Za oknem już się ściemniało. Właściciel wciąż siedział za ladą ,ale i tak nic nie robił, Emilio mówił że o tej porze to on już zawsze wychodził. Był bardzo kiepskim szefem i wiele osób zwalniało się już po kilku dniach. Przy okazji nauczyłam się jak jest po włosku "dzień dobry", "do widzenia", "w czym mogę pomóc", "czy podać coś jeszcze" i "99". Czyli tekst który pojawiał się najczęściej. Sama obsłużyłam kilku polaków a więc zdążyłam nauczyć się obsługi kasy.
Uświadomiłam sobie że jest grubo po kolacji i że pewnie Luke się martwi. Zastanawiałam się też jak sobie Drake poradził.
Na szczęście długo nie musiałam się zastanawiać bo przyszedł. Kończyłam pracę dopiero za godzinę a wiec Drake zaoferował że sobie poczeka. Jednak właścicielowi nie podobało się że Drake stoi w jego sklepie a wiec Drake stwierdził że musi kupić zapalniczkę tylko że nie wie czy ma być niebieska czy czarna, a może zielona?
Właściciela denerwowało jeszcze bardziej to że nie wie o czym mówimy. Opowiedział mi że załatwił sprawę z gondolierem i że musi się u niego wstawić o piątej.
-Masz ten nóż? -spytał po chwili co totalnie mnie wybiło.
-Nie, no przecież mi zabrałeś na ślubie zapomniałeś.
-A to ciekawe bo jakoś mi tak zniknął. Ale jakby ci się zachciało zabić tego kolesia to wiec że nie będę miał nic przeciwko.
-Drake- oburzyłam się.
-No co? Denerwuje mnie.
-To jak kiedy zabierzesz mnie na tą randkę? - zmieniłam temat. Ale w tym momencie podszedł Emilio i wytłumaczył że to on ma obsłużyć tego pana. Oczywiście Drake i tak kupił tą zapalniczkę dopiero po dziesięciu minutach i na odchodne pocałował mnie i powiedział że poczeka na zewnątrz. Po niecałych trzydziestu minutach mogłam skończyć pracę i wrócić do hotelu. Szliśmy w milczeniu trzymając się za ręce. Było mocno po 22 a więc zdziwiłam się że jak wróciliśmy nikt jeszcze nie spał.
-No wreszcie- powiedział Luke
-Dłużej się nie dało?- zapytał Quick.
-Coś się stało?- spytałam spoglądając na nich.
-No raczej.
niedziela, 29 października 2017
Od Luke'a
Minęło śniadanie i obiad a mojej siostry i Drake wciąż nie było. No chyba nie rozwalali miasta kiedy nawet po jednym nie posprzątali a raczej za nich ktoś tego nie zrobił. Ja jestem wstanie wszystko zrozumieć ale żeby od walać takie akcje. Moja siostra nie mogła wybrać sobie normalnego chłopaka, tylko akurat Drake'a. Nie żebym coś do niego miał ale nie nadaje się na chłopaka mojej siostry. Ona wystarczająco sprawia kłopoty nie potrzebuje dodatkowych motywacji.
Okej. Nie było ich na śniadaniu i obiedzie na kolacje na pewno wrócą. No i uświadomiłem sobie że przez te akcje mojej siostry totalnie olałem Julę.
-Co powiesz na kino- spytałem ją.
- Włoskie kino?- dopytała
-Innego we Włoszech nie ma- zauważyłem.
-Okej- zgodziła się.
-Po drodze możemy zahaczyć o jakąś lodziarnie albo pizzerię- proponowałem dalej. -Maja wolisz lody czy pizze?
Dziewczynka podniosła głowę z nad kartki na której coś rysowała i wyglądała jakby podejmowała decyzję życia.
-Lody, ale koniecznie mają być truskawkowe i czekoladowe w kolorowej posypce.
-Oczywiście.
Maja wróciła do rysowania.
-No to postanowione. - podsumowałem.
Wyszliśmy z hotelu i najpierw musiałem znaleść jakąś lodziarnie. Kolejnym problemem było dogadanie się bo sprzedawca nie znał angielskiego a ja nie znałem włoskiego. Ale oczywiście z rosyjskim problemu nie miał a ja piąte przez dziesiąte zrozumiałem.
Maja koniecznie chciała usiąść przy przedostatnim stoliku pod oknem, zajęła miejsce i wyjrzała przez okno. Dopiero po chwili zaczęła jeść lody w zamyśleniu.
-Tata zawsze nas zabierał w każdą niedzielę do lodziarni- wyjaśniła Julka. No to trafiłem nie ma co.
-Trzeba było iść do pizzer'i- powiedziałem cicho.
-Nic jej nie będzie- stwierdziła Julka- dla każdego jest to trudne. Creepy...-podejrzewałem co chciała powiedzieć że Creepy miała 13 lat że musiała sama o siebie dbać i tak dalej. Przytuliłem Julkę.
-To może jakieś wskazówki czego nie powinienem robić?
-Na pewno nie dawać dziecku broni- stwierdziła. No tak ten temat powracał jak bumerang. -To jak idziemy do tego kina?
Okej. Nie było ich na śniadaniu i obiedzie na kolacje na pewno wrócą. No i uświadomiłem sobie że przez te akcje mojej siostry totalnie olałem Julę.
-Co powiesz na kino- spytałem ją.
- Włoskie kino?- dopytała
-Innego we Włoszech nie ma- zauważyłem.
-Okej- zgodziła się.
-Po drodze możemy zahaczyć o jakąś lodziarnie albo pizzerię- proponowałem dalej. -Maja wolisz lody czy pizze?
Dziewczynka podniosła głowę z nad kartki na której coś rysowała i wyglądała jakby podejmowała decyzję życia.
-Lody, ale koniecznie mają być truskawkowe i czekoladowe w kolorowej posypce.
-Oczywiście.
Maja wróciła do rysowania.
-No to postanowione. - podsumowałem.
Wyszliśmy z hotelu i najpierw musiałem znaleść jakąś lodziarnie. Kolejnym problemem było dogadanie się bo sprzedawca nie znał angielskiego a ja nie znałem włoskiego. Ale oczywiście z rosyjskim problemu nie miał a ja piąte przez dziesiąte zrozumiałem.
Maja koniecznie chciała usiąść przy przedostatnim stoliku pod oknem, zajęła miejsce i wyjrzała przez okno. Dopiero po chwili zaczęła jeść lody w zamyśleniu.
-Tata zawsze nas zabierał w każdą niedzielę do lodziarni- wyjaśniła Julka. No to trafiłem nie ma co.
-Trzeba było iść do pizzer'i- powiedziałem cicho.
-Nic jej nie będzie- stwierdziła Julka- dla każdego jest to trudne. Creepy...-podejrzewałem co chciała powiedzieć że Creepy miała 13 lat że musiała sama o siebie dbać i tak dalej. Przytuliłem Julkę.
-To może jakieś wskazówki czego nie powinienem robić?
-Na pewno nie dawać dziecku broni- stwierdziła. No tak ten temat powracał jak bumerang. -To jak idziemy do tego kina?
Od Drake'a
Nie wiem czemu Al uparła się żeby iść do tej kwiaciarni. Przecież to tylko jedna róża. My się nie wzbogaciliśmy a babka z kwiaciarni nie zbiedniała. I jak się spodziewałem babka nawet nie zauważyła braku badyla. Zmarnowaliśmy ponad dwie godziny na słuchaniu opowieści babci. Współczuje jej wnuczce. Swoją drogą ciekawe ile ma lat... Ale niestety wnuczka się nie pojawiła a my poszliśmy do sklepu. Właścicielem sklepu był wredny typ który nie chciał gadać na temat wycofania oskarżenia ale żeby rozbierać ją wzrokiem to pierwszy. Chciałem przywalić mu w pysk ale Lex chyba by mnie zabiła. Ostatecznie zgodził się aby Al mu odpracowała i dziad kazał jej się do tego zabrać od razu. Nie podobało mi się te rozwiązanie ale Al już zadecydowała.
- Drake tylko idz do tego faceta od gondoli i go przeproś - nakazała
- Oczywiście królowo. Znalezć, być miły, ładnie przeprosić coś jeszcze - wypaliłem całując ją
- Masz to załatwić
- Oczywiście - zapewniłem - pod warunkiem że umówisz się ze mną na następną randkę
- Drake załatw to - powiedziała i poszła do pracy
Co innego mi zostało jak iść z tym psem do faceta od łódki.
- Więc gdzie znajdziemy właściciela tej łódki? - spytałem psa
- Jest to prywaciarz i nie powinienem udostępniać wam jego danych...
- Nie chrzań tylko mów gdzie mam iść - warknąłem
Denerwował mnie ten typ nie wiem nawet czemu. Czy dlatego że był psem czy może dlatego że Al dziwnie go lubiła. Bez znaczenia nie lubiłem go i już. Niedługo pózniej podeszliśmy pod przystań gdzie zacumowane były gondole. Podeszliśmy do faceta który stał przy gondoli i gadał z gondolierem
- On jest właścicielem - wyjaśnił pies o włoskim imieniu
Olałem go i podszedłem do właściciela gondoli
- Dzień dobry - powiedziałem po Włosku wcale nie potrzebowałem psiego tłumacza - to panu zatopiono gondolę? - dopytałem
- Tak - odparł zdziwiony facet
- I ja właśnie w tej sprawie - zacząłem - znaczy chcę powiedzieć że to ja ją utopiłem, ale było to nie chcący
- Chwila - powiedział facet - właśnie chcesz mi powiedzieć że ukradłeś mi szczeniaku gondolę i ją utopiłeś
- No tak. Chciałem przeprosić
- Zdajesz sobie sprawę ile kosztuje taka gondola? - spytał facet
- Nie bardzo - odparłem zgodnie z prawdą
- Zdajesz sobie sprawę że ja dzięki tej gondoli zarabiałem aby utrzymać rodzinę? - dopytał facet
- Na pewno pan zarabiał i zdaję sobie sprawę nie miałem tylko pojęcia że ma pan rodzinę - wypaliłem - Nie da się jakoś dogadać?
