środa, 29 listopada 2017

Od Quicka

Roz wpakowała mi się na kolana.
-Co się dzieje? - dopytała
-Nic po prostu patrzę w niebo, wszystko, lubię czasem posiedzieć w spokoju i pogapić się na gwiazdy. A ty uciekaj do domu bo się zaziębisz.
-No i jednak mam rację coś ci chodzi po głowie bo mnie wyganiasz pod byle pretekstem.
-Już się doszukujesz kochanie i to niepotrzebnie.
-Wiesz że Drake ma dziewczynę? To krupierka z kasyna.
-To nieciekawie ale ja się nie wtrącam nie moja sprawa.
-To o co chodzi?
-O nic uciekaj do domu ja zamknę bramę i też idę jutro muszę ogarnąć ten syf. W sumie to nie miałem pojęcia że tak dużo gości mieliśmy. A ty jak zawsze stanęłaś na wysokości zadania
Położyłem się do łóżka. Roz przytuliła się do mnie pocałowałem ją w czubek głowy.
-Przepraszam kochanie, ale nie dzisiaj. Nie żebym miał coś do ciebie, ale po prostu jakoś ochoty nie mam.
-Co cię dręczy? - dopytała.
-Ta Anglia kochanie oni tam będą oboje i nie wiem co o tym myśleć. Muszę porozmawiać z Al. A jak ona naprawdę się zakochała albo on ją szantażuje, dla tego tak w telewizji mówiła. Boję się o nią i nie wiem jak to ugryzć.
-Problemy piętrzą się wszędzie kochanie - powiedziała Roz - Tutaj też jeden odkryłam.
-Tak a co się stało? - gładziłem ją po włosach, lubiłem te nasze rozmowy, jakoś chyba dorosłem i się uspokoiłem.
-Dziś w sklepie mała dziewczynka ukradła produkty spożywcze.
-Trzeba ją ukarać - stwierdziłem.
-Raczej powinieneś spojrzeć na to z innej strony. Byłam dziś u tych dzieciaków, one opowiedziały mi okropną historię. Żadne z nich nie ma rodziców.
-A opiekunowie?
-Wywalili ich gdy wprowadziłeś pieniądze.
-To bardzo nieładnie się zachowali.
-Nie uważasz że powinieneś coś z tym zrobić one mieszkają w zrujnowanej szkole.
-Miałem ją rozebrać jutro bo jest tam niebezpiecznie, a i terenu potrzebuję na nową inwestycję. Śpiący jestem choć tu moja kruszynko idziemy spać bo jutro mam sporo roboty. Tonę w papierach. A ty ze sklepu rozliczenia i zamówienia masz gotowe?
-Tak wszystko u ciebie na biurku leży. A co z tymi dzieciaczkami?
-Pomyślę jutro.
-Obiecaj mi że pójdziesz tam jutro ze mną i im pomożesz jakoś proszę ja im obiecałam
-Dobrze kochanie jutro coś pomyślę nie mogą łazić głodne powinny się uczyć eh
-Kochany jesteś - pocałowała mnie Roz.
Noc minęła szybciej niż bym chciał ubraliśmy się i zeszliśmy na śniadanie.
-Co tam w planach macie kochani? - dopytałem.
-Ja idę na 10 do kasyna - powiedział Drake.
-Idziesz poprzeszkadzać dziewczynie z którą się spotykasz?
-Może a skąd wiesz?
-Bo widziałem he. - skłamałem.
-Al ma mnie gdzieś to i ja
-Nie myślisz tak stary. Jedziesz do tej Anglii z nami? - Dopytałem.
-Ta jestem ciekaw co ona ma mi do powiedzenia.
-A ty Luke?
-Nie mam planów. Pewnie będę pił.
-Może Julą byś się zajął? - zaproponowałem.
-Sam się nią możesz zająć.
Jula wstała i wybiegła na dwór. Roz chciała za nią pójść.
- Ja to załatwię - powiedziałem podnosząc się od stołu. Julę zapłakaną znalazłem za domem Maja ją pocieszała.
-Majeczko idz proszę na śniadanie dobrze?
-Ale Jula...
-Jestem tu po to by ją uspokoić.
-Ja już nie daję z nim rady - płakała - Czuję się taka samotna nie mam z kim pogadać, ani nawet się przytulić.
