W sumie to słyszałem tylko strzępki z tych rozmów. Jednak słowo genetyk, osada, Hm... 13 znaczy 12.
- Słońce ale jak? Co? Jakie nagranie co mam oglądać? Przecież te wesele było nudne, męczące, żal. A to co wyprawialiśmy na górze, rzucanie tortem pamiętam.
- Popatrz na to - poprosiła
No więc od niechcenia zerknąłem i się zagotowałem.
- Co to kurwa jest? Ja nie mam nic z tym wspólnego, nie rozumiem
Musiałem wrzasnąć na całą salę bo zrobiła się cisza. Pierwszy raz zakląłem odkąd wyjechaliśmy z osady.
- Kruszynko ja nie mam nic z tym wspólnego
Zawołałem kelnera. Nakazałem aby przyprowadził tu Dominika. Gdy ten przyszedł wystarczyło aby na mnie popatrzył i zaczął się błędnie tłumaczyć
- No co chciałem być tylko pewien, sprawdzić czy wszystko jest okej. Bo jeżeli byś sięgnął po laptopa
- Co widziałeś? - wrzasnąłem na niego aż biedak podskoczył i zbladł
- Znaczy to nie miało do ciebie trafić. To jest jedyne nagranie miałem obejrzeć i usunąć.
- Gdzie są te kamery? - dopytałem - wiesz że jak widziałeś moją żonę nago to dostaniesz wpierdol
- Nie no właśnie ci tłumaczę że tego nie widziałem ten laptop miał tam zostać.
- Dominik ty powinieneś iść do psychologa
- Posłuchaj ja ci wytłumaczę. Chodzi o to...
Nie dałem mu dokończyć
- Chodzi o to mój drogi że tak bardzo narzekałeś na wygląd mojej żony a w sumie się na nią ślinisz i chciałeś sobie popatrzeć.
Wtedy Dominik jak rakieta wypalił
- Ja na ciebie chciałem popatrzeć bo ciebie kocham mój drogi
Aż usiadłem z wrażenia.
- John oddychaj - usłyszałem głos Roz
Dopiero wtedy stwierdziłem że się zapowietrzyłem
- No nie denerwuj się - mówił Dominik
- Jak ma się nie denerwować pieprzony pedale - warknęła Roz
- Moja droga - zaczął Dominik
- Ty jeszcze nie wiesz jak bardzo jest droga - powiedziałem
- Teraz to ja to załatwię - stwierdziła Roz
I zaczęła wykład.
- Dotykałeś go? Od jak dawna ci się podoba? Jak długo to trwa? Dlaczego to ukrywasz? Dlatego mnie obrażałeś? Kombinowałeś? Nie chciałeś dopuścić do ślubu? Dla siebie szykowałeś tą sypialnie nie dla nas? Gdybyś wiedział tyle o Johnie co ja, wiedział byś że on woli konwalie nie róże.
- Ale one tam nie pasowały - oburzył się Dominik i dostał w mordę od Roz - jak mogłaś Bella
Rozśmieszyła mnie ta cała sytuacja. No dziewczyna pobiła faceta. Nie no nie pobiła faceta pobiła pedała.
- No mój drogi powiedz coś
- Boli cię rączka? - dopytałem Roz całując ją w dłoń
- Wiedziałeś o tym? - dopytała
- No słońce pamiętasz przeprawę z Drake'm. Czy ja ci w nocy nie udowodniłem
- Ja jeszcze raz chce zobaczyć te gwiazdy - stwierdziła
- A ja chyba nie chce oglądać mroczków znaczy widzisz słonko nów zaczynam się plątać. Tak gwiazdy jak najbardziej tylko wtedy znaczy w nocy to chyba było trochę za szybko raz po raz. A może to ta gorączka bo naprawdę słabo mi się zrobiło. Chyba musimy poćwiczyć - stwierdziłem
- Quick jest za dziesięć pierwsza
- Dobrze jedziemy
Jak mam się skupić na fuzji myślałem gdy szliśmy przez hol do samochodu. Rety jaka kompromitacja no gdybym nie wziął tego laptopa no ja pierniczę. No słyszałem że kreatorzy mody są chorzy ale żeby do tego stopnia. Byłem w totalnym szoku. Jak ja mam się skupić naprawdę no jak.