- Dogadać? - powtórzył
- No tak. Przecież ja tylko chciałem ją pożyczyć oddał bym ale okazało się że wiosłowanie tym gównem nie jest wcale takie proste
- Mam tu 6 gondoli - pokazał facet - tam jest mój pracownik jeżeli umyjesz wszystkie 6 wtedy możemy porozmawiać
- Nie ma sprawy - odparłem
- Mój pracownik ci wszystko wytłumaczy
Więc niech będzie, podszedłem do chłopaka.
- Siemka masz mi wyjaśnić jak mam myć gondolę - wypaliłem - Drake jestem - przedstawiłem się
- Ernesto - odparł chłopak wyciągając dłoń
Nie mógł być starszy ode mnie
- Dorabiam - wyjaśnił
- A ja odrabiam - odparłem
- Więc to ty zatopiłeś gondolę Filippo
- Ta... - przytaknąłem - byłem tylko z dziewczyną na randce
Obaj zaczęliśmy myć gondole. Trochę się zeszło. Przez ten czas dowiedziałem się że Ernesto ma 17 lat uczy się i dorabia bo ma chorą matkę. A Filippo to spoko gość z którym idzie się dogadać.
- A ty chyba nie jesteś stąd - wypalił przy 4 gondoli
- Nie, jestem z Polski tu jestem chwilowo.
Więc gdy kończyliśmy 6 gondole Ernesto umiał powiedzieć
"Cześć jestem Ernesto jestem z Wenecji" potrafił również liczyć do 30 oraz znał najważniejsze teksty potrzebne do gry w pokera.
Po skończonej robocie oboje poszliśmy do Filippo.
- Zaczekaj chwile - powiedział do mnie
Filippo zapłacił Ernesto za wykonaną robotę. I dogadali się kiedy Ernesto znów ma przyjść myć łódki a raczej gondole
- Dobra szczeniaku - zaczął Filippo - wycofam oskarżenie, ale właśnie zwolnił mi się pracownik a mamy szczyt sezonu. Nauczę cię szczeniaku pływać gondolą a ty będziesz robił za mojego gondoliera.
- Nie ma sprawy tylko nie włożę tego obciachowego kapelusika, apaszki i koszulki w paski
- Ja wszystko rozumiem - wypalił Filippo - ale jeżeli na przyszłość będziesz chciał ukraść gondolę to najpierw przyjdz do mnie.
- Będę pamiętać - mruknąłem
Pózniej wiele godzin uczyłem się pływania tą łódką. Naprawdę było to trudne i za nim udało mi się ruszyć te gówno z 8 razy wylądowałem w kanale.
- Mówiłem ci pod kontem... - mówił Filippo
- Tak pod kontem ileś tam stopni - mruknąłem powtarzał to któryś raz z kolei
- Ta dziewczyna - zaczął Filippo - chciałeś tylko się popisać czy naprawdę ci na niej zależy
- Zależy mi na niej - odparłem pewnie
Udało mi się ruszyć tę gondolę i przepłynąć nią równo jakiś odcinek
- Dobra młody. Wyskakuj z gondoli bo mi się przeziębisz i dupa a nie gondolier z ciebie będzie. Przyjdz tu jutro o 5 rano.
- O 5 rano? - dopytałem
- Głuchy jesteś szczeniaku 5 rano i ani sekundy pózniej
- Drake tylko idz do tego faceta od gondoli i go przeproś - nakazała
- Oczywiście królowo. Znalezć, być miły, ładnie przeprosić coś jeszcze - wypaliłem całując ją
- Masz to załatwić
- Oczywiście - zapewniłem - pod warunkiem że umówisz się ze mną na następną randkę
- Drake załatw to - powiedziała i poszła do pracy
Co innego mi zostało jak iść z tym psem do faceta od łódki.
- Więc gdzie znajdziemy właściciela tej łódki? - spytałem psa
- Jest to prywaciarz i nie powinienem udostępniać wam jego danych...
- Nie chrzań tylko mów gdzie mam iść - warknąłem
Denerwował mnie ten typ nie wiem nawet czemu. Czy dlatego że był psem czy może dlatego że Al dziwnie go lubiła. Bez znaczenia nie lubiłem go i już. Niedługo pózniej podeszliśmy pod przystań gdzie zacumowane były gondole. Podeszliśmy do faceta który stał przy gondoli i gadał z gondolierem
- On jest właścicielem - wyjaśnił pies o włoskim imieniu
Olałem go i podszedłem do właściciela gondoli
- Dzień dobry - powiedziałem po Włosku wcale nie potrzebowałem psiego tłumacza - to panu zatopiono gondolę? - dopytałem
- Tak - odparł zdziwiony facet
- I ja właśnie w tej sprawie - zacząłem - znaczy chcę powiedzieć że to ja ją utopiłem, ale było to nie chcący
- Chwila - powiedział facet - właśnie chcesz mi powiedzieć że ukradłeś mi szczeniaku gondolę i ją utopiłeś
- No tak. Chciałem przeprosić
- Zdajesz sobie sprawę ile kosztuje taka gondola? - spytał facet
- Nie bardzo - odparłem zgodnie z prawdą
- Zdajesz sobie sprawę że ja dzięki tej gondoli zarabiałem aby utrzymać rodzinę? - dopytał facet
- Na pewno pan zarabiał i zdaję sobie sprawę nie miałem tylko pojęcia że ma pan rodzinę - wypaliłem - Nie da się jakoś dogadać?
- Dogadać? - powtórzył
- No tak. Przecież ja tylko chciałem ją pożyczyć oddał bym ale okazało się że wiosłowanie tym gównem nie jest wcale takie proste
- Mam tu 6 gondoli - pokazał facet - tam jest mój pracownik jeżeli umyjesz wszystkie 6 wtedy możemy porozmawiać
- Nie ma sprawy - odparłem
- Mój pracownik ci wszystko wytłumaczy
Więc niech będzie, podszedłem do chłopaka.
- Siemka masz mi wyjaśnić jak mam myć gondolę - wypaliłem - Drake jestem - przedstawiłem się
- Ernesto - odparł chłopak wyciągając dłoń
Nie mógł być starszy ode mnie
- Dorabiam - wyjaśnił
- A ja odrabiam - odparłem
- Więc to ty zatopiłeś gondolę Filippo
- Ta... - przytaknąłem - byłem tylko z dziewczyną na randce
Obaj zaczęliśmy myć gondole. Trochę się zeszło. Przez ten czas dowiedziałem się że Ernesto ma 17 lat uczy się i dorabia bo ma chorą matkę. A Filippo to spoko gość z którym idzie się dogadać.
- A ty chyba nie jesteś stąd - wypalił przy 4 gondoli
- Nie, jestem z Polski tu jestem chwilowo.
Więc gdy kończyliśmy 6 gondole Ernesto umiał powiedzieć
"Cześć jestem Ernesto jestem z Wenecji" potrafił również liczyć do 30 oraz znał najważniejsze teksty potrzebne do gry w pokera.
Po skończonej robocie oboje poszliśmy do Filippo.
- Zaczekaj chwile - powiedział do mnie
Filippo zapłacił Ernesto za wykonaną robotę. I dogadali się kiedy Ernesto znów ma przyjść myć łódki a raczej gondole
- Dobra szczeniaku - zaczął Filippo - wycofam oskarżenie, ale właśnie zwolnił mi się pracownik a mamy szczyt sezonu. Nauczę cię szczeniaku pływać gondolą a ty będziesz robił za mojego gondoliera.
- Nie ma sprawy tylko nie włożę tego obciachowego kapelusika, apaszki i koszulki w paski
- Ja wszystko rozumiem - wypalił Filippo - ale jeżeli na przyszłość będziesz chciał ukraść gondolę to najpierw przyjdz do mnie.
- Będę pamiętać - mruknąłem
Pózniej wiele godzin uczyłem się pływania tą łódką. Naprawdę było to trudne i za nim udało mi się ruszyć te gówno z 8 razy wylądowałem w kanale.
- Mówiłem ci pod kontem... - mówił Filippo
- Tak pod kontem ileś tam stopni - mruknąłem powtarzał to któryś raz z kolei
- Ta dziewczyna - zaczął Filippo - chciałeś tylko się popisać czy naprawdę ci na niej zależy
- Zależy mi na niej - odparłem pewnie
Udało mi się ruszyć tę gondolę i przepłynąć nią równo jakiś odcinek
- Dobra młody. Wyskakuj z gondoli bo mi się przeziębisz i dupa a nie gondolier z ciebie będzie. Przyjdz tu jutro o 5 rano.
- O 5 rano? - dopytałem
- Głuchy jesteś szczeniaku 5 rano i ani sekundy pózniej
Od Lexi
Mniej więcej z samego rana wyszliśmy z hotelu. Drake nie czuł takiej potrzeby no i dodatkowo nie przepadał za Luigim z którym mieliśmy spędzić sporo czasu ale i tak go przekonałam i odebrałam pod jego nieobecność mój nóż. Umówiliśmy się z Luigim w pobliżu kwiaciarni i sklepu aby Drake nie musiał z nim spędzać więcej czasu niż to konieczne. Miałam nadzieję że uda nam się to załatwić do obiadu bo nikogo nie poinformowaliśmy że sobie idziemy. A Luke jeszcze się na mnie nie od gniewał.
Luigi już czekał.
-No proszę jak szybko wyszkoliłaś sobie pieska- skomentował Drake.
-Po prostu go nie lubisz czy jesteś zazdrosny?- spytałam.
-Ja, zazdrosny?- pocałował mnie- chodz miejmy to już za sobą.
-Luigi miło cię widzieć.- przywitałam się kulturalnie za co nawet Luke musiałby mnie pochwalić.
-Ja też się cieszę- co nie zabrzmiało szczerze.- A wiec od czego zaczynamy?
-Sklep i gondola- powiedział zdecydowanie Drake.
-Kwiaciarnia, sklep i gondola- poprawiłam- ukradłeś też różę.
-Właśnie, jedną różę, właściciel na pewno nie zauważył a nawet jak się do liczy to nie będzie wiedział że to my.
-Drake, zróbmy to dokładnie.
-No ok.
A więc ruszyliśmy w kierunku kwiaciarni. Sklepik był mały ale ładnie urządzony, w powietrzu unosił się zapach kwiatów, za ladą stała starsza kobieta która poprawiała ustawienie roślinek.
-Będziesz tłumaczył wszystko?- dopytałam się Luigiego, który skinął głową w odpowiedzi.
-Dzień dobry- przywitałam się co zwróciło uwagę staruszki, która spojrzała na nas i uśmiechnęła się ciepło.
-Dzień dobry- odparła o dziwo po polsku- dużo polaków tu mieszka i chodzi tu część miasta.- wyjaśniła kobieta widząc moje zdziwienie- co mogę dla was zrobić kochanie?
Spojrzałam na Drake który o dziwo był milczący, no proszę do kozaczenia to on pierwszy ale jeśli chodzi o przeprosiny to już inna sprawa.
-pani jest właścicielką?- dopytałam
- tak a coś się stało?- spytała z przejęciem
-W sumie to tak. Chcieliśmy przeprosić, wiemy że nie powinniśmy kraść i to był błąd.
-Ale o czym mówisz kochanie?
Luigi przetłumaczył jej to co powiedziałam, kobieta chyba dalej nie rozumiała bo wymienili kilka zdań.
-Ta pani nie wie dlaczego ją przepraszasz.
-No o tą różę co ją ukradłem- powiedział Drake który chyba stracił cierpliwość.
-Drake- syknęłam na niego- przyszliśmy przeprosić a wiec mógłbyś się zachowywać.
-Ale mi nikt nie ukraść róży- powiedziała kobieta i zabrała się do liczenia kwiatków.
-No widzisz- powiedział Drake.
-W czwartek wieczorem mój chłopak zaprosił mnie na randkę a jako że nie miał pieniędzy ukradł pani różę no i przyszliśmy przeprosić.
Szturchnęłam Drake.
-Tak, bardzo przepraszamy- powiedział posłusznie.
-A gdzie twój urok osobisty?- szepnęłam
-Och jakie to romantyczne- zachwyciła się kobieta- pamiętam to jak wczoraj ,kiedy my byliśmy młodzi Bernardo mój świętej pamięci małżonek ukradł gondolę aby mi zaimponować, na szczęście nikt się nie dowiedział. Poczekajcie kochani zaraz pójdę zaparzyć herbatkę, usiądzcie- powiedziała wskazując na kanapę w rogu pomieszczenia i zniknęła w drzwiach za ladą.
-Widzisz Drake nie musiałeś zatapiać tej gondoli.
Posłusznie usiadłam na wskazanym miejscu.
-Chyba wszystko idzie zgodnie z planem- podsumowałam- nie przypuszczałam że ktoś tu będzie znał polski.
-Zawsze do Włoszech przyjeżdżało dużo polaków- wytłumaczył Luigi- to jest poniekąd polska dzielnica, znaczy nie oficjalnie ale dużo polaków mieszka w tych okolicach a więc i w pobliskich sklepach starają się zadbać o polską obsługę.
Po chwili wróciła kobieta z tacą z filiżankami i ciastkami domowej roboty.
- A więc naprawdę jest nam przykro że przez nas poniosła pani starty.
-Ależ jakie straty, to tylko jedna róża. Może jestem stara ale pamiętam jak to jest być zakochanym.
I tak spędziliśmy dwie godziny. Gabriella, bo tak nazywała się kobieta opowiedziała kilka historii o swoim Bernardo, o tym jak to było za jej czasów. Naprawdę miło mi się tego słuchało choć pewnie Drake zanudzał się na śmierć. Kobieta wspomniała też o swojej wnuczce którą ma pod opieką i której chciała by przekazać tą kwiaciarnie, poprosiła nas czy nie moglibyśmy jej czasem dać korepetycji z polskiego ,zaoferowała że może nam za to zapłacić. Oczywiście od razu się zgodziłam i zapewniłam że możemy to zrobić nawet za darmo bo to my ją okradliśmy. Gabriella zaprosiła nas nawet na obiad ale przeprosiłam ją i wyjaśniłam że musimy już iść bo mamy jeszcze dużo do zrobienia. Pózniej przyszła kolej na sklep. Na szczęście był właściciel pewnie dlatego że to była niedziela, facet nie znał polskiego a więc Luigi bardzo się nam, przydał. Facio okazał się być wredny i nic go nie przekonywało. Zgodził się wycofać oskarżenie jeśli mu odpracuję starty, no cóż zgodziłam się co innego mogłam powiedzieć. Niestety facet był niecierpliwy i miałam zacząć od teraz. A wiec Drake musiał załatwić sprawę gondoli sam z Luigim. Obiecał że ładnie przeprosi i będzie nawet miły. Pocałował mnie na pożegnanie i poszedł choć nie był z tego zadowolony, może dlatego że nie przywykliśmy do rozdzielania się a zapowiadało się że tak szybko to ja do hotelu nie wrócę.
Mi z kolei nie podobał się fakt że właściciel często gapił mi się w dekolt albo na tyłek. Niestety musiałam to znieść do rozprawy. Nie wiedziałam co do mnie mówi ale okazało się że pracuje tu chłopak który coś tam kojarzy po polsku a więc wyjaśnił co mam robić. Czyli rozkładać towar, myć podłogę i jeśli przyjdzie jakiś polak obsłużyć go. Co nawet nie okazało się być trudne, godziny mijały a mi nawet się to spodobało. Może dlatego że nie podejrzewałam że kiedykolwiek będę musiała pracować. Okazało się również że to na zmianie Emilio, Drake okradł sklep.
Luigi już czekał.
-No proszę jak szybko wyszkoliłaś sobie pieska- skomentował Drake.
-Po prostu go nie lubisz czy jesteś zazdrosny?- spytałam.
-Ja, zazdrosny?- pocałował mnie- chodz miejmy to już za sobą.
-Luigi miło cię widzieć.- przywitałam się kulturalnie za co nawet Luke musiałby mnie pochwalić.
-Ja też się cieszę- co nie zabrzmiało szczerze.- A wiec od czego zaczynamy?
-Sklep i gondola- powiedział zdecydowanie Drake.
-Kwiaciarnia, sklep i gondola- poprawiłam- ukradłeś też różę.
-Właśnie, jedną różę, właściciel na pewno nie zauważył a nawet jak się do liczy to nie będzie wiedział że to my.
-Drake, zróbmy to dokładnie.
-No ok.
A więc ruszyliśmy w kierunku kwiaciarni. Sklepik był mały ale ładnie urządzony, w powietrzu unosił się zapach kwiatów, za ladą stała starsza kobieta która poprawiała ustawienie roślinek.
-Będziesz tłumaczył wszystko?- dopytałam się Luigiego, który skinął głową w odpowiedzi.
-Dzień dobry- przywitałam się co zwróciło uwagę staruszki, która spojrzała na nas i uśmiechnęła się ciepło.
-Dzień dobry- odparła o dziwo po polsku- dużo polaków tu mieszka i chodzi tu część miasta.- wyjaśniła kobieta widząc moje zdziwienie- co mogę dla was zrobić kochanie?
Spojrzałam na Drake który o dziwo był milczący, no proszę do kozaczenia to on pierwszy ale jeśli chodzi o przeprosiny to już inna sprawa.
-pani jest właścicielką?- dopytałam
- tak a coś się stało?- spytała z przejęciem
-W sumie to tak. Chcieliśmy przeprosić, wiemy że nie powinniśmy kraść i to był błąd.
-Ale o czym mówisz kochanie?
Luigi przetłumaczył jej to co powiedziałam, kobieta chyba dalej nie rozumiała bo wymienili kilka zdań.
-Ta pani nie wie dlaczego ją przepraszasz.
-No o tą różę co ją ukradłem- powiedział Drake który chyba stracił cierpliwość.
-Drake- syknęłam na niego- przyszliśmy przeprosić a wiec mógłbyś się zachowywać.
-Ale mi nikt nie ukraść róży- powiedziała kobieta i zabrała się do liczenia kwiatków.
-No widzisz- powiedział Drake.
-W czwartek wieczorem mój chłopak zaprosił mnie na randkę a jako że nie miał pieniędzy ukradł pani różę no i przyszliśmy przeprosić.
Szturchnęłam Drake.
-Tak, bardzo przepraszamy- powiedział posłusznie.
-A gdzie twój urok osobisty?- szepnęłam
-Och jakie to romantyczne- zachwyciła się kobieta- pamiętam to jak wczoraj ,kiedy my byliśmy młodzi Bernardo mój świętej pamięci małżonek ukradł gondolę aby mi zaimponować, na szczęście nikt się nie dowiedział. Poczekajcie kochani zaraz pójdę zaparzyć herbatkę, usiądzcie- powiedziała wskazując na kanapę w rogu pomieszczenia i zniknęła w drzwiach za ladą.
-Widzisz Drake nie musiałeś zatapiać tej gondoli.
Posłusznie usiadłam na wskazanym miejscu.
-Chyba wszystko idzie zgodnie z planem- podsumowałam- nie przypuszczałam że ktoś tu będzie znał polski.
-Zawsze do Włoszech przyjeżdżało dużo polaków- wytłumaczył Luigi- to jest poniekąd polska dzielnica, znaczy nie oficjalnie ale dużo polaków mieszka w tych okolicach a więc i w pobliskich sklepach starają się zadbać o polską obsługę.
Po chwili wróciła kobieta z tacą z filiżankami i ciastkami domowej roboty.
- A więc naprawdę jest nam przykro że przez nas poniosła pani starty.
-Ależ jakie straty, to tylko jedna róża. Może jestem stara ale pamiętam jak to jest być zakochanym.
I tak spędziliśmy dwie godziny. Gabriella, bo tak nazywała się kobieta opowiedziała kilka historii o swoim Bernardo, o tym jak to było za jej czasów. Naprawdę miło mi się tego słuchało choć pewnie Drake zanudzał się na śmierć. Kobieta wspomniała też o swojej wnuczce którą ma pod opieką i której chciała by przekazać tą kwiaciarnie, poprosiła nas czy nie moglibyśmy jej czasem dać korepetycji z polskiego ,zaoferowała że może nam za to zapłacić. Oczywiście od razu się zgodziłam i zapewniłam że możemy to zrobić nawet za darmo bo to my ją okradliśmy. Gabriella zaprosiła nas nawet na obiad ale przeprosiłam ją i wyjaśniłam że musimy już iść bo mamy jeszcze dużo do zrobienia. Pózniej przyszła kolej na sklep. Na szczęście był właściciel pewnie dlatego że to była niedziela, facet nie znał polskiego a więc Luigi bardzo się nam, przydał. Facio okazał się być wredny i nic go nie przekonywało. Zgodził się wycofać oskarżenie jeśli mu odpracuję starty, no cóż zgodziłam się co innego mogłam powiedzieć. Niestety facet był niecierpliwy i miałam zacząć od teraz. A wiec Drake musiał załatwić sprawę gondoli sam z Luigim. Obiecał że ładnie przeprosi i będzie nawet miły. Pocałował mnie na pożegnanie i poszedł choć nie był z tego zadowolony, może dlatego że nie przywykliśmy do rozdzielania się a zapowiadało się że tak szybko to ja do hotelu nie wrócę.
Mi z kolei nie podobał się fakt że właściciel często gapił mi się w dekolt albo na tyłek. Niestety musiałam to znieść do rozprawy. Nie wiedziałam co do mnie mówi ale okazało się że pracuje tu chłopak który coś tam kojarzy po polsku a więc wyjaśnił co mam robić. Czyli rozkładać towar, myć podłogę i jeśli przyjdzie jakiś polak obsłużyć go. Co nawet nie okazało się być trudne, godziny mijały a mi nawet się to spodobało. Może dlatego że nie podejrzewałam że kiedykolwiek będę musiała pracować. Okazało się również że to na zmianie Emilio, Drake okradł sklep.
Od Rozi
To była żenada no i nie miałam pewności że nie ma więcej kopi. Jak widzę z Dominikiem nigdy nic nie wiadomo. Ale wyznanie miłości w obecności żony to lekka przesada. Będę musiała złapać Dominika i z nim porozmawiać bez świadków. Przecież nie może tak być żeby jakiś pedał podrywał mi męża. No i nas nagrywał. Ale pan Robert na osadzie naprawdę mógł by się przydać. Quick w sumie pierwszy raz zabrał mnie ze sobą na podpisywanie jakiejś umowy. Wszystko poszło sprawnie jeszcze nawet nie zaczął się wyścig. Brazylijczycy podpisali umowę która nawet jak dla mnie wydawała się nie korzystna. Ich strata to nasz sukces więc Quick był zadowolony. Wtedy na samym początku dżokej zaczął mieć jakiś problem z koniem który należał do Quicka. Kretyn nawet nie dawał sobie rady z wprowadzeniem konia do boksu startowego. Co z niego za dżokej i co za trener prowadził tego konia kiedy nawet nie przyzwyczaili konia do boksu i hałasu. Przecież ten koń ewidentnie się bał. Lubiłam konie przecież dziadek miał ich masę. Przestałam ufać koniom od momentu kiedy w wieku 12 lat z niego spadłam. Ale nie znaczy że się nie znam a tej dżokej był beznadziejny. No i wtedy Quick postawił sobie za cel żeby jego koń wygrał i sam poszedł go dosiąść. No nie wierze... Usiadłam, a Damon na szczęście spał dalej.
Podszedł jakiś mężczyzna i powiedział coś po Włosku ale nie miał Włoskiego akcentu. Mężczyzna miał około 25 lat, był dość przystojny chociaż nie w moim typie. Miał dłuższe brązowe włosy związane w kitkę, brązowe przyjazne oczy i kozią bródkę. Zdecydowanie miał ruski akcent
- Niestety nie mówię po Włosku - odparłam po angielsku
- Pytałem co tak piękna pani robi tu sama. Nie spotyka się tu samotnych kobiet - wypalił mężczyzna - wyścigi konne przyciągają hazardzistów i biznesmenów
- Więc kobieta nie może odnosić sukcesów? - dopytałam
- Ależ skąd osobiście uważam że kobietom biznesy wychodzą lepiej. Dlatego wszyscy panowie przychodzą z żonami, kochankami, narzeczonymi
- Więc gdzie pana żona, kochanka, narzeczona
- Jestem kawalerem a pusta panna zepsuła by mi interesy. Potrzebuję inteligentnej kobiety. Postawiłem na 6 ale chyba stracę.
- Uważam że dobrze pan postawił - zapewniłam
- Więc nie dość że kobieta sukcesu to jeszcze zna się na koniach.
- To koń mojego męża - wypaliłam
- Więc jestem pełen nadziei i nawet jak przegra to ja wygrałem poznając tak uroczą kobietę. Jak dobrze pamiętam jest pani polką może łatwiej będzie pani mówić w swoim rodowym języku
- Zna pan polski - wypaliłam po polsku
- Oczywiście znam kilka języków. Oglądałem w telewizji pani ślub gratuluje. A gdzie szanowny małżonek?
- Stara się aby pan nie stracił na zakładzie - wypaliłam
- Podziwiam pani męża - powiedział - żałuje tylko że nie znalazłem się na liście gości
- Nie ja ją ustalałam panie... - dopiero teraz przypomniałam sobie że się nie przedstawił
- Przepraszam pani Yohate
Pierwszy raz ktoś powiedział do mnie nazwiskiem Quick. Dopiero teraz zrozumiałam że rzeczywiście już nie nazywam się Blake
- Gdzie moje maniery - ciągnął mężczyzna - Ivanow - przedstawił się
Zdecydowanie Rusek. Zapatrzyłam się na wyścig.
- Może jednak nie stracę - ucieszył się rusek
- Sądzę że ma pan szanse wygrać - zauważyłam
Wtedy Diabeł Quicka zrównał się z siwym arabem od księżniczki. I minął metę wyprzedzając siwka o nos
- Jednak wygrał - zdziwił się mężczyzna - Miała pani rację. Miło mi było panią poznać ale obowiązki wzywają. Mam nadzieje że będzie mi dane robić interesy z pani mężem i mam nadzieję że jeszcze dane mi będzie pobyć w pani towarzystwie. Życzę szczęścia młodej parze.
Lekko ukłonił głowę i poszedł. To było dziwne, chociaż mężczyzna był miły. Nie dawał mi spokoju ten rusek był do kogoś podobny ale ja przecież nie znam żadnego ruska żeby go porównywać. Postanowiłam jednak nie wspominać o panu Ivanow. Quick od razu po wyścigu wrócił do mnie i poszliśmy do samochodu. Nawet nie czekał na wyniki. Pojechaliśmy do hotelu o co znowu mu chodzi? Quick zaczął mówić że Mariusz przysłał list który o dziwo mi pokazał. W liście napisane było wszystko to o czym wspomniał Quick. No i wspomniał o powrocie. Pierwsze co przyszło mi do głowy to, to że zwariował przecież jak można chcieć wracać do takiego szamba. Ale przecież sama zaproponowałam że pan Robert przyda się w osadzie. Podświadomie chciałam tam wracać. Chociaż tu jest bezpiecznie, jest cywilizacja, normalny świat to my przestaliśmy do niego należeć 2 lata temu. W chwili kiedy pierwszy raz złapaliśmy za broń i zabiliśmy pierwszego zimnego.
Podszedł jakiś mężczyzna i powiedział coś po Włosku ale nie miał Włoskiego akcentu. Mężczyzna miał około 25 lat, był dość przystojny chociaż nie w moim typie. Miał dłuższe brązowe włosy związane w kitkę, brązowe przyjazne oczy i kozią bródkę. Zdecydowanie miał ruski akcent
- Niestety nie mówię po Włosku - odparłam po angielsku
- Pytałem co tak piękna pani robi tu sama. Nie spotyka się tu samotnych kobiet - wypalił mężczyzna - wyścigi konne przyciągają hazardzistów i biznesmenów
- Więc kobieta nie może odnosić sukcesów? - dopytałam
- Ależ skąd osobiście uważam że kobietom biznesy wychodzą lepiej. Dlatego wszyscy panowie przychodzą z żonami, kochankami, narzeczonymi
- Więc gdzie pana żona, kochanka, narzeczona
- Jestem kawalerem a pusta panna zepsuła by mi interesy. Potrzebuję inteligentnej kobiety. Postawiłem na 6 ale chyba stracę.
- Uważam że dobrze pan postawił - zapewniłam
- Więc nie dość że kobieta sukcesu to jeszcze zna się na koniach.
- To koń mojego męża - wypaliłam
- Więc jestem pełen nadziei i nawet jak przegra to ja wygrałem poznając tak uroczą kobietę. Jak dobrze pamiętam jest pani polką może łatwiej będzie pani mówić w swoim rodowym języku
- Zna pan polski - wypaliłam po polsku
- Oczywiście znam kilka języków. Oglądałem w telewizji pani ślub gratuluje. A gdzie szanowny małżonek?
- Stara się aby pan nie stracił na zakładzie - wypaliłam
- Podziwiam pani męża - powiedział - żałuje tylko że nie znalazłem się na liście gości
- Nie ja ją ustalałam panie... - dopiero teraz przypomniałam sobie że się nie przedstawił
- Przepraszam pani Yohate
Pierwszy raz ktoś powiedział do mnie nazwiskiem Quick. Dopiero teraz zrozumiałam że rzeczywiście już nie nazywam się Blake
- Gdzie moje maniery - ciągnął mężczyzna - Ivanow - przedstawił się
Zdecydowanie Rusek. Zapatrzyłam się na wyścig.
- Może jednak nie stracę - ucieszył się rusek
- Sądzę że ma pan szanse wygrać - zauważyłam
Wtedy Diabeł Quicka zrównał się z siwym arabem od księżniczki. I minął metę wyprzedzając siwka o nos
- Jednak wygrał - zdziwił się mężczyzna - Miała pani rację. Miło mi było panią poznać ale obowiązki wzywają. Mam nadzieje że będzie mi dane robić interesy z pani mężem i mam nadzieję że jeszcze dane mi będzie pobyć w pani towarzystwie. Życzę szczęścia młodej parze.
Lekko ukłonił głowę i poszedł. To było dziwne, chociaż mężczyzna był miły. Nie dawał mi spokoju ten rusek był do kogoś podobny ale ja przecież nie znam żadnego ruska żeby go porównywać. Postanowiłam jednak nie wspominać o panu Ivanow. Quick od razu po wyścigu wrócił do mnie i poszliśmy do samochodu. Nawet nie czekał na wyniki. Pojechaliśmy do hotelu o co znowu mu chodzi? Quick zaczął mówić że Mariusz przysłał list który o dziwo mi pokazał. W liście napisane było wszystko to o czym wspomniał Quick. No i wspomniał o powrocie. Pierwsze co przyszło mi do głowy to, to że zwariował przecież jak można chcieć wracać do takiego szamba. Ale przecież sama zaproponowałam że pan Robert przyda się w osadzie. Podświadomie chciałam tam wracać. Chociaż tu jest bezpiecznie, jest cywilizacja, normalny świat to my przestaliśmy do niego należeć 2 lata temu. W chwili kiedy pierwszy raz złapaliśmy za broń i zabiliśmy pierwszego zimnego.
Od Quicka
W sumie to słyszałem tylko strzępki z tych rozmów. Jednak słowo genetyk, osada, Hm... 13 znaczy 12.
- Słońce ale jak? Co? Jakie nagranie co mam oglądać? Przecież te wesele było nudne, męczące, żal. A to co wyprawialiśmy na górze, rzucanie tortem pamiętam.
- Popatrz na to - poprosiła
No więc od niechcenia zerknąłem i się zagotowałem.
- Co to kurwa jest? Ja nie mam nic z tym wspólnego, nie rozumiem
Musiałem wrzasnąć na całą salę bo zrobiła się cisza. Pierwszy raz zakląłem odkąd wyjechaliśmy z osady.
- Kruszynko ja nie mam nic z tym wspólnego
Zawołałem kelnera. Nakazałem aby przyprowadził tu Dominika. Gdy ten przyszedł wystarczyło aby na mnie popatrzył i zaczął się błędnie tłumaczyć
- No co chciałem być tylko pewien, sprawdzić czy wszystko jest okej. Bo jeżeli byś sięgnął po laptopa
- Co widziałeś? - wrzasnąłem na niego aż biedak podskoczył i zbladł
- Znaczy to nie miało do ciebie trafić. To jest jedyne nagranie miałem obejrzeć i usunąć.
- Gdzie są te kamery? - dopytałem - wiesz że jak widziałeś moją żonę nago to dostaniesz wpierdol
- Nie no właśnie ci tłumaczę że tego nie widziałem ten laptop miał tam zostać.
- Dominik ty powinieneś iść do psychologa
- Posłuchaj ja ci wytłumaczę. Chodzi o to...
Nie dałem mu dokończyć
- Chodzi o to mój drogi że tak bardzo narzekałeś na wygląd mojej żony a w sumie się na nią ślinisz i chciałeś sobie popatrzeć.
Wtedy Dominik jak rakieta wypalił
- Ja na ciebie chciałem popatrzeć bo ciebie kocham mój drogi
Aż usiadłem z wrażenia.
- John oddychaj - usłyszałem głos Roz
Dopiero wtedy stwierdziłem że się zapowietrzyłem
- No nie denerwuj się - mówił Dominik
- Jak ma się nie denerwować pieprzony pedale - warknęła Roz
- Moja droga - zaczął Dominik
- Ty jeszcze nie wiesz jak bardzo jest droga - powiedziałem
- Teraz to ja to załatwię - stwierdziła Roz
I zaczęła wykład.
- Dotykałeś go? Od jak dawna ci się podoba? Jak długo to trwa? Dlaczego to ukrywasz? Dlatego mnie obrażałeś? Kombinowałeś? Nie chciałeś dopuścić do ślubu? Dla siebie szykowałeś tą sypialnie nie dla nas? Gdybyś wiedział tyle o Johnie co ja, wiedział byś że on woli konwalie nie róże.
- Ale one tam nie pasowały - oburzył się Dominik i dostał w mordę od Roz - jak mogłaś Bella
Rozśmieszyła mnie ta cała sytuacja. No dziewczyna pobiła faceta. Nie no nie pobiła faceta pobiła pedała.
- No mój drogi powiedz coś
- Boli cię rączka? - dopytałem Roz całując ją w dłoń
- Wiedziałeś o tym? - dopytała
- No słońce pamiętasz przeprawę z Drake'm. Czy ja ci w nocy nie udowodniłem
- Ja jeszcze raz chce zobaczyć te gwiazdy - stwierdziła
- A ja chyba nie chce oglądać mroczków znaczy widzisz słonko nów zaczynam się plątać. Tak gwiazdy jak najbardziej tylko wtedy znaczy w nocy to chyba było trochę za szybko raz po raz. A może to ta gorączka bo naprawdę słabo mi się zrobiło. Chyba musimy poćwiczyć - stwierdziłem
- Quick jest za dziesięć pierwsza
- Dobrze jedziemy
Jak mam się skupić na fuzji myślałem gdy szliśmy przez hol do samochodu. Rety jaka kompromitacja no gdybym nie wziął tego laptopa no ja pierniczę. No słyszałem że kreatorzy mody są chorzy ale żeby do tego stopnia. Byłem w totalnym szoku. Jak ja mam się skupić naprawdę no jak.
- Potrzebuje tłumacza - rzuciłem przechodząc przy recepcji. - Biegły brazylijski
I poszliśmy dalej do samochodu. Znaczy po angielsku, niemiecku bym się z nimi dogadał ale ta sytuacja tak mnie rozwaliła, że po protu nie dam rady myśleć nad słowami.
- John ale pomożemy im?
- Znaczy komu konkretnie? - dopytałem
- Ty mnie nie słuchałeś
- Skarbie tak bardzo tak, tylko po prostu Dominik mnie rozwalił. I ta fuzja i Diabeł on ma pierwszy wyścig. Będą tam ci Arabii od księżniczki słońce on nie może dać dupy. To jest pierwszy wyścig tego konia tak naprawdę. Strasznie nerwowy jest
- Ale co ty chcesz udowodnić Quick? - dopytała
- Po pierwsze to że araby nie są tylko arabskie. Po drugie że nie jestem sprzedawczykiem, po trzecie mam zlecenie od nich tylko muszą się wypłacić. I nie w księżniczkach u nich słowo towar to chyba znaczy księżniczka. Przepraszam kruszynko denerwuje mnie to. Wiesz że tylko ty i Damon się dla mnie liczycie. A teraz ten pedał - pokręciłem głową. Wsiedliśmy do samochodu. Dopiero uświadomiłem sobie że nie mówię na temat. - a no tak twoi goście. Wzięłaś do nich jakiś kontakt.
- No tak telefon
- Pomyśle. Szczury to średnio przyjemne towarzystwo. Jak wrócimy ze spotkania może zaprosiła byś ich na kolacje. Myślę że jeżeli udało by mi się zaufać temu profesorowi to by się przydał na osadzie. Znaczy w domu w sumie. Jakoś się pomieścimy. No wiesz skarbię planuje rozbudowę i jeżeli ty im ufasz to może miał by pod kontrolą profesora. No w sumie to nie wiem kim on jest nie gadałem z nim o tym. A ten pan Robert jak dobrze pamiętam jest genetykiem więc może udało by się zrobić coś więcej dla Al. No zobaczymy w każdym razie co wyjdzie z badań w szpitalu.
Dojechaliśmy na miejsce. W sumie ta transakcja nie trwała długo bo ci Brazylijczycy nie mieli żadnych argumentów. Więc umowa przeszła z poprawkami na moją korzyść. I o to chodziło. Jednak pojawił się kolejny problem Diabeł nie chciał wejść do boksu.
- Ten dżokej jest beznadziejny - stwierdziła Roz
- Nie słońce jest za delikatny a ogier za bardzo pobudzony może nie wstawiali go na bramkę może nie ćwiczyli tego. Posiedzisz chwilkę sama
- Co zamierzasz zrobić? - dopytała
- Jeżeli komisja mi pozwoli to sam ujarzmię tego Diabła znam się trochę na koniach.
- Chyba nie zamierzasz...
- Nie zamierzam dać satysfakcji arabom - stwierdziłem
Sprzedałem całusa Roz
- Trzymaj kciuki słońce żebym się nie zabił.
Przez megafony najpierw bredzili że z 6 nie radzi sobie dżokej. I jeżeli za 5 min nie wejdzie do bramki to będzie dyskwalifikacja. Poszedłem do komisji i okazało się że mogę startować we własnych barwach. No to wyszedłem na tor. Pogadałem sekundę z dżokejem
- Przecież jak go prezentowałeś to szedł bokiem. Co z ciebie za lama konia nie potrafisz utrzymać w ryzach. Spadaj ja pojadę.
- Szef nie ma pojęcia oburzył się dżokej
- Złaś - nakazałem
Wskoczyłem na tego Diabła. No naprawdę Diabeł stanął skurwiel dęba
- No kolego - gadam do niego - ja już to na osadzie przerabiałem. Jak jesteś taki cwaniak to zobaczymy czy umiesz chodzić do tyłu.
Nie byłem zdziwiony jak z ciągnąłem mu cugle. Zeskoczyłem z niego w ostatniej chwili a ten się wyjebał. - No to wiesz mistrzu kto tu rządzi. - ostro go spiąłem żeby nie miał ruchów i udało nam się go wstawić do boksu startowego. Oczywiście jak poszła bomba to ten zamiast ruszyć stanął dęba. Komentatorzy byli bezwzględni stawka była mocna. Pierwszy był arabski siwek, drugi biały, trzeci kasztan. Podawali nazwy ale się nie skupiałem. W sumie dobrze obstawiałem że ten arabski wyjdzie na pierwszym. Dopiero jak mu przywaliłem w dupę wyskoczył z boksu jak rakieta. Wkurwiali mnie ci komentatorzy i rozpraszali. A ten tekst że 6 nie wyszła z boksu po prostu mnie powalił. Przywaliłem mu jeszcze z pięć razy. Okrążenia były dwa na pierwszym dogoniliśmy stawkę na połowie drugiego znów mnie zdekoncentrowali. Czy ja nie mogę skupić myśli słyszałem tylko głos pieprzonego komentatora i nie zapomniany tekst
- 6 idzie po zewnętrznej widać że zmiana dżokeja nie przyniosła rezultatów. Dżokej nie ma doświadczenia. Gdyby poszedł po wewnętrznej. Może doszedłby stawkę.
Wewnętrzna pomyślałem i dawaj go w dupę
- Dalej Diabeł ruchy kurwa.
No i poszliśmy na wewnętrzną. Jakieś pięćset metrów przed metą doszliśmy siwka tak mu przyjebałem w zadek że chyba się posrał mało co nie spadłem gdy wyrwał do przodu. Wynik był taki że wygraliśmy o nos. Czyli początki mamy dobre. No oczywiście były domniemania zwycięstwa. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie że razem z rozliczeniem z różowej landrynki dostałem list. Wróciłem do Roz i pojechaliśmy do hotelu.
-Nie chcesz znać wyników - dopytała
-Dowiem się jutro - stwierdziłem - z reszto będą to puszczać w telewizji, ale mam coś ciekawszego na tapecie - zatrzymałem auto przed hotelem - Mariusz przysłał mi list pewnie z transportem jakimś i szczerze to trzeba się chyba zwijać.
- A co się stało? - dopytała Roz
- No jest tutaj napisane że transport doszedł ale nie ma potwierdzenia więc nie mogą go odebrać. Kończą im się zapasy dodatkowo pokazali się zimni. Ludzie Luke'a ich wybijają ale zaczyna robić się ich więcej. W osadzie jest lekki bunt bo myślą że ich zostawiliśmy. Krzysiek i Mateusz zmieniają sobie panienki generalnie cytuje zrobili sobie z domu burdel. Raz wzięli sobie trzy do osady wróciły dwie i teraz zmieniają sobie po dwie. Dodatkowo Mariusz pisze że nam gratuluje ślubu o ile się odbył. I o ile się odbył to chciał by specjalne zamówienie bo chciał by zrobić weselicho na osadzie i bez białej kiecki bo by się chyba nie sprawdziła. Z reszto sama to zobacz i podałem jej kartkę.
Roz przeczytała była w lekkim szoku
- Chcesz wracać? - dopytała
- Szczerze to nie uwierzysz ale tęsknie za Alfredem, brakuje mi babci, ciszy, spokoju, zimnych i ciągłego zakłócania spokoju.
- Naprawdę - dopytała
- No poważnie dowiedziałem się że w środę jest rozprawa. Więc ewentualnie mogli byśmy wracać. Gdybyś chciała. A i jeszcze mogli byśmy zabrać tą Ankę z rodziną.
- Słońce ale jak? Co? Jakie nagranie co mam oglądać? Przecież te wesele było nudne, męczące, żal. A to co wyprawialiśmy na górze, rzucanie tortem pamiętam.
- Popatrz na to - poprosiła
No więc od niechcenia zerknąłem i się zagotowałem.
- Co to kurwa jest? Ja nie mam nic z tym wspólnego, nie rozumiem
Musiałem wrzasnąć na całą salę bo zrobiła się cisza. Pierwszy raz zakląłem odkąd wyjechaliśmy z osady.
- Kruszynko ja nie mam nic z tym wspólnego
Zawołałem kelnera. Nakazałem aby przyprowadził tu Dominika. Gdy ten przyszedł wystarczyło aby na mnie popatrzył i zaczął się błędnie tłumaczyć
- No co chciałem być tylko pewien, sprawdzić czy wszystko jest okej. Bo jeżeli byś sięgnął po laptopa
- Co widziałeś? - wrzasnąłem na niego aż biedak podskoczył i zbladł
- Znaczy to nie miało do ciebie trafić. To jest jedyne nagranie miałem obejrzeć i usunąć.
- Gdzie są te kamery? - dopytałem - wiesz że jak widziałeś moją żonę nago to dostaniesz wpierdol
- Nie no właśnie ci tłumaczę że tego nie widziałem ten laptop miał tam zostać.
- Dominik ty powinieneś iść do psychologa
- Posłuchaj ja ci wytłumaczę. Chodzi o to...
Nie dałem mu dokończyć
- Chodzi o to mój drogi że tak bardzo narzekałeś na wygląd mojej żony a w sumie się na nią ślinisz i chciałeś sobie popatrzeć.
Wtedy Dominik jak rakieta wypalił
- Ja na ciebie chciałem popatrzeć bo ciebie kocham mój drogi
Aż usiadłem z wrażenia.
- John oddychaj - usłyszałem głos Roz
Dopiero wtedy stwierdziłem że się zapowietrzyłem
- No nie denerwuj się - mówił Dominik
- Jak ma się nie denerwować pieprzony pedale - warknęła Roz
- Moja droga - zaczął Dominik
- Ty jeszcze nie wiesz jak bardzo jest droga - powiedziałem
- Teraz to ja to załatwię - stwierdziła Roz
I zaczęła wykład.
- Dotykałeś go? Od jak dawna ci się podoba? Jak długo to trwa? Dlaczego to ukrywasz? Dlatego mnie obrażałeś? Kombinowałeś? Nie chciałeś dopuścić do ślubu? Dla siebie szykowałeś tą sypialnie nie dla nas? Gdybyś wiedział tyle o Johnie co ja, wiedział byś że on woli konwalie nie róże.
- Ale one tam nie pasowały - oburzył się Dominik i dostał w mordę od Roz - jak mogłaś Bella
Rozśmieszyła mnie ta cała sytuacja. No dziewczyna pobiła faceta. Nie no nie pobiła faceta pobiła pedała.
- No mój drogi powiedz coś
- Boli cię rączka? - dopytałem Roz całując ją w dłoń
- Wiedziałeś o tym? - dopytała
- No słońce pamiętasz przeprawę z Drake'm. Czy ja ci w nocy nie udowodniłem
- Ja jeszcze raz chce zobaczyć te gwiazdy - stwierdziła
- A ja chyba nie chce oglądać mroczków znaczy widzisz słonko nów zaczynam się plątać. Tak gwiazdy jak najbardziej tylko wtedy znaczy w nocy to chyba było trochę za szybko raz po raz. A może to ta gorączka bo naprawdę słabo mi się zrobiło. Chyba musimy poćwiczyć - stwierdziłem
- Quick jest za dziesięć pierwsza
- Dobrze jedziemy
Jak mam się skupić na fuzji myślałem gdy szliśmy przez hol do samochodu. Rety jaka kompromitacja no gdybym nie wziął tego laptopa no ja pierniczę. No słyszałem że kreatorzy mody są chorzy ale żeby do tego stopnia. Byłem w totalnym szoku. Jak ja mam się skupić naprawdę no jak.
- Potrzebuje tłumacza - rzuciłem przechodząc przy recepcji. - Biegły brazylijski
I poszliśmy dalej do samochodu. Znaczy po angielsku, niemiecku bym się z nimi dogadał ale ta sytuacja tak mnie rozwaliła, że po protu nie dam rady myśleć nad słowami.
- John ale pomożemy im?
- Znaczy komu konkretnie? - dopytałem
- Ty mnie nie słuchałeś
- Skarbie tak bardzo tak, tylko po prostu Dominik mnie rozwalił. I ta fuzja i Diabeł on ma pierwszy wyścig. Będą tam ci Arabii od księżniczki słońce on nie może dać dupy. To jest pierwszy wyścig tego konia tak naprawdę. Strasznie nerwowy jest
- Ale co ty chcesz udowodnić Quick? - dopytała
- Po pierwsze to że araby nie są tylko arabskie. Po drugie że nie jestem sprzedawczykiem, po trzecie mam zlecenie od nich tylko muszą się wypłacić. I nie w księżniczkach u nich słowo towar to chyba znaczy księżniczka. Przepraszam kruszynko denerwuje mnie to. Wiesz że tylko ty i Damon się dla mnie liczycie. A teraz ten pedał - pokręciłem głową. Wsiedliśmy do samochodu. Dopiero uświadomiłem sobie że nie mówię na temat. - a no tak twoi goście. Wzięłaś do nich jakiś kontakt.
- No tak telefon
- Pomyśle. Szczury to średnio przyjemne towarzystwo. Jak wrócimy ze spotkania może zaprosiła byś ich na kolacje. Myślę że jeżeli udało by mi się zaufać temu profesorowi to by się przydał na osadzie. Znaczy w domu w sumie. Jakoś się pomieścimy. No wiesz skarbię planuje rozbudowę i jeżeli ty im ufasz to może miał by pod kontrolą profesora. No w sumie to nie wiem kim on jest nie gadałem z nim o tym. A ten pan Robert jak dobrze pamiętam jest genetykiem więc może udało by się zrobić coś więcej dla Al. No zobaczymy w każdym razie co wyjdzie z badań w szpitalu.
Dojechaliśmy na miejsce. W sumie ta transakcja nie trwała długo bo ci Brazylijczycy nie mieli żadnych argumentów. Więc umowa przeszła z poprawkami na moją korzyść. I o to chodziło. Jednak pojawił się kolejny problem Diabeł nie chciał wejść do boksu.
- Ten dżokej jest beznadziejny - stwierdziła Roz
- Nie słońce jest za delikatny a ogier za bardzo pobudzony może nie wstawiali go na bramkę może nie ćwiczyli tego. Posiedzisz chwilkę sama
- Co zamierzasz zrobić? - dopytała
- Jeżeli komisja mi pozwoli to sam ujarzmię tego Diabła znam się trochę na koniach.
- Chyba nie zamierzasz...
- Nie zamierzam dać satysfakcji arabom - stwierdziłem
Sprzedałem całusa Roz
- Trzymaj kciuki słońce żebym się nie zabił.
Przez megafony najpierw bredzili że z 6 nie radzi sobie dżokej. I jeżeli za 5 min nie wejdzie do bramki to będzie dyskwalifikacja. Poszedłem do komisji i okazało się że mogę startować we własnych barwach. No to wyszedłem na tor. Pogadałem sekundę z dżokejem
- Przecież jak go prezentowałeś to szedł bokiem. Co z ciebie za lama konia nie potrafisz utrzymać w ryzach. Spadaj ja pojadę.
- Szef nie ma pojęcia oburzył się dżokej
- Złaś - nakazałem
Wskoczyłem na tego Diabła. No naprawdę Diabeł stanął skurwiel dęba
- No kolego - gadam do niego - ja już to na osadzie przerabiałem. Jak jesteś taki cwaniak to zobaczymy czy umiesz chodzić do tyłu.
Nie byłem zdziwiony jak z ciągnąłem mu cugle. Zeskoczyłem z niego w ostatniej chwili a ten się wyjebał. - No to wiesz mistrzu kto tu rządzi. - ostro go spiąłem żeby nie miał ruchów i udało nam się go wstawić do boksu startowego. Oczywiście jak poszła bomba to ten zamiast ruszyć stanął dęba. Komentatorzy byli bezwzględni stawka była mocna. Pierwszy był arabski siwek, drugi biały, trzeci kasztan. Podawali nazwy ale się nie skupiałem. W sumie dobrze obstawiałem że ten arabski wyjdzie na pierwszym. Dopiero jak mu przywaliłem w dupę wyskoczył z boksu jak rakieta. Wkurwiali mnie ci komentatorzy i rozpraszali. A ten tekst że 6 nie wyszła z boksu po prostu mnie powalił. Przywaliłem mu jeszcze z pięć razy. Okrążenia były dwa na pierwszym dogoniliśmy stawkę na połowie drugiego znów mnie zdekoncentrowali. Czy ja nie mogę skupić myśli słyszałem tylko głos pieprzonego komentatora i nie zapomniany tekst
- 6 idzie po zewnętrznej widać że zmiana dżokeja nie przyniosła rezultatów. Dżokej nie ma doświadczenia. Gdyby poszedł po wewnętrznej. Może doszedłby stawkę.
Wewnętrzna pomyślałem i dawaj go w dupę
- Dalej Diabeł ruchy kurwa.
No i poszliśmy na wewnętrzną. Jakieś pięćset metrów przed metą doszliśmy siwka tak mu przyjebałem w zadek że chyba się posrał mało co nie spadłem gdy wyrwał do przodu. Wynik był taki że wygraliśmy o nos. Czyli początki mamy dobre. No oczywiście były domniemania zwycięstwa. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie że razem z rozliczeniem z różowej landrynki dostałem list. Wróciłem do Roz i pojechaliśmy do hotelu.
-Nie chcesz znać wyników - dopytała
-Dowiem się jutro - stwierdziłem - z reszto będą to puszczać w telewizji, ale mam coś ciekawszego na tapecie - zatrzymałem auto przed hotelem - Mariusz przysłał mi list pewnie z transportem jakimś i szczerze to trzeba się chyba zwijać.
- A co się stało? - dopytała Roz
- No jest tutaj napisane że transport doszedł ale nie ma potwierdzenia więc nie mogą go odebrać. Kończą im się zapasy dodatkowo pokazali się zimni. Ludzie Luke'a ich wybijają ale zaczyna robić się ich więcej. W osadzie jest lekki bunt bo myślą że ich zostawiliśmy. Krzysiek i Mateusz zmieniają sobie panienki generalnie cytuje zrobili sobie z domu burdel. Raz wzięli sobie trzy do osady wróciły dwie i teraz zmieniają sobie po dwie. Dodatkowo Mariusz pisze że nam gratuluje ślubu o ile się odbył. I o ile się odbył to chciał by specjalne zamówienie bo chciał by zrobić weselicho na osadzie i bez białej kiecki bo by się chyba nie sprawdziła. Z reszto sama to zobacz i podałem jej kartkę.
Roz przeczytała była w lekkim szoku
- Chcesz wracać? - dopytała
- Szczerze to nie uwierzysz ale tęsknie za Alfredem, brakuje mi babci, ciszy, spokoju, zimnych i ciągłego zakłócania spokoju.
- Naprawdę - dopytała
- No poważnie dowiedziałem się że w środę jest rozprawa. Więc ewentualnie mogli byśmy wracać. Gdybyś chciała. A i jeszcze mogli byśmy zabrać tą Ankę z rodziną.
Od Rozi
Nie czułam się zbyt dobrze na własnym ślubie. Do tego Dominik przylatywał średnio co 10 minut i zawsze coś poprawiał jak nie makijaż to moje włosy. Bo przecież ja jestem tam po to by dobrze się prezentować. Więc z ulgą przyjęłam to że mogę zakończyć ten teatrzyk. I dopiero wtedy gdy poszliśmy na górę mogłam naprawdę zacząć cieszyć się własnym ślubem. Zdecydowanie lepiej czuła bym się gdyby zamiast tych wszystkich obcych ludzi byli na przykład ludzie z osady. Ich przynajmniej znałam z widzenia. Pózniej cała ta noc poślubna. Mimo wtopy w kościele, wrednego Dominika który na każdym kroku mówił mi że wyglądam okropnie i tego tłumu to był najlepszy dzień i nawet nikt się nie pokłócił. No i nie mogę zarzucić że Dominik się nie postarał. Nie wiem od jak dawna Quick wszystko planował ale wszystko było dopracowane, a znając Quick pewnie było to spontaniczne więc Dominik nie miał za dużo czasu aby to wszystko dopracować. No i co najlepsze byłam żoną Quicka więc przynajmniej nie będą mi się plątać jakieś księżniczki czy inne wywłoki. No i od dwóch lat pierwszy raz zalogowałam się na Facebooku. Myślałam że wszyscy moi znajomi zginęli i zdziwiłam się kiedy Anka jednak była dostępna. Nasze matki przyjazniły się, a jej ojciec był genetykiem wraz z moim pracował w tym samym instytucie więc często byli naszymi gośćmi w domu. Chcąc nie chcąc przyjazniłam się z Anką. Quick sam zaproponował żebyśmy zaprosili ich na śniadanie. Oczywiście że się cieszyłam, uszykowałam się i mieliśmy zejść na dół. Ale Damon się obudził więc ostatecznie wyszłam sama a Quick z Damonem miał przyjść za chwilę
- Rodzicom też się udało? - spytała pani Grażynka
- Niestety nie - odparłam
- Ale Drake ma się dobrze? - dopytała Aśka
Swoją drogą ciekawa byłam co było między nią a moim bratem.
- Tak - przytaknęłam
- Rodzice wysłali was za granicę? - dopytał pan Robert
- Nie, przez całe dwa lata byliśmy w Polsce.
- Nie miałem pojęcia że można było tam żyć - wypalił
- Było ciężko. Trzeba było się przystosować ale jak widać w Polsce da się żyć.
Pózniej przyszedł Quick. Więc zeszliśmy na temat Damona no i naszego ślubu.
- Gdzie wy się poznaliście? - dopytała Anka - znaliście się przed?
- Nie, poznaliśmy się w trakcie epidemii - przyznałam
Poniekąd byli jak rodzina. Ale dziwnie było gadać. Przez te dwa lata zmieniłam się a Anka została taka sama. Mimo wszystko nie mogłam zostawić ich na pastwę losu. Oglądaliśmy nagranie ze ślubu. Za to panu Robertowi zdecydowanie było głupio.
- Nie będziemy zajmować wam więcej czasu - wypalił pan Robert - ja też jeszcze muszę iść do pracy.
Pożegnaliśmy się i wyszli. Będę musiała przekonać Quicka by im pomógł. Ale zaskoczyło mnie że na laptopie były dwa nagrania i nie mogła to być druga część wesela bo nagranie było całe.
- Quick obiecaj że im pomożesz. - poprosiłam - byli przyjaciółmi rodziny. Załatw by legalnie mogli tu przebywać. Pomóż im znalezć jakieś mieszkanie i pracę panu Robertowi. Jest genetykiem pracował razem z moim ojcem. Przeżył tylko dlatego że wyrzucili go na długi urlop bo od 4 lata żadnego nie brał.
- Pomyślę - zapewnił
- Obiecaj - poprosiłam
Jeżeli Quick mówi pomyślę znaczy że ostatecznie zapomina o sprawie ale jeżeli powie że obiecuje to robi wszystko by daną sprawę załatwić. Już trochę go znam.
- A może zabierzemy ich ze sobą - podsunęłam - przecież w osadzie jest już w miarę bezpiecznie. Nie musieli by martwić się o jedzenie no i może pomógł by przy tych szczepionkach bo nasz stary profesor chyba sobie wszystko olał.
- Obiecuje że się zastanowię - powiedział - słoneczko naprawdę muszę to przejrzeć bo na 13 jesteśmy umówieni
- John zdajesz sobie sprawę że jest już 12 - powiedziałam
Zaskoczony spojrzał na zegarek.
Odpaliłam ten drugie nagranie i wyłączyłam jeszcze szybciej niż je włączyłam. No nie wierze
- John możesz powiedzieć mi co to jest? - spytałam wściekła odkręcając laptopa w jego stronę.
- Rodzicom też się udało? - spytała pani Grażynka
- Niestety nie - odparłam
- Ale Drake ma się dobrze? - dopytała Aśka
Swoją drogą ciekawa byłam co było między nią a moim bratem.
- Tak - przytaknęłam
- Rodzice wysłali was za granicę? - dopytał pan Robert
- Nie, przez całe dwa lata byliśmy w Polsce.
- Nie miałem pojęcia że można było tam żyć - wypalił
- Było ciężko. Trzeba było się przystosować ale jak widać w Polsce da się żyć.
Pózniej przyszedł Quick. Więc zeszliśmy na temat Damona no i naszego ślubu.
- Gdzie wy się poznaliście? - dopytała Anka - znaliście się przed?
- Nie, poznaliśmy się w trakcie epidemii - przyznałam
Poniekąd byli jak rodzina. Ale dziwnie było gadać. Przez te dwa lata zmieniłam się a Anka została taka sama. Mimo wszystko nie mogłam zostawić ich na pastwę losu. Oglądaliśmy nagranie ze ślubu. Za to panu Robertowi zdecydowanie było głupio.
- Nie będziemy zajmować wam więcej czasu - wypalił pan Robert - ja też jeszcze muszę iść do pracy.
Pożegnaliśmy się i wyszli. Będę musiała przekonać Quicka by im pomógł. Ale zaskoczyło mnie że na laptopie były dwa nagrania i nie mogła to być druga część wesela bo nagranie było całe.
- Quick obiecaj że im pomożesz. - poprosiłam - byli przyjaciółmi rodziny. Załatw by legalnie mogli tu przebywać. Pomóż im znalezć jakieś mieszkanie i pracę panu Robertowi. Jest genetykiem pracował razem z moim ojcem. Przeżył tylko dlatego że wyrzucili go na długi urlop bo od 4 lata żadnego nie brał.
- Pomyślę - zapewnił
- Obiecaj - poprosiłam
Jeżeli Quick mówi pomyślę znaczy że ostatecznie zapomina o sprawie ale jeżeli powie że obiecuje to robi wszystko by daną sprawę załatwić. Już trochę go znam.
- A może zabierzemy ich ze sobą - podsunęłam - przecież w osadzie jest już w miarę bezpiecznie. Nie musieli by martwić się o jedzenie no i może pomógł by przy tych szczepionkach bo nasz stary profesor chyba sobie wszystko olał.
- Obiecuje że się zastanowię - powiedział - słoneczko naprawdę muszę to przejrzeć bo na 13 jesteśmy umówieni
- John zdajesz sobie sprawę że jest już 12 - powiedziałam
Zaskoczony spojrzał na zegarek.
Odpaliłam ten drugie nagranie i wyłączyłam jeszcze szybciej niż je włączyłam. No nie wierze
- John możesz powiedzieć mi co to jest? - spytałam wściekła odkręcając laptopa w jego stronę.
Od Lexi
Wszędzie było pełno ludzi, muzyka leciała w tle. Quick i Roz byli otoczeni wianuszkiem gości a gdzie była cała reszta nie miałam pojęcia. Po jakimś czasie podszedł do mnie Luke.
-Nienawidzę takich imprez- mruknęłam- ciekawe czy Quick zna choćby część ich.
-A mnie ciekawi czy masz kaca po wczorajszym.
No tak mojemu braciszkowi jeszcze nie przeszło i na każdym kroku musi wspomnieć jak to bardzo jest obrażony na mnie.
-A tu cię zdziwię bo nie mam.
-No proszę. To na pewno dzięki temu kieliszkowi.
-Dobra okej, sorry powinnam ci powiedzieć że pójdziemy- powiedziałam chcąc uciąć te jego żale do mnie.
-Lexi wylądowaliście na komisariacie- przypomniał.
-Nie da się tego zapomnieć- przyznałam.- ale nie planowaliśmy tego.
-No co ty nie powiesz? Quick musiał wszystko odkręcać, wpłacił za was kaucje i...
- na prawdę musimy o tym gadać na ślubie?
-No dobra to może pogadamy o tym że we wtorek masz pójść do szpitala?
-Do jakiego szpitala- spytałam- coś komuś się stało?
No fakt Juli nie widziałam od rana, a może to Quick już tam Drake wysyła bo mu się zbiera od dłuższego czasu.
-Tobie to chyba się film wczoraj urwał- powiedział Luke śmiejąc się.
-Luke z czego ty się śmiejesz o co chodzi z tym szpitalem?- spytałam przejęta, na co Luke śmiał się jeszcze bardziej.- No Luke- ponagliłam go.
-To co Quick z tobą wczoraj nie gadał?- zmienił temat.
-Nie no gadał- potwierdziłam
-No a więc chodzi o ten szpital- wyjaśnił z czego nie wiele się dowiedziałam. Fakt gadałam z Quickem ale nie o żadnych szpitalach- Siostra Quick znalazł kogoś kto cię wyleczy- powiedział do mnie tonem jakim dorośli tłumaczą coś najbardziej oczywistego na świecie dziecku. Rzuciłam mu się na szyję i pisnęłam z radości. Poszłam poszukać Drake którego o dziwo bardzo szybko znalazłam. Zarzuciłam mu ręce na szyje i go pocałowałam.
-Jesteś zazdrosna? - dopytał, dopiero teraz zauważyłam trzy dziunie z którymi rozmawiał. Każda z nich wyglądała idealnie i elegancko. Obstawiam że nawet kiedy ryczały robiły to z klasą.
-nie no coś ty- skłamałam
-Na pewno jesteś- drążył temat dalej.
-O czy rozmawialiście?
-Próbujesz zmienić temat by się nie wydało że jesteś zazdrosna czy pytasz się o czym rozmawiamy bo jesteś zazdrosna?
No to wpadłam między młot a kowadło. Ech.
-Wcale nie jestem zazdrosna- wyjaśniłam- Quick znalazł kogoś kto mnie wyleczy.
-Mówiłem że nie umrzesz- powiedział całując mnie- ale i tak wiem że jesteś zazdrosna. Chodz pójdziemy się napić.
-Nie jestem zazdrosna- sprostowałam kiedy szliśmy w stronę stołu.
-Jesteś. Masz nóż przy sobie?
-Oczywiście że nie- skłamałam- jesteśmy na ślubie.
-Aha- przytaknął sarkastycznie.
-Nie no naprawdę.- upierałam się przy swoim, Drake pocałował mnie i wsunął rękę mi pod sukienkę.
-Drake nie obmacuj mnie publicznie- oburzyłam się ale on i tak już znalazł nóż.
-A więc niech zgadnę to wcale nie był nóż albo nie czekaj ty nie wierz jak on się tam znalazł.
-Dokładnie- przytaknęłam. W tym samym czasie do stołu podszedł... Luigi z jakąś kobietą.
-Pan Blake i Lexi, nie sądziłem że was tu spotkam- przywitał się. -Dziś wyglądacie o wiele lepiej.
-Czy to nie jest jeden z psów?- dopytał mnie Drake szeptem.
-Tłumacz psów- odszepnęłam.- My również nie podejrzewaliśmy że pana spotkamy.
-No i nie kąpaliśmy się w kanale- burknął Drake przez co zaczęłam się śmiać. - I co zamkniesz nas za to ze pijemy szampana?
-Drake- fuknęłam na niego.
-Swoją drogą nie podejrzewałem że pana wypuszczą i to już po kilku godzinach.
-Urok osobisty- wyjaśnił Drake.
-Raczej kasa- sprostował Luigi.
-Nie no jestem pewny że to o urok chodziło.
-A ja jestem pewny że to zasługa pieniędzy.
-Luigi jak duże mamy kłopoty- zmieniłam temat.
-Och bardzo, gondolier złożył doniesienie tak samo jak właściciel sklepu obawiam się że pana urok osobisty nie wystarczy.
-No to lipa- skomentowałam, trzeba coś wymyślić.- A jeśli by wycofali skargi?
-I tak by się odbyła rozprawa ale to by jednak bardzo wam pomogło.- wyjaśnił.
-No dobrze, a co pan jutro robi?
-Nienawidzę takich imprez- mruknęłam- ciekawe czy Quick zna choćby część ich.
-A mnie ciekawi czy masz kaca po wczorajszym.
No tak mojemu braciszkowi jeszcze nie przeszło i na każdym kroku musi wspomnieć jak to bardzo jest obrażony na mnie.
-A tu cię zdziwię bo nie mam.
-No proszę. To na pewno dzięki temu kieliszkowi.
-Dobra okej, sorry powinnam ci powiedzieć że pójdziemy- powiedziałam chcąc uciąć te jego żale do mnie.
-Lexi wylądowaliście na komisariacie- przypomniał.
-Nie da się tego zapomnieć- przyznałam.- ale nie planowaliśmy tego.
-No co ty nie powiesz? Quick musiał wszystko odkręcać, wpłacił za was kaucje i...
- na prawdę musimy o tym gadać na ślubie?
-No dobra to może pogadamy o tym że we wtorek masz pójść do szpitala?
-Do jakiego szpitala- spytałam- coś komuś się stało?
No fakt Juli nie widziałam od rana, a może to Quick już tam Drake wysyła bo mu się zbiera od dłuższego czasu.
-Tobie to chyba się film wczoraj urwał- powiedział Luke śmiejąc się.
-Luke z czego ty się śmiejesz o co chodzi z tym szpitalem?- spytałam przejęta, na co Luke śmiał się jeszcze bardziej.- No Luke- ponagliłam go.
-To co Quick z tobą wczoraj nie gadał?- zmienił temat.
-Nie no gadał- potwierdziłam
-No a więc chodzi o ten szpital- wyjaśnił z czego nie wiele się dowiedziałam. Fakt gadałam z Quickem ale nie o żadnych szpitalach- Siostra Quick znalazł kogoś kto cię wyleczy- powiedział do mnie tonem jakim dorośli tłumaczą coś najbardziej oczywistego na świecie dziecku. Rzuciłam mu się na szyję i pisnęłam z radości. Poszłam poszukać Drake którego o dziwo bardzo szybko znalazłam. Zarzuciłam mu ręce na szyje i go pocałowałam.
-Jesteś zazdrosna? - dopytał, dopiero teraz zauważyłam trzy dziunie z którymi rozmawiał. Każda z nich wyglądała idealnie i elegancko. Obstawiam że nawet kiedy ryczały robiły to z klasą.
-nie no coś ty- skłamałam
-Na pewno jesteś- drążył temat dalej.
-O czy rozmawialiście?
-Próbujesz zmienić temat by się nie wydało że jesteś zazdrosna czy pytasz się o czym rozmawiamy bo jesteś zazdrosna?
No to wpadłam między młot a kowadło. Ech.
-Wcale nie jestem zazdrosna- wyjaśniłam- Quick znalazł kogoś kto mnie wyleczy.
-Mówiłem że nie umrzesz- powiedział całując mnie- ale i tak wiem że jesteś zazdrosna. Chodz pójdziemy się napić.
-Nie jestem zazdrosna- sprostowałam kiedy szliśmy w stronę stołu.
-Jesteś. Masz nóż przy sobie?
-Oczywiście że nie- skłamałam- jesteśmy na ślubie.
-Aha- przytaknął sarkastycznie.
-Nie no naprawdę.- upierałam się przy swoim, Drake pocałował mnie i wsunął rękę mi pod sukienkę.
-Drake nie obmacuj mnie publicznie- oburzyłam się ale on i tak już znalazł nóż.
-A więc niech zgadnę to wcale nie był nóż albo nie czekaj ty nie wierz jak on się tam znalazł.
-Dokładnie- przytaknęłam. W tym samym czasie do stołu podszedł... Luigi z jakąś kobietą.
-Pan Blake i Lexi, nie sądziłem że was tu spotkam- przywitał się. -Dziś wyglądacie o wiele lepiej.
-Czy to nie jest jeden z psów?- dopytał mnie Drake szeptem.
-Tłumacz psów- odszepnęłam.- My również nie podejrzewaliśmy że pana spotkamy.
-No i nie kąpaliśmy się w kanale- burknął Drake przez co zaczęłam się śmiać. - I co zamkniesz nas za to ze pijemy szampana?
-Drake- fuknęłam na niego.
-Swoją drogą nie podejrzewałem że pana wypuszczą i to już po kilku godzinach.
-Urok osobisty- wyjaśnił Drake.
-Raczej kasa- sprostował Luigi.
-Nie no jestem pewny że to o urok chodziło.
-A ja jestem pewny że to zasługa pieniędzy.
-Luigi jak duże mamy kłopoty- zmieniłam temat.
-Och bardzo, gondolier złożył doniesienie tak samo jak właściciel sklepu obawiam się że pana urok osobisty nie wystarczy.
-No to lipa- skomentowałam, trzeba coś wymyślić.- A jeśli by wycofali skargi?
-I tak by się odbyła rozprawa ale to by jednak bardzo wam pomogło.- wyjaśnił.
-No dobrze, a co pan jutro robi?
Subskrybuj:
Posty (Atom)