-Chodz ja cie przytulę - powiedziałem przyciągając ją do siebie.
-Roz będzie zła - powiedziała rycząc jeszcze gorzej.
-Nie będę Jula - usłyszeliśmy za sobą głos Roz. Podeszła do nas.-Przyniosłam chusteczki, bo w tym tępię płakania to utopisz mi męża.
-Teraz jeszcze wy się pokłócicie.
-Może nie - uśmiechnęła się Roz i podeszła jeszcze bliżej.
Jula automatycznie się odsunęła i zaczęła bez sensu przepraszać Roz
-Ja to nie chciałam żeby tak wyszło nie rób mu Roz awantury proszę, ale naprawdę mi pomogło Luke to ostatnio tylko chla i śpi.
-Wytrzymaj jeszcze te kilka tygodni spotkają się i może to się jakoś zmieni a Quick? O niego się nie martw nic między nami to nie zmieni.
-Właśnie przecież byłem tylko chusteczką - pocałowałem Roz - a tak się przytulam - i ją przytuliłem.
-No to faktycznie za chusteczkę robiłeś - uśmiechnęła się.
-Jula ty się nudzisz może byśmy podpisali umowę?
-Ale jaką pracę mi proponujesz? - dopytała.
-Może byś się Damonem zajmowała? Kasę byś miała i nie nudziła byś się?
-Mogła bym spróbować, jak Roz by się zgodziła.
-Pewno że tak - odparła Roz - teraz jak mam na głowie i dom i sklep to miło by było gdy by ktoś pobawił się z Damonem i zabrał go na osadę na plac zabaw.
Roz mnie pocałowała i się przytuliła Jula poszła do domu.
-Ale zazdrosna byłam - pożaliła się. Przytuliłem ją jeszcze bardziej.
-Wiesz że nie masz o kogo.
-To pójdziesz ze mną do tych dzieci? Pewnie są głodne. Może zrobię im kanapki.
-Dobrze to idz powiedz Juli niech zajmie się Damonem, a kanapek nie rób mam kawałek pomysłu ,ale najpierw muszę zobaczyć te sieroty. Słowo nie przypuszczałem że mamy taki problem w miasteczku. I popatrz nikt nawet słowem nie pisnął. Ludzie to świnie żeby powywalać te dzieciaki.
Powoli poszliśmy do starej szkoły, ale nikogo tam nie było Roz chciała ich szukać była z deka zdesperowana.
-Poczekaj nie idz nigdzie, bo to może rąbnąć w każdej chwili. - Wtedy wybiegło jakieś dziecko i chciało uciekać, ale je złapałem.-Spokojnie są tu wszystkie dzieciaki?
-Jeszcze tak dopiero powstawaliśmy i będziemy jak co dzień szukać jedzenia szefie.
-Ja was dzisiaj zapraszam do siebie Damon miał wczoraj urodziny i zostało mnóstwo wszystkiego. Teraz biegnij i powiedz o tym wszystkim dobrze?
Chłopiec pobiegł ja zadzwoniłem do Amandy niech gabinet szykuje potem po koparkę żeby to rozjebać bo zagrażało życiu.
-Kochanie policz ich czy są wszystkie dobrze?
-A po co Amanda?
-Skarbie nie wiem jak długo one tak wegetują może są chore pewnie maja wszy jak Damon coś złapie? No poza tym to trzeba te dzieci gdzieś ulokować i do szkoły posłać.
-A już coś myślałeś jak to załatwimy?
-No trochę na coś wpadłem, ale to nie najlepszy pomysł. Wiesz myślałem o tym żeby na osadzie dopłacać rodzinom i żeby one wróciły do swoich domów, albo do innych ale to zły pomysł, bo wezmą je dla kasy a one i tak będą zaniedbane. No nie wiem na razie zabieramy te biedactwa do domu.
-Jesteś kochany. A ja mam też mały pomysł.
-Tak? To zamieniam się w słuch.
-Może byś zbudował domek dla nich i ja bym ich pilnowała zatrudnił byś kogoś do opieki i gotowania. Na przykład Witka on kasy nie zarabia a już lepiej wyglądają jego dania.
-No przyznam że pomysł jest dobry już jeden dom nabyłem eheh. Tylko kochanie jest jeden mały problem ,bo to potrwa i skoro mam budować to jakiś sporo większy, bo nie wiadomo ile ich jeszcze jest.
Rozmowę przerwały nam dzieciaki które się zebrały.
-Kto z was jest najstarszy? - dopytałem dzieci.
-Ja mam na imię Staś i mam 15 lat mam brata Adama ma 5 lat i siostrę Iwonę ona ma 3 lata.
-Rety - spuściłem oczy - Dobrze Stasiu to zbierzcie się tu wszyscy.
-A szef nie będzie na nas krzyczał? To prawda że szef na osadzie cukierki rozdaje i inne słodycze jak przyjeżdża?
-Tak ale o was nie wiedziałem ,bo bym jakoś to załatwił żebyście kraść nie musieli.
-Szymonowi się udało, bo wkręcił się do pracy a my za młodzi nikt nas nie chciał. Nam pomagał Szymon w ten sposób, że nie zgłaszał kradzieży i udawał że nie widzi, ale wczoraj była ta pani i musieli złapać koleżankę a ona przyprowadziła tą panią tutaj i...
-Nie denerwuj się Stasiu ta pani oprócz tego że jest aniołem to jeszcze moją żoną. Zimą pewnie było wam ciężko co? - dopytałem.
-Tak dwie dziewczynki zamarzły chyba ,pózniej je zjedliśmy, bo nie było co jeść.
-Rety - strząchnąłem się cały z obrzydzenia - No w takim razie zbierajcie się wszyscy szybciutko.
Po kilku minutach zebrały się wszystkie dzieciaki i powoli szliśmy do domu. Dzieci były obdarte, brudne z potarganymi włosami strasznie smutny widok. Po drodze spotkałem Mariusza.
-Słonko idz z nimi do Amandy niech je przebada a ja jeszcze jakieś ciuchy dla nich załatwię.
-Dobrze a porozmawiamy póżniej?
-Tak skarbie.
-Z kąt te bachory? - dopytał mnie Mariusz.
-Ty mi powiedz nie wydaje ci się że powinienem to wiedzieć one zjadały swoich towarzyszy niedoli jak umarli z głodu, a ja nic nie wiedziałem co to kurwa ma być - wrzeszczałem - to nie Etiopia ja pływam w luksusach a na osadzie dzieci, sieroty głodem przymierają Ci którzy ich po wyrzucali nie wiem, ale maja ciepło jak chuj. No kurwa nie mogę. Nerwy tak mnie poniosły że miałem ochotę kogoś udusić.
-To co szef ode mnie chciał?
-A fakt pojedziesz na jednostkę po ciuszki dla tych dzieciaków.
-To cały samochód może podstawie?
-Masz rację Maniek Roz to sama załatwi. Idę muszę po rozliczać wszystko i zobaczyć jaki bilans mi wyjdzie.
Odwróciłem się i poszedłem do chaty. Po gadce z Mańkiem udało mi się jeszcze dogonić grupkę. Powaga te dzieciaki to żałosny widok tylko co ja z nimi zrobię. Myślałem gorączkowo. Na spotkanie wyszła nam Niespodzianka. Mniejsze dzieciaki zaczęły krzyczeć.
- Dzieciaczki spokojnie ten misio nic wam nie zrobi - powiedziała Roz
- Ale ja widziałem jak zjadał człowieka - powiedział jakiś chłopiec
- On zjada tylko niedobrych ludzi
- Ale my też jedliśmy Alę i ona była dobra - powiedział chłopiec
- Znaczy że wam smakowała? - dopytałem niepewnie
- Znaczy że była miła - skarciła mnie Roz
- No tak kochanie czemu ja na to nie wpadłem, ale jedliście ją na surowo - drążyłem temat bo nie dawało mi to spokoju.
- No, bo nie było ogniska
- A mój kolega to zjadł serce i umarł - pochwaliło się jakieś dziecko
- Rety i co z nim zrobiliście? Też go zjedliście jak umarł?
- John ja ci za moment krzywdę zrobię - powiedziała Roz
- Nie może pani - powiedziała Iwonka - pani jest aniołem a jak by próbowała pani zabić szefa to on by zabił panią pierwszy
- Anioły są święte - powiedziało jakieś inne dziecko - i nie można ich zabijać bo są nieśmiertelne. Moja mama kazała mi się modlić do aniołków i jeden przyszedł do nas. A pan szef jest diabłem i dlatego przyszedł do nas anioł
- Ej... dlaczego ja jestem diabłem - droczyłem się z dzieciakami
- Bo mój wujek co się mną opiekował to mówił że z szefa diabeł wcielony jest i gnój do tego
- Gnój - powtórzyłem za dzieckiem - gnój to jest kupa krowy lub świni
- No tak - zgodziło się jakieś inne - jest pan diabłem umazanym w placku krowy
Roz wybuchła śmiechem.
- Roz ty wez im coś powiedz a nie się śmiejesz. Roz ostrzegam cię bo nie będę z tobą dzisiaj spał.
- Nie może pan dziewczynki i chłopcy powinni spać oddzielnie - powiedziała jakaś dziewczynka
- Rety Roz ty musisz zacząć brać te tabletki
- Co już nie wyrabiasz? - dopytała
- Wiesz słońce możemy o tym pogadać ale nie na tym forum, a ogólnie to sama wiesz że staram się zrobić tak żeby sprawić nam obojgu przyjemność nie jestem samolubny.
- A co szef robi żeby sprawić aniołkowi przyjemność? - dopytało jakieś inne dziecko
- Aniołek kochanie lubi drogie prezenty - powiedziałem - i żeby zrobić mu przyjemność muszę mu takie prezenty dawać
- Mój tata mówił że to przekupstwo 
- A to co wy mówicie to szantaż emocjonalny - droczyłem się z dzieciakami
- Widzisz John - powiedziała Roz poważnie - fajnie było by mieć tyle swoich dzieciaków, byś miał co robić. I miał byś się z kim wykłócać. A czytałam że nie musiała bym cierpieć gdybyś się postarał.
- Możemy o tym nie mówić teraz, proszę kochanie
Roz przytuliła się do mnie.
- Ale ja chce naprawdę o tym porozmawiać - powiedziała
- Kochanie ale nie przy dzieciaczkach
- No widzisz przejąłeś się nimi
- No jak mogło być inaczej kochanie przecież wiesz że nie lubię jak cierpią niewinne dzieci.
- Może teraz wyjdę na jakąś materialistkę - zaczęła Roz - ale dali byśmy radę na przykład utrzymać te 38 dzieci bo i Damon przecież i żebyśmy na przykład w normalnym świecie żyli na wysokim poziomie? - dopytała - bo jak rozmawiałeś ze Zbyszkiem...
- Do Zbigniewa powiedziałem tak bo mi się nie podobała ta śmieszna wróżka
- Wykręcasz się od odpowiedzi John
- Fakt - powiedziałem - bo czegoś nie rozumiem po prostu. Bo ty coś kombinujesz słonko
- Nic nie kombinuje tylko ja lubię dzieci, ty lubisz dzieci. Nad Damonem masz całkowita kontrolę. Jest rozpieszczony ale ma zasady wpojone i nie będę brała tabletek bo są takie środki żeby nie bolało.
- Eh - poddałem się - słonko ja nie myślałem o tym. Młodzi jesteśmy
- Ale chociaż powiedz czy było by cię stać na troje lub czworo dzieci
- O matko i córko - powiedziałem - jak już szczerze rozmawiamy to w ogóle chciałem dziewczynkę ale wiesz jak to jest.
- Ale nadal nie odpowiadasz na moje pytanie - drążyła temat Roz
- Dobrze nie było by żadnego problemu. Znaczy jeden by był - powiedziałem - potrzebne by nam były przynajmniej trzy takie domy jak mamy i personel bo sama byś tego nie ogarnęła.
Roz mnie pocałowała
- Więc ustalone - powiedziała
- Znaczy? - dopytałem
- No mamy kilka wolnych pokoi to dzieciaczki zostaną z nami
- Nic takiego nie powiedziałem
- No ale przecież nie wyrzucisz ich z powrotem do szkoły
- szkoły już nie ma - powiedziałem
Dzieciaki zaczęły panikować.
- spokojnie maluchy - powiedziałem
- Szef zbuduje wam nowy dom - powiedziała Roz
Doszliśmy do domu na ganku czekała już Amanda.