- Potrzebuje tłumacza - rzuciłem przechodząc przy recepcji. - Biegły brazylijski
I poszliśmy dalej do samochodu. Znaczy po angielsku, niemiecku bym się z nimi dogadał ale ta sytuacja tak mnie rozwaliła, że po protu nie dam rady myśleć nad słowami.
- John ale pomożemy im?
- Znaczy komu konkretnie? - dopytałem
- Ty mnie nie słuchałeś
- Skarbie tak bardzo tak, tylko po prostu Dominik mnie rozwalił. I ta fuzja i Diabeł on ma pierwszy wyścig. Będą tam ci Arabii od księżniczki słońce on nie może dać dupy. To jest pierwszy wyścig tego konia tak naprawdę. Strasznie nerwowy jest
- Ale co ty chcesz udowodnić Quick? - dopytała
- Po pierwsze to że araby nie są tylko arabskie. Po drugie że nie jestem sprzedawczykiem, po trzecie mam zlecenie od nich tylko muszą się wypłacić. I nie w księżniczkach u nich słowo towar to chyba znaczy księżniczka. Przepraszam kruszynko denerwuje mnie to. Wiesz że tylko ty i Damon się dla mnie liczycie. A teraz ten pedał - pokręciłem głową. Wsiedliśmy do samochodu. Dopiero uświadomiłem sobie że nie mówię na temat. - a no tak twoi goście. Wzięłaś do nich jakiś kontakt.
- No tak telefon
- Pomyśle. Szczury to średnio przyjemne towarzystwo. Jak wrócimy ze spotkania może zaprosiła byś ich na kolacje. Myślę że jeżeli udało by mi się zaufać temu profesorowi to by się przydał na osadzie. Znaczy w domu w sumie. Jakoś się pomieścimy. No wiesz skarbię planuje rozbudowę i jeżeli ty im ufasz to może miał by pod kontrolą profesora. No w sumie to nie wiem kim on jest nie gadałem z nim o tym. A ten pan Robert jak dobrze pamiętam jest genetykiem więc może udało by się zrobić coś więcej dla Al. No zobaczymy w każdym razie co wyjdzie z badań w szpitalu.
Dojechaliśmy na miejsce. W sumie ta transakcja nie trwała długo bo ci Brazylijczycy nie mieli żadnych argumentów. Więc umowa przeszła z poprawkami na moją korzyść. I o to chodziło. Jednak pojawił się kolejny problem Diabeł nie chciał wejść do boksu.
- Ten dżokej jest beznadziejny - stwierdziła Roz
- Nie słońce jest za delikatny a ogier za bardzo pobudzony może nie wstawiali go na bramkę może nie ćwiczyli tego. Posiedzisz chwilkę sama
- Co zamierzasz zrobić? - dopytała
- Jeżeli komisja mi pozwoli to sam ujarzmię tego Diabła znam się trochę na koniach.
- Chyba nie zamierzasz...
- Nie zamierzam dać satysfakcji arabom - stwierdziłem
Sprzedałem całusa Roz
- Trzymaj kciuki słońce żebym się nie zabił.
Przez megafony najpierw bredzili że z 6 nie radzi sobie dżokej. I jeżeli za 5 min nie wejdzie do bramki to będzie dyskwalifikacja. Poszedłem do komisji i okazało się że mogę startować we własnych barwach. No to wyszedłem na tor. Pogadałem sekundę z dżokejem
- Przecież jak go prezentowałeś to szedł bokiem. Co z ciebie za lama konia nie potrafisz utrzymać w ryzach. Spadaj ja pojadę.
- Szef nie ma pojęcia oburzył się dżokej
- Złaś - nakazałem
Wskoczyłem na tego Diabła. No naprawdę Diabeł stanął skurwiel dęba
- No kolego - gadam do niego - ja już to na osadzie przerabiałem. Jak jesteś taki cwaniak to zobaczymy czy umiesz chodzić do tyłu.
Nie byłem zdziwiony jak z ciągnąłem mu cugle. Zeskoczyłem z niego w ostatniej chwili a ten się wyjebał. - No to wiesz mistrzu kto tu rządzi. - ostro go spiąłem żeby nie miał ruchów i udało nam się go wstawić do boksu startowego. Oczywiście jak poszła bomba to ten zamiast ruszyć stanął dęba. Komentatorzy byli bezwzględni stawka była mocna. Pierwszy był arabski siwek, drugi biały, trzeci kasztan. Podawali nazwy ale się nie skupiałem. W sumie dobrze obstawiałem że ten arabski wyjdzie na pierwszym. Dopiero jak mu przywaliłem w dupę wyskoczył z boksu jak rakieta. Wkurwiali mnie ci komentatorzy i rozpraszali. A ten tekst że 6 nie wyszła z boksu po prostu mnie powalił. Przywaliłem mu jeszcze z pięć razy. Okrążenia były dwa na pierwszym dogoniliśmy stawkę na połowie drugiego znów mnie zdekoncentrowali. Czy ja nie mogę skupić myśli słyszałem tylko głos pieprzonego komentatora i nie zapomniany tekst
- 6 idzie po zewnętrznej widać że zmiana dżokeja nie przyniosła rezultatów. Dżokej nie ma doświadczenia. Gdyby poszedł po wewnętrznej. Może doszedłby stawkę.
Wewnętrzna pomyślałem i dawaj go w dupę
- Dalej Diabeł ruchy kurwa.
No i poszliśmy na wewnętrzną. Jakieś pięćset metrów przed metą doszliśmy siwka tak mu przyjebałem w zadek że chyba się posrał mało co nie spadłem gdy wyrwał do przodu. Wynik był taki że wygraliśmy o nos. Czyli początki mamy dobre. No oczywiście były domniemania zwycięstwa. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie że razem z rozliczeniem z różowej landrynki dostałem list. Wróciłem do Roz i pojechaliśmy do hotelu.
-Nie chcesz znać wyników - dopytała
-Dowiem się jutro - stwierdziłem - z reszto będą to puszczać w telewizji, ale mam coś ciekawszego na tapecie - zatrzymałem auto przed hotelem - Mariusz przysłał mi list pewnie z transportem jakimś i szczerze to trzeba się chyba zwijać.
- A co się stało? - dopytała Roz
- No jest tutaj napisane że transport doszedł ale nie ma potwierdzenia więc nie mogą go odebrać. Kończą im się zapasy dodatkowo pokazali się zimni. Ludzie Luke'a ich wybijają ale zaczyna robić się ich więcej. W osadzie jest lekki bunt bo myślą że ich zostawiliśmy. Krzysiek i Mateusz zmieniają sobie panienki generalnie cytuje zrobili sobie z domu burdel. Raz wzięli sobie trzy do osady wróciły dwie i teraz zmieniają sobie po dwie. Dodatkowo Mariusz pisze że nam gratuluje ślubu o ile się odbył. I o ile się odbył to chciał by specjalne zamówienie bo chciał by zrobić weselicho na osadzie i bez białej kiecki bo by się chyba nie sprawdziła. Z reszto sama to zobacz i podałem jej kartkę.
Roz przeczytała była w lekkim szoku
- Chcesz wracać? - dopytała
- Szczerze to nie uwierzysz ale tęsknie za Alfredem, brakuje mi babci, ciszy, spokoju, zimnych i ciągłego zakłócania spokoju.
- Naprawdę - dopytała
- No poważnie dowiedziałem się że w środę jest rozprawa. Więc ewentualnie mogli byśmy wracać. Gdybyś chciała. A i jeszcze mogli byśmy zabrać tą Ankę z rodziną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz