogę opiekować się wszystkimi dziećmi bo jak to mówią wszystkie dzieci nasze są, ale Roz to nie są nasze dzieci i ich tak nie traktuj. Chcesz mieć dzieci okej ale własne.
Dzieciaki dobrze się bawiły, nauczone oszczędności więcej chowały niż jadły. Pózniej ku nie zadowoleniu Roz one wylądowały w pomieszczeniu bunkra gdzie zabijałem ludzi. A ja za kare na kanapie.
- Okej Roz - powiedziałem - ja wszystko rozumiem ale coś ci się chyba pomieszało przepraszam.
- Zdenerwowałeś się na mnie - przestraszyła się bo chyba zdała sobie sprawę z tego co robi.
- Tak idz spać tym dzieciom nic nie będzie mają materace, koce, poduszki i jedzenie które ukradły. Tym czasem idę do biura bo muszę przyszykować listę płac.
Roz jeszcze kilka razy próbowała podejmować próbę rozmowy ale się fochnąłem i chuj. Przekaz był jasny.
- John ale te dzieci - zaczęła ostatni raz
- Wywalasz mnie z sypialni bo te dzieci, nie zgodziłem się na te dzieci. Bo zle robię zamykając je w bunkrze. Chcesz żeby te dzieci były twoje to sobie je adoptuj. Mnie w to Rozalio nie mieszaj. - wstałem od biurka - skoro wolisz Rozalio wyjebać z wyrka własnego męża dla tych dzieci. To ci powiem że te dzieci jakoś sobie radziły przez jakiś długi okres czasu. Tymczasem jeżeli tak bardzo ci zależy na tych dzieciach. To ja się wymiksowuje z tego. - skierowałem się w stronę drzwi - zabieram Damona i wychodzę.
Nie czekając na odpowiedz Roz wyszedłem z biura. No nie wierze babom to odbija. Na punkcie dzieci, zwierzaków. Też lubię dzieci ale chować obce. Chore. Poszedłem na górę poprosiłem Julę żeby spakowała Damona bo teraz będzie miała mnóstwo pracy z 37 dziećmi. Jula zrobiła to o co prosiłem a pózniej poszła do Roz pogadać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)