- Poprosiłam Krzyśka i Mateusza i w garażu przyszykowaliśmy taki mini gabinet.
Zamknąłem bramę i mówię
- Dobrze Amanda. Zbadaj je, zobacz czy nie mają żadnych robali w głowie i zaszczep od zimnych.
W tym samym momencie Witek, Krzysiek i Mateusz wyszli z domu.
- Amanda mówiła - zaczął Witek - że będziemy mieli gości
- Właśnie co mamy robić? - zapytał Krzysiek ogarniając wzrokiem grupkę dzieci
- Aniołeczku - powiedziałem do Roz w momencie gdy podjechał samochód. - przypilnuj Amandę no powiem teraz brzydko ale muszę teraz trochę ich pomęczyć i doprowadzić do porządku. Trzeba tym dzieciakom dobrać ciuchy kochanie i jakąś tak to załatwić żeby je pokąpać i niech się ubiorą. Najlepiej było by gdybyś wsadziła je do celi chłopcy oddzielnie, dziewczynki oddzielnie. No już wszystko na golasa. Tak by było szybko i prosto. Ty ubrała byś się w jakiś kostium kąpielowy czy coś. Kurde nie tak nie będzie dobrze. Dobra z każdego osobna pod prysznic niech się ubierze i do bawialni.
Po dwóch godzinach mieliśmy całą sytuację jakoś ogarniętą. Przez ten czas chłopaki zrobili na podwórku imprezę ponowną. Podobną do wczorajszej. Dzieciaki prawię rozniosły nam bawialnie, napsuły mnóstwo zabawek Damona. Gdy to zobaczyłem zezliłem się okrutnie. Ale Roz mi przetłumaczyła i zrobiła to tak że miałem wyrzuty sumienia. Ale pózniej jakąś ogarnąłem
- Kochanie ty nie przyzwyczajaj się tak do nich. Ja lubię dzieci te też lubię nie zrozum mnie zle ale one nie mogą tu zostać. Ja zbuduję im dom i będą miały dobrze. Ja mogę opiekować się wszystkimi dziećmi bo jak to mówią wszystkie dzieci nasze są, ale Roz to nie są nasze dzieci i ich tak nie traktuj. Chcesz mieć dzieci okej ale własne.
Dzieciaki dobrze się bawiły, nauczone oszczędności więcej chowały niż jadły. Pózniej ku nie zadowoleniu Roz one wylądowały w pomieszczeniu bunkra gdzie zabijałem ludzi. A ja za kare na kanapie.
- Okej Roz - powiedziałem - ja wszystko rozumiem ale coś ci się chyba pomieszało przepraszam.
- Zdenerwowałeś się na mnie - przestraszyła się bo chyba zdała sobie sprawę z tego co robi.
- Tak idz spać tym dzieciom nic nie będzie mają materace, koce, poduszki i jedzenie które ukradły. Tym czasem idę do biura bo muszę przyszykować listę płac.
Roz jeszcze kilka razy próbowała podejmować próbę rozmowy ale się fochnąłem i chuj. Przekaz był jasny.
- John ale te dzieci - zaczęła ostatni raz
- Wywalasz mnie z sypialni bo te dzieci, nie zgodziłem się na te dzieci. Bo zle robię zamykając je w bunkrze. Chcesz żeby te dzieci były twoje to sobie je adoptuj. Mnie w to Rozalio nie mieszaj. - wstałem od biurka - skoro wolisz Rozalio wyjebać z wyrka własnego męża dla tych dzieci. To ci powiem że te dzieci jakoś sobie radziły przez jakiś długi okres czasu. Tymczasem jeżeli tak bardzo ci zależy na tych dzieciach. To ja się wymiksowuje z tego. - skierowałem się w stronę drzwi - zabieram Damona i wychodzę.
Nie czekając na odpowiedz Roz wyszedłem z biura. No nie wierze babom to odbija. Na punkcie dzieci, zwierzaków. Też lubię dzieci ale chować obce. Chore. Poszedłem na górę poprosiłem Julę żeby spakowała Damona bo teraz będzie miała mnóstwo pracy z 37 dziećmi. Jula zrobiła to o co prosiłem a pózniej poszła do Roz pogadać.